Znalazłem na stronie P. Jaroszyńskiego tekst, który wydał mi się wart przeczytania i zastanowienia się nad tym, jak mówimy, jak komentujemy i jak opisujmy interesujące nas problemy. Czy zawsze wyraźnie widzimy poruszony problem, czy dobrze wybraliśmy dyskutowany przedmiot, jakiej użyliśmy metody, by zaproponować jego rozwiązanie. Czy rzeczywiście zrozumieliśmy, gdzie jest błąd i czy zastosowaną przez nas metodą można go poprawnie rozwiązać ?
Piotr Jaroszyński, Homo intelligens
wtorek, 31, maj 2016 21:09
Odsłony: 108
Każdy człowiek jako człowiek myśli. Myślenie jest tak z nami nieodłącznie związane i tak istotne dla naszej natury, że weszło w skład tzw. klasycznej definicji człowieka jako homo sapiens.
Wiemy jednak, że myślenie może odnosić się do różnych przedmiotów i może przybierać różne formy. Gdy jedni badają dno morskich otchłani lub sięgają gwiazd, to inni myślą o niebieskich, ale migdałach, czyli po prostu fantazjują. Gdy jedni starają się myśleć metodycznie i porządnie, inni myślą chaotycznie i przypadkowo, dają się raczej ponieść myślom jakimkolwiek, inspirowanym czymkolwiek.
Wszyscy jako ludzie myślimy, tyle że między myśleniem i myśleniem może zachodzić głęboka różnica jakościowa. A czy tak nie jest w wielu innych czynnościach? Każdy z nas zazwyczaj może biegać, ale jeden przebiegnie sto metrów i się zasapie, a inny przebiegnie kilometry i nie będzie zmęczony. Jeden pobiegnie z elegancją godną sarenki, a inny będzie tupał ociężale jak słoń.
Podobnie i z myśleniem. Wszyscy jako ludzie myślimy, ale jeden myśli tylko dlatego, że nachodzą go różne myśli, przychodzą i odchodzą, a inny myśli po to, żeby zrozumieć. Myślenie a rozumienie to nie to samo. Rozumienie wymaga edukacji, wysiłku, pracy, zazwyczaj wieloletniej, natomiast takie wypuszczanie myśli na wiatr nie kosztuje nic. Ale też i niewielkie przynosi owoce.
Tymczasem dzięki rozumieniu myślimy głębiej, zanurzamy się w coś, czego na pierwszy rzut oka nie widać, a odkryta prawda ma swoją wagę. Jednym słowem chodzi nie tyle o homo sapiens co homo intelligens, o człowieka nie tylko myślącego, ale inteligentnego. Nie rozumiejąc, też myślimy, ale jako inteligentni musimy rozumieć.
Dlaczego tak wielu z nas nie zabiega o to, żeby coś dogłębniej zrozumieć? Odpowiedź jest na pozór prosta: rozumienie wymaga wysiłku, a tego przeciętny człowiek nie lubi. Więcej, rozumienie wymaga wyjątkowego wysiłku, a tego przeciętny człowiek jeszcze bardziej nie lubi. Więc robi wszystko, byle z tym wysiłkiem się nie zmierzyć. Student zamiast czytać ze zrozumieniem, kuje tekst na pamięć, bo łatwiej wykuć niż zrozumieć. Polityk zamiast zrozumieć, że jest odpowiedzialny za wspólne dobro, za dobro istotnie ludzkie, biega od studia do studia i plecie bzdury. Rodzice zamiast własnym dzieciom coś wytłumaczyć, milczą albo włączają otępiające rozum telewizyjne bajki. Przykłady można mnożyć w nieskończoność, człowiek robi wszystko, by tylko nie podjąć wysiłku rozumienia.
Ignacy Jan Paderewski, ten wielki Polak, opowiadał kiedyś o swoim uczniu, o którym mówiono, że posiada wielki talent pianistyczny. Ale wiadomo, talent trzeba rozwijać, bo inaczej wygaśnie. «Pierwsza lekcja – wspomina mistrz – była taka sobie, na drugiej mała poprawa. Trzecia okazała się kompletną klęską, nie mógł zrozumieć pewnych rzeczy. Gdy spotkaliśmy się kolejny raz, stwierdziłem, że nic nie zrobił. Obiecał Pan przygotować to i to. Nie mogę tego zrobić. Dlaczego? – zapytałem. To wymaga myślenia. Dlaczego nie zrobił Pan tego wysiłku? Ilekroć zaczynam myśleć, odczuwam taki ból głowy, że muszę przerwać. Biedny chłopak mówił prawdę. Mógł grać bardzo dobrze, ale w jego grze nie było głębi – przecież on nigdy nie myślał» (Paderewski. Pamiętniki).
Tak, niestety, często bywa, również wśród ludzi ponadprzeciętnych, że boją się myślenia głębszego, takiego, które daje rozumienie. Muzyka Paderewskiego, która ściągała wielotysięczne tłumy na różnych kontynentach świata była wyrazem nie tylko geniuszu, ale również pracy (bywało, że mistrz ćwiczył nawet po 10 godzin dziennie). A praca miała na celu nie tylko wyrobienie biegłości technicznej, ale nade wszystko takie zrozumienie utworu, aby był on jasny i czytelny dla odbiorcy.
Na tym właśnie polegał geniusz Paderewskiego, że grał w sposób nie tylko technicznie zachwycający, nie tylko z wielką wirtuozerią, ale z głębokim rozumieniem tego, co gra. I właśnie to rozumienie udzielało się słuchaczom, budziło ich podziw.
Taki powinien być cel wszystkiego, czego się podejmujemy: musimy wysilać się aż do bólu, żeby rozumieć. Wtedy dopiero z homo sapiens stajemy się homo intelligens – ludźmi rozumiejącymi. A jest to praca na całe życie. I dobrze, bo dzięki takiej pracy potrafimy żyć i chce nam się żyć, bo tylko takie życie nie jest nudne, przeciwnie, jest ciekawe, pasjonujące, radosne.
Piotr Jaroszyński
Magazyn Polski, NR 6 (126) CZERWIEC 2016
http://www.piotrjaroszynski.pl/felietony-wywiady/1665-homo-intelligens
Doprecyzowałbym tu tak – rozróżnienia P. Jaroszyńskiego na myślenie i rozumienie jest słuszne. Dodałbym jeszcze zachodzącą między nimi czynność rozumowania, o której zresztą P. Jaroszyński właściwie pisze, ale nie wprost.
Rozumowanie byłoby techniką myślenia. Coś takiego jak te 10 godzin ćwiczeń dziennie Paderewskiego, by wyrobić sobie biegłość techniczną. Rozumowanie to tyle co, nauczenie się pewnych metod na pamięć czy sylogizmów i według nich mechaniczne opisywanie wszelkich zjawisk jedną metodą lub wieloma bez zastanowienia się czy to zjawisko można czy nie można opisać właśnie tą metodą, czy dane przedmioty dadzą się czy nie dadzą wpisać w nauczony sylogizm.
Dlatego oprócz rozumowania ważne jest rozumienie, o czym pisze P. Jaroszyński, czyli wybór właściwego przedmiotu, metody, którą ten przedmiot można rozwiązać, gdyż metoda zależy od przedmiotu a nie odwrotnie, zdanie sobie sprawy w jakim aspekcie ujmuję ten przedmiot, w jakim temacie brakuje mi argumentów, gdzie mogłem ewentualnie popełnić jakiś błąd.
Ujęcie P. Jaroszyńskiego, w jaki sposób z “homo sapiens” stajemy się “homo intelligens”, jest rozważaniem od strony skutków, działania człowieka. W aspekcie bytowania, człowiek jest osobą, gdyż właśnie osoba ujawnia się w swoim działaniu jako “intelligens” i obdarzona “liberum arbitrium”.
Kartezjusz właśnie z “cogito”, Kant z myślenia, a po nim Heidegger i H. Arent (cogitare/myśleć – cogitans/rzecz [tylko] pomyślana) uczynili pryncypium, punkt wyjścia badań filozoficznych, co w konsekwencji wprowadziło do filozofii powszechnie dominujący dzisiaj relatywizm. Dlatego P. Jaroszyński stwierdza, że “myślenie może odnosić się do różnych przedmiotów i może przybierać różne formy. Gdy jedni badają dno morskich otchłani lub sięgają gwiazd, to inni myślą o niebieskich, ale migdałach, czyli po prostu fantazjują.”
Nie można więc uznać zmieniającej się przypadłości (cechy, własności kategorialnej, czyli przynależnej tylko pewnej grupie bytów, np. myślenia) za pryncypium do opisania całej rzeczywistości, gdyż wyjdzie z tego powszechny relatywizm. Tak wyszło Heraklitowi i przedsokratykom, a później postkantystom.
Troszkę zaprotestuję.
Pan profesor pominął jedną ważną moim zdaniem kwestię. Powiedział, co prawda, o wysiłku, jakiego wymaga myślenie. Pominął jednak czas. Myślenie wymaga czasu. Na takie dogłębne myślenie, na pielęgnację jego jakości, ma czas naukowiec, filozof. Człowiekowi przeciętnemu, zanurzonemu po uszy w “chwastach” tego życia, w spełnianiu wymagań obowiązków stanu chociażby, niewiele wszak zostaje czasu na myślenie, a i o siłach wieczorną porą należy wspomnieć – tych bowiem także brakuje.
Nie oznacza to, że człowiek nie powinien starać się myśleć lepiej. Wszystko powinien robić jak najlepiej. Ale człowiek musi wybierać i skupiać się na priorytetach. Dla głowy rodziny ważne są zadania do spełnienia. Nawet niedziela, gdy człowiek powinien odpocząć, oddać czas Panu, pomedytować może głębiej, bywa zagoniona, bo skoordynowanie działań całej rodziny dla jakiegoś celu jest bardzo czaso- i energochłonne.
Łatwo jest zatem mówić o lepszym myśleniu komuś, kto ma takie powołanie lub takie warunki i w związku z tym przychodzi mu to z większą łatwością.
Szanowny Panie,
Dzięki piękne za komentarz. Nie mam w domu WiFi, więc muszę zjeżdżać z gór do cyberkafejki w miasteczku oddalonym o 3 km. i mając mało czasu nacisnąłem nie ten klawisz co trzeba. Ale wkleiłem jeszcze raz. Kiepski ze mnie informatyk.
Zgadzam się z tym, co Pan napisał o “czaso- i energochłonności” myślenia, rozumowania, rozumienia.
Ale…
Z jednej strony, sporo jest na Legionie czynnych komentatorów, którzy zbyt spiesznie czy emocjonalnie, piszą swoje wrażenia, i właśnie z myślą o nich wydał mi się ten tekst Jaroszyńskiego wart uwagi.
Z drugiej strony, fakt, że w szkole nauczono nas matematyki, fizyki, biologii i w tych dziedzinach w codziennym życiu dajemy sobie mniej więcej radę bez większego trudu, ale gdy chodzi o poprawne rozumowanie, wskazanie właściwego przedmiotu dyskusji, wybranie odpowiedniej metody analizy, sprawa się komplikuje. Można więc taki stan edukacyjny zwalić na kiepski szkolny program nauczania.
Ale …
Gdy jako fizyk, matematyk źle rozwiążę w pracy równanie czy jakiś projekt i wyprodukują nieużyteczną rzecz, dostanę po głowie od kierownika, albo wyrzucą mnie z pracy.
Gdy napiszę komentarz czy artykuł bez sensu, ktoś zwróci na to uwagę, albo nie, nic mi jednak życiowo nie grozi. No, chyba że napisałem coś “politycznie niepoprawnego” i red. nacz. mnie pogonił. Ale są to jednostkowe wypadki. Ciekawe dlaczego te dwie sytuacje życiowe nie są proporcjonalnie nagradzane czy ganione ? Czy znów wychodzi kwestia szkolnej edukacji ?
Może jednak trzeba by napisać list do ministra edukacji z prośbą o niezwłoczne wprowadzenie do szkół nauczania historii filozofii i teologii z powodu niskiego w tych żywotnych dziedzinach poziomu intelektualnego polityków, dziennikarzy, urzędników, a także “przeciętnych” obywateli naszego kraju. Z troską o to, by następne pokolenia naszych dzieci mogły odpowiedzialnie i rozumnie podejmować dyskusje i działania dla wspólnego dobra narodu.
Żeby np. wnuczki Pani Joanny S. nie musiały powoływać się na egzegezę Pisma Św. prezentowaną przez jakiegoś ateistę, lecz znały doskonale wyjaśnienia i naukę średniowiecznych Ojców i Doktorów Kościoła Katolickiego. By mogły rozwiązywać problemy filozoficzne spontanicznie, tak jak dziś spontanicznie rozwiązują zadania matematyczne czy fizyczne. To nie jest podejście idealistyczne. To kwestia decyzji. Także ministerialnej. We Włoszech dzieciaki mają 4 lata nauki historii filozofii w szkole średniej, więc u nas też można to wprowadzić. Może wtedy będzie się mniej zużywało tej “czaso- i energochłonności myślenia” ?
Serdeczne pozdrowienia łączę
No i cóż Pan dobrego narobił? :) Od dwóch dni nikt już nic tu nie skomentował. Stawianym przez siebie implicite wymogiem myślenia, zabija Pan wszelką widzialną aktywność! :D
Przepraszam, że wyszło tak nieroztropnie jak Pan napisał, a miała to być przestroga przed leniuszkowaniem.
Czy to jednak znaczy, że Pan zachęca do niemyślenia, nierozumowania, nierozumienia, a tylko do aktywności ?
Chyba jednak nie.
Dla o. Bocheńskiego aktywizm, to jeden z zabobonów.
Najpierw powiedział Pan coś innego, a jednak zmienił zdanie :)
Ja żartowałem! Myślę, że całkiem delikatnie dał Pan nam – maluczkim – do zrozumienia, że dobrze, aby każda wypowiedź była przemyślaną. Niestety, źle Pan trafił w moim wypadku, gdyż ja jestem gadułą już niereformowalnym ;)
Oj, tam “gaduła”; oj, tam “niereformowalny”. A ja jestem na wakacjach w górach. I też nie mam czasu, gdyż mój przyjaciel artysta-malarz zawala mnie tłumaczeniami jako że wydaje katalog swoich prac, więc muszę ćwiczyć język artystyczny, poetycki, krawiecki etc. A większy mój artykuł czeka i narzeka, że go odstawiłem do kąta.
Pozdrowienia
…tak, na szybko, to pierwszy jako luźny komentator łepetynę pod Pański, Panie Marku szacowny, topór, kładę…
Pozdrawiam serdecznie i szczerze – acz z tym “myśleniem-rozumieniem” Jaroszyńskiego to dłuższa bajka.
Szanowny Panie van Winkle. Proszę się nie spieszyć i na spokojnie przeanalizować czym jest myślenie, i czym jest rozumienie, poczym opowiedzieć tę swoją bajkę. Może wywiąże się dyskusja.
Topory już nie w modzie. Teraz używa się maczet, ale nie podążam za modą.
Serdeczności łączę