Samotność Polaków.
Ze wspomnień mojego Ojca, bardzo utkwiło mi w pamięci, to z pierwszych miesięcy wojny 1939r. Ten kilkunastoletni chłopak, opowiadał, że czymś niewyobrażalnie strasznym wtedy, nie było to, że Niemcy chodzili po polskich ulicach, nawet nie to, że podzielili się nami jak kawałkiem tortu z sowietami.
Najstraszniejsza była samotność. Ten czas, kiedy dotarło do Polaków, że nikt nie przyjdzie nam pomóc.
Pakty o nieagresji się drze, napada kraj bez wypowiedzenia wojny, albo wysyła notę, a pakty o pomocy militarnej są nic nie warte.
To takie nie podarte papierki…
Tylko moi Rodacy inni wtedy byli.
W tym strasznym osamotnieniu, utworzyli największą na świecie armię podziemną, już w listopadzie Związek Walki Zbrojnej, potem w 1942 r przemianowany na Armię Krajową.
Armię Krajową rozwiązano w 1945, ponad 200 tysięczną armię walczącą z aliantami też rozwiązano niebawem, ponieważ…. znów zostaliśmy samotni…
W tej samotności mordowani byli żołnierze, którzy się z tym pogodzić nie mogli. Jakiś pogrzeb teraz chcą im zrobić, tym szczątkom upodlonych, zrzuconych do dołów… może pochować w Alei Zasłużonych, koło ich oprawców…
No więc nastał czas wspaniałego Komunizmu, ale ponieważ geny jednak się dziedziczy, Polacy nie dali się nabrać na żaden nowy wspaniały świat i przez prawie 50 lat robili, co mogli, aby się z tego raju wydostać. Oczywiście wspaniała Europa bardzo się denerwowała, kiedy Polacy wychodzili na ulicę, ginęli… bo w Europie ludzie żyć chcieli, a tu ci cholerni Polacy, więc oczywiście znów byliśmy samotni….
Kiedy wreszcie pomachaliśmy ruskim wojskom na dworcu i pojechali w cholerę do siebie, wmówili moim durnym Rodakom, że teraz „musimy” wejść do następnego kołchozu, bo … uwaga! zostaniemy samotni…
To jest bardzo ważne… po raz pierwszy, zamiast słuchać własnego, zdrowego rozsądku i stać się krajem samodzielnym, jakich wtedy nie brakowało w Europie, przyłączyliśmy się do tych którzy, albo nas napadli, albo na tę samotność skazali…
Od tego momentu moim zdaniem, zatraciliśmy instynkt przetrwania, który chronił nas i uodparniał, pozwalając przeżyć najgorsze momenty swojej ciężkiej historii.
Czy już czujecie, tą zbliżającą się następną samotność?
Pierwszym dzwonkiem alarmowym dla mnie było podejście do sprawy katastrofy, w której zginęło 2 prezydentów, 4 generałów natowskich, prezes Banku Centralnego, prezes IPN i wielu innych mających wiedzę być może potrzebną do przetrwania nas jako nacji, tego się już pewnie nie dowiemy…
Pomijam już nawet hipotezy maskirowki, czy zamachu.
Ale jak czujecie się, kiedy oficjalnie mówi się o tym, że samolotu nie dostaniemy z powrotem, czarnych skrzynek też, a śledztwo należy zakończyć?
Informuje nas o tym państwo, na terenie, którego doszło do katastrofy i które nigdy w podobny sposób nie śmiało by się zachować w stosunku do jakiegokolwiek innego państwa. A nasz radzio tweetuje, że chyba nic się nie da zrobić…
Ważny podobno członek NATO, w którym zginęło 4 generałów nie może liczyć na pomoc sojuszników? Zachowanie tego nierządu jest na rękę wszystkim… i sprawcom i „sojusznikom”
Ja czuję się jakby mówili do mnie, spadaj śmieciu… siedź cicho, to my układamy te klocki.
Sami ze sobą też jesteśmy skłóceni, ktoś bardzo się o to postarał…
Samotność…
Drugim dzwonkiem, moim zdaniem jest sprawa Ukrainy.
Najpierw nasz nierząd się nie wtrącał, potem nagle bohatersko zaczął pohukiwać na Rosję, by w końcu żebrać o pomoc u „sojuszników”
Bo to jest żałosna żebranina. Państwo rozbroiło się na polecenie Brukseli, a teraz skamle o ochronę?
Jakieś ćwiczenia, parę samolotów… no i zapewnienia o naszym bezpieczeństwie, że nie jesteśmy sami.
Moim subiektywnym zdaniem jesteśmy sami, od dawna … jak zawsze…
To są puste słowa i nie podarte papierki, jak wtedy, kiedy mój Ojciec miał kilkanaście lat, w 1939r….
Polska nie jest Chrystusem Narodów, jak wieszczył Mickiewicz, ale niewątpliwie coś w niej jest, z tej samotności Jego na Krzyżu…
ten, kto nie wykopał własnego okopu i “nie-posiedział” w nim choć troszkę – nie-wie co to …SAMOTNOŚĆ. Pomyśl, a zrozumiesz bardziej Tatę,
dzięki
/lecedalej/
Mocne słowa, ale nie jesteśmy samotni, kiedy mamy wiarę, bo mamy wtedy inną perspektywę sensu.
Jesteśmy Chrystusem narodów, bo obecnie Bóg i Kościół na nas liczą, jak też katolickie elity na świecie.
Miałabym to za złudzenie, ale kiedy rok temu byłam na spotkaniu organizowanym przez Polonia Christiana z intelektualistami z Anglii, oni sami przekonywali nas, że ten mit Mickiewicza jest cały czas żywy wśród elit międzynarodowych, mówi się o tym tez we Francji, w Niemczech i w Ameryce. Powiedzieli, byśmy się trzymali, bo oczy wielu są na nas zwrócone z nadzieją, że my znowu coś wykombinujemy, że od nas przyjdzie wybawienie.
Choć nie wiem co my możemy wykombinować, ale Bóg to wie na pewno.
Polska mogła być “przedmurzem chrześcijaństwa” w czasach Chodkiewicza, Koniecpolskiego, Sobieskiego, bo mielismy husarię … nawet w czasach “cudu nad Wisłą” 1920, bo mieliśmy dobrze wykształcone i wychowane elity … ale to se ne vrati…
Wraca, wraca.
Niech Pan nie szerzy defetyzmu…!
Uważam, że ta samotność Polaków faktycznie ma miejsce. Myślę, że jest ona objawem dobrej i złej rzeczy – z jednej strony przylgnięcia polskiego narodu do Chrystusa, a z drugiej nienawiści jaką do Chrystusa żywi duch tego świata. Widzę to także w skali mikro na moim małym podwórku. Wybaczcie mi nieco osobiste wyznanie, ale jeszcze nigdy w moim życiu nie przeżywałem Świąt Zmartwychwstania tak blisko Chrystusa jak w tym roku i nigdy jeszcze nie doświadczyłem takiego opuszczenia przez bliskich, zafascynowanych światem i starających się na Chrystusa spuścić zasłonę niebytu. Polacy od wieków bronią Chrystusa i jego Kościoła, więc dopóki świat się nie nawróci, ta samotność jest chyba wpisana w nasz los.