A…czas

Kolejna rzecz znaleziona w moim Archiwum z czasów Wielkiej Antycypacji. Był to okres zaraz po włączeniu Polski w struktury, jak się nam wówczas wydawało, europejskie. Zdarzało mi się coś spontanicznie napisać, lecz rzeczywistość była tak intensywna, że nie chciało mi się tracić czasu na “głupoty”. Klimat trochę pasuje do…

*****

Mężczyzna siedzący przed ekranem skrzywił się. Komputer znów przesyłał mu to samo. Od trzech tygodni wciąż ta sama wiadomość pojawiała się codziennie w formie porannej informacji.
Była to instrukcja: całodniowa, indywidualnie profilowana sekwencja czynności i zadań do wykonania, jaką dostawał co dzień rano każdy obywatel.
Punkt pierwszy: Gimnastyka. To miał już za sobą. Drugi: Śniadanie – na samą myśl o papkowatej porcji zrobiło mu się niedobrze. Trzeci: Rozpakować przesyłkę… Czwarty: Spacer…
– Jesteś spóźniony Maks. – Metaliczny głos bezlitośnie zmącił gładką toń ciszy w jego głowie.
Mogliby przynajmniej dodać jakąś przyjemną wizualizację – pomyślał. Ale nie, dla takich jak on… westchnął ciężko, a w chwilę potem spytał sam siebie – Dlaczego..? Dlaczego ja? – To pytanie zadawał sobie ostatnio prawie codziennie.

Maks był kastratem. Kastratem genetycznym. Pozbawiony tego i owego wyrzucony na margines społeczeństwa, wegetował, jak się teraz mówiło, w „temporalnym pliku społecznym”. Nie pamiętał za co i dlaczego. Widocznie jego pamięć również została wykasowana. Prócz tego jego Supervisor od czasu do czasu przesyłał mu… paczkę.
Była to dość dziwna przesyłka, podobna do tych jakie otrzymywali ludzie pocztą na początku XXI wieku.
Dziś właśnie był ten dzień. Dzień paczki.
Po rozpakowaniu okazało się, że zawiera coś na kształt małego szklanego pojemnika. Maks odkręcił wieczko i po krótkim wahaniu zanurzył palec i oblizał. Smak był piorunująco ostry, a dodatkowo również mdły. Skrzywił się i obejrzał jeszcze raz słoik. Słoik! Tak, to był słoik. Okazało się, że nie zauważył napisu. Zirytowany odczytał małe litery: „Musztarda po Obiedzie”
Maks skrzywił się ponownie. W zeszłym tygodniu był zestaw do przelewania z pustego w próżne wraz z instrukcją. No cóż, jego Supervisor, trzeba przyznać, miewał dość dziwne poczucie humoru. Od pewnego czasu zaczął podejrzewać go o sadyzm.
Punkt czwarty: „Spacer”.
Spacer był jedyną rzeczą jaka przywracała mu chęć do życia. Nawet gdyby słowo „życie” było przesadą to i tak Maks cenił ten stan, mimo jego przykrej i ubogiej formy. Inne stany przerabiał zazwyczaj w sposób czysto teoretyczny oraz odczuwał je w krótkich pauzach między snem a jawą. Był jeszcze stan transmisji – niezbyt przyjemne chwile wirtualnego kontaktu z Centralą… A więc wybrał się na spacer.

– O łaskawy czasie – zabrzmiał czyjś głos za jego plecami w momencie, gdy skręcał z alejki w alejkę w parku nr 345. Obejrzał się. W odległości kilku kroków zaledwie stał jakiś obywatel i patrzył wprost na niego.
– Maks ! Ty tu?
Ja ? – pomyślał zdziwiony Maks. Zna mnie? Spojrzał uważnie na osobnika, który najwyraźniej miał zamiar przywitać się z nim, zmierzając żwawo w jego kierunku z otwartymi ramionami.
– Maks ! Ale mina, co ty ćwiczysz, udajesz?
– Ja ? – wystękał coraz bardziej zaskoczony Maks.
– Nie udawaj, że mnie nie poznajesz.
– Nie udaję…
Osobnik chwycił energicznie jego dłoń i mocno potrząsnął.
– Widzę, że trzymasz się całkiem dobrze. Spacerek?
Kiwnął głową potwierdzająco. Tak… spacerek … z niespodzianką. Przez chwilę myślał gorączkowo kim jest ów nieznajomy, czy to, aby nie nowy pomysł jego Supervisora? A może to rzeczywiście ktoś z jego przeszłości… zna moje imię. Moje imię… mogło być równie dobrze wymyślone – stworzone wraz z jego nową tożsamością…
– Zapraszam, chodź pogadamy – Nieznajomy chwycił go za ramię i poprowadził w stronę stylizowanego na średniowieczną katedrę domu rozrywki. Najwyraźniej fakt iż Maks nie odezwał się ani słowem nie przeszkadzał mu zupełnie.
W chwilę potem stali tuż przed głównym wejściem. Zgodnie z osobistą konfiguracją Maks nie posiadał prawa wstępu do tego typu obiektów, lecz jego towarzysz, jak się okazało, był zalogowany na wyższym poziomie.
Kiedy usiedli na samym szczycie, w wąskim dwuosobowym pomieszczeniu, Osobnik błyskawicznie wystukał na przezroczystym blacie stolika zamówienie. Bardzo szybko rozwinął i zamknął główne menu, widać było że jest stałym bywalcem tego przybytku konsumpcji.. wybrał również kelnerkę, która pojawiła się w chwilę potem ze specyficznym dekoltem odsłaniającym sutki. Dziewczyna trzymała tacę z zamówionymi napojami. Postawiwszy na blacie stolika wypełnione kolorową cieczą szkło dygnęła jak uczennica i uśmiechnęła się sztucznie. Stała teraz nieruchomo w wyczekującej postawie.
– Zmykaj dziwko – rzucił obcesowo do kelnerki Nieznajomy. Dziewczyna uśmiechnęła się sztucznie i odeszła. – Co tak patrzysz, twoje ulubione – rzucił do Maksa gdy ten obserwował trójkolorowy napój w swojej szklance.
– Kiedy to ostatni raz… – Maks wychodził z głębokiej defensywy – kiedy ostatni raz się widzieliśmy? – spytał.
– Ha, kiedy ? Na twoim odczycie chyba – odparł Osobnik zastanawiając się przez chwilę. – Dlaczego pytasz?
– Wyleciało mi z pamięci – odrzekł Maks. I była to prawda. Z ta różnicą, że nie wyleciało mu, tylko ordynarnie zostało wymazane, zagrane kwantowo – memolingwistyczną papką.

Nieznajomy z błogą miną pociągnął pokaźny łyk swojego napoju. Dla odmiany płyn w jego szklance miał kolor ciemnej purpury. Maks wpatrywał się beznamiętnie w otwarte okno. Wpadł w werbalny stupor. Nie wiedział co powiedzieć. Jeszcze przed chwilą miał zamiar wybadać Nieznajomego, lecz teraz… Na parapecie usiadł ptak. Nie zwracając uwagi na siedzących dwa metry obok ludzi, zaczął iskać dziobem skrzydło. Ciekawe czy prawdziwy… zastanowił się Maks. Na parapet okna w jego domu przylatywał codziennie szary gołąb i przesiadywał w nieruchomej pozycji przez kilka godzin. Gołąb był robotem, stylizowanym – łudząco podobnym do prawdziwego ptaka. Maks podejrzewał, że jest to jeden ze sposobów w jaki Centrala monitoruje podwładnych. Ale po co? Tego nie wiedział. Monitoring i jego rodzaje były w takim stanie zaawansowania, że ten sposób wydał mu się dość anachroniczny. A może idziemy w stronę szeroko pojętej humanizacji – pomyślał gorzko.

Ptak był chyba prawdziwy. Poderwał się do lotu w momencie gdy towarzysz Maksa zamieszał energicznie słomką w swoim drinku.
– Co porabiasz ? – usłyszał. Pytanie wprawiło go w zakłopotanie. Nie wiedział czy ma udawać, czy może powiedzieć prawdę. Na domiar złego nie miał bladego pojęcia, kim jest ów Osobnik i czy rzeczywiście łączyła ich kiedyś jakakolwiek przeszłość. Przeszłość – temat tabu w mediach oraz jego osobista zagadka, która w ostatnim czasie rozrosła się do egzystencjalnego problemu. Od dłuższego czasu stan w jakim się znajdował, przymusowa sekwencja ustalonych, wciąż tych samych, powtarzających się wydarzeń bardzo go męczyła.
– Zmieniłeś się – po raz pierwszy Nieznajomy spojrzał uważnie na Maksa. – Zmieniłeś – dodał i zaraz potem szybkim, ostatnim łykiem opróżnił swoją szklankę. Zdecydowanym ruchem odstawił szkło na blat i spytał: – No więc?
– Ach, po staremu… Widząc wciąż oczekujące spojrzenie swego rozmówcy dodał – Mam… antrakt…
– Nie… nie przeprogramowali cię chyba ? – Osobnik spojrzał najpierw z niedowierzaniem a potem wybuchnął szczerym, niepohamowanym śmiechem.
– A ja już myślałem… taki sam jak zwykle, Maks dowcipniś… no, muszę lecieć… nie, nie wstawaj, dopij drinka… lub zamów sobie jeszcze coś, na mój koszt, zostawiłem ci otwarty kredyt… na razie – Nieznajomy wstał i klepnął go w ramię. Daj, wklepię ci kod – Osobnik wziął bezceremonialnie osobisty identyfikator Maksa i wprowadził kilka cyferek. Gdy był już w kabinie windy zrobił dość obleśną minę i rzucił do Maksa:
– Ta mała dziwka jest niezła… polecam – w tym momencie drzwi windy zasunęły się i twarz osobnika znikła.
Maks został sam. Przez dłuższą chwilę siedział nieruchomo kontemplując niedawne wydarzenie. Co to było? Test? A może ktoś prawdziwy… z przeszłości… nagle – olśniło go. Znajdował się przecież na zupełnie innym poziomie rzeczywistości. Rzeczywistości nie wirtualnej lecz prawdziwej i namacalnej. Prawdziwy ptak…
Dotknął zimnego blatu. Menu zaiskrzyło i wyświetliło kilka podstawowych opcji. „Otwarty kredyt” – przypomniał sobie. Zalogował się przykładając kartę do czytnika. Pokusa była olbrzymia. Oto po wielu miesiącach codziennej tortury miał szansę pobyć przez jakiś czas w innym świecie. Co prawda dostał się tu przez przypadek, prawie nielegalnie, lecz kto o tym wie. Wiedzą? A może to rzeczywiście test? Test na co? Chyba przypadkiem dotknął lekko pozycję „dania główne”
Na ekranie wyskoczyła lista posiłków pod nazwami od których zakręciło mu się w głowie.
„ Mięso grillowane”, „rodzaje” – wyświetliła się zupełnie nieprawdopodobna lista hodowanych ekologicznie i nie modyfikowanych genetycznie stworzeń.
Maks poczuł, że jest bardzo głodny. Miał serdecznie dość mdłej papki, którą codziennie wyjmował ze swojej lodówki.
Nacisnął przycisk wzywający kelnerkę. Po chwili pojawiła się ta sama dziewczyna, która przyniosła im napoje. Dopiero teraz zauważył, że jest bardzo ładna. Ubrana w strój, który podkreślał i mówić wprost obnażał intymne szczegóły jej urody, stała naprzeciw niego z tym samym bolesnym uśmiechem.
Była nastolatką. Praktykantka – pomyślał Maks. Ciekawe na jakim jest poziomie… i wtedy przypomniał sobie słowa swojego „Znajomego” – „Zmieniłeś się”. Odwrócił na chwilę wzrok. Chcąc nie chcąc jego oczy powróciły same i zaczęły ponownie błądzić po półnagim ciele dziewczyny. Kelnerka chrząknęła wymownie…
– Ta pozycja nr. 25… czy… – bał się zadać to pytanie. Zauważył jak dziewczyna zerka do swojego podręcznego menu.
– Tak… pozycja nr. 25… – słowa które wypowiedziała zawierały w sobie melodię od której zakręciło mu się w głowie.
– To mięso pochodzi z naturalnych hodowli ? – dokończył tonem niemal szorstkim i bardzo oficjalnym. Widać było że jego pytanie zdziwiło ją trochę, lecz w chwilę potem wyrecytowała formułkę:
– Oczywiście. Posiadamy w swoim jadłospisie wszystkie naturalne potrawy z każdej epoki… a szczególnie polecamy z naszej – uśmiechnęła się tym razem zupełnie inaczej.
– W takim razie proszę… czy…kredyt mojego… przyjaciela… proszę regulować przelewem z jego kredytu – zakończył kwestię Maks.
– Zamawia pan nr 25 ?
– Tak.
– Z dodatkami ?
– Tak.
– Służę uprzejmie – to powiedziawszy kelnerka, uśmiechnęła się, tym razem naprawdę… do niego.
Po kilku chwilach zapachy, które poczuł wprawiły go w stan ekscytacji. Siedział nad parująca porcją. Tuż obok stała butelka czerwonego wina. Nie pamiętał żeby kiedykolwiek jadł i pił podobne rzeczy. Nie pamiętał, lecz gdzieś na dnie umysłu pojawiło się małe deja vu. Jeszcze przez moment siedział nieruchomo nad talerzem. Obawa, że zaraz ktoś wpadnie z sekcji Monitoringu lub, że delegat badawczy prześle mu informacje, że to tylko test – obawa ta zmalała do rozmiarów zwykłego niepokoju, który odczuwał wraz ze świadomością, że jest obserwowany. W dzisiejszych czasach każdy był obserwowany przez każdego. Czasem trzeba było napisać w ramach ćwiczeń raport z minionego dnia, a wtedy liczył się każdy zapamiętany szczegół – wszak od tego zależała liczba bonusów przyznawanych w ramach comiesięcznego bilansu.
Maks rozpoczął konsumpcję. Wino było wyśmienite. Czuł jak z jego umysłu niczym z klatki wylatują po kolei uwięzione myśli.
Tak… Tak ! To jeszcze nie koniec – pomyślał – mogę przecież jeszcze gdzieś pójść. Otarł białą serwetą usta gestem, który widział ostatnio w jakiejś reklamie. Reklamę widział tylko raz i tylko dlatego, że nastąpił błąd. Prawdopodobnie w wyniku pomyłki został zaliczony przez komputer do grupy docelowej. Maks odkąd pamiętał nigdy nie był kwalifikowany jako konsument z racji braku odpowiedniej ilości punktów na koncie.
Czuł się wyśmienicie. Ponownie zajrzał do menu restauracji. Tym razem szukał czegoś, co pozwoliłoby mu przejść do innego obszaru usług. Miał nadzieję, że fizyczne, a więc całkiem realne przemieszczenie się, przejście do innego poziomu – labiryntem świadczonych usług i rozrywek, jest teraz w jego zasięgu.
Znalazł. „Usługi” – intymne, relaksacyjne, okultystyczna zmiana osobowości- drgnął zaskoczony – co to takiego… większość tytułów szokowała go swoją bezpośredniością lub wywoływała dreszcz niezrozumienia graniczący jednak z czymś jakby znanym, pamiętanym z odległej przeszłości, lecz teraz osiadłym głęboko w najdalszych zakątkach jego mózgu.
Wino szumiało mu w głowie. Wezwał kelnerkę.
Dziewczyna stanęła przed nim w tej samej, prześwitującej kreacji. Różowe, sterczące sutki ponownie wytrąciły go z równowagi.
– Słucham – spytała melodyjnym głosem. Przez jakiś czas zbierał myśli po to, by po chwili rzec tylko : „Dziękuję”. Był pijany. Nie pamiętał żeby kiedykolwiek pił alkohol, a na dodatek mógł bez ograniczeń patrzeć na ładną dziewczynę…
– Proszę – odparła zaskoczona.
– Jestem … rozanielony – powiedział dziwiąc się słowu które wypowiedział.- Co to znaczy… rozanielony ? – spytał, tym razem patrząc prosto w jej oczy. Sięgnęła po podręczny notes. Chwilę trwało gdy szukała dziwnego słowa wreszcie znalazła i przeczytała: – „Rozanielony”… rozanielonym być… mieć dobry nastrój. Od anioła. Anioł, mityczne stworzenie, alegoria używana w Ciemnogrodzie… Rozanielić- zdeflorować, anielić się… lenić się, mówić bez sensu, pier…
– Nie – niemalże krzyknął – proszę nie kończyć…
Stała przed nim, zastygła w pół gestu niczym manekin… nie, nie manekin… posąg prawie.
– Wydaje mi się… proszę się nie obrażać- zaczął mówić do dziewczyny – wydaje mi się że to pani… jest… aniołem. Zamrugała powiekami nic nie rozumiejąc.
On również obudził się, otrząsnął się nagle z dziwnego nastroju.
– Pan zamawia coś…
Chłodny powiew od okna otrzeźwił go całkowicie.
– Tak – powiedział już zimno. – Zamawiam pozycję z usług… 6A.
– Zapraszam do kompleksu błękitnego.
Wszedł do windy. Tuż przed tym jak zamknęły się drzwi, wino ponownie zaszumiało mu w głowie.  Pożegnalny uśmiech dziewczyny przykleił się do szyby i towarzyszył mu aż do momentu kiedy zjechał na sam dół.
Drzwi windy otworzyły się i ujrzał mieniący się kolorami tłum. Przestraszył się. Miał wrażenie, że przekroczył jakąś granicę… Usiadł zaraz przy jakimś stoliku nad którym rozpościerał się duży świetlisty parasol. Sztuczne światło prażyło przyjemnie skórę. Był oszołomiony. To nie alkohol, ale widok tylu ludzi w jednym miejscu spowodował, że zakręciło mu się w głowie. Ludzie szli, chodzili powoli sprawiając wrażenie, że nie muszą nic robić. Maks widział, że niektórzy z nich zmieniali kierunek swych wędrówek, przyśpieszali, zwalniali kroku, zatrzymywali się… Dla osoby mającej co dzień wyznaczoną konkretną, jednostajną trajektorię spaceru, był to widok dość osobliwy. A więc tak wygląda wyższy poziom…
Poza tym nic się nie działo. Nikt do niego nie podszedł. Nikt na niego nie patrzył. Czas płynął wolno, ludzie unosili się na jego powierzchni niczym piana na morskiej fali rozlewającej się na brzegu… jakaś dziwna machina wyrzucała ich ze swojego wnętrza wciąż więcej i więcej…
Po kilku minutach obserwacji Maks wstał. Wchodząc w ludzką rzekę poczuł się jak ktoś zupełnie anonimowy… niewidoczny dla kamer.
Szedł napawając się własną „niewidzialnością”. Z każdą chwilą rosło w nim dziwne odczucie czegoś… Tak ! Nieznane dotąd uczucie wolności rozpierało go od wewnątrz. Wreszcie mógł chodzić bez ograniczeń i patrzeć na wszystko wokół. Podszedł do stojącego w rogu pasażu, ukrytego wśród sztucznej roślinności terminala sprzedającego wejściówki do różnych obszarów. Wokół było pusto. Nacisnął błękitny kwadrat a potem leniwym ruchem, podpatrzonym u innych, podniósł swoje nagie przedramię z chipem i przystawił do czytnika…
ACCESS DENIED ! – Czerwony napis wyskoczył nagle i na moment go sparaliżował. Zaraz jednak potem, przybliżył jeszcze raz rękę. Monitor zamigotał , kojący błękit rozlał się na całym ekranie. Udało się. Otwarty kredyt wciąż działał jako przepustka.

W obszarze błękitnym zaskoczył go ledwie słyszalny szmer kroków nielicznych postaci snujących się w perspektywie długich korytarzy. Nic nie odbijało się echem z powodu nasycenia przestrzeni ambientową muzyką… Po raz kolejny ogarnęło go poczucie deja vu oraz dziwny głód niespełnienia. Poczuł w sobie brak czegoś co już gdzieś, kiedyś… Szedł przed siebie, powoli jak lunatyk.
Jakaś jadąca na rolkach para zbliżała się w jego kierunku. Było coś innego w ich wyglądzie. Coś niepokojącego… W chwili gdy go mijali – dopiero wtedy ujrzał, że są to roboty. Obejrzał się zaskoczony i odprowadził ich wzrokiem aż do momentu gdy znikli w perspektywie długiego korytarza skręcając w jego boczną odnogę.
Muzyka drgała w powietrzu. Idąc w stronę olbrzymiego kolorowego ekranu wyświetlającego reklamy zobaczył następną grupę ludzi. Ci byli ubrani w jednakowe uniformy. Sposób ich poruszania się przypominał wycieczkę. Zdziwiły go nienaturalnie maskowate twarze i powolne automatyczne ruchy. Jedna z osób wyróżniająca się pod względem ubioru i zachowania spojrzała w jego kierunku. Poczuł na sobie zimne, bezlitosne spojrzenie. Skulił się wewnętrznie i udając zamyślenie nawet nie spojrzał w kierunku postaci Nadzorcy. Przypomniał mu się jego Superwizor. Serce zaczęło mu walić jak po fizycznym wysiłku. Po chwili gdy grupa minęła go odetchnął z ulgą, lecz stan napięcia utrzymywał się. Bał się.
Boję się … wyszeptał do siebie. Zorientował się, że dopiero tu w innym obszarze zaczął odczuwać cala masę emocji i stanów, które były mu prawie obce – tam skąd uciekł. Że była to ucieczka zdał sobie sprawę dopiero przed chwilą. Miał ochotę usiąść, ale zauważył że nie ma tu nigdzie ławek i w ogóle jakichkolwiek miejsc do siedzenia. Szedł więc dalej.
Ciekawe, jaki jest następny poziom…
– Zapraszam na Promocje – usłyszał miły dziewczęcy głos. –Zapraszam Pana.
Hostessa uśmiechała się do niego wskazując ekran z jakimś filmem.
– Zapraszam… zapraszam… zawibrowało mu w uszach. Dziewczyna zbliżyła się do niego. Poczuł odurzający zapach perfum. Rząd białych zębów nieomalże wbił mu się w szyję, gdy pochylając się nad nim wyszeptała gorącym tchem – Zapraaszaam.
– Ja… nie wiedział, co powiedzieć.
– Wyjątkowa okazja… otrzymuje pan na początek 25 punktów za samo wejście do gry.
– Do gry?
– Tak.
Nie wiedział, czy może zapytać się, do jakiej gry. Może na tym poziomie każdy obywatel wiedział, co to za gra, lecz on jest przecież uciekinierem… Stał bez słowa nie wiedząc, co powiedzieć. Dziewczyna również stała uśmiechając się.
– to na początek. Potem wystartuje pan z liczbą 100 punktów…
– Sto punktów..?
– Sto punktów – powtórzyła.
Spojrzał na ekran. Ujrzał swoją własną twarz wykrzywioną grymasem niepewności. Odwrócił się gwałtownie w kierunku hostessy – Nie – rzucił jej w twarz – to zupełnie wybiło ją z transu. Uśmiech zastygł na jej obliczu. Nie czekał na dalszy rozwój wypadków. Oddalając się usłyszał zza pleców – 100 punktów! Przyspieszył kroku. Za chwilę skręci w inną alejkę… Skręcił. Nic już nie słyszał. Po przejściu kilkunastu metrów zatrzymał się. Stał teraz przed ogromną, piętrząca się w górę interaktywną wystawą.

O autorze: CzarnaLimuzyna

Wpisy poważne i satyryczne