Kolonie nie mają doktryny, ponieważ ze swej, ułomnej natury, są nie podmiotem, a przedmiotem.
Przedmiotem, podlegającym obrotowi, w którym to obrocie uczestniczą zbywca i nabywca.
***
Kiedy panowie Kriuczkow i Fried dogadywali szczegóły przekazywania dotychczasowej, sowieckiej kolonii w amerykańską sferę wpływów, pijany tzw. wolnością lud tubylczy, nie zwracał uwagi na takie detale, jak wielkoskalowa (to modne dziś określenie) grabież (marka handlowa – transformacja).
Trzeba przyznać, że Amerykanie zachowali się pragmatycznie i na początku, błyskawicznie wycisnęli z nowej kolonii co się dało (a dało się wiele, bo PRL była kolonią zasobną), po czym w ramach tzw. partnership in leadership , wydzierżawili Kraj nad Wisłą (dalej KnW) swoim, zaufanym wasalom, czyli Niemcom, którzy kontynuowali grabież latami, z właściwą sobie systematycznością.
Wyciskanie odbywało się przy udziale sitw kompradorskich (najpierw kapitalistycznych, potem socjalistycznych), pod czujną opieką przewerbowanych z rubli na dolary smutnych panów, co gwarantowało i regularność transferów haraczu, i spokój.
Pragmatyzm amerykański (czyli grab and run) wynikał z tzw. twardej przesłanki:
kolonia była położona daleko, bo aż za oceanem, a niemiecki wasal miał KnW tuż za rzeką, czyli najdosłowniej pod (grabiącą) ręką.
***
Emancypacja (nadmierna zdaniem Waszyngtonu) wasala niemieckiego, sprowokowała ponowne wejście do gry Amerykanów (to nie ja – to staliniątko Targalski), które spowodowało 8 lat temu przemeblowanie tzw. sceny politycznej w KnW.
Ale każdy, kto choć raz meblował mieszkanie wie, że meble (jak każdy sprzęt) się zużywają, nie tylko fizycznie, ale i moralnie.
Dlatego też, powróceni do gry Amerykanie, zmajstrowali nowoczesny zestaw meblowy „Szymek”, który ma zastąpić zużytą (fizycznie i moralnie) post peerelowską meblościankę „Jarek”, z jednoczesnym przyblokowaniem przestrzeni mieszkaniowej dla importowanych zza Odry meblarskich szrotów, pod roboczą marką „Donek”.
***
Kolonia KnW była i jest kompradorsko zarządzana przez lokalsów w najlepszym razie bez kindersztuby, a w najgorszym… wstyd być precyzyjnym, co każdy mógł (i może) sam zauważyć i usłyszeć.
Oczywiście wiek zaawansowany daje tu wielki handicap, bo ja pamiętam ferajny Gomułki, Gierka, Jaruzelskiego, Mazowieckiego, Bieleckiego. Suchockiej, Cimoszewicza…aż do Morawieckiego włącznie i bez problemu dostrzegam swoim, uzbrojonym w okulary okiem, nieustanną replikację buractwa, wyłażącego spod pseudo-inteligenckiej panierki.
I dlatego bardzo sobie cenię dobre maniery.
Rzecz jasna, wzorem savoir vivre jest Albion, znany ze swej uprzejmości aż po ostatni stopień szafotu.
Do kodeksu dobrych manier wrócę po krótkim opisie sensacyjki, której autorem jest prezes NBP Glapiński, który w przerwach pomiędzy naradami z asystentkami potrafi strzelić takim bon motem, że buzi dać (to przenośnia):
„Jest (…) bezpieczeństwo (…) militarne, bo jesteśmy częścią NATO.
Chociaż między nami Polakami (…) bez centralnego portu komunikacyjnego, ten 5 punkt NATO jest po prostu punktem.
Musi być taki port, żeby amerykańskie na przykład wspomożenie obrony naszego wschodu miało gdzie wylądować i się logistycznie rozłożyć.
O tym się nie mówi publicznie, bo każdy się boi, ja się nie boję, powiem: ogromne znaczenie strategiczne, militarne CPK a nie fiu bździu”
To piękne, że pomiędzy obowiązującym bajdurzeniem o wygodzie Polaków podróżujących po świecie, ktoś wreszcie powiedział, że budujemy CPK dla Amerykanów, żeby mogli tu przylecieć (do czego jeszcze wrócę).
Budujemy za w sumie nieduże pieniądze, bo 40 miliardów, co wobec 100 miliardów wydanych w rok na ferajnę pajaca Zełeńskiego jest niewiele.
Bo jak nam Ukraina te 100 miliardów odda, to będziemy mogli sobie wybudować kolejne 2 (i pół) CPK, tym razem już dla zwiedzających świat Polaków, albo 50 razy przekopać Mierzeję Wiślaną – bo kto bogatemu zabroni?
***
Wracając do dobrych manier (i mojej, długiej pamięci) zatrzymam się na wychodzeniu po angielsku:
Pamiętam, jak po angielsku wyszli Amerykanie z Wietnamu, co doskonale wizualizowały zdjęcia helikopterów startujących z dachu ambasady w Sajgonie, zabierających tylko najcenniejsze aktywa, w tym co ładniejsze panienki.
Cóż, helikoptery miały ładowność ograniczoną, stąd zrozumiałym jest, że zdecydowaną większość lokalnych sojuszników USA, trzeba było zostawić do dyspozycji wjeżdżających w tym samym czasie do Sajgonu na czołgach, komunistów.
A ci potrafili się nimi zająć wg najlepszych sowieckich wzorów.
Ale kogo to dziś obchodzi?
***
Znacznie później, gdy jako tzw. młody pracownik naukowy zarabiałem na swój pierwszy kolorowy telewizor (i magnetowid – było kiedyś takie słowo) zbierając na norweskich zboczach truskawki, Saddamowi zachciało się/został podpuszczony podboju Kuwejtu.
Robota była prosta, łup atrakcyjny, ale wtedy do gry wkroczyli Amerykanie w osobie gen Schwarzkopfa, a dokładniej w ciągu 100 godzin armie sprzymierzone wyzwoliły Kuwejt i wkroczyły na ok. 200 kilometrów w głąb Iraku, jednak rozkaz ówczesnego amerykańskiego prezydenta George’a H.W. Busha zmusił generała do zaniechania ofensywy (Wiki)
Kłopot w tym, że „Pod wrażeniem wezwań amerykańskich przywódców do buntu przeciwko irackiej dyktaturze, do walki z nią spontanicznie przystąpiły dwie dyskryminowane grupy: iraccy szyici w południowym Iraku oraz zamieszkujący północną część kraju Kurdowie.
Powstańcy nie otrzymali zagranicznego wsparcia; słabo uzbrojeni i pozbawieni jednolitego kierownictwa ponieśli klęskę w walkach z Gwardią Republikańską. Podczas przeprowadzonej przez Alego Hasana al-Madżida, Husajna Kamila al-Madżida oraz Tahę Jasina Ramadana pacyfikacji szyitów zginęło od 50 tys. do 300 tys. powstańców i cywilów. Z Iraku uciekło ponadto ok. 2 mln Kurdów (Wiki)
Swoją drogą, urocza jest ta dezynwoltura:
„zginęło od 50 tys. do 300 tys. powstańców i cywilów”
No, ale tu przecież chodzi o jakichś szyitów, irackich do tego, więc nie ma co się obruszać.
***
Amerykanów wyjście po angielsku z Afganistanu było tak niedawno, że kto chciał, mógł obejrzeć hollywoodzkie wręcz sceny z Afgańczykami, czepiającymi się podwozi startujących wieeeelkich samolotów i potem spadających na rodzinną ziemię lotem swobodnym, ze skutkiem rozczarowującym.
Sceny szturmowania odgrodzonego szpalerem marines_lotniska, przez przerażonych, uciekających przed talibami lokalsów, wyglądały przy tym banalnie.
Swoją drogą, jakoś nie widzę/nie słyszę troski o los afgańskich kobiet pozostawionych przez Amerykanów na łaskę talibów, ale to pewnie kwestia niedoskonałości mojego wzroku i słuchu.
Zresztą – pewnie brzydkie te kobiety były.
***
Wracając do CPK:
prezes Glapiński nie powiedział jednak wszystkiego (bo odwaga nawet Glapińskiego, ma swoje granice:
otóż nie wspomniał, że pasy startowe CPK będą, jak by to ująć…. o! mam! – dwukierunkowe, co oznacza, że będą służyły nie tylko samolotom lądującym w KnW z amerykańskim cargo, ale i startującym np. za Atlantyk, albo choćby tylko do (niemieckiej) bazy w Ramstein
***
Na koniec wytłumaczę położenie ekipy, która postawiła wszystko (z nami włącznie), na egzotycznego (no oczywiście, że egzotycznego) sojusznika:
kot, który jednej dziury pilnował, z głodu zdechł.
http://ewaryst-fedorowicz.szkolanawigatorow.pl/jak-pis-kondominium-na-kolonie-amerykanska-zamieniI
Ciocia usia zatrudniła p. Kobosko do sterowania Szymkiem.
Spodziewałem się że on lub ktoś z jego partii będzie zarządzać wojskiem a tu ZSL jest szykowany. Pewnie na jedno wyjdzie.