W związku z rozwijającą się na Legionie dyskusją, jak Bóg w sposób nadprzyrodzony interweniuje (czy może nie?) w losy człowieka, warto przypomnieć cud różańcowy w Austrii, który dokonał się na oczach świata w 1955 roku, wyrywając ten katolicki kraj dosłownie w ostatniej chwili spod stalinowskiego knuta. Tego szczęścia czy raczej wyróżnienia Bożą Łaską za wstawiennictwem Maryi niestety nie zaznały inne zajęte wtedy przez Sowietów katolickie kraje Europy Środkowej, jak Czechy, Słowacja, Węgry czy Polska. Zabrakło determinacji, nieustępliwej wiary – no i duchowego przywództwa kogoś w rodzaju ojca Petrusa Pavlička.
Mamy rok 1945. W obozie jenieckim w Cherbourgu, powstałym po udanym lądowaniu aliantów w Normandii 6 czerwca 1944 r., przebywa 19 tys. jeńców niemieckich. Wśród nich austriacki zakonnik franciszkański, który nigdy nie nosił broni, był sanitariuszem: to przyszły „wyzwoliciel” Austrii przez modlitwę różańcową, Otto Augustin Pavliček zwany Petrusem.
Urodzony w 1902 roku w Innsbrucku jako syn cesarsko-królewskiego oficera Augustina Pavlička i Gabrieli Alscher, która zmarła gdy miał dwa lata. Ojciec i synowie przenieśli się wtedy do Wiednia, a w 1915 roku do Ołomuńca w obecnej Republice Czeskiej. Tam, w 1920 roku ukończył szkołę średnią i pracował w fabryce mebli. Jego wychowanie katolickie chyba było niedbałe, bo w 1921 roku opuszcza Kościół katolicki i wstępuje do wojska. Po dwóch latach zamieszkuje w Pradze, gdzie pracuje w fabryce sprzętu elektrotechnicznego, jednak porzuca pracę i zaczyna studia w Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu. W tym poszukiwaniu celu swego życia, trafia w kręgi bohemy artystycznej w Paryżu i Londynie, tam w 1932 r. bierze ślub cywilny z Angielką lecz małżeństwo rozpadło się po paru miesiącach. Wraca do Pragi, gdzie zapada na ciężką chorobę, z której ratuje go gorąca modlitwa i rozwijające się w jego duszy pragnienie poświęcenia się Bogu. Powraca na łono Kościoła katolickiego i w 1936 r. spotyka mistyczkę Teresę Neumann, która mówi mu: „już najwyższy czas, abyś został kapłanem. Będę się modliła za ciebie”. Po tych słowach, skierował swe kroki do najbliższego kościoła, a był to kościół franciszkański. Ukląkł i po długiej modlitwie podjął decyzję, że zostanie franciszkaninem. Nie przyjęto go jednak do zakonu w Wiedniu, gdyż ukończył już 35 lat, zgodę wyraziła dopiero trzecia prowincja, w Pradze. Tam w 1938 r. złożył proste śluby zakonne przyjmując imię Petrus, a w grudniu 1941 przyjął święcenia kapłańskie. Rok później został aresztowany przez Gestapo za rzekome uchylanie się od służby wojskowej. Wysłany na front zachodni jako sanitariusz, 15 sierpnia 1944 roku trafia do niewoli amerykańskiej w Cherbourgu.
W obozie jenieckim pełnił funkcję księdza i tam, ze znalezionej broszurki, po raz pierwszy dowiedział się o objawieniach maryjnych w Fatimie. Wstrząsem byłą dla niego myśl, że nieszczęścia, których był świadkiem, były zapowiadane przez Matkę Najświętszą i można było ich uniknąć, gdyby ludzie posłuchali jej prośby. Poza tym, przekaz jej nie dotyczy tylko tego, co się stało na jego oczach, ale także przyszłości. Albo dokona się nawrócenie Rosji i nastanie czas pokoju, albo w przeciwnym razie zatryumfuje komunizm, nastanie głód, wojny, prześladowania dobrych ludzi. Zastanawiał się wtedy nad nieszczęsnym losem swej ojczyzny: która wpierw zaprzedała się Hitlerowi, potem zniszczona została przez bomby alianckie, aby teraz przeżywać terror ze strony Sowietów. Na mocy postanowień konferencji w Poczdamie z 1945r. Austria i Wiedeń podobnie jak Niemcy i Berlin, została bowiem podzielona przez aliantów na cztery strefy okupacyjne. Sowieci zajęli najbogatszą i największą wschodnią część Austrii, wprowadzając tam reżim komunistyczny, rujnując gospodarkę i traktując zajęty przez siebie teren jako zdobycz wojenną.
Ostatnie zdania broszurki o Fatimie stały się dla o. Pavlička życiowym drogowskazem: „Niech ludzie już więcej nie obrażają Boga, który i tak jest już bardzo obrażony” – prosi Maryja 13 października 1917 roku. Czyż to nie ludzkie grzechy były przyczyną wszelkiego nieszczęścia, które dane było mu oglądać w czasie długoletniej wojny?- zastanawiał się Pavlicek. – Czyż to nie ludzkie grzechy ściągną na ludzkość kolejne tragedie? Czy więc najskuteczniejszą bronią w walce nie jest oręż zbrojny, ale właśnie walka z grzechem? Nawrócenie jak największej liczby dusz ludzkich?
*
Zwolniony z niewoli 16 lipca 1945 roku, Pavliček udaje się do Wiednia by powrócić do zakonu i odbyć pielgrzymkę dziękczynną do sanktuarium Mariazell, za uratowanie podczas wojny. Zadaje też sobie pytanie: dlaczego przeżył? Czy był w tym jakiś zamysł Boży? Odpowiedź usłyszy przed cudownym wizerunkiem Wielkiej Patronki Austrii: „Czyńcie to, co wam mówię, a będzie wam dany pokój”. Podobne słowa wypowiedziała Maryja w Fatimie: „Gdy uczynicie to, co wam powiem, wiele dusz zostanie uratowanych i nastanie pokój na świecie”.
Ojciec Pavliček wstał z klęczek przekonany, że Wolą Boga jest by walczył o cud wolności i pokoju dla swej ojczyzny. Przyszłość Austrii malowała się w coraz ciemniej: jego kraj zalany przez wojska sowieckie stawał się centrum przemytu, prostytucji, zbrodni… Słowa „Czyńcie to, co wam mówię, a będzie wam dany pokój” rozbrzmiewały w sercu Pavlička dzień i noc, zwłaszcza sformułowanie „czyńcie”, skierowane nie tylko do niego samego, ale do większej liczby ludzi. Czyżby Patronka Austrii wzywała go, by poderwał do modlitwy ludzkie rzesze? Ale w jaki sposób on, nic nie znaczący zakonnik, miałby to zrobić? Nagle któregoś dnia wszystko stało się jasne. Ma pomóc Matce Najświętszej w zorganizowaniu pokutnej wspólnoty różańcowej. Jego rola ma być pomocnicza, bo to sama Maryja obejmie kierownictwo nad tym ruchem, którego celem jest nie tylko różaniec, ale i pokuta, o którą Maryja prosiła w Fatimie.
2 lutego 1947 r. ojciec Pavliček na wiedeńskiej starówce w parafii franciszkańskiej pw. św. Hieronima odbył pierwszą pokutną procesję różańcową, na której ogłosił rozpoczęcie Krucjaty R

Ok. 1950: jedna z różańcowych procesji światła z udziałem setek tysięcy wiernych, na wiedeńskim Ringu
óżańcowej o wyzwolenie kraju od Rosjan. W dwa lata później Krucjata została oficjalnie zatwierdzona przez austriacką Konferencję Biskupów. Ten ruch modlitewny stawiał przed sobą trzy cele: modlić i pokutować w imieniu tych wszystkich, którzy zapomnieli o Bogu, błagać o pokój na świecie i prosić o wolność dla Austrii. Poprzez głoszone rekolekcje i kazania, ale przede wszystkim dzięki swemu pielgrzymowaniu od miasta do miasta i powtarzaniu usłyszanego przesłania od Maryi, o. Pavliček zaczął pozyskiwać coraz liczniejszych członków Krucjaty. Zawsze towarzyszyła mu figura Matki Bożej Fatimskiej, niesiona przez niego samego. Zdawał sobie bowiem sprawę, że chrześcijaństwo jest nie tylko modlitwą indywidualną, ale jest „religią współdziałania”, gdy Bóg chce uczestnictwa człowieka w apostolstwie i wypraszaniu cudów. To przez zaangażowanie i gorliwość człowieka, Pan zsyła na świat łaskę.

Austriacki kanclerz Raab i min. spraw zagranicznych Figl na czele procesji różańcowej w Wiedniu, wczesne lata 1950.
Wszędzie, gdzie znalazł się Petrus Pavliček, wylewała się obficie łaska. Jednały się skłócone rodziny, wielu ludzi wracało na dobre drogi, pojawiały się liczne powołania zakonne i kapłańskie. Zdarzenia te zyskiwały coraz liczniejsze świadectwa składane przez nawróconych. Wśród członków krucjaty pojawiły się też najważniejsze osoby w państwie, jak minister Figl i kanclerz Raab. Również oni, początkowo letni religijnie, poddali się żarliwej wierze i pojawiali się z różańcem na procesjach krucjaty. Od września 1948 roku co miesiąc w kościele franciszkanów w Wiedniu odbywały się nabożeństwa za pokój i wolność, gromadzące tysiące wiernych. Od 1949 roku Pavliček zaczął wydawać pismo, które obecnie nosi tytuł „Betendes Gottesvolk”. A począwszy od 1950 r. w każdy wrzesień ogromna procesja ze świecami i różańcami okrążała miasto wzdłuż wiedeńskiego Ringu. W maju 1955 r. ilość Austriaków odmawiających codziennie Różaniec za ojczyznę i wolność przekroczyła 700 tysięcy.
*
Pomimo trwających już ósmy rok akcji modlitewnych, ziszczenie się tych próśb jeszcze w dniu Bożego Narodzenia 1954 r. zdawało się nierealne. Kilka dni wcześniej Mołotow, sowiecki minister spraw zagranicznych, w rozmowie z ministrem Figlem kategorycznie wykluczył jakiekolwiek negocjacje w sprawie wycofania wojsk sowieckich z Austrii. ZSRR uważał ten kraj i metropolię nad Dunajem za swą cenną zdobycz wojenną i nie zamierzał jej nikomu oddawać. Rząd Austrii uznał, że możliwości dyplomatyczne już się wyczerpały: ponad trzysta przeprowadzonych dotąd prób negocjacji zakończyło się fiaskiem. Jednak 24 marca 1955 r. sowieccy towarzysze niespodziewanie zaprosili Austriaków na jeszcze jedne rozmowy do Moskwy. Austriacy stawili się tam już nazajutrz, 25 marca, w święto Zwiastowania. Przed wyjazdem kanclerz Julius Raab powiedział do ojca Pavlička: „Ojcze, proszę, módlcie się i proście wasz lud, aby teraz modlił się mocniej i więcej niż kiedykolwiek”.. .
Krucjata poderwała się do szaleńczego ataku. Tłumy klękały na ulicach z różańcami w rękach. Nie ustawały modlitwy w kościołach i domach przez cały czas pobytu delegacji w Moskwie. Osobisty sekretarz kanclerza tak opisuje w swych notatkach tamte chwile: „Raab wyjął oprawiony w skórę kalendarz z 1955 r. i otworzył go na notatce: <Dziś jest dzień fatimski 13 kwietnia. Rosjanie stwardnieli, są stanowczy, nie zmieniają zdania. Akt strzelisty do Matki Bożej, by upraszała łaski dla narodu austrackiego».
I wtem Rosja zmienia front. 13 maja 1955 r., w dzień Najświętszej Maryi Panny Fatimskiej, Mołotow nieoczekiwanie zgadza się podpisać protokół, w którym reżim marksistowski rezygnuje z dalszej okupacji Austrii. Dwa dni później, 15 maja, w Wiedniu ministrowie spraw zagranicznych czterech zwycięskich mocarstw: Antoine Pinay, Harold Macmillan, John Dulles i Wiaczesław Mołotow na 354. i ostatnim spotkaniu w tej sprawie podpisują międzypaństwowy traktat kończący sowiecką okupację Austrii i gwarantujący jej niepodległość.

Kanclerz Raab i minister Figl na tarasie Belwederu, prezentuja traktat o wycofaniu wojsk sowieckich z Austrii, 15 maja 1955
Z belwederskiego tarasu w Wiedniu minister Figl może wołać do narodu austriackiego: „Dziękując Bogu Wszechmogącemu, podpisujemy umowę i z radością wołamy: Austria jest wolna!” Równie wzruszony kanclerz federalny Raab unosząc dokument ogłasza tłumom zebranym pod Belwederem: „Chcę podziękować przede wszystkim Bogu!”.
W dniach od 13 do 15 maja w Wiedniu i innych miastach niezliczone rzesze Austriaków maszerowały w procesjach z pochodniami i różańcami w dłoniach niosąc figury Matki Bożej Fatimskiej – Wybawicielki z komunistycznego zniewolenia. Przez trzy dni nieprzerwanie w kościołach biły dzwony dniem i nocą. W maryjnym październiku opuszcza Austrię ostatni żołnierz radziecki.
Biskup prof. Rudolf Graber z Eichstätt, wołął w kazaniu wygłoszonym 1 października 1961 r.: „Nasze czasy domagają się całkowitego oddania się Bogu! Pan uznał modlitwy 500 tys. wiernych, to jest jednej dziesiątej ludności katolickiej Austrii, za wystarczające, aby dać temu krajowi wolność!”.
Módlmy się i my. Może Królowa Świata natchnie kogoś w Polsce, jak niegdyś o. Pavlička, aby dzięki nawróceniu i najbardziej ofiarnemu, wręcz szaleńczemu oddaniu w wierze i współdziałaniu człowieka z Bogiem, powstała również u nas rzeczywista unia maryjnych serc, która bez trudu może zmienić oblicze udręczonej Polski.
Pokutujący Łotr
Tekst powstał w oparciu m.in. o artykuły „Cud austriacki” https://sekretariatfatimski.pl/index.php/rozaniec-szkaplerz/261-cud-austriacki i „Różańcowy cud w Austrii” ks. Jerzego Banaka (opublikowany w Naszym Dzienniku 26.05. 2020 r.) https://www.swarozyn.trim.pl/documents/5702.pdf


Godne przypomnienia jest też Krakowskie Przedmieście w przeddzień Bitwy Warszawskiej i Cudu nad Wisłą.
Wiem, że polscy dowódcy (bez Ziuczka, który bawił wtedy u swej kochanki) leżeli krzyżem pod szablą w Katedrze przed Najśw. Sakramentem. Więcej szczegółów nie znam. Jedynie od swej śp. Matki, która miała wtedy 10 lat i przebywała na wakacjach na wsi pod Włocławkiem, wiem, w jakiej trwodze i modlitwie upływały te dni. Kanonada dział szła Wisłą aż pod Włocławek, a lud leżał pokotem po świątyniach błagając o ratunek.
Nie tylko modlitwa działa. Wysiłki naszych matematyków i deszyfrantów walnie przyczyniły się do sukcesu 1920 roku. Dzięki odczytaniu sowieckich depesz armia Budzionnego nie zdążyła z odsieczą. Ciekawy artykuł
https://historia.org.pl/2020/08/13/zwycieskie-szyfry-zlamanie-kodow-sowieckiej-armii-pozwolilo-wygrac-bitwe-warszawska/
Więc uprasza się by nie eksponować wyłącznie zasług niebieskich a uwzględniać również ludzki wkład w zwycięstwo.
@ Piko
uprasza się by nie eksponować wyłącznie zasług niebieskich a uwzględniać również ludzki wkład w zwycięstwo
Czytając te słowa Pana, postanawiam zamieścić teraz fragment z artykułu ks. Józefa Banaka “Różańcowy cud w Austrii” (link w tekście powyżej) który pominąłem podczas tworzenia mojego wpisu. Zrobiłem to z powodu objętości mego artykułu, przekraczającego Legionowe “normy”. Teraz żałuję, że tego nie zrobiłem.
Oto uzupełnienie z tekstu ks. Banaka (wytłuszczenia moje):
“Już w chwili podpisywania dokumentu kanclerz Raab zdawał sobie sprawę z tego, że w przyszłości znajdą się niedowiarkowie, politolodzy czy historycy, którzy to wydarzenie będą starali się wytłumaczyć w najbardziej ludzki, zwyczajny sposób, nie odwołując się do Bożej interwencji i wstawiennictwa Maryi. Stąd znamy i taką jego wypowiedź: „Gdyby nie modlitwa, gdyby nie takie mnóstwo rąk wzniesionych ku Bogu i składanych w Austrii do modlitwy, nie osiągnęlibyśmy tego. To Matka Boża pomogła nam w uzyskaniu traktatu pokojowego”. (…)
Wiedeń, 15 maja 2015 r.. 60. rocznica podpisania traktatu. Przed historycznym Belwederem kolportowana jest rocznicowa ulotka. Ukazuje ona nie tylko zdjęcie słynnej sceny tarasowej, na której minister spraw zagranicznych Austrii Leopold Figl stoi w towarzystwie ministrów spraw zagranicznych czterech głównych mocarstw, a w środku kanclerz federalny Julius Raab z dumą pokazuje traktat ze słowami „Austria jest wolna!”. W ulotce jednak nie znajdujemy ani słowa o tym, że był to cud wymodlony przez naród. Ani słowa o tym, że Leopold Figl po wielekroć przez lata modlił się na kolanach w wiedeńskim kościele Franciszkanów o wyjście Rosjan. Ani słowa o okrzyku podpisującego traktat kanclerza Raaba: „Jesteśmy wolni! Dziękujemy Ci, Maryjo!” (koniec cytatu).
Myślę, że i żołnierz, któremu udało się złamać te szyfry sowieckie mające wpływ na zwycięstwo w Bitwie Warszawskiej, nie raz za to westchnął dziękczynnie do Boga – bo w przeciwieństwie do dzisiejszych niedowiarków, nie chcących oddać Bogu tego, co Mu jesteśmy winni, oni bez Maryi w sercu i na ustach nie szli w ogóle do walki. A walki nie wygrały szyfry, co Pan zdaje się sugerować, bo wojsko polskie było w rozsypce przez głupie działania Piłsudskiego, który zrezygnował z naczelnego wodzostwa w przeddzień Bitwy. Dopiero przejęcie dowodzenia przez gen. Rozwadowskiego zaczęło przechylać szalę zwycięstwa. Bez Boga w sercu i bez walki natchnionej duchem zwycięstwa i obrony Wiary przed bezbożnym najeźdźcą, Polacy by tej bitwy samymi szyframi nie wygrali. Więc teraz ja powiem: proszę tu nie siać defetyzmu :-))
Nigdzie nie napisałem, że “wygraliśmy szyframi”.
______
Kilka zdań o Austrii
Kontrola nad Austrią znajdowała się w rękach mocarstw okupacyjnych, które Renner (pierwszy kanclerz) nazywał „czterema słoniami w małej łódce Austrii”. Strefy okupacyjne zostały ostatecznie ustanowione do końca lipca 1945 r. Wiedeń był okupowany „poczwórnie”.
Rząd tymczasowy został w pełni uznany w całej Austrii jesienią. Renner nie stał się marionetką Stalina, jak obawiali się zachodni alianci. Wręcz przeciwnie. W wewnętrznym dokumencie Stalin nazwał go „chytrym lisem”.
Pod koniec listopada 1945 r. Austria przeprowadziła pierwsze od 15 lat wolne wybory. ÖVP uzyskała bezwzględną większość, po niej znalazła się SPÖ, a KPÖ pozostała w tyle poza oczekiwaniami Kremla, uzyskując zaledwie 5%. Kanclerz ÖVP Leopold Figl, pomimo gorących debat i długich dyskusji, utworzył rząd koalicyjny ze wszystkimi trzema partiami – innego rozwiązania alianci by nie zaakceptowali. Jedność była najważniejsza, aby zapobiec rozłamowi kraju i społeczeństwa.
Wracając do modlitw to Polacy mogliby się modlić w 1945 bez przerwy przez 12 godzin i tak by nic z tego nie wyszło. Nie byliśmy na peryferiach imperium sowieckiego jak Austria ani nie było u nas aliantów. Sprzedano Polskę Stalinowi jak krowę.
“Wracając do modlitw to Polacy mogliby się modlić w 1945 bez przerwy przez 12 godzin i tak by nic z tego nie wyszło.” – no tego nie wiadomo, to tylko gdybanie.
Natomiast jakie musiało zrobić wrażenie na ówczesnym nuncjuszu postawa ludu Warszawy podczas gdy wszyscy czmychnęli a on pozostał w 1920 roku może świadczyć kaplica w Watykanie. Gdy Pius XI wcześniej nuncjusz w Warszawie a potem papież Kościoła katolickiego poświęcił ją pamięci Polsce. A jak? – proszę poszperać w necie i obejrzeć zdjęcia. Czy jakiś Włoch lub Francuz będąc papieżem poświęcił jakąś kaplice pamięci innej nacji? Ostatnio widziałem spotkanie w niej Benedykta i Franciszka. A więc jest nadal i ma świetnie :)
A walki nie wygrały szyfry, co Pan zdaje się sugerować,
Napisałem jedynie, że Pan “zdaje się sugerować” że Polacy “wygrali szyframi”. Ale jeśli ta wątła przymówka jednak uraziła Pana, to przepraszam. Interesujące jest Pana uzupełnienie na temat sytuacji politycznej Austrii w tym okresie. Myślę, że na razie wyczerpaliśmy temat.