Z ”Księgi Fundacji” świętej Teresy Wielkiej. Księga ta uznawana jest nie tylko za wybitne dzieło mistyki, ale też za największe dzieło literatury hiszpańskiej. Wielcy święci przetarli nam szlaki na trudnej i ryzykownej ścieżce duchowej. Dzięki temu możemy porównać się z nimi i wyprostować, o ile się skrzywimy. Oto bogactwo naszej Tradycji.
IHS
l. Z własnego doświadczenia przekonałam się, o czym i w wielu książkach czytałam, jak wielkim to dla duszy jest dobrem, nie schodzić nigdy z drogi posłuszeństwa. Na tym bowiem zasadza się postęp w cnocie i w pokorze; na tym polega bezpieczna ufność, którą dobrze jest nam, ludziom śmiertelnym, w sobie zachowywać, dopóki żyjemy na tej ziemi, byśmy nie zbłądzili z drogi wiodącej do nieba. Tu znajduje się on pokój tak pożądany dla duszy pragnącej spodobać się Bogu. Ktokolwiek bowiem szczerze i prawdziwie zda siebie na to święte posłuszeństwo i umysł swój jemu podda, nie chcąc już mieć innego zdania i sądu, jeno zdanie i sąd spowiednika, albo jeśli żyje w zakonie, zdanie i sąd przełożonego swego, tego już diabeł nie będzie napastował niepokojami, bo widzi, że szkodę raczej niż korzyść odnosi. Podobnie i niesforne zapędy natury człowieka, rade czynić wedle woli własnej i samże rozum stłumić dla zadowolenia swego, umilkną w nim, bo posłuszeństwo będzie mu przypominało, że stanowczo i raz na zawsze wolę swoją złożył w wolę Bożą, za środek ku temu obierając poddanie się temu, który mu miejsce Boga zastępuje.
Odkąd Pan w dobroci swojej raczył mię oświecić ku poznaniu wielkiego skarbu zamkniętego w tej drogocennej cnocie, starałam się zawsze — choć nieudolnie i niedoskonale— zachowywać ją (1) chociaż nieraz utrudnia mi ją mała we mnie (s.450) cnota, lękająca się, że do niektórych rzeczy, jakie mi czynić każą, sił mi nie starczy. Niechaj Boski Majestat raczy zaradzić niedostateczności mojej i w tej obecnej pracy.
2. W czasie pobytu mego w klasztorze Św. Józefa w Awili roku tysiąc pięćset sześćdziesiątego drugiego, to jest w samymże roku założenia tego klasztoru, otrzymałam od ojca Garcia de Toledo, dominikanina, naonczas spowiednika mojego, rozkaz opisania fundacji tego klasztoru i wielu innych rzeczy, które sam zobaczy, kto ujrzy to pismo, jeśli ono wyjdzie na światło dzienne (2). Obecnie, w roku tysiąc pięćset siedemdziesiątym trzecim, po upływie jedenastu lat, znajdując się w Salamance, mam za spowiednika ojca magistra Ripalda, rektora Towarzystwa Jezusowego (3). Ten, przeczytawszy księgę pierwszej fundacji, uznał, że będzie to na większą chwałę Bożą, gdy napiszę o innych siedmiu klasztorach, które od założenia pierwszego aż do tego czasu z łaski Pana naszego powstały, jak również o pierwszych początkach klasztorów Ojców Bosych tejże Reguły pierwotnej; polecił mi zatem podjąć się tej pracy.
Wykonanie tego rozkazu wydawało mi się niepodobnym (przy tylu interesach do załatwienia i tylu listach do pisania, i innych jeszcze obowiązkach, włożonych na mnie z rozkazu przełożonych), a nadto i z powodu tak małych zdolności, i zdrowia tak zniszczonego, że i bez tej pracy nadprogramowo mi narzuconej, nieraz zdawało mi się, że dłużej brzemienia mego nie zniosę. Wobec tego uciekałam się do Pana, polecając Jemu utrapienie moje. A Pan rzekł do mnie: Córko, posłuszeństwo dodaje siły.
3. Niechże boska łaskawość Jego to sprawi, by tak się stało, i niech użycza mi łaski, abym potrafiła na chwałę Jego opowiedzieć miłosierdzie, jakie w tych fundacjach Zakonowi naszemu okazał. W opowiadaniu moim, upewniam, będzie czysta prawda, bez żadnej przesady, o ile sama rozumiem, zgodna z tym, co było rzeczywiście. W najmniejszej rzeczy (s.451) nawet, za nic na świecie nie powiedziałabym kłamstwa; tym bardziej więc, gdy to, co tu piszę, ma być na chwałę Panu, za ciężki grzech poczytywałabym sobie najlżejsze rozminięcie się z prawdą. Byłoby to, zdaniem moim, nie tylko zmarnowaniem czasu, ale i nadużyciem rzeczy Bożych na oszukanie ludzi; miast chwały Bożej, wyrządziłabym Bogu obrazę; byłoby to niegodną zdradą. Niech Boski Majestat nie wypuszcza mnie ze swej opieki, bym miała uczynić rzecz podobną.
Każdą fundację opiszę osobno, starając się pisać zwięźle i krótko, o ile potrafię; bo styl mam taki ciężki, że słusznie się obawiam, czy mimo najlepszej woli nie umęczę i drugich, i siebie. Lecz znając miłość, jaką mają dla mnie, córki moje, którym to pismo ma się dostać po śmierci mojej, ufam, że cierpliwie mię zniosą.
4. Wie nasz Pan, że w niczym nie szukam pożytku mego i o nic nie dbam, jeno o cześć i chwałę Jego, toteż i pisanie to podejmując błagam Go, niech daleka będzie od tych, którzy to czytać będą, myśl przypisywania mnie czegoś z tych wielu rzeczy chwalebnych, które tu znajdą opisane, bo byłoby to wprost przeciwne prawdzie. Niech raczej proszą za mną Boski Majestat Jego, aby mi raczył przebaczyć, że tak źle tych wszystkich łask użyłam. Toteż córki moje nierównie słuszniejszy mają powód do żalenia się na mnie, niż do dziękowania mi za to, co się w tych fundacjach dokonało. Dobroci Bożej, córki moje, wszystko oddajmy dziękczynienie za te tak wielkie łaski, jakie nam uczynił. Ktokolwiek będzie to czytał, proszę go na miłość Boga o jedno Zdrowaś Maryjo, aby mi modlitwą swoją dopomógł do wyzwolenia się z czyśćca i dojścia do oglądania Jezusa Chrystusa, Pana naszego, który z Ojcem i Duchem Świętym żyje i króluje na wieki wieków, amen.
5. Skutkiem tej słabej pamięci mojej, zapewne tu opuszczę niejedną rzecz ważną, a wspomnę za to o wielu takich, bez których by się obyło; słowem, będzie to robota odpowiadająca tępocie mego umysłu i nieokrzesaniu memu, a także warunkom, w jakich ją piszę, mało mając do niej czasu spokojnego. Stosownie do danego mi polecenia, dotknę tu (s.452) również, przy sposobności, niektórych spraw odnoszących się do modlitwy wewnętrznej i złudzeń, jakie się w niej zdarzyć mogą, ażeby ktoś, co im podlega, w porę się na tej niewłaściwej drodze zatrzymał.
6. We wszystkim poddaję się temu, czego matka święta Kościół Rzymski naucza; postanowiłam nadto, że nim to pismo dostanie się do rąk waszych, siostry moje i córki, pierwej je przejrzą ludzie uczeni i w rzeczach duchowych doświadczeni. Zaczynam w imię Pańskie, wzywając na pomoc błogosławioną Matkę Jego, której, choć niegodna, habit noszę, i chwalebnego ojca i pana mego, św. Józefa, w którego domu jestem, bo pod jego wezwaniem wzniesiony jest ten klasztor Karmelitanek Bosych, a który przez całe życie moje przyczyną swoją mię wspierał.
7. Roku 1573, w dzień świętego Ludwika, króla francuskiego, to jest dnia 25 sierpnia.
Niech będzie Bóg pochwalony!
http://www.voxdomini.com.pl/duch/mistyka/tw/ks-fu/ks-fu-01.htm
Ta wielka Swięta Kościoła, pierwsza kobieta uznana Doktorem Kościoła, geniusz z woli Boga wzniosła swój gmach intelektualny na cnocie posłuszeństwa i pokory.
Bardzo trudno pogodzić posłuszeństwo z pokorą, bo mamy tu napięcie pomiędzy dwiema zasadami- pokora każe bezwzględnie dążyć do prawdy obiektywnej i bronić jej nawet za cenę życia, a posłuszeństwo każe bezwzględnie godzić się z subiektywną wolą przełożonego.
Nie ma wyboru pomiędzy tymi dwiema bezwzglednymi i pozornie sprzecznymi zasadami- pozostaje więc oddanie wszystkiego Bogu i umniejszenie siebie do zera. Ta postawa nazwana jest Drogą.
Św. Ignacego, “patologicznego” krzewiciela cnoty posłuszeństwa, spytano kiedyś, czy to aby roztropne, tak być “ślepo” posłusznym, wszak przełożony może nakazać wykonanie czegoś… no głupiego. Na to odparł: Cnota roztropności leży po stronie tego, kto daje polecenie, nie kto wykonuje.
Właśnie.
Cantalamessa mówi, że kiedyś spacerując po parku miał taki przekaz;- widział siebie jak jedzie bryczką i trzyma lejce, nagle ujrzał Jezusa siedzącego obok niego na kożle. Jezus rzekł- daj mi te lejce, teraz ja poprowadzę.
Cantalamessa był wtedy przeorem kapucynów, wydawało mu się, że już wszystko oddał Jezusowi, okazało się jednak, że wciąż dzierżył lejce.
Mamy się pokornie zdać.
Dzięki za “proposłusznościową” argumentację, wspartą tekstami źródłowymi – choć dla mnie posluszeństwo itp. jakoś dziwnie kojarzy sie z “maul halten!!!” i z komunistycznym Frontem Jednosci Narodu . Ale to już takie moje genetyczno-historyczno-polskie zboczenie, które pewnie mnie do piekła doprowadzi …
No tak, jak się nie czyta mistyków i nigdy nie przeczyta, bo konkurencja telewizji jest nie do pokonania w produkcji uczonych, to i nie zrozumie się nigdy ani Kościoła ani Ewangelii.