Niuansowanie bohatera czyli Rotmistrz Pilecki w Muzeum Polin

Zastępca dyrektora “Instytutu Pileckiego”, Mieszkowski, zakwestionował ochotniczą zgodę Rotmistrza Pileckiego na pójście do Auschwitz oraz „zniuansował kontekst jego kryształowej, jednoznacznej odwagi”

Po raz kolejny Wielki Narrator wypluł ze swojego gadziego odwłoka, tym razem ustami “polskiego historyka”, patogenną treść. Po „polskich nazistach”, „polskich antysemitach” i polskich żołnierzach zabijających dobrych żydowskich komunistów przyszła kolej na „niuansowanie” Rotmistrza Witolda Pileckiego.

Dekonstrukcja obrazu bohatera polega, w tym przypadku, na zniuansowaniu kontekstu odwagi Pileckiego oraz zamalowania tego co dotychczas było „biało-czarne” na “szaro”. Znana technika manipulacji oraz początek nowej narracji.

Do skandalu doszło w Muzeum Polin podczas spotkania pod szyldem „Odwaga w czasach wojny i pokoju”. Wszyscy uczestnicy mieli przypięte żonkile. To jeden ze znaków z kategorii XI przykazania, podobnych do ukraińskiej flagi i namordnika – symbolów gorliwości ideologicznej i sanitarnej.

Wiemy nie od dziś, z najnowszych elukubracji historycznych, będących efektem potknięć intelektualnych i upadków moralnych, że śmierć, a także odwaga Żydów i Polaków różniły się od siebie. W pierwszym przypadku była to metafizyka, a w drugim biologia. Tak o tej różnicy, w przypadku śmierci podczas wojny, wypowiadała się Barbara Engelking.

Zmiana kontekstu kryształowej, jednoznacznej odwagi Rotmistrza…

Zastępca dyrektora “Instytutu Pileckiego”, Mieszkowski powiedział:

Myślałem o tym, żeby tutaj opowiedzieć Państwu trochę o Witoldzie Pileckim, który czasami uważany jest za najodważniejszego człowieka II Wojny Światowej. Troszkę zniuansować ten kontekst jego kryształowej, jednoznacznej odwagi. Opowiedzieć o tym, że w gruncie rzeczy, zarówno według ustaleń naszego działu naukowego, jak i Roberta Fairweathera, autora jego biografii, jak i samego Witolda Pileckiego, bo on to jednoznacznie zawarł w swoich wspomnieniach.

On w misję do Auschwitz został w jakimś stopniu wrobiony. Co też od razu stawia troszkę w takim, no właśnie tak jak powiedziałem, bardziej szarym, a nie biało-czarnym kontekście to, czego dokonał.

Jedną z wielu rzeczy, która wpada w oko jest imię Fairweathera. Nie Robert, ale Jack, który napisał książkę „Ochotnik”. Jak widać proces niuansowania uderzył rykoszetem w autora “Prawdziwej historii…”

***

Dołączam opis wydarzenia i opinię na ten temat Jana Pawlickiego, który opublikował swój komentarz na platformie X

Łukasz Mieszkowski na spotkaniu „Odwaga w czasach wojny i pokoju” w Muzeum POLIN przeszedł samego siebie – zaczął od stwierdzenia, że podczas okupacji Polacy ratujący Żydów bardziej bali się innych Polaków niż Niemców, a zakończył na podawaniu w wątpliwość odwagi Pileckiego, patrona instytucji, której jest wicedyrektorem:

„Myślałem o tym, żeby tutaj opowiedzieć państwu trochę o Witoldzie Pileckim, który czasami uważany jest za najodważniejszego człowieka II wojny światowej, troszkę zniuansować ten kontekst jego kryształowej, jednoznacznej odwagi, opowiedzieć o tym że w gruncie rzeczy zarówno według ustaleń naszego działu naukowego, jak i Roberta Fairweathera (powinno być: Jacka Fairweathera – przyp. JP), autora jego biografii, jak i samego Witolda Pileckiego, bo on to jednoznacznie zawarł w swoich wspomnieniach. On w misję do Auschwitz został w jakimś stopniu wrobiony, co też od razu stawia troszkę w takim… no właśnie, tak jak powiedziałem: bardziej szarym a nie biało-czarnym kontekście to, czego dokonał”.

Mieszkowski powołał się na ustalenia działu naukowego Instytutu, których nie zacytował, ale jego wnioski wyciągnięte z książki Jacka Fairweathera „Ochotnik” dość łatwo zweryfikować.

Fairweather szczegółowo opisuje sekwencję wydarzeń prowadzących Pileckiego do decyzji o dobrowolnym podjęciu się zadania zinfiltrowania obozu Auschwitz. W okresie poprzedzającym aresztowanie Pilecki odmówił wsparcia deklaracji politycznej Tajnej Armii Polskiej – organizacji założonej wspólnie z Janem Włodarkiewiczem. Pilecki i Włodarkiewicz różnili się co do celów, które należy realizować w pierwszej kolejności. Zdaniem Pileckiego „interesy partyjne należy zostawić na czas po zdobyciu niepodległości”. Czy powstały na tym tle uraz skłonił Włodarkiewicza do „wrobienia” kolegi, jak przedstawił w swojej wypowiedzi Mieszkowski?

Fairweather pisze, powołując się na relację samego Rotmistrza, że Włodarkiewicz zaproponował Grotowi (szefowi Związku Walki Zbrojnej) osobę Pileckiego jako najwłaściwszego wykonawcę misji w Auschwitz. Dobrowolna decyzja Rotmistrza nie miała tu znaczenia? Oczywiście że miała: czy gdyby Fairweather sądził coś przeciwnego – zatytułowałby swoją książkę „The Volunteer” – „Ochotnik”?

Po co więc wicedyrektor przesunął akcent z ochotniczej zgody Pileckiego na jego nieporozumienia ze współpracownikiem i kolegą z konspiracji – sugerując, że tworzą one kontekst, w którym można podważyć heroizm Rotmistrza?

Myślę, że odpowiedzią jest inny kontekst: kontekst spotkania w Muzeum POLIN, podczas którego Jacek Żakowski i Agnieszka Holland stawiali wyżej odwagę „czasów pokoju” nad odwagą „wojenną”, na którym wychwalano… aktywistów z granicy polsko-białoruskiej i tych z Ostatniego Pokolenia, prezentując ich jako kontynuatorów… Mariana Turskiego, Bronisława Geremka i innych postaci z panteonu „Gazety Wyborczej”.

Po prostu Pilecki do tego nie pasuje, więc należało go zdezawuować. Mieszkowski starał się odpowiedzieć na potrzebę chwili. Gorliwemu wicedyrektorowi chciałbym zadedykować ostanie słowa raportu z Auschwitz autorstwa człowieka, o którego odwadze wypowiadał się w tak lekceważący sposób:

„Nie to jest ważne – co napisałem dotychczas na tych stronach kilkudziesięciu, szczególnie dla tych, co czytać je będą li tylko jako sensację, lecz tutaj chciałbym pisać tak wielkimi literami, jakich niema niestety w maszynowym piśmie, żeby te wszystkie głowy, co pod pięknym przedziałkiem mają wewnątrz przysłowiową wodę i matkom chyba tylko mogą dziękować za dobrze sklepione czaszki, że owa woda im z głów nie wycieka – niech się trochę zastanowią głębiej nad życiem własnym, niech się rozejrzą po ludziach i zaczną walkę od siebie, ze zwykłym fałszem, zakłamaniem, interesem podtasowanym sprytnie pod idee, prawdę, a nawet wielką sprawę.”

Nie każde stanowisko jest warte zaangażowania wbrew przyzwoitości, panie Mieszkowski. Twarz ma się tylko jedną.

 

O autorze: CzarnaLimuzyna

Wpisy poważne i satyryczne