Człowiek, który nigdy nie przeciwstawił się sobie jest słaby. – Czwartek, 03 grudnia 2015 r.

Myśl dnia

Życia wyłącznie dla siebie nie można nazwać życiem.

Meander

Życie zgodnie z nauką Jezusa oznacza rezygnację z wielu swoich zachcianek, czasem też dobrych i szlachetnych pragnień. To jest trudne, jednak dopiero to czyni człowieka “zbudowanym na skale”, czyli mocnym.
Mieczysław Łusiak SJ

Cytat dnia

Apelujemy o niezwłoczne podjęcie działań, które nie dopuszczą

do trwałego zachwiania równowagi pomiędzy władzą sądowniczą

a władzami ustawodawczą i wykonawczą.

Rada Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego do Prezydenta RP

 

dziugiel_156

Jezu, ofiarowuję Ci wszystkie moje dobre postanowienia.

Pragnę wypełnić najlepiej jak potrafię Twoją wolę.

Ty bądź dla mnie skałą i schronieniem.

__________________________________________________________________________________

Słowo Boże

__________________________________________________________________________________

WSPOMNIENIE ŚW. FRANCISZKA KSAWEREGO

0312-franciszek

Franciszek Ksawery urodził się w Hiszpanii w roku 1506. Podczas studiów w Paryżu przyłączył się do św. Ignacego Loyoli. Święcenia kapłańskie otrzymał w Rzymie w roku 1537, a następnie oddawał się dziełom miłosierdzia. Wysłany na Wschód w roku 1541, przez dziesięć lat apostołował w Indiach i Japonii, gdzie wielu nawrócił na chrześcijaństwo. Zmarł w roku 1552 na wyspie Sancjan u wybrzeży Chin.

 

CZWARTEK I TYGODNIA ADWENTU

PIERWSZE CZYTANIE (Iz 26,1-6)

Naród sprawiedliwy, dochowujący wierności, wejdzie do królestwa Bożego

Czytanie z Księgi proroka Izajasza.

W ów dzień śpiewać będą
tę pieśń w ziemi judzkiej:
„Miasto mamy potężne;
On jako środek ocalenia
sprawił mury i przedmurze.
Otwórzcie bramy!
Niech wejdzie naród sprawiedliwy,
dochowujący wierności;
jego charakter stateczny
Ty kształtujesz w pokoju,
w pokoju, bo Tobie zaufał.
Złóżcie nadzieję w Panu na zawsze,
bo Pan jest wiekuistą Skałą!
Bo On poniżył przebywających na szczytach,
upokorzył miasto niedostępne,
upokorzył je aż do ziemi,
sprawił, że w proch runęło.
Podepcą je nogi, nogi biednych
i stopy ubogich”.

Oto słowo Boże.


PSALM RESPONSORYJNY (Ps 118,1 i 8-9,19-21,25-27a)

Refren:Błogosławiony, idący od Pana.

Wysławiajcie Pana, bo jest dobry, +
bo łaska Jego trwa na wieki. *
Lepiej się uciec do Pana, +
niż pokładać ufność w człowieku. *
Lepiej się uciec do Pana,
niż pokładać ufność w książętach.

Otwórzcie mi bramy sprawiedliwości, +
wejdę przez nie i podziękuję Panu. *
Oto jest brama Pana, +
przez nią wejdą sprawiedliwi. *
Dziękuję Tobie, żeś mnie wysłuchał
i stałeś się moim Zbawcą.

O Panie, Ty nas wybaw, +
O Panie, daj nam pomyślność. *
Błogosławiony, który przybywa w imię Pańskie, +
błogosławimy was z Pańskiego domu. *
Pan jest Bogiem !
I daje nam światło.


ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Iz 55,6)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Szukajcie Pana, gdy Go można znaleźć,
wzywajcie Go, gdy jest blisko.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.


EWANGELIA (Mt 7,21.24-27)

Kto spełnia wolę Bożą, wejdzie do królestwa niebieskiego

Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.

Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Nie każdy, który Mi mówi: «Panie, Panie», wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie.
Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony.
Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki”.
Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ


Test życia duchowego

Jeśli mamy wątpliwości, czy nasza modlitwa jest dobra i Bóg ją wysłuchuje, warto zrobić sobie mały nieskomplikowany test. Postawmy sobie kilka pytań. Niech one dotyczą ostatniego czasu. Zwłaszcza tego, w którym zaczęliśmy prowadzić intensywniejsze życie modlitwy. Czy coś w moim życiu się zmieniło? Chodzi przede wszystkim o moją postawę. Czy mam teraz więcej cierpliwości? Czy potrafię lepiej słuchać? Czy przyjmuje cierpienie bez narzekania? Jeśli odpowiedzi na te pytania będą twierdzące, możemy być pewni, że modlimy się dobrze i idziemy w właściwym kierunku. A jeśli nawet jeszcze gdzieś niedomagamy, bądźmy cierpliwi, powierzając się Bożemu miłosierdziu. Jesteśmy w drodze, ale idziemy w dobrym kierunku.

Jezu, ofiarowuję Ci wszystkie moje dobre postanowienia. Pragnę wypełnić najlepiej jak potrafię Twoją wolę. Ty bądź dla mnie skałą i schronieniem.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

***********

#Ewangelia: Chciejmy być mocni!

Jezus powiedział do swoich uczniów: “Nie każdy, który Mi mówi: «Panie, Panie», wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie.
Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony.
Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki”.

 

Komentarz do Ewangelii

 

Życie zgodnie z nauką Jezusa oznacza rezygnację z wielu swoich zachcianek, czasem też dobrych i szlachetnych pragnień. To jest trudne, jednak dopiero to czyni człowieka “zbudowanym na skale”, czyli mocnym. Człowiek, który nigdy nie przeciwstawił się sobie jest słaby – nie ma siły przeciwstawić się złu. Dlatego nie powinniśmy sądzić, że Jezus pragnie abyśmy wypełniali Jego naukę, gdyż potrzebuje podporządkowanych sobie istot. Tu nie o podporządkowanie chodzi, ale o nasze szczęście, które jest możliwe dopiero wtedy, gdy jesteśmy mocni, czyli należycie ukształtowani wewnętrznie.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2668,ewangelia-chciejmy-byc-mocni.html

****************

Św. Franciszka Ksawerego

Mt 7, 21. 24-27Ściągnij plik MP3 (ikonka) ściągnij plik MP3
0,15 / 11,36

Wędrując przez Adwent i przez życie, można natrafić na rożne miraże, fatamorgany czy inne przejawy działania pokusy, która chce byś zawrócił lub zboczył z drogi. Zatrzymując się na chwilę, zerknij na mapę Bożego Słowa, posłuchaj wskazówki samego Jezusa.

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Mateusza
(Mt 7, 21. 24-27)

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Nie każdy, który Mi mówi: „Panie, Panie”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony. Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki».Jezus w usłyszanym fragmencie Ewangelii pokazuje, na czym polega prawdziwa wiara. Mówi wyraźnie, że królestwo niebieskie otrzymają tylko ci, którzy wypełniają  wolę Bożą. Mówi także o budowaniu na właściwym fundamencie, którym jest On sam i Jego Słowo. Każdy, kto słucha słów Jezusa i wypełnia je, nie zawiedzie się, a budowla jego życia nie się rozpadnie i nie zawali, bo jej fundamentem jest sam Bóg. To On jest „skałą naszego zbawienia”.

Słuchać słów Jezusa i wypełniać je , to budować twierdzę ducha, która przetrwa wszelkie ataki zła w jego różnych przejawach – pokusach, nękaniach, wątpliwościach. Nic takiej budowli nie będzie w stanie zniszczyć. Słuchać i wypełniać – to fundament wiary.

Wsłuchaj się w nauczanie Jezusa. Pozwól, by Jego słowa napełniły twój umysł, duszę i serce. Od słuchania przejdź do działania – wypełniania woli Bożej. Co Bóg mówi dziś do twojego serca? Do czego cię zachęca? Na ile słuchasz Jego słów i wypełniasz je w swoim życiu? Czy budujesz na skale?

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Nie każdy, który Mi mówi: „Panie, Panie”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony. Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki».

Zanurz się dziś bez reszty w otchłani Bożej dobroci. Przyjmij słowa, które Jezus do ciebie kieruje i zacznij nimi żyć. Pozwól Mu się poprowadzić.

Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu jak było na początku teraz i zawsze i na wieki wieków Amen.
http://modlitwawdrodze.pl/home/
******************

” Jesteś stworzeniem WYCHYLONYM KU BOGU. Jesteś istotą skierowaną DO NIEGO!!! Czasem spotkasz człowieka, który jest dla nas cząstką Boga, Jego odblaskiem, człowieka, który Cię pokocha, człowieka, którego ty pokochasz, przez którego uczysz się tego WYCHYLENIA.
Rzacz w tym, byś się na człowieku nie zatrzymał, byś się do niego nie ograniczył… ”

Pośród bogactwa myśli i tę naukę możemy wysłuchać w powyższej medytacji Ojca Krzysztofa.

Bł. Karol de Foucauld mając świadomość zgubnego niebezpieczeństwa zatrzymania się na stworzeniach, na człowieku tak się modlił:
„Boże mój, daj mi łaskę, abym widział tylko Ciebie w stworzeniach, abym się nigdy na nich nie zatrzymywał ani nie zatapiał się w ich piękności materialnej czy duchowej, tak jakby ona była ich własnością, lecz tylko jak w odblasku Twoim. Spraw, abym się wzniósł ponad zasłonę… i abym tak pomijając wszelkie pozory, mógł oglądać Ciebie, Byt istotny, posiadający w całej pełni życie, a cząstkę jego wlewający w stworzenie, które mi się podoba…
Zatrzymywać się na stworzeniach to niedelikatność i niewdzięczność, nadużycie zaufania, ponieważ Ty udzielasz im piękności, a mnie dajesz odczuwać ich urok tylko po to, abym Ciebie widział, abyś mnie mógł pociągnąć do siebie, pobudzić do wdzięczności za Twoją dobroć i do miłowania Twojej piękności. W ten sposób wzywasz mię, abym się wznosił aż do Twojego tronu i dusze moją złożył Ci w adoracji, w kontemplacji ekstatycznej, wdzięczności… Niechże więc moje obcowanie będzie jedynie w niebie, bo oglądanie ziemi pozwala mi tylko domyślać się Twojej piękności i Twojej czułości… Stworzenia, w których podziwiam odblask Twoich doskonałości i które oświecił mały Twój promień, o Słowo nieskończone, są poza mną, oddalone, oderwane ode mnie. Lecz Ty, Boże mój, dobroci, miłości nieskończona i istotna, jesteś we mnie, obejmujesz mię i całego napełniasz.”
(Ch. de Foucauld).

O. Krzysztof OSUCH SJ, Medytacja: Jak czekać na JEZUSA OBLUBIEŃCA w Adwencie cz.2| 2.wmv – YouTube.

http://osuch.sj.deon.pl/2015/12/03/o-krzysztof-osuch-sj-medytacja-jak-czekac-na-jezusa-oblubienca-w-adwencie-cz-2-2-wmv-youtube/

****************

WSPARCIE

„Nie każdy, który mówi Mi „Panie, Panie!”, wejdzie do Królestwa”.
Gdy czytamy te słowa, nie szperajmy nerwowo w swoim sumieniu, w czym znów zawaliłem, w czym jestem niewierny, co jest moim grzechem, gdzie moje słuchanie okazuje się budowaniem na piasku. Takie myślenie często nie prowadzi do niczego innego, niż chwilowego kaca moralnego.

Wypełnienie woli Ojca to nie jest niewolnicze wypełnianie obrzędu, religii i moralności. Wypełniać wolę Ojca, to przede wszystkim żyć prawdą, że jestem dzieckiem Ojca. Jeśli tym zaczniemy żyć, to naprawdę nasze życie, z pozoru szare i banalne, z wszystkimi jego bolączkami, nie będzie życiem w strachu i bezmyślnym powtarzaniem czegoś, do czego może nawet nie jesteśmy przekonani.

Ta Ewangelia jest fundamentalna, pokazuje, że przyjście Jezusa nie jest tylko tanim zabiegiem na pocieszenie utrudzonej ludzkości. Wcielenie jest wejściem Boga w nasz świat, w sposób już nie tylko duchowy, ale teraz fizyczny. I to jest niesamowicie dobra nowina dla każdego człowieka. Dobry Bóg nie jest tylko ideą, ale jest Kimś na wyciągnięcie ręki. Jego przyjście przekłada się na coś bardzo konkretnego: odtąd Bóg nie jest tylko Kimś, z kim należy się liczyć, ale staje się fundamentem wszystkiego.

Każdy dom jest złączony z fundamentem, trwałość domu jest uzależniona od jakości tegoż. Może pojawić się pokusa nieodpowiedzialnego gospodarza, który, mając stary dom, maluje tylko fasady. Dobrze to wygląda, ale jeśli nie zatroszczy się o stan fundamentów, a więc o tę część budynku, która nie jest do „pokazywania”, na nic się to nie przyda.

Zobaczmy dziś, na czym budujemy i na ile jesteśmy tylko fasadowym gospodarzem? Każdy, kto budował prawdziwy dom, wie, że trzeba zainwestować sporo w to, co jest „niewidzialne”, by zbudować coś trwałego. I na tym polega chrześcijaństwo, że wraz z przyjściem Jezusa uczymy się tracić, by zyskać solidny fundament.

http://kramer.blog.deon.pl/2015/12/03/wsparcie/

*****************

 

__________________________________________________________________________________

Świętych Obcowanie

__________________________________________________________________________________

3 grudnia
Święty Franciszek Ksawery, prezbiter

Święty Franciszek Ksawery

Franciszek urodził się 7 kwietnia 1506 r. na zamku Xavier w kraju Basków (Hiszpania). Jego ojciec był doktorem uniwersytetu w Bolonii, prezydentem Rady Królewskiej Navarry. W 1525 r. Franciszek podjął studia teologiczne w Paryżu. Po uzyskaniu stopnia magistra przez jakiś czas wykładał w College Domans-Beauvais, gdzie zapoznał się z bł. Piotrem Favre (1526), zaś w kilka lat potem (1529) ze św. Ignacym Loyolą. Niebawem zamieszkali w jednej celi. Mieli więc dosyć okazji, by się poznać, by przedstawić swoje zamiary i ideały. Równocześnie Franciszek rozpoczął na Sorbonie studia teologiczne z zamiarem poświęcenia się na służbę Bożą. Duszą całej trójki i duchowym wodzem był św. Ignacy. Razem też obmyślili utworzyć pod sztandarem Chrystusa nową rodzinę zakonną, oddaną bez reszty w służbę Kościoła Chrystusowego. Potrzeba nagliła, gdyż właśnie w tym czasie Marcin Luter rozwinął kampanię przeciwko Kościołowi, a obietnicą zagarnięcia majątków kościelnych pozyskał sporą część magnatów niemieckich i z innych krajów Europy.
Dnia 15 sierpnia 1534 roku na Montmartre w kaplicy Męczenników wszyscy trzej przyjaciele oraz czterej inni towarzysze złożyli śluby zakonne, poprzedzone ćwiczeniami duchowymi pod kierunkiem św. Ignacego. W dwa lata potem wszyscy udali się do Wenecji, by drogą morską jechać do Ziemi Świętej. W oczekiwaniu na statek usługiwali w przytułkach i szpitalach miasta. Kiedy jednak nadzieja rychłego wyjazdu zbyt się wydłużała, gdyż Turcja spotęgowała wtedy swoją ekspansję na kraje Europy, a w jej ręku była ziemia Chrystusa, wszyscy współzałożyciele Towarzystwa Jezusowego udali się do Rzymu. Tam Franciszek otrzymał święcenia kapłańskie 24 czerwca 1537 roku; miał już 31 lat. W latach 1537-1538 Franciszek apostołował w Bolonii, a potem powrócił do Rzymu, gdzie wraz z towarzyszami oddał się pracy duszpasterskiej oraz charytatywnej. Dnia 3 września 1540 r. papież Paweł III zatwierdził ustnie Towarzystwo Jezusowe, a 27 września tego samego roku osobną bullą dał ostateczną aprobatę nowemu dziełu, które niebawem miało zadziwić świat, a Kościołowi Bożemu przynieść tak wiele wsparcia.
W tym samym czasie przychodziły do św. Ignacego naglące petycje od króla Portugalii, Jana III, żeby wysłał do niedawno odkrytych Indii swoich kapłanów. Św. Ignacy wybrał grupę kapłanów z Szymonem Rodriguezem na czele. Ten jednak zachorował i musiał zrezygnować z tak dalekiej i męczącej podróży. Wówczas na jego miejsce zgłosił się Franciszek Ksawery. Oferta została przez św. Ignacego przyjęta i Franciszek z małą grupą oddanych sobie towarzyszy opuścił Rzym 15 marca 1540 roku, by go już więcej nie zobaczyć. Udał się zaraz do Lizbony, stolicy Portugalii, aby załatwić wszelkie formalności. Wolny czas w oczekiwaniu na okręt poświęcał posłudze wobec więźniów i chorych oraz głoszeniu słowa Bożego.Święty Franciszek Ksawery 7 kwietnia 1541 roku, zaopatrzony w królewskie pełnomocnictwa oraz mandat legata papieskiego, wyruszył na misje do Indii. Po długiej i bardzo uciążliwej podróży, w warunkach nader prymitywnych, wśród niebezpieczeństw (omalże nie wylądowali na brzegach Brazylii), przybyli do Mozambiku w Afryce, gdzie musieli czekać na pomyślny wiatr, bowiem żaglowiec nie mógł dalej ruszyć. Franciszek wykorzystał czas, by oddać się posłudze chorych. W czasie zaś długiej podróży pełnił obowiązki kapelana statku. Wszakże trudy podróży i zabójczy klimat rychło dały o sobie znać. Franciszek zapadł na śmiertelną chorobę, z której jednak cudem został szczęśliwie uleczony. Kiedy dotarli do wyspy Sokotry, leżącej na południe od Półwyspu Arabskiego, okręt musiał ponownie się zatrzymać. Tu Franciszek znalazł grupkę chrześcijan zupełnie pozbawioną opieki duszpasterskiej. Zajął się nimi, a na odjezdnym przyrzekł o nich pamiętać. Wreszcie po 13 miesiącach podróży 6 maja 1542 roku statek przybył do Goa, politycznej i religijnej wówczas stolicy portugalskiej kolonii w Indiach. Spora liczba Portugalczyków żyła dotąd bez stałej opieki kapłanów. Święty zabrał się energicznie do wygłaszania kazań, katechizacji dzieci i dorosłych, spowiadał, odwiedzał ubogich. Następnie zostawił kapłana-towarzysza w Goa, a sam udał się na tak zwane “Wybrzeże Rybackie”, gdzie żyło około dwadzieścia tysięcy tubylców-rybaków, pozyskanych dla wiary świętej, lecz bez duchowej opieki. Pracował wśród nich gorliwie dwa lata (1543-1545).
W 1547 roku Franciszek zdecydował się na podróż do Japonii. Za płatnego tłumacza służył mu Japończyk Andziro, który znał język portugalski. Był on już ochrzczony i bardzo pragnął, aby także do jego ojczyzny zanieść światło wiary. Franciszek mógł jednak udać się do Japonii dopiero w dwa lata potem, gdy Ignacy przysłał mu więcej kapłanów do pomocy. Dzięki nim założył nawet dwa kolegia jezuickie w Indiach: w Kochin i w Bassein. W kwietniu 1549 roku z portu Goa Franciszek wyruszył do Japonii. Po 4 miesiącach, 15 sierpnia wylądował w Kagoshimie. Tamtejszy książę wyspy przyjął go przychylnie, ale bonzowie stawili tak zaciekły opór, że musiał wyspę opuścić. Udał się na wyspę Miyako, wprost do cesarza – w nadziei, że gdy uzyska jego zezwolenie, będzie mógł na szeroką skalę rozwinąć działalność misyjną. Okazało się jednak, że cesarz był wtedy na wojnie z książętami, którzy chcieli pozbawić go tronu. Udał się więc na wyspę Yamaguchi, ubrał się w bogaty strój japoński i ofiarował tamtejszemu władcy bogate dary. Władca Ouchi-Yshitaka przyjął Franciszka z darami chętnie i dał mu zupełną swobodę w apostołowaniu. Wtedy udał się na wyspę Kiu-siu, gdzie pomyślnie pokierował akcją misyjną. Łącznie pozyskał dla wiary około 1000 Japończyków. Zostawił przy nich dwóch kapłanów dla rozwijania dalszej pracy, a sam powrócił do Indii (1551). Uporządkował sprawy diecezji i parafii, utworzył nową prowincję zakonną, założył nowicjat zakonu i dom studiów.
Postanowił także trafić do Chin. Daremnie jednak szukał kogoś, kto by chciał z nim jechać. Chińczycy bowiem byli wówczas wrogo nastawieni do Europejczyków, a nawet uwięzili przybyłych tam Portugalczyków. Udało mu się wsiąść na okręt z posłem wice-króla Indii do cesarza Chin. Przybyli do Malakki, ale tu właściciel statku odmówił posłowi i Franciszkowi dalszej żeglugi, przelękniony wiadomościami, że może zostać aresztowany. Wtedy Franciszek wynajął dżonkę i dojechał nią aż do wyspy Sancian, w pobliżu Chin. Żaden jednak statek nie chciał płynąć dalej w obawie przed ciężkimi karami, łącznie z karą śmierci, jakie czekały za przekroczenie granic Chin.
Franciszek, utrudzony podróżą i zabójczym klimatem, rozchorował się na wyspie Sancian i w nocy z 2 na 3 grudnia 1552 roku oddał Bogu ducha zaledwie w 46. roku życia. Ciało pozostało nienaruszone rozkładem przez kilka miesięcy, mimo upałów i wilgoci panującej na wyspie. Przewieziono je potem do Goa, do kościoła jezuitów. Tam spoczywa do dnia dzisiejszego w pięknym mauzoleum – ołtarzu. Relikwię ramienia Świętego przesłano do Rzymu, gdzie znajduje się w jezuickim kościele Il Gesu we wspaniałym ołtarzu św. Franciszka Ksawerego.
Z pism św. Franciszka pozostały jego listy. Są one najpiękniejszym poematem jego życia wewnętrznego, żaru apostolskiego, bezwzględnego oddania sprawie Bożej i zbawienia dusz. Już w roku 1545 ukazały się drukiem w języku francuskim, a w roku 1552 w języku niemieckim.
Do chwały błogosławionych wyniósł Franciszka Ksawerego papież Paweł V w 1619 roku, a już w trzy lata potem, w 1622 r., kanonizował go papież Grzegorz XV wraz z Ignacym Loyolą, Filipem Nereuszem, Teresą z Avila i Izydorem Oraczem. W roku 1910 papież św. Pius X ogłosił św. Franciszka Ksawerego patronem Dzieła Rozkrzewiania Wiary, a w roku 1927 papież Pius XI ogłosił go wraz ze św. Teresą od Dzieciątka Jezus głównym patronem misji katolickich. Jest patronem Indii i Japonii oraz marynarzy. Orędownik w czasie zarazy i burz.W ikonografii św. Franciszek Ksawery przedstawiany jest w sukni jezuickiej obszytej muszlami lub w komży i stule. Niekiedy otoczony jest gronem tubylców. Jego atrybutami są: gorejące serce, krab, krzyż, laska pielgrzyma, stuła.

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/12-03.php3

**********************

Św. Franciszek Ksawery – szalony dla Chrystusa

http://www.deon.pl/religia/swiety-patron-dnia/art,68,sw-franciszek-ksawery-szalony-dla-chrystusa.html
******************

List do współbraci jezuitów

Moim wypoczynkiem, najdrożsi Bracia, jest tutaj nieustanna myśli o was i rozpamiętywanie czasów, kiedy dzięki miłosierdziu Bożemu poznałem was i cieszyłem się waszą przyjaźnią Większe Mnóstwo ludzi w tych stronach nie zostaje chrześcijanami tylko dlatego, że nie ma nikogo przysposobionego do świętego obowiązku nauczania ich. Często miałem ochotę znaleźć się na uniwersytetach Europy, a szczególnie w Paryżu i głośno jak szaleniec wołać do tych, którzy mają więcej wiedzy niż dobrej woli ku jej pożytecznemu zastosowaniu, aby wiedzieli, ile tu dusz traci niebo i idzie do piekła przez ich niedbalstwo.

Gdyby wraz z nauką literatury zechciał studiować rachunek, jakiego zażąda Bóg za dane im talenty, to nie jedne odczułby potrzebę odprawienia Ćwiczeń duchowych, które by ich doprowadziły do zrozumienia woli Bożej i poddania się jej wbrew własnym skłonnościom. Wtedy wołali by do Boga: O Panie! Oto jestem! Co chcesz, abym uczynił? Poślij mnie dokąd chcesz, nawet do Indii. O ile więcej spokoju zaznaliby w życiu ileż więcej mieliby nadziei na miłosierdzie Boże w chwili skonania, gdyby mogli powiedzieć na Boskim sądzie, któremu musi podlegać każdy zrodzony człowiek. Panie, pięć talentów otrzymałem, oto drugie pięć talentów zyskałem. Obawiam się jednak, że tylko po to, żeby zdobyć dostojeństwa, beneficja, biskupstwa; mówią, że po ich uzyskaniu będzie dość czasu na służbę Bogu. W ten sposób o wyborze zawodu przesądzają ich własne skłonności, ponieważ obawiają się, że wola Boga może nie zgadzać się z ich własną wolą, i w konsekwencji nie chcą Mu pozostawiać swobody w rozporządzaniu ich życiem. Naprawdę czuję pokusę napisania do naszych przyjaciół w Paryżu, do mistrza Piotra de Cornibus i doktora Franciszka le Picart, aby im powiedzieć, że wielkie mnóstwo pogan pojęłoby wiarę chrześcijańską, gdyby tylko znaleźli się księża do niesienia im pomocy. Ludzie pchają się tu w takich masach do Kościoła, że moje ręce po prostu opadają ze zmęczenia, tyle jest chrztów, a głos mój zupełnie zamiera w skutek ciągłego powtarzania w ich języku Wierzę, przykazań, modlitw i kazania o niebie i piekle. .

Jest to klasa ludzi zwana bragmanes. Są oni podporą pogaństwa i sprawują nadzór nad świątyniami, w których znajdują się bałwany. Jest to najprzewrotniejszy rodzaj ludzi na świecie i to o nich mówi się w modlitwie Psalmisty: de gente non sancta, ab homine iniquo et doloso eripe me. Oni nie wiedzą, co to znaczy mówić prawdę, lecz zawsze się zmawiają, aby chytrze kłamać i oszukiwać swych biednych współwyznawców.

A więc wmawiają w prosty lud, że bałwany potrzebują żywności i wielu ludzi przynosi ofiar, zanim oni sami zasiądą do stołów. Jedzą dwa razy dziennie przy dźwiękach kotłów i bębnów i ogłaszają, że to bałwany ucztują. Zamiast ograniczyć swe potrzeby, co bragmanes grożą nieszczęsnym łatwowiernym ludziom, że w razie niedostarczenia im tego, czego się od nich wymaga, bałwany ześlą im śmierć lub chorobę, albo sprowadzą diabłów do ich domów.

Mają mało wykształcenia, lecz wiele nieprawości i chytrości. Mnie uważają za wielkiego szkodnika, ponieważ stale ujawniam ich nikczemność, gdy jednak spotykam któregoś z nich na osobności, to ten przyznaje się do swych oszustw i mówi, że nie posiadają innych środków do życia prócz kamiennych bałwanów i kłamstw o nich zmyślonych. Oni faktycznie myślą, że ja umiem więcej niż oni wszyscy razem. Zapraszają mnie do siebie i mają mi za złe, gdy odmawiam przyjęcia darów, jakie mi przysyłają, aby mi zamknąć usta. Mówią, że wiedzą bardzo dobrze, że istnieje tylko jeden Bóg i że będą modlić się do Niego w mojej intencji. Ja też wypowiadam swoje zdanie o ich postępowaniu i ujawniam ich oszustwa i matactwa popełnione kosztem prostego ludu, który jest przywiązany do nich wyłącznie ze strachu; wreszcie ogarnia mnie zmęczenie po tylu wysiłkach. Gdyby nie ci bragmanes, wszyscy poganie byliby nawróceni.

Od czasu, jak tu jestem, tylko jeden z nich przyjął wiarę chrześcijańską, piękny młodzian, obecnie oddany sprawie nauczania dzieci katechizmu. .

Gdy obchodzę wsie chrześcijańskie, mijam liczne pagody. W jednej miejscowości było przeszło 200 bragmanes. Wyszli oni na moje spotkanie i podczas dyskusji o wielu sprawach zadałem im następujące pytanie: co wasi bogowie i bałwany, którym oddajecie cześć, każą wam czynić, aby osiągnąć zbawienie? Długo spierali się między sobą, kto ma odpowiedzieć na moje pytanie. Przypadło to w udziale jednemu z najstarszych, 80-letniemu starcowi, który prosił mnie, abym pierwszy powiedział, jakie są żądania stawiane przez Boga chrześcijan jego wyznawcom. Przenikając jego podstęp, odmówiłem powiedzenia czegokolwiek, zanim on sam nie odpowie na moje pytanie; w ten sposób był zmuszony wykazać swój brak wykształcenia.

Odpowiedział mi, że bogowie dali dwa przykazania wszystkim ludziom, pragnącym osiągnąć swe niebo. Pierwsze, żeby ludzie nie zabijali krów, lecz czcili w nich samych bogów, drugie zaś, by dawali ofiary bragmanom, którzy obsługują pagody. Usłyszawszy to bardzo się zasmuciłem, że diabeł może aż tak panować nad naszymi bliźnimi, że przywłaszcza sobie cześć należną jedynemu Bogu. Porwałem się więc na nogi i każąc bragmanom, by usiedli, wielkim głosem w ich własnym języku wypowiedziałem Credo i przykazania, czyniąc krótką przerwę po każdym przykazaniu.

Potem wygłosiłem również w ich języku kazanie o niebie i piekle, i powiedziałem, kto idzie do jednego z tych miejsc, a kto do drugiego. Po kazaniu wszyscy bragmanes powstali i gorąco mnie ucałowali mówiąc, że Bóg chrześcijan jest naprawdę prawdziwym Bogiem, skoro jego przykazania tak są zgodne ze wszystkimi słusznymi racjami. Zapytali mnie, czy nasze dusze umierają wraz z naszymi ciałami, jak dusze zwierząt; Bóg poddał mi argumenty odpowiednie dla ich umysłów, by jasno udowodnić prawdę o nieśmiertelności duszy. Zdaje się, że byli z tego bardzo zadowoleni. Należy unikać scholastycznych subtelności w rozmowach wobec takich prostych ludzi. Jeszcze jedno chcieli siedzieć a mianowicie, przez jaki otwór wychodzi dusza, gdy człowiek umiera, i czy dusza człowieka pogrążonego we śnie, gdy mu się śni, że jest w jakimś kraju ze swymi przyjaciółmi i znajomymi, udaje się na to miejsce i czasowo przestaje przebywać w jego ciele (mnie samemu często śni się taki sen, moi drodzy, i wtedy myślę, że jestem wśród was).

Było jeszcze jedno pytanie: czy Bóg jest biały czy też czarny, stosownie do rozmaitości barw na twarzach ludzi. Ponieważ w tym kraju ludzie są czarni i lubią ten kolor, dlatego twierdzą, że Bóg również jest czarny. Większość bałwanów jest czarna. Oni je stale namaszczają olejem i dlatego cuchną obrzydliwie. Są też przerażająco brzydkie. Bragmanes wyglądali na bardzo zadowolonych z moich odpowiedzi na wszystkie pytania, wobec czego rozpocząłem dyskusję mówiąc, że skoro poznali prawdę, to powinni zostać chrześcijanami. Oni jednak odpowiedzieli w sposób bardzo dobrze znany nawet w krajach chrześcijańskich: co pomyśli świat o nich, jeżeliby mieli dokonać tej zmiany w trybie swego życia? Odstraszał ich również wzgląd na to, że utraciliby jedyny środek do życia. Jeden z nich chciał porozmawia o tych sprawach. Postanowiłem spotkać się z nim. Pod wielkim sekretem zwierzył mi się, że pierwszą czynnością nauczycieli w szkołach jest przymuszenie uczniów do przysięgi, że nigdy nie ujawnią niektórych rzeczy, jakie się tam nauczą.

Zaprzyjaźniliśmy się i w zaufaniu objaśnił mi, jakie to są te rzeczy. Między innymi była następująca: nigdy nie ujawniać, że istnieje tylko jedne Bóg, Stworzyciel nieba i ziemi, przebywający w niebie, i że Jemu należy oddawać cześć, a nie bałwanom, które są demonami. Pytał, czy ma zachować to, co słyszał w sekrecie. Odpowiedziałem, że przeciwnie, nie powiem niczego o głównych zasadach chrześcijaństwa, o ile on nie obieca mi, że nie będzie ich trzymał w ukryciu, na co on chętnie przystał. Z największą przyjemnością wypowiedziałem i objaśniłem te doniosłe słowa naszej wiary: Ten, kto uwierzy i ochrzci się, będzie zbawiony. Zapisał te słowa i komentarz w swym własnym języku wraz z Credo i przykazaniami, które również wyłożyłem. Opowiedział mi, jak w nocy śnił ku swej wielkiej radości i zadowoleniu, że miał zostać chrześcijaninem i moim towarzyszem podróży. Prosił mnie, abym go ochrzcił w tajemnicy, lecz pod warunkami, które nie były ani uczciwe, ani dozwolone, wobec czego byłem zmuszony odmówić. Ufam w Bogu, że on zostanie kiedyś chrześcijaninem, poniechawszy tych wszystkich zastrzeżeń. Poradziłem mu, by uczył prostych ludzi czcić Boga jedynego, Stworzyciela nieba i ziemi, lecz sprzeciwił się ze względu na swoją wiarę i ze strachu, że demon mógłby go zabić.

Nie wiem, co jeszcze mógłbym wam powiedzieć prócz tego jednego. Tak wielkie są radości zesłane przez Boga, Pana naszego, pracującym tu nad nawróceniem pogan, że jeśli istnieje na świecie radość, to niewątpliwie jest nią właśnie ta. Często słyszę, jak pewna osoba woła [tzn. sam Franciszek Ksawery]: O Panie, nie dawaj mi tyle pociech a w tym życiu, albo skoro już w swej nieskończonej dobroci i miłosierdziu dajesz mi aż tyle pociech, to zabierz mnie do swej świętej chwały, bo męką jest żyć, nie widząc Ciebie po doznaniu Twego wewnętrznego pocieszenia. .

Wśród łask, okazanych mi przez Boga teraz i dawniej, jest jedna, do której tęskniłem z całego serca: abym przed śmiercią doczekał zatwierdzenia naszej reguły i sposobu życia. Dzięki, nieskończone dzięki Bogu, Panu naszemu, że uznał za dobre ujawnić na zewnątrz to, co tajemnie oznajmił swemu słudze a naszemu Ojcu Ignacemu. Zdaje mi się, że w ciągu dwóch lat wszystkie msze ojca Pawła i moje były w intencji najprzewielebniejszego kardynała Guidationa [właśc. Guidiccioni] Moim wypoczynkiem, najdrożsi Bracia, jest tutaj nieustanna myśli o was i rozpamiętywanie czasów, kiedy dzięki miłosierdziu Bożemu poznałem was i cieszyłem się waszą przyjaźnią. Wiem bardzo dobrze, ile straciłem wówczas z mojej własnej winy, nie wykorzystując o wiele więcej mądrości, którą dał wam Bóg. Oby okazał mi On swoje miłosierdzie i pozwolił za sprawą waszych wiernych modlitw dojrzeć moje niezliczone grzechy i żałować za nie; niech mi da siłę do wytrwania na mojej drodze wśród pogan. Jestem tak bardzo wdzięczny Jemu i wam również, najdrożsi bracia.

Kończę więc modlitwą, by jak w swym miłosierdziu nas połączył, a później dla swej służby tak daleko nas rozdzielił, tak oby nas znowu połączył w swej świętej chwale. Ażeby ta radość stała się naszym udziałem, weźmy za pośredników i obrońców te święte dusze, które ochrzciłem w tych krajach, a sądzę, że jest ich ponad tysiąc, i które Bóg powołał do siebie, zanim utraciły stan niewinności. Niech uzyskają one dla nas na tym świecie wygnania to, byśmy poznali Jego świętą wolę i dobrze ją wypełniali.

Wasz kochający brat, Franciszek.

http://www.xaverianum.pl/teksty/swiadectwa/127-list-do-wspobraci-jezuitow

****************

Nauka moralna

Podajemy na tym miejscu zdarzenie z życia świętego Franciszka, które jeszcze lepiej da nam poznać ducha, jaki ożywiał tego świętego apostoła.

Będąc w Indiach zadał sobie Ksawery dużo pracy, aby nawrócić pewnego portugalskiego szlachcica, który chlubił się ze swego niedowiarstwa i bezbożności. Wesołą gawędką udało mu się pozyskać jego zaufanie i przychylność, po czym starał się przemówić mu do serca i wykazać konieczność pokuty i pojednania się z Bogiem. Szlachcic odpowiedział na napomnienia i przestrogi drwinkami i szyderczym uśmiechem. Nie zwątpił jednak Ksawery i nie poprzestał na tym, lecz przy każdej sposobności ponawiał prośby i przestrogi. Wszystkie usiłowania były nadaremne. Pewnego dnia wyszli razem na przechadzkę do pobliskiego zagajnika. Ksawery wznowił rozmowę o miłosierdziu i sprawiedliwości Bożej. Naraz ukląkł, obnażył plecy, wydobył spod habitu dyscyplinę i tak się nią osmagał, że krew zaczęła spływać mu po ciele, przy czym w te słowa odezwał się do szlachcica: “Czynię to dla twej duszy, a uczyniłbym daleko więcej, byle by ją uratować! Ale cóż by znaczyła ta drobnostka wobec tego, co Jezus Chrystus dla ciebie uczynił? Czyż by męka Jego i okrutna śmierć nie miały wzruszyć twego serca?” Po czym wzniósłszy oczy w Niebo westchnął: “O Jezu, nie patrz na to, czym ja biedny grzesznik chciałbym Cię przebłagać, lecz na własną Przenajświętszą Krew, i racz się nad nami zmiłować”. – Szlachcic stanął jakby w ziemię wryty. Nie mogąc pojąć ogromu takiej miłości bliźniego, ukląkł obok Ksawerego, prosząc, aby przestał się katować, obiecał poprawę i wiernie dotrzymał słowa.

Modlitwa

Boże, któryś ludy Indii chciał przez nauki i cuda świętego Franciszka Ksawerego wcielić do Twego Kościoła, spraw łaskawie, abyśmy naśladowali przykłady cnót jego, jak i wielbili jego wspaniałe cnoty. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.

http://ruda_parafianin.republika.pl/swi/f/frak.htm#02

******************

Marzyciele

tekst Sebastian Musioł

W epoce powolnych statków żaglowych św. Franciszek Ksawery przemierzył pół świata w poszukiwaniu pogan, których chciał zdobyć dla Chrystusa. Spieszył się. W XVI wieku chrześcijańska pozostawała tylko Europa. Choć umierał, nie spełniwszy marzenia, jego duchowi uczniowie dokonali misyjnej rewolucji.

Siódmego kwietnia 1541 roku, zaopatrzony w królewskie pełnomocnictwa oraz mandat legata papieskiego, Franciszek Ksawery wyrusza na misje do Indii. Jezuita, żołnierz Chrystusa, pragnie zdobywać dla Niego świat.

Urodził się 34 lata wcześniej, 7 kwietnia 1506 roku, na zamku Xavier w Hiszpanii. Zdolny, ambitny i wysportowany młodzieniec studiuje filozofię w Paryżu. Dzieli pokój z Ignacym Loyolą. Kiedy powstaje Towarzystwo Jezusowe, przyłącza się do niego bez wahania.

W poszukiwaniu “typowych pogan”

Po 13 miesiącach podróży i męczących postojów, 6 maja 1542 roku, do Goa przybija statek z Franciszkiem Ksawerym na pokładzie. Goa to stolica portugalskiej kolonii w Indiach. Portugalczycy od pół wieku starają się zaszczepić tu własne obyczaje. Burzą świątynie hinduskie, a uczonych hinduistów zmuszają do niszczenia własnych ksiąg religijnych.

Misyjny szlak św. Franciszka Ksawerego

Św. Franciszek Ksawery przemierzył pół świata, by nawracać pogan.

Franciszek Ksawery natychmiast zadziwia gorliwością ewangelizatora. Początkowo jego metody nie różnią się od kolonialnych. Dość szybko jednak zauważa, jak marne dają one efekty.

Obraz B. E. Muriilo: “Franciszek Ksawery rozpoczyna swoją działalność misyjną”, olej na płótnie, muzeum w Hartford (USA)

Przemyślawszy sprawę, Ksawery uznaje, że najważniejsze jest udzielanie chrztu. Po stosunkowo krótkiej katechezie włącza więc do Kościoła całe rzesze nawróconych. Podobno pewnego razu ochrzcił kilka tysięcy osób naraz. Aż do jego czasów nie znano działań misyjnych na tak wielką skalę.

Szukając “typowych pogan”, którzy jeszcze nie słyszeli o Chrystusie, z wypiekami słucha opowieści o Japonii i Chinach-dopiero odkrywanych dla Europy. W 1549r. ląduje w Kraju Kwitnącej Wiśni. Władze japońskie zrazu nie stawiają mu przeszkód. Oporni są jednak bonzowie buddyjscy, ludzie są nieufni. Nie rozumieją, dlaczego mają słuchać ubogiego mnicha z obcego świata. Tu szacunek budzi człowiek o pewnym znaczeniu społecznym. Dlatego Ksawery wymaga, by jezuici nie ukrywali swej wiedzy i już samym dostojnym strojem zwracali na siebie uwagę, jako ludzie mający coś do przekazania. Kiedy stanie przed władcą, przywdzieje bogaty strój japoński i ofiaruje mu bogate dary.

Dotrzeć do Państwa Środka

Misja w Japonii powoli się rozwija, a Ksawery marzy o Chinach – najpotężniejszym państwie Dalekiego Wschodu. Zamkniętym i niezbadanym, o wspaniałej kulturze i historii. Daremnie jednak szuka kogoś, kto by chciał z nim jechać. Chińczycy byli wówczas wrogo nastawieni do Europejczyków, a nawet uwięzili przybyłych tam Portugalczyków. Niespożyty Franciszek wsiada mimo to na okręt z posłem wicekróla Indii do cesarza Chin. Przybywa do Malakki, ale tu właściciel statku odmawia posłowi i Franciszkowi dalszej jazdy. Wtedy wynajmuje dżonkę, na której dociera aż do wyspy Sancian. Niemal widać wybrzeże Kraju Środka. Utrudzony podróżą i zabójczym klimatem choruje. Umiera w nocy z 2 na 3 grudnia 1552 roku, w zaledwie 46. roku życia.

Powyżej Matteo Ricci przygotowywał dla Chińczyków mapy z objaśnieniami w ich języku.

Marzenie Ksawerego jednak nie umiera. W tym samym roku, kiedy umiera Franciszek, we włoskiej miejscowości Macerata przychodzi na świat Matteo Ricci. 31 lat później stanie na chińskiej ziemi, a nawet zaprzyjaźni się z cesarzem Chin. Ten gruntownie wykształcony w zakresie prawa, filozofii, fizyki, astronomii i matematyki jezuita dokonał prawdziwej rewolucji w dziele misyjnym. Metoda Ricciego, znana jako inkulturacja, nie od razu zyskała uznanie. Narodziła się zaś pod wpływem porażek, do jakich nieuchronnie prowadziły próby przeszczepiania mentalności europejskiej w krajach Wschodu.

Portret Matteo Ricciego, namalowany w 1610r. przez chińskiego Jezuitę Yu Wen-hui

Matteo Ricci zamierza postępować zgodnie z metodą apostołów, czyli “stać się Chińczykiem dla Chińczyków”. Dlatego początkowo ubiera się jak mnisi buddyjscy. Przyjmuje nazwisko Li Ma-tou. Nie spieszy się, by chrzcić i nie uznaje chrztów masowych. W pierwszym roku swego pobytu w Chinach sakramentu chrztu udziela tylko jednemu choremu biedakowi. I znowu okazuje się, że w kraju uczonych mandarynów w największej cenie jest wykształcenie. Ricci upodobnia się więc do mandarynów z brodami i długimi włosami. Poznaje niuanse prowadzenia dysputy, uczy się rytu picia herbaty. Opanowuje skomplikowany ceremoniał grzeczności i uprzejmości. A przy tym doskonale mówi w dialekcie mandaryńskim, kreśli precyzyjne mapy i zdumiewa fotograficzną pamięcią.

Choć Mszę świętą odprawia tylko po domach i nie głosi kazań, wielu urzędników i uczonych zbliża się do Chrystusa. Matteo Ricci uważa, że nowi chińscy chrześcijanie nie powinni w żadnym wypadku rezygnować z lojalności wobec swego kraju; a po wtóre – chrześcijańskie objawienie tajemnicy Boga nie niszczy niczego, co piękne, dobre, prawdziwe i święte w starożytnej tradycji chińskiej; przeciwnie, dowartościowuje ją i udoskonala. Taka działalność misyjna nie jest nastawiona na szybkie sukcesy. Żniwo zostanie zebrane później.

Guru z Włoch

W Indiach misyjne dzieło św. Franciszka Ksawerego kontynuuje tymczasem Roberto de Nobili. W 1605 r. przybywa do Goa, gdzie obserwuje bezradność Portugalczyków. De Nobili nie rozumie, dlaczego misjonarze uzależniają udzielenie chrztu od wyrzeczenia się przynależności do kast, na które było podzielone społeczeństwo indyjskie. Przecież żaden Hindus z wyższej kasty nie pozwoli się ochrzcić europejskiemu księdzu, który obcował z niższymi kastami!

Roberto de Nobili ubierał się i żył jak hinduski asceta. Wiedział, że tylko w ten sposób może pozyskiwać Hindusów dla Chrystusa

De Nobili udaje się na południe kraju, do Maduraj, ponad-tysiącletniego ośrodka kultury hinduskiej. Zgodnie ze swym pochodzeniem ogłasza, że należy do kasty wojowników. Ubiera się i żyje jak hinduski asceta. Zamiast sutanny – widomego znaku obcości kulturowej – przywdziewa strój hinduskiego nauczyciela – guru. Goli głowę, nosi kij bambusowy w jednej ręce, a naczynie z wodą w drugiej, a także znak z pasty sandałowej na czole i święty sznur owinięty wokół szyi. Próbuje akomodacji, czyli dopasowania Dobrej Nowiny do zwyczajów i kultury indyjskiej. Włada sanskrytem, a święte księgi wedyjskie interpretuje w świetle Ewangelii.

Braminów, członków najwyższej kasty w społeczności indyjskiej, nie zwalcza, ale pozyskuje dla Chrystusa. Nowo ochrzczonym pozwala zachowywać ich dotychczasowe zwyczaje: rytualną kąpiel poranną, używanie pasty sandałowej, noszenie świętego sznura i pęku włosów z tyłu głowy. Nie muszą nawet zmieniać imion.

Kiedy umiera w 1656 roku, w misji madurajskiej żyje 40 tys. katolików należących do różnych kast.

Ojciec Narodu

Nowoczesne metody stosowane przez jezuitów w XVI wieku nie wszystkim się podobały. Zostały one nawet zakazane przez papieża Benedykta XIV. Dopiero Sobór Watykański II zaaprobował inkulturację i akomodację misyjną.

Dzisiaj misjonarz starannie przygotowuje się do wyjazdu. Poznaje obyczaje, dzieje i kulturę ludu, któremu pojedzie głosić Ewangelię. Mówi o Jezusie w języku zrozumiałym dla słuchaczy. Misjonarz okazuje się często Ojcem Narodu. Bywa, że po raz pierwszy spisuje przysłowia, podania i opowieści. Tworzy słowniki i… tłumaczy Pismo Święte.

 

POMOC DLA MISJONARZY

Dzieło Pomocy “Ad Gentes” 12 marca rozpoczyna swoją działalność. Jego celem jest gromadzenie pomocy dla misjonarzy. Do jego powstania przyczyni! się apel Benedykta XVI do polskich biskupów: “…proszę Was, abyście zachęcali Waszych prezbiterów do podejmowania posługi misyjnej czy też pracy duszpasterskiej w krajach, w których brak duchowieństwa. Wydaje się, że jest to dziś szczególne zadanie, a nawet w pewnym sensie obowiązek Kościoła w Polsce. Posyłając jednak kapłanów za granicę, zwłaszcza na misje, pamiętajcie, aby zapewnić im oparcie duchowe i wystarczającą pomoc materialną”. Komisja Episkopatu ds. Misji przypomina też słowa Jana Pawła Wielkiego: “Dla każdego wierzącego, tak jak i dla całego Kościoła, sprawa misji winna być na pierwszym miejscu, ponieważ dotyczy wiecznego przeznaczenia ludzi i odpowiada miłosiernemu planowi Bożemu”.

 

Tygodnik “Gość Niedzielny” Nr 11 – 12 marca 2006r.

http://ruda_parafianin.republika.pl/swi/f/frak.htm#02

http://ruda_parafianin.republika.pl/swi/f/frak.htm#02

Wielki papież

GUERCINO (GIOVANNI FRANCESCO BARBIERI)

“Św. Grzegorz Wielki ze św. Ignacym i św. Franciszkiem Ksawerym”,
olej na płótnie, 1625-1626, National Gallery, Londyn

Powiększenie Tylko kilku papieży w historii otrzymało przydomek “wielki”. Jednym z nich był św. Grzegorz (540-604), pierwszy papież, który przyjął takie imię. Na obrazach przeważnie jest on przedstawiany w szatach pontyfikalnych. Otwarta księga leżąca na kolanach wielkiego papieża ma przypominać o jego zasługach jako doktora Kościoła. Tak właśnie św. Grzegorza Wielkiego namalował również Guercino. Papież spogląda na lecącego nad nim białego gołębia, symbolizującego Ducha Świętego. To oczywiście oznacza, że reformy podejmowane przez św. Grzegorza miały swe źródło właśnie w Duchu Świętym.

Obraz powstał na zamówienie kard. Ludovico Ludoviciego, bratanka papieża Grzegorza XV. Alessandro Ludovici, wybrany na papieża 9 lutego 1621 roku, zmarł jeszcze przed powstaniem obrazu, 8 lipca 1623r. Podczas swego krótkiego pontyfikatu 12 marca 1622r. kanonizował m. in. Dwóch najwybitniejszych jezuitów – założyciela Towarzystwa Jezusowego Ignacego Loyolę i wielkiego misjonarza Azji – Franciszka Ksawerego. Obu świętych widzimy na obrazie Guercino. Stoją przy tronie papieskim. Św. Ignacy, z lewej strony, trzyma księgę, co przypomina o napisanych przez niego “Ćwiczeniach duchowych”. Św. Franciszek Ksawery, z lilią (symbolem czystości) w ręce, stoi z prawej strony. Świętym towarzyszą aniołowie i putta.

Portret Grzegorza I Wielkiego i świętych jezuickich jest więc pośmiertnym hołdem złożonym papieżowi Grzegorzowi XV. Grzegorz Wielki był dla niego inspiracją, z myślą o nim przyjął to samo imię. Z kolei wyniesienie na ołtarze świętych jezuickich było najbardziej znaczącym osiągnięciem jego krótkiego pontyfikatu.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 35 – 30 sierpnia 2009r.

http://ruda_parafianin.republika.pl/pra/wramach/2009/35.htm

********************

Pod znakiem serca

Gorrado Giaquinto

“Święta Trójca”
olej na płótnie, ok. 1754 Muzeum Prado, Madryt

Powiększenie Pomiędzy Osobami Trójcy Świętej promienieje ogromne serce, owinięte koroną cierniową. Ten znak miłości Boga jest głównym tematem dzieła.

Trzy Osoby Boskie zostały przedstawione tak, jak zwykle się je malowało, gdy tematem obrazu była Trójca Święta. Bóg Ojciec jako władca świata trzyma w ręce berło – symbol władzy. Syn Boży jako odkupiciel ludzi jest owinięty w całun, w którym zmartwychwstał, i częściowo obnażony, by można było zobaczyć rany zadane Mu podczas ukrzyżowania. Duch Święty został przedstawiony jako gołębica. Wiadomo bowiem, że podczas chrztu Jezusa w Jordanie zstąpił z nieba właśnie pod postacią gołębicy.

Poniżej widzimy tłum świętych. Z przodu, z lewej strony, wyróżnia się Matka Boża w niebieskim płaszczu. Jeszcze bardziej na lewo dostrzegamy nachylonego w Jej stronę św. Józefa z kwitnącą gałązką. Pomiędzy nimi rozpoznajemy św. Jana Chrzciciela. Większość pozostałych świętych również możemy zidentyfikować, dzięki trzymanym przez nich atrybutom.

Można by było uznać obraz za dość schematyczny, gdyby nie nowatorskie w XVIII wieku wyeksponowanie Serca Jezusa. Wprawdzie kult Serca Jezusowego zaczął się szerzyć już pod koniec XVII wieku, zwłaszcza po objawieniach prywatnych, jakich pomiędzy 1673 a 1675 rokiem doznała francuska zakonnica Małgorzata Maria Alacoque w klasztorze wizytek w Paray-le-Monial w Burgundii, ale oficjalnie uroczystość Najświętszego Serca ustanowił dopiero w 1765r. w niektórych krajach papież Klemens XIII. Kiedy Corrado Giaquinto malował swój obraz, kult nie miał więc jeszcze nawet oficjalnej akceptacji papieskiej. Na cały Kościół uroczystość Najświętszego Serca Jezusa rozszerzył Pius IX w roku 1856.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 21 – 26 maja 2013r.

http://ruda_parafianin.republika.pl/pra/wramach/start.htm

******************

Nowenna i Litania do Św. Franciszka Ksawerego

http://www.xaverianum.pl/images/stories/Now_Ksawerego_kolumny.pdf

******************

 

Ponadto dziś także w Martyrologium:

W Tangerze – św. Kasjana, męczennika. Pisze o nim Prudencjusz w swej pochwale męczenników, ale poza tym wiele o nim nie wiemy.

W Dorchester-on-Thames, w Anglii – św. Biryna, biskupa. Na Wyspę wysłał go około roku 634 papież Honoriusz. Nawracał Saksów Zachodnich i ochrzcił króla Cynegilsa. Zmarł około roku 650.

oraz:

św. Galganusa, pustelnika (+ 1181); św. Lucjusza (+ II w.?); św. Miroklesa, biskupa ( + ok. 341)

__________________________________________________________________________________

To warto przeczytać

__________________________________________________________________________________

Nieśmiałość, która nie mija z wiekiem

Choć nieśmiałość najczęściej bywa przypisywana dzieciom i nastolatkom, nie oznacza to, że nie mają z nią problemu również dorośli. Właśnie to dla nich jest bardziej uciążliwa i może sprawić, że życie stanie się nie do zniesienia.

 

Według badań amerykańskiego psychologa Philipa G. Zimbardo ponad 40% ludzi uważa się za “obecnie nieśmiałych”, 25% określa się jako “chorobliwe nieśmiałych”, a ponad 80% twierdzi, że byli “nieśmiali w jakimś okresie swojego życia”. Jak widać więc, nieśmiałość to doświadczenie dość uniwersalne. I niestety, również dość mocno utrudniające życie. Jak mocno – wiedzą o tym jedynie sami nieśmiali. Jedna ze studentek, będąca w grupie badanej przez P. Zimbardo pod kątem nieśmiałości, napisała takie wyznanie:
“Pamiętam, jak miałam cztery lata – czego ja nie robiłam, żeby uniknąć spotkania z ludźmi, którzy przychodzili do nas w odwiedziny. Znałam ich – byli to moi kuzyni, ciotki, wujkowie, przyjaciele rodziny, a nawet moi bracia i siostry. Chowałam się w koszach na bieliznę, w szafach, w śpiworach, pod łóżkami. Ta lista nie ma końca, a wszystko dlatego, że bałam się ludzi. Kiedy podrosłam, zrobiło się jeszcze gorzej.”
Nie wiemy, kim obecnie z zawodu jest owa studentka, ale możemy sobie wyobrazić, że taka nieśmiałość musi wpływać negatywnie na większość obszarów życia, nie tylko na życie zawodowe. Zresztą, wśród osób, których zawód wydaje się zupełnie wykluczać możliwość bycia nieśmiałym, wielu jednak boryka się z tym problemem. Aktorka Nancy Walker w jednym z wywiadów dla “Newsweeka” powiedziała o sobie, że jest “prawdopodobnie jedną z najbardziej nieśmiałych i introwertycznych pań, jakie kiedykolwiek chodziły po tej ziemi”. Podobne oceniła siebie dziennikarka telewizyjna Barbara Walters, uchodząca powszechnie za osobę bardzo pewną siebie, a czasem nawet za zimną i agresywną. “Wciąż mam niewielki kompleks niższości. Wchodzę do pokoju i muszę się zmusić do tego, żeby podejść do ludzi. Nie umiem sama jechać na urlop, iść sama do restauracji czy na drinka. Zawsze mnie boli, gdy ktoś mówi o mnie: ona jest agresywna.” – wyznała w jednym z wywiadów.
Jak widać, nieśmiałość może się różnie objawiać: nie tylko rumieńcami i drżącym głosem. Często ogromny strach jest schowany za zbytnią przebojowością i, jak u wspomnianej Barbary Walters, niejaką agresywnością w kontaktach z ludzi. Strach przed czym? Zanim spróbujemy zmierzyć się z tym bolesnym zahamowaniem, warto rozłożyć je na czynniki pierwsze.

 

Czego się boję?

 

Lęk to podstawowe uczucie towarzyszące nieśmiałości. Najczęściej przez samych nieśmiałych jest określany jako lęk przed ludźmi, nieśmiałość zawsze bowiem dotyczy życia społecznego – nikt nie czuje się przecież skrępowany w samotności. Badania P. Zimbardo wykazały swoistą gradację nieśmiałości wobec ludzi, których można zakwalifikować do jakiejś kategorii. Aż 70% badanych przyznało się do nieśmiałości wobec obcych. Na trzech kolejnych miejscach były: odmienna płeć, autorytety (w sferze wiedzy i kompetencji) oraz osoby posiadające władzę. Poniżej 20% badanych czuło się skrępowanymi wobec krewnych, osób starszych i znajomych. A mniej niż 10% wobec dzieci i rodziców.
Dziwnym może wydawać się bycie nieśmiałym wobec krewnych, rodziców czy dzieci. Przecież to są osoby, w których stałej obecności spędzamy znaczną część naszego życia! Ale fakt ten pokazuje dobitnie, jak bardzo uciążliwym i trudnym problemem jest nieśmiałość, której przykre objawy trzeba czasami znosić nieustannie.
Oprócz klasyfikacji osób “uruchamiających” nieśmiałość P. Zimbardo na podstawie badań utworzył też listę sytuacji, które najczęściej wywołują przyspieszone bicie serca. Jako najtrudniejszą zdecydowana większość badanych wskazała “bycie w centrum uwagi w dużej grupie np. podczas przemawiania”. Bardzo często padały odpowiedzi: “w nowych sytuacjach”, “w sytuacjach wymagających asertywności”, “w interakcjach z osobami tej samej płci”. Podstawowym problemem w przeżyciach osób zakłopotanych był niepokój z powodu poczucia bycia ocenianym.
I prawdopodobnie w dużej mierze ta kwestia jest sednem nieśmiałości. Osoba nieśmiała niejako “oddaje” innym prawo do zawyrokowania, czy jej zachowanie jest, w szerokim rozumieniu tego słowa, pozytywne. Dlaczego sobie odbiera to prawo? Dlaczego sama dla siebie nie jest najważniejszym decydentem w kwestii, czy postępuje właściwie? Jedną z przyczyn może być fakt, że w nieśmiałości nie chodzi o wartość moralną zachowania, ale o kwestię podobania się, o wywoływanie odpowiedniego wrażenia. Jest to niejaka “wina”, która buduje nieśmiałość – mniej ważny staje się wymiar etyczny zachowania, ale sposób prezentacji siebie, pokazania siebie takim, jakim chcielibyśmy być widziani, nieważne jak daleko mijałoby się to z prawdą o nas. I znów warto zadać pytanie: skąd bierze się w nas taka postawa? Intuicyjnie można szukać odpowiedzi w bardzo niskim poczuciu własnej wartości, przekonaniu, że taki, jaki jestem na pewno nie zostanę zaakceptowany, stąd rodzi się potrzeba tworzenia wizerunku, który w naszym przekonaniu ma większe szanse się podobać. Niestety, siłą rzeczy musi on być zbudowany na zasadzie negacji naszych prawdziwych cech, więc staje się naszym zupełnym przeciwieństwem i nieprawdą o nas. Cóż nam wtedy z tej akceptacji, która nijak się ma do nas?
Obarczanie jednak samych nieśmiałych odpowiedzialnością za swoją słabość nie wydaje się jednak do końca słusznym sposobem na “ukręcenie łba hydrze”. Komu bowiem bardziej niż samym nieśmiałym może zależeć na pozbyciu się tej przypadłości, nawet za cenę uznania własnych przekonań za błędne? Jednak psychologowie zgodnie twierdzą: walka z nieśmiałością to długi proces, wymagający od zainteresowanego wytrwałości i determinacji. A jednocześnie zachęcają do podjęcia działań w tym kierunku, ponieważ nieleczona nieśmiałość ma tendencje do pogłębiania się.

 

Praktyka czyni mistrza

 

Największym problemem dla nieśmiałych są interakcje społeczne. Dlatego więc walka z nieśmiałością musi opierać się na rozwoju umiejętności społecznych. Przysłowie “praktyka czyni mistrza” może być w tej sytuacji adekwatnym mottem. P. Zimbardo nie zaleca jednak żadnych “skoków na głęboką wodę”, ale wyznaczanie sobie małych celów, możliwych do osiągnięcia i stopniowe zwiększanie stopnia trudności zadania. Oto propozycje ćwiczeń, dzięki którym nieśmiała osoba może nauczyć radzić w konkretnych społecznych sytuacjach, które do tej pory były oceniane jako nadmiernie stresujące.

 

Przemów po raz pierwszy

 

Jeśli dosłownie każda rozmowa wiąże się dla ciebie ze stresem, spróbuj wykonać poniższe ćwiczenia:

 

1. Zadzwoń do informacji telefonicznej i poproś o numery telefonów kilku wybranych instytucji. Podziękuj telefonistce i zwróć uwagę na jej reakcję.
2. Zadzwoń do najbliższego sklepu i sprawdź cenę jakiegoś reklamowanego produktu.
3. Zadzwoń do programu radiowego i powiedz, że ci się podoba, a potem zadaj jakieś pytanie.
4. Zadzwoń do działu sportowego lokalnej gazety i zapytaj o wyniki ostatnich rozegranych w twoim mieście meczów.

 

Zadbaj o wygląd

 

Idź do fryzjera i poproś o uczesanie, w którym będzie ci naprawdę do twarzy. Maluj się delikatnie.
Przemyśl w jakich ubraniach wyglądasz najlepiej – choć na razie niekoniecznie najlepiej się czujesz. Wprowadź kolory do swojej garderoby. Pozwól sobie poczuć się atrakcyjnie.

 

Mów “cześć”
W następnym tygodniu pozdrów jak największą ilość osób, które spotkasz na ulicy. Uśmiechnij się i powiedz “dzień dobry”. Spróbuj dodać czasami coś od siebie np. “ale piękny dzisiaj dzień” albo “ale śniegu dzisiaj napadało”. Część osób ci nie odpowie, ale od większości uzyskasz jakąś równie przyjemną odpowiedź.

 

Anonimowa rozmowa

 

Nawiąż krótką, bezpieczną rozmowę z nieznajomymi w miejscu publicznym np. w kolejce w sklepie spożywczym, w banku, w bibliotece, w poczekalni u lekarza. Możesz ją zacząć od jakiegoś wspólnego doświadczenia np. “czy to smaczny ser? Nigdy go nie próbowałem” lub: “wie pani coś o tej książce? Słyszałem wiele dobrego o jej autorze”.

 

Rozdawaj komplementy

 

To łatwy i skuteczny sposób na rozpoczęcie rozmowy np. na spotkaniu towarzyskim. Możesz skomplementować strój, uczesanie, umiejętności, jakiś aspekt osobowości. Następnie zadaj jakieś pytanie: “Masz piękny samochód! Dobrze się nim jeździ?” czy “Podobają mi się twoje kolczyki. Gdzie można takie dostać?”

 

Spotykaj się z ludźmi

 

Staraj się spotykać z wieloma osobami. Na początku będzie liczyła się ilość, nie jakość, gdyż potrzebujesz wprawy w jakichkolwiek kontaktach społecznych.
Jak najczęściej chodź w miejsca, gdzie dobrze się czujesz – do sklepu samoobsługowego, do księgarni, muzeum. Postaraj się od tej pory wszędzie nawiązać choć jedną krótką rozmowę.
Zacznij chodzić w miejsca, które cię interesują, ale nie są już tak “bezpieczne” – do kawiarni, na warsztaty, do klubu zainteresowań.

 

Miej coś do powiedzenia

 

Żeby prowadzić interesującą rozmowę, trzeba mieć coś do powiedzenia. Postaraj się być dobrze poinformowanym, a osłabisz lęk związany z tą sytuacją. W tym celu:
• czytaj gazety
• orientuj się w sytuacji politycznej
• czytaj recenzje filmów i książek – chodź też do kina i czytaj książki

 

Przyjaźń ze znajomości

 

Przyjaźnie zaczynają się zwykle od przebywania w tym samym otoczeniu, zaangażowaniu w te same czynności, podobieństwie postaw, wartości i zainteresowań. Kogo z osób, które znasz pobieżnie, chciałbyś poznać bliżej? Wybierz sobie dwie, trzy takie osoby. Zastanów się, co wiesz o każdej z tych osób i co według ciebie cię z nimi łączy. Odważ się zadzwonić lub nawiązać bezpośrednią rozmowę – powiedz na przykład, że chcesz się poradzić, coś sprawdzić lub dowiedzieć od tej osoby. Zakończ wyrażaniem pozytywnych uczuć i podtrzymującym “do widzenia”. W następnych dniach zaproś tę osobę, żeby przyłączyła się do ciebie w drodze na przystanek autobusowy lub podczas przerwy na lunch, a znów za kilka dni zaproponuj, żeby zjadła z tobą pizzę, wybrała się na koncert.
Stosując to podejście poszerzaj swój krąg przyjaciół.

 

Umów się na randkę

 

Dla osób nieśmiałych randka wywołuje największy niepokój. To sytuacja, w której szczególnie zależy nam, żeby “dobrze wypaść”, doświadczamy wtedy większej intensywności uczuć, na brak których nieśmiali nie mogą narzekać nawet podczas bardziej neutralnych spotkań, wreszcie – wystawiamy się na ryzyko odrzucenia. W wielu przypadkach lęk jest tak silny, że dominuje nad spodziewanymi korzyściami, wobec czego nieśmiałe osoby ostatecznie rezygnują z randek.
Spróbuj poradzić sobie w ten sposób:
• zaproponuj randkę przez telefon – nie będziesz się przynajmniej martwił sygnałami pozawerbalnymi: rumieńcami, trudnością z utrzymaniem kontaktu wzrokowego
• rozpoczynając rozmowę powiedz jakiś komplement nawiązujący do waszego ostatniego spotkania i poczekaj na reakcję
• miej wszystko zaplanowane – zaproponuj dwa odmienne rodzaje rozrywek, w których jednak sam będziesz czuł się w miarę bezpiecznie
• jeśli odpowiedź będzie pozytywna, zakończ rozmowę w miarę szybko, ale oczywiście lekko i grzecznie
• jeśli będzie negatywna, zapytaj czy rodzaj rozrywki czy pora jest nieodpowiednia? Możesz też zaproponować jakąś mniej zobowiązującą formę spotkania np. wspólne wyjście w kilka osób. Jeśli odpowiedź zdecydowanie brzmi: nie, to znaczy, że dana osoba nie jest zainteresowana. Odmowa pójścia z tobą na randkę nie musi pociągać za sobą przykrego poczucia odrzucenia. Wyobraź sobie (lub może doświadczyłeś takiej sytuacji), że to ty zostałeś zaproszony na randkę, a nie masz ochoty bliżej poznawać osoby, która cię zaprosiła. Sytuacja bycia obiektem zainteresowania jest najczęściej miłym doświadczeniem i samo zaproszenie zazwyczaj bywa odbierane pozytywnie. Raczej z sympatią myślimy o osobach, w których wywołujemy ciepłe uczucia, nawet jeśli ich nie odwzajemniamy.

 

Dzięki tym ćwiczeniom masz szansę stać się towarzyską osobą, swobodnie radzącą sobie w kontaktach społecznych. Na początku sytuacje te mogą wydać ci się sztuczne, za bardzo zaplanowane. Ale w miarę ćwiczeń i nabierania wprawy będziesz je wykonywał z coraz większym polotem i na luzie. Wraz z poszerzaniem się kręgu twoich znajomych, sam możesz być zaskoczony, jak wiele osób w kontaktach z ludźmi wykazuje nieśmiałość albo przynajmniej lekkie skrępowanie. A ta świadomość może sprawić, że nawet w dużym tłumie zaczniesz czuć się po prostu bezpiecznie.

 

Bibliografia:

 

Philip G. Zimbardo, “Nieśmiałość”, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2007

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,715,niesmialosc-ktora-nie-mija-z-wiekiem.html

*************

GDY ŻYCIE OGARNIA CIEMNOŚĆ

GDY ŻYCIE OGARNIA CIEMNOŚĆ
Odnaleźć nadzieję w czasie depresji
Richard Winter

By ciemność już nigdy nie powróciła

W depresji trudno pracować, budować relacje. Wzmacniają się symptomy chorobowe. Wzrasta ryzyko śmierci samobójczej. Depresja to przede wszystkim stan głęboko wyniszczający. Indywidualna tragedia i jeden z palących problemów współczesnego społeczeństwa.

Richard Winter, psychiatra z wieloletnią praktyką, opisuje depresje i analizuje jej przyczyny. W swojej książce bada źródła smutku, zniechęcenia i rozpaczy, wnika w istotę żałoby. Jednocześnie podsuwa sposoby, jak sam mówi, radzenia sobie “w mroku”. Przywołując historie z przypowieści biblijnych i odwołując się do literatury klasycznej, podpowiada, jak sobie radzić w chronicznym stanie depresji. Skłania do refleksji i zadaje istotne pytania.

Świetna pomoc w każdej terapii.

*****************

Jak rozmnożyć czas? Oto 10 zasad!

TakRodzinie
***************

Ja wam mówię: czas to miłość!

Posłaniec

Co poradzić ludziom, którzy uczciwie i szczerze pragną założyć małżeństwo trwałe, wierne, szczęśliwe, miłujące się i szerzące miłość? Prymas Kardynał Wyszyński powiedział: Ludzie mówią: czas to pieniądz, a ja wam mówię: czas to miłość!

 

Przyszłość świata idzie przez rodzinę – to niepodważalnie prawdziwe zdanie Jana Pawła II dziś trzeba, niestety, uzupełnić dopowiedzeniem: przez normalną rodzinę.
Na pytanie: Co to jest normalna rodzina? odpowie bez trudu każde przedszkolne dziecko. Rodzina to mama, tato i dzieci. Czasem dziecko dopowie: babcia i dziadek. I słusznie, bo dziadek i babcia to oczywiście też rodzina.

Znajoma nauczycielka podjęła próbę zdefiniowania, co to jest rodzina, na lekcji w klasie maturalnej. Rozgorzała pełna emocji dyskusja i nie udało się w ciągu całej lekcji zbudować akceptowalnej przez wszystkich definicji. Przeniosła dyskusję na następną lekcję, lecz ona również nie zakończyła się sukcesem porozumienia…

Normalna – czyli jaka?

 

Dziś pod pojęciem rodzina próbuje się podłączyć twory, które z natury są niezdolne do zrodzenia czegokolwiek. Związki z definicji niepłodne i to nie tylko biologicznie (potomstwo), ale też niepłodne i tym samym nierozwojowe psychicznie oraz duchowo. Związki bez żadnej pokoleniowej przyszłości.

 

Komu zależy na gmatwaniu rzeczy oczywistych, komplikowaniu spraw niepodlegających dyskusji? Jaki kapitał chcą zbić nieznane siły na robionym zamęcie? Jakie są to siły? Z pewnością, bez groźby popełnienia pomyłki, można je określić jako wrogie rodzinie, wrogie człowiekowi i jego obrońcom: Kościołowi i… Bogu. Wielkim sukcesem tych sił zła jest fakt, że ludzie przestali myśleć zdroworozsądkowo, trzymając się tradycyjnych, sprawdzonych przez tysiąclecia, wartości.

 

Siłom tym chodzi o to, by wdawać się z nimi w absurdalne dyskusje, udowadniać, że nie jest się przysłowiowym wielbłądem, by w końcu musieć tłumaczyć się przed nimi ze swojej… normalności. Nie dawajmy im tej satysfakcji. W myśl zasady: psy szczekają, ale karawana idzie dalej pochylmy się nad normalną rodziną.

 

Rodzina – jak sama jej nazwa wskazuje – ma służyć rodzeniu i wychowywaniu nowych pokoleń. Normalna rodzina jest jedynym miejscem zdolnym do zrodzenia potomstwa i zaspokojenia wszystkich potrzeb rozwojowych dzieci. Owszem, można dzieci “odziać i wyżywić” poza rodziną, lecz byłby to raczej chów, a nie wychowanie do prawdziwych wartości, do tego, co w życiu bezwzględnie najważniejsze – czyli do miłości. Tym samym rodzina jest najważniejszą, jedyną i nie do zastąpienia “instytucją”, od której zależy bezpośrednio szczęście osobiste, wspólnotowe i w efekcie całych społeczności, narodów, a w końcu świata całego.

 

Celowe i sensowne jest zastanowienie się nad tym, jak konkretnie pomóc rodzinie, która rzeczywiście jest dziś śmiertelnie zagrożona. Świadczą o tym choćby zastraszające liczby rozwodów. W wielu miastach w Polsce liczba rozwodów znacznie przewyższa liczbę zawieranych małżeństw. Składa się na to zarówno stale rosnąca liczba rozwodów, jak i malejąca liczba ślubów. Przyczyniają się do tego coraz liczniejsze “wolne związki”. Niczym (rozsądnym) nieuzasadniona moda na takie związki sieje spustoszenie w psychice młodych ludzi, m.in. utrudniając wejście w trwałe, prawdziwe małżeństwo i wytrwanie w nim w wierności. Doświadczenie pokazuje, że ludzie, którzy doszli do małżeństwa w czystości, nie rozwodzą się ani nie zdradzają. Dla uczciwie myślących jest to oczywiste, dla “myślących inaczej” jest nie do pojęcia (a przynajmniej nie do przyjęcia).

Gwarancje szczęścia małżeńskiego?

  • Co poradzić ludziom, którzy uczciwie i szczerze pragną założyć małżeństwo trwałe, wierne, szczęśliwe, miłujące się i szerzące miłość (również przez roztropne i wielkoduszne przekazanie życia dzieciom). Na podstawie doświadczenia z Poradni Małżeńskiej mogę z łatwością wskazać tereny, które (dobrze zagospodarowane) owocują trwałością i prawdziwym szczęściem małżeńskim i rodzinnym. Mogę nawet sformułować postulaty, których wypełnienie gwarantuje szczęście małżeńskie:
  • Przybliż się do Boga. Traktuj przykazania nie jako ograniczenia, a jako pożyteczne i nieomylne drogowskazy – z tego wyniknie m.in. wspomniana wcześniej czystość przedmałżeńska i małżeńska.
  • Zmieniaj nie współmałżonka, a siebie (by być lepszym mężem, żoną). W szczególności walcz czynnie z własnym egoizmem, by dorosnąć do relacji miłości rozumianej jako bezinteresowny dar z siebie samego. Miłość traktuj jako decyzję woli świadczenia dobra do końca życia. Tej decyzji nie powinny zmienić nawet najgorsze pojawiające się uczucia.
  • Ciesz się waszą intymnością, ale nigdy nie traktuj mogącego pojawić się dziecka jako zagrożenia miłości. Niech każde dziecko, nawet to niezaplanowane, będzie dla ciebie zawsze najcudowniejszym darem i przedłużeniem waszej miłości w wieczność.
  • Dbaj o uczucia współmałżonka, ale pamiętaj, że uczucia to nie miłość. Złe uczucia traktuj jako ostrzeżenie i wezwanie do ich naprawy.
  • Uwierz w inność kobiety i mężczyzny. Jesteśmy stworzeni i wyposażeni do pełnienia innych zadań. Do macierzyństwa i ojcostwa. Inność traktuj jako bogactwo, a nie jako niedopasowanie usprawiedliwiające ucieczkę z małżeństwa. Jak zaczniesz się śmiać z inności, to jesteś na dobrej drodze do sukcesu.
  • Doceniajcie się nawzajem i bądźcie sobie wdzięczni za codzienność. Żonom dziękujcie i podziwiajcie za piękno, wrażliwość, troskę i dobroć, mężom dziękujcie za opiekuńczość, mądrość, dzielność, sprawność i odpowiedzialność. Nawet gdybyście musieli przyłapywać współmałżonka na zrobieniu czegoś dobrego.
  • Wzbudźcie w sobie wewnętrzną życzliwość do rodziców współmałżonka (teściów.) Nie mówcie o nich niczego złego i nigdy nie miejcie pretensji do współmałżonka o zachowania teściów.
  • Nauczcie się rozmawiać bez ranienia. Nie żałujcie czasu na słuchanie siebie nawzajem. Nawet gdy materia, o której mówi małżonek, kompletnie cię nie interesuje, słuchaj z uwagą. Nie ze względu na materię, a na osobę współmałżonka i jego potrzebę bycia wysłuchanym.

Prymas Kardynał Wyszyński powiedział: Ludzie mówią: czas to pieniądz, a ja wam mówię: czas to miłość! Jeżeli po każdej rozmowie będziecie sobie bliżsi, to będzie znaczyć, że już umiecie rozmawiać i że jesteście na najlepszej drodze do pełni szczęścia. Wszak dobra komunikacja powinna pogłębiać komunię. Celem małżeństwa jest bowiem wspólna droga do świętości przez budowę komunii osób na wzór komunii osób Boskich (Jan Paweł II). Komunia osób w małżeństwie jest źródłem najgłębszego szczęścia i zadatkiem na piękną wspólną starość (jeżeli Pan Bóg pozwoli jej obojgu doczekać).

http://www.deon.pl/slub/duchowosc/art,13,ja-wam-mowie-czas-to-milosc.html

****************

Czego tak naprawdę się boisz?

No właśnie, czego? W pierwszym odruchu powiesz to, co jest dla ciebie powierzchownie oczywiste. Boję się wychodzić z domu, boję się, że mam atak serca, raka mózgu czy żołądka, boję się, że zrobię jakieś głupstwo pod wpływem obsesyjnych myśli itd.

 

Ale sam wiesz, że ta odpowiedź jest nieprecyzyjna i nie opisuje dobrze tego, co odczuwasz. W pierwszym etapie choroby może w ogóle nie byłeś pewny, że o uczucie lęku tu chodzi. Byłeś może całkiem przekonany, że rzeczywiście coś złego się z twoim organizmem dzieje. Potem przeszedłeś serię badań i za każdym razem okazywało się, że fizycznie wszystko jest w porządku. Mimo to się boisz. Zrozumiałeś już to uczucie. Na poziomie racjonalnym wiesz, że nic złego z tobą się nie dzieje. Po kolejnych diagnozach racjonalnie przyjąłeś i zaakceptowałeś fakt fizycznego zdrowia. Jednym to zabiera więcej czasu, innym mniej, ale ostatecznie hipoteza o somatycznej przyczynie fatalnego samopoczucia upada. Świadomie wiesz, że obawa przed tym, że coś ci się stanie, skoro tylko oddalisz się od swojego domu, jest bezzasadna, a przynajmniej bardzo mało zasadna. Czego więc się boisz? Swoich wyobrażeń?
Zastanów się nad tym. Nie znasz żadnego z tych doświadczeń, które na ciebie rzekomo czyhają. Nie miałeś nigdy ataku serca, więc skąd wiesz, czego tak naprawdę się bać? Byłem kiedyś świadkiem, jak podczas spotkania rodzinnego zmarł na atak serca pewien starszy człowiek. Nagle stracił w czasie tańca przytomność i zmarł. Nie cierpiał, nie bał się, nie wyczekiwał. Stracił przytomność i zmarł. Gdyby akcja reanimacyjna się powiodła, wróciłaby mu świadomość i zapewne nie pamiętałby nawet, kiedy ją stracił. Gdzie tu miejsce na strach? Nie ma. Miejsce na strach jest tylko wtedy, gdy pomyślisz sobie, że ciebie mogłoby to spotkać. Gdy wchodzisz myślami w mrok wyobraźni i gdy towarzyszą temu mroczne uczucia. To ich się boisz. Nie jesteś gruboskórny i masz wyobraźnię bogatą. Mógłbyś ją wykorzystywać twórczo w różnych dziedzinach, może zresztą to robiłeś… Niestety, wskutek takich czy innych okoliczności stałeś się jej więźniem w nerwicy lękowej.
Podobnie jest z opuszczeniem domu. To łatwiej nawet zrozumieć. Przecież doskonale wiesz, że nie ma żadnego logicznego powodu, dla którego atak paniki miałby cię spotkać tylko dlatego, że jesteś w innym miejscu. Poza murami swego bezpiecznego schronienia. To tylko twoja wyobraźnia wzbudza uczucie lęku. To swoich uczuciowych wyobrażeń się boisz. Czy zastanawiałeś się kiedyś, jak ci najtwardsi z najtwardszych przechodzą nietknięci przez traumatyczne dla innych wydarzenia? Na przykład żołnierze służb specjalnych w akcjach wojskowych? Nie mają wyobraźni. Albo umieją ją kontrolować. Zapewne jedno i drugie. Zdarzenia to zdarzenia. Śmierć to śmierć. Strach dotyczy tylko wyobrażeń na ich temat, a nie ich samych… Nigdy nie będą poetami.
Jeszcze prościej wyjaśnić lęk przed natrętnymi myślami. Tu jest już oczywiste, że boisz się wyłącznie swoich własnych wyobrażeń. Napięcie lękowe podsuwa ci złe myśli, ty podążasz za nimi w otchłań i jeszcze bardziej zwiększasz napięcie.
Pomyśl, że to twoje własne wyobrażenia i że to ty sam je tworzysz!… I możesz na nie wpływać.
* * *
Nasz układ nerwowy jest zintegrowany i stanowi całość. Zarówno autonomiczny, jak somatyczny, przetwarza uczucia i świadome myśli. Jak naprawdę działa, tego chyba jeszcze do końca nie wiadomo, ale fakt, że ma strukturę sieci neuronów, każe się domyślać, że jest to całość, choć podzielona na wyspecjalizowane fragmenty, o rozproszonych i współrealizowanych funkcjach. Fakt wpływania myśli na uczucia i odwrotnie nietrudno ukazać w prostym rozumowaniu i na przykładach.
Myślenie o czekających nas przyjemnościach, osobach i miejscach, które lubimy, wspomnienia miłych sytuacji, choćby przeglądanie albumu ze zdjęciami z udanych wakacji, w naturalny sposób wprowadzają w radosny nastrój. Uśmiechamy się. Mówimy, że się “rozmarzyliśmy”. Lubimy te stany rozmarzenia. Rolę takich “marzeń” spełniają też znakomicie telewizja, filmy, literatura i sztuka w ogóle. Dobry, lekki film czy książka potrafią znakomicie zrelaksować i wprowadzić w pogodny nastrój. Dlatego tak je lubimy. Według tego samego mechanizmu smutny film smutno nas nastraja. Czasem trzeba kilku godzin albo i dni, żeby się z takiego smutku otrząsnąć.
Podążanie za mrocznymi lub przerastającymi naszą ludzką rzeczywistość wyobrażeniami nieodzownie wprowadza w świat mrocznych i przerastających nas uczuć. Znakomicie opisują to mistycy wszystkich religii. Zbliżanie się do Absolutu i rozważanie tego stanu wprowadzają ich nieuchronnie w pustkę, porażający mrok, poczucie absolutnej samotności, paradoksalnego opuszczenia przez Boga. Ciemna noc mistyków to uniwersalne doświadczenie osób głęboko poszukujących w sensie duchowym. Stan w uczuciowym sensie zbliżony do nerwicowego. Nie chcę wchodzić w aspekt religijny takich doświadczeń (odpowiednia literatura jest łatwo dostępna, np. wydane niedawno listy Matki Teresy z Kalkuty). Ważne, że z punktu widzenia ludzkiej psychiki doświadczenia te potwierdzają fakt, iż uczucia “nadążają” za rozmyślaniami. Otchłań myśli – otchłań uczuć.
Tę naszą łatwość budowania uczuć w oparciu o czysto wirtualne wyobrażenia bezwzględnie wykorzystują współczesne media i specjaliści od marketingu. To pod wpływem emocji kupujemy rzeczy, których nie potrzebujemy, za pieniądze, których nie mamy. Sztaby ludzi zawodowo zajmują się zmienianiem naszych uczuć. Nie jest to bynajmniej efekt spisku, tylko sposób zarabiania na chleb. Wszyscy gramy w tę grę, bo tak jest zorganizowane nasze społeczeństwo.

 

Jest zresztą absolutnie zadziwiające, jak łatwo odwieszamy nasze przekonania moralne i zasady etyczne na kołek z napisem “życie prywatne”. W pracy obowiązuje inny, bardziej agresywny kodeks. Prawie jak na wyprawie wojennej. A szczególnie tam, gdzie można wykorzystać intelektualną przewagę. Żaden artykuł w prasie, a tym bardziej program w telewizji nie jest dobry, jeśli nie zmienia stanu emocjonalnego odbiorcy. Jeśli przeczytałeś artykuł i nie wzruszyłeś się albo się nie poirytowałeś, to cel jego twórcy nie został osiągnięty. Poruszony, wszystko jedno czy pozytywnie, czy negatywnie – sięgniesz po ciąg dalszy lub podejmiesz oczekiwane przez nadawcę kroki; obojętny – jesteś z punktu widzenia nadawcy bezwartościowy. Jeśli staniesz się tego świadomy, uodpornisz się na tego typu manipulacje z korzyścią dla swojego portfela i życiowych celów. Mieliśmy już grypę ptasią i świńską. Jaka będzie następna? Bo na pewno jakaś będzie, to tylko kwestia czasu. Ten mechanizm działa zawsze tak samo i zdawałoby się, że powinien być już ograny i nieskuteczny. A jednak atawistyczne wyszukiwanie źródeł zagrożenia jest silniejsze.

 

Zatrute jedzenie, woda lub powietrze (np. przez promieniowanie), krzywda dzieci, klęski naturalne (mogą być dowolnie odległe), niewdzięczność bliskich, pogarda innych grup narodowych itp. – to są te, które zwykle działają najskuteczniej. Wytwarzają emocje, które motywują nas do zwiększania wiedzy na temat zagrożenia. Gdzie? Oczywiście w tym samym miejscu, które zagrożenie sygnalizuje! I nakład rośnie. Sugerowałbym wyrobić w sobie dla własnego dobra mechanizm obronny, który uruchomi podwójną czujność wobec manipulacji, ilekroć natrafisz na któryś z tych tematów.
To zresztą nie koniec, bo na przeciwległym (względem zagrożenia) końcu leży potrzeba wyróżnienia się, aspiracji – to słowo jest świętym Graalem współczesnego marketingu. Im bardziej czujesz potrzebę wyróżnienia się, tym bardziej marzysz o nowych gadżetach z wielkich reklam w centrum miasta, a im bardziej marzysz o nich, tym bardziej się czujesz poniżony, że jeszcze ich nie masz. Emocje rosną, oszczędności topnieją…
Dość przykładów i dygresji; ważne, że dobre myśli tworzą dobre uczucia, a złe myśli złe uczucia -i w drugą stronę: uczucia kierują myśli w określonym kierunku. A wiesz o tym doskonale, bo twoje napięcie lękowe nieustannie i brutalnie pcha cię w kierunku obsesyjnych myśli (scenariuszy zagrożenia). “Strach ma  wielkie oczy” – jakże znakomicie opisuje to mądrość zbiorowa naszej kultury.
Wynika z tego prosty wniosek: jeśli nie chcesz się bać, to nie twórz strasznych wyobrażeń. To swoich wyobrażeń się boisz, a nie rzeczywistości. Rzeczywistość jest beznamiętna. To ty dodajesz jej emocji!
Oczywiście, to wszystko łatwo powiedzieć, a trudniej zrobić. Szczególnie gdy napięcie lękowe jest potężne i zalewa cię strasznymi myślami. Nie możesz ich po prostu odwrócić. Uzyskanie pełnej kontroli nad myślami w ogóle nie jest wykonalne. Ale też nie o to chodzi. Jak wspominałem, odwracanie myśli za wszelką cenę, zwłaszcza w panice przed tym, co będzie, gdy się nie uda, przynosi odwrotny efekt. Buduje tylko dodatkowe napięcie. Kluczem jest akceptacja i spokojne, racjonalne tłumaczenie sobie tego, co się dzieje. Bo podlegasz skrajnie nieprzyjemnym uczuciom, które jednak same w sobie nie są groźne. Takie myślenie buduje uczucie uspokojenia i jest możliwe nawet w czasie ataku paniki. Sprawi, że będzie on lżejszy. Nie opieraj się panicznie, gdy uczucia pchają cię w jakąś stronę. Walcz, ale tak jak walczy dżudoka: jak pchają, to ciągnij, jak ciągną, to pchaj. Zaakceptuj najgorsze, a okaże się, że najgorsze nie jest wcale takie straszne!
Obserwuj, jak twoje myśli i wyobrażenia wpływają na twój nastrój. Co ci pomaga, a co nie. Jakie scenariusze myślenia przynoszą ci ulgę i wytchnienie, a jakie budują dodatkowe napięcie i pogrążają cię w mroku.

Sam znajdziesz najlepszą drogę – po to, by zyskać choćby niewielki wpływ, by choć trochę stępić ostrze mrocznej wyobraźni. Wejść w ten sposób w pętlę wyzdrowienia.
Bowiem, jak małe dzieci w nocy nie zmrużą oka,
Drżąc przed strachami, równie my czasem i w dzień biały
Boimy się upiorów, zwodniczych i nietrwałych
Jak te, przed których widmem trwoży się serce dzieci.
Tego mrocznego lęku nic równie nie rozświeci,
Ni złote strzały słońca, ni dnia oblicze białe,
Jak wszystkich praw natury poznanie doskonałe.
Lukrecjusz, O naturze rzeczy, przeł. Edward Szymański
* * *

 

Więcej w książce: Pokonałem nerwicę. Historia mojego zmagania – Grzegorz Szaffer

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/poradnia/art,320,czego-tak-naprawde-sie-boisz.html

**************

Recepta na bezsenność Hildegardy z Bingen

Praktykowanie medycyny Hildegardy z Bingen w formie, w jakiej czynili to jej zwolennicy w XX wieku, musi budzić wątpliwości. Jej pisma medyczne traktowali oni bowiem jak prawdę objawioną i nie chcieli dostrzec wielu niezgodności z nowymi ustaleniami. W niektórych jednak wypadkach wypowiedzi Hildegardy są zdumiewająco trafne i dzisiaj jeszcze wskazują, jak postępować w różnych chorobach.

 

Oto mądre rady Hildegardy służące zachowaniu zdrowia i postępowaniu w przypadku bezsenności.

 

Sen jest dla zdrowia bardzo ważny. Podczas snu rozmnaża się szpik człowieka, mówi Hildegarda, a “kiedy szpik śpiącego rozmnożył się i odpoczął, a dusza przyprowadziła do porządku cały organizm, na powrót przyciąga do siebie lekki wietrzyk, który wysłała ze szpiku dla odpoczynku człowieka i wtedy człowiek się budzi”.
Jeśli jednak w porze snu człowiek leży nie mogąc zasnąć, albo jeśli często się budzi, wtedy szpik nie regeneruje się w pełni, co szkodzi zarówno jemu, jak i innym członkom ciała. Godne podziwu spostrzeżenie!
Bardzo niezdrowe jest nagłe, gwałtowne przebudzenie, spowodowane hałasem albo nieoczekiwanym dotknięciem. Także zbyt wiele snu może szkodzić. Współczesne badania nad snem potwierdziły spostrzeżenia Hildegardy.
Przy bezsenności wynikającej z zaburzeń w organizmie człowieka, Hildegarda zalecała następujący sposób:

 

Recepta na bezsenność
Latem zebrać ziele kopru włoskiego i dwa razy tyle krwawnika, po czym krótko zagotować w wodzie. Zioła wycisnąć; jeszcze ciepłe nałożyć na policzki, na czoło i owinąć głowę.

 

Sposób alternatywny
Świeżą szałwię zanurzyć w winie i położyć na okolicę serca i szyję. W zimie, kiedy nie ma świeżych ziół, stosować okłady z zagotowanych w winie nasion kopru włoskiego i korzenia krwawnika albo ze zmielonej na proszek szałwii nasączonej winem.
Działanie tych ziół Hildegarda wyjaśnia następująco: ciepło kopru włoskiego sprzyja zasypianiu, ciepło krwawnika stabilizuje sen, ciepło szałwii zaś sprawia, że wolniej bije serce.
Zioła te – dla lepszego efektu leczniczego ogrzane gorącą wodą lub winem – kładzie się na skronie cierpiącego na bezsenność. Zaskakująco trafne jest tu zastosowanie wina: “Proszek z szałwii kładzie się do wina po to, by wyciągnąć zawartą w nim substancję leczniczą”. W istocie, niektóre składniki uwalniają się dopiero w alkoholu.

 

 

Więcej w książce: Tajemnice sztuki medycznej średniowiecznych zakonnic – Johannes G. Mayer

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/zdrowie/art,754,recepta-na-bezsennosc-hildegardy-z-bingen.html

*****************

Historia Wcielenia

PIETER COECKE VAN AELST

“Zwiastowanie, Pokłon Trzech Króli, Narodzenie”,
olej na desce, 2 ćw. XVI w., Muzeum Prado, Madryt

Powiększenie Ten tryptyk ołtarzowy ilustruje historię Wcielenia. Na lewym skrzydle widzimy archanioła Gabriela i Najświętszą Maryję Pannę w scenie Zwiastowania. Słowa anielskiego pozdrowienia są wypisane na tzw. filakteriach – taśmie otaczającej trzymane przez Gabriela berło. Na prawym skrzydle artysta namalował Boże Narodzenie. Oprócz Świętej Rodziny znajdziemy tam aniołów i pasterzy, składających hołd narodzonemu właśnie Jezusowi. Centralną część tryptyku zajmuje przedstawienie Objawienia Pańskiego. Mędrcy, którzy przybyli ze Wschodu, by pokłonić się Dzieciątku, składają właśnie swoje dary. Widzimy ich na pierwszym planie. Trzymany przez Maryję Jezus życzliwie patrzy na króla, wręczającego Mu złoto. Ten szlachetny metal jest bardzo trwały, symbolizuje więc coś, co nie przemija. Złoto było zawsze najcenniejsze, wydawało się więc darem najgodniejszym, królewskim. Dlatego dar ten oznaczał godność Jezusa jako króla. Pozostali Mędrcy ofiarowali Jezusowi mirrę i kadzidło. Niosą je z lewej i z prawej strony, w ozdobnych pucharach. Mirra to gorzka pachnąca żywica uzyskiwana z kory lub pni różnych gatunków drzew. W starożytności była używana jako balsam, którym namaszczano ciała zmarłych. Mirra dodawana do wina wzmacniała je, działając odurzająco. Taki napój podawano skazańcom przed egzekucją. Dlatego mirra to zapowiedź męki Jezusa i Jego pogrzebu. Kadzidło natomiast to mieszanina aromatycznych żywic, kory, drewna, ziół, które podczas spalania wydzielają silny zapach. Używane było w świątyniach podczas składania ofiar Bogu. Dlatego dar ten oznaczał, że Jezus jest Bogiem.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 1 – 6 stycnia 2012r.

http://ruda_parafianin.republika.pl/pra/wramach/start.htm

http://ruda_parafianin.republika.pl/pra/wramach/start.htm

http://ruda_parafianin.republika.pl/pra/wramach/start.htm

Czy człowiek może otworzyć się na działanie Złego?

Maskacjusz

********************

KOGO BOI SIĘ DIABEŁ?

KOGO BOI SIĘ DIABEŁ?
Rozmowy o egzorcyzmach
Sławomir Rusin
Opętania i egzorcyzmy – ten temat wzbudza mnóstwo emocji. Niestety, w wielu mediach, a niejednokrotnie i w książkach zamiast rzetelnej wiedzy otrzymujemy informacje sensacyjne, budujące fałszywy obraz relacji między Bogiem, szatanem a człowiekiem. W tej publikacji wybitni specjaliści pomogą nam odkryć prawdziwy obraz Boga, miejsce szatana w porządku stworzenia i wyjątkową pozycję człowieka w dziele zbawienia.
dr Zenon Waldemar Dudek (psycholog i psychiatra)
dr hab. Marcin Olajossy (psychiatra)
ks. dr Grzegorz Strzelczyk (teolog dogmatyczny)
ks. dr Wojciech Węgrzyniak (biblista)
ks Krzysztof Wons SDS (kierownik duchowy)
*********************

__________________________________________________________________________________

Rekolekcje Adwentowe

__________________________________________________________________________________

Nie przerywaj dzisiaj nikomu wypowiedzi

Maskacjusz

__________________________________________________________________________________

Ikona wpisu: (fot. shutterstock.com)

O autorze: Słowo Boże na dziś