Boję się Twojej miłości tej najprawdziwszej i innej – Niedziela, 13 wrzesnia 2015 XXIV Niedziela zwykła

Myśl dnia

Trochę ognia, trochę lodu czyni miłość trwałą.

Cesare Pavese

Nie tylko jednak wolność wyboru, ale konsekwencja tego co już wybraliśmy kształtuje nas jako ludzi.
Wsłuchajmy się w to, co mówi Bóg w naszym sercu. Obyśmy wybrali dobrze…
Mariusz Han SJ
Tylko życie poświęcone innym warte jest przeżycia.
Albert Einstein
Jeśli widzisz, jak bardzo niedomagasz, jak dużo jest w tobie braków, pamiętaj, że Jezus cię nie ocenia.
Pragnie być z tobą mimo wszystko.
14 - 8
Panie, Twoje słowa są bardzo czytelne i nie pozostawiają wątpliwości.
Pójście za Tobą oznacza trud dźwigania krzyża,
ale także nagrodę wieczną. Ufam, że dam radę. A Ty mnie prowadź.

XXIV NIEDZIELA ZWYKŁA, ROK B

PIERWSZE CZYTANIE (Iz 50,5-9a)

Bóg wspiera swego sługę w prześladowaniach

Czytanie z Księgi proroka Izajasza.

Pan Bóg otworzył mi ucho, a ja się nie oparłem ani się nie cofnąłem. Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym mi brodę. Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem.
Pan Bóg mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam. Blisko jest Ten, który mnie uniewinni. Kto się odważy toczyć spór ze mną? Wystąpmy razem! Kto jest moim oskarżycielem? Niech się zbliży do mnie! Oto Pan Bóg mnie wspomaga! Któż mnie potępi?

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 116A,1-2.3-4.5-6.8-9)

Refren: W krainie życia będę widział Boga.

Miłuję Pana, albowiem usłyszał *
głos mego błagania,
bo skłonił ku mnie swe ucho *
w dniu, w którym wołałem.

Oplotły mnie więzy śmierci, +
dosięgły mnie pęta otchłani, *
ogarnął mnie strach i udręka.
Ale wezwałem imienia Pana: *
„O Panie, ratuj me życie!”

Pan jest łaskawy i sprawiedliwy, *
Bóg nasz jest miłosierny.
Pan strzeże ludzi prostego serca: *
byłem w niedoli, a On mnie wybawił.

Uchronił bowiem moją duszę od śmierci, *
oczy moje od łez, nogi od upadku.
Będę chodził w obecności Pana *
w krainie żyjących.

DRUGIE CZYTANIE (Jk 2,14-18)

Wiara nie połączona z uczynkami jest martwa

Czytanie z Listu świętego Jakuba Apostoła.

Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy sama wiara zdoła go zbawić? Jeśli na przykład brat lub siostra nie mają odzienia lub brak im codziennego chleba, a ktoś z was powie im: „Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i najedzcie do syta”, a nie dacie im tego, czego koniecznie potrzebują dla ciała, to na co się to przyda?
Tak też i wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie. Ale może ktoś powiedzieć: Ty masz wiarę, a ja spełniam uczynki. Pokaż mi wiarę swoją bez uczynków, to ja ci pokażę wiarę ze swoich uczynków. Wierzysz, że jest jeden Bóg? Słusznie czynisz, lecz także i złe duchy wierzą i drżą.

Oto słowo Boże.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Ga 6,14)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego,
jak tylko z Krzyża Chrystusa,
dzięki któremu świat stal się ukrzyżowany dla mnie,
a ja dla świata.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

 

EWANGELIA (Mk 8,27-35)

Zapowiedź męki Chrystusa

Słowa Ewangelii według świętego Marka.

Jezus udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod Cezareą Filipową. W drodze pytał uczniów: „Za kogo uważają Mnie ludzie?”
Oni Mu odpowiedzieli: „Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków”.
On ich zapytał: „A wy za kogo Mnie uważacie?”
Odpowiedział Mu Piotr: „Ty jesteś Mesjaszem”. Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili.
I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. A mówił zupełnie otwarcie te słowa.
Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: „Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie”.
Potem przywołał do siebie tłum razem ze swoimi uczniami i rzekł im: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, ten je zachowa”.

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

Ocalić czy oddać życie

Opowiedzenie się za Chrystusem nie jest życiowym konformizmem. Chrześcijanin będzie musiał wiele razy powiedzieć nie: wobec niesprawiedliwych, deptających godność człowieka praw, wobec nieuczciwości, wobec zachęty do zdrady i bałwochwalstwa. Piotr przestraszył się takiej perspektywy. Zaczął upominać Jezusa, chcąc go nakłonić do zliberalizowania zasad głoszonych przez Niego. Boski Mistrz sprawę postawił bardzo jasno: „Jeśli ktoś chce pójść za Mną… niech weźmie swój krzyż i niech mnie naśladuje”. Nie mamy się co łudzić, że przynależąc do grona uczniów Chrystusa tutaj na ziemi, będzie nam łatwiej. Ale mamy jednocześnie obietnicę: „Kto straci swoje życie z mojego powodu i z powodu Ewangelii, ocali je”.

Panie, Twoje słowa są bardzo czytelne i nie pozostawiają wątpliwości. Pójście za Tobą oznacza trud dźwigania krzyża, ale także nagrodę wieczną. Ufam, że dam radę. A Ty mnie prowadź.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

*********

https://youtu.be/Gi_CeS6xIBY
********

Wprowadzenie do liturgii

 PYTANIA O WIARĘ

Jezus i Piotr mają radykalnie różną koncepcję wiary.
Chrystus mówi o niej jako o drodze do królestwa niebieskiego. Nie ukrywa, że jest zaproszeniem do podjęcia trudów, wyzwań i nawet cierpień. Rysuje przed swoimi uczniami kontury krzyża (Ewangelia). Mówi o tym jasno. W ten sposób oczyszcza motywację pójścia za Nim.
Piotr z radością wyznaje: „Ty jesteś Mesjaszem”, ale chyba nie do końca rozumie Jezusa. Dostrzega w Nim szansę na zdobycie upragnionego szczęścia. Mówi „tak” Chrystusowi, a „nie” Jego krzyżowi. Akceptuje Go jako przywódcę i pewnie liczy na to, że za służbę i wierność otrzyma uznanie, władzę i bogactwo. Podobnie myśleli i inni uczniowie.
Chrystus rozwiewa naiwne „sny o potędze” Piotra. Jest to zresztą zgodne z całą logiką Biblii, gdzie Bóg – jak zaświadcza Izajasz (I czytanie), próbuje wiarę człowieka w ogniu cierpienia, prześladowań i niedostatków. Wiara Izajasza wykracza poza doczesność. Jest naznaczona nadzieją wieczną. Prorok Izajasz wie, „że wstydu nie zazna”. Powierza się ufnie Bogu jako Zbawcy.
Burzliwy dialog Jezusa z Piotrem rodzi pytanie o to, do czego chcemy wykorzystać wiarę. Czym jest dla nas w swej istocie? Polisą ubezpieczeniową na wszelki wypadek? Środkiem przeciwbólowym na przykre sytuacje? Czy też idziemy za Jezusem, oczekując czegoś więcej niż dobrobyt i zadowolenie?
Trzeba zatem zweryfikować swoją wizję wiary. Sam fakt wiary nie wystarcza. Musi mieć ona kształt krzyża i kształt miłości do innych (II czytanie). Nie każda wiara zasługuje na pochwałę: „[…] przecież także i złe duchy wierzą i drżą”.

ks. Zbigniew Sobolewski

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/941

********

Liturgia słowa

Msza św. to uczta, ale również ofiara Jezusa. Razem z Chrystusem przechodzimy przez Jego śmierć i zwyciężamy w zmartwychwstaniu. To też jest droga każdego z nas. Bo życie bywa radosną ucztą, ale jest też wezwaniem do ofiary. Przejdziemy przez śmierć i będziemy oczekiwać naszego zmartwychwstania. Jezus w każdej Mszy św. nas na tę drogę przygotowuje.

PIERWSZE CZYTANIE (Iz 50,5-9a)

Lud Izraela przez cały Stary Testament oczekiwał na Mesjasza. Tego, który wyzwoli Izraela i przywróci czasy świetności. W Starym Testamencie spotykamy też inny opis Mesjasza. Jest to cierpiący i znieważany sługa. Te dwa obrazy Mesjasza spełniły się w Jezusie. Okazało się, że zwycięstwo było tam, gdzie po ludzku znajdowała się przegrana. Krzyż Jezusa jest tego znakiem.

Czytanie z Księgi proroka Izajasza
Pan Bóg otworzył mi ucho, a ja się nie oparłem ani się cofnąłem. Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym mi brodę. Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem.
Pan Bóg mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam. Blisko jest Ten, który mnie uniewinni. Kto się odważy toczyć spór ze mną? Wystąpmy razem! Kto jest moim oskarżycielem? Niech się zbliży do mnie! Oto Pan Bóg mnie wspomaga! Któż mnie potępi?

PSALM (Ps 116A,1-2.3-4.5-6.8-9)

Droga z Jezusem zawsze prowadzi od śmierci do życia. To droga ziarna, które musi obumrzeć, aby wydać plon. Dlatego też w naszym życiu duchowym potrzeba wytrwałości i cierpliwości. Proces przechodzenia przez strach, udrękę i ból jest trudny. Lecz gdy przechodzi się go z Jezusem, wtedy wydaje plon nowego życia.

Refren: W krainie życia będę widział Boga.
lub: Alleluja.

Miłuję Pana, albowiem usłyszał *
głos mego błagania,
bo skłonił ku mnie swe ucho *
w dniu, w którym wołałem. Ref.

Oplotły mnie więzy śmierci,
dosięgły mnie pęta otchłani, *
ogarnął mnie strach i udręka.
Ale wezwałem imienia Pana: *
«O Panie, ratuj me życie!». Ref.

Pan jest łaskawy i sprawiedliwy, *
Bóg nasz jest miłosierny.
Pan strzeże ludzi prostego serca: *
byłem w niewoli, a On mnie wybawił. Ref.

Uchronił bowiem moją duszę od śmierci, *
Oczy moje od łez, nogi od upadku.
Będę chodził w obecności Pana *
w krainie żyjących. Ref.

DRUGIE CZYTANIE (Jk 2,14-19)

Codziennie docierają do nas tysiące słów. My też codziennie setki ich wymawiamy. Często są to nasze obietnice, które pozostają tylko słowami. Tymczasem słowo to nie tylko dźwięk. Ono pragnie dopełnienia czynem. Słowo wyraża się w czynie, wtedy nie jest pustym dźwiękiem. Czasem trzeba zmniejszyć liczbę wymawianych słów, jeżeli nie są połączone z czynami. Znając swoje możliwości, mniej obiecywać.

Czytanie z Listu świętego Jakuba Apostoła
Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy sama wiara zdoła go zbawić? Jeśli na przykład brat lub siostra nie mają odzienia lub brak im codziennego chleba, a ktoś z was powie im: «Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i najedzcie do syta», a nie dacie im tego, czego koniecznie potrzebują dla ciała, to na co się to przyda?
Tak też i wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie. Ale może ktoś powiedzieć: Ty masz wiarę, a ja spełniam uczynki. Pokaż mi wiarę swoją bez uczynków, to ja ci pokażę wiarę ze swoich uczynków. Wierzysz, że jest jeden Bóg? Słusznie czynisz, lecz także i złe duchy wierzą i drżą.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Ga 6,14)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Nie daj, Boże, bym się miał chlubić
z czego innego, jak tylko z Krzyża Chrystusa,
dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany
dla mnie, a ja dla świata.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA (Mk 8,27-35)

Czytając Ewangelię, mamy czasem wrażenie, że Pan Jezus żąda pogardy dla świata, przekreślenia naszej woli. Tymczasem On wzywa nas do wspólnej z Nim drogi. Na początku tej drogi pragnie, abyśmy Mu wszystko oddali. To znaczy powierzyli. Poczynając od naszego życia, przez nasze pasje i pragnienia. Jezus tego nie przekreśla i nie zabiera nam. Oddaje wszystko przemienione i oczyszczone. Wtedy łatwiej nam z Nim wędrować. Nie nosimy już w sercu niepotrzebnych balastów, a odczuwamy wolność.

Słowa Ewangelii według świętego Marka
Jezus udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod Cezareą Filipową. W drodze pytał uczniów: «Za kogo uważają Mnie ludzie?».
Oni Mu odpowiedzieli: «Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków».
On ich zapytał: «A wy za kogo Mnie uważacie?».
Odpowiedział Mu Piotr: «Ty jesteś Mesjasz». Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili.
I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. A mówił zupełnie otwarcie te słowa.
Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: «Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie».
Potem przywołał do siebie tłum razem ze swoimi uczniami i rzekł im: «Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, ten je zachowa».
http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/941/part/2

********

Katecheza

Na śmierć i życie

Życie to bitwa, która rozpoczęła się od kłamstwa szatana w raju i trwa do dziś. Kusiciel, pragnący złowić człowieka na przynętę kłamstwa, podobny jest do stratega, chcącego zdobyć jakąś warownię. Najpierw bacznie się jej przygląda, szukając słabych punktów.
Zły duch, jak nieprzyjaciel, pilnie przygląda się warowni naszego serca, aby dostrzec skłonności do grzechu, złe przyzwyczajenia, urazy, trudne relacje z ludźmi, problemy z przebaczeniem bliźnim i samym sobie… Wiele jest przestrzeni w naszych sercach narażonych na atak Złego, na jego zwiedzenie. Gdy są one słabo obwarowane i gdy nie zastosujemy ignacjańskiej zasady „działać przeciwnie” (agere contra), wówczas możemy utracić zbawienie.
Trzeba, abyśmy poznali te rejony serca, w których zamieszkał grzech, a więc te przestrzenie, przez które demon nas niszczy. Poznać je, aby nie dawać miejsca diabłu, lecz przeciwstawić się jemu (por. Ef 4,27; 1P 5,9). Jest takich siedem punktów, warowni naszej duszy, które diabeł bacznie obserwuje, aby dostrzec jakąś rysę czy pęknięcie. Gdy one się pojawią, przystępuje do ataku i posyła swoje wojska – wyspecjalizowane w różnych sposobach walki. Wysłannicy królestwa ciemności podsuwają nam rozmaite myśli, wspomnienia, poruszają wyobraźnię, aby nas oderwać od Prawdy. Zły duch ma jeden cel: abyśmy uwierzyli w jego kłamstwa, które wsącza do naszych myśli jak truciznę. Niekiedy wystarczy tylko jedna zatruta strzała, aby zniszczyć całe życie. Musimy więc uczyć się sztuki rozeznawania, aby dostrzec, które myśli pojawiające się w naszym umyśle pochodzą od nieprzyjaciela. Jest to niekiedy trudne, gdyż kłamstwo demona może znajdować się bardzo blisko prawdy i sprawiać wrażenie, że pochodzi z królestwa prawdy. Mistrz manipulacji przychodzi z myślami, które odwołują się niekiedy do obiegowych opinii, często nam schlebiają, abyśmy tylko połknęli jego haczyk:

  • ja się przecież nie mylę; to ja tu decyduję – PYCHA;
  • potrzebne jest zabezpieczenie na przyszłość; silniejszy jest ten, kto więcej posiada – CHCIWOŚĆ;
  • kto kocha, nie grzeszy, więc używaj świata, póki służą lata; mam prawo do przyjemności – NIECZYSTOŚĆ;
  • należy mi się coś od życia; mam prawo korzystać bez ograniczeń z wszystkiego, co mnie otacza – NIEUMIARKOWANIE;
  • to on mnie zdenerwował, sprowokował; mój święty gniew – to moje święte prawo – GNIEW;
  • to przecież mi się należy; ja tu jestem najlepszy; skoro ja nie mam, to nikt inny nie może mieć – ZAZDROŚĆ;
  • i tak mi się nie uda, po co się wysilać? – nie można się tak przepracowywać bez sensu – LENISTWO.

Aby pokonać tych siedmiu demonów, trzeba pamiętać o wskazówce: „Stańcie więc do walki, przepasawszy biodra wasze prawdą” (Ef 6,14). W walce duchowej potrzebna jest nam gorliwa prośba o Ducha Świętego, który jest Duchem Prawdy, abyśmy Jego mocą mogli przeciwstawić się każdemu kłamstwu. Jest to walka na śmierć i życie. To walka o to, czy uwierzę słodkim kłamstwom szatana, czy trudnej prawdzie; czy wybiorę drogę zniewolenia, czy drogę wolności.

Anastazja Seul 

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/941/part/3

*******

Rozważanie

 A wy za kogo Mnie uważacie? (Mk 8, 29).

Kim naprawdę jest dla mnie Jezus? Czy potrafię Go opisać, nie używając wyuczonych, katechizmowych formuł? Na ile jest mi On bliski, na ile się z Nim utożsamiam? Trzeba stanąć w prawdzie i odpowiedzieć na te pytania. Zadaje ci je sam Jezus: „Kim jestem dla ciebie?”. Szczere wyznanie Piotra sprawiło, że Jezus uczynił go kamieniem węgielnym swojego Kościoła. Piotr nie tylko ustami wyznał, że Jezus jest Synem Bożym, że jest Mesjaszem, że jest Panem jego życia. Odpowiedzią Piotra było świadectwo męczeńskiej śmierci poniesionej dla Chrystusa. Jezus nie potrzebuje naszych słów, ale czynów i świadectwa. „Nie każdy, kto Mi mówi: «Panie, Panie», wejdzie do królestwa niebieskiego”. Dlaczego? Bo same słowa nie wystarczą, bo wiara bez uczynków jest martwa, bo wiara wymaga ofiary, także tej największej, uczynionej z życia. Wyznając wiarę w Jezusa, równocześnie godzisz się przyjąć Jego wolę, zgadzasz się ponieść każdy krzyż. Musisz być gotów zdawać codzienny egzamin z wierności obiecanej Bogu.

Rozważanie zaczerpnięte z terminarzyka Dzień po dniu
Wydawanego przez Edycję Świętego Pawła

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/941/part/4

*******

#Ewangelia: Łatwo być szatanem

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. shutterstock.com)

Jezus udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod Cezareą Filipową. W drodze pytał uczniów: “Za kogo uważają Mnie ludzie?” Oni Mu odpowiedzieli: “Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków”.

 

On ich zapytał: “A wy za kogo Mnie uważacie?” Odpowiedział Mu Piotr: “Ty jesteś Mesjaszem”. Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili. I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. A mówił zupełnie otwarcie te słowa.

 

Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: “Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym co ludzkie”.

 

Potem przywołał do siebie tłum razem ze swoimi uczniami i rzekł im: “Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je: a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, ten je zachowa”.

 

Komentarz do Ewangelii:

 

To znamienne, że Jezus nie nazwał Piotra szatanem (czyli przeciwnikiem) wtedy, gdy Piotr się Go wyparł, tylko właśnie w tych okolicznościach, o jakich mówi dzisiejsza Ewangelia.

 

“Kochać Boga z całego serca znaczy mówić TAK, bezwarunkowo, życiu i wszystkiemu co życie z sobą niesie. Przyjąć bez zastrzeżeń wszystko, co Bóg rozporządził w odniesieniu do czyjegoś życia. Mieć takie samo nastawienie jak Jezus, kiedy mówił: Niech się dzieje Twoja wola, nie Moja.

 

Kochać Boga z całego serca znaczy uczynić swoimi słynne słowa Daga Hammarskjolda: <Za wszystko, co było – dziękuję. Na wszystko, co będzie – tak>. To można dać tylko Bogu. Na tym polu Bóg nie ma rywali” (Anthony de Mello SJ).

 

Jeśli nie chcemy być przeciwnikami Boga (szatanami), nie mówmy Mu więcej co jest dla nas lepsze. On wie to lepiej.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2568,ewangelia-latwo-byc-szatanem.html

*******

 

Na dobranoc i dzień dobry – Mk 8, 27-35

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. Massimo Valiani’s buddy icon Massimo Valiani / flickr.com / CC BY-NC 2.0)

Iść za Jezusem to poświęcenie

 

Wyznanie Piotra
Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je.

 

Opowiadanie pt. “O kijance i białorybie”
Białoryb pojął za żonę kijankę. Jakiś czas żyli spokojnie i szczęśliwie. Ale pewnego dnia kijance zaczęły rosnąć nogi i w całym ciele poczuła tęsknotę za twardym gruntem.

 

Wtedy zwierzyła się mężowi:
– Słuchaj, mój mężu, muszę iść za głosem wewnętrznym i wkrótce musimy się przeprowadzić na ląd; byłoby dobrze, abyś i ty powoli przyzwyczajał się do takiego życia!
– Ależ kochanie- zawołał wytrącony z równowagi białoryb – co ja biedny zrobię? Moje skrzela; moje płetwy…
Kijanka nie słuchała jednak argumentów małżonka, lecz jękliwym głosem zawodziła w kółko:
– Kochasz mnie jeszcze, czy już nie?
– Naturalnie, że cię kocham – wyznał poddańczo białoryb.
– A wiec?!? – podprowadziła do oczywistego wniosku.
I białoryb wyszedł na ląd: po śmierć.

 

Refleksja
Nie ma granic poświecenia się dla drugiego człowieka. Można poświęcić się dla kogoś lub dla czegoś, dla jakiejś sprawy czy też idei. Tak powstały min. totalitaryzmy. Wielu z nas potrafi poświecić naprawdę wiele dla siebie i dla innych, aby zdobyć upragniony cel. Można poświecić się złej sprawie, ale też i dobrej. Dla nas chrześcijan wzorem jest Chrystus. To on daje nam przykład dobrego wykorzystania czasu na tej ziemi. Wybór tego co wybierzemy zawsze zależy od nas, bo jesteśmy wolni. Nie tylko jednak wolność wyboru, ale konsekwencja tego co już wybraliśmy kształtuje nas jako ludzi. Wsłuchajmy się w to, co mówi Bóg w naszym sercu. Obyśmy wybrali dobrze…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Czy jesteś w stanie poświecić się dla kogoś lub czegoś?
2. Czy jesteś konsekwentny w swoim poświeceniu?
3. Jak wykorzystujesz czas dany Ci tu na ziemi?

 

I tak na koniec…
“Tylko życie poświęcone innym warte jest przeżycia” (Albert Einstein).

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,16,na-dobranoc-i-dzien-dobry-mk-8-27-35.html

*******

Dwudziesta Czwarta Niedziela Zwykła

0,12 / 11,17
Zastanów się, z jakim nastawieniem rozpoczynasz modlitwę? Jakie są w tobie uczucia?Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Marka
(Mk 8, 27-35)
Jezus udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod Cezareą Filipową. W drodze pytał uczniów: «Za kogo uważają Mnie ludzie?» Oni Mu odpowiedzieli: «Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków». On ich zapytał: «A wy za kogo Mnie uważacie? » Odpowiedział Mu Piotr: «Ty jesteś Mesjaszem». Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili. I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. A mówił zupełnie otwarcie te słowa. Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: «Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie». Potem przywołał do siebie tłum razem ze swoimi uczniami i rzekł im: «Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, ten je zachowa».Kiedy widzisz się z ukochaną osobą, chcesz się przygotować najlepiej jak potrafisz.  Automatycznie twoje nastawienie polepsza się, wszystko staje się mniej ważne. Serce, które kocha, nie może doczekać się spotkania. Przypomnij sobie, jak rozpocząłeś modlitwę? Co twoje nastawienie mówi o twojej relacji z Chrystusem?To, jak kogoś traktujesz, warunkowane jest przez to, za kogo go uważasz.  Inaczej zachowujesz się przy szefie, inaczej przy nauczycielu, jeszcze inaczej przy osobie, z którą się dobrze znasz. Przy dobrym przyjacielu czas szybko mija. A jak jest z tobą? Męczysz się na modlitwie?

Św. Ignacy uczy, że nie tylko umysłem trzeba przyjmować wiarę, ale wszystkie uczucia powinny być podporządkowane budowaniu królestwa Bożego. W przykazaniu miłości pojawia się zwrot, aby kochać z całego serca swego, z całej duszy swojej i ze wszystkich myśli swoich.

Jeśli widzisz, jak bardzo niedomagasz, jak dużo jest w tobie braków, pamiętaj, że Jezus cię nie ocenia. Pragnie być z tobą mimo wszystko.

http://modlitwawdrodze.pl/home/
**********
Krzysztof Osuch SJ

O, życie, dziwny czasie

Potem Jezus udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod Cezareą Filipową. W drodze pytał uczniów: Za kogo uważają Mnie ludzie? Oni Mu odpowiedzieli: Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków. On ich zapytał: A wy za kogo mnie uważacie? Odpowiedział Mu Piotr: Ty jesteś Mesjasz. Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili. I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. A mówił zupełnie otwarcie te słowa. Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie. Potem przywołał do siebie tłum razem ze swoimi uczniami i rzekł im: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je. 
(Mk 8,27-35)

Niewytłumaczalny czas życia
Zaduma nad życiem – to znamy wszyscy. Każdy szuka słów, które oddałyby bogactwo czasu życia. Maria Rainer Rilke tak pisze o życiu:
O, życie, życie, dziwny czasie.
Ze sprzeczności w sprzeczność sięgający
w biegu, tak często zły, tak ciężki, wlokący się
i potem nagle, niewyrażalnie szeroko
rozpinający skrzydła, równy aniołowi:
o, niewytłumaczalny czasie życia.
Spośród wszystkich ogromnie śmiałych bytów
czy może być bardziej żarliwy i śmiały?
Stoimy i wpieramy się w nasze granice,
zarywając ku sobie Byt Niepoznawalny.
(Maria Rainer Rilke)
Tak, czas życia jest niewytłumaczalny. I niewytłumaczalny jest człowiek sam dla siebie. Każdy jest pytaniem, na które odpowiedzi w samym sobie nie znajduje, bo znaleźć nie może. Nasze życie staje się najbardziej problematyczne i niewytłumaczalne wtedy, gdy zderzamy się z cierpieniem własnym i z cierpieniem naszych bliźnich. A spada go na ludzi ogrom: choroby, kataklizmy, głód, bieda i skrajna nędza milionów, nienawiść i przemoc, pogarda, wzajemne poniżanie i zabijanie się… W końcu zaś przychodzi śmierć, która nie czyni wyjątków. Cud życia zderza się z bezwzględną destrukcją i zdaje się jednoznacznie przegrywać. Ostatnim słowem człowieka – każdego człowieka – zdaje się być bezradność i beznadziejność.
Tylko jeden z „synów człowieczych” przeżywał to wszystko całkiem inaczej i potrafił tchnąć w nas ludzi ugruntowaną nadzieję. To Mesjasz – Jezus Chrystus. W dzisiejszej perykopie słyszeliśmy, jak bardzo zależało Jezusowi na tym, by Jego wyjątkowa tożsamość została dobrze rozpoznana. Nie spoczął w zadawaniu pytania – za kogo ludzie Go uważają, dopóki nie padła właściwa odpowiedź, zresztą zainspirowana przez samego Boga Ojca. Odpowiedział Mu Piotr: Ty jesteś Mesjasz. Dopiero po usłyszeniu wyznania Piotra Jezus odsłonił całą prawdę o ostatnim etapie swego życia na Ziemi: Jezus zaczął uczniów pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. A mówił zupełnie otwarcie te słowa.
– Stało się dokładnie tak jak Jezus zapowiedział! Przeżył On straszliwą udrękę męki i śmierci, ale też zmartwychwstał! Zrobił wyłom w murze, który aż dotąd okalał wszystkich ludzi i zamykał w kręgu śmierci i rozpaczliwego lęku. Tylko Wcielony Boży Syn potrafił przerwać krąg śmierci i utorować drogę do nowego życia.
– Przejście (Pascha) Jezusa przez dziwny czas życia na ziemi i przez śmierć ku Życiu słusznie nazwane zostało Słońcem (por Łk 1, 78), które wzeszło i nie zna zachodu. Kto chce, może chodzić w świetle Jezusa. Kto nie chce, może jedną małą dłonią przesłonić sobie to Wielkie Słońce i dalej chodzić w ciemności i smutku.

Trudna droga do przebycia
Choć świeci nam już „z wysoka Wschodzące Słońce”, to jednak wcale nie jest łatwo chodzić w jego światłości. Nie jest też łatwo dotrzymać Jezusowi kroku, na różnych etapach Jego drogi. I Piotrowi, i nam dzisiaj, trudno jest się zgodzić na to, że droga do Domu Ojca jest tak trudna. Piotr usłyszawszy, co Jezus musi wycierpieć, wziął Go na bok i zaczął Go upominać. – Jednak to Piotr, a nie Jezus, zasłużył sobie na upomnienie. Jezus obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie. Jaka mocna reprymenda za przedłożenie myślenia o tym, co ludzkie, ponad myślenie o tym, co Boże!
Jezus dobrze wie, jaką drogę wyznaczył Mu Ojciec. Wie, że jest to droga jedyna i nieuchronna. On gotów jest przebyć ją w wielkim zaufaniu do Ojca.
Ta droga – Jezusowa i nasza – ma różne etapy: jedne są wspaniałe i miłe, inne – straszne i przykre. Jedne radują i budzą zachwyt, inne – smucą i wzbudzają trwogę. Raz bywa na tej drodze jasno, kiedy indziej trzeba wejść w mroczną dolinę, w wielki ból i smutek duszy. Miło jest być z Jezusem na Taborze, przykro oglądać Go w agonii Ogrójca.
Uczniowie idący za Jezusem weszli w sytuację krańcową. Klęska Jezusa była dla nich jak urywanie drogi i opadnięcie w mroczną otchłań śmierci. W przeciągu długich kilkudziesięciu godzin – między ucztą paschalną w Wieczernikiem a pierwszym spotkaniem ze Zmartwychwstałym – uczniowie Jezusa stwierdzali z przerażeniem, że przemoc Złego i złość ludzi w jawny sposób wzięła górę nad ich Mistrzem. Jezus okazywał się nieodwołalnie słaby i poddany przemocy wrogów. Uczniowie mieli nieprzeparte wrażenie, że Jezus definitywnie utracił swą moc, którą tyle razy okazywał wobec chorób, żywiołów i demonów. W godzinie Ogrójca i Męki wręcz narzucało się im takie rozumowanie: «cóż z tego, że nasz Mistrz był taki wspaniały, olśniewający i mocny, skoro teraz przyszła godzina, w której okazuje się On słaby i bezradny – na równi z każdym śmiertelnikiem?».
Między Jezusem i Jego uczniami jest jednak (na szczęście) zasadnicza różnica. Jezus na tym trudnym etapie drogi do Ojca wprawdzie bardzo cierpiał, gdy doznawał upokorzenia i wyniszczenia, ale mimo wszystko trwał w zaufaniu do Dobroci i Wszechmocy Ojca. Czego innego doświadczyli uczniowie Jezusa; oni widząc cierpienie i klęskę Jezusa, zwątpili, potknęli się i przewrócili. Judasz upadł tragicznie, nie powstał, nie zwrócił się do Jezusa, zaś Piotr i inni uczniowie, choć się potknęli i upadli, to jednak podźwignęli się. Dokładniej mówiąc, to Zmartwychwstały Jezus umożliwił im odzyskanie zaufania do Niego i do Boga Ojca!
Dopiero też po wielu spotkaniach z Jezusem Zmartwychwstałym i po przyjęciu Ducha Świętego uczniowie Jezusa mogli pojąć i realizować te wymagające słowa Mistrza: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je.

Uczyć się na cudzych błędach
Jezus – najlepszy „ekspert” w kwestii życia i szczęścia – informuje nas w powyższym zdaniu, że życie, którym cieszymy się od niedawna, nie jest nam dane po to, żeby je za wszelką cenę zachować; żeby je w jak najlepszym stanie zakonserwować i cieszyć się nim jak najdłużej tu na ziemi. Życie – i wszystko, co otrzymaliśmy od Boga – jest nam dane po to, byśmy mieli co rozdawać i czym obdarowywać naszych bliźnich.
Trzeba nam tak bardzo wejść w świat Jezusa, by stać się pewnym tego, że tracenie swego życia w służbie Jezusa i Ewangelii, jest czystym „zyskiem”. Nie chodzi tu jednak o korzystny rachunek ekonomiczny i o wysublimowany egoizm; chodzi o zgłębienie Bożej Mądrości i Boskiego prawa Miłości. Bóg, który jest Miłością i jest Pełnią wszelkiego dobra, chce i pragnie, byśmy przyswoili sobie Jego Boski styl dawania i tracenia.
W tym dziwnym czasie toczy się „gra miłości”. Bóg prowadzi ją w Boskim stylu, zaś my uczymy się jej powoli, pokonując własną ignorancję, małoduszne lęki i ciasny egoizm.
Na ile to możliwe, uczmy się na błędach wielkich postaci biblijnych. Od Piotra uczmy się pokornego i uważnego wsłuchiwania się w to, co mówi Jezus. Uczmy się czegoś ważnego także od Judasza, który nie zgadzał się z Jezusem, ale skrzętnie to ukrywał. Miał on różne problemy. Miał problem z wymarzoną wielkością, a także z podłością, która go zaskakiwała. Był blisko Jezusa, a jednak dojrzewał do zdrady i do wiadomej tragedii. – Dlaczego? Głównie pewnie dlatego, że nie prowadził z Panem Jezusem rozmowy, szczerego dialogu. Wolał gadać ze sobą samym, a z innymi tylko po to, by knuć przeciwko Jezusowi. Bycie z Jezusem w bliskości tylko zewnętrznej jest byciem z Nim na niby. Wtedy zamiast wyboru Jezusa rozwija się, i w najlepsze umacnia, wybór siebie samego; a taki wybór jest wyborem fatalnej iluzji, wyborem kłamstwa i nieszczęścia, bo nie ma czegoś takiego jak „ja sam”, „ja radykalnie samowystarczalny”, ja poza Bogiem, ja mądrzejszy od Boga, ja lepiej dbający o siebie niż mój Bóg, Stwórca i Ojciec. – Owszem, jest coś takiego, ale nie ma w tym szczęścia człowieka.
Jeżeli człowiek lekkomyślnie eksperymentuje ze stanowieniem o sobie bez Boga czy przeciw Bogu Stwórcy, to jego koniec jest wiadomy, fatalny. Gdy wybieram siebie w Chrystusie, to na końcu „dziwnego czasu życia” stoi właśnie On z szeroko otwartymi ramionami i z Sercem pełnym miłości. U kresu mojego wyboru Jezusa będę na zawsze ja w Nim a On we mnie. A kogo (i co) spotkam na końcu ziemskiej drogi, gdy wybiorę tylko siebie samego? Siebie zachowanego dla siebie samego? Siebie, który dla własnej wygody i przyjemności nie umie zaprzeć w sobie i poskromić potrójnej pożądliwości, która jest na świecie? (por 1 J 2, 16). Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je.

Krzysztof Osuch SJ
fot. Chris Dlugosz my pocket watch rules
Flickr (cc)
http://www.katolik.pl/o–zycie–dziwny-czasie,25043,416,cz.html
*******

Komentarz liturgiczny

Zapowiedź męki Chrystusa Mk 8, 27-35

Ludzie różnie o Jezusie myśleli: „Kim On jest?”. Uważali Go za któregoś z proroków Starego Testamentu. Natomiast wśród uczniów pojawia świadomość wypowiedziana przez Piotra: „Ty jesteś Mesjaszem”.  To oznacza, że nadszedł odpowiedni moment, by ich przygotować na śmierć i zmartwychwstanie Jezusa. Jezus to  mówi, a oni w to nie wierzą. Dlatego Jezus mówi do nich i do tłumu jednocześnie, że trzeba wziąć swój krzyż, by ocalić swe życie.

Moja codzienna bieda, to właśnie mój krzyż. Niech takie moje życie zaakceptuję. Wtedy otworzy się nadzieja na dalsze życie: będę chodzić w obecności Pana. Będę mówić: „Oto Pan mnie wspomaga”!

 

XXIV Niedziela Zwykła

 

W drodze pytał uczniów: «Za kogo uważają Mnie ludzie?» Oni Mu odpowiedzieli: «Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków». On ich zapytał: «A wy za kogo mnie uważacie?» Odpowiedział Mu Piotr: «Ty jesteś Chrystus». Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili. 

(Mk 8,27-35)

CHRYSTUS TRZYMA ZA SŁOWO

 

Po dłuższym przebywaniu z Jezusem przychodzi dzień, w którym podczas wspólnej drogi, On zaczyna nam zadawać pytania. Sądzisz, że uda Ci się wykręcić, przytaczając opinie innych. Nagle Jezus stawia Ci pytanie, przed którym nie możesz uciec: „A ty…?”.

Nie wolno Ci odpowiadać, przytaczając definicje teologów, odwołując się do pięknych sformułowań literackich, korzystając z gotowych formuł. Musisz odpowiedzieć osobiście, musisz „wymyślić” odpowiedź, łącząc w całość kawałki Twego doświadczenia. Ta chwila nadeszła zbyt szybko. Masz poczucie, że odtąd rozpoczyna się druga, bardziej wymagająca część drogi.

Odtąd cuda staną się rzadsze, tłumy rozproszą się, a nieprzyjaciele staną się bardziej zacięci.

Zrozumiałem, Panie. Powiedzenie, kim jesteś, nie oznacza, że jest się najbardziej inteligentnym uczniem. Oznacza zgodę na nagły zwrot w życiu, wejście wraz z Tobą na drogę, na którą krzyż rzuca swój niepokojący cień.

„Jeśli ktoś chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie i niech Mnie naśladuje”.

Zrozumiałem, Panie. Ciebie nie interesuje to, co myślę. Chcesz wiedzieć, czy jestem gotów iść za Tobą aż do końca. Dlatego, po odpowiedzi, nakazujesz milczenie. Dopiero w obliczu Kalwarii można zacząć mówić.

Z Jezusem nie można rozmawiać niezobowiązująco. Jedno słowo i jesteś związany. On trzyma Cię, dosłownie, za słowo…

Jedna udzielona Mu odpowiedź i natychmiast życie staje się poważną sprawą.

ks. Alessandro Pronzato

teksty pochodzą z książki:
“Chleb na niedzielę homilie na rok B”
(C) Copyright: Wydawnictwo SALWATOR Kraków 2003
www.salwator.com

http://www.katolik.pl/modlitwa,888.html
*********

Refleksja katolika

Dwudziesta czwarta Niedziela zwykłaJezus udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod Cezareą Filipową. W drodze pytał uczniów: «Za kogo uważają Mnie ludzie?»
Oni Mu odpowiedzieli: «Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków».
On ich zapytał: «A wy za kogo Mnie uważacie? »
Odpowiedział Mu Piotr: «Ty jesteś Mesjaszem». Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili.
I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. A mówił zupełnie otwarcie te słowa.
Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: «Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie».
Potem przywołał do siebie tłum razem ze swoimi uczniami i rzekł im: «Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, ten je zachowa».

Mk 8, 27-35

  • Zobaczę uczniów w drodze z Jezusem. Idą za Nim tam, gdzie pragnie nauczać. Przyłączę się do nich, aby przysłuchać się ich rozmowie.
  • Wiele razy widzieli, jak Jezus spotykał się z tłumami. Obserwowali reakcje ludzi. Słuchali, co mówią o Mistrzu. Jezus pyta o ich obserwacje: „Za kogo uważają Mnie ludzie?”. Zwrócę uwagę, jak bardzo zróżnicowane są ludzkie opinie.
  • Jezus patrzy na moją rodzinę, wspólnotę, miejsce pracy. Pyta mnie o ludzi, z którymi przebywam na co dzień. Za kogo uważają Jezusa? Czy się nad tym zastanawiam? Czy nie jest to dla mnie obojętne? Czy potrafię rozmawiać z innymi o Jezusie?
  • Drugie pytanie jest o wiele trudniejsze. Jezus dotyka samego wnętrza uczniów. Chce, aby zwierzyli się ze swojego osobistego stosunku do Niego. Kim jest dla nich?
  • Wyobrażę sobie Jezusa, który zbliża się do mnie, patrzy na mnie i zadaje mi pytanie: Kim jestem dla Ciebie? W serdecznej rozmowie spróbuję odpowiedzieć Jezusowi na Jego pytanie.
  • Jaka więź dzisiaj łączy mnie z Jezusem: bliska czy daleka? powierzchowna czy głęboka? Kiedy mówię „Jezus” – jaki obraz staje mi najczęściej przed oczyma?
  • Trwając w serdecznej rozmowie z Jezusem, będę słuchał, jak mówi do mnie o cierpieniu, męce i krzyżu. Jakie przeżycia budzą się we mnie? Czy nie ma we mnie lęku i buntu, jak u Piotra? Powiem Jezusowi o moich odczuciach.
  • Zwrócę uwagę na stanowczość, z jaką Jezus mówi do mnie o krzyżu. Jeśli chcę należeć do Niego, to do mnie musi należeć Jego krzyż. Zachowam życie tylko wtedy, gdy odważę się je tracić dla Niego.
  • W żarliwej modlitwie zawierzę Jezusowi całe moje życie, zwłaszcza te momenty, w których najbardziej doświadczę krzyża.

ks. Krzysztof Wons SDS
***

O wielki Janie, szlachetny pasterzu,
Chóry aniołów oddają ci hołdy;
Złączeni z nimi, pragniemy cię, mistrzu,
Sławić pieśniami.

Z zapałem głosisz złotymi ustami
Słowa miłości zdobyte ze źródła
Hojnego serca, lecz także z odwagą
Gromisz występki.

Wszelakiej cnoty przejrzyste zwierciadło,
Świecisz przykładem swojemu ludowi
I tak jak Paweł z radością się stałeś
Wszystkim dla wszystkich.

Niezłomny w walce, nieczuły na groźby
Gniewu monarchy, dostojny wygnańcze,
Do męczenników podobny cierpieniem
Chwałą jaśniejesz.

A teraz pomóż nam swoją modlitwą
Do tronu Boga przystąpić z ufnością
I razem z tobą wywyższać Go hymnem
Wiecznej miłości. Amen.

 ***
Homilia św. Jana Chryzostoma, biskupa
(Ante exsilium, nn. 1-3)
Dla mnie życiem jest Chrystus, a śmierć jest mi zyskiem

Oto fale gwałtowne i groźne burze uderzają; nie obawiajmy się jednak zagłady; wszak opieramy się o skałę. Niech szaleje morze, nie potrafi skruszyć skały; niech podnoszą się fale, nie zdołają zatopić Jezusowej łodzi. Czegóż mamy się lękać? Śmierci? “Dla mnie życiem jest Chrystus, a śmierć jest mi zyskiem”. Powiedz, może wygnania? “Pana jest ziemia i wszystko, co ją napełnia”. Może przejęcia mienia? “Nic nie przynieśliśmy na ten świat, nic też nie możemy z niego wynieść”. Groźbami tego świata pogardzam, zaszczyty lekceważę. Ubóstwa się nie boję, bogactwa nie pragnę, przed śmiercią się nie wzdrygam, jeśli zaś pragnę życia, to tylko dla waszego pożytku. Z tego właśnie powodu mówię o tym, co się dzieje, i proszę, abyście nie tracili ufności.

Czyż nie słyszysz Pana, jak mówi: “Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośrodku nich”. Czyż więc nie będzie Go tam, gdzie cały lud złączony jest węzłem miłości? Mam Jego zapewnienie: czyż liczę na własne siły? Mam Jego słowo. Oto moje oparcie, oto zabezpieczenie, oto spokojna dla mnie przystań. Choćby cały świat przeciw mnie powstał, trzymam się Jego obietnicy, odczytuję Jego słowa; oto mój mur warowny, oto moja obrona. Jakież to słowa? “Oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni aż do skończenia świata”.

Chrystus jest ze mną, kogóż będę się lękał? Choćby wystąpiły przeciw mnie fale, choćby morza, choćby gniew możnych: wszystko to mniej dla mnie znaczy niż zwykła pajęczyna. Gdyby nie miłość, jaką do was żywię, nie wzbraniałbym się nawet dziś wyruszyć. Wszak mówię zawsze: “Panie, bądź wola Twoja”. Wykonam to, czego Ty chcesz, a nie to, czego pragnie ten albo tamten. Oto moja twierdza, oto skała nieporuszona, oto niezawodna podpora. Jeśli Bóg tak chce, niech się dzieje. Jeśli chce, abym pozostał tutaj, dzięki Mu składam. Gdziekolwiek zechce mnie mieć, ja Jego błogosławię.

Gdzie ja jestem, tam i wy jesteście; gdzie wy, tam i ja. Tworzymy jedno ciało, i ani ciało od głowy nie może być odłączone, ani głowa od ciała. Przestrzenią jesteśmy oddaleni, lecz miłością jesteśmy złączeni. Takich więzów nawet śmierć nie może zerwać. Choć nawet umrze moje ciało, to jednak dusza będzie żyć i pamiętać o swoim ludzie.

Wy jesteście moimi współobywatelami, wy ojcami moimi, wy braćmi, synami, członkami, ciałem moim, dla mnie jesteście światłem, owszem, droższymi niż światło. Wasza miłość daje mi nieporównanie więcej radości niż promień słońca. Słońce potrzebne mi jest w życiu doczesnym, miłość zaś wasza gotuje mi nagrodę w życiu przyszłym.

***

Bóg pyta:

Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. Dlaczego więc mówisz: Pokaż nam Ojca?
J 14,9

***

KSIĘGA III, O wewnętrznym ukojeniu
Rozdział XXXIV. O TYM, ŻE KTO KOCHA, ROZKOSZUJE SIĘ BOGIEM ZAWSZE I WSZĘDZIE

1. Oto Bóg mój, moje wszystko 1 Kor 15,22. Czegóż chcę więcej, jakiego innego szczęścia mógłbym pragnąć? O cudowne słowa! Ale tylko dla tego, kto umiłował Słowo przedwieczne nie świat ani to, co na świecie 1 J 2,15. Bóg mój, moje wszystko. Mądremu dość raz powiedzieć, ale kochającemu nigdy nie dość i zawsze miło powtarzać. Gdy Ty jesteś, wszystko staje się radością, gdy Ciebie nie ma, wszystko ogarnia znużenie.

Ty dajesz sercu ciszę, spokój i szczęście bez miary. Ty sprawiasz, że wszystko budzi dobrą myśl, że we wszystkim przejawia się Twoja chwała i nic bez Ciebie nie może na dłużej dać zadowolenia; aby coś było miłe i przyjemne, musi na to spłynąć Twoja łaska i doprawić sól Twojej mądrości.

2. Komu Ty wystarczasz, doprawdy, czegóż mu zabraknie? Ale komu nie wystarczasz, cóż zdoła mu dać szczęście? Nie znają Twojej mądrości mędrcy tego świata i ci wszyscy, którzy rozkoszują się ciałem, bo tam tylko marność, a tu śmierć Rz 8,5-6.

Prawdziwymi mędrcami okazują się ci, co idą za Tobą odrzucając blichtr świata i utrzymując w ryzach ciało, bo od marności wznoszą się ku mądrości, od ciała do ducha.

Ci miłują Boga, a dobro stworzenia odnoszą w całości ku chwale Stwórcy. Różne to jednak rzeczy, zupełnie różne: dobro Stwórcy i dobro stworzenia, wieczności i czasu, światłości nadprzyrodzonej i blasku zwykłego światła.

3. O światło wiekuiste, przewyższające wszelką jasność świata, błyśnij, przeszyj swym blaskiem Ps 144(143),6 z góry najskrytszą głąb mojego serca. Oczyść, przenikaj radością i światłem, ożyw władze mego ducha, aby w najwyższym zachwyceniu przylgnęły do Ciebie. O, kiedyż nadejdzie godzina tak szczęśliwa i tak upragniona, gdy nasyci mnie Twoja obecność i staniesz się dla mnie wszystkim we wszystkim! 1 Kor 15,28.

Póki to nie nastąpi, nie ma pełnej radości. Dotychczas, niestety, żyje we mnie dawny człowiek Rz 6,6.10, nie całkiem jeszcze ukrzyżowany, nie w pełni dla siebie umarły. Ciągle jeszcze żąda czegoś, co szkodzi duchowi Ga 5,17, podsyca wewnętrzną wojnę, nie dopuszcza do tego, aby w królestwie ducha zapanował spokój Ps 44(43),26.

4. Ale Ty, który powściągasz potęgę morza i łagodzisz wzburzone głębie Ps 89(88),10, powstań, pomóż mi! Rozprosz narody, które szukają wojny Ps 68(67),31, i rozgrom je swoją mocą Ps 59(58),12; Jdt 9,11. Okaż, błagam, Twoją potęgę Syr 17,7, niech wysławiona będzie Twoja prawica Syr 36,7, bo nie ma dla mnie nadziei i ucieczki, tylko w Tobie, Boże Ps 31(30),2.4.

Tomasz a Kempis, ‘O naśladowaniu Chrystusa’

http://www.katolik.pl/modlitwa,883.html

*********

Refleksja maryjna

“Dziewica nosiła imię Maryja…”

Tak nazwali Ją rodzice.
O takim imieniu poznali Ją aniołowie, ponieważ tak została wpisana w Księdze Życia.
Tak nazywał Ją Józef, sąsiedzi – klienci stolarza.
Pod takim imieniem narzeczona Józefa została wpisana podczas spisu ogłoszonego przez Heroda, by przypodobać się Augustowi.
To imię, które instynktownie wzruszało serce Jezusa, kiedy je słyszał, ponieważ przywoływało w pamięci obraz Jego Matki.
To jest również imię, które chrześcijanie od dwudziestu wieków wzywają z miłością i wiarą. Święty Bernard polecał gorąco: “W niebezpieczeństwie, w żalu, w niepewności, myśl o Maryi, wzywaj Maryję”.

S. M. Iglesias
teksty pochodzą z książki: “Z Maryją na co dzień – Rozważania na wszystkie dni roku”
(C) Copyright: Wydawnictwo SALWATOR,   Kraków 2000
www.salwator.com

http://www.katolik.pl/modlitwa,884.html

********

Św. Cezary z Arles (470-543), mnich i biskup
Kazanie 159, 1,4-6; CCL 104, 650

 

“Niech mnie naśladuje”
 

Wydaje się trudne, najdrożsi bracia, i w powszechnej opinii jest ciężarem to, co nakazał Pan w Ewangelii, kiedy powiedział: “Jeśli ktoś chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie”. Lecz nie jest trudne to, co nakazuje, kiedy On sam pomaga, aby można było to spełnić…

A dokąd trzeba iść za Chrystusem, jeśli nie tam, skąd wyszedł? Wiemy bowiem, że zmartwychwstał i wstąpił do nieba, dlatego tam trzeba podążać. Należy całkowicie zaufać, bynajmniej nie dlatego, że człowiek cokolwiek może, ale dlatego, iż fundamentem nadziei są obietnice Chrystusa. Niebo było od nas dalekie, zanim wstąpiła tam nasza Głowa. A skoro jesteśmy członkami złączonymi z tą Głową, dlaczego tracimy nadzieję, że i my tam będziemy? Ponieważ tu, na ziemi, cierpimy z powodu wielu lęków i utrapień. Podążajmy za Chrystusem, tam gdzie jest pełnia szczęścia, pełnia pokoju i wolna od trosk wieczność.

Lecz kto pragnie iść za Chrystusem, niech posłucha, co mówi Apostoł: “Jeżeli ktoś mówi, że trwa w Chrystusie, powinien również sam postępować tak, jak On postępował” (1J 2,6). Chcesz iść za Chrystusem? Bądź pokorny w tym, w czym On był pokorny: nie pogardzaj Jego uniżeniem, jeśli wraz z Nim chcesz być wywyższony.

*******

Stracić i zachować – 24. Niedziela Zwykła (13 września 2015)

Jezus udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod Cezareą Filipową. W drodze pytał uczniów: «Za kogo uważają Mnie ludzie?» Oni Mu odpowiedzieli: «Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków». On ich zapytał: «A wy za kogo Mnie uważacie? » Odpowiedział Mu Piotr: «Ty jesteś Mesjaszem». Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili. I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. A mówił zupełnie otwarcie te słowa. Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: «Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie». Potem przywołał do siebie tłum razem ze swoimi uczniami i rzekł im: «Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, ten je zachowa». (Z 8. rozdz. Ewangelia wg św. Marka)

 

Ta Ewangelia stawia nam pytanie o to, o czym myślimy: o sprawach Bożych czy o sprawach ludzkich? Jak należy zrozumieć to problematyczne określenie? Jak nie popaść w banał? Z jednej strony bowiem mamy stwierdzenie bardzo ostre pod adresem św. Piotra, a z drugiej trudno nam głosu Apostoła nie zrozumieć – kochał Pana Jezusa i nie chciał, żeby jego Nauczyciel cierpiał. Nikt z nas nie chce tego dla swych bliskich.

Kluczem do tej Ewangelii są te momenty naszego życia, w których widzimy jasno jak bardzo różnimy się od Pana Boga, ile w nas rzeczy, które nas od Niego oddzielają. Możemy wtedy doznać pokusy, że Bóg nie jest dla nas, że lepiej zrezygnować z prowadzenia życia duchowego. A jednak: to wtedy trzeba „zaprzeć się siebie”, porzucić to, co nas od Boga dzieli, zobaczyć inny świat i uwierzyć, że Bóg jest naszym Ojcem i należymy do Niego pomimo wszystko i na przekór wszystkiemu, że o względy ludzi musimy zabiegać, ale nie o względy Boga. To może być prawdziwa walka, długotrwała, wyczerpująca, to może być nasz krzyż, który poprowadzi nas po drogach nieznanych, choć przecież wiodących do nieba…

Dzisiejsze czytania liturgiczne: Iz 50, S-9a; Jk 2, 14-18; Mk 8, 27-35

Boję się często tej Ewangelii, często nie rozumiem jej, a potem mam chwile, że namiętnie recytuję ją z pamięci. Stracić życie to chyba jak urodzić się na nowo, zobaczyć, że na ruinach naszego życia powstaje coś nowego, a śmiertelna rana, którą nosimy w sercu, ostatecznie daje życie…

Warto przypomnieć tutaj fragment wiersza ks. Twardowskiego, wiersza dość trudnego, który mówi także o tym, co naprawdę trudne, mianowicie o relacji z Bogiem.

 

Nie boję się dętej orkiestry przy końcu świata

biblijnego tupania

boję się Twojej miłości

że kochasz zupełnie inaczej

tak bliski i inny

[…]ludzi do ludzi zbliżasz

i stale uczysz odchodzić

mówisz zbyt często do żywych

umarli to wytłumaczą

 

boję się Twojej miłości

tej najprawdziwszej i innej

Szymon Hiżycki OSB

http://ps-po.pl/2015/09/12/stracic-i-zachowac-24-niedziela-zwykla-13-wrzesnia-2015/

********

medytacja_baner

 

 

 

 

 

 

 

 

John Main nazwał praktykę medytacji pielgrzymką do własnego serca. 

Pielgrzymka jest to podróż dokonywana dzięki mocy Ducha do miejsca świętego. 

Nie ma bardziej świętego miejsca na świecie niż ludzkie serce.

 

XXIV NIEDZIELA ZWYKŁA B
13 września 2015 r.

I.  Lectio: Czytaj z wiarą i uważnie święty tekst, jak gdyby dyktował go dla ciebie Duch Święty.

Jezus udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod Cezareą Filipową. W drodze pytał uczniów: “Za kogo uważają Mnie ludzie?” Oni Mu odpowiedzieli: “Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków”. On ich zapytał: “A wy za kogo Mnie uważacie?” Odpowiedział Mu Piotr: “Ty jesteś Mesjaszem”. Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili. I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. A mówił zupełnie otwarcie te słowa. Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: “Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie”. Potem przywołał do siebie tłum razem ze swoimi uczniami i rzekł im: “Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, ten je zachowa”.
Mk 8,27-35

II. Meditatio: Staraj się zrozumieć dogłębnie tekst. Pytaj siebie: “Co Bóg mówi do mnie?”.

Jezus udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod Cezareą Filipową. W drodze pytał uczniów: “Za kogo uważają Mnie ludzie?” Potrzebne były odpowiednie miejsce i klimat, gdyż miały paść ważne pytania i odpowiedzi. Czy i ja szukam odpowiedniej przestrzeni, gdzie spokojnie można pomyśleć, zastanowić się, wówczas, kiedy pod moim adresem mają paść ważne pytania, które potrzebują dobrych, mądrych odpowiedzi, moich odpowiedzi?

Oni Mu odpowiedzieli: “Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków”. Opinia publiczna w zasadzie była przychylna Jezusowi, choć swymi opiniami nie wyczerpywała istoty Osoby Pana i Jego posłannictwa. Czy ja nie zadowalam się fragmentarycznymi, niepełnymi opiniami na temat Jezusa? Czy czasami na bazie tych niepełnych informacji nie próbuję budować relacji z Panem Jezusem i to zażyłej? I zamiast zażyłej jest połowiczna.

On ich zapytał: “A wy za kogo Mnie uważacie?” Uczniowie zdawali sobie sprawę, że padnie to pytanie. Zdawali sobie sprawę, że nie wykręcą się od odpowiedzi. Wobec Pana Jezusa nie można być neutralnym. To pytanie czeka także na moją jasną odpowiedź. Ogłoszenie neutralności nic mi nie da. Tylko skomplikuje mi życie.

Odpowiedział Mu Piotr: “Ty jesteś Mesjaszem”. Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili. Z ust Piotra pada właściwa odpowiedź. Z ust Jezusa surowy zakaz jej rozpowszechniania. Pan liczy na moją prawidłową odpowiedź i w przeciwieństwie do Piotra i Apostołów nie zabrania jej rozpowszechniania, wręcz przeciwnie, liczy, że dam jej świadectwo, że świat się dowie także ode mnie o Jezusie Mesjaszu.

I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. A mówił zupełnie otwarcie te słowa. Pan niczego nie ukrywa przed uczniami, ukazując pełne realia drogi zbawienia. Nie ukrywa także przede mną. A może wolałbym, aby ukrywał, nie informował mnie o wszystkim, zwłaszcza tego, że idąc za Nim muszę liczyć się z trudnościami czy cierpieniem?

Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: “Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie”. Wizja zbawienia według Pana Jezusa nie zgadzała się z wizją, którą miał Piotr Apostoł. Piotrowi zajmie trochę czasu, aby się przestawić z myślenia ludzkiego na Boże. Jak to przestawienie wygląda u mnie: dobiega końca, a może ciągle się nie rozpoczęło, jest w połowie drogi?

Potem przywołał do siebie tłum razem ze swoimi uczniami i rzekł im: “Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, ten je zachowa”. Pan uświadamia wszystkim idącym za Nim warunki wspólnej drogi a wśród nich niesienie własnego krzyża. Nim jednak wezmę krzyż i ruszę za Panem, aby Go naśladować, trzeba mi zrezygnować z siebie, ze swoich planów i aspiracji, zaakceptować zasady Bożej ekonomi, w której strata jest zyskiem a zysk stratą. Powinienem też być przekonany, że chce iść za Panem, a nie tylko, że mi się wydaje, że chcę.

Pomodlę się o łaskę gorliwego naśladowania Pana Jezusa, o całkowitą akceptację Jego planu zbawienia i rezygnację z własnych pomysłów na zbawienie świata i siebie.

III  Oratio: Teraz ty mów do Boga. Otwórz przed Bogiem serce, aby mówić Mu o przeżyciach, które rodzi w tobie słowo. Módl się prosto i spontanicznie – owocami wcześniejszej “lectio” i “meditatio”. Pozwól Bogu zstąpić do serca i mów do Niego we własnym sercu. Wsłuchaj się w poruszenia własnego serca. Wyrażaj je szczerze przed Bogiem: uwielbiaj, dziękuj i proś. Może ci w tym pomóc modlitwa psalmu:

Pan jest łaskawy i sprawiedliwy,
Bóg nasz jest miłosierny
Pan strzeże ludzi prostego serca:
byłem w niedoli, a On mnie wybawił…
Ps 116,5-6

IV Contemplatio: Trwaj przed Bogiem całym sobą. Módl się obecnością. Trwaj przy Bogu. Kontemplacja to czas bezsłownego westchnienia Ducha, ukojenia w Bogu. Rozmowa serca z sercem. Jest to godzina nawiedzenia Słowa. Powtarzaj w różnych porach dnia:

Miłuję Pana, albowiem usłyszał głos mego błagania

 

*****

opracował: ks. Ryszard Stankiewicz SDS
Centrum Formacji Duchowej – www.cfd.salwatorianie.pl )
Poznaj lepiej metodę kontemplacji ewangelicznej według Lectio Divina:
http://www.katolik.pl/modlitwa.html?c=22367

__________Copyright (C) www.Katolik.pl 2000-2014 ____________

*******

Wyznanie Piotra i pierwsza zapowiedź męki

Tyś Synem moim, Ja Ciebie dziś zrodziłem. Żądaj ode Mnie, a dam Ci narody w dziedzictwo i w posiadanie Twoje krańce ziemi. Żelazną rózgą będziesz nimi rządzić i jak naczynie garncarza ich pokruszysz (Ps 2,7-9)

Tekst Ewangelii

Ewangelia według św. Marka (Mk 8,27-33)

27 Καὶ ἐξῆλθεν ὁ Ἰησοῦς καὶ οἱ μαθηταὶ αὐτοῦ εἰς τὰς κώμας Καισαρείας τῆς Φιλίππου· καὶ ἐν τῇ ὁδῷ ἐπηρώτα τοὺς μαθητὰς αὐτοῦ λέγων αὐτοῖς· τίνα με λέγουσιν οἱ ἄνθρωποι εἶναι; 28 οἱ δὲ εἶπαν αὐτῷ λέγοντες [ὅτι] Ἰωάννην τὸν βαπτιστήν, καὶ ἄλλοι Ἠλίαν, ἄλλοι δὲ ὅτι εἷς τῶν προφητῶν. 29 καὶ αὐτὸς ἐπηρώτα αὐτούς· ὑμεῖς δὲ τίνα με λέγετε εἶναι; ἀποκριθεὶς ὁ Πέτρος λέγει αὐτῷ· σὺ εἶ ὁ χριστός. 30 καὶ ἐπετίμησεν αὐτοῖς ἵνα μηδενὶ λέγωσιν περὶ αὐτοῦ. 31 Καὶ ἤρξατο διδάσκειν αὐτοὺς ὅτι δεῖ τὸν υἱὸν τοῦ ἀνθρώπου πολλὰ παθεῖν καὶ ἀποδοκιμασθῆναι ὑπὸ τῶν πρεσβυτέρων καὶ τῶν ἀρχιερέων καὶ τῶν γραμματέων καὶ ἀποκτανθῆναι καὶ μετὰ τρεῖς ἡμέρας ἀναστῆναι· 32 καὶ παρρησίᾳ τὸν λόγον ἐλάλει. καὶ προσλαβόμενος ὁ Πέτρος αὐτὸν ἤρξατο ἐπιτιμᾶν αὐτῷ. 33 ὁ δὲ ἐπιστραφεὶς καὶ ἰδὼν τοὺς μαθητὰς αὐτοῦ ἐπετίμησεν Πέτρῳ καὶ λέγει· ὕπαγε ὀπίσω μου, σατανᾶ, ὅτι οὐ φρονεῖς τὰ τοῦ θεοῦ ἀλλὰ τὰ τῶν ἀνθρώπων.

 

27 Potem Jezus udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod Cezareą Filipową. W drodze pytał uczniów: «Za kogo uważają Mnie ludzie?» 28 Oni Mu odpowiedzieli: «Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków». 29 On ich zapytał: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Odpowiedział Mu Piotr: «Ty jesteś Mesjasz». 30 Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili. 31 I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. 32 A mówił zupełnie otwarcie te słowa. Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. 33 Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: «Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie».

 

(1) Kontekst historyczno-kulturowy

(1.1) Cezarea Filipowa

  • Miasto swoją nazwę zawdzięcza Tyberiuszowi Cezarowi Augustowi. Jednak historia tego miejsca sięga dalej niż początki pierwszego wieku. Banias – bo tak pierwotnie nazwano to miejsce – było położone u podnóża góry Hermon, na wzgórzach Golan, na północ od Jeziora Galilejskiego. To miejsce, gdzie znajduje się jedno z głównych źródeł rzeki Jordan. Góry w świecie starożytnym bardzo często okazywały się idealnym miejscem nie tylko na zakładanie miast, ale także na sprawowanie kultu. Nie inaczej było w przypadku góry Hermon, która w czasach Starego Testamentu była miejscem kultu Baala semickiego bóstwa, któremu przypisywano władzę m.in. nad rzekami, lasami i studniami.
  • W czasach podbojów Aleksandra Wielkiego rozpoczęła się silna ekspansja wpływów greckich na tereny miasta Banias, a miasto otrzymało nową nazwę – Paneas. Lokalne wyobrażenia bóstw zderzyły się z mitologią grecką, co zaowocowało synkretyzmem religijnym. Bóstwem dominującym na tamtych terenach stał się grecki Pan – opiekun pól i lasów.
  • W czasach Heroda Wielkiego (37 r. przed Chr. – 4 r.) Paneas zostało przyłączone do królestwa, a sam Herod wzniósł tam świątynię na cześć Oktawiana Augusta. Za Heroda Filipa (24 r. przed Chr. – 34 r.) miasto Paneas zostało rozbudowane i unowocześnione, otrzymało także nową nazwę – Cezarea Filipowa.

 

(1.2) Mesjasz

Znaczenie słowa „mesjasz”

  • Termin pochodzi od hebrajskiego słowa „mashiah” co  tłumaczymy jako „namaszczony”.  Język grecki (w tym Septuaginta) posługuje się terminem „christos”, od czego pochodzi łacińskie „Christus” i polskie „Chrystus”.

Namaszczenie na terenach Bliskiego Wschodu w czasach starożytnych

  • W Egipcie namaszczenie było symbolem oczyszczenia. Często stosowano praktykę namaszczenia jako element przygotowania ciała zmarłego do pogrzebu. W kraju nad Nilem prawdopodobnie nie praktykowano namaszczenia podczas koronacji, natomiast faraon był tym, który namaszczał wysokich urzędników oraz królewskich wasali. Od ok. 2600 roku przed Chr. faraon był uważany za „syna bożego”, wcielonego Horusa, który odpowiadał za ład i porządek nie tylko w państwie i społeczeństwie, ale w całym kosmosie.

ScreenShot007

Namaszczenie faraona świętym olejem w starożytnym Egipcie. 

  • W Mezopotamii klasa społeczna kapłanów była nazywana „namaszczoną”. Tzw. baru, czyli wróżbici, przygotowując się do odczytywania znaków, musieli wpierw obmyć się i namaścić (szczególnie oczy) wonnymi olejkami. Ok. IV tysiąclecia przed Chr. zrodziła się tradycja łączenia konkretnych postaci historycznych (głównie królów) z wyobrażeniem tzw. lugalów lub ensiów czyli synów boga, którzy mieli panować przez tysiące lat, prowadząc królestwo do szczęścia i nieśmiertelności. Pierwotnie król był tym, który współpracował z bóstwami dla dobrego zarządzania społecznością. W późniejszych czasach król był traktowany jako półbóg albo niebiański heros. W ten sposób z czasem rodzi się idea herosa, który żyje dla innych, ponosi niesprawiedliwą śmierć, ale ostatecznie powraca, triumfując. Zgodnie z tą linią tradycji raz po raz w Mezopotamii rodziły się społeczne oczekiwania żywione zawsze do jednego konkretnego bohatera (różnego w różnych czasach), który miał odegrać decydującą rolę w walce między dobrem a złem.

ScreenShot008

Cylinder dysku słonecznego mezopotamskiego boga Aszur i scena namaszczenia dwóch bogów przed Wielkim Orłem – panem Drzewa Życia.

  • W Państwie Hetytów mamy prawdopodobnie najbardziej ewidentny przykład łączenia praktyki namaszczenia z obrzędem koronacji – podobnie jak w Kanaanie. W imperium hetyckim – co interesujące – obowiązywała tzw. zasada substytutu. Polegała ona na tym, że w momencie, kiedy miał być koronowany nowy król lub istniało podejrzenie, że nad obecnym władcą ciąży jakieś zło, szukano zastępcy, który miał na sobie skupić gniew bogów. Obrzęd substytucji polegał m.in. na wyprowadzeniu jeńca i namaszczeniu go olejem królewskim – tak by wszystko, co złe, szło od tej pory za tą osobą. „Namaszczony” to jeden z tytułów królewskich.

Namaszczenie w Starym Testamencie

  • Obrzęd namaszczania był symbolem radości, towarzyszył Izraelitom kiedy gromadzili się na wielkie święta (Prz 27,9; Ps 133,2).
  • To także oznaka szacunku i Bożego błogosławieństwa (Ps 23,5).
  • W czasach ST różnego rodzaju oleje wykorzystywano także w celach leczniczych, np. przy leczeniu ran (Iz 1,6).
  • ST zna praktykę konsekrowania przedmiotów. Czyniono to przy stawianiu ołtarzy, przez co dane miejsce nabierało charakteru miejsca świętego (Wj 29,36) – innego, wyjętego z przestrzeni profanum i umieszczonego w przestrzeni sacrum.
  • Jednym z najciekawszych obrzędów konsekracyjnych było namaszczenie króla. Namaszczał prorok, kapłan lub mąż Boży. Był to zewnętrzny znak, że dany król był wybrany przez samego Boga dla rządzenia ludem (1 Sm 10,1; 16,13). Od tego momentu król stawał się Pomazańcem Boga.

 

https://youtu.be/J6CNQqzN3mU

Zadok the Priest D-dur (HWV 258, ChA 14, HHA III/10) – hymn koronacyjny (anthem), jeden z czterech Coronation Anthems skomponowanych przez Georga Friedricha Händla z okazji koronacji króla Jerzego II Hanowerskiego, która miała miejsce 11 października 1727 r. w Opactwie Westminsterskim. Tekst hymnu „Zadok the Priest” pochodzi ze Starego Testamentu, z anglikańskiego tłumaczenia Biblii (Biblia Króla Jakuba). Jest to sparafrazowany fragment Pierwszej Księgi Królewskiej (1,39-40), gdzie mowa o zwyczaju namaszczania króla (Salomona) przez kapłana (Sadoka) i proroka (Natana). „Tam kapłan Sadok [i prorok Nataan] wziął róg oliwy z Namiotu i namaścił Salomona. Wtedy zagrano na rogu, a cały lud zawołał: «Niech żyje król Salomon! [Alleluja! Amen!]”. „Zadok the Priest, and Nathan the Prophet, anointed Solomon King. And all the people rejoiced, and said: God save the King, long live the King, may the King live for ever! Amen, Alleluja!

Idea mesjasza w czasach Jezusa

Na początku I wieku w świadomości Izraelitów obecnych było co najmniej kilkanaście różnych koncepcji i wyobrażeń o mesjaszu. Doświadczenie Tory, liczne niewole, wojny, synkretyzm kulturowy i religijny, różnorodność grup religijno-politycznych w samym judaizmie – to czynniki, które różnicują religijną świadomość Izraelitów i sprawiają, że w czasach Jezusa oczekiwania na Chrystusa są bardzo niejednolite. Oto najważniejsze linie tradycji mesjańskich tamtych czasów.

  • Mesjasz królewski – miał być idealnym królem, który miał wyzwolić Izraela spod władzy rzymskiego okupanta i wypełnić obietnicę doskonałego królestwa. Te oczekiwania w odniesieniu do Jezusa widać wyraźnie w opisach Męki Pańskiej.
  • Mesjasz kapłański – wyobrażano sobie, że będzie doskonałym pośrednikiem między Bogiem i ludźmi, będzie pochodził z rodu Aarona. Tłem takiego oczekiwania był kryzys urzędu najwyższego arcykapłana (korupcja, kupczenie urzędu, morderstwa). W przypadku Jezusa problem polega na tym, że nie pochodzi On z rodu kapłańskiego. Ta linia tradycji w odniesieniu do Jezusa zostanie podjęta w Liście do Hebrajczyków.
  • Mesjasz prorocki – to figura z jednej strony silnie nawiązująca do tradycji prorockiej Izraela, z drugiej – symbol uniwersalizmu i otwartości niektórych nurtów judaizmu: mesjasz prorocki miał być posłany przez Boga Jahwe do wszystkich narodów.
  • Mesjasz apokaliptyczny – wyobrażano sobie, że wysłannik Boga zwiastuje początek nowej epoki, ostatniego eonu, który będzie wypełnieniem Bożych obietnic i urzeczywistnieniem czasów idealnych. Miał od przybyć na obłokach (nawiązanie do Syna Człowieczego z Księgi Daniela).
  • Wspólnota qumrańska oczekiwała przyjścia dwóch mesjaszy: kapłańskiego i królewskiego. Znane są jednak dokumenty gdzie ta linia tradycji ewoluowała do kilku mesjaszy. W tekstach z Qumran pojawiają się także ideea mesjasza eschatologicznego, który jest nazywany Synem Bożym (wspomniane synostwo należy rozumieć w kontekście monoteizmu żydowskiego).
  • W apokryfach mesjasz jest widziany jako przeciwnik pogan, a 4 Księga Ezdrasza wspomina, że na końcu czasów mesjasz umrze ze wszystkimi ludźmi, a świat będzie wtedy spowity milczeniem przez siedem dni.
https://youtu.be/s5fJiqvXl7Q

(1.3) Eliasz i Jan Chrzciciel

  • Jedni uważali Jezusa za Jana Chrzciciela (por. Mk 8,28). Takie przypuszczenie być może odzwierciedlało jakieś ludowe wierzenia, w myśl których duch niesłusznie zabitego proroka mógłby ożyć w kimś innym – w tym wypadku w Jezusie.
  • Przez innych Jezus był uważany za Eliasza. Ten prorok – jak czytamy w 2 Księdze Królewskiej – nie umarł, lecz zniknął. Został zabrany do nieba na ognistym rydwanie (2 Krl 2,11). W tradycji żydowskiej istniało przekonanie, że Eliasz wróci kiedyś na ziemię, a jego powrót będzie znakiem zapowiadającym nadejście Mesjasza. To przekonanie po dziś dzień wyraża się w pięknym symbolu: w czasie wieczerzy paschalnej Żydzi zostawiają otwarte drzwi i jedno wolne miejsce przy stole, bo – jak mówią – Eliasz może wrócić w każdej chwili.
  • W niektórych nurtach tradycji synoptycznej Jan Chrzciciel – prorok zapowiadający przyjście Chrystusa – jest utożsamiany z Eliaszem, znakiem czasów mesjańskich. Marek Ewangelista pisze: Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a żywił się szarańczą i miodem leśnym (Mk 1,6). Jest to opis stroju proroka Eliasza (Odpowiedzieli mu: «Był to człowiek w płaszczu z sierści i pasem skórzanym przepasany dokoła bioder». Wtedy zawołał: «To Eliasz z Tiszbe!»; 2 Krl 1, 8). Przedstawiając w taki sposób Jana Chrzciciela, Marek ukazuje go jako nowego Eliasza.

ScreenShot035

Bizantyjska ikona przedstawiająca Eliasza i Jana Chrzciciela przypomina literacką typologię nowego Eliasza obecną w Ewangelii Marka. 

(2) Kontekst literacki

(2.1) Kompozycja Ewangelii a sens opowiadania (A. Vanhoye)

Jak rozumieć ów niedorzeczny na pierwszy rzut oka paradoks, że zaledwie cztery wersety po solennym wyznaniu wiary – „Ty jesteś Mesjasz” (Mk 8,29) Piotr słyszy niemal dyskwalifikujące upomnienie: „Szatanie, odejdź ode mnie” (Mk 8,33)? Przykład doskonałej wiary i szatańska postawa uosobione w jednej osobie? Nie zrozumiemy tego, jeśli nie sięgniemy do kompozycji całej księgi i nie uwzględnimy faktu, że przechodząc z jednej sceny do drugiej przekraczamy jakby tektoniczne pęknięcie dzielące płaszczyznę całej Ewangelii na dwie olbrzymie warstwy – dwie części Ewangelii Marka – z których każda rządzi się odmienną logiką.

Inkluzja i centrum

Na początku i na końcu Ewangelii Marka Jezus ukazany jest jako Syn Boży: „Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym” (Mk 1,1); „Setnik zaś, który stał naprzeciw, widząc, że w ten sposób oddał ducha, rzekł: «Prawdziwie, ten człowiek był Synem Bożym»” (Mk 15,39). Te dwa wersety tworzą inkluzję, czyli literacką ramę, w którą wpisana jest treść całej księgi. Z kolei w samym centrum Ewangelii autor umieścił wyznanie Szymona Piotra: „Ty jesteś Mesjaszem” (Mk 8,29) – dzisiejsze czytanie. Tak zaznaczona sekwencja tytułów mesjańskich (Syn Boży – Mesjasz – Syn Boży) dzieli Ewangelię na dwie główne części.

 

ScreenShot010

Pierwsza część

Sekcja Mk 1,1-8,30 opisuje szereg prób naprowadzenia uczniów na tę prawdę, że Jezus jest Mesjaszem. Tu czytamy o licznych cudach, uzdrowieniach, przypowieściach, naukach… Wszystko to są znaki, które mają rozbudzić u czytającego wiarę w biblijnym znaczeniu tego słowa – odpowiedź serca, wolne osobiste opowiedzenie się za Jezusem jako Mesjaszem. W pierwszej części Ewangelii horyzontem zrozumienia osoby Jezusa jest religijna tradycja Izraela.

Jak to świetnie opisał Remek Jaworek w pierwszej części komentarza, dość pobieżny rzut oka na judaizm I wieku naszej ery pozwala nam stwierdzić, że słowa Piotra są syntezą bardzo zróżnicowanej tradycji oczekiwań mesjańskich. Tradycja ta na pewno nie była jednorodna – w czasach Jezusa w różnych środowiskach żydowskich bardzo różnie wyobrażano sobie mesjasza, który miał nadejść. Jedni mówili, że Boży posłaniec będzie wielkim i idealnym królem (Ps 2; Iz 9,5-6) — kimś, kto spełni obietnice dane Dawidowi (por. 2 Sm 7-9). Inni uważali, że będzie niezwykłym prorokiem (Pwt 18,9-22). W kręgach kapłańskich i u niektórych proroków mówiono o mesjaszu – kapłanie (por. Ag 1,1.14: Za 1-6.10-14), zaś w literatura apokaliptyczna była niekiedy wyrazem oczekiwań mesjasza — tajemniczego posłańca z nieba (Dn 7,13). Do tego dochodzi kontekst polityczny tamtych czasów. Naród Izraela wiązał z mesjaszem nadzieje narodowo-wyzwoleńcze, stąd wyobrażano go sobie przede wszystkim jako potężnego wyzwoliciela politycznego — jako Lwa z pokolenia Judy, który ostatecznie rozprawi się z rzymskim orłem (4 Ezd 11,37-38). Wyznanie Piotra (przedstawiciela nowego Ludu Bożego) jest – jak wspomniałem – syntezą całej tej różnorodnej tradycji, gdyż pisma Nowego Testamentu są jakby olbrzymią soczewką ogniskującą wszystkie wspomniane linie tradycji, które dotąd rozwijały się równolegle i w dużej mierze niezależnie. Jezus Chrystus będzie ukazany w Nowym Testamencie jako Król (Ap 17,14), Prorok (Dz 3,22-23), Kapłan (Hbr 5,5-10), Syn Człowieczy (Mk 13)…

Wyznanie Piotra należy zatem rozumieć jako syntezę całej pierwszej części księgi: Mk 1,1-8,30. Jako szczęśliwy finał, na który ukierunkowane są wszystkie poprzedzające go cuda, uzdrowienia i przypowieści.  W takiej perspektywie całkiem zrozumiałe jest to, że to właśnie Piotr – pierwszy spośród apostołów, a potem głowa Kościoła – wyznaje wiarę w Jezusa Chrystusa.

ScreenShot013

Druga część

W drugiej części Ewangelii (Mk 8,31-16,8) wszystko ukierunkowane jest na zmianę sposobu myślenia uczniów o Mesjaszu. Jezus trzy razy będzie zapowiadał swoją drogę cierpienia. W czasie Przemienienia – to dopowie Łukasz – będzie rozmawiał z Mojżeszem i Eliaszem o męce, a później rozpocznie się seria dramatycznych wydarzeń: wjazd do Jerozolimy, mowa eschatologiczna zapowiadająca zburzenie świątyni, Ostatnia Wieczerza, męka i śmierć… Czy uczniowie dadzą radę wyjść poza schematy tradycji i zaakceptować cierpiącego Mesjasza? Druga część Ewangelii ukazuje ten drugi ruch naszej wiary – konieczność przekroczenia dotychczasowych wyobrażeń wynikających z tradycji i otwarcie się na pełnię prawdy chrześcijańskiej, która przekracza wszelkie nasze oczekiwania.

Zatem kiedy zaraz po wyznaniu Piotra następuje pierwsza zapowiedź męki, przekraczamy granicę dzielącą pierwszą i drugą część księgi – otwiera się przed nami zupełnie nowa perspektywa.

Nowa scena (Mk 8,31-33) jest pierwszą cegiełką w literackiej kompozycji drugiej części księgi – a tutaj wewnętrzne ukierunkowanie całościowego sensu jest już zupełnie inne. Zamierzony przez autora Ewangelii literacki paradoks ma niemal wstrząsnąć czytelnikiem i zasygnalizować, że tutaj oto zmienia się zasada czytania Ewangelii. O ile dotąd wszystko zmierzało do tego, by żydowskie wyobrażenia o mesjaszu zogniskowały się w osobie Jezusa, o tyle teraz trzeba pójść dalej i przekroczyć horyzonty znanej tradycji. Od teraz Jezus zacznie nauczać, że potęga Mesjasza okaże się w… cierpieniu i słabości. Że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie (por. Mk 8,31). A to – jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że jedyną cechą wspólną różnych tradycji mesjańskich były potęga i siła oczekiwanego Bożego posłańca – było dla Izraelitów po ludzku nie do przyjęcia.

Wizja mesjasza cierpiącego w żaden sposób nie pokrywała się z oczekiwaniami ludzi współczesnych Jezusowi, dlatego reakcja Piotra na wieść o tym, że jego Mistrz (w którym właśnie rozpoznał Chrystusa!) ma cierpieć i umrzeć, wydaje się być spontaniczna i całkiem naturalna. Powiem więcej, jeśli jego wcześniejsze wyznanie faktycznie było aktem żywej wiary i jednocześnie jakby syntezą integrującą wszystko to, co Piotr otrzymał w dotychczasowej formacji religijnej, to logiczne jest, że jego druga reakcja — jeśli popatrzymy na nią z perspektywy pobożnych Izraelitów — nie jest wyrazem niewiary, lecz potwierdzeniem autentyczności wcześniejszego doświadczenia. Będąc pod Cezareą Filipową, Piotr nie wie jeszcze, że jego dalsza droga duchowego rozwoju musi teraz przekroczyć horyzont tradycji Izraela, gdyż w kręgu tej tradycji Piotr osiągnął już wszystko, co było do zdobycia. A zatem czy słowa Jezusa można traktować jako terapię wstrząsową? Wygląda na to, że tak… Aby pójść dalej, trzeba dokonać przeskoku – z poziomu wiary Izraela na poziom Ewangelii.

 

ScreenShot019

Pole semantyczne terminu „christos” w Nowym Testamencie. 

(2.2) Mesjasz = Bóg (J.M. van Cangh i M. van Esbroeck)

Jak powiedziałem wcześniej, jedyną cechą wspólną różnych tradycji mesjańskich były potęga i siła oczekiwanego Bożego posłańca. Ale żaden Żyd nie spodziewał się, że Mesjasz będzie Bogiem. Taka nadzieja – w perspektywie żydowskiego monoteizmu – byłaby bluźnierstwem. I ta właśnie różnica wyznacza ostrą granicę między judaizmem, a chrześcijaństwem, które dla Izraelitów było zgorszeniem i skandalem (por. 1 Kor 1,23).

Marek Ewangelista genialnie wyznaje wiarę w bóstwo Mesjasza, choć – jak wykazali to J.M. van Cangh i M. van Esbroeck – czyni to, zestawiając swoją narrację z kalendarzem liturgicznym Izraelitów.

Tuż po opowiadaniu o wyznaniu pod Cezareą Filipową rozpoczyna się rozdział dziewiąty Ewangelii i opowiadanie o przemienieniu Jezusa. Tam pojawia się motyw namiotu: „Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza” (Mk 9,5). Wzmianka o namiocie może być aluzją do żydowskiego Święta Namiotów, które miało miejsce w Jerozolimie w momencie przemienienia i – jeśli faktycznie tak jest – stanowi tło opowiadania. Na pamiątkę czterdziestu lat spędzonych na pustyni i wędrowania w obecności Boga Jahwe, który w tym czasie mieszkał w Namiocie Spotkania, Izraelici obchodzili corocznie Sukkot, czyli Święto Namiotów. Polecenie obchodzenia tej uroczystości zapisane jest już w Prawie: Przez siedem dni będziecie mieszkać w szałasach. Wszyscy tubylcy Izraela będą mieszkali w szałasach, aby pokolenia wasze wiedziały, że kazałem Izraelitom mieszkać w szałasach, kiedy wyprowadziłem ich z ziemi egipskiej (Kpł 23,42-43). Święto Namiotów, czyli Sukkot, zaczynało się 15 dnia tego samego miesiąca i trwało przez 7 dni. W tym czasie Izraelici mieszkali w szałasach.

W tym kontekście interesująca jest wzmianka rozpoczynająca opowiadanie o przemienieniu: Po sześciu dniach Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką (Mk 9,2). Sześć dni przed świętem Namiotów w liturgicznym kalendarzu Izraela był Dzień Pojednania (Jom Kippur). Dzień Pojednania — święto upamiętniające moment, gdy Mojżesz po raz drugi otrzymał od Boga tablice z Dekalogiem, co było znakiem przebaczenia bałwochwalstwa i kultu złotego cielca — obchodzony był w Izraelu 10 dnia hebrajskiego miesiąca Tiszri. Dzień, w którym najwyższy arcykapłan jedyny raz w roku wypowiadał święte imię Boga Jahwe.

Jeśli uznamy, że tłem opowiadania o przemienieniu faktycznie jest Święto Namiotów, to – konsekwentnie – tłem wyznania Piotra (wydarzenie miało miejsce sześć dni wcześniej) jest Dzień Pojednania. A zatem w Markowej narracji starotestamentalne wezwanie imienia Boga Jahwe nakłada się – jak kalka literacka – na nowotestamentalne wyznanie wiary Piotra, Głowy Kościoła: „Ty jesteś Mesjasz”.

ScreenShot017

 

(3) Kontekst teologiczny

(3.1) Teologia żydowska

  • Talmud i Midrasze nie zawierają licznych wzmianek o upadłych aniołach. Nieliczne fragmenty, w których się pojawiają wyrażają ideę Boskiego gniewu. Demony mają wymierzać człowiekowi karę za popełnione zło, uwodzą ludzi i nakładają karę śmierci. Obecność złych duchów na świecie ma nieustannie mobilizować człowieka do tego by był wierny Bogu (Ber. 46a). Nowe światło na tą perykopę, daje fragment Talmudu, który łączy szczególne działanie szatana z grzechem złorzeczenia Bogu i niedowiarstwa (Ber. 19a). Wedle nauczania rabinów bluźnierstwo zawsze zwraca się przeciw temu, kto je wypowiedział.
  • Szerokie pole interpretacji otwiera się nam, jeżeli zgodnie z wyżej opisanymi założeniami przyjmiemy, że wydarzenia opisane przez św. Marka mają miejsce podczas Dnia Pojednania (Jom Kipur). Talmud (Joma 20a) podaje, że szatan pragnął działać szczególnie aktywnie między Nowym Rokiem a Dniem Pojednania. Chcąc objawić swoją potęgę Bóg postanowił, że tego dnia szatan będzie bezsilny i nie może przeciwstawiać się Jego przebaczeniu. Jezus nauczając o męce i zmartwychwstaniu jednocześnie mówi o całkowitym pojednaniu się Boga oraz człowieka, któremu szatan nie może przeszkodzić.

(3.2) Ojcowie Kościoła

  • „Zauważmy, że Pan określa samego siebie Synem Człowieczym natomiast Natanael nazywa Go „Synem Bożym”. Z podobną sytuacją mamy do czynienia, gdy u innych Ewangelistów sam Jezus pyta, za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego, a Piotr odpowiada: Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga Żywego. Taka strategia działania była bowiem zgodna z ekonomią zbawienia, ażeby dwie natury jednego Pośrednika Bożego i Pana naszego przez Niego samego albo ustami ludzi zostały objawione”. Św. Beda Czcigodny.
  • „Chciał iść przodem, żeby Pan poszedł za nim, co Chrystus odpowiedział? Zejdź mi z oczu, szatanie. Idąc na przedzie jesteś szatanem, idąc zaś z tyłu, jesteś uczniem. Tym też będziecie: Niech cofną się wstecz i zawstydzą się ci, którzy obmyślają zło. Albowiem kiedy zaczną iść z tyłu, już nie będą obmyślać zła, lecz będą pragnąc tylko dobra. Św. Augustyn.
  • Chrystus uznając jego intencję, niewiedzy zaś przyganiając, ze względu na tę intencję, ponieważ była prawa, mówi mu: Idź za Mną, tak jakby Piotr przez swoją niewiedzę i niewłaściwą mowę przestał iść za Jezusem. Ze względu zaś na jego niewiedzę, jako że miał coś w sobie, co sprzeciwia się sprawom Bożym, rzekł: szatanie, co po hebrajsku znaczy: przeciwnik. Gdyby Piotr nie mówił w niewiedzy i nie czynił wyrzutów Synowi Żywego Boga (por. Mt 16, 16) w słowach: Miej litość nad sobą, Panie! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie i gdyby nie wypowiedział słów niejako sprzeciwiających się Jego własnym słowom, nie rzekłby mu: szatanie. Chociaż Piotr towarzyszył Jezusowi i szedł za Nim, teraz jednak szatan zdołał go odwieść od tego, by postępował za Nim i szedł za Synem Bożym i sprawił, iż z powodu słów wypowiedzianych z niewiedzy Piotr zasłużył na to, by usłyszeć, że jest szatanem i zgorszeniem Syna Bożego, i że nie myśli o tym, co Boskie, lecz o tym, co ludzkie. Orygenes.

(3.3) Apokryfy

  • Dzieje Piotra, które powstały prawdopodobnie w II wieku w środowisku syryjskim podają treść pierwszej mowy, którą miał wygłosić św. Piotr po dotarciu do Rzymu. Apostoł, do zgromadzonego w pierwszy dzień tygodnia, tłumu wiernych mówił o misji Jezusa, który jest Bogiem i stał się człowiekiem. Piotr dla potwierdzenia tej prawdy zaczął opowiadać o swoim wędrowaniu za Zbawicielem. Przyznał jednocześnie, że w jego życiu były momenty, gdy opętany przez złego ducha sprzeciwiał się nauczaniu Syna Bożego a nawet Go zdradził. O swoich zdrady mówi: otumaniony przez diabła nie pamiętałem o słowie Pana mojego. Przyznał jednocześnie, że Jezus nigdy go nie odrzucił i zabiegał o to by porzucił on swoje błędne myślenie.

Opracowanie:
Kontekst historyczno-kulturowy: Remigiusz Jaworek
Kontekst literacki: Michał Wilk
Kontekst teologiczny: ks. Mateusz Wyrzykowski

Foto: galerię zdjęć publikujemy dzięki uprzejmości pana Adama Reedera.
Licencja: Flickr, Common Creative, Adam Reeder.

 

http://www.orygenes.pl/wyznanie-piotra-i-pierwsza-zapowiedz-meki-mk-827-33/

**********************************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

13 WRZEŚNIA

********

Patron Dnia


Św. Jan Chryzostom, biskup i doktor Kościoła

patron kaznodziejów
Św. Jan zwany Chryzostomem (Złotoustym), z powodu swoich zdolności krasomówczych, przyszedł na świat w Antiochii około roku 354. Rodzice jego byli chrześcijanami. Ojciec wcześnie mu umarł. Matka odznaczała się wielką cnotliwością. Św. Jan studiował retorykę u Libaniusza, poganina, słynnego w tym okresie mówcy. Od roku 374 pędził żywot pustelnika w górach w pobliżu Antiochii. Miał także niechętnych sobie ludzi, także wśród przedstawicieli stanu duchownego. Największym jednak wrogiem była cesarzowa Eudoksja oburzona śmiałością jego przemówień. Na pseudosoborze wzniesiono przeciw św. Janowi liczne oskarżenia i zesłano go na wygnanie. Tutaj znosił wiele cierpień. Wrogów św. Jana nie zadowoliły jednakże cierpienia, które mu zadali. Wygnano go na dalekie krańce cesarstwa, do Pytios w Kolchidzie. Zmarł w drodze do tego miasta, 14 września 407 roku.

http://www.katolik.pl/modlitwa,884.html

*********

Święty Jan Chryzostom, biskup i doktor Kościoła
Święty Jan Chryzostom Jan urodził się ok. 349 r. (jak uważają katolicy) lub ok. 347 r. (jak podają prawosławni) w Antiochii, ówczesnej metropolii prowincji syryjskiej, jednym z największych miast świata. Pochodził z możnej rodziny. Jego ojciec był oficerem cesarskim. Wcześnie osierocił syna. Wszechstronne wykształcenie zapewniła Janowi matka. U jej boku wiódł życie na pół mnisze. Rozczytywał się w klasykach i uczył się ich na pamięć. Lubił jednak także rozrywkę i nie gardził młodzieńczymi figlami.
Chrzest przyjął dopiero, gdy miał 20 lat. To był punkt zwrotny w jego dotychczasowym życiu. Wstąpił do stanu duchownego. Jako lektor uczestniczył w służbie liturgicznej u boku biskupa Antiochii, Melecjusza. Jednak po śmierci matki (372) opuścił Antiochię i udał się na pustkowie, by tam prowadzić życie ascetyczne. W grocie spędził 4 lata. Zbyt surowe życie tak dalece nadwyrężyło mu zdrowie, że musiał pustynię opuścić. Powrócił więc do Antiochii, gdzie ponownie pełnił obowiązki lektora (378), a potem diakona (381). Święcenia kapłańskie przyjął w roku 385, gdy miał już ok. 36 lat.
W roku 387 w Antiochii wybuchły rozruchy przeciwko cesarzowi, Teodozemu I Wielkiemu. Rozjuszony tłum zaczął rozbijać pomniki cesarza, co wywołało ze strony władz represje. Wtedy to Jan wygłosił słynne Mowy wielkopostne, w których zganił popędliwość ludu, a równocześnie wstawiał się za nim. Wpłynął także na biskupa Antiochii, Flawiana, by ten osobiście wstawił się za swoim ludem u cesarza. Cesarz ogłosił amnestię i zakazał swojemu namiestnikowi represji. To zjednało Janowi wielką wdzięczność ludu i przydomek Złotousty (Chryzostom). Na jego kazania przybywały tłumy.
W roku 397 zmarł patriarcha Konstantynopola. Urząd ten cesarz ofiarował Janowi. Konsekrowany na biskupa przez patriarchę Aleksandrii, Jan z całym zapałem wziął się do pracy dla dobra swojej owczarni. Udało mu się najpierw pojednać ze Stolicą Apostolską biskupa Antiochii, Flawiana. W ten sposób zakończyła się przykra schizma z Rzymem. Na swoim dworze Jan zniósł wszelki przepych, jakim dotąd otaczali się jego poprzednicy. Zachęcał swoje duchowieństwo do podobnej reformy. Lud zjednał sobie wspaniałymi kazaniami, jakie regularnie głosił, i troską o potrzeby zwykłych ludzi. Piętnował nadużycia, nie szczędząc także dworu cesarskiego. Dla ubogich i bezdomnych wystawiał gospody i schroniska. Użyczył azylu nawet ministrowi cesarskiemu, kiedy ten popadł w niełaskę. Wysyłał misjonarzy na obszary objęte przez Arabów.
Tradycja przypisuje św. Janowi Chryzostomowi autorstwo jednej z form celebracji Boskiej Liturgii, nazywanej jego imieniem, która do dziś jest praktykowana w obrządku bizantyjskim. Jest to tzw. zwyczajna (czyli odprawiana przez większą część roku) liturgia prawosławna i grekokatolicka.

Święty Jan Chryzostom Z czasem pojawili się przeciwnicy radykalnego patriarchy. Duchowni mieli mu za złe, że zbyt wiele od nich wymagał; klasztory – że wprowadzał w nich pierwotną karność, a zwalczał rozluźnienie obyczajów. Ponadto Jan naraził się na gwałtowne ataki ze strony św. Epifaniusza tym, że dał u siebie schronienie zwalczanym zwolennikom nauki Orygenesa. Zarzucano mu, że okazuje jawnie sympatię dla Orygenesa. Najwięcej kłopotów wywołało jednak to, że Jan zaatakował w swoich kazaniach zbyt swobodne życie dworu cesarskiego, przede wszystkim cesarzowej Eudoksji. Z polecenia cesarzowej zwołano pod Chalcedonem synod, zwany później synodem “Pod Dębem” (nazwa wywodzi się od miejscowości Onercia – Dąb). Wrogowie Jana pod przewodnictwem patriarchy Aleksandrii, Teofila, posunęli się do tego, że usunęli Jana z urzędu patriarchy, a cesarzowa skazała go na banicję. Wywieziono go do Prenetos w Bitynii. Lud jednak tak gwałtownie wystąpił w obronie swego pasterza, że cesarzowa była zmuszona przywrócić biskupowi wolność.
Spokój trwał jednak krótko. Cesarzowa kazała wystawić sobie pomnik przed samą katedrą Mądrości Bożej, gdzie urządzano krzykliwe festyny i zabawy, nie licujące ze świętym miejscem. Jan potępił to w kazaniu z całą stanowczością. W odwecie cesarzowa zwołała do Konstantynopola synod swoich zwolenników, który ponownie deponował Jana. Na mocy orzeczeń tegoż synodu, w roku 404, cesarzowa skazała Jana na wygnanie. Wśród szykan i niewygód prowadzono go do Cezarei Kapadockiej, stąd do Tauru, wreszcie do Pontu nad Morzem Czarnym. Zima była bardzo surowa, co wymagało od biskupa szczególnego hartu. On jednak nie załamał się. Pisał listy do papieża oraz do wpływowych i wiernych sobie osób. Papież pięknym listem pochwalił bohaterstwo Chryzostoma i wysłał legatów w jego obronie do Konstantynopola. Dwór cesarski jednak ich nie przyjął.

Święty Jan Chryzostom Jan Złotousty zmarł w drodze, w mieście Comana, 14 września 407 r. Już w roku 428 Kościół w Konstantynopolu obchodził doroczną pamiątkę św. Jana Chryzostoma. W roku 438, na żądanie patriarchy stolicy cesarstwa – św. Proklusa, cesarz Teodozy II nakazał sprowadzić relikwie Chryzostoma. 27 stycznia 438 r. triumfalnie witał je Konstantynopol. Ciało złożono w kościele Dwunastu Apostołów. W roku 1489 sułtan turecki Bajazed II podarował te relikwie królowi francuskiemu Karolowi VIII. Od roku 1627 relikwie znajdują się w Rzymie, w bazylice św. Piotra, w kaplicy Najświętszego Sakramentu. Ponadto relikwie św. Jana Chryzostoma znajdują się dzisiaj także na Górze Athos, w Brugii, Clairvaux, Dubrowniku, Kijowie, Maintz, Messynie, Moskwie, Paryżu i Wenecji.
Jan pozostawił po sobie ogromną spuściznę literacką: kanon liturgii świętej (Boska Liturgia św. Jana Złotoustego), liczne pisma teologiczne (traktaty o naturze boskiej i ludzkiej Jezusa, o Eucharystii – jako identycznej ofierze z ofiarą na Krzyżu, o prymacie papieskim, O kapłaństwie, O wychowaniu syna oraz Przeciwko Żydom i poganom), kazania, które są w znacznej mierze komentarzem do Pisma świętego, mowy i szeroką korespondencję (w tym 17 listów do św. Olimpii, diakonisy). Jan Złotousty wyróżniał się przede wszystkim jako znakomity znawca pism św. Pawła Apostoła. Całość dzieł Chryzostoma obejmuje kilka opasłych tomów.
Św. Jan Chryzostom należy do czterech wielkich doktorów Kościoła wschodniego (obok św. Bazylego, św. Grzegorza z Nazjanzu i św. Cyryla Aleksandryjskiego). Na Wschodzie cieszy się tak wielkim kultem, że jego imię wspomina się w roku liturgicznym kilka razy. Papież Pius V ogłosił go doktorem Kościoła (1568). Jest patronem kaznodziejów i studiujących teologię oraz orędownikiem w sytuacjach bez wyjścia.

W ikonografii św. Jan Chryzostom przedstawiany jest jako patriarcha w stroju rytu ortodoksyjnego (z dużymi krzyżami), czasami jako biskup Kościoła katolickiego, zazwyczaj z krótką, niekiedy spiczastą bródką i łysiną czołową. Prawą rękę ma uniesioną w błogosławieństwie, w lewej trzyma Ewangelię. Niekiedy wyobrażany jest z krzyżem w dłoni. W ikonografii często spotykany jest na ikonach “Trzech Wielkich Hierarchów” razem ze św. Bazylim Wielkim i św. Grzegorzem Teologiem, spośród których wyróżnia się przede wszystkim najkrótszą brodą.
W sztuce zachodniej jego atrybutami są: księga, osioł, pisarskie pióro.

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/09-13a.php3
*********

NAUKA

ŚWIĘTEGO JANA CHRYZOSTOMA

PATRIARCHY KONSTANTYNOPOLITAŃSKIEGO I DOKTORA KOŚCIOŁA
(344 – 407)

O STRZEŻENIU SIĘ
FAŁSZYWYCH PROROKÓW

“Strzeżcie się pilnie fałszywych proroków, którzy do was przychodzą w odzieniu owczym, a wewnątrz są wilcy drapieżni;
z owoców ich poznacie je” Ew. u św. Mat. r. 7.

Poprzednio zalecając Pan Apostołom swoim, aby nie czynili jałmużny swojej wobec ludzi dlatego, aby byli widziani od ludzi, jak obłudnicy – aby nie modlili się dlatego, aby byli widziani od ludzi jak obłudnicy – aby nie pościli dla oka ludzkiego jak obłudnicy: tym samym objaśnił, że dawanie jałmużny, modlenie się i poszczenie może być obłudnym i nie stanowić wcale o dobroci człowieka. Teraz to samo niejako powtarza, innymi tylko słowy, gdy mówi: “Strzeżcie się pilnie fałszywych proroków, którzy do was przychodzą w odzieniu owczym“.

Co to jest odzienie owcze? – Ach! nic innego tylko pozór pobożności. Jałmużna, która się czyni dla ludzkiego oka, jest odzieniem owczym. Modlitwa, którą odbywamy przez wzgląd na ludzi, jest odzieniem owczym. Post, który się podejmuje z uwagi na ludzi, jest odzieniem owczym. Ci co tak czynią nie rzeczywiście, ale tylko pozornie są pobożni; złość swoją i przewrotność pokrywają tym odzieniem owczym, pomimo że wewnątrz są wilkami drapieżnymi. A nic tak nie niszczy dobra, jak udane dobro.

Przed widocznym złem jako przed złem uciekamy, na ostrożności się mamy; ale się inaczej wcale zachowujemy, gdy nam złe przedstawiają jako dobre. Dopóki się nie przekonamy, za takie je mamy, i dlatego je przyjmujemy; tymczasem ono będąc zmyśleniem niszczy w nas dobro. Tak słudzy szatana wtedy najbardziej chrześcijaninowi szkodzą, gdy się za chrześcijan podają. Dlatego Chrystus Pan ostrzega uczniów swoich przed nimi, a przez nich i nas wszystkich mówiąc: “Strzeżcie się pilnie fałszywych proroków“.

Wielka to jest rzecz, gdy złe umiemy rozpoznać i silna rękojmia zbawienia, gdy wiemy kogo unikać mamy, przed kim stronić. Herezja jest rzecz niebezpieczna, ale bardzo użyteczna. Niebezpieczna, bo wielu zwodzi i o zgubę przyprawia; użyteczna, bo doświadcza wiernych i od niewiernych oddziela. Kto by szemrał na niebezpieczeństwo próby, musiałby szemrać i na nagrodę za szczęśliwe wyjście z próby. Spoczynku nie ma, jeśli trud nie poprzedzi; podobnie i w rzeczach duchownych: jeślibyśmy nie byli doświadczeni, to byśmy nie mogli być wypróbowani.

Strzeżcie się pilnie fałszywych proroków“. Naprzód wiedzieć potrzeba, że są istotnie fałszywymi. Nic tak nie gubi chrześcijan jak to, że tych za chrześcijan uważają, którzy się za takich przedstawiają. Jeśli to niezawodna, że są fałszywi chrześcijanie, to albo on jest fałszywym chrześcijaninem albo ty. Jeśli nie ty, to on; jeśli ty, to nie on. Jeśli on, to po co go masz za chrześcijanina, skoro wiadomo: że chrześcijaninem nie jest, kogo Bóg za swego syna nie uznaje. Jakże ty masz go za brata?

Ale może powiesz: jakże go chrześcijaninem nie mam nazywać, kiedy widzę że on Chrystusa wyznaje, że ołtarz ma, że ofiarę chleba i wina sprawuje, że chrzci, że Pismo święte czyta, że inne obowiązki doń przynależne spełnia. Mój bracie! gdyby nie wyznawał Chrystusa i jawnym było jego pogaństwo, a ty byś go jednak za chrześcijanina uważał, to by było wielkie z twojej strony szaleństwo. W tym zaś przypadku, że on wyznaje Chrystusa, ale nie tak jak rozkazał Chrystus, niedbalstwo twoje jest, któremu podlegasz i którym się zwodzisz. Bo kto przypadkiem w dół wpada, ten się za niebacznego uważa, mówią o nim że źle patrzał; kto zaś umyślnie w dół wpada, ten się szalonym zowie. Co mi o praktykach religijnych nadmieniłeś, na to odpowiedź otrzymałeś. I małpa ma członki ludzkie i w wielu rzeczach naśladuje człowieka; czyliż dlatego jest człowiekiem? Tak i herezja, wszystkie tajemnice Kościoła ma i naśladuje, ale Kościołem nie jest.

Wiedząc Pan, że to nie byli jawni poganie, ale ukryci pod imieniem chrześcijańskim, nie powiedział: patrzcie, ale strzeżcie się; bo patrzeć jest to wprost na jaki przedmiot oczy skierować; strzec się zaś jest to wszechstronnie coś rozważać. Gdzie rzecz jest pewna i niewątpliwa, tam się patrzy; a gdzie niepewna i wątpliwa, tam się rozważa. Wiedząc przeto Chrystus Pan, że w nich jest co innego z wierzchu a co innego wewnątrz ukryte, rzekł: “Strzeżcie się“, to jest nie tyle oczami ciała patrzcie, ile oczami ducha. Bo jeśli oczami ciała na nich spojrzysz, nie poznasz; gdyż się za chrześcijan podają i pozory chrześcijańskie zachowują. Jako ludzie, jakże możecie widzieć kłamstwo osłoną prawdy pokryte?

Przede wszystkim więc zważać trzeba na uczynki dobre. Jeśli sami uczynki sprawiedliwości pełnimy, jeśli żadnemu błędowi nie podlegamy; to i wszelki błąd odczujemy. Sam błąd to sprawia, jeśli mu podlegamy, że błędu obcego nie poznajemy. Kto nie poznaje kłamstwa drugiego, ten sam mija się z prawdą. Dopóki więc dobre uczynki pełnimy, samo światło sprawiedliwości oczom naszym odkryje prawdę. Grzechy grzeszników tak im zmysły zaciemniają, iż nie widząc kłamstwa wpadają weń.

Sięgnijmy do początku wszech rzeczy, a mianowicie do tej chwili, w której ludzie pobłądzili. Nie błąd szatański uczynił ludzi złymi, lecz ludzie źli błąd szatański sobie przyswoili. Jeśliby błąd uczynił ludzi złymi, to by wina była Boga, który takich ludzi stworzył, aby od błędów byli zwodzeni. Ale skoro człowiek sam wybrał błąd, to wina jest człowieka; zwykle poprzedzają grzechy, a potem następują błędy. Naprzód wieloma grzechami zaślepia się człowiek i tak ułudą szatańską zwodzi, a potem w śmierć popada. Jak dopóki słońce świeci, noc nie następuje, ale dopiero wtedy gdy zajdzie; tak dopóki światło sprawiedliwości w człowieku przebywa, dopóty ciemnia błędu go nie opanowuje.

A więc na dobre uczynki baczność dawać należy, bo nie błąd rodzi grzechy, ale grzechy błąd. Mędrzec mówi: “Bezbożność wiedzie człowieka do błędów“.

Strzeżcie się – mówię – strzeżcie się myśleć, jakoby pomimo woli Boga, szatan herezje wywoływał: nie pomimo woli Boga, ale z dopuszczenia Jego. Jeśliby poganie nie uwierzyli byli w Chrystusa, to byśmy sądzili, że to była moc szatana, który poganom nie pozwolił wierzyć. Ale skoro poganie uwierzyli, skoro potem dopiero spośród wierzących powstały herezje; to pokazuje się, że to nie była moc szatana, ale dopuszczenie Boga.

Dlaczegoż tak Pan upomina, jakby nie chciał, aby się to stało? Ponieważ nie chce, aby słudzy Jego byli bez sądu, bez zdania; dlatego ich doświadcza, próbuje. Że zaś nie chce, aby przez niewiadomość zginęli, dlatego upomina. Na to próbuje, aby źli z dobrymi nie byli uwieńczeni: na to zaś upomina, ażeby dobrzy ze złymi nie zginęli: “Strzeżcie się fałszywych proroków“.

Napisano jest: wszystek zakon i prorocy aż do Jana. Nie mamy tego tak rozumieć jakoby po Janie już proroków nie było; owszem byli i Agabus i Sylas i inni. O Chrystusie tylko po Janie proroctwa ustały. Prorocy zaś byli i są nie tacy, którzy by prorokowali o Chrystusie; ale tacy którzy by tłumaczyli i wyjaśniali, co o Chrystusie Panu od dawna było prorokowanym, to jest, doktorowie Kościoła. Wszyscy chrześcijanie prorokami się zowią, jako tacy, którzy do królestwa, do kapłaństwa i do proroctwa się namaszczają. Prorockich myśli tłumaczyć nie może, kto ducha prorockiego nie ma.

Powiedzieliśmy to, abyśmy okazali, że prorokami, o których mówi Chrystus Pan, zowią się doktorowie Kościoła. Wiedząc Zbawiciel, że będą i fałszywi doktorowie, różnych herezyj twórcy, tacy którzy Pisma prorockie i apostolskie przewrotnym tłumaczeniem zamącą: przeto upomina wszystkich wiernych, wszystkich zwierzchników Kościoła słowy: “Strzeżcie się pilnie fałszywych proroków“.

Aby zaś który heretycki doktór nie powiedział, że fałszywymi prorokami nazywa nie pogańskich i żydowskich doktorów, ale nas, Zbawiciel dodał: “którzy do was przychodzą w odzieniu owczym“. Zatem miał na myśli nie swoich synów, nie swoich wybranych, ale przybyszów obłudnych.

Aby ktoś nie pomyślał, że nie o heretyckich doktorach, ale o grzesznych chrześcijańskich mówił, Zbawiciel powiedziawszy “którzy do was przychodzą w odzieniu owczym“, dodał: “a wewnątrz są wilkami drapieżnymi“. Chrześcijańscy doktorowie, chociażby byli grzesznikami, sługami ciała się zowią, bo podlegają ciału; jednak nie mają zamiaru gubić chrześcijan, i dlatego nie nazywają się wilkami drapieżnymi. Widzisz więc, że wyraźnie o heretyckich doktorach mówi, którzy w tej myśli chrześcijan odzienie przywdziewają za staraniem szatana, aby tych chrześcijan niegodziwym zwodzeniem jakby zębami rozszarpywali.

O tych wilkach w liście do Efezów, mówił Apostoł narodów: “Wiem, że po odejściu moim przyjdą wilcy zjadliwi na was, nie szczędząc trzody, i z was samych wyjdą tacy, którzy przewrotne rzeczy mówić będą, ażeby uwiedli uczniów za sobą(*).

[Bierz to na uwagę, bracie drogi, bierz do serca i strzeż się pilnie fałszywych proroków za łaską i pomocą Pana naszego Jezusa Chrystusa, który żyje i króluje z Bogiem Ojcem i Duchem Świętym przez wszystkie wieki wieków. Amen].

(*) S. Joannis Chrysostomi homilia 19 in 7 cap. Math. Selectiora vetustissimorum ac probatissimorum Patrum. Regiomonti. 1560 a.

Cyt. za: Nauki na niedziele i święta całego roku miane w Kollegiacie Łowickiej przez Księdza Antoniego Chmielowskiego. T. III: Czas po Zielonych Świątkach. Warszawa 1893, ss. 151-155.

(Pisownię nieznacznie uwspółcześniono; końcowy tekst w nawiasie […] pochodzi od ks. A. Ch.).

Pozwolenie Władzy Duchownej:

APPROBATUR.
Varsaviae die 14 (26) Junii 1891 anno.

Judex Surrogatus,

Canonicus Metropolitanus

R. Filochowski.

pro Secretario

J. Podbielski.

N. 2870.

Nota o autorze:Św. Jan Chryzostom (Ioannes Chrysostomus), Biskup, Wyznawca, Doktor Kościoła; – święto 27 stycznia (w Kościele Wschodnim 13 listopada).

Ur. w Antiochii ok. r. 354. Po przyjęciu chrztu (w r. 372) spędził dwa lata w pustelni. Został kapłanem (r. 386) i okazał się porywającym kaznodzieją. “Złotoustym” (Chrysostomus) nazwano go jednak dopiero w VI wieku. Przez lat 12 był kaznodzieją kościoła patriarchalnego w Antiochii. W r. 398 objął stolicę arcybiskupią w Konstantynopolu i rozpoczął wielkie reformy w swej rozległej diecezji; budował szpitale, przytułki, wysyłał misjonarzy do Gotów i wpływem swym uspakajał bunty w Efezie. Przeprowadził ostateczną rewizję liturgii greckiej, która odtąd zwie się liturgią św. Jana Chryzostoma. Tzw. “synod pod dębem”, na którym zebrała się gromada jego przeciwników, usunął go ze stolicy arcybiskupiej (w r. 403). Wkrótce jednak, gdy lud domagał się powrotu arcypasterza, cesarz cofnął dekret banicyjny, ale ostre wystąpienie Jana przeciw nadużyciom cesarzowej Eudoksji spowodowało ponowne jego uwięzienie i deportację do Pytios w Kolchidzie. W drodze, wśród wąwozów górskich, pędzony wciąż naprzód, zapadł poważnie na zdrowiu i umarł w Komana w Poncie, 14 września r. 407 ze słowami na ustach: “Bogu dzięki za wszystko”. Dzień 27 stycznia, w którym obchodzi jego pamiątkę Kościół łaciński, jest rocznicą sprowadzenia uroczystego jego zwłok do kościoła Apostołów w Konstantynopolu, w r. 438. Relikwie przewieziono w r. 1204 do Rzymu (bazylika św. Piotra).

Św. Chryzostom jest patronem kaznodziejów, jednym z czterech Wielkich Doktorów Kościoła greckiego i pierwszym z 3 hierarchów, czczonych wspólnym uroczystym świętem (30 stycznia) na Wschodzie. Jego wystąpienia na ambonie w ostatnich latach jego życia cechowała może zbytnia gwałtowność, jednakowoż postępowanie dworu cesarskiego względem Jana było krzyczącą niesprawiedliwością, której starał się przeciwdziałać papież św. Innocenty I, niestety bezskutecznie. Jako kaznodzieja Chryzostom był nieustraszonym obrońcą moralności chrześcijańskiej; piętnował wszelkie nadużycia bez względu na to, kto je popełniał – przy tym mistrz słowa, największy mówca Kościoła greckiego. Spuścizna literacka: Homilie, kazania, rozprawy ascetyczne i teologiczne, najgłówniejsza z nich: O kapłaństwie“. – Biskup Karol Radoński, Święci i Błogosławieni Kościoła Katolickiego. Encyklopedia Hagiograficzna. Warszawa – Poznań – Lublin [1947], ss. 202-203.


© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Kraków 2004

http://www.ultramontes.pl/Chryzostom_1.htm

*********

Audiencja Generalna, 19 września 2007

Święty Jan Chryzostom

Benedykt XVI – papież

Drodzy Bracia i Siostry!

W tym roku przypada 1600. rocznica śmierci św. Jana Chryzostoma (407-2007). Jan z Antiochii, nazywany Chryzostomem, czyli „Złotoustym”, z racji swej wymowy, jest nadal żywy, również ze względu na swoje dzieła. Anonimowy kopista napisał, że jego dzieła „przemierzają cały świat jak świetliste błyskawice”. Pozwalają również nam, podobnie jak wierzącym jego czasów, których okresowo opuszczał z powodu skazania na wygnanie, żyć treścią jego ksiąg mimo jego nieobecności. On sam sugerował to z wygnania w jednym z listów (por. Do Olimpiady, List 8, 45).
Urodził się około 349 r. w Antiochii w Syrii (dzisiaj Antakya na południu Turcji), tam też podejmował posługę kapłańską przez około 11 lat, aż do 397 r., gdy został mianowany biskupem Konstantynopola. W stolicy cesarstwa pełnił posługę biskupią do czasu dwóch wygnań, które nastąpiły krótko po sobie – między 403 a 407 r. Dzisiaj ograniczymy się do spojrzenia na lata antiocheńskie Chryzostoma.
W młodym wieku stracił ojca i żył z matką Antuzą, która przekazała mu niezwykłą wrażliwość ludzką oraz głęboką wiarę chrześcijańską. Odbył niższe oraz wyższe studia, uwieńczone kursami filozofii oraz retoryki. Jako mistrza miał Libaniusza, poganina, najsłynniejszego retora tego czasu. W jego szkole Jan stał się wielkim mówcą późnej starożytności greckiej. Ochrzczony w 368 r. i przygotowany do życia kościelnego przez biskupa Melecjusza, przez niego też został ustanowiony lektorem w 371 r. Ten fakt oznaczał oficjalne przystąpienie Chryzostoma do kursu eklezjalnego. Uczęszczał w latach 367-372 do swego rodzaju seminarium w Antiochii, razem z grupą młodych. Niektórzy z nich zostali później biskupami, pod kierownictwem słynnego egzegety Diodora z Tarsu, który wprowadzał Jana w egzegezę historyczno-literacką, charakterystyczną dla tradycji antiocheńskiej.
Później udał się wraz z eremitami na pobliską górę Sylpio. Przebywał tam przez kolejne dwa lata, przeżyte samotnie w grocie pod przewodnictwem pewnego „starszego”. W tym okresie poświęcił się całkowicie medytacji „praw Chrystusa”, Ewangelii, a zwłaszcza Listów św. Pawła. Gdy zachorował, nie mógł się leczyć sam i musiał powrócić do wspólnoty chrześcijańskiej w Antiochii (por. Palladiusz, „Życie”, 5). Pan – wyjaśnia jego biograf – interweniował przez chorobę we właściwym momencie, aby pozwolić Janowi iść za swoim prawdziwym powołaniem. W rzeczywistości, napisze on sam, postawiony wobec alternatywy wyboru między trudnościami rządzenia Kościołem a spokojem życia monastycznego, tysiąckroć wolałby służbę duszpasterską (por. „O kapłaństwie”, 6, 7), gdyż do tego właśnie Chryzostom czuł się powołany. I tutaj nastąpił decydujący przełom w historii jego powołania: został pasterzem dusz w pełnym wymiarze! Zażyłość ze Słowem Bożym, pielęgnowana podczas lat życia eremickiego, spowodowała dojrzewanie w nim silnej konieczności przepowiadania Ewangelii, dawania innym tego, co sam otrzymał podczas lat medytacji. Ideał misyjny ukierunkował go, płonącą duszę, na troskę pasterską.
Między 378 a 379 r. powrócił do miasta. Został diakonem w 381 r., zaś kapłanem – w 386 r.; stał się słynnym mówcą w kościołach swego miasta. Wygłaszał homilie przeciwko arianom, następnie homilie na wspomnienie męczenników antiocheńskich oraz na najważniejsze święta liturgiczne. Mamy tutaj do czynienia z wielkim nauczaniem wiary w Chrystusa, również w świetle Jego świętych. Rok 387 był „rokiem heroicznym” dla Jana, czasem tzw. przewracania posągów. Lud obalił posągi cesarza, na znak protestu przeciwko podwyższeniu podatków. W owych dniach Wielkiego Postu, jak i wielkiej goryczy z powodu ogromnych kar ze strony cesarza, wygłosił on 22 gorące „Homilie o posągach”, ukierunkowane na pokutę i nawrócenie. Potem przyszedł okres spokojnej pracy pasterskiej (387-397).
Chryzostom należy do Ojców najbardziej twórczych: dotarło do nas jego 17 traktatów, ponad 700 autentycznych homilii, komentarze do Ewangelii Mateusza i Listów Pawłowych (Listy do Rzymian, Koryntian, Efezjan i Hebrajczyków) oraz 241 listów. Nie uprawiał teologii spekulatywnej, ale przekazywał tradycyjną i pewną naukę Kościoła w czasach sporów teologicznych, spowodowanych przede wszystkim przez arianizm, czyli zaprzeczenie boskości Chrystusa. Jest też ważnym świadkiem rozwoju dogmatycznego, osiągniętego przez Kościół w IV-V wieku. Jego teologia jest wyłącznie duszpasterska, towarzyszy jej nieustanna troska o współbrzmienie między myśleniem wyrażonym słowami a przeżyciem egzystencjalnym. Jest to przewodnia myśl wspaniałych katechez, przez które przygotowywał katechumenów na przyjęcie chrztu. Tuż przed śmiercią napisał, że wartość człowieka leży w „dokładnym poznaniu prawdziwej doktryny oraz w uczciwości życia” („List z wygnania”). Te sprawy, poznanie prawdy i uczciwość życia, muszą iść razem: poznanie musi się przekładać na życie. Każda jego mowa była zawsze ukierunkowana na rozwijanie w wierzących wysiłku umysłowego, autentycznego myślenia, celem zrozumienia i wprowadzenia w praktykę wymagań moralnych i duchowych wiary.
Jan Chryzostom troszczył się, aby służyć swoimi pismami integralnemu rozwojowi osoby, w wymiarach fizycznym, intelektualnym i religijnym. Różne fazy wzrostu są porównane do licznych mórz ogromnego oceanu: „Pierwszym z tych mórz jest dzieciństwo” (Homilia 81, 5 o Ewangelii Mateusza). Rzeczywiście, „właśnie w tym pierwszym okresie objawiają się skłonności do wad albo do cnoty”. Dlatego też prawo Boże powinno być już od początku wyciśnięte na duszy, „jak na woskowej tabliczce” (Homilia 3, 1 do Ewangelii Jana): w istocie jest to wiek najważniejszy. Musimy brać pod uwagę, jak ważne jest, aby w tym pierwszym etapie życia człowiek posiadł naprawdę te wielkie ukierunkowania, które dają właściwą perspektywę życiu. Dlatego też Chryzostom zaleca: „Już od najwcześniejszego wieku uzbrajajcie dzieci bronią duchową i uczcie je czynić ręką znak krzyża na czole” (Homilia 12, 7 do Pierwszego Listu do Koryntian). Później przychodzi okres dziecięcy oraz młodość: „Po okresie niemowlęcym przychodzi morze okresu dziecięcego, gdzie wieją gwałtowne wichury (…), rośnie w nas bowiem pożądliwość…” (Homilia 81, 5 do Ewangelii Mateusza). Potem jest narzeczeństwo i małżeństwo: „Po młodości przychodzi wiek dojrzały, związany z obowiązkami rodzinnymi: jest to czas szukania współmałżonka” (tamże). Przypomina on cele małżeństwa, ubogacając je – z odniesieniem do cnoty łagodności – bogatą gamą relacji osobowych. Dobrze przygotowani małżonkowie zagradzają w ten sposób drogę rozwodowi: wszystko dzieje się z radością i można wychowywać dzieci w cnocie. Gdy rodzi się pierwsze dziecko, jest ono „jak most; tych troje staje się jednym ciałem, gdyż dziecko łączy obie części” (Homilia 12, 5 do Listu do Kolosan); tych troje stanowi „jedną rodzinę, mały Kościół” (Homilia 20, 6 do Listu do Efezjan).
Przepowiadanie Chryzostoma dokonywało się zazwyczaj podczas liturgii, w „miejscu”, w którym wspólnota buduje się Słowem i Eucharystią. Tutaj zgromadzona wspólnota wyraża jeden Kościół (Homilia 8, 7 do Listu do Rzymian), to samo słowo jest skierowane w każdym miejscu do wszystkich (Homilia 24, 2 do Pierwszego Listu do Koryntian), zaś komunia Eucharystyczna staje się skutecznym znakiem jedności (Homilia 32, 7 do Ewangelii Mateusza). Jego plan duszpasterski był włączony w życie Kościoła, w którym wierni świeccy przez fakt chrztu podejmują zadania kapłańskie, królewskie i prorockie. Do wierzącego laika mówi: „Również ciebie chrzest czyni królem, kapłanem i prorokiem” (Homilia 3, 5 do Drugiego Listu do Koryntian). Stąd też rodzi się fundamentalny obowiązek misyjny, gdyż każdy w jakiejś mierze jest odpowiedzialny za zbawienie innych: „Jest to zasada naszego życia społecznego (…) żeby nie interesować się tylko sobą” (Homilia 9, 2 do Księgi Rodzaju). Wszystko dokonuje się między dwoma biegunami, wielkim Kościołem oraz „małym Kościołem” – rodziną – we wzajemnych relacjach.
Jak możecie zauważyć, Drodzy Bracia i Siostry, ta lekcja Chryzostoma o autentycznej obecności chrześcijańskiej wiernych świeckich w rodzinie oraz w społeczności pozostaje również dziś jak najbardziej aktualna. Módlmy się do Pana, aby uczynił nas wrażliwymi na nauczanie tego wielkiego Nauczyciela Wiary.

Z oryginału włoskiego tłumaczył o. Jan Pach OSPPE

Niedziela Ogólnopolska 39/2007 , str. 4-5E-mail: redakcja@niedziela.pl
Adres: ul. 3 Maja 12, 42-200 Częstochowa
Tel.: +48 (34) 365 19 17************Błogosławiony Franciszek Drzewiecki,
prezbiter i męczennik

Błogosławiony Franciszek Drzewiecki Franciszek urodził się 26 lutego 1908 r. w Zdunach k. Łowicza w bardzo religijnej rodzinie. Po szkole podstawowej podjął naukę w seminarium nauczycielskim w Łowiczu. Jesienią 1922 r. rozpoczął naukę w kolegium księży orionistów w Zduńskiej Woli. Następnie rozpoczął studia filozoficzne, które ukończył w 1931 r. Został wówczas wysłany na studia do Włoch, gdzie studiował teologię w Wenecji i Tortonie. 15 sierpnia 1934 r. złożył profesję wieczystą na ręce ks. Alojzego Orione. Święcenia kapłańskie przyjął 6 czerwca 1936 r.
Po święceniach kapłańskich pozostał we Włoszech. Pracował w Genui w Małym Cottolengo. W grudniu 1937 r. wrócił do Polski. Został prefektem Krucjaty Eucharystycznej, uczył też religii w kolegium. Organizował adoracje, uczył katechizmu, urządzał przedstawienia religijne. W wakacje 1939 r. został wysłany do pracy w Małym Cottolengo i parafii Najświętszego Serca Jezusowego we Włocławku. W tej pracy wykazywał dużo gorliwości i poświęcenia.
Po wybuchu II wojny światowej pozostał we Włocławku i prowadził rekolekcje, organizował nabożeństwa, spowiadał. 7 listopada 1939 r. w mieście Niemcy przeprowadzili masowe aresztowania księży. Ojciec Franciszek, a z nim ks. Henryk Demrych, zostali również aresztowani. W więzieniu znajdowało się już 43 innych księży i kleryków z ks. bp. Michałem Kozalem na czele. 16 stycznia 1940 r. zostali oni przewiezieni do miejsca odosobnienia w Lądzie. Przed wywiezieniem w głąb Niemiec do hitlerowskiego obozu koncentracyjnego Dachau o. Franciszek nie skorzystał z możliwości zwolnienia, wyrażając wolę pracy wśród uwięzionych. 15 grudnia 1940 r. trafił do Dachau. Dostał się do pracy na plantacji ziół. Z powodu silnych odmrożeń kończyn, niedożywienia i ciężkiej pracy fizycznej jego organizm został doprowadzony do stanu głębokiego wycieńczenia. Ten zły stan zdrowia był przyczyną wywiezienia go 10 sierpnia 1942 r. do zamku Hartheim, gdzie został zagazowany 13 września 1942 roku.
Franciszka beatyfikował papież św. Jan Paweł II w Warszawie 13 czerwca 1999 r. w grupie 108 polskich męczenników.

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/09-13b.php3

 

************

Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Remiremont, w Wogezach – św. Awita, opata. Przebywał zrazu w opactwie w Luxeuil. Około roku 620 założył dwa klasztory w Wogezach.oraz:św. Amata, opata (+ ok. 628); św. Apolinarego, zakonnika i męczennika (+ 1622); św. Awita, opata (+ VII w.); św. Eulogiusza (+ ok. 607); świętych męczenników Juliana i Makrobiusza (+ IV w.); św. Mauriliusza, biskupa (+ 453); św. Weneriusza (+ VII w.)
*********************************************************************************************************************
TO WARTO PRZECZYTAĆ
*********

Radykalizm Ewangelii w praktyce

Dariusz Piórkowski SJ

(fot. shutterstock.com)

Jezus zgromił Piotra słowami: «Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie» (Mk 8, 33).

 

Istnieją różne schorzenia oczu, które wprawdzie nie są jeszcze ślepotą, ale znacznie utrudniają życie. Jedni nie widzą wyraźnie, gdy zapada zmrok i oślepia ich światło reflektorów. Inni cierpią na jaskrę, która stopniowo zawęża im pole widzenia. A jeszcze inni nie rozróżniają właściwie kolorów.

 

Podobnie bywa z widzeniem rzeczywistości niewidzialnej. Widzenie jest biblijnym synonimem poznania. W dzisiejszej Ewangelii czytamy, że ludzie zasadniczo nie widzą w Jezusie nikogo wyjątkowego, chociaż są świadkami Jego znaków i cudów.

 

Uważają Go tylko za proroka. Ciągle poruszają się w ramach znanych im z przeszłości. Być może dostrzegają w Nim jakąś moc, ale jednak to tylko kolejny Jan Chrzciciel, Eliasz, prorok. Widzą wyłącznie “stare bukłaki”. Nie są więc gotowi na przyjęcie młodego wina, które nie mieści się w ich kategoriach poznawczych, ponieważ nawet odrobina tego trunku mogłaby je rozerwać na strzępy. Jakie to ludzkie.

 

Wszyscy trzymamy się utartych schematów i co rusz próbujemy nagiąć do nich rzeczywistość, która często się opiera, bywa dynamiczna i zaskakująca. Dlatego Jezus nie przyznaje się publicznie, że jest Mesjaszem. Ta postawa Jezusa wyjaśnia, dlaczego czasem nie powinno się mówić nawet słusznych i prawdziwych rzeczy. I wcale nie jest to przemilczanie czy odrzucanie prawdy.

 

Widzę, ale niewyraźnie

 

Piotr – jako reprezentant wszystkich apostołów – wyprzedza nieco rzeczonych “ludzi”, bo przynajmniej rozpoznaje w Jezusie Mesjasza, a więc kogoś zupełnie innego niż prorocy. Jezus wyczuwa tę gotowość i dlatego otwarcie mówi jedynie do tych, którzy zrobili jakiś krok naprzód. Jak się okazuje, jest to dopiero pierwszy krok.

 

Szymon, w przeciwieństwie do “ludzi”, widzi “coś” – Mesjasza, ale wciąż niewyraźnie, na swoją modłę. Przypomina niewidomego, który dopiero co został uzdrowiony przez Jezusa. W dwóch etapach. Bo najpierw widział ludzi, ale dość mętnie,w konturach, jak drzewa. Dopiero kiedy Jezus powtórnie położył ręce na jego oczach, chory zaczął “wszystko widzieć jasno i wyraźnie” (por. Mk 8, 22-26).

 

Aby Piotr powoli zaczął się odrywać od swoich wyobrażeń i oczekiwań, musiało zaboleć. Stąd ostre słowa Jezusa wobec apostoła. Wiemy jednak, że Piotr nie tak łatwo zmienił zdanie. Podczas Ostatniej Wieczerzy nadal myślał podobnie. Dopiero wyparcie się Jezusa zrzuciło w pełni łuski z jego oczu. Zaczął widzieć jasno i wyraźnie.

 

Ten powolny proces przemiany widzenia nie dotyczy tylko wiary. Podobnie dzieje się w małżeństwach i przyjaźniach, kiedy dochodzi do pierwszych nieporozumień i spięć. Wiele osób uważa to za coś nienaturalnego, za gasnącą miłość, objaw złej woli. I często z tego powodu się rozchodzą, nie wiedząc, że prędzej czy później własne oczekiwania i wyobrażenia o najbliższej osobie po prostu muszą się oczyścić, coś musi umrzeć, trzeba doświadczyć straty. Na tym polega rozwój. Nie odbywa się to bez rozczarowań i bólu, bo wiele naszych oczekiwań to tylko walka o “zachowanie swojego życia”. Jeśli jednak ktoś obstaje uparcie przy swoim, rozwój jest niemożliwy.

 

Ale pocieszające w tym wszystkim jest to, że do zrozumienia, kim jest Jezus, ( a także mąż, żona, dziecko, przyjaciel) dojrzewamy powoli. Tylko szczególna odmiana kościelnej pychy może z absolutną pewnością orzekać, że już wszystko wie i rozumie w Jezusie. Tylko niedojrzały człowiek uważa, że początek małżeństwa oznacza zapowiedź ciągłej sielanki.

 

Podejrzany anioł światłości

 

Ta Ewangelia doskonale ilustruje również działanie duchowe w świecie i człowieku. Zakłada ono, że każdy z nas ulega różnego rodzaju inspiracjom, natchnieniom i poruszeniom. Nie wszystko czerpiemy sami z siebie. Przyjęcie czegoś “z zewnątrz” w niczym nie łamie jednak naszej wolności. Wciąż mamy przecież możliwość wyboru. Najgorzej jeśli ktoś uważa, że jest całkowicie niezależny i nie podlega żadnym wpływom. Ale zostawmy ten przypadek na boku.

 

Rozpoznanie, jaki jest rzeczywisty rodowód ludzkich myśli i w którą stronę one zmierzają, bywa trudny, zwłaszcza wśród ludzi wierzących. Dlaczego? Bo szatan, oprócz wykorzystywania ludzkich lęków i słabości, podszywa się pod samego Boga, kusi fałszywym dobrem i intencjami, które tylko zewnętrznie – w słowach i deklaracjach – wydają się słuszne i prawe.

 

Trzeba boskiego spojrzenia, światła i przenikliwości, aby zdemaskować pozory złego ducha. I do tego również służy nam Słowo Boże.

 

Znamienne, że Piotr wypowiada najpierw słowa pod natchnieniem Ducha. W Ewangelii św. Mateusza, gdy apostoł wyznaje wiarę w Jezusa, słyszy, że to nie “ciało i krew objawiły” mu boskość Chrystusa, lecz Ojciec. A za chwilę ten sam człowiek gwałtownie wyrzuca z siebie myśli, które są z inspiracji diabła.

 

Ewangelista stwierdza, że Piotr upomina i ruga Jezusa. Zapewne przy tym wydaje mu się, że czyni tak z boskiego natchnienia, bo przecież chce chronić Mistrza. Wielu ludzi chętnie zgodzi się, że piękną rzeczą jest naśladowanie Jezusa, dopóki nie trzeba czegoś poświęcić, narazić swojego życia i zdrowia – “bo zdrowie najważniejsze”.

 

Próba cierpienia

 

W kuszeniu Piotra i samego Jezusa widać uderzające podobieństwo do historii Hioba. Przede wszystkim, celem nadrzędnym próby, na którą szatan wystawia sprawiedliwego jest to, by odwieść człowieka od wypełnienia woli Bożej i pod wpływem doświadczonego zła skłonić nieszczęśnika do odrzucenia Boga.

 

W księdze Hioba to właśnie szatan, za przyzwoleniem Boga, dotyka cierpieniem sprawiedliwego, by udowodnić Bogu i całemu światu, że Hiob chwalił Stwórcę, ponieważ zawsze mu się powodziło. Kiedy żona Hioba zobaczyła, co się święci, powiedziała do swego męża: “Jeszcze trwasz mocno w swej prawości? Złorzecz Bogu i umieraj! Hiob jej odpowiedział: «Mówisz jak kobieta szalona. Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. Czemu zła przyjąć nie możemy?»” (Hi 2, 9-10)

 

Co tu dużo mówić, cierpienie kłóci się z naszym wyobrażeniem o dobrym Bogu. Żona Hioba nie jest w swoim myśleniu odosobniona. Kto z nas łatwo przyjmuje cierpienie i zło w swoim życiu? Dlatego najbardziej szokujące jest jednak pytanie samego Hioba: “Czemu zła przyjąć nie możemy?”

 

Pytanie to wydaje się nie na miejscu, brzmi nieludzko, bo zło tak tu jest przedstawione, jakby było darem Bożym. Hiob się dziwi, że nie chcemy mieć do czynienia z Bogiem, który może zsyłać na nas cierpienie. Z kolei my się dziwimy, że Hiob się dziwi.

 

W dzisiejszej Ewangelii szatan ma dokładnie taki sam cel jak w przypadku Hioba: “Zrobić wszystko, by Jezus nie wypełnił woli Boga”, ale środek do osiągnięcia tego celu jest przeciwny niż w sytuacji Hioba. Tutaj diabeł, o dziwo, jest tym, który próbuje odwieść sprawiedliwego od cierpienia. Jezus mówi, że “musi cierpieć”.

 

Są to słowa człowieka bezgrzesznego, sprawiedliwego i bardzo zdeterminowanego. Nam się wydaje, że człowiek “nie musi” i “nie powinien” cierpieć, bo po prostu boimy się cierpienia. To jeden z najsilniejszych ludzkich lęków. Inaczej też spoglądamy na cierpienie, bo nie mamy doświadczenia bezgrzeszności. A to grzech zmienia nasze postrzeganie Boga, świata, człowieka, jak również samego zła i grzechu.

 

Dlatego tak trudno nam wyobrazić sobie, nie mówiąc już o akceptacji, że cierpienie może być do czegoś przydatne. I z tej samej racji trudno nam przy potępianiu grzechu nie potępiać równocześnie grzesznika.

 

Tę deklarację Jezusa o koniecznym cierpieniu słyszą nie tylko uczniowie, ale i sam diabeł, który nie otrzymał wcześniej specjalnego oświecenia od Boga odnośnie do misji Chrystusa. Szatan wsłuchuje się w słowa Jezusa (a jakże!) i obserwuje, co się dzieje. Reaguje natychmiast. Dietrich Bonhoeffer pisze: “Szatan wie, że ciało boi się cierpienia”, chociaż sam nigdy czegoś takiego nie doświadczył.

 

Wykorzystując lęk Piotra i jego dobrą wolę, diabeł skłania apostoła do tego, by upomnieć Jezusa, przywołać Go do porządku, wybić Mu z głowy ten irracjonalny “mus” cierpienia.

 

Jezus rozpoznaje, kto ostatecznie kryje się za niewątpliwie życzliwym wyznaniem Piotra. Ewangelista pokazuje w ten sposób, jak Jezus rozeznaje, czyli jak patrzy na świat i na to, co ludzie mówią. Chrystus nie pozwala się zwieść pozorami, ani autentycznymi wyznaniami wiary, która nie jest jeszcze oczyszczona i ma w sobie wiele ludzkich domieszek.

 

Ewangelia ta zawiera więc jeszcze jedną przestrogę: Nie wszystko, co wypływa nawet z najpobożniejszych ust, nawet jeśli jest motywowane dobrymi intencjami, pochodzi od Boga. Także apostołowie nie byli wolni od “ludzkiego” myślenia. Odwoływanie się do pobożnych haseł wcale nie gwarantuje, że to, co mówimy, jest słuszne.

 

Można odwoływać się do Boga, Kościoła, Ewangelii, a nawet ich bronić, posługując się własnym lękiem, którego zwykle się nie widzi. Same słowa – jako znak wewnętrznej rzeczywistości – to jeszcze nie wszystko. Trzeba jeszcze zapytać, jak je rozumiemy, bo szafowanie pobożnymi słowami może mydlić oczy.

 

W końcu, jak widać w scenie z apostołami, radykalizm Ewangelii jest niełatwy do przyjęcia. Najpierw umrzeć musi nasza tendencja do absolutyzowania tego, co stworzone i względne wobec dóbr Królestwa Bożego. Bo z wszystkiego można uczynić sobie boga, np. ze zdrowia, życia biologicznego, państwa, ojczyzny, narodu. I ustawić sobie zawadę na drodze do Boga, która tkwi w naszych oczach.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2566,radykalizm-ewangelii-w-praktyce.html

**********

Człowiek potrzebuje ludzi, nie samotności

Huub Buijssen / slo

(fot. shutterstock.com)

Każdy człowiek zamieszkuje wyspę, żyje w swoim własnym świecie. Najgłębszą tęsknotą większości ludzi jest znalezienie wyspy dla dwojga osób i stopienie się z drugą osobą w jedno.

Takie wyspy jednak nie istnieją. Nawet ludzie, którzy bezgranicznie kochają się nawzajem, zachowują swoją własną, niepowtarzalną indywidualność. Ale ponieważ będąc sami, nie czujemy się spełnieni i szczęśliwi, przez całe życie usiłujemy nawiązać kontakt z ludźmi na innych wyspach wokół nas. Za każdym razem, kiedy nam się to uda, jesteśmy szczęśliwi.

 

Depresja pojawia się natomiast w momentach, w których choremu trudno jest nawiązywać relacje z innymi. Widzi on wprawdzie wokół siebie wyspy, ale nie potrafi nawiązać rzeczywistego kontaktu z ludźmi, którzy na nich żyją. Gdy bardziej niż kiedykolwiek potrzebuje wsparcia i kontaktu, czuje się jeszcze bardziej samotny niż wcześniej.
Ludzie, którzy nie są tak ściśle związani z chorym, nie zauważają, że zawsze zachowywali wobec niego pewien dystans. Ale Ty, jako partner, rodzic, brat, siostra, czy przyjaciel osoby depresyjnej, czujesz, że dystans pomiędzy nią a Tobą się zwiększył. Brakuje Ci bliskiego kontaktu, który mieliście z sobą wcześniej.

 

Dlatego Ty też, podobnie jak Twój bliski, możesz czasami odczuwać samotność, zwłaszcza gdy osoby z Twego otoczenia próbują Cię pocieszać, mówiąc, że przesadzasz i widzisz sprawy w zbyt ciemnych barwach. “Nie zauważam w nim niczego takiego”.
Samotność może mieć również inne przyczyny. Kontakty z przyjaciółmi i krewnymi mogą stać się rzadsze albo ostrożniejsze. Jeśli depresja trwa dłużej, mogą nawet ustać zupełnie. Być może rzadziej chodzisz w gości, dlatego że musisz chodzić sam -Twój bliski unika kontaktów i woli zostać w domu, albo dlatego że to właśnie on dawniej dbał o podtrzymywanie kontaktów.

Możliwe, że macie mniej gości; inni unikają Twego bliskiego, bo przebywanie w jego towarzystwie nie jest przyjemne. Pewna kobieta dobrze znająca siebie opowiada: Tak jak i inni ludzie w depresji, wypadłam z normalnego kręgu ludzkich relacji i znalazłam się na liście tych, do których trzeba po raz kolejny zadzwonić. Ze względu na mój żałosny stan. Ze względu na ich poczucie winy i dlatego że kiedyś byłam całkiem atrakcyjna. Uważam, że znalazłam się na tej liście słusznie, gdyż jest coś, o czym my, ludzie z zaburzeniami nastroju, mówimy sami i co staje się samospełniającą się przepowiednią: kontakty z nami nie są przyjemne. Gdybym była kimś innym, nie szukałabym mojego towarzystwa (Udink 2001).

 

Najsmutniejsze w samotności jest to, że wszelkie uczucia przygnębienia, które i tak już towarzyszą człowiekowi, przez nią stają się jeszcze bardziej dokuczliwe. Samotność dolewa oliwy do ognia gniewu, lęku, bezsilności i żalu, gdyż nie ma wówczas żadnego ujścia dla tych smutnych uczuć i trzeba się z nimi zmagać o własnych siłach.
Samotność jest też pułapką. Im bardziej ktoś czuje się samotny, tym trudniej jest mu tę sytuację zmienić. W końcu widzi już wokół tylko mury, zza których nie można się wydostać. Nie ma pojęcia, jak odnowić zerwane kontakty. Jeśli przypadkiem kogoś spotka, potrafi jedynie narzekać. Musi naraz wyrzucić z siebie wszystkie przykre przeżycia z ostatniego okresu.
Więcej w książce: Depresja. Jak pomóc i nie zatracić przy tym siebie – Huub Buijssen

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/depresja/art,153,czlowiek-potrzebuje-ludzi-nie-samotnosci.html

 

*************

Pulsujące Serce Kościoła

Posłaniec

Marek Wójtowicz SJ

(fot. shutterstock.com)

Eucharystia jest w życiu chrześcijanina pokarmem wędrowca. Idąc w procesji za Panem Jezusem obecnym w Najświętszym Sakramencie uświadamiamy sobie, że nasze życie jest pielgrzymowaniem. Nie mamy tutaj na ziemi stałego miejsca. Pan Jezus dając nam siebie samego, obdarza nas pokarmem na życie wieczne.

“Pragnę!” (napis umieszczony nad kaplicą Sióstr Misjonarek Miłości bł. Matki Teresy z Kalkuty). Pan Jezus żebrze o naszą miłość, nie obawiajmy się “tracić” naszego życia dla Boga.
“Chleb Życia” zaspakaja w nas jeden z największych głodów, jakich może doświadczyć człowiek: głód Boga. O tym, jak wielkie jest to pragnienie Boga zdołali przekonać się ci, którzy Go chcieli wyrwać z ludzkich serc burząc świątynie, zabijając kapłanów, prześladując wyznawców Chrystusa. Nie udało się im, bo “nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym Słowem, które pochodzi z ust Boga”.
Daremny jest ludzki wysiłek i ludzki pot, jeżeli nie towarzyszy mu Boże błogosławieństwo. Budowanie ziemskiego państwa, nawet w imię sprawiedliwości i dawania ludziom doczesnego pokarmu nie wystarcza. Bo człowiek ma prawo do Bożego życia, którym obdarzył Go Pan Jezus. Dzięki Niemu staje się dzieckiem Boga, pojednanym z Bogiem i z ludźmi. Taki jest warunek budowania prawdziwej jedności w naszej umęczonej Ojczyźnie. Budowanie jedności w świecie poza Bogiem jest powierzchowne i okazuje się krótkotrwałe. Przynosi przy tym wiele niewinnych ofiar, jak to było w XX w.
Bóg chce uczynić z nas swój Lud, WSPÓLNOTĘ. I dlatego daje nam Pana Jezusa – nasz Chleb powszedni, byśmy żyli Jego miłością każdego dnia. Gdy On jest w nas, wtedy nie obawiamy się “umierać” sobie samym i jesteśmy gotowi, żeby służyć. “Ziemio Polsko, zjednocz się wokół Eucharystii” zachęcał nas w 1987 r. JPII!
Ta eucharystyczna procesja przypomina nam, że w naszym chrześcijańskim życiu powinniśmy najpierw szukać królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie nam dodane. Śpiewamy dzisiaj: Zróbcie Mu miejsce, Pan idzie z nieba… Trzeba, byśmy umieli dłużej adorować Pana Jezusa w tajemnicy Eucharystii:
 “Pięknie jest zatrzymać się z Nim i jak umiłowany Uczeń oprzeć głowę na Jego piersi (por. J13, 25), poczuć dotknięcie nieskończoną miłością Jego Serca. Jeżeli chrześcijaństwo ma się wyróżniać w naszych czasach przede wszystkim « sztuką modlitwy », jak nie odczuwać odnowionej potrzeby dłuższego zatrzymania się przed Chrystusem obecnym w Najświętszym Sakramencie na duchowej rozmowie, na cichej adoracji w postawie pełnej miłości? Ileż to razy, moi drodzy Bracia i Siostry, przeżywałem to doświadczenie i otrzymałem dzięki niemu siłę, pociechę i wsparcie!”, Jan Paweł II, Ecclesia de Eucharistia, n. 25.
Pan Jezus pragnie, byśmy w naszym życiu owocowali czynami miłości. On chce, by chleb i całe ziemskie bogactwo były okazją do wzajemnej solidarności a nie podziałów czy
wojen jak to często bywało w historii.
Ponieważ jeden jest chleb, przeto my, liczni, tworzymy jedno ciało. Wszyscy bowiem bierzemy z tego samego chleba. To Jezus obecny w Eucharystii buduje Kościół – nasz Dom. Eucharystia jest jego Sercem. To Kościół, dzięki kapłanom sprawującym codziennie Mszę świętą – daje nam, jak Matka – Jezusa Chrystusa.
“Eucharystia” to także wezwanie do dziękczynienia i uwielbienia Boga, że zechciał być obecny pośród swego Ludu – Kościoła. “Zagrody nasze widzieć przychodzi i jak się Jego dzieciom powodzi”.
Wiemy, że nie wszystkim jego dzieciom w Polsce dobrze się powodzi. Wciąż wzrasta bieda w polskim społeczeństwie, wielu jest bezrobotnych, drożyzna, nie wszystkim starcza pieniędzy na wykupienie leków; przemoc słowna w prasie, brutalne sceny w telewizjach komercyjnych, wulgarny język i to nie tylko w rozgłośniach komercyjnych. Wciąż jest za mało troski o wychowanie młodego pokolenia i wiedzę historyczną, lekcję religii spycha się na margines, żałuje się pieniędzy w budżecie państwa na pomoc dla rodzin, zwłaszcza wielodzietnych.
Pan Jezus darząc nas sobą, zaprasza nas do hojności. “Cokolwiek czynicie, z serca wykonujcie jak dla Pana, a nie dla ludzi, świadomi, że od Pana otrzymacie dziedzictwo wiekuiste jako zapłatę” (Kol 3, 23).
Chleb, który dam, jest moje ciało za życie świata“. Gdy jesteśmy bez Pana Jezusa, w naszym sercu nie ma życia. Wtedy lękamy się, by czegoś nie utracić. Liczymy tylko na siebie i boimy się “zapominać o sobie”. Tylko ten prawdziwie żyje, kto przyjmuje Pana Jezusa jako Pokarm. Wielki jezuita, Ks. Piotr Skarga  powiedział o Eucharystii: “O żadnym sakramencie tak nie można rzec, iż mój jest Chrystus”.
 
Czasem Bóg nas próbuje jak lud wybrany na pustyni, byśmy cierpieli z głodu i pragnienia Jego Ciała i Słowa. Przez bolesną drogę duchowego strapienia czy cierpienia fizycznego, przyprowadza nas do siebie, byśmy zaczerpnęli z Jego źródła.
“Tylko na pustyni, na <<ziemi suchej>>, gdzie człowiek sam nic już nie znajduje i zdany jest bez reszty na Boga – chleb z nieba i słowo Boże stają się jedynym pożywieniem przywracają sens naszemu życiu ludzi powołanych do miłości”.
 
Modlił się kiedyś na polskiej ziemi Jan Paweł II:
“Panie zostań z nami! Spotkaliśmy Cię na długiej drodze naszych dziejów. Spotykali Cię przodkowie nasi z pokolenia na pokolenie.
Zostań z nami, kiedy dzień się nachylił! Zostań, kiedy czas naszych dziejów dobiega kresu drugiego tysiąclecia. Zostań i pomagaj nam stale kroczyć tą drogą, która prowadzi do domu Ojca. Zostań z nami w Twoim Słowie – w tym Słowie, które staje się sakramentem: Eucharystią Twojej obecności”.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1998,pulsujace-serce-kosciola.html
*********

Dalekosiężne intuicje i ciężki prymityw

Boska.tv
red. Zbigniew Kaliszuk
(fot. shutterstock.com)

Szczególnie mówię do tych, którzy w swoim średnim rozwoju katolickim zatrzymali się na takim oto etapie: Trzeba być jednoznacznym, przejrzystym, żadnych kompromisów.

 

Chcę napiętnować ten idiotyzm postawy, to jest nonsens. W jednym i tym samy człowieku zawsze tkwią ogromne perspektywy, dalekosiężne intuicje i ciężki prymityw, ciężka ślepota. Tak jak w Piotrze – w każdym z nas, we mnie najpierw! Dla człowieka jest rzeczą niemożliwą być całkowicie jednoznacznym.

 

https://youtu.be/1dsw9qozJm8

Dominikanie przekładają Ewangelię z Boskiego na nasze. Jeżeli chcecie posłuchać naprawdę dobrych kazań, wznoszących serca i szarpiących duszę – jesteście we właściwym miejscu.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2569,dalekosiezne-intuicje-i-ciezki-prymityw.html

*********

Jak odróżnić prawdziwą osobę od wyobrażenia

Izabela Cąpała, Justyna Adamczyk / br

(fot. shutterstock.com)

Na początku relacji nie widzimy siebie realnie, takimi jakimi w rzeczywistości jesteśmy. I z tego mogą wyniknąć problemy.

 

Justyna Adamczyk: Czy są jakieś prawidłowości, które decydują o tym, dlaczego ktoś się nam podoba, dlaczego się w kimś zakochujemy?

 

Izabela Cąpała: Psychologowie prześcigają się w teoriach dotyczących takich prawidłowości, na ich temat powstało już mnóstwo książek, artykułów i opracowań. Mnie się jednak wydaje, że nie można udzielić jednej, uniwersalnej odpowiedzi mającej zastosowanie w każdej sytuacji, dla każdej osoby. Trochę generalizując, można powiedzieć, że większość z nas ma pewne ukryte wyobrażenia o potencjalnym, idealnym partnerze, które wynosimy z przeszłości, z obserwacji relacji rodziców, z filmów, czy z własnych doświadczeń. Później one w nieuświadomiony dla nas sposób rzutują na to, w kim się zakochujemy.
Na początku znajomości z osobą drugiej płci zwracamy uwagę najczęściej na dwa elementy – pewne podobieństwa występujące między nami oraz atrakcyjność fizyczną. Podoba się nam czyjś uśmiech, długie włosy, piękna figura lub mamy wspólne zainteresowania, studiujemy na jednej uczelni, łatwo odnajdujemy wspólny język i to powoduje, że zaczynamy się sobą interesować… Z jednej strony jest to piękne, gdyż z tego mogą rozwinąć się wspaniałe związki, z drugiej jednak wiąże się to też z pewnymi zagrożeniami dla nas. Warto uświadomić sobie, że my na początku nigdy nie zakochujemy się w drugiej osobie, ale w swoich myślach, którym przypisujemy określone imię i twarz.
Gdy spotykamy osobę, która przynajmniej z wyglądu odpowiada naszym ukrytym wyobrażeniom, to potem na ich podstawie zaczynamy przypisywać jej także określone cechy charakteru, które ma nasz wymarzony “ideał”. Załóżmy, że podoba mi się jakiś umięśniony mężczyzna, który z wyglądu przypomina bohatera mojego ulubionego filmu. Ja na tej podstawie mogę przypisać mu także cechy tego bohatera, czyli na przykład nabrać przekonania, że on będzie opiekuńczy i przedsiębiorczy. Albo widzę fajną dziewczynę, która uprawia sport, i wyobrażam sobie, że ona w przyszłości będzie troskliwa, będzie wprowadzać dużo pozytywnej energii i radości do naszego wspólnego domu, ponieważ z tym kojarzy mi się aktywność fizyczna.
Bywa też tak, że tym, co stoi za tworzeniem własnego obrazu drugiej osoby, jest wielkie pragnienie bycia z kimś. Ta potrzeba może być tak silna, że gdy spotykamy kogoś, kto wykaże nami zainteresowanie, lub kogoś, kto choć trochę się nam spodoba i znajomość będzie rokować nadzieję na to, że będzie mogła się rozwinąć, to wyidealizujemy tę osobę i będziemy projektować na nią nasze marzenia o doskonałym związku.
Niestety, nasze wyobrażenia przeważnie okazują się później niezgodne z tym, kim w rzeczywistości jest osoba, z którą weszliśmy w związek. Oczywiście nie jest to reguła, zdarza się, że czasami dobrze “trafiamy”, że z czasem przekonujemy się, że ta druga osoba być może nie ma wszystkich cech, jakie jej przypisaliśmy, ale za to ma inne zalety, które nas pozytywnie zaskakują. Niemniej jeszcze raz podkreślę, że to jest coś, na co musimy bardzo uważać – my nie widzimy na początku siebie realnie, takimi jakimi w rzeczywistości jesteśmy. I z tego mogą wyniknąć problemy.

 

Przychodzą do mnie czasem zwaśnione pary, które proszą, bym pomogła im ratować ich związki. Prawie zawsze powtarza się ten sam schemat: oni już dawno zapomnieli o tym, co im się w sobie podobało, mówią do mnie: “Jak mam dalej ją kochać? Przecież to jest zupełnie inna osoba niż ta, która mi się kiedyś podobała”. Tyle że to nie jest inna osoba, ona jest cały czas ta sama. Tylko to jej małżonek dopiero po pewnym czasie bycia z sobą, gdy emocje zakochania trochę opadły, zaczął dostrzegać ją taką, jaka ona jest w rzeczywistości.
Wspomniała Pani o tym, że tym, co nas do siebie przyciąga, są pewne podobieństwa. Bardzo popularna jest jednak też odwrotna teoria mówiąca, że przyciągają nas do siebie przeciwieństwa. Na przykład grzecznej, spokojnej, cichej dziewczynie może podobać się chłopak, który będzie typem wielkiego imprezowicza. W której teorii jest więcej prawdy?

 

Myślę, że na samym początku, jak poznajemy drugą osobę, tym, co przyciąga naszą uwagę, są podobieństwa. Potrzebujemy mieć jakiś element zaczepienia, na bazie którego możemy zacząć rozwijać naszą znajomość. Gdy tylko będziemy mieli jakieś wspólne zainteresowania, wspólną pasję, na przykład oboje będziemy lubić uprawiać sport, czy tańczyć, to będzie stwarzało nam to możliwość spędzania czasu razem i dawało nam tematy do rozmowy.
Natomiast rzeczywiście może być tak, że równocześnie obok podobnych zainteresowań, będziemy poszukiwać u drugiej osoby także pewnych cech charakteru, które będą przeciwstawne do naszych. Przeważnie za tym znowu będą stać nasze wyobrażenia, tyle że już nie tylko na temat wymarzonego “ideału”, ale też nas samych. Jeśli myślę o sobie, że jestem wycofana, nieśmiała, introwertyczna, czuję, że brakuje mi otwartości, łatwości w nawiązywaniu kontaktów z innymi ludźmi, to bardzo możliwe, że będę chciała wybrać sobie partnera, który będzie – przepraszam za słowo – nosicielem cech, które będą wobec moich komplementarne. Nieświadomie mogę poszukiwać “wybawiciela”, który sprawi, że w przyszłości poczuję się lepiej i pewniej. Tyle że znów te wyobrażenia na temat drugiej osoby oraz na nasz własny temat nie muszą być zgodne z rzeczywistością.
Mężczyzna, który na wszystkich imprezach uchodzi za tak zwaną duszę towarzystwa, zabawiając wszystkich i opowiadając dowcipy, może wydawać się nam silny, zaradny, przedsiębiorczy, możemy być przekonane, że on w przyszłości zapewni nam byt, zaopiekuje się nami. Tylko że potem, gdy jesteśmy parą już od roku czy od dwóch, zaczynamy dostrzegać, że on sam w życiu także ma różne problemy, wcale nie jest taki przedsiębiorczy, zaradny i troskliwy, jak się nam wydawało, i bynajmniej nie podaje nam herbaty do łóżka, kiedy jesteśmy chore.
Można powiedzieć, że im “dalej w las”, tym bardziej stykamy się z prawdziwą osobą. I jesteśmy rozczarowani, czujemy się oszukani, bo ta druga osoba nie jest taka, jaka była kiedyś. Tylko czy ona rzeczywiście taka była, czy my tylko sobie ją w określony sposób wyobrażaliśmy? Myślę, że zawsze powinniśmy sobie postawić pytanie: z kim właściwie jestem?

Czy ze swoimi wyobrażeniami na temat drugiej osoby, czy z realną osobą, która ma też różne wady, która nie zawsze sobie ze wszystkim radzi?
Chciałam też zwrócić uwagę na to, że – tak jak powiedziałam przed chwilą – nie tylko wyobrażenia o drugiej osobie, ale także i te wyobrażenia o nas samych mogą być fałszywe. Możemy na przykład, tak jak w przytoczonym wcześniej przykładzie, być nieśmiali, czuć się niepewnie w obcym towarzystwie i wyobrażać sobie, że potrzebujemy “ratownika”. Tymczasem to wcale nie musi być prawdą, możemy sobie nie uświadamiać, że mamy w sobie inne cechy, które będą sprawiać, że w przyszłości będziemy fantastycznymi mężami, żonami, ojcami, matkami i że mamy naprawdę bardzo dużo do zaoferowania drugiej osobie.
Już trochę o tym powiedzieliśmy, ale sądzę. że warto to rozwinąć: skąd się biorą te nasze wyobrażenia? Czy możemy coś zrobić, aby one nami nie rządziły?

 

W każdy nowy związek wchodzimy ze schematami, jakie wynieśliśmy z domu rodzinnego, z poprzednich związków i innych swoich doświadczeń. Gdy pracuję z osobami, które mają problemy “związkowe”, staram się im pomóc uświadomić, jaki schemat ich uwiera, co takiego doświadczyły we wcześniejszych związkach oraz przede wszystkim w relacjach z rodzicami, co ma przełożenie na ich obecną postawę. Dopóki w jakiś sposób nie zobaczymy siebie, swoich wyobrażeń, swoich oczekiwań i ich nie odstawimy, będziemy mieli trudność z tym, aby nawiązać kontakt z prawdziwą osobą, będziemy ciągle kręcić się w wymyślonym schemacie. Potrzeba więc indywidualnej pracy nad sobą, aby zrozumieć, kim jestem, z czym wchodzę w życie, co mnie ukształtowało.

 

Czyli podsumowując, można powiedzieć, że zanim wejdziemy w relację z drugą osobą, powinniśmy najpierw popracować nad poznaniem siebie?

 

Oczywiście, idealnie byłoby poznać i zrozumieć siebie, myślę jednak, że nie zawsze jest to w pełni możliwe. Nie chodzi też o to, byście obowiązkowo przed rozpoczęciem związku wybierali się na terapię do psychologa (śmiech). Chciałam Was jedynie zachęcić do tego, byście wchodząc w nowe relacje, byli ostrożni, mieli świadomość, że nasze wyobrażenia co do drugiej osoby nie muszą być prawdą, że ta druga osoba zawsze jest żywym człowiekiem ze swoimi wadami, problemami, ranami, a nie naszą wyidealizowaną projekcją. I co za tym idzie, byście się starali poznawać takimi, jakimi jesteście naprawdę, by decyzje o wchodzeniu na poważniejsze etapy związku (wyznanie miłości, narzeczeństwo, małżeństwo) były poprzedzane długimi, szczerymi rozmowami o swoim życiu, wyznawanych wartościach, wizjach małżeństwa i rodziny oraz wspólnym przejściem choć przez kilka trudnych sytuacji, które są momentem weryfikacji cech drugiej osoby. A jak już się dobrze poznacie, byście zadali sobie pytanie: czy jestem gotowy kochać tę realną osobę z wszystkimi jej zaletami i wadami?

 

Wiecej w książce:

 

LABORATORIUM MIŁOŚCI TOM 1 PRZED ŚLUBEM

http://www.deon.pl/slub/narzeczenstwo/art,47,jak-odroznic-prawdziwa-osobe-od-wyobrazenia.html

*********

3 rzeczy, które musisz wiedzieć o szariacie

Anna Wilczyńska

(fot. dying regime / Foter / CC BY)

Wciąż słyszysz o tym, że prędzej czy później szariat zostanie wprowadzony w Europie? Że stanie się prawem twojego kraju, tak jak jest prawem wszystkich krajów muzułmańskich? Przestań wierzyć w mity i dowiedz się, czym naprawdę jest szariat.

 

Szariat nie jest prawem państwowym
Szariat to prawo boże, którego źródłem jest Koran i Sunna Proroka. A zatem jest to w pierwszej kolejności prawo religijne, wprowadzone bezpośrednio z interpretacji wersetów koranicznych. Reguluje obowiązki muzułmanina, ustala normy moralności oraz zasady normujące stosunki rodzinne i społeczne.

 

W szariacie znajdziemy jednak także zalecenia znacznie wykraczające poza kwestie religijne: elementy prawa handlowego (np. warunki ważności umów) czy prawa karnego (kary za kradzież czy cudzołóstwo). Nie jest to jednak tożsame uznaniem go za oficjalne prawo konkretnych krajów. Szariat nie jest synonimem konstytucji.

 

Szariat nie obowiązuje we wszystkich krajach muzułmańskich
Szariat zaczął konstytuować się w IX wieku, czyli w okresie, kiedy nie istniały koncepcje polityczne rozdzielania religii od państwa. W wielu krajach Bliskiego Wschodu taka sytuacja utożsamiania władzy religijnej i państwowej utrzymuje się do czasów współczesnych.

 

Stąd konstytucje tych krajów bazują na prawie religijnym. Jednak podstawowym składnikiem większości krajów muzułmańskich jest prawo europejskie, głownie francuskie czy brytyjskie, wprowadzone jeszcze za czasów kolonialnych.

 

Szariat, z drobnymi tylko regulacjami, zaadoptowano jako prawo państwowe między innymi w Arabii Saudyjskiej czy Pakistanie. Na przeciwnym biegunie znajdziemy jednak kraje, które w okresie modernizacji całkowicie odrzuciły szariat jako opcję dla prawa państwowego. Do takich należy Turcja.

 

Szariat zazwyczaj jest częścią składową prawa państwowego krajów, gdzie przeważającą większość stanowią muzułmanie. Jednak w każdym kraju muzułmańskim znajdziemy inną proporcję jego zastosowania.

 

Szariat nie oznacza tego samego dla wszystkich muzułmanów
Jednorodność szariatu to tylko teoria. W świecie muzułmańskim istnieją różne szkoły prawa religijnego. Dla przykładu, tylko dla sunnitów istnieją cztery takie szkoły, które różnią się między sobą praktyczną aplikacją prawa bożego w życiu codziennym wierzących.

 

Wszystkie te szkoły są uznawane za pełnoprawne i sprawiedliwe oraz są zgodne co do kwestii doktrynalnych. Jednak każda z nich inaczej interpretuje koraniczne zarządzenia dotyczące kwestii społecznych czy prawa karnego.

 

Właśnie to sprawia, że w Arabii Saudyjskiej, gdzie obowiązuje surowa szkoła wahabicka, zezwala się na okrutne kary za przekroczenie obowiązujących norm moralnych. W innych regionach natomiast, gdzie muzułmanie stosują się do odmiennej szkoły prawa (np. szkoły hanafickiej w Jordanii czy Syrii), sytuacje takie nie mają miejsca.

 

Z tego samego powodu Saudyjki nie mają prawa prowadzić samochodów, podczas gdy w innych krajach jest to praktyka powszechna. Zatem w zależności od kraju pochodzenia i odłamu, muzułmanie stosują różne “wersje” szariatu. Jak wspomniano wcześniej, na to nakłada się jeszcze prawo państwowe krajów muzułmańskich, które często zakazuje dozwolonej przez Koran kary śmierci czy wielożeństwa.

 

*  *  *

 

Wprowadzenie prawa szariatu w zastępstwie prawa europejskiego czy polskiego jest nierealne. Zlaicyzowana Europa nie wróci do koncepcji prawa Bożego jako prawa państwa. Przybywający na stary kontynent muzułmanie, ze względu na różnorodność krajów pochodzenia, mają bardzo odmienne podejście do praktyki szariatu.

 

Nie jest w stanie tego zmienić także ich wzrastająca liczebność. A wezwania do wprowadzenia szariatu w krajach, gdzie zwiększa się liczba muzułmanów, jest może nośnym, ale pustym sloganem bez praktycznego przełożenia.

http://www.deon.pl/religia/wiara-i-spoleczenstwo/art,1056,3-rzeczy-ktore-musisz-wiedziec-o-szariacie.html

 

*************

Węgry: Córka Syryjczyka o pomocy dla uchodźców

EFE, AP, AFP / PAP / slo

(fot. EPA/EDVARD MOLNAR)

Docierający do Budapesztu uchodźcy są często wycieńczeni, w pierwszej kolejności pomaga się rodzinom: staramy się ich nakarmić, tłumaczymy im z węgierskiego dokumenty – opowiada PAP wolontariuszka Leila Kasso, której ojciec jest Syryjczykiem mieszkającym na Węgrzech od 40 lat.

 

– Uchodźcy przyjeżdżający tu są bardzo zmęczeni. Staramy się ich nakarmić, by nabrali sił do dalszej podróży. Jeśli mogą wziąć prysznic, myją się, ale nie dostają ręczników. Pomagamy im też w zdobyciu informacji dokąd mają się udać. Dokumenty, które otrzymują, są po węgiersku. Tłumaczymy im je. Napisano tam, ile godzin mogą zostać, który obóz przejściowy ich przyjmie. Przysługuje im jeden dzień darmowej żywności. W pierwszej kolejności pomaga się rodzinom, ale wielu zapomina o młodych mężczyznach, których jest większość. Oni też są wycieńczeni i staramy się dotrzeć także do nich – opowiada Leila Kasso.

 

W poniedziałek na nadzwyczajnym spotkaniu ministrowie spraw wewnętrznych państw UE zajmą się propozycjami Komisji Europejskiej w sprawie rozdzielenia 160 tys. uchodźców docierających do Włoch, Grecji i na Węgry. Do Polski miałoby trafić ok. 12 tys. uchodźców.

 

W sobotę 4330 uchodźców przekroczyło granicę Węgier od strony Serbii – poinformowała w niedzielę węgierska policja. Ten rekord jest związany z zapowiadanym na wtorek wejściem w życie zaostrzonych przepisów antyimigracyjnych.

 

Poprzedni rekord – 3601 migrantów – padł w czwartek.

 

Migranci, wśród których jest wielu Syryjczyków, Irakijczyków i Afgańczyków, przekroczyli granicę w miejscowości Roeszke.

 

Choć sytuacja na Węgrzech wciąż jest napięta i pojawia się coraz więcej opinii na temat złego traktowania migrantów przez władze tego kraju, to dalsza podróż uchodźców z Roeszke do Budapesztu i innych miejscowości przebiega w bardziej płynny niż dotychczas sposób – relacjonuje agencja EFE.

 

Na dworcu Keleti w Budapeszcie tysiące ludzi czekają, by wsiąść do pociągów, które dowiozą ich do granicy z Austrią. Stamtąd większość kontynuuje podróż pieszo; migranci chcą zazwyczaj dotrzeć do Niemiec lub krajów północnej Europy.

 

Jak podała austriacka policja, węgiersko-austriacką granicę w Nickelsdorfie w sobotę przekroczyło 6,6 tys. migrantów.

 

W niedzielę rano na granicy było spokojnie i czekało tam jedynie ok. 40 osób – podaje agencja EFE. Jednak lokalna policja oczekuje, że w niedzielę liczba migrantów będzie przybliżona do sobotniej.

 

Konwój składających się z 50 prywatnych pojazdów w sobotę przewiózł do różnych części austriackiej stolicy 185 migrantów, którzy oczekiwali na transport w węgierskim mieście Gyor. Akcję zorganizowano za pośrednictwem sieci społecznościowych.

 

Migranci, którzy przemierzają Półwysep Bałkański w kierunku Węgier, próbują zdążyć przed 15 września, gdy na Węgrzech mają wejść w życie zaostrzone przepisy w sprawie nielegalnej imigracji.

 

Nowelizacja ustawy o prawie do azylu przewiduje do trzech lat więzienia dla osób nielegalnie przekraczających granicę oraz do pięciu, jeśli osoba ta jest uzbrojona lub niszczy ogrodzenie. Przepisy te powinny wejść w życie 15 września.

 

Jednocześnie władze Węgier uszczelniają swą 175-kilometrową granicę z Serbię, budując wzdłuż niej wysokie na cztery metry ogrodzenie.

 

Austriacka policja przewiduje, że po wejściu w życie nowych przepisów na Węgrzech migranci zaczną korzystać z nowej trasy, by ominąć ten kraj – od Serbii przez Chorwację i Słowenię, skąd będą od południa przedostawać się do Austrii.

http://www.deon.pl/wiadomosci/swiat/art,22671,wegry-corka-syryjczyka-o-pomocy-dla-uchodzcow.html

 

************

ZA KOGO?

by Grzegorz Kramer SJ

Za kogo Mnie uważacie? Zadajmy sobie to pytanie inaczej niż zawsze, nie w kontekście odpowiedzi: za Boga, lub nie za Boga. Zadajmy je w kontekście naszych oczekiwań w stosunku do Niego. A więc jak na Niego patrzymy, jak o Nim myślimy, czego od Niego oczekujemy? Za kogo Go mamy? Jaki jest ten nasz Bóg, do którego próbujemy mówić, którego ciągle uczymy się spotykać.

Często wpadamy w postawę, w której Bóg jest nam potrzebny do trzymania ludzi w ryzach jakiejś moralności (czyli de facto do straszenia). Czasem Bóg na jakimś etapie naszego życia pomaga nam zrozumieć sens trudnych doświadczeń. Tak jedna, jak i druga postawa ma to do siebie, że nie każe się zbytnio angażować, albo inaczej: nie każe zbytnio się Nim – jako Osobą, przejmować. I wtedy, gdy ustaje owa motywacja (strach lub tłumaczenie), wszystko, co związane z Bogiem, staje się niepotrzebne.

Nie chciejmy być ludźmi, którzy nie słyszą św. Jakuba. Jakub mówi nam bardzo wyraźnie: nie ma wiary bez uczynków. I nie idzie tu tylko o czyny, ale o nasze podejście do życia. Uczynki wiary to także szukanie dobra, to także afirmacja kogoś drugiego, to uśmiech na twarzy, to docenienie kogoś drugiego, zwykłe „dziękuję” drugiej osobie. Wiara żywa to wiara, która sprawia, że przestajemy siedzieć we własnym sosie. Można być wierzącym i zarazem ateistą, który swoim życiem będzie zaprzeczał istnieniu Boga.

Nie chciejmy zaprzeczać swoim słowom – naszymi czynami. Można całe życie mówić o sobie: jestem wierzącym w Boga i iść nie z Nim, ale obok Niego. A to jest dramat. Można z Bogiem, jak Piotr Apostoł, wiązać plany, można Mu obiecywać wielkie zaangażowanie i równocześnie nie myśleć o Jego drodze. Można tak bardzo uwierzyć, że się jest wierzącym, że się nie zauważa tego, jak bardzo moje myślenie staje się myśleniem diabła.

Droga Jezusa to droga tego, którego policzki są rwane, którego twarz jest oszpecona. To nie droga człowieka, który udaje. To droga człowieka, który ciągle się naraża. Naraża się złemu, naraża się tym, którzy nie idą tą drogą. Jezus tłumaczy to dziś w ten sposób: kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je. I znów, nie idzie o to, byśmy po wyjściu z kościoła zostali zabici, ale idzie o to, byśmy zaparli się swojej upartości. Byśmy zaparli się tego, że my wiemy najlepiej.

Zaprzeć się swojego życia to nic innego jak zobaczyć, że moje życie, choć bezcenne, nie jest jednak absolutnie najważniejsze. Że są sytuacje, w których trzeba stracić, w których trzeba powiedzieć, że logika ludzka jest tylko czystą kalkulacją. A my nie mamy kalkulować. Mamy dawać. Byśmy, idąc za Panem, nie usłyszeli: zejdź mi z oczu szatanie, bo nie myślisz jak Ja. Jest taka opcja i każdy z nas musi się z tym liczyć.

Dzisiejsza scena z Ewangelii to dobre przypomnienie tego, o co tak naprawdę Bogu, w Jezusie, idzie i jak bardzo nasze oczekiwania względem Boga rozmijają się z Jego Drogą. Kiedy Jezus pyta swoich uczniów, za kogo Go uważają ludzie, pada odpowiedź, że za Mesjasza. Miał on być wyzwolicielem politycznym uciśnionego narodu spod różnych okupacji. Mesjasz miał załatwić różne interesy, od ogólnokrajowych po osobiste. Tu warto się dziś pytać, jakie są moje, względem Niego – oczekiwania? Co jest moją motywacją chodzenia z Nim, za Nim? Tymczasem On wskazuje na coś innego, coś co już nie znalazło się w dzisiejszym fragmencie Ewangelii, a co zapisane jest parę wersetów dalej. Mówi o tym, co Go czeka w Jerozolimie, jak zostanie wydany na śmierć i jak zmartwychwstanie. Jezus nie przyszedł, by nam życie umilać, ale by nasze życie wprowadzić na tory Prawdy. A ta nie zawsze jest zabawą.

Ta scena jest jakby swoistym bilansem wspólnego bycia uczniów z Jezusem. Jakby Jezus stawał przed Piotrem i mówił: OK. Piotrze, chodzicie, chodzisz od jakiegoś czasu za Mną, robimy fajne rzeczy razem, ale powiedz Mi teraz tak osobiście, Kim Ja, dla Ciebie, w ogóle jestem? Czy rzeczywiście jestem Kimś, kto tak bardzo Cię zafascynował, że wszystko dla Niego oddasz, czy tylko chcesz ze Mnie zrobić broszkę na marynarce Twojego życia? Zaryzykujesz Piotrze, czy będziesz tylko obserwatorem?

http://kramer.blog.deon.pl/2015/09/13/za-kogo/

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

O autorze: Słowo Boże na dziś