1 IX gdy Niemcy zaatakowały Polskę, ponieważ jej sojusznicy nie mieli zamiaru dotrzymywać przyjętych zobowiązań wojna była raczej przegrana. Na pewno 16 IX, gdy Japonia podpisała rozejm z Sowietami, po przegranej bitwie nad Chałchin-Goł, w wojnie na Dalekim Wschodzie.
Gdyby szukać praprzyczyn klęski, trzeba by zacząć od Traktatu Ryskiego – nie udało się wtedy stworzyć , mimo polskiego wsparcia buforowego „ Korolewstwa Biełarusi” i państwa ukraińskiego. W okresie międzywojennym zaś, nie próbowaliśmy tworzyć i wspierać przyjaznych nam elit tych narodów.
Można sięgnąć jeszcze wcześniej, do zatrzymania ofensywy jesienią 1919. Wtedy być może Denikin i inni carscy generałowie pokonaliby komunizm. Choć z nimi też nie mielibyśmy łatwego życia, rozbiory Polski mieli przećwiczone.
Po odzyskaniu niepodległości, mimo istnienia i wsparcia państwa dla organizacji paramilitarnych nie wyciągnięto wydawałoby się oczywistego wniosku ze sposobu odzyskania niepodległości. Tego, że bez jednostek ochotniczych, lokalnych np. śląskiej czy poznańskiej, czy grodzieńskiej, czy lwowskiej samoobron, to by się nie udało. Powinno się je utrzymać, powinny istnieć na wzór szwajcarski. Mobilizacja nie okazałyby się wtedy takim problemem. ON zaczęto tworzyć dopiero pod sam koniec II RP.
Kolejna sprawa to rok 1926, powrót Piłsudskiego. Państwem zaczęła rządzić na zasadach wyłączności tylko część jego elity, zmniejszyło to jego efektywność. Polska leżąca pomiędzy silniejszymi sąsiadami nie może sobie pozwalać na wewnętrzne wojenki. Zamykanie narodowców i innej opozycji, nie mówię tu o komunistach itp. agenturze, osłabiało kraj. U nas, jeśli mamy się utrzymać w tym miejscu na mapie, muszą rządzić najlepsi. Pod koniec lat 30tych, gdy się wszystko decydowało, mieliśmy rządy adiutantów i trumny martwego już wodza. Kolejny spadek efektywności.
Sojusze, choć to wtórne i niepewne zabezpieczenie, też szły po części we właściwym kierunku. Odrzucone propozycje Piłsudskiego wojny prewencyjnej z Niemcami w 1933, Rydza w 1936, a nawet brak pomocy militarnej, a jedynie sprzętowa w 1920, powinny być oczywistymi sygnałami, że na pomoc z zachodu nie mamy co liczyć. Obecnie też dostajemy mnóstwo takich sygnałów, ale zachowujemy się jak zawsze, jak ta ćma latająca wokół płomienia świecy. My latamy naokoło zabójczej dla nas nadziei, że nam pomogą. Sądzimy podle siebie, wg zasad naszej kultury. Dobrze to i niedobrze. A oni chcą mieć u siebie święty spokój, po trupach, najlepiej naszych. Dlatego dostaliśmy gwarancje przed wojną, byśmy się bronili, by skierować agresję Hitlera na wschód, zetknąć z ZSRR. By doszło między nimi do wojny.
Trzeba było się skupić prawie wyłączne na najbliższej okolicy. Nie trzeba było zdobywać Wilna. Polacy stanowiący znaczą cześć mieszkańców Litwy spowodowaliby to, że byłyby z nią układy zbliżone do tych z okresu I RP. Małe, okoliczne państwa miałyby do nas zaufanie. Stosunki z Czechami powinny byś priorytetem. To był przed wojną potężny producent broni, kraj bogatszy od Austrii. Nie mieliśmy tam wielu przyjaciół. Trzeba było zrobić wszystko, by ich zdobyć. Nawet, jeśli pod koniec lat 30tych, trzeba było doprowadzić do wymiany rządzących tym krajem, wszelkimi metodami.
Nie powinniśmy pozwolić na zajęcie Austrii. To była pierwsza przewrócona kostka domina. Tu mogliśmy liczyć na poparcie Włoch. Austria miała silną partię rządzącą i armię, do kadr której nie dopuszczano nazistów. To był właściwy moment na atak na Niemcy. Zachód był wtedy do tego nie potrzebny, potrzebne były Czechy, ich broń. Kolejny, tym razem ostatni moment, to niedopuszczenie do zajęcia czeskich fortyfikacji granicznych w 1938. Niemcy wtedy wcale nie mieli nawet wystarczających sił do ich zajęcia. My fortyfikacji niemieliśmy prawie wcale, tam gdzie były, okazały się być bardzo efektywne (Wizna, Westerplatte,…). Finowie dzięki nim i dobrej strategii walki w tym samym roku ocalili niepodległość.
Kolejna sprawa, to sama strategia obrony Polski, jakże różna choćby od tego, co robił Hitler wycofując się z naszych ziem. Miasta powinno się zamienić w fortece, mieszkańców w Volkssturm. Zdolności mobilizacyjne to było 2,5 mln ludzi ale nie stać nas było na regularną armię. Warszawa broniła się 20 dni, a poddała tylko z powodu niszczących bombardowań, wkrótce po „lanym poniedziałku”, gdy bomby spadały jak krople deszczu. Powodem był brak prądu i wody. Na nienaruszonej linii obrony ponad sto tys. wojska i mieszkańcy mogli się jeszcze bardzo długo bronić. Katowic po wycofaniu się oddziałów wojska bronili ochotnicy. A był przykład choćby Lwowa czy Zamościa z wojny Polsko- bolszewickiej. Zamiana wszystkich większych miast w twierdze była szansą związania części sił wroga, opóźniania go, wyprowadzania ataków na jego tyły, blokowania szlaków komunikacyjnych, zużycia się jego środków, które po kampanii były na wyczerpaniu. Warszawa, Oksywie, Hel, Modlin – najdłużej broniące się punkty, nieprzygotowana obrona Lwowa, to było za mało.
Jak pisze Włoch Patricelli w książce „Umierać za Gdańsk” nasze siły miały niewłaściwą strukturę. Na lotnictwo wydawano w latach 1938-39 5,8% budżetu wojskowego a zestrzeliło 137 samolotów. Generalnie zniszczono lub uszkodzono ono ¼ z 2 tys. samolotów wroga. Lotnictwo zniszczyło ponad 200 czołgów a uszkodziło 500. Kiepskim w większości, nielicznym (400 szt) sprzętem i brawurą pilotów, którzy obronili niedługo potem Anglię. Można nim było obronić Polskę, jak husarią niegdyś. Podobnie zbyt wiele szło na kawalerię, której żadna armia nie miała tyle, co my, za mało na wojska pancerne 1.7%. Kiepski był sztab, co nawet Piłsudski przyznawał. Zakładano powolne posuwanie się Niemców. Nasze główne siły – armie Poznań i Pomorze przez 9 dni wojny stały praktycznie bezczynnie. Dopiero 3cia propozycja Kutrzeby podjęcia ofensywy została przyjęta przez Rydza Śmigłego. Niemcy wzięli tam, mimo początkowych sukcesów nad Bzurą, 170 tys. jeńców. Popełniono błąd zbyt późnego odtajnienia karabinów przeciwpancernych, by efektywnie weszły do walki. Opuszczenia Warszawy przez wszystkich a jednak premier przynajmniej powinien zostać, nie tylko prezydent miasta.
Wszystko to kwestia wojny z Niemcami, przed którymi sami mogliśmy się obronić. Trzeba było się jednak zabezpieczyć, na wypadek równoczesnego ataku ze wschodu. Takim zabezpieczeniem mogła być pod koniec lat 30tych tylko Japonia walcząca wtedy z Rosją. Po wojnie z Niemcami trzeba byłoby iść na Rosję, bo pewnie na takich warunkach mógłby być oparty pakt z Japończykami. Po dojściu Hitlera do władzy mieliśmy 2 agresywnych wielkich sąsiadów. To się mogło skończyć tylko ich atakiem na nas, albo …. nas na nich. Teraz, na razie, mamy jednego o porównywalnym poziomie agresji.
Pokazywanie błędów, krytykowanie po zdarzeniach jest łatwe. Błędy są zawsze. Trudniejsze jest ich przewidzenie a nawet widzenie. Nikt w naszym 37 milionowym kraju nie powiedział prezydentowi Kaczyńskiemu i reszcie wsiadających do samolotu – jedźcie pociągiem a i to nie wszyscy, bo was zabiją. Ale patrząc na historię nie trudno było to przewidzieć. Nawet ci oficerowie, co trafili do sowieckiej niewoli a potem do Katynia nie mogli się niczego innego spodziewać, patrząc na to, jak ich traktowano w wojnie polsko bolszewickiej.
Historia powinna uczyć, jak nie popełniać błędów. Jednak patrząc na to co Polacy wybrali w 1989, i co wybierają po tym roku, pokazuje, że niezbyt wiele nauczyła. Patrząc na nasz system obrony, stan armii można powiedzieć, że nie nauczyła nic, bo to 1/10 – 1/20 tego co mieliśmy w 1939. Ziemia przestała wraz ze spadkiem udziału rolnictwa w gospodarce być tak cenną, jak jeszcze w czasie ostatniej wojny, przemysł jest własnością głownie ponadnarodowych korporacji. Ich właściciele stali się silniejsi od państw. Wojny przeniosły na inne płaszczyzny. Zmieniły się warunki, jednak nie zmieniło się to, że kraj jest tyle wart, ile jego umiejętności obrony. Na tyle wolny, na ile potrafi tę wolność militarne obronić. Naród na tyle pewny swojego fizycznego istnienia.
Wielkich sąsiadów mamy tych samych i takich samych jak zawsze. Dzięki globalizacji znaleźliśmy się w polu rażenia wielu innych nieciekawych sił.
Pod poniższym adresem można znaleźć raport gen. Modelskiego o przyczynach klęski Kampanii Wrześniowej. Strasznie o nim cicho, jak na dokument o tak wielkiej wadze. Ze względu na brak referencji sam mam wątpliwości, co do jego autentyczności, chociaż można domyślić się przyczyn niepopularności po przeczytaniu tego dokumentu.
http://www.ojczyzna.org/ZASOBY_WWW/DOKUMENTY/Gen.MODELSKI_PRZYCZYNY_KLESKI_WRZESNIOWEJ_1939R/
Dzięki, nie znałem tego.
Trzeba pamiętać o kontekście. Sanatorzy siedzą na Wyspie Wężów, popełniają co jakiś czas samobójstwa, Kot szaleje. Sikorski, wybraniec Francji, jak król Staś Rosji, po daniu d..y we Francji potrzebuje się uwiarygodnić. Na pewno taki papier pisał ktoś kto Piłsudskiego nie kochał, ale dopiero zacząłem.
Witam,
Dokument podrzucony przez Asadowa ciekawy, ale jak przedmówca napisał – ważny jest czas i kontekst. Sikorski po potraktowaniu w Polsce Sanacyjnej zwyczajnie się mścił, a dodatkowo klęska Francji (zwłaszcza brak jakiejś sensowniejszej ewakuacji) nie dodawała splendoru.
Co do stosunków w Sztabie Głownym to można znależć potwierdzenie w Komentarzach Porwita.
Co do stanu wyszkolenia to raczej trudno się zgodzić z diagnozą Modelskiego. U Porwita jest pewna krytyka, zwłaszcza co do wyszkolenia w dziedzinie walki z czołgami (a zwłaszcza zachowania wobec kontaktu z nimi). Jeśli chodzi jednak o ogólne wyszkolenie to np. Francuzi przyjeżdżający do WSWojsk. zazdrościli organizacji ćwiczeń.
Co do krytyki budowy COP – trudno się zgodzić, zwłaszcza w świetle informacji z Oddziału II o przygotowaniach Niemieckich do wojny. Niemcy planowali wojnę na 1944 – nie wcześniej. Do wcześniejszego jej rozpoczęcia zostali raczej sprowokowani przez Wielką Brytanię. Przy rozpoczęciu wojny w 1944 COP pracowałby pełną parą już trochę lat i spełniałby znakomicie swoją rolę.
Co do mobilizacji – Polska mobilizacja częściowa była bardzo sprawna i dobrze opracowana. I tylko dzięki niej Polska walczyła, a nie została opanowana bez walki. I tylko dzięki niej data ataku niemieckiego zastała odłożona na 1.09. Dla nabrania dystansu trzeba by spojrzeć np. na mobilizację francuską (dwa tygodnie!!!).
Co do braku planu – tak, planu praktycznie nie było. Plany dowozów były opracowane, plany bitwy granicznej też. Planów opóźniania i odwrotu oraz obrony za barierą wielkich rzek nie było.
Co do sensowności planu obrony kordonowej – z punktu widzenia wojskowości nie miało to najmniejszego sensu. I o tym wiedzieli wszyscy w Sztabie Głównym i Rydz również. Ale polityka podyktowało kordonowe ustawienie (bali się wariantu Czechosłowackiego – Niemcy wchodzą i zajmują Korytarz i Wielkopolskę i ogłaszają, że ich żądania zostały spełnione. Wszyscy w Sztabie wiedzieli, że Korytarz jest nie do obrony i dlatego umieszczono tam stosunkowo niewielkie siły (nie licząc Korpusu Interwencyjnego). Niemcy spodziewali się tam dużo większego nagromadzenia jednostek polskich. Oczywiście możnaby spróbować innego ustawienia wojsk polskich, spełniającego założenia polityczne i jednocześnie dającego możliwość wycofania się za Wisłę-Narew. Plan taki zaproponował Marian Porwit i jest to jedyna poważna propozycja innego ustawienia wojsk polskich.
Zauważmy, że w dokumencie Modelskiego nie ma mowy o zobowiązaniach sojuszniczych Francji i Wielkiej Brytanii. Jak również wiele odniesień do polityki świadczy o braku bezstronności tego raportu.
Co do polityki personalnej – w Wielkiej Brytanii pozytywnie zweryfikowany mógł być tylko krytykant rzeczywistości sanacyjnej. Tylko Maczkowi nic nie mogli zrobić z powodu jego przeszłości.
Co do ocen dowódców – w przypadku gen. Szylinga sie nie zgadzam. Wyprowadził armię z okrążenia, walczyli kilkanaście dni ciągle się cofając. Nie miał luksusowego położenia Armii Poznań gen. Kutrzeby. Zresztą Kutrzeba też popełnił wiele błędów w czasie bitwy nad Bzurą i jakoś nie wieszamy na nim psów.
Polecam “Komentarze do działań…” Mariana Porwita. Jest to jedyna książka komentująca Wojnę Obronną. Warto się z nią zapoznać – wiele się wtedy rozjaśni.
A jakie wnioski dla nas po przegranej z 1939r?
Przede wszystkim taki, że wojny sie nie opłaca przegrać – żaden koszt nie jest zbyt wielki aby zapewnić państwu skuteczną obronę. Przykład Finlandii jest tu bardzo wymowny (tylko nie porównujmy tu Wojny Zimowej i Kampanii Wrześniowej – to są wojny niekompatybilne).
Po drugie – sojusznicy są dobrzy do wygrania wojny ale tylko gdy damy radę się skutecznie sami obronić. Żaden sojusznik nie pomoże w obronie.
Podrawiam