Obsrywanie Konfederacji

Jak z pewnością Państwo zauważyli, w kampanii obsrywania Jana Pawła II zarządzona została pieriedyszka. Przyczyna pewnie tkwi w tym, że kampania obsrywania okazała się dla PiS, do, którego, w ramach programu pilotażowego przyszłej koalicji, w podskokach przyłączyło się PSL, prawdziwym darem Niebios. Najwyraźniej przeceniamy Judenrat „Gazety Wyborczej”, któremu w ogóle nie przyszło do głowy, że w ten sposób wyrządza Donaldu Tusku niedźwiedzią przysługę. Toteż miota się on teraz od ściany do ściany i jednego dnia próbuje licytować się z Naczelnikiem Państwa, proponując „babciowe”, a drugiego, najwyraźniej pozazdrościwszy pannie Grecie Thunberg doktoratu honoris causa z teologii, ogłasza, że prawdziwy Polak-katolik w żadnym razie nie może głosować na Konfederację, nie popadając w sprośne błędy Niebu obrzydłe. Bo kiedy zarządzono pieriedyszkę w obsrywaniu Jana Pawła II, to jednocześnie zarządzona została kampania obsrywania Konfederacji. Donald Tusk tedy obsrywa ją na odcinku teologicznym, z kolei uchodzącemu we Wrocławiu za „eksperta” od „ekstremizmu” panu doktorowi Przemysławowi Witkowskiemu „nie mieści się z głowie”, jak można domagać się wprowadzenia „małżeństw nierozerwalnych”, o których wspomniał pan Sławomir Mentzen. Jak przystało na naukowca i eksperta, pan dr Witkowski ani pomyśli nad tym, żeby zwiększyć pojemność głowy, żeby zmieściło mu się w niej trochę więcej – ale może w tej powściągliwości tkwią motywy osobiste. Rzecz w tym, że pan dr Witkowski zawarł był „małżeństwo humanistyczne” według rytu Polskiego Towarzystwa Racjonalistów, które w krótkich abcugach mu się rozleciało. Podejrzewam, że to całe Towarzystwo może skupiać byłych urzędników Wydziału Obrzędowości Świeckiej przy KC PZPR, bo to właśnie stamtąd pochodziły te wszystkie „humanistyczne” liturgie, w rodzaju wręczania „dowodziku” i „nadawania imienia” – no i oczywiście – ubowniczków, którzy musieli te liturgie pod nadzorem POP odprawować. Gdyby nie te traumatyczne doświadczenia, może i pan dr Witkowski by zrozumiał, że propozycja, by ten, kto chce, mógł zawrzeć małżeństwo nierozerwalne, raczej poszerza możliwości wyboru, niż je zawęża, bo przecież nie przekracza to możliwości umysłu ludzkiego. Inna sprawa, że od ekspertów zbyt wiele wymagać nie można, bo wielu z nich reprezentuje tzw. ciemnotę oświeconą. Ciemnota oświecona tym się różni od zwyczajnej, że ta zwyczajna zdaje sobie sprawę ze swoich ograniczeń, jest ciekawa świata i chętnie się uczy, podczas gdy ciemnotę oświeconą cechuje pycha, oparta na tytułach uzyskanych w wyższych szkołach gotowania na gazie, związku z tym uważa ona, iż zjadła wszystkie rozumy i nikt niczego nowego nie może im już powiedzieć. Po lekturze publikacji dopuszczonych do druku przez Judenrat „Gazety Wyborczej” podejrzewam, że tam właśnie znajduje się główne, faszystowskie legowisko ciemnoty oświeconej. Uprzedzając ewentualne pozwy informuję, że jest to cytat z socrealistycznej aż do bólu książki sowieckiego autora Edwarda Kazakiewicza, który najpierw pisał w jidysz, a potem przerzucił się na rosyjski, zatytułowanej: „Wiosna nad Odrą”. Opisuje on tam m.in, jak dowódca baterii artylerii wydaje patetyczne rozkazy, np: „W legowisko faszystowskie – ognia!”, a już cudowny jest opis rozmowy, co prawda jednostronnej, „rudowąsego żołnierza” sowieckiego z członkiem Rady Wojennej, generałem Sizokryłowem, który intensywnie myśli i milczy. To intensywne milczenie zbija rudowąsego żołnierza z pantałyku i w celu zakończenia kłopotliwej sytuacji powiada: „Stalinowi dzięki!” – a wtedy generał Sizokryłow intensywnie myśli następująco: „Tak, jemu należą się dzięki…” – tak dalej. Trochę się obawiam, czy te cytaty nie zainspirują Wielce Czcigodnego Artura Dziambora do rozszerzenia krytyki Konfederacji, z której niedawno został wyrzucony. Przyłączył się on bowiem do kampanii obsrywania tego ugrupowania, ale na odcinku agenturalnym – że to legowisko ruskich onuc, nie ćwierkających zgodnie z zaleceniami pierwszorzędnych fachowców z ukraińskiego Sztabu Generalnego, którzy co i rusz podają nam do wierzenia rozmaite zbawienne prawdy. Mam nadzieję, że ktoś zauważy tę ochotniczą gotowość i odpowiednio ją doceni podczas układania list wyborczych.

I kiedy wydawało się, że już nikt tych oskarżeń nie przelicytuje, bo to i na odcinku teologicznym i obyczajowym i agenturalnym, rusko-onucowym – ni z tego, ni z owego odezwał się Wielce Czcigodny Robert Biedroń. Jak wiadomo, został on zesłany na polityczną emeryturę do Parlamentu Europejskiego, gdzie odsetek wariatów w sensie medycznym jest znacznie większy od średniej europejskiej i coś mu tam musiało zaszkodzić, bo zaatakował Konfederację na odcinku bzykania. Zaproponował mianowicie, by wszystkie szanujące się damy odmówiły udostępniania swoim dobiegaczom słodyczy swojej płci, o ile będą oni głosować na Konfederację, a przynajmniej z nią sympatyzować. Słowem – podporządkował bzykanie polityce. Ciekawe, że pan Biedroń zwraca się w tej sprawie, którą nazywa „strajkiem seksualnym”, wyłącznie do dam. Najwyraźniej musi uważać, że politycy Konfederacji są pod względem seksualnym normalni, w odróżnieniu na przykład od niego, a zwłaszcza – od osób transpłciowych, które są pod tym względem całkowicie – ja mawiał marszałek Piłsudski – „rozdziwaczone”. Ale i pan Robert na tym odcinku nieźle dokazuje, o czym się przekonałem, uczestnicząc w audycji telewizyjnej z udziałem jego i pana Jacka Poniedziałka, w towarzystwie pana doktora Janusza Majcherka. Pan Biedroń i pan Poniedziałek zaprezentowali tam swój ideał życia towarzyskiego w postaci tzw. „darkroomu”. Do ciemnego choć oko wykol pomieszczenia wchodzą grupy „miłości głodnych płeciów” i rżną się tam z kim popadnie – raz paciakując w popielnik, a zaraz potem – w czyjeś spragnione pieszczot usta. Tym ekstazom towarzyszy oczywiście woń cudna, a podejrzewam, że gonokoki, krętki blade i wirusy AIDS latają tam jak chrabąszcze. Jak widać, Wielce Czcigodny pan Biedroń najwyraźniej z udziału w tych misteriach polityków i sympatyków Konfederacji by „wykluczył”, a kto wie, czy nawet nie „stygmatyzował” – bo jakże inaczej traktować jego apel do dam, by wzięły udział w „strajku seksualnym”? Ciekawe, z jakim to wezwanie spotka się odzewem, bo przypuszczam, że do Konfederacji natychmiast zgłoszą się rzesze łamistrajków, od czego notowania, a w związku z tym – również wyniki wyborcze tego ugrupowania mogą tylko wzrosnąć, bo – jak zauważył Janusz Korwin-Mikke – damy z reguły przyjmują za własne poglądy mężczyzn, z którymi akurat się bzykają. Najwyraźniej ekscytowane przez Judenrat „Gazety Wyborczej” i rozmaitych ochotników kampanie obsrywania okazują się przeciwskuteczne.

Stanisław Michalkiewicz

O autorze: Redakcja