Użalenie.

Nie użalaj się nad sobą i raduj  życiem. Niech nieustające wesele nastanie, czas kwitnących jabłoni – zatrzymany w kadrze.  Gorzkie żale wyrzuć ze swego światopoglądu precz. Potrafisz – wyrzuć, nie potrafisz – podpowiemy jak.

To nie ja. To nie moje słowo. To opowieść współczesnych inżynierów szczęścia, oferta handlowa rozmaitych guru. Oni są jak koguty w kurniku. Zapładniają myśli i uczucia smakiem przyjemności – jedynym smakiem, który ma mieć    wartość  dla kur.  Uwierz kuro.
Pieją  przy tym w zachwycie nad sumą rad odkrytych, które  – po dokonaniu słonych opłat za duchowy pokarm  – jakoby uzdrowią  życie w kurniku.
To nie ja – ja widzę  użalenie, sens w użaleniu, wagę rekolekcji.
Ścieżki gorzkich żalów, sens pokuty i pokajania. Słoną wodę, która zbiera się w morzach i oceanach naszego świata, choć padają zawsze słodkie deszcze i nieustannie odbywa się słodkie zasilanie z rzek.
Wyczuwam smutek i cierpienie świata, miliardów istnień i osób.  I bezradność wobec przemocy, która zasadniczo jest rezultatem chciwości i pychy lub zawiści i lęku, lecz  – jakże często,  bywa także skutkiem ubocznym polowania na szczęście, wynikiem pogoni za własnym celem bez baczenia na użalenie bliźnich.
Na nieco głębszym poziomie horyzontu zdarzeń, smutek i radość są naturalne, potrzebne  do bilansowania świętych ksiąg doświadczenia, zapisywanych chwila po chwili w krajobrazach życia osoby.
Użalaj się nad sobą w smutku, nie potępiaj smutku. W niepotępieniu smutek przeminie jak niż w pogodzie. Powróci wyż, nadciągnie przypływ, a w nim więcej okazji, by popływać w  falach  radości istnienia.
Jeśli jesteś  jak ocean – spokojny i wyciszony, rozumiesz naturę fal. Rozumiesz i czujesz  wówczas ten subtelniejszy fraktal  energii i informacji – z łona ziemi, i z  nasion kosmosu. Głęboką radość istnienia.
Na powierzchni  smutek  jest lekarzem, gdy nie odwracasz wzroku od przyczyn jego pojawienia.  Smutek jest naturalnym lekarstwem na niektóre choroby ciała i duszy.
Zasługujesz na smutek, na użalenia, na gorzkie żale, na pokajanie, które  dozwala – gdy wydaje się, że wszystko już w życiu spalone i jałowe  – na powiew świeżego zakochania, na deszcz  pragnień oczyszczających charakter z kurzu rzeczy nieistotnych, niepoważnych, błahych.
Na powierzchni oceanu: Radość przypływa, gdy smutek odpływa, ale i odwrotnie. W ogrodzie przemian nie da się zatrzymać kwitnienia jabłoni. Kwitną, by pojawiły się jabłka poznania dobrego i złego, a w nich nasiona – dla następnego pokolenia jabłoni.
A człowiek? A ogród przemian ludzkich kultur i cywilizacji? Czy coś  w tym miejscu wszechświata  nie wypaczyło się beznadziejnie? Czy coś  właśnie mocno nie wypacza się w sztuczności, w łamaniu naturalnego prawa, nie degraduje, nie degeneruje na poziomie świętości życia ? Czyż nie nadciąga fala wielkiego odpływu radości istnienia?  Czyż nie nadchodzi pora na wielkie rekolekcje cywilizacji i kultury, na zbiorowe użalenie, na gorzkie żale?
Zapytałem. Nie wiem. Wielki ocean ludzkiej nieświadomości zbiorowej nie jest wszak słodki. Trwa wyścig zbrojeń, żeby nie było wojny a tylko coraz większy wyzysk, trwa stanowienie prawa, żeby w celach nie pozostało niedomówień, że coś  nie jest wciąż zabronione lub nakazane ustawą, trwa i potęguje swe muskuły hipokryzja politycznej poprawności.  Gęstnieją wyroki prawa stanowionego. W takim mroku sumienie nie przeżyje, serce się udusi.
Cały  ten postęp cywilizacyjny ma porąbane założenia ideologiczne i światopoglądowe – da się je sprowadzić do hasła:  władza to kontrola ludzkości zamkniętej w strukturze piramidy. Ziemia nie uniesie jednak dłużej tak ostrej, wypaczonej i chorej struktury, stworzenie na padole nie da rady dłużej wynosić na trony pasożytów. Załamie się od nadmiaru domiarów, zgłupieje   pod ciężarem nielogicznych i urągających sobie z rozumu ustaw stanowionych.
Gdy kod przemocy i lęku dominuje nad przeznaczeniem, trzeba zmienić klucze do  geometrii kosmosu  i wiedzy o sobie, mapy i busole, wyruszyć w kierunku rozwiązań open source – powtarzam przy każdej okazji, że zmianę każdy zaczyna od siebie lub nic się nie wydarzy. Inne ścieżki są zamknięte lub nazbyt niebezpieczne w epoce wielkiej smuty, w której przyszło nam doświadczać własnego losu. Powtarzam: piramida zamyka ścieżki przyszłości ludzkości.
Wielką smutę uzdrowi jednak wielkie użalenie:  żal, że byliśmy głupcami, to niezgorsze lekarstwo na ignorancję. Oczywiście, że żal nie wystarczy. Co zepsute, trzeba naprawiać, co dobre,  zasilać własną uwagą i talentami, rywalizację w labiryntach piramidy zastąpić współpracą i współodczuwaniem w kilku wymiarach rozwijanej sieci, uwolnić media i edukację z pralni mózgów oligarchicznych i przywrócić im obywatelskość,  prawo ograniczyć, a zatroszczyć się o ogrody świętej aksjologii.
A inżynieria szczęścia ego? Smutek bywa mądrzejszy od  całej  księgarni „bleblebaków” doradzających jak   komórka rakowa ma osiągnąć wniebowstąpienie z flaków, które pożre na swej ścieżce zbawienia. Inżynierowie szczęścia dają świetne rady na drogę trupów. Rady są tu niebagatelne, uczone i uzasadnione tysiącami bezbłędnych przykładów. I naprawdę  działają, przemieniają porażkę w sukces. To  w czym szkopuł?
Szkopuł w tym, że działają na krótką skalę interesu komórki rakowej. I nawet nie winię komórki rakowej, że się zbuntowała przeciw programowi całego organizmu i wykonuje egoistyczny program zmieniania ziemi na obraz i podobieństwo swoje. Winię tych, którzy ją w tym wspierają swoimi dobrymi radami – uczonych felczerów i kapłanów kościoła chciwości.
Wielkie użalenie ludzkości składa się z niezliczonych gorzkich żalów pojedynczych ludzi, małych grup, narodów. Wypada powiedzieć, że każdy winien mieć żal do siebie. Wyłącznie do siebie. Oczyścić siebie z użalenia własnego, z gorzkich żalów, które sam przywołał do tego świata. Nie ma drogi na skróty – nie da się opuścić tego etapu. Wymazać bez użalenia i pokajania osadu nieprawości  z pamięci i historii, jeśli tam jest.
Na szczęście, radość istnienia jest głębiej i stale tam jest.  Nic jej nie wymazuje ani nie unieważnia. Użalenie – tak też bywa – przypomina zejście w dolinę własnej przytomności ze szczytów egocentryzmu i samolubstwa. Paradoksalny bywa los ludzki. W dolinie, pośród podobnych sobie ludzi, bliżej masz do radości istnienia,  niż podczas wspinaczki na szczyty urojenia o wielkości.
Zakończę optymistycznie i z nutką mistycyzmu: Nieużalona radość objawia się pielgrzymowi podczas przejścia do miejsc bez  pobielanych grobów. To nie jest przejście życia i śmierci. To istnieje przed. I niekoniecznie –  tam,  hen. Znacznie, znacznie bliżej.
__________________________________________________________________________________________________
Więcej podobnych tekstów w tym miejscu: http://aksjologiarealnosci.blogspot.com/

O autorze: Piotr