Czy Tusk i Kaczyński mają moralne prawo startować w wyborach?

Sojusz Tuska i Kaczyńskiego trzyma mocno za cojones polskiego wyborcę. Sojusz datuje się niemalże od 1989 roku, gdy “komuna” czyli frakcja polskojęzycznych Chamów razem z powracającą do polityki frakcją Żydów ostatecznie obaliła “Solidarność” tworząc nową scenę politycznego teatru. Donald Tusk z racji swojego zamiłowania do przekształceń własnościowych stał się w latach 1991-1994 przewodniczącym zorientowanego na Niemcy Kongresu Liberalno Demokratycznego, który łącząc się potem z UDecją stworzył Unię Wolności, w której walczący o demokrację żydowscy komuniści mijali się z młodym Andrzejem Dudą oraz z doświadczonym aktywem w stylu Władysława Frasyniuka notabene mającego ukraińskie korzenie. Bracia Kaczyńscy, również pochodzący z Ukrainy, z racji brakujących etatów byli zmuszeni zacząć służbę u byłego, tajnego, a potem już całkiem jawnego współpracownika Chamów, Bolka.

Sojusz przetrwał do dziś we wzajemnym uścisku nienawiści i trzeba przyznać miał bohaterskie epizody poświęcania polskiej racji stanu na rzecz obcych interesów, epizody przedstawiane do dziś jako cały zestaw nieuniknionych sukcesów:

  • Ratyfikacja i podpisanie Traktatu Lizbońskiego
  • Podpisanie szeregu paktów klimatycznych skutkujących likwidacją górnictwa
  • Zgoda na realizację „zrównoważonego niedorozwoju” i wdrażanie kolejnych etapów Wielkiego Resetu
  • Poparcie dla lockdownu skutkującego 250 tysiącami ofiar śmiertelnych wśród ludzi nie chorujących na tzw. covid

Likwidacja polskiego górnictwa wywołała niekłamany podziw w stolicach wrogich państw. Sprawny proces pacyfikacji i ogłupiania oraz posłanie do piachu tysięcy Polaków z zachowaniem dotychczasowej pozycji politycznej bezkarnych sprawców potwierdziły diagnozę ks. Marka Bąka o stanie ducha ludzi nie zasługujących już na miano Polaka, którzy wraz z przyznającymi się do swojej polskiej tożsamości pozwolili na doprowadzenie siebie i Polski do statusu padliny.

A naród śpi, bo stracił bojaźń Bożą, a potem rozum i łaskę. (…) Staliśmy się padliną dla wszystkich. Dlatego tylu sepów przy nas.

Tym sposobem diagnoza Józefa Mackiewicza o stanie polskich umysłów jest wciąż aktualna. Opresja i towarzyszący jej stan braku niepodległości przeszedł w stan uznania podobnie jak za czasów okupacji sowieckiej, gdy znaczna część użytecznych idiotów i kolaborantów twierdziła, że nie jest jeszcze tak źle skoro mamy ”częściową suwerenność”, a chwilowo ograniczona wolność ma szansę powolutku się rozwinąć w demokracji socjalistycznej, wypisz wymaluj, oto dzisiejszy stan obcej nomokracji nazywanej: „praworządnością”, „nowym porządkiem”, „wartościami transatlantyckimi”, albo nawet, o zgrozo: „unijnymi”.

W nadchodzących wyborach oddam głos na tę opcję, która będzie mówić całą prawdę.

O autorze: CzarnaLimuzyna

Wpisy poważne i satyryczne