Słowo Boże na dziś – 23 stycznia 2015 r. – piątek – Błogosławionych męczenników Wincentego Lewoniuka i Towarzyszy

Myśl dnia

Los człowieka to nic innego jak kroczenie drogą prowadzącą do Boga.

Edmund Husserl

PIĄTEK II TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK I

ScreenShot093-745x483

 

PIERWSZE CZYTANIE (Hbr 8,6-13)

 

Chrystus pośrednikiem Nowego Przymierza

Czytanie z Listu do Hebrajczyków.

Bracia:
Teraz arcykapłan nasz otrzymał w udziale o tyle wznioślejszą służbę, o ile stał się pośrednikiem lepszego przymierza, które oparte zostało na lepszych obietnicach. Gdyby bowiem owo pierwsze było bez nagany, to nie szukano by miejsca na drugie przymierze. Albowiem ganiąc ich, zapowiada:
Oto nadchodzą dni, mówi Pan, a zawrę z domem Izraela i z domem Judy przymierze nowe. Nie takie jednak przymierze, jakie zawarłem z ich ojcami, w dniu, gdym ich wziął za rękę, by wyprowadzić ich z ziemi egipskiej. Ponieważ oni nie wytrwali w moim przymierzu, przeto i Ja przestałem dbać o nich, mówi Pan.
Takie jest przymierze, które zawrę z domem Izraela w owych dniach, mówi Pan: Dam prawo moje w ich myśli, a na sercach ich wypiszę je, i będę im Bogiem, a oni będą Mi ludem. I nikt nie będzie uczył swojego rodaka ani nikt swego brata, mówiąc: «Poznaj Pana»! Bo wszyscy Mnie poznają, od małego aż do wielkiego. Ponieważ ulituję się nad ich nieprawością i nie wspomnę więcej na ich grzechy”.
Ponieważ zaś mówi o nowym, pierwsze uznał za przestarzałe; a to, co się przedawnia i starzeje, bliskie jest zniszczenia.

 

Oto słowo Boże.

 

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 85,8 i 10.11-12.13-14)

 

Refren: Łaska i wierność spotkają się z sobą.

Okaż nam, Panie, laskę swoją *
i daj nam swoje zbawienie.
Zaprawdę bliskie jest Jego zbawienie +
dla tych, którzy Mu cześć oddają, *
i chwała zamieszka w naszej ziemi.

Łaska i wierność spotkają się z sobą, *
ucałują się sprawiedliwość i pokój.
Wierność z ziemi wyrośnie, *
a sprawiedliwość spojrzy z nieba.

Pan sam obdarzy szczęściem, *
a nasza ziemia wyda swój owoc.
Przed Nim będzie kroczyć sprawiedliwość, *
a śladami Jego kroków zbawienie.

 

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (J 15,16)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem,
abyście szli i owoc przynosili.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

 

EWANGELIA (Mk 3,13-19)

 

Jezus wybiera dwunastu Apostołów

 

Słowa Ewangelii według świętego Marka.

Jezus wyszedł na górę i przywołał do siebie tych, których sam chciał, a oni przyszli do Niego. I ustanowił Dwunastu, aby Mu towarzyszyli, by mógł wysyłać ich na głoszenie nauki i by mieli władzę wypędzać złe duchy.
Ustanowił więc Dwunastu: Szymona, któremu nadał imię Piotr; dalej Jakuba, syna Zebedeusza, i Jana, brata Jakuba, którym nadał przydomek Boanerges, to znaczy: Synowie gromu; dalej Andrzeja, Filipa, Bartłomieja, Mateusza, Tomasza, Jakuba, syna Alfeusza, Tadeusza, Szymona Gorliwego i Judasza Iskariotę, który właśnie Go wydał.

 

Oto słowo Pańskie.

 

 ***************************************************************************************************************************************

KOMENTARZ

 

 

Wsparcie dla kapłanów

Wybrani przez Jezusa apostołowie otrzymali zadanie głoszenia słowa Bożego oraz wyrzucania demonów. Ta misja nie zatrzymała się tylko na nich, ale przekazywana jest wciąż kolejnym pokoleniom kapłanów. Dzisiaj w wielu miejscach ich autorytet jest podważany. Prawdą jest, że wielu duchownych okazało się ludźmi słabymi i grzesznymi. Ale tak też było z dwunastoma apostołami. Przecież Piotr zaparł się Jezusa, aż trzy razy! Syn Boży nie wybierał do swojej misji ludzi bezgrzesznych – bo takich nie ma na ziemi. Nie zniechęcajmy się niedoskonałościami kapłanów, ale zwłaszcza w chwilach trudnych módlmy się za nich, okazując im duchowe wsparcie.

Jezu, nasz Mistrzu, Ty wybrałeś dwunastu apostołów, aby szli i głosili naukę o Tobie po całej ziemi. Prosimy Cię za współczesnych kapłanów. Uczyń ich świętymi. Uchroń ich przed pokusą zniechęcenia i jakiejkolwiek duchowej pustki.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”

Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html
******

Komentarz liturgiczny

Jezus wybiera dwunastu Apostołów
(Mk 3, 13-19)

Dlaczego Jezus wybrał tak różnych ludzi na swoich uczniów – Apostołów? Takie pytanie ma dzisiaj odpowiedź: dla różnorodności ludów w Kościele. Ważne jest, że Jezus ich wybrał po tym, jak oni wybrali Jezusa.
Opowiedz się za Jezusem w swoim życiu, a doświadczysz mocy wybrania. Nie będziesz się lękał świadczyć o Jezusie i w Jego Imię mieć władzę nad chorobami i złem. Głoś, że w Jezusie jest sprawiedliwość i pokój!


Asja Kozak
asja@amu.edu.pl

http://www.katolik.pl/modlitwa,888.html

Refleksja katolika

Powołanie (Mk 3,13-19)
Drogi odkrywania powołania są bardzo różne. Będąc w technikum, wcale nie chciałem być księdzem. Miałem swoje plany: studia, dobra praca, dom, żona, dzieci. Tak zwyczajnie. W ostatniej klasie szkoły średniej w moim życiu zaczęło się dziać coś dziwnego. Coraz częściej na modlitwie zacząłem słyszeć głos w swoim sercu: „Chcę, abyś poszedł inną drogą”. Na początku myślałem, że się „przesłyszałem”. Ale ten głos był z tygodnia na tydzień coraz silniejszy. W końcu zrozumiałem, że to Pan Bóg do mnie mówi o powołaniu do kapłaństwa. Zacząłem się w duchu bardzo buntować przeciwko planom Bożym. Na modlitwie mówiłem z pretensją do Pana Boga: Dlaczego chcesz mi zabrać to, co ja sobie zaplanowałem? Przecież to jest dobra droga. Dlaczego ja mam być księdzem?
Pamiętam, że kilka tygodni „wadziłem się” z Panem Jezusem. Wiele było wieczorów oraz nocy, kiedy modliłem się i przekonywałem Pana Boga, że to nie jest dobry pomysł. Gdy byłem tym już strasznie zmęczony, dałem za wygraną: „Dobrze, Panie Boże, jeśli chcesz, to będę księdzem”.Kiedy podjąłem ostateczną decyzję i powiedziałem o tym mojemu księdzu wikariuszowi z parafii, spłynął na mnie niesamowity pokój i radość. Nie przeżywałem czegoś takiego jeszcze nigdy. Idąc ulicą, uśmiechałem się do ludzi; może myśleli, że zwariowałem, ale dla mnie był to jeden z najszczęśliwszych dni w życiu. Powiedziałem „TAK” Panu Bogu!
Od tego dnia minęło już 17 lat, w tym 11 jak jestem księdzem. Patrząc z perspektywy tych lat, jestem pewien, że dobrze wybrałem. Jestem szczęśliwy. Wdzięczny Panu Bogu, że pozmieniał ścieżki mojego życia i poprowadził swoimi drogami – wspomina ks. Sławek.Powołanie – najczęściej to określenie przypisujemy kapłanom, zakonnikom, siostrom zakonnym. Są oni powołani do służby Bogu – do niesienia Go tam, dokąd są posłani. Jak to wygląda – wiemy, chociażby z obserwacji, a i bliższych, czy dalszych znajomości. Msza święta, sakramenty, katecheza, misje… Wykonywana praca to nie tylko zawód, ale odpowiedzialność za konkretnych ludzi, którym „powołani” Boga głoszą – począwszy od uczniów na katechezie, poprzez penitentów w konfesjonale, aż po wiernych w kościele słuchających niedzielnej homilii. Zaczyna się od niewinnego dialogu, jak u ks. Sławka – toczonego we własnym wnętrzu, kończy się radością serca i wdzięcznością Bogu za taką, a nie inną drogę.
Jezus w dzisiejszej Ewangelii powołuje „Dwunastu, aby Mu towarzyszyli, by mógł wysyłać ich na głoszenie nauki, i by mieli władzę wypędzać złe duchy. Ustanowił więc Dwunastu: Szymona, któremu nadał imię Piotr; dalej Jakuba, syna Zebedeusza, i Jana, brata Jakuba, którym nadał przydomek Boanerges, to znaczy synowie gromu; dalej Andrzeja, Filipa, Bartłomieja, Mateusza, Tomasza, Jakuba, syna Alfeusza, Tadeusza, Szymona Gorliwego i Judasza Iskariotę, który właśnie Go wydał” (Mk 3,13-19).
Doskonale znamy tę historię z kart Pisma Świętego, i znamy też losy niemal każdego z wymienionych. Każdy z nich inny – począwszy od wyglądu, wieku, poprzez temperament, odpowiedzialność,  a i nawet wiarę – jednak każdy z nich tak samo potrzebny Jezusowi.
Patrząc dziś na Jezusa, który przywołał do siebie tych, których sam chciał, a oni przyszli do Niego (Mk 3, 13) widzimy, że nie tylko kapłani, siostry zakonne, czy zakonnicy, ale każdy i każda z nas dokładnie tak samo jest Mu potrzebny. W momencie Chrztu świętego Jezus nas powołał, abyśmy Mu towarzyszyli i by mógł nas posyłać na głoszenie nauki. Gdzie? Komu? Pomyśl – Ty sam będziesz to wiedział najlepiej…
Beata Żabka

***

Biblia pyta:

Widziałeś człowieka gadatliwego? Więcej nadziei w głupim niż w takim.
Prz 29,20

***

KSIĘGA III, O wewnętrznym ukojeniu
Rozdział XLV. O TYM, ŻE NIE NALEŻY WIERZYĆ WSZYSTKIM, I O TYM, JAK ŁATWO POTKNĄĆ SIĘ W SŁOWACH

1. Panie, wesprzyj nas w utrapieniu, bo daremna jest pomoc ludzka Ps 60(59),13. Jakże często nie znajdowałem wiary tam, gdzie byłem jej pewny! Ileż razy także tam ją spotykałem, gdziem się najmniej spodziewał! Omylna jest nadzieja pokładana w ludziach, a dobro sprawiedliwych tylko w Tobie, Boże Ps 37(36),39. Błogosławiony bądź, Panie Boże mój, we wszystkim, co się nam przydarza. Jesteśmy słabi i niestali, skłonni do zdrady i odmiany.

2. Gdzież jest człowiek, który strzegłby się zawsze tak przezornie i tak czujnie, że nigdy nie zaplątałby się w nic złego? Ale kto Tobie ufa, Panie, i szuka Cię samym sercem, nie tak łatwo upadnie Ps 125(124),1; Mdr 1,1.

A jeśli nawet dotknie go cierpienie czy też da się w coś uwikłać, szybciej dzięki Tobie się otrząśnie i dozna ukojenia, bo Ty nie opuszczasz nikogo, kto ufa Tobie aż do końca. Wielka to rzadkość wierny przyjaciel, co przetrwałby z przyjacielem wszelkie niedole. Ty jeden, Panie, jesteś wierny naprawdę, wszędzie i zawsze, jak nikt inny.

3. Jakże mądry w świętości swego ducha był ten, kto powiedział: Dusza moja jest mocna, bo ugruntowana w Chrystusie! Gdybym ja był taki, nie tak łatwo poddawałbym się lękom ludzkim, nie tak by mnie raniły pociski słowa.
Któż to zdoła wszystko przewidzieć, kto ustrzeże się wszystkiego, co złe, na przyszłość? Jeśli to, czego się spodziewamy, także często nas przygniata, to cóż dopiero ciosy niespodziewane? Ale dlaczego sam sobie nie umiałem biedny poradzić? I czemu tak byłem łatwowierny? Przecież jesteśmy ludźmi, tylko ułomnymi ludźmi, choćby niektórzy porównywali nas z aniołami.

Komuż mam wierzyć, Panie, jeśli nie Tobie? Jesteś Prawdą, która nie kłamie i nie może być okłamana. I znowu: Każdy człowiek jest kłamcą Ps 116(114-115),11; Rz 3,4, każdy jest słaby, niestały i chwiejny, a zwłaszcza w słowach, tak że nawet jeśli wydaje się, że w głosie jego brzmi prawda, nie bardzo mu wierzyć należy.

4. Jakże przezornie upominałeś nas, byśmy się strzegli ludzi Mt 10,17, i mówiłeś, że wrogami człowieka są jego bliscy Mi 7,6; Mt 10,36 i że nie należy wierzyć, jeśli ktoś mówi: Oto tu jest Chrystus albo tam… Mt 24,23; Mk 13,21; Łk 17,23. Nauczyła mnie szkoda, oby na większą ostrożność, a nie na głupotę.
Uważaj, rzekł mi ktoś, uważaj, zachowaj przy sobie to, co ci mówię. Więc ja milczę i wierzę, że to był sekret, tymczasem on sam nie potrafi milczeć, choć prosi o milczenie, ale już zaraz zdradza i siebie, i mnie i odchodzi.
Od takiego gadulstwa i ludzi niedyskretnych zachowaj mnie, Panie, abym nie wpadał w ich ręce i sam nie był do nich podobny. Daj moim ustom słowo prawdziwe i pewne, a język mój naucz przezorności. Co mnie niemiłe, nie powinienem czynić drugiemu.

5. Jak to dobrze, jaki to daje spokój – milczeć o innych, nie dowierzać wszystkiemu bez wyjątku, nie rozgłaszać bez zwłoki, zwierzać się niewielu ludziom. Ciebie zawsze prosić, abyś spojrzał w głąb serca; niech lada powiew słów nas nie unosi, ale wszystko, i to, co wewnątrz i na zewnątrz, niech się spełnia według Twojej woli Prz 24,12; Ef 4,14.
Aby zachować łaskę Bożą, bezpieczniej jest unikać ludzkiego blasku, nie szukać tego, co bywa przez ludzi podziwiane, ale pilnie iść za tym, co może przynieść poprawę charakteru i większą gorliwość!

6. Jak bardzo zaszkodziło wielu ludziom to, że za wiele wiedziano o ich cnotach, za wcześnie je wychwalono! Jak bardzo innym pomogło to, że chronili łaskę w milczeniu w tym kruchym życiu, które całe jest pokusą i bojowaniem! Hi 7,1.

Tomasz a Kempis, ‘O naśladowaniu Chrystusa’

***

O CO KŁÓTNIA?

Od chwili gdy zaczęli czarci z nieba spadać,
Kłócą się dotąd, kto z nich ma niebo posiadać.

Adam Mickiewicz

http://www.katolik.pl/modlitwa,883.html

Refleksja maryjna

Duchowe macierzyństwo Maryi

Dobrze wiemy, że istnieją niemałe rozbieżności między sposobem myślenia braci z innych Kościołów i wspólnot kościelnych, a nauką katolicką “o roli Maryi w dziele zbawienia” oraz o czci, jaką należy Jej oddawać. Ponieważ jednak ta sama moc Najwyższego, która osłoniła Dziewicę Nazaretańską (por. Łk 1, 35), działa w dzisiejszym ruchu ekumenicznym i czyni go płodnym, pragniemy wyrazić nadzieję, że cześć dla pokornej Służebnicy Pana, której Wszechmocny uczynił wielkie rzeczy (Łk 1, 49), będzie chociaż stopniowo, nie przeszkodą, lecz pewną drogą i miejscem spotkania, mającego na celu dokonanie zjednoczenia wszystkich wierzących w Chrystusa. Cieszymy się widząc, iż lepsze zrozumienie roli Maryi w tajemnicy Chrystusa i Kościoła – także ze strony braci odłączonych – bardzo ułatwia drogę do tego rodzaju spotkania. Jak w Kanie Galilejskiej Najświętsza Dziewica sprawiła, że Jezus uczynił pierwszy ze swoich cudów (por. J 2, 1-12), tak w naszych czasach swoim miłosiernym wstawiennictwem będzie miała możność przyspieszenia chwili, w której uczniowie Chrystusa znajdą doskonałą jedność w wierze. Tę nadzieję umacnia uwaga naszego poprzednika Leona XIII, który stwierdził, że sprawa jedności chrześcijan “należy właściwie do powinności Jej (Maryi) duchowego macierzyństwa. Albowiem tych, którzy należą do Chrystusa, Maryja nie zrodziła ani nie mogła zrodzić inaczej, jak tylko w jednej wierze i w jednej miłości, bowiem czy “Chrystus jest podzielony?” (1 Kor 1, 13) i wszyscy powinniśmy żyć jednym życiem Chrystusa, abyśmy w jednym i tym samym ciele “przynosili owoc Bogu” (Rz 7, 4).

MC 33
teksty pochodzą z książki: “Z Maryją na co dzień – Rozważania na wszystkie dni roku”
(C) Copyright: Wydawnictwo SALWATOR,   Kraków 2000
www.salwator.com

http://www.katolik.pl/modlitwa,884.html

*******

#Ewangelia: Najważniejsza misja

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. Ted / flickr.com / CC BY-SA 2.0)

I ustanowił Dwunastu, aby Mu towarzyszyli, by mógł wysyłać ich na głoszenie nauki i by mieli władzę wypędzać złe duchy.

 

Jezus wyszedł na górę i przywołał do siebie tych, których sam chciał, a oni przyszli do Niego. I ustanowił Dwunastu, aby Mu towarzyszyli, by mógł wysyłać ich na głoszenie nauki i by mieli władzę wypędzać złe duchy.

 

Ustanowił więc Dwunastu: Szymona, któremu nadał imię Piotr; dalej Jakuba, syna Zebedeusza, i Jana, brata Jakuba, którym nadał przydomek Boanerges, to znaczy: Synowie gromu; dalej Andrzeja, Filipa, Bartłomieja, Mateusza, Tomasza, Jakuba, syna Alfeusza, Tadeusza, Szymona Gorliwego i Judasza Iskariotę, który właśnie Go wydał.

 

Komentarz do Ewangelii:

 

Jezus przywołał do siebie niektórych swoich uczniów, by uczynić ich najściślejszym gronem swoich współpracowników. Dał im misję, czyli określone zadania do wykonania. Wśród tych zadań pierwszym jest towarzyszenie Mu. Ich podstawową misją nie jest więc dokonywanie takich czy innych wspaniałych rzeczy, ale towarzyszenie Jezusowi. Można by zadać pytanie o znaczenie takiej misji –  czy towarzyszenie Jezusowi to tak ważna rzecz? Po co Mu ludzkie towarzystwo? A jednak On tego potrzebuje. Nie wyjaśnia po co, ale czy musi wyjaśniać? W każdym razie towarzyszenie Jezusowi, czyli po prostu oddanie Mu swego czasu, bez oglądania się na produktywność, jest bardzo dobre – zapewne głównie dla nas samych, bo Jezus myśli przede wszystkim o naszym dobru.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2312,ewangelia-najwazniejsza-misja.html

****

Na dobranoc i dzień dobry – Mk 3, 13-19

Mariusz Han SJ

(fot. Kirsty Andrews / Foter.com / CC BY-NC-ND)

Liczba naszych najbliższych przyjaciół…

 

Wybór dwunastu
Jezus wyszedł na górę i przywołał do siebie tych, których sam chciał, a oni przyszli do Niego. I ustanowił Dwunastu, aby Mu towarzyszyli, by mógł wysyłać ich na głoszenie nauki, i by mieli władzę wypędzać złe duchy.

 

Ustanowił więc Dwunastu: Szymona, któremu nadał imię Piotr; dalej Jakuba, syna Zebedeusza, i Jana, brata Jakuba, którym nadał przydomek Boanerges, to znaczy synowie gromu; dalej Andrzeja, Filipa, Bartłomieja, Mateusza, Tomasza, Jakuba, syna Alfeusza, Tadeusza, Szymona Gorliwego i Judasza Iskariotę, który właśnie Go wydał.

 

Opowiadanie pt. “Lin(i)a życia”
Alpy. Druga Wojna Światowa. Grupa żołnierzy – alpinistów podjęła się niebezpiecznego zadania zdobycia bunkra położonego na wierzchołku górskiej ściany. Kule wrogów przerzedziły szeregi wyprawy. Pozostała sanitariuszka i jeden z żołnierzy powiązani ze sobą silną liną. Na niższych wysokościach z łatwością dawali sobie radę. Zabezpieczeniem dodatkowym były liny umocowane hakiem wbitym ponad nimi. Im wyżej, tym bardziej odczuwali niebezpieczeństwo i trudności wspinaczki.

 

Nagle… zluzował się hak zabezpieczający. Żołnierz wisiał nad stromym, kilkudziesięciometrowym wąwozem skalnym, utrzymywany na linie przywiązanej do mdlejącej z wyczerpania dziewczyny. Wołała, że brakuje już jej sił, dłużej go nie utrzyma. Stopniowo wciągana była na krawędź przepaści. Żołnierz zdecydował się na uratowanie przynajmniej jej życia. Odciął linę, która ich łączyła i runął w przepaść. Ciało bohatera obijało się o oblodzone skały górskiej ściany. Stracił własne życie, aby uratować życie drugiego człowieka.

 

Refleksja
Jeśli położymy przed sobą kartkę papieru i weźmiemy długopis do dłoni, to ilu wypiszemy naszych najbliższych przyjaciół? Jaka jest lista naszych przyjaciół, których jesteśmy pewni, że nas nie opuszczą w naszej potrzebie? Jak wielu z nas nie ma tej listy “dwunastu”, którzy oddali by za nas życie. Tych, którzy dla nas poświeciliby to słunne “wiele” jest niewielu i może to nas smuci, bo przecież tylu ludzi jest w około naszego życia. A czy my dalibyśmy sami swoje życie ratując naszych przyjaciół. A co z nieprzyjaciółmi? Oni też potrzebują naszej pomocy…

 

Jezus poświecił swoje życie za przyjaciół i nieprzyjaciół. Przyszedł pomóc przede wszystkim tym, którzy zbłądzili w swojej pielgrzymce życia. Wielu z nich nie oddałoby swojego życia z Niego, nawet wtedy, gdy Ten im pomógł. Sami apostołowie, najbliżsi przyjaciele Jezusa, przecież też zwątpili w Niego, kiedy ten szedł z krzyżem na ramieniu. Każdy z nas nie wie jakby się zachował, gdy przyszedłby na Niego krzyż i to z powodu nie nas samych, ale Jezusa. Dlaczego tak bardzo brakuje nam odwagi w kroczeniu za Nim…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Ilu masz naprawdę dobrych przyjaciół?
2. Czy oddałbyś życie za swoich przyjaciół?
3. Dlaczego tak często narzekamy na przyjaźń?

 

I tak na koniec…
Umiej być przyjacielem, znajdziesz przyjaciela (Ignacy Krasicki)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,516,na-dobranoc-i-dzien-dobry-mk-3-13-19.html

************************************************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

23 stycznia
Błogosławieni
Wincenty Lewoniuk i Towarzysze,
męczennicy z Pratulina
Męczennicy z Pratulina Męczennicy z Pratulina byli prostymi chłopami z Podlasia. Zasłynęli niezwykłym męstwem i przywiązaniem do swej wiary podczas prześladowań Kościoła katolickiego, które miało miejsce na terenie zaboru rosyjskiego.
Kościół unicki, będący w jedności z Rzymem, powstał na mocy Unii Brzeskiej z 1596 roku. Doprowadziła ona do zjednoczenia Kościoła prawosławnego na terenach Rzeczpospolitej z Kościołem katolickim i papieżem. Wyznawcy tego Kościoła, po zjednoczeniu, nazywani są powszechnie unitami.
Prześladowania rosyjskie były wyjątkowo krwawe i dobrze zorganizowane. Carowie zaczynali likwidację Kościoła katolickiego od zniszczenia właśnie Kościoła unickiego. Czynili to planowo i systematycznie. W roku 1794 caryca Katarzyna II zlikwidowała Kościół unicki na podległych sobie ziemiach. W roku 1839 car Mikołaj I dokonał urzędowej likwidacji Kościoła unickiego na Białorusi i Litwie. W drugiej połowie XIX w. na terenach zajętych przez Rosję Kościół unicki istniał już tylko w diecezji chełmskiej, w Królestwie Polskim. Administracja carska zaplanowała likwidację także tego Kościoła. Car Aleksander II zaaprobował program prześladowań.
Na styczeń 1874 roku zaplanowano wprowadzenie obrzędów prawosławnych do liturgii unickiej. Następnie mieli to zaakceptować wierni, a rząd rosyjski oficjalnie potwierdzał przystąpienie danej parafii do Kościoła prawosławnego. Wcześniej usunięto biskupa i kapłanów, którzy nie zgadzali się na reformy prowadzące do zerwania jedności z papieżem. Za swoją wierność zapłacili oni zsyłkami na Sybir, więzieniem lub usunięciem z parafii. Wierni świeccy, pozbawieni pasterzy, sami ofiarnie bronili swojego Kościoła, jego liturgii i jedności z papieżem, często nawet za cenę życia.
W Pratulinie doszło do starcia z Kutaninem, carskim naczelnikiem powiatu. Żądał on, aby miejscowi parafianie oddali kościół nowemu duszpasterzowi. Ludność nie zgodziła się na oddanie świątyni. Mieszkańcy otrzymali kilka dni do namysłu. Kutanin powrócił do Pratulina w dniu 24 stycznia 1874 roku, ale nie sam, lecz z kozakami. Żołnierzami dowodził pułkownik Stein. Na wieść o tym przy cerkwi zebrała się niemal cała parafia. Naczelnik zażądał kluczy cerkiewnych. Straszył zgromadzonych wojskiem. Otoczył kościół, zajmując pozycje za parkanem przykościelnym.
Unici wiedzieli, że obrona świątyni może ich kosztować utratę życia. Szli do kościoła, aby bronić wiary i byli gotowi na wszystko. Żegnali się z bliskimi w rodzinach, ubierali się odświętnie, ponieważ, jak mówili, szło o najświętsze sprawy. Nie mogąc nakłonić unitów do rozejścia się ani groźbami, ani obietnicami łask carskich, dowódca dał rozkaz strzelania do zebranych. Widząc, że wojsko ma nakaz zabijania stawiających opór, wierni uniccy uklękli na cmentarzu świątynnym i śpiewem przygotowywali się do złożenia życia w ofierze. Umierali pełni pokoju, z modlitwą na ustach, śpiewając “Święty Boże” i “Kto się w opiekę”. Nie złorzeczyli prześladowcom, gdyż jak mówili: “słodko jest umierać za wiarę”.
Pułkownik Stein wydał rozkaz, aby żołnierze się przegrupowali, a następnie ustawili bagnety na karabinach i przygotowali do odebrania cerkwi przemocą. Wśród obrońców byli dawni żołnierze carskiej armii, którzy znali zasady wojskowego rzemiosła. Wiedzieli, że żołnierze nie mogą postępować brutalnie wobec ludności cywilnej. Wojsko przekroczyło parkan i bijąc ludzi kolbami karabinów i kłując bagnetami, torowało sobie drogę do cerkwi.Przy świątyni w Pratulinie w dniu 24 stycznia 1874 roku poniosło śmierć za wiarę i jedność Kościoła 13 unitów. Byli to:

Wincenty Lewoniuk, lat 25, żonaty, pochodził z Woroblina. Był człowiekiem pobożnym i cieszył się uznaniem u ludzi. Jako pierwszy oddał życie w obronie świątyni.

Daniel Karmasz, lat 48, żonaty, pochodził z Lęgów. Jego syn mówił, że ojciec był człowiekiem religijnym. Jako przewodniczący bractwa podczas obrony kościoła stanął na czele z krzyżem, który do dzisiaj jest przechowywany w Pratulinie.

Łukasz Bojko, lat 22, kawaler, pochodził z Lęgów. Brat zaświadczył, że Łukasz był człowiekiem szlachetnym, religijnym i cieszył się dobrą opinią wśród ludzi. W czasie obrony świątyni bił w dzwony.

Konstanty Bojko, lat 49, żonaty, pochodził z Zaczopek. Był ubogim rolnikiem i sprawiedliwym człowiekiem.

Konstanty Łukaszuk, lat 45, żonaty, pochodził z Zaczopek. Był sprawiedliwym i uczciwym człowiekiem, szanowanym przez ludzi. W wyniku otrzymanych ran zmarł następnego dnia, zostawiając żonę i siedmioro dzieci.

Bartłomiej Osypiuk, lat 30, pochodził z Bohukal. Był żonaty z Natalią i miał dwoje dzieci. Cieszył się szacunkiem mieszkańców. Był uczciwy, roztropny i pobożny. Śmiertelnie ranionego przewieziono go do domu, gdzie zmarł modląc się za prześladowców.

Anicet Hryciuk, lat 19, kawaler, pochodził z Zaczopek. Był młodzieńcem dobrym, pobożnym i kochającym Kościół. Idąc do Pratulina z żywnością dla obrońców, powiedział do matki: “Może i ja będę godny, że mnie zabiją za wiarę”. Zginął przy świątyni 24 stycznia w godzinach popołudniowych.

Filip Kiryluk, lat 44, żonaty, pochodził z Zaczopek. Wnuk zaświadczył, że miał opinię troskliwego ojca, dobrego i pobożnego człowieka. Zachęcał innych do wytrwania przy świątyni i sam oddał życie za wiarę.

Ignacy Frańczuk, lat 50, pochodził z Derła. Był żonaty z Heleną. Miał siedmioro dzieci. Syn mówił, że ojciec starał się wychowywać dzieci w bojaźni Bożej. Wierność Bogu przedkładał nad wszystko. Idąc do Pratulina założył odświętne ubranie i ze wszystkimi się pożegnał, przeczuwając, że już nie wróci. Po śmierci Daniela podniósł krzyż i stanął na czele broniących świątyni.

Jan Andrzejuk, lat 26, pochodził z Derła. Był żonaty z Mariną, miał dwóch synów. Uważany był za człowieka bardzo dobrego i roztropnego. Pełnił funkcję kantora w parafii. Odchodząc do Pratulina żegnał się ze wszystkimi, jakby to miało być ostatnie pożegnanie. Ciężko ranny przy kościele, został przewieziony do domu, gdzie niebawem zasnął w Panu.

Maksym Gawryluk, lat 34, pochodził z Derła. Był żonaty z Dominiką. Cieszył się opinią dobrego i uczciwego człowieka. Ciężko ranny przy świątyni, umarł w domu dnia następnego.

Onufry Wasyluk, lat 21, pochodził z Zaczopek. Był praktykującym katolikiem, uczciwym i szanowanym w miejscowości człowiekiem.

Michał Wawryszuk, lat 21, pochodził z Derła. Pracował w majątku Pawła Pikuły w Derle. Cieszył się dobrą opinią. Ciężko ranny przy kościele, zmarł następnego dnia w domu.

Męczeństwo w Pratulinie nie było faktem odosobnionym. Szczególnie od stycznia 1874 roku każda parafia unicka na Podlasiu pisała swoje męczeńskie dzieje. Car oficjalnie zlikwidował unicką diecezję chełmską w 1875 roku, a unitów zapisał wbrew ich woli do Kościoła prawosławnego. Wierni tego nie przyjęli i za swoją wierność Kościołowi katolickiemu płacili wielokrotnie śmiercią, zsyłkami na Sybir, więzieniem, karami. Pozostawionym bez pasterzy unitom z tajną posługą kapłańską śpieszyli księża katoliccy z Podlasia oraz misjonarze z Galicji i regionu poznańskiego. Mocna wiara unitów i solidarna pomoc Kościoła katolickiego pozwoliły przetrwać czas prześladowań i doczekać dekretu o wolności religijnej cara Mikołaja II z kwietnia 1905 roku. W tym właśnie roku większość unitów z Podlasia i lubelszczyzny przepisała się do parafii rzymskokatolickich, gdyż struktury Kościoła unickiego jeszcze wtedy nie istniały.
Ponieważ o męczeństwie unitów z Pratulina zachowało się najwięcej dokumentów, biskup podlaski Henryk Przeździecki wybrał ich jako kandydatów na ołtarze i przedstawicieli wszystkich męczenników, którzy na Podlasiu oddawali życie za wiarę i jedność Kościoła.
Unici z Pratulina i innych parafii zostali od samego początku uznani za męczenników przez swoje rodziny, przez parafian, przez lud na Podlasiu, a także przez Kościół powszechny. Hołd dla męczeńskiej śmierci unitów złożyli papieże Pius IX, Leon XIII i Pius XII. Ich ofiara pomogła mieszkańcom Podlasia zachować wiarę i tożsamość narodową w ciężkich czasach panowania ateistycznego komunizmu.
Błogosławiony Wincenty Lewoniuk i 12 Towarzyszy byli mężczyznami w wieku od 19 do 50 lat. Z zeznań świadków i dokumentów historycznych wynika, że byli ludźmi dojrzałej wiary. Masakra przy kościele zapewne trwałaby dłużej, gdyby nie wypadek postrzelenia żołnierza przez innego kozaka. Przerwano więc ogień i żołnierze bez przeszkód dotarli do drzwi cerkwi, które otworzyli siekierą. Do świątyni wprowadzono rządowego proboszcza. Rozproszony lud zbierał swoich rannych, których było około 180 osób. Ciała zabitych leżały na cmentarzu kościelnym przez całą dobę. Potem pogrzebano je bezładnie, wrzucając do wspólnej mogiły, którą zrównano z ziemią, aby nie pozostawić żadnego śladu po pochówku. Miejscowi ludzie jednak dobrze zapamiętali to miejsce. Zostali pogrzebani przez wojsko rosyjskie bez szacunku i bez udziału najbliższej rodziny. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku grób męczenników został należycie upamiętniony. 18 maja 1990 roku szczątki Męczenników zostały przewiezione z grobu do świątyni parafialnej.
Obrona świątyni otoczonej uzbrojonym wojskiem nie była skutkiem chwilowego przypływu gorliwości, ale konsekwencją głębokiej wiary mieszkańców Pratulina. Męczennicy uniccy pod wieloma względami są podobni do męczenników z pierwszych wieków chrześcijaństwa, kiedy to prości wierni ginęli za odważne wyznawanie wiary w Chrystusa.
Do grona błogosławionych męczennicy pratulińscy zostali wprowadzeni przez św. Jana Pawła II w dniu 6 października 1996 roku, w rocznicę 400-lecia zawarcia Unii Brzeskiej. Trzy lata później, w czerwcu 1999 r. w homilii podczas Mszy św. odprawianej w Siedlcach papież mówił m.in.:

Męczennicy z Pratulina bronili Kościoła, który jest winnicą Pana. Oni tej winnicy pozostali wierni aż do końca i nie ulegli naciskom ówczesnego świata, który ich za to znienawidził. W ich życiu i śmierci wypełniła się prośba Chrystusa z modlitwy arcykapłańskiej: “Ja im przekazałem Twoje słowo, a świat ich znienawidził (…). Nie proszę, abyś ich zabrał ze świata, ale byś ich ustrzegł od złego. (…) Uświęć ich w prawdzie. Słowo Twoje jest prawdą. Jak Ty Mnie posłałeś na świat, tak i Ja ich na świat posłałem. A za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie” (J 17, 14-15. 17-19). Dali świadectwo swej wierności Chrystusowi w Jego świętym Kościele. W świecie, w którym żyli, z odwagą starali się prawdą i dobrem zwyciężać szerzące się zło, a miłością chcieli pokonywać szalejącą nienawiść. Tak jak Chrystus, który za nich w ofierze oddał samego siebie, by byli uświęceni w prawdzie – tak też oni za wierność prawdzie Chrystusowej i w obronie jedności Kościoła złożyli swoje życie. Ci prości ludzie, ojcowie rodzin, w krytycznym momencie woleli ponieść śmierć, aniżeli ulec naciskom niezgodnym z ich sumieniem. “Jak słodko jest umierać za wiarę” – były to ostatnie ich słowa.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/01-23a.php3

Rocznica męczeństwa

Pratulin – Sanktuarium Męczenników Podlaskich

24 stycznia 2004 – 130. rocznica narodzin dla Nieba Męczenników Unickich

Ks. Tomasz Majczyna

Unia Brzeska

Chrystus, zakładając Kościół, chciał, by był on jeden. W 1054 r. doszło do najboleśniejszego rozłamu Kościoła na wschodni i zachodni. Wiele było różnych prób zmierzających do jedności w Kościele. Jednakże dopiero XVI-wieczne starania zjednoczeniowe przyniosły pewne trwałe owoce. W 1596 r. w Brześciu Litewskim doszło do podpisania tzw. Unii Brzeskiej, na mocy której prawosławni z terenów Rzeczypospolitej wrócili na łono Kościoła katolickiego, zachowując jednakże liturgię wschodnią. W ten sposób zrodził się Kościół greckokatolicki, zwany inaczej unickim (od łac. słowa unio – jedność). Unii przeciwny był od początku prawosławny Patriarchat moskiewski i carowie Rosji, jednakże nie mogli nic zrobić mieszkającym tu Polakom, dopóki tereny te należały do Polski.

Prześladowanie Kościoła Unickiego

Kiedy Polska znalazła się pod zaborami, a tereny zamieszkane przez unitów przeszły pod panowanie Rosji, car bezskutecznie chciał włączyć Kościół greckokatolicki (unicki) do prawosławnego. Początkowo wprowadzał nakazy, zakazy i kary pieniężne. Do najbardziej opornych wiosek car kazał wchodzić oddziałom kozackim, które żyły na koszt mieszkańców, odbierając im dobytek i płody rolne. Władysław Reymont w utworze Z ziemi chełmskiej opisuje, w jaki sposób unici byli prześladowani i jak organizowali sobie życie religijne. Uczestniczyli oni m.in. w tajnych misjach unickich, czyli spotkaniach unitów z kapłanami, którzy, przebrani za kupców czy rzemieślników, przyjeżdżali na Podlasie z Galicji. W leśnych szuwarach, na bagnach budowano ołtarze. Księża odprawiali Msze św., spowiadali, chrzcili, udzielali ślubów.

Pratulińska Golgota

W Pratulinie, tak jak i w innych parafiach unickich, chciano na siłę uczynić unitów wyznawcami religii cara. Carski naczelnik zażądał, aby unici pratulińscy przekazali swoją świątynię nowemu proboszczowi prawosławnemu, wyznaczonemu przez władze rządowe. Lud nie zgodził się na nowego proboszcza. 24 stycznia 1874 r. naczelnik wrócił do Pratulina z sotnią kozaków. Przy unickiej cerkiewce zebrała się prawie cała parafia. Naczelnik zażądał kluczy, by otworzyć cerkiew i wprowadzić nowego proboszcza – antyunitę. Nerwowe pertraktacje nie przynosiły rozwiązania sprawy – unici pozostawali nieustępliwi i konsekwentni. Tymczasem wojsko kozackie przegrupowało się, szykując do ataku na obrońców świątyni. Uderzono w bębny. Padł rozkaz strzelania. Daniel Karmasz, który trzymał duży krzyż, zawołał do współobrońców świątyni: „Odrzućcie wszystko – kołki i kamienie pod kościół. To nie bitwa o kościół. To walka za wiarę i za Chrystusa!”. Ktoś zaintonował pieśń: Kto się w opiekę… Wydano komendę: „Ognia!”. Padły strzały. Upadł zabity Wincenty Lewoniuk. Śmiertelnie postrzelony Daniel Karmasz upadł na krzyż, który jeszcze przed chwilą trzymał wysoko nad głowami. Krzyż podniósł Ignacy Frańczuk z Derła, ale i on zaraz osunął się martwy na ziemię. Śmiertelna kula dosięgnęła 19-letniego Aniceta Hryciuka z Zaczopek, który przyniósł obrońcom jedzenie. Masakra zapewne trwałaby dłużej, gdyby nie wypadek postrzelenia żołnierza przez współatakującego kozaka. Przerwano ogień. Teraz żołnierze bez przeszkód dotarli do drzwi cerkwi, które wyrąbali siekierami. Do świątyni wprowadzono rządowego proboszcza.
W wyniku strzelaniny zginęło 13 unitów, a rannych było ok. 180 osób. Ciała zabitych leżały przy świątyni przez całą dobę. Potem pogrzebano je, wrzucając do wspólnej mogiły, którą zrównano z ziemią, aby nie pozostawić żadnego śladu po pochówku.

Błogosławieni

Proces beatyfikacyjny Męczenników unickich z Pratulina z 1874 r. rozpoczął w 1918 r. pierwszy ordynariusz wskrzeszonej diecezji siedleckiej – bp Henryk Przeździecki.
26 stycznia 1996 r. specjalna Komisja Teologów stwierdziła, że męczeństwo Wincentego Lewoniuka i 12 Towarzyszy jest faktem dokonanym z powodu nienawiści władzy carskiej do wiary katolickiej, wyznawanej przez unitów, i ich stałości w obronie jedności Kościoła przez nieugięte trwanie przy Ojcu Świętym. Papież Jan Paweł II zatwierdził Dekret o męczeństwie Sług Bożych z Pratulina i wyznaczył termin beatyfikacji sług Bożych Wincentego Lewoniuka i 12 Towarzyszy na 6 października 1996 r. Był to dzień nawiązujący do daty ogłoszenia Unii Brzeskiej, która przed 400 laty dała początek Kościołowi unickiemu. Wtedy to w Rzymie błogosławionymi Kościoła ogłoszono 13 unitów pratulińskich. Są to: Wincenty Lewoniuk, Daniel Karmasz, Łukasz Bojko, Bartłomiej Osypiuk, Onufry Wasyluk, Filip Geryluk, Konstanty Bojko, Anicet Hryciuk, Ignacy Frańczuk, Jan Andrzejuk, Konstanty Łukaszuk, Maksym Hawryluk, Michał Wawryszuk.
Trzeba jeszcze uzupełnić, że w 1990 r. doczesne szczątki Męczenników, po ekshumacji, zostały przeniesione do kościoła parafialnego w Pratulinie, gdzie przechowywane są w kaplicy Błogosławionych Męczenników Podlaskich.

Niedziela Ogólnopolska 4/2004E-mail: redakcja@niedziela.pl
Adres: ul. 3 Maja 12, 42-200 Częstochowa
Tel.: +48 (34) 365 19 17http://www.niedziela.pl/artykul/73086/nd/Pratulin—Sanktuarium-Meczennikow

 

*****

Siedlce, 10 czerwca 1999

Homilia wygłoszona przez Jana Pawła II podczas Mszy św.

1. «Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej?» (Rz 8, 35).

Przed chwilą słyszeliśmy słowa świętego Pawła, z jakimi zwrócił się do chrześcijan w Rzymie. Jest to wielki hymn wdzięczności Bogu za Jego miłość i dobroć. Ta miłość znalazła swój szczyt i najdoskonalszy wyraz w Jezusie Chrystusie. Bóg bowiem, nawet własnego Syna nie oszczędził, ale wydał Go za nas, abyśmy mieli życie wieczne (por. Rz 8,32). Włączeni przez chrzest w Chrystusa, jesteśmy umiłowanymi i wybranymi dziećmi Boga. Pewność ta winna być dla nas zachętą do wiernego trwania przy Chrystusie. Tę wierność święty Paweł rozumie jako zjednoczenie z Chrystusem w miłości.

Drodzy Bracia i Siostry, jakże wymownie brzmią te słowa Apostoła Narodów na ziemi podlaskiej, która wydała nieustraszonych świadków Chrystusowej Ewangelii. Lud tej ziemi przez wieki dawał niezliczone dowody wiary w Chrystusa i przywiązania do Jego Kościoła, zwłaszcza w obliczu wielorakich doświadczeń i krwawych prześladowań oraz ciężkich prób dziejowych.

Pozdrawiam wszystkich zgromadzonych na tej Mszy świętej, cały Lud Boży Podlasia wraz z jego Pasterzem biskupem Janem Wiktorem, biskupami seniorami Janem i Wacławem oraz biskupem pomocniczym Henrykiem. Cieszę się z obecności [kardynałów i biskupów z Białorusi, Kazachstanu, Rosji i Ukrainy. Pozdrawiam serdecznie kardynała Kazimierza Świątka]. W szczególny sposób arcybiskupa metropolitę warszawsko-przemyskiego Jana Martyniaka, biskupa [nominata] wrocławsko-gdańskiego Włodzimierza Juszczaka i biskupa Lubomyra Huzara ze Lwowa [z biskupami Ukrainy] a także przybyłych z nimi pielgrzymów. Pozdrawiam kapłanów, osoby konsekrowane, alumnów siedleckiego seminarium duchownego, jak również przedstawicieli ruchów katolickich, stowarzyszeń modlitewnych i apostolskich. Pozdrawiam pielgrzymów z różnych stron Polski, a także pielgrzymów z pobliskiej Białorusi, Litwy, Ukrainy i Rosji.

Odżywają w tej chwili w moim sercu wspomnienia wcześniejszych spotkań z Kościołem siedleckim, zwłaszcza podczas obchodów Tysiąclecia Chrztu Polski w 1966 roku oraz jubileuszu 150-lecia diecezji, kiedy dane mi było sprawować Eucharystię w sapieżyńskim Kodniu, u stóp Matki Bożej Królowej Podlasia. Z radością dzisiaj staję wśród was i składam dzięki Bożej Opatrzności, że mogę oddać cześć czcigodnym relikwiom Męczenników Podlaskich. Na nich w szczególny sposób spełniły się słowa świętego Pawła z dzisiejszej liturgii: «ani śmierć, ani życie (…), ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym» (Rz 8, 38-39).

2. «Ojcze Święty, zachowaj ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, aby tak jak My stanowili jedno» (J 17, 11).Te słowa wypowiedział Chrystus w przededniu swojej męki i śmierci. Są one poniekąd Jego testamentem. Od dwóch tysięcy lat Kościół idzie przez dzieje z tym testamentem, z tą modlitwą o jedność. Są jednak pewne okresy dziejów, w których ta modlitwa staje się szczególnie aktualna. Żyjemy w takim właśnie okresie. O ile pierwsze tysiąclecie dziejów Kościoła zasadniczo naznaczone było jednością, to od początku drugiego tysiąclecia przyszły podziały — naprzód na Wschodzie, później na Zachodzie. Od prawie dziesięciu wieków chrześcijaństwo żyje podzielone.

Znalazło i znajduje to swój wyraz w Kościele, [który od milenium spełnia swe], posłannictwo na ziemiach polskich. W okresie pierwszej Rzeczypospolitej rozległe ziemie polsko-litewsko-ruskie były terenem, na którym obie tradycje — zachodnia i wschodnia — istniały wspólnie. Stopniowo ujawniały się na tych ziemiach skutki podziału, który jak wiadomo zaistniał między Rzymem a Bizancjum w połowie XI wieku. Stopniowo też dojrzewało zrozumienie potrzeby odbudowy jedności, zwłaszcza po Soborze Florenckim w XV wieku. Rok 1596 związany jest z historycznym wydarzeniem tak zwanej Unii Brzeskiej. Od tego czasu na ziemiach pierwszej Rzeczypospolitej, szczególnie na ziemiach wschodnich, powiększała się liczba diecezji i parafii Kościoła greckokatolickiego. Zachowując tradycję wschodnią w zakresie liturgii, dyscypliny i języka, równocześnie chrześcijanie ci pozostawali w jedności ze Stolicą Apostolską.

Diecezja siedlecka, w której dziś [się spotykamy] — a zwłaszcza miejscowość Pratulin — pozostaje miejscem szczególnego świadectwa tego historycznego procesu. Tutaj bowiem ponieśli śmierć męczeńską wyznawcy Chrystusa należący do Kościoła [wschodniego greckokatolickiego], błogosławiony Wincenty Lewoniuk i jego dwunastu Towarzyszy.

Przed trzema laty, podczas ich beatyfikacji na Placu Świętego Piotra w Rzymie powiedziałem, że «dali świadectwo niezłomnej wierności Panu winnicy. Nie sprawili Mu zawodu, ale zachowując jedność z Chrystusem, niczym latorośle z krzewem winnym, przynieśli oczekiwane owoce nawrócenia i świętości. Potrafili wytrwać nawet za cenę najwyższej ofiary. Jako wierni „słudzy” Pana, pełni ufności w moc Jego łaski, dali świadectwo swej przynależności do Kościoła katolickiego w wierności własnej tradycji wschodniej. Nie szczędząc siebie, męczennicy z Pratulina bronili nie tylko świątyni, przed którą ponieśli śmierć, ale także Kościoła, który Chrystus zawierzył apostołowi Piotrowi. Tego Kościoła, którego czuli się częścią jako żywe kamienie» (6.10 1996).

Męczennicy z Pratulina bronili Kościoła, który jest winnicą Pana. Oni tej winnicy pozostali wierni aż do końca i nie ulegli naciskom ówczesnego świata, który ich za to znienawidził. W ich życiu i śmierci wypełniła się prośba Chrystusa z modlitwy arcykapłańskiej: «Ja im przekazałem Twoje słowo, a świat ich znienawidził (…). Nie proszę, abyś ich zabrał ze świata, ale byś ich ustrzegł od złego. (…) Uświęć ich w prawdzie. Słowo Twoje jest prawdą. Jak Ty Mnie posłałeś na świat, tak i Ja ich na świat posłałem. A za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie» (J 17, 14-15. 17-19). Dali świadectwo swej wierności Chrystusowi w Jego świętym Kościele. W świecie, w którym żyli, z odwagą starali się prawdą i dobrem zwyciężać szerzące się zło, a miłością chcieli pokonywać szalejącą nienawiść. Tak jak Chrystus, który za nich w ofierze [oddał samego siebie], by byli uświęceni w prawdzie — tak też oni za wierność prawdzie Chrystusowej i w obronie jedności Kościoła złożyli swoje życie. Ci prości ludzie, ojcowie rodzin, w krytycznym momencie woleli ponieść śmierć, aniżeli ulec naciskom niezgodnym z ich sumieniem. «Jak słodko jest umierać za wiarę» — były to ostatnie ich słowa.

[Dziękujemy, dziękujemy im za to niezwykłe świadectwo], które winno stać się dziedzictwem całego Kościoła w Polsce na zbliżające się trzecie tysiąclecie. Oni dali swój wielki wkład w budowę jedności. Chrystusowe wołanie do Boga Ojca «zachowaj ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, aby tak jak My stanowili jedno» wypełnili do końca poprzez wielkoduszną ofiarę z własnego życia. Swoją śmiercią potwierdzili oddanie Chrystusowi w Kościele katolickim tradycji wschodniej. Taki sam duch ożywiał rzesze wiernych obrządku bizantyńsko-ukraińskiego, biskupów, kapłanów i świeckich, którzy w ciągu 45-ciu lat prześladowań na swojej ojczystej ziemi dochowali wierności Chrystusowi, zachowując swoją kościelną tożsamość. W tym świadectwie wierność Chrystusowi splata się z wiernością Kościołowi i staje się służbą jedności.

 

3. «Jak Ty, Ojcze, Mnie posłałeś na świat, tak i Ja ich na świat posłałem» (por. J 17, 18).Męczennicy z Pratulina dają wobec świata świadectwo swej wiary, przypominając nam, że Chrystus wezwał i posłał wszystkich swoich uczniów, aby poprzez wieki, aż do końca dni byli głosicielami i zwiastunami nadejścia Jego królestwa. To powszechne wezwanie do świadczenia o Chrystusie przypomniał bardzo wyraźnie Sobór Watykański II w Dekrecie o apostolstwie świeckich: «Sam (..) Pan (…) zaprasza ponownie wszystkich świeckich, by z każdym dniem coraz ściślej się z Nim jednoczyli, a uważając Jego sprawę za swoją własną, zespalali się w Jego zbawczym posłannictwie» (n. 33). To soborowe zaproszenie jest szczególnie aktualne właśnie teraz w obliczu zbliżającego się trzeciego tysiąclecia. Przez usta Ojców Soboru kieruje je Chrystus nie tylko do biskupów, kapłanów, zakonników i zakonnic, ale także do wszystkich swoich uczniów przy końcu dwudziestego wieku. Dziś, wskazując na przykład trzynastu mężczyzn z Pratulina, w sposób szczególny kieruje je do was.

Dzisiaj może bardziej niż w innym czasie trzeba autentycznego świadectwa wiary ukazanego życiem świeckich uczniów Chrystusa — niewiast i mężczyzn, młodych i starszych. Potrzeba zdecydowanego świadectwa wierności Kościołowi i odpowiedzialności za Kościół, który przez dwadzieścia wieków niesie wszystkim ludom i narodom zbawienie i głosi niezmienną naukę Ewangelii. Ludzkość stoi w obliczu rozmaitych trudności, problemów i gwałtownych zmian, przeżywa niejednokrotnie dramatyczne wstrząsy i rozdarcia. W tym świecie wielu ludzi, zwłaszcza młodych, doświadcza zagubienia i zranienia, niektórzy padają ofiarą sekt i religijnych wypaczeń czy też manipulowania prawdą. Inni ulegają różnym formom zniewolenia. Upowszechniają się postawy egoizmu, niesprawiedliwości i braku wrażliwości na potrzeby innych ludzi.

Wobec tych i wielu innych wyzwań współczesności staje Kościół. Chce skutecznie nieść ludziom pomoc i dlatego potrzebuje zaangażowania wiernych świeckich, którzy pod kierunkiem swoich pasterzy będą czynnie uczestniczyć w Jego zbawczej misji.

Drodzy Bracia i Siostry, przez chrzest święty zostaliście włączeni w Chrystusa. Tworzycie Kościół — Jego Mistyczne Ciało. Przez was chce działać Chrystus mocą swego Ducha. On przez was pragnie «nieść ubogim dobrą nowinę, więźniom głosić wolność, a niewidomym przejrzenie»,[tak czytamy u Proroka]. Przez was pragnie «uciśnionych odsyłać wolnymi i obwoływać rok łaski od Pana» (por. Łk 4, 18-19). Jako ludzie świeccy, wierni swojej tożsamości, żyjąc w świecie czynnie i skutecznie możecie przekształcać świat w duchu Ewangelii. Bądźcie solą, która daje chrześcijański smak życiu. Bądźcie światłem, które świeci w mrokach obojętności i egoizmu.

W Liście do Diogneta czytamy: «Czym dusza w ciele, tym w świecie chrześcijanie. Dusza przenika wszystkie członki ciała, chrześcijanie wszystkie miasta świata». Nowa ewangelizacja stawia przed wami wielkie wyzwania. Mój poprzednik Papież Paweł VI w Adhortacji apostolskiej „Evangelii nuntiandi” napisał: «polem właściwym dla ewangelizacyjnej aktywności (ludzi świeckich) jest szeroka i bardzo złożona dziedzina polityki, życia społecznego, gospodarki, dziedzina kultury, nauki i sztuki, stosunków międzynarodowych, środków przekazu społecznego; do tego dochodzą niektóre dziedziny szczególnie otwarte na ewangelizację, jak miłość, rodzina, wychowanie dzieci i młodzieży, praca zawodowa, cierpienia ludzkie» (por. n. 70).

Z wielką radością stwierdzam, że w Polsce rozwija się żywo Akcja Katolicka, różnego rodzaju organizacje, stowarzyszenia i ruchy katolickie, a wśród nich ruchy młodzieżowe, z Katolickim Stowarzyszeniem Młodzieży i ruchem Światło-Życie na czele. Jest to nowy powiew Ducha Świętego w naszej Ojczyźnie, i za to Bogu niech będą dzięki. Bądźcie wierni waszemu chrześcijańskiemu powołaniu. Bądźcie wierni Bogu i Chrystusowi żyjącemu w Kościele.

 

4. Dzisiaj oddajemy cześć relikwiom męczenników podlaskich i [czcimy Krzyż Pratuliński], który był niemym świadkiem ich heroicznej wierności. Ten Krzyż, który trzymali w swoich rękach, nosili też głęboko w swoich sercach, jako znak miłości Ojca i jedności Chrystusowego Kościoła. Krzyż dał im siłę do zaświadczenia o Chrystusie i Jego Kościele. Sprawdziły się na nich Pawłowe słowa z dzisiejszej liturgii: «Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam?» (Rz 8, 32). Przez swoją śmierć zostali włączeni w szczególny sposób w wielkie dziedzictwo wiary, począwszy od świętego Wojciecha, świętego Stanisława i świętego Jozafata, [Kuncewicza, patrona Rusi, aż po nasze czasy].

Niezliczona jest liczba tych, którzy na polskiej ziemi [a raczej na ziemiach I Rzeczypospolitej, rozległych ziemiach polsko-litewsko-ruskich], cierpieli dla Chrystusowego Krzyża i ponosili dla niego największe ofiary. Niejednokrotnie w swojej historii nasz naród musiał bronić swojej wiary i znosić ucisk i prześladowanie za wierność Kościołowi. Zwłaszcza długi okres powojenny zapisał się jako czas szczególnie dotkliwej walki z Kościołem prowadzonej przez totalitarny system. Zabraniano wówczas nauki religii i utrudniano publiczne wyznawanie wiary, a także budowę świątyń i kaplic. Jakże wiele ofiar trzeba było wówczas ponieść, jakże wiele odwagi kosztowało zachowanie tożsamości chrześcijańskiej. Nie zdołano jednak usunąć krzyża — tego znaku wiary i miłości — z życia osobistego i społecznego, bo głęboko wrósł on w glebę serc i sumień, stając się dla narodu i Kościoła źródłem siły i znakiem jedności między ludźmi.

Nowa ewangelizacja potrzebuje prawdziwych świadków wiary. Ludzi zakorzenionych w krzyżu Chrystusa i gotowych dla niego ponosić ofiary. Prawdziwe bowiem świadectwo o życiodajnej mocy krzyża daje ten, kto w jego imię pokonuje w sobie grzech, egoizm i wszelkie zło, i pragnie naśladować miłość Chrystusa do końca.

Trzeba, aby tak jak w przeszłości, krzyż był nadal obecny w naszym życiu jako wyraźny drogowskaz w działaniu i światło rozjaśniające całe nasze życie. Niech krzyż, który swoimi ramionami łączy niebo z ziemią i ludzi między sobą, rozrasta się na naszej ziemi w wielkie drzewo przynoszące owoce zbawienia. Niech rodzi nowych i odważnych głosicieli [i wyznawców kochających Kościół] i za niego odpowiedzialnych, prawdziwych heroldów wiary, nowych ludzi plemię, które rozpali pochodnię wiary i wniesie ją płonącą w progi trzeciego tysiąclecia.

Krzyżu Chrystusa, bądźże pochwalony,
Na wieczne czasy, bądźże pozdrowiony,
Z Ciebie moc płynie i męstwo,
W Tobie jest nasze zwycięstwo!

http://www.mateusz.pl/jp99/pp/1999/pp19990610a.htm

*******

Unici w Pratulinie

– See more at: http://sanktuariumpratulin.pl/historia/#sthash.EE8abGqN.dpuf

Litania do błogosławionych Męczenników z Pratulina

DSC_0751i

 

Kyrie eleison, Chryste eleison, Kyrie eleison
Chryste usłysz nas, Chryste wysłuchaj nas,
Ojcze z nieba, Boże, zmiłuj się nad nami,
Synu, Odkupicielu świata, Boże, zmiłuj się nad nami,
Duchu Święty, Boże, zmiłuj się nad nami,
Święta Trójco, Jedyny Boże, zmiłuj się nad nami,
Święta Maryjo, módl się za nami,
Święta Boża Rodzicielko,
Królowo Męczenników,
Błogosławiony Wincenty, bohaterski obrońco wiary,
Błogosławiony Anicecie, wzorze prawdziwej mądrości i pobożności,
Błogosławiony Bartłomieju, modlący się za prześladowców,
Błogosławiony Danielu, patronie apostolstwa świeckich,
Błogosławiony Filipie, mężny wyznawco Boga żywego,
Błogosławiony Ignacy, wzorze miłości bliźniego,
Błogosławiony Janie, wzorze ojca rodziny Bogiem silnej,
Błogosławiony Konstanty Bojko, wzorze uświęcenia przez pracę,
Błogosławiony Konstanty Łukaszuku, przykładzie życia dla innych,
Błogosławiony Łukaszu, wzorze miłości do Chrystusowego Kościoła,
Błogosławiony Maksymie, człowieku zawierzenia,
Błogosławiony Michale, odważny obrońco Kościoła,
Błogosławiony Onufry, żyjący na co dzień Eucharystią,
Bądź nam miłościw, przepuść nam Panie.
Bądź nam miłościw, wysłuchaj nas Panie.
Abyśmy na ich wzór byli poddani woli Bożej, Ciebie prosimy wysłuchaj nas, Panie.
Abyśmy jak oni byli wierni przyrzeczeniom chrzcielnym, Ciebie prosimy,
Abyśmy zachęceni ich przykładem godnie i często karmili się Chlebem
eucharystycznym, Ciebie prosimy,
Abyśmy wspierani ich orędownictwem odważnie słowem i życiem głosili
Chrystusa, Ciebie prosimy,
Abyśmy podobnie jak oni umacniali jedność Kościoła przez miłość do innych
ludzi, Ciebie prosimy,
Abyśmy zachęceni ich przykładem coraz lepiej rozumieli liturgię i w niej czynnie
uczestniczyli, Ciebie prosimy,
Abyśmy zapatrzeni w nich potrafili przebaczać naszym winowajcom, Ciebie prosimy,
Abyśmy trwając w ich duchowym dziedzictwie byli nieugiętymi obrońcami
świętej wiary, Ciebie prosimy,
Abyśmy podobnie jak oni byli wierni Bogu, Kościołowi i jego Pasterzom,
Ciebie prosimy,
Abyśmy wspierani ich wstawiennictwem po Bożemu kształtowali nasze rodziny,
Ciebie prosimy,
Abyśmy jak błogosławieni Męczennicy Podlascy potrafili w każdym człowieku
dostrzec obecnego Chrystusa, Ciebie prosimy,
Abyśmy naśladując ich przez wierność w rzeczach małych dorastali do uczestnictwa
w szczęściu nieba, Ciebie prosimy,
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.

Módlcie się za nami błogosławieni Męczennicy Podlascy, Abyśmy się stali
godnymi obietnic Chrystusowych

Módlmy się:
Wszechmogący wieczny Boże , Ty Błogosławionemu Wincentemu i Jego
Towarzyszom dałeś udział w męce Chrystusa,
spraw abyśmy wytrwale naśladowali ich męstwo w wyznawaniu wiary
katolickiej i w budowaniu jedności Kościoła.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen

– See more at: http://sanktuariumpratulin.pl/modlitwy/#sthash.6zbSBQhm.dpuf

Bł. Męczennicy Podlascy 20 stycznia 2010 r.

Heroiczne świadectwo wiary

fot. P. STEFANIUK Przypadająca właśnie rocznica śmierci błogosławionych Męczenników z Pratulina jest dobrą okazją, by przybliżyć sens ich męczeństwa i uświadomić, że świadectwo unitów jest ciągle aktualne.

Warto przy tej okazji pochylić się nad historią naszych braci unitów, którzy nie zawahali się własnym życiem bronić wiary. To również dobra sposobność, aby odpowiedzieć sobie na pytanie: kim są dla nas Wincenty Lewoniuk i dwunastu jego Towarzyszy oraz czy pamięć o ich męczeństwie wciąż jest żywa w sercach potomnych?

Karta historii

Współcześnie wydaje się nam oczywiste, że wiedza o wydarzeniach z Drelowa i Pratulina jest ogólnie dostępna. Jednak jeszcze całkiem niedawno kasata unii oraz nawracanie na prawosławie były tematami zakazanymi. – Informacje o unitach ukazywały się jedynie w okresie międzywojennym. Najważniejszą pozycją pozostaje przygotowana przez ks. Józefa Pruszkowskiego „Martyrologia unitów podlaskich”. Do niej się wszyscy odwołują, ponieważ zawiera bardzo rzetelnie zebrane relacje i to zaraz po wydarzeniach w Drelowie i Pratulinie – mówi dr Urszula Głowacka-Maksymiuk, członek komisji historycznej procesu beatyfikacyjnego unitów podlaskich. – W okresie komunizmu martyrologia unitów stała się tematem tabu. Nie można było o tym mówić. Dopiero pod koniec żywota komuny, po roku 1980, zaczęliśmy tę sprawę bardziej nagłaśniać. Organizowany był rajd szlakiem unitów, informacje o nich zaczęły się ukazywać w publikacjach naukowych. Dopiero sam proces beatyfikacji, beatyfikacja były sygnałem do tego, aby pisać o tych wydarzeniach jeszcze więcej – wyjaśnia.

Pamięć

Mimo że od tragicznych wydarzeń związanych z kasatą unii minął już ponad wiek, a świadków tamtych zdarzeń nie ma już wśród żywych, to pamięć o męczeńskiej śmierci obrońców wiary ojców była i jest przekazywana z pokolenia na pokolenie.

 – W naszej wiosce, przed I wojną światową, była jedna rodzina rzymskokatolicka, pozostali byli grekokatolikami – wspomina ks. Zbigniew Nikoniuk, pochodzący z parafii Pratulin proboszcz neounickiej parafii w Kostomłotach. – Pamiętam opowieści mojego ojca, który często mówił o tym, co opowiedział mu jego ojciec, to były bardzo ciekawe historie – kontynuuje.

Ks. Nikoniuk przytacza również interesujące anegdoty dotyczące życia codziennego unitów: – Na przykład, jeśli chodzi o święcenie pokarmów na Paschę, to mógł to tylko zrobić jeden gospodarz z wioski – rzymski katolik Bolesław Burski. Mieszkańcy znosili mu święconkę, którą ten następnie wiózł na wozie do kościoła łacińskiego w Janowie, aby tam została poświęcona, bo unickich księży wtedy nie było. Moja babcia ze strony ojca – Zofia opowiadała, że była chrzczona w lesie. Jako dziecko zawsze mnie to dziwiło, zastanowiło. Dopiero później zrozumiałem, że w tamtych czasach nie było unickich kościołów – wyjaśnia.

Wspomnienia dotyczące swych przodków snuje również inny kapłan pochodzący z pratulińskiej parafii – ks. prof. Kazimierz Matwiejuk. – Moje korzenie sięgają tradycji unickiej. Jeden z trzynastu błogosławionych – Konstanty Łukaszuk był dziadkiem mojej, już nieżyjącej, mamy. W parafii, pamiętam z dzieciństwa i młodości, od czasu do czasu problem męczeństwa unitów był aktualizowany. Niewiele z tego rozumiałem, zwłaszcza odnośnie do kontekstu historycznego tego wydarzenia, ale pamiętam, że mówiono o pratulińskich męczennikach za wiarę – mówi ks. Matwiejuk, autor publikacji o Pratulinie. Opowiada również o nawiedzaniu grobu męczenników. – Niektórzy ludzie brali do swych domów ziemię z tej mogiły, jako swoistą relikwię. A grób znajdował się w tzw. wierzbince, oddalony od kościoła około 2 kilometrów, i był zaznaczony krzyżem z napisem o tym wydarzeniu. Mówiło się, że mogiła kryje trzynastu zabitych unitów – wyjaśnia.

– Świadomość, iż moi ziomkowie oddali życie dla Chrystusa, tak w moim rodzinnym domu, jak i we wspólnocie parafialnej, była stale żywa i pielęgnowana. Mogę powiedzieć, iż wpływ unitów na moje życie był i jest bardzo wielki. To ich heroizm i przykład życia z wiary stale mobilizuje mnie jako księdza, że możliwe jest układanie swego życia według światła Ewangelii, że wiary nie można zamknąć tylko do swojej prywatności i że trzeba jej bronić – podkreśla ks. Jacek Sereda, również pochodzący z parafii Pratulin.

Także mieszkańcy Drelowa nie zapominają o swoich przodkach poległych w obronie wiary. – Mimo że od dramatycznych wydarzeń męczeństwa unitów w Drelowie upłynęło 136 lat, pamięć o nich jest wciąż żywa w sercach parafian. Od wielu już lat, w rocznicę męczeństwa unitów, 17 stycznia, mieszkańcy Drelowa licznie gromadzą się w swojej świątyni, by pod przewodnictwem pasterza Kościoła siedleckiego uczestniczyć w celebrowanej Eucharystii, która jest zawsze najpełniejszym wyrazem czci oddawanej Bogu, wyrazem pamięci o tych, którzy uczą zawierzenia Chrystusowi do końca – mówi Agnieszka Kozaczuk, katechetka z Drelowa.

Drogowskaz

Jeśli porównamy naszą sytuację do tej, z którą przyszło się zmierzyć unickim braciom, bez mrugnięcia okiem stwierdzimy, że żyjemy w spokojnych czasach. Racja – już od lat nikt nie zabrania nam chodzenia do świątyni, nikomu nie dzieje się krzywda w związku z przynależnością do Kościoła rzymskokatolickiego. Ale to wcale nie oznacza, że nie potrzebujemy wskazania właściwej drogi.

– Oni są rzeczywiście dobrym drogowskazem. Już Pius IX w encyklice „Omnem sollicitudinem” z 13 maja 1874 r. pisał o Męczennikach, że stali się „widowiskiem Bogu, aniołom i ludziom”, ponieważ „woleli cierpieć dla Chrystusa, a nawet swoje życie narazić na największe niebezpieczeństwa, niż ponieść uszczerbek na wierze i odstąpić od katolickich obrzędów, które od swoich przodków przyjęli i w całości, i nietykalności na wieki zamierzali zachować” – przypomina ks. Matwiejuk. I dodaje: – Trzeba pamiętać, że ich heroiczna wiara i umiłowanie jedności Kościoła stanowią fundamenty naszego dziedzictwa religijnego. Oni byli ludźmi traktującymi Ewangelię Chrystusa poważnie. Ewangelicznie zareagowali na niesprawiedliwość. Na demonstrację siły, zaprezentowaną przez carskich wojskowych, odpowiedzieli biernym oporem. Tak broniąc własnej świątyni, bronili swoich katolickich przekonań. Czynili to w pełni świadomie i dobrowolnie. Tam nie było brawury i nieodpowiedzialności, ale roztropność – podkreśla.

Jest jeszcze coś, co w kontekście męczeństwa unitów warto podkreślić. – W heroicznej postawie Męczenników unickich swoje apogeum osiągnęła ich wierność w rzeczach małych. Oni też autentycznie kochali Kościół katolicki. Zesłaniec z Syberii pisał: „Mój Boże, jakaż ta wiara katolicka droga i nieoceniona, a jaka złemu duchowi straszna i przeciwna; jakie on nam za nią krzywdy wyrządza, jak usiłuje wszelkimi sposobami nas od niej odwieść”. Cieszyli się, że trwają w łączności z „białym Ojcem”, jak nazywali papieża, zachowując własną, wschodnią tradycję kościelną i liturgiczną – zauważa ks. Matwiejuk.

O wielkiej roli unickich męczenników w swoim życiu mówi też ks. Sereda. – Często podkreślam, iż dar przekazanej wiary przez rodziców jest darem wiary unitów. Powołanie do kapłaństwa postrzegam jako łaskę Męczenników. Z naszej parafii jest przecież 12 kapłanów. Cuda uzdrowień za przyczyną błogosławionych są wielkim impulsem przypominającym o istnieniu Boga i Jego mocy. Dla mnie unici żyją i „działają” i jestem w jakimś stopniu dumny, że dane mi jest żyć, chodzić po ziemi, po której oni chodzili. To zobowiązuje, by dziedzictwo wiary przekazać innym pokoleniom. To wielka lekcja życia. Skoro dla Męczenników Bóg był najważniejszy, i to wystarczyło, to również tą samą drogą trzeba i nam pójść – uwrażliwia.

Sanktuarium

Niewątpliwie jednym z najbardziej widocznych dowodów pamięci o pratulińskich Męczennikach jest sanktuarium. – Hornowo, późniejszy Pratulin, jest miejscem wyjątkowym i to pod wieloma względami. Dziewicza natura, kresowa kultura, bogactwo historii, a szczególnie świadectwo wiary bł. Wincentego Lewoniuka i jego dwunastu Towarzyszy… – mówi ks. Marek Kot, kustosz Sanktuarium Męczenników Podlaskich w Pratulinie. – Krajobraz nadbużański, obfitość zieleni, sprawiają, że tutaj każdy oddycha pełną piersią i nabiera dystansu do codzienności. Widzi nie tylko piękno natury, ale doświadcza obecności Boga. Wielu pielgrzymów podkreśla, że tutaj jest pięknie. Czuje się Boga. Młody człowiek powiedział, że często przyjeżdża do Pratulina, by zaczerpnąć nowych sił do życia. Wycisza swoje serce i widzi wszystko innymi oczyma.

Ci, którzy zawitają do Pratulina, pragną dowiedzieć się czegoś więcej o tym niezwykłym miejscu. – Pielgrzymi, najliczniej przybywający od wczesnej wiosny do późnej jesieni, szukają odpowiedzi na rożne pytania, a przede wszystkim bardzo chętnie słuchają opowiadania na temat wielkiego bohaterstwa Męczenników. Kiedy zaczynam mówić o sanktuarium w Pratulinie i o unitach, to robi się cisza, a czasami pojawiają się łzy na policzkach zasłuchanych pątników. Wielu pyta: „to tutaj, żyli tacy ludzie?” – wspomina ks. Kot.

– Wszystkich serdecznie zapraszam do sanktuarium, by pochylić się nad relikwiami błogosławionych Męczenników. Gdzie można, zaczynając od placu męczeństwa, a kończąc na cmentarzu unitów, przejść Drogą Krzyżową wpisaną w malowniczy nadbużański krajobraz Pratulina. Trzeba tu być, gdzie cisza przemawia bardziej niż krzyk, a pokora i skromność tych ludzi zachwyca bardziej niż wszelkie bogactwa świata. Szczególnie zachęcam, by przybyć i ucałować tą świętą ziemię i uczyć się prawdziwego życia – zaprasza kustosz pratulińskiego sanktuarium.


MOIM ZDANIEM

Ks. Marek Kot, kustosz Sanktuarium Męczenników Podlaskich w Pratulinie

W obecnych, trudnych czasach, kiedy walczy się z krzyżem, potrzeba takich dowodów niezłomnej wiary, zaufania Bogu do końca, jak to uczynili Wincenty Lewoniuk i jego dwunastu Towarzyszy.

Pielgrzymi często pytają, jak dzisiaj żyją mieszkańcy Pratulina i okolicznych wiosek. Odpowiadam, że mają dużą świadomość swojego pochodzenia. Twierdzą, że tutaj każdy ma za co dziękować Bogu, że wstawiennictwo unitów jest przemożne. O tym, jak bogate jest życie duchowe mieszkańców, świadczą różne grupy modlitewne, obecność na nabożeństwach, zaangażowanie w prace porządkowe i budowlane itd. Szczególnym dowodem ich wiary i zatroskania o Kościół jest fakt, że z tak niewielkiej parafii pochodzi 12 księży i siostra zakonna.


Agnieszka Kozaczuk, katechetka z Drelowa

Szczególnym wyrazem pamięci, czci oddawanej przodkom wiary w Drelowie są spektakle przygotowywane z pieczołowitą starannością, które po Eucharystii stanowią przedłużenie uczty duchowej. Powstające scenariusze – a jest ich już kilka, wymagają talentu, żmudnej pracy, docierania do świadectw męczeństwa unitów. Powstają na bazie relacji, wspomnień, opowieści, pamiętników tych, którzy uwieczniali, pielęgnowali i pielęgnują dziedzictwo wiary swoich praojców.

Początkowo scenariusze, a zarazem odbywające się w oparciu o nie sztuki teatralne, były owocem pracy i zaangażowania ks. kan. Romana Wiszniewskiego – wcześniejszego proboszcza parafii w Drelowie, nauczycieli Gimnazjum nr 1 im. Unitów Drelowskich: Ewy Strok i Grzegorza Golca i oczywiście młodzieży tutejszego gimnazjum, która poprzez udział w spektaklach zawsze przekazywała i nadal przekazuje szczególne przesłanie mężnego wyznawania wiary, odwołując się do tragicznych wydarzeń sprzed lat.

Uroczystości rocznicowe z 17 stycznia 1874 r. zapisały się w historii Drelowa. Stanowią wezwanie, by nie zaprzepaścić tego, jakże ważnego, przesłania stanowiącego o tożsamości, które zostawili nam nasi praojcowie.


Ks. Zbigniew Nikoniuk, proboszcz neounickiej parafii w Kostomłotach

Zwłaszcza najstarsze pokolenie parafian z Kostomłotów pamięta o swoich unickich przodkach. Ludzie zachowali pamięć o przynależności do Kościoła katolickiego. Zachował się dokument z 1927 r. skierowany przez parafian do bpa Przeździeckiego, w którym 12 gospodarzy z Kostomłotów prosi o przydzielenie katolickiego kapłana, który znałby cerkiewne obrzędy. Były to początki odradzania się unii na Podlasiu po I wojnie światowej. Od 1996 r. w parafii Kostomłoty znajdują się relikwie – kość ramieniowa jednego z męczenników. Przy relikwiach śpiewany jest akatyst ku ich czci.


Spędziłem 40 lat w Kostomłotach

PYTAMY O. archimandrytę Romana Piętkę, wieloletniego proboszcza parafii neounickiej w Kostomłotach

Jak to się stało, że w Kostomłotach istnieje jedyna neounicka parafia obrządku wschodniosłowiańskiego w Polsce?

Gdy po 1918 r. powstała Polska niepodległa, wówczas potomkowie tych skasowanych przez cara unitów, jak również biskup Przeździecki i inni okoliczni biskupi, pomyśleli o tym, aby wznowić unickie parafie. Wtedy, głównie dzięki przychylności bpa Przeździeckiego, na obszarze diecezji siedleckiej wznowiono kilka takich parafii. Po II wojnie światowej, kiedy granice naszego państwa zostały zmienione, na terenie polski została jedynie parafia w Kostomłotach.

A jak Ojciec trafił do tej parafii?

Mój poprzednik był już starszym, zmęczonym człowiekiem i poprosił o wyznaczenie następcy. Jako że brakowało księży, którzy znaliby wschodni obrządek, następcy proboszcza w Kostomłotach zaczęto szukać wśród marianów. Kardynał Wyszyński zwrócił się do Stolicy Apostolskiej z prośbą, abym mógł objąć parafię. Watykan wyraził zgodę i tak trafiłem do Kostomłotów.

Jak wspomina Ojciec 40-letni pobyt w parafii i jak widzi jej przyszłość?

Okres mojej pracy w Kostomłotach wspominam bardzo miło. Był to dla mnie szczęśliwy czas. Jeśli chodzi o przyszłość parafii, to myślę, że rysuje się ona dość dobrze. Wiem, że w Białej Podlaskiej, Pawłowie Starym i Siedlcach odprawiane są nabożeństwa w rycie wschodnim. Wiadomo, że na takich nabożeństwach nie będzie się pojawiało wiele osób, ale teraz są czasy ekumenizmu – ludzie chcą dowiedzieć się czegoś więcej o unitach, czasami inaczej się pomodlić. Kościół katolicki to nie tylko ryt rzymski, ale również ten cerkiewny. Myślę, że ten znak jedności Kościoła nadal będzie obecny na naszym Podlasiu.

Magdalena Szewczuk

http://www.echokatolickie.pl/index.php?str=100&id=1991

Miejsce kultu podlaskich męczenników 8 sierpnia 2012 r.

Sanktuarium wiary i ufności

fot. AWAW Nie ma tu komercji i wielkich tłumów, są za to cisza i spokój. Przybywających uderza prostota, subtelne piękno i czar przyrody. Wyjeżdżają stąd z wielką lekcją wiary.

Sanktuarium bł. Męczenników Podlaskich w Pratulinie jest znane nie tylko w diecezji siedleckiej i jej okolicach. Do tej niewielkiej wioski przyjeżdżają dziś ludzie z całej Polski. Świadczą o tym chociażby wpisy w pamiątkowej księdze umieszczonej niedaleko drzwi wejściowych. Co, a może kto, ich tu sprowadza?

– Ziemia pratulińska jest przesiąknięta potem i krwią męczenników. Pielgrzymi, którzy tu przyjeżdżają, dowiadują się o losach tych prostych ludzi i są zaskoczeni ich postawą. Mówią, że taki przykład życia i męczeństwa jest dla nich potrzebny, zwłaszcza dziś. Kiedy dowiadują się, jak unici bronili swojej wiary, uświadamiają sobie, że żyją w pięknych czasach i mają za co dziękować Panu Bogu. Twierdzą, że sami chyba nie byliby w stanie zaświadczyć o takim przywiązaniu do Kościoła i do Polski. Pratulin to miejsce szczególne nie tylko dla tych, którzy chcą się czegoś dowiedzieć o unitach. Będąc tutaj, można także uczyć się heroizmu oraz tego, jak bronić wartości, które są fundamentalne w każdym czasie i dla każdego człowieka – mówi ks. Marek Kot, proboszcz i kustosz pratulińskiego sanktuarium.

Coraz więcej…

Ks. M. Kot pracuje w Pratulinie od 2007 r. Przyznaje, że odkąd w sanktuarium pojawił się zabytkowy kościół ze Stanina, ruch pielgrzymkowy przybrał na sile. – Dziś nie ma dnia bez pielgrzymów. Przybywają w grupach i indywidualnie. Przyjeżdżają dzieci, młodzież i osoby dorosłe. Wiele z nich o naszym sanktuarium dowiedziało się z mediów. Kiedy wysiadają z pojazdów i zwiedzają okolice, utwierdzają się w przekonaniu, że Pratulin jest bardzo piękny – opowiada kustosz.

Pielgrzymi odwiedzają parafialny kościół, zwiedzają drewnianą świątynię, spacerują po parku i oddają się medytacji. Wielu z nich modli się też przed poszczególnymi stacjami drogi krzyżowej.

Coraz piękniej…

Pratulin zmienia swoje oblicze. Jakiś czas temu na miejscu męczeństwa Wincentego Lewoniuka i jego towarzyszy stanął drewniany XVIII-wieczny kościół przewieziony z parafii Stanin. Świątynia została gruntownie odnowiona i będzie centrum religijno-muzealnym. Wokół niej utworzono rozległy park ze stawem i alejkami spacerowymi. Ustawiono tam również słupowe kapliczki, poświęcone poszczególnym męczennikom. Nie są jeszcze w pełni gotowe. Jak zapowiedział ks. M. Kot, ich fundatorami będą dawne unickie parafie. – W ten sposób chcemy przypomnieć pielgrzymom, że unici mieszkali i oddawali życie nie tylko w Pratulinie, ale na całym Podlasiu – dodaje.

W miejscu, gdzie obecnie stoi drewniana świątynia, dawniej znajdowała się unicka cerkiew, której bronili pratulińscy męczennicy. Dziś ten plac jest uporządkowany i godnie upamiętniony. Oficjalne otwarcie muzeum poświeconego unitom zostało przewidziane na 6 października tego roku.

Warto przyjechać

Sanktuarium w Pratulinie nie doczekało się jeszcze domu pielgrzyma. Jego budowę zaplanowano na kolejne lata. Póki co ci, którzy chcą zatrzymać się tu na dłużej, mogą skorzystać z dość licznych ofert gospodarstw agroturystycznych.

– Nasza parafialna świątynia otwarta jest codziennie, od 8.00 do 21.00. W dni powszednie spotykamy się na Mszy św. o 18.00, zaś w niedzielę i święta o 8.00 i 12.00. Dodam, że 23 dnia każdego miesiąca odprawiamy też nowennę do bł. męczenników. Eucharystię celebrujemy wtedy o 18.00 – informuje kustosz.

Pratulin cenią zarówno ludzie świeccy, jak i osoby duchowne. – To wyjątkowe miejsce. Zawsze przyjeżdżam tu z przyjemnością i nie tylko po to, by odwiedzić księdza kustosza, który jest moim kolegą. W ubiegłym roku przeszedłem całą drogę krzyżową i modliłem się na miejscu, w którym dawniej pochowani byli nasi męczennicy. W tym roku czytałem ich życiorysy. Tych 13 młodych mężczyzn zginęło nieprzypadkowo. Oni wiedzieli, co ich czeka. Niektórzy, idąc bronić cerkwi, ubierali się odświętnie i żegnali z bliskimi. Ich świadectwo wiary oraz męczeństwo przemawiają bardzo mocno. Zachęcam wszystkich, którzy mają taką możliwość, aby tu przyjechali i poznali historię tych niezwykłych ludzi – mówi ks. Andrzej Duklewski, proboszcz katolickiej parafii w Tomsku na Syberii.

Nie oceniam, wierzę…

Uniccy męczennicy są skarbem wszystkich parafian z Pratulina. Oni gorąco i głęboko wierzą w to, że bł. Wincenty Lewoniuk i jego towarzysze orędują za nimi w niebie. Mieszkańcy okolicznych wiosek modlą się za ich przyczyną i doznają wielu łask. Nie mówią o tym głośno, bo nie chcą rozgłosu. Wszystko chowają w sercu. Jedną z osób, która ufa w pomoc błogosławionych męczenników, jest Anna Sereda.

– Do unitów modliłam się ja i moi rodzice, zawsze doznawaliśmy dzięki ich wstawiennictwu wielu łask. Oni opiekują się nie tylko Pratulinem, ale też całą diecezją siedlecką. Modlę się przez ich wstawiennictwo codziennie. Robię to w domu i w kościele. Codziennie uczestniczę we Mszy św. Nie wiem, jak oceniać to, czego dzięki nim doznałam. Ja nie oceniam, ja po prostu wierzę, że oni nam pomagają i ciągle proszę ich o wsparcie – podkreśla moja rozmówczyni.

Moc z wysoka

Pani Anna ma 80 lat i mieszka w Łęgach, oddalonych od Pratulina o kilka kilometrów. Nie wygląda na swoje lata. W jej pięknych niebieskich oczach widać radość życia. Otwarcie opowiada o trudnych wydarzeniach, które przetrwała dzięki unitom.

Kiedy była młodą, 17-letnią, dziewczyną, na jej szyi pojawiło się wielkie szpecące wole. Lekarze kazali czekać z operacją do 20 roku życia… a ona modliła się do męczenników i przykładała ziemię z ich mogiły do chorego miejsca. Jak wspomina, tak bardzo nie lubiła swojego wyglądu, że nawet podczas czesania i ubierania nie używała lustra. Pewnego ranka, po tajemniczym śnie, obudziła się i mimowolnie zerknęła na swoje odbicie. Spostrzegła, że ma zdrową i piękną szyję. – Poszłam do mamy, objęłyśmy się i zaczęłyśmy ze łzami dziękować Bogu i męczennikom – wspomina.

Potem prosiła unitów o zdrowie dla swojego pierwszego dziecka; kilkadziesiąt lat później błagała o ratunek dla kolejnego syna, który ucierpiał w groźnym wypadku. – Zamówiłam Mszę św., a w domu zaczęliśmy odmawiać nowennę do unitów. Na modlitwę schodzili się wszyscy znajomi. Syn przez te dni był nieprzytomny. Kiedy kończyliśmy nowennę, zadzwonił telefon. Synowa, która podniosłą słuchawkę, usłyszała, że syn już się obudził. Zapytała, z kim rozmawia. Usłyszała: „kolega ze szpitala”. Dopiero później doszło do nas, że nie mieliśmy tam nikogo znajomego – opowiada.

Guz zniknął

Wspomina też o kolejnym synu, który podczas prac przy kryciu dachu został ranny w oko. Lekarze nie dawali mu szans na to, że będzie normalnie widział. – Nie wierzył w to, co mówiono. Powtarzał: „dziś jest 23, a więc dzień poświecony męczennikom, ja będę widział, nic mi nie będzie”. Nie zawiódł się – mówi pani Anna.

Moja rozmówczyni wspomina też o tym, czego doświadczyła w ubiegłym roku. – Na moim ramieniu pojawił się guz. Na początku nie zwracałam na niego uwagi. Do lekarza poszłam dopiero wtedy, gdy narośl miała wielkość jabłka. Bolała mnie całą ręka, miałam gorączkę. Lekarze zastanawiali się nad operacją. Zaczęłam się modlić, a koleżanki zamówiły za mnie Mszę św. Wszyscy znajomi prosili przez męczenników o moje zdrowie, a ja… nawet nie zauważyłam, kiedy guz zniknął – opowiada A. Sereda. Jej uzdrowienie zostało poparte dokumentacją medyczną. Mieszkanka Łęgów przekonuje, że nikt, kto prosi o ratunek błogosławionych unitów, nie odejdzie bez pomocy.

Każde sanktuarium ma swój symbol, obraz czy miejsce. W przypadku Pratulina tym znakiem jest wiara w Boga. Można jej tu doświadczyć wszystkimi zmysłami. Można o niej słuchać, można zobaczyć, a nawet dotknąć. Bł. W. Lewoniuk i jego towarzysze nie tylko pokazują, jak żyć, wierzyć i kochać Polskę. Tym, którzy zaufali Bogu i proszą Go pokornie o potrzebne łaski przez ich wstawiennictwo, wypraszają uzdrowienia, nawrócenia i upragnione dzieci. To nasze podlaskie duchowe bogactwo, które nigdy się nie skończy. Wypada więc z niego korzystać i dzielić się nim z innymi…

Agnieszka Wawryniuk

http://echokatolickie.pl/index.php?str=100&id=4517&idd=14

Akatyst ku czci Unickich Męczenników z Pratulina

Kontakion 1

Wybrani słudzy Boży i wielce chwalebni nowomęczennicy uniccy ziemi podlaskiej! Dla Chrystusa, Syna Bożego, który powiedział: “Aby wszyscy byli jedno”, odrzuciliście marność całego świata, życie swe złożyliście na ofiarę nieskalaną i czystą, gotowi raczej podjąć męczeńską śmierć, niż wyrzec się jedności z Kościołem powszechnym. Wychwalamy was z miłością – błogosławiony Wincenty; niosący Krzyż Danielu; świetlany Łukaszu; pobożny Bartłomieju; rycerzu Niepokalanej Onufry; mądry bojowniku Filipie; wyjątkowo kochający Eucharystię Konstantynie; niezwyciężony młodzieńcze Anicecie, sługo ołtarza; Ignacy z mądrym śpiewakiem Janem; czyniący pokój Konstantynie, opiekunie rodzin; noszący świecę Maksymie; i sługo Maryi Michale! A wy, stojąc z radością przed tronem chwały Pańskiej i ciesząc się ciągle oglądaniem Go twarzą w twarz, módlcie się za nas grzesznych, z wiarą i pobożnością uciekających się do was, abyśmy nabożnie wam śpiewali:

Witajcie błogosławieni uniccy męczennicy podlascy,
świadkowie Chrystusa wielce chwalebni i bojownicy niezwyciężeni.

Ikos 1

Naśladując anielską miłość do Pana, zanosiłeś nieustannie modlitwy do Boga, swego Zbawiciela, wielce błogosławiony Wincenty, by dał tobie i twoim towarzyszom serce bojące się Boga i niewzruszone trwanie w jedności wiary, aż Król królów wysłuchał twych modlitw, przyjął łzy i dał ci siłę odważnym sercem podjąć srogie męki i nawet śmierć za swą świątynię. Dlatego pełni pobożnego podziwu dla twej miłości do Chrystusa i gorliwości w służbie Bożej z radością wzywamy do ciebie:

Witaj, bo pierwszy wypiłeś kielich męczeństwa;
Witaj, bo nie uległeś namowom przeciwników;
Witaj, świeczniku błyszczący światłem, płonący Bożą miłością;
Witaj, niewzruszona kolumno jedności.
Witaj, otrzymujący wieńce niezniszczalne i korony chwały od Pana;
Witaj, bo stoisz teraz w niebie u tronu Wszechmocnego i modlisz się za nas grzesznych;
Witaj, spoiwo zespalające mocno w jedno cegły budowli Chrystusowej;
Witaj, Woroblina świeczniku pełny światła.
Witaj błogosławiony Wincenty,
świadku Chrystusa wielce chwalebny i bojowniku niezwyciężony.

Kontakion 2

Chrystus, widząc wasze szczere serca, wspaniali męczennicy, wezwał was łaskawie do swej przedziwnej światłości i otworzył wam bramę swego Królestwa za przyczyną modlitw Przeczystej Bogurodzicy, wspomagającej was przed obliczem Leśniańskiej Ikony, gdzie zanosiliście Trójosobowemu Bogu, umacniającemu was, chwalebną pieśń: Alleluja.

Ikos 2

Poznanie prawdziwej pobożności napełniło twą duszę, niosący krzyż bratczyku Danielu, chwało wsi Łęgi, gdy z pozostałymi współmieszkańcami usłyszałeś, że unici na rozkaz cara skazywani są na męki i śmierć za jedność chrześcijańską i zapytałeś kapłanów Pana, jaką nagrodę otrzymają od Chrystusa w Jego Królestwie za wszystkie cierpienia, a oni odpowiedzieli ci, że śmiertelny język nie może wypowiedzieć i słaby rozum dociec, co Bóg przygotował kochającym zjednoczony Kościół. Ty więc całym sercem nastawiłeś się na Chrystusa, wziąłeś drogocenny krzyż i odważnie zawołałeś: “Witaj krzyżu, znaku naszego zbawienia!” Przyjmij wraz ze swymi towarzyszami od nas, szanujących twój bohaterski czyn, te oto pochwały:

Witaj, bo krzyż zbawienia przed nami podnosisz;
Witaj, bo tym świętym znakiem zwycięstwa zwyciężyłeś diabła i udaremniłeś jego knowania;
Witaj, bo wszelką krasę i przyjemność tego świata odrzuciłeś dla miłości Chrystusa;
Witaj, bo nauczyłeś nas nie przywiązywać się do dóbr ziemskich, lecz wznosić się ku górze do Boga.
Witaj, bo zamieniłeś dobra zniszczalne na niebieskie;
Witaj, święty sługo prawdziwego Boga.
Witaj, Jego woli prawdziwy wykonawco;
Witaj, bo jesteś ustami, jak grom głośnymi, jedności Kościoła.
Witaj błogosławiony Danielu,
świadku Chrystusa wielce chwalebny i bojowniku niezwyciężony.

Kontakion 3

Siłą z wysokości wzmocnieni mężnie szliście, błogosławieni, na oczekującą was walkę, pragnąc umrzeć za jedność Kościoła powszechnego. Najświętsza zaś Bogurodzica w znaku cudownego obrazu kodeńskiego pomagała wam wziąć krzyż posłany przez Boga, przyjąć niezniszczalne wieńce przygotowane dla was w niebie i odważnie śpiewać Bogu: Alleluja.

Ikos 3

Mając pójść na bezprawne zabicie z ręki cara, świetlany Łukaszu, błogosławiony orędowniku Łęgów, całą noc spędziłeś z błogosławionym Danielem na modlitwie, śpiewach i rozmowach duchownych. On cię utwierdzał, by nie odstępować od zjednoczenia, lecz mężnie do końca trwać bez zachwiania w wyznawaniu imienia Chrystusowego i nie bać się śmierci. Niejednokrotnie bywałeś jego gońcem do różnych wiosek. Ty rozniosłeś wiadomość o konieczności obrony pratulińskiej cerkwi. A podczas obrony zacząłeś bić w dzwony jak na procesję. I trafiła cię kula w głowę, zginąłeś na miejscu, by niegasnące życie otrzymać od Głowy Kościoła, jaśniejącego Chrystusa. Dlatego do ciebie, prawdziwego żołnierza Chrystusowego, z radością duchową wołamy:

Witaj, bo wziąłeś do ręki krzyż Chrystusa jako oręż;
Witaj, bo stałeś się uczestnikiem cierpień Chrystusa;
Witaj, mężny zwolenniku prawowierności;
Witaj, nieustraszony pogromco błędów.
Witaj, odziany cierpliwością jakoby zbroją;
Witaj, bo niezwykłym swym męstwem zadziwiłeś przewrotnych tyranów;
Witaj, bo przez ciebie doznało czci imię Boże;
Witaj, nadzwyczajna chwało młodości.
Witaj błogosławiony Łukaszu,
świadku Chrystusa wielce chwalebny i bojowniku niezwyciężony.

Kontakion 4

Burzę małoduszności i lęku odganiając od waszych serc, chwalebni męczennicy, i umacniając was na zbliżający się czyn bohaterski, Przenajświętsza Dziewica w ikonie swej pratulińskiej zwanej Przeczystą bez przerwy z wami niewidzialnie rozmawiała o wspaniałej i wielkiej nagrodzie, jaką Bóg przygotował oddającym za Niego życie. My zaś tak wam głosimy: “Błogosławieni jesteście współziomkowie nasi, bo posiedliście bezcenny skarb, drogocenną perłę – Chrystusa Pana naszego! Nie odstąpiliście od Kościoła powszechnego, lecz pozostaliście wierni testamentowi: “Niech wszyscy stanowią jedność” Tego, który was umiłował. Jemu całym sercem śpiewacie: Alleluja.

Ikos 4

Słysząc, błogosławiony Bartłomieju, perło z Bohukał, że biskup Szymański sprowadził z Rzymu do Janowa czcigodne relikwie świętego Wiktora, męczennika za wiarę z pierwszych wieków chrześcijaństwa, aby wierni podlaskiej ziemi w czasach carskiego prześladowania mieli przykład jego męstwa, uradowałeś się bardzo i wraz z wielu innymi wziąłeś udział w tej dodającej odwagi i siły podniosłej uroczystości. I tak, ciesząc się w duchu, jeszcze bardziej umacniając się na myśl o przyszłych cierpieniach, ze łzami robiłeś postanowienie, że nie tylko nie odstąpisz od zjednoczonego Kościoła Chrystusowego, ale jeszcze bardziej pragniesz za Niego cierpieć. Pełni podziwu dla tak wzniosłej miłości chrześcijańskiej pobożnie do ciebie wołamy:

Witaj, bo dałeś prawdziwy wzór umiłowania Kościoła świętego;
Witaj, bo miłość niebiańską na sobie czynem pokazałeś;
Witaj, bo dodajesz nam ducha do bohaterskiego czynu zaparcia się siebie dla Chrystusa;
Witaj, bo nas uczysz odrzucać ułudę tego przemijającego świata.
Witaj, bo nas nakłaniasz zostawiać to, co nisko i wznosić się do tego, co w górze;
Witaj, bo we wszystkim, co nas spotyka, pomagasz widzieć wolę Bożą;
Witaj, bo przez ciebie wzrosło poznanie Chrystusowego Kościoła;
Witaj, bo wszystko oddałeś, by zdobyć Chrystusa.
Witaj błogosławiony Bartłomieju,
świadku Chrystusa wielce chwalebny i bojowniku niezwyciężony.

Kontakion 5

Zadziwiającą gorliwość i wiarę pokazując, o uniccy męczennicy Podlascy, razem padliście na kolana i płacząc z wyciągniętymi rękoma dziękowaliście Bogu, który was ukochał, że widzicie prochy męczennika, który tysiąc lat temu cierpiał, jak wy teraz, za wiarę powszechną. My teraz całując święte wasze prochy, z serdecznym wzruszeniem śpiewamy Ojcu Niebieskiemu anielską pieśń: Alleluja!

Ikos 5

Gdy spostrzegł tyran bezbożny, że święci więźniowie zamknięci w ciemnici razem z tobą, mądry Onufry, czcicielu gorliwy Bogurodzicy, wsi Zaczopek ozdobo, z powodu ran byli do tego stopnia wyczerpani, że zdawało się, iż nie zniosą czekających na nich mąk, rozkazał przyprowadzić cię przed trybunał, gdzie wszelkimi sposobami przekonywał cię, strasząc nowymi męczarniami, żebyś wyrzekł się jedności wiary. Ty jednak z góry, za przyczyną Najświętszej Bogurodzicy w znaku Leśniańskiej Ikony umacniany, i pocieszany przez swoją młodą żonę Cecylię, pozostałeś twardy, jak diament, na wrogie zakusy. Dlatego, wielbiąc z miłością twoje za Chrystusa cierpienia i szanując twą małżonkę, radośnie do ciebie wołamy:

Witaj, Najwyższego Boga zwycięski sługo;
Witaj, bo schowałeś, jak polecił Pan, miecz swój do pochwy;
Witaj, głośny jak grom wyznawco wiary w Chrystusa;
Witaj, bo odważnie napiętnujesz podziały w Kościele.
Witaj, nieustraszony apostole jedności chrześcijan;
Witaj, bo nie uląkłeś się carskiego gniewu;
Witaj, bo gniew jego za nic poczytałeś;
Witaj, kwiecie wiary bielszy od śniegu.
Witaj błogosławiony Onufry,
świadku Chrystusa wielce chwalebny i bojowniku niezwyciężony.

Kontakion 6

Kaznodziejami o wielu głosach staliście się, odważni męczennicy, gdy, stojąc naprzeciw zbrojnych katów, nie bojąc się, wyznaliście wiarę w jeden, święty, powszechny i apostolski zjednoczony Kościół; usiłowania rozbicia Go zdemaskowaliście; i za to wyznanie i zdemaskowanie okrutną śmierć ponieśliście, swemu Największemu Zwycięzcy – Chrystusowi śpiewając: Alleluja!

Ikos 6

Światło chwały niebieskiej rozświeciło twe oblicze, mądry bojowniku Filipie, gdy ujrzałeś najmłodszego Aniceta, współmieszkańca twego, padającego od wrogiej kuli; nie przestawałeś chwalić Chrystusa i przed wszystkimi twymi katami wyznawać wiary w Powszechny Kościół. Przynosząca życie śmierć Aniceta umocniła cię, nie osłabł duch twój i do końca byłeś wiernym sługą Chrystusa. Do ciebie my grzeszni tak wołamy:

Witaj, świątynio Ducha Świętego;
Witaj, chwalebne naczynie Chrystusowej łaski;
Witaj, bo duszę i ciało rozjaśniło ci światło Boże;
Witaj, przez Chrystusa Króla z wysoka opromieniony.
Witaj, bo odważnie powiedziałeś: “wszyscy gotowiśmy umrzeć za naszą wiarę”;
Witaj, bo na trud śmierci bez lęku szedłeś;
Witaj, bo nie oszczędziłeś życia swojego dla Chrystusa;
Witaj, bo nam, umęczonym cierpieniami duchowymi i fizycznymi, dodajesz siły.
Witaj błogosławiony Filipie,
świadku Chrystusa wielce chwalebny i bojowniku niezwyciężony.

Kontakion 7

Bezbożny car chcąc zachwiać was, wielce chwalebni męczennicy, w wyznawaniu prawdziwej wiary, proponował wam w więzieniu wolność i honory, bylebyście odstąpili od swoich przekonań. Ale wasze matki, żony i siostry zaczęły wysławiać waszą cierpliwość i umacniać was mówiąc: “Szczęśliwi jesteście, ojcowie, mężowie i bracia nasi, bo dostąpiliście chwały męczenników Chrystusa!”. Z nimi więc radośnie śpiewacie Bogu: Alleluja.

Ikos 7

Chodzący we wsi Zaczopki przez pola i zasiewy Chrystus, zobaczył pracowitego rolnika, błogosławionego Konstantyna z rodziną, gorliwie zajętego pracą w służbie Bogu i ludziom, ubranego w zgrzebną koszulę i proste odzienie, nie tylko nie odwrócił się od niego, ale, co więcej, polubił go za przyjmowanie w każdą niedzielę Ciała i Krwi Jego w ukochanej swojej pratulińskiej cerkwi. A my naśladując ten przykład, tak wołamy:

Witaj, bo wziąłeś do serca głos Pana: “Kto pożywa moje Ciało i pije moją Krew we Mnie trwa, a Ja w nim”;
Witaj, bo poznałeś Jezusa przy łamaniu chleba i piciu kielicha;
Witaj, bo znając swoją słabość, karmiłeś się Ciałem i Krwią Chrystusa;
Witaj, który z Eucharystii czerpałeś siłę.
Witaj, gałązko, trwająca w krzewie winnym założonego przez Chrystusa Kościoła, przynosząca owoc obfity;
Witaj, bo krew za Chrystusa przelałeś;
Witaj, bo ciało za Niego w męczeńskiej śmierci oddałeś;
Witaj, nieskalana złożona Bogu kadzielna ofiaro.
Witaj błogosławiony Konstantynie,
świadku Chrystusa wielce chwalebny i bojowniku niezwyciężony.

Kontakion 8

Gdy nastały dni próby ognia Kościoła powszechnego w ziemi chełmskiej i “nie miał Bóg upodobania przyjąć od nas całopalenia i ofiary”, wówczas wielu unitów, nie dbając o swoje ciało i krew, ale zrozumiawszy upodobanie Pańskie, złożyło się w ofierze jako niepokalane zabicie. Sławne są imiona wasze, mężni cierpiętnicy, albowiem nam, sławiącym wasz bohaterski czyn, daliście dowód, że ni smutek, ni ucisk, ni sama śmierć nie zdołały odłączyć od jedności z Kościołem powszechnym was śpiewających: Alleluja!

Ikos 8

Całkowicie duchem jesteś w niebie, ale i przebywających na ziemi nie opuszczasz, od zwycięstwa mający imię najmłodszy Anicecie, usługujący przy ołtarzu, jesteś z nami przez czcigodną twoją Głowę. Będąc jeszcze chłopcem, otrzymałeś od Pana dar pragnienia świętości przez męczeństwo. Idąc do Pratulina z żywnością dla obrońców swej świątyni parafialnej z uśmiechem powiedziałeś do czcigodnej swojej matki: “Może i ja będę godny umrzeć za wiarę”. Tak też się stało. Zostałeś śmiertelnie trafiony kulą w głowę i umarłeś na miejscu, żeby otrzymać nagrodę od Głowy Kościoła, przyjaciela młodych, Chrystusa. Ojciec wziął na ręce martwe twoje ciało i ofiarował wspaniałomyślnie Bogu mówiąc: “Niech będzie miłą Bogu ofiarą”. A matka zawierzając ciebie Bogu, który jest pełnią życia, prosiła, abyś przed Jego tronem modlił się za prześladowców. Dlatego teraz tobą, jako wybranym spośród nas Bożym zuchem, chlubimy się i po przyjacielsku tak ci śpiewamy:

Witaj, bo od dziecięcych lat okazywałeś doskonałą miłość Boga;
Witaj, bo niezwyciężoną mocą Bożą młody wiekiem zwyciężyłeś siebie samego;
Witaj, bo od dziecka zdobywałeś cnoty chrześcijańskie;
Witaj, bo młody wiekiem, dorosły mądrością, rzeczywiście stałeś się prawdziwym chrześcijaninem.
Witaj, bo dałeś chłopcom wzór prawdziwego życia;
Witaj, bo usługując przy ołtarzu sprawiałeś ludziom radość swoją pobożnością;
Witaj, najpiękniejszy kwiecie róży jaśniejący pośród kolców;
Witaj, bo wybieliłeś swoje szaty w Krwi Baranka.
Witaj błogosławiony Anicecie,
świadku Chrystusa wielce chwalebny i bojowniku niezwyciężony.

Kontakion 9

O, co za wspaniała wymiana, wybrańcy z naszego rodu! Oddaliście krew i dostaliście niebo, krótko doświadczani – wiecznie się radujecie! Naprawdę dobra wasza wymiana: zniszczalne bowiem zostawiliście – niezniszczalneście otrzymali; weseląc się z Aniołami, śpiewacie nieustannie Trójcy jednoistotnej: Alleluja!

Ikos 9

Pochwały krasomóstwa ziemskiego nie zdołają wysławić waszych bohaterskich czynów, błogosławiony Ignacy ze swoim współmieszkańcem, mądrym Janem, śpiewakiem w cerkwi, dwie jaśniejące gwiazdy Derła; jeden bowiem z rąk ugodzonego śmiertelnie kulą Daniela przejąwszy krzyż, stanął śmiało na czele broniących zabieranej światyni, utwierdzając swoich współbraci w męstwie, drugi zaś ze śpiewem na ustach: “życie jest krótkie, wieczność bez końca” – wszystko zostawili i oddali dusze za swą parafialną cerkiew. Tak wielkich czynów godnie pochwalić nie umiejąc, z miłością wołamy:

Witajcie, bo sercem ochoczym wzięliście na ramiona krzyż Chrystusa;
Witajcie, bo nie straciliście sił pod jego ciężarem;
Witajcie, bo naśladowaliście Chrystusa w Jego cierpieniach;
Witajcie, bo ukrzyżowaliście ciało swoje z namiętnościami i złymi pożądaniami.
Witajcie, bo wzór miłości i łagodności na sobie pokazaliście;
Witajcie, bo nauczyliście nas jeden drugiego nosić brzemiona;
Witajcie, chwalebni głosiciele jedności;
Witajcie, bo pokazaliście, że w jedności jest siła.
Witacie błogosławieni Ignacy i Janie,
świadkowie Chrystusa wielce chwalebni i bojownicy niezwyciężeni.

Kontakion 10

Chcąc ocalić swoją świątynię, nie odpowiedzieliście siłą na siłę, ale ustawiliście się w żywy mur; jedni ugodzeni kulami przelaliście krew za Chrystusa, drugich poraniono, okrutnie skatowano, innych wreszcie wtrącono na wiele lat do więzienia lub wywieziono na zimną Syberię. Owe ohydne zbrodnie dokonywały się nie tylko w jednym miejscu, lecz w wielu miastach, osiedlach i wioskach. Dlatego was, pieczętujących własną krwią swoje przywiązanie do wiary katolickiej, wpisał Kościół w poczet błogosławionych, abyśmy mogli radośnie śpiewać z wami: Alleluja!

Ikos 10

Jakby murem otoczeni jesteśmy twoimi modlitwami, wprowadzający pokój Konstantynie, w różnych nieszczęściach pomagasz nam, szczególnie, gdy święto twoje obchodzimy i uwielbiamy Chrystusa, dziękując za ciebie, który w zgodnym ognisku rodzinnym mądrze wraz z małżonką wychowałeś dla dobra Kościoła i narodu siedmioro szlachetnych dzieci, dając im przykład aż do przelania krwi swojej za prawdę. Ochraniasz więc swoimi ciepłymi modlitwami nasze rodziny, wiernie śpiewające ci te pochwały:

Witaj, bo nieustannie modlisz się za nami do Boga;
Witaj, serdeczny pomocniku w naszym życiu rodzinnym;
Witaj, ochotny opiekunie i doradco żonatych mężczyzn;
Witaj, lasko mocy delikatnie i mądrze karcący swoje dzieci.
Witaj, nauczycielu ukazujący sposób życia podług chrześcijańskich wartości;
Witaj, mądry siewco pobożności;
Witaj, spośród naszych ludzi wybrany, współczujący naszym słabościom;
Witaj, współziomku nasz, radości i smutki nasze rozumiejący.
Witaj błogosławiony Konstantynie,
świadku Chrystusa wielce chwalebny i bojowniku niezwyciężony.

Kontakion 11

Niezasypiający orędownicy naszych stron, nieustannie wstawiający się za nami do Boga pośrednicy, nie odrzucajcie naszych próśb, lecz spiesząc nam na pomoc, jako nasi współziomkowie, szybko przyjmijcie nasze błagania i wysłuchajcie modlitw, orędując zawsze za swymi czcicielami i piewcami Boga, który dał wam taką moc śpiewającym: Alleluja.

Ikos 11

Świecą jesteś w Kościele Chrystusowym, płonącą niematerialnym światłem łaski Bożej i rozżarzającą ciemność naszej niewiedzy, promienny Maksymie. Tym światłem oświecony wyznałeś głośno wiarę w Kościół Powszechny tak, że doszło do uszu wszystkich; zdemaskowałeś niemądrość prześladowców, którzy cię zaraz rozstrzelali. My zaś spieszymy wysławiać twe cierpienia:

Witaj, promieniu łaski Bożej zapalony od Słońca Prawdy;
Witaj, bo rozjaśniasz ciemność naszej niewiedzy światłem Chrystusowej nauki;
Witaj, świecąca gwiazdo, błyszcząca na duchowym firmamencie;
Witaj, jasna jutrzenko otwierająca nam, przybitym ziemskimi zmartwieniami, wieczny spokój.
Witaj, rozjaśniający nasze słabości i pomagający wspinać się po drabinie świętości;
Witaj, świeco, która swym płomieniem rozjaśniasz przyćmione oczy wielu;
Witaj, bo twoimi cierpieniami jest sławna Ziemia Podlaska;
Witaj, kwiecie podlaskiej łąki duchowej, który pięknie zakwitł w godzinie strasznych prześladowań.
Witaj błogosławiony Maksymie,
świadku Chrystusa wielce chwalebny i bojowniku niezwyciężony.

Kontakion 12

O, co za bolesny widok! “Kochające Chrystusa wojsko” z powodu Chrystusa uśmierca Chrystusa wyznawców, sądząc, że chwałę przynosi Chrystusowi! O, jakież zupełne niezrozumienie miłości Chrystusowej, które zrodziło rozdarcie Kościoła! Przebacz, Panie, chrześcijanom grzech przeciw jedności i przywróć w nas miłość pierwszych chrześcijan, abyśmy przebaczali i prosili o przebaczenie i czystym pojednanym sercem mogli śpiewać Trójjedynemu Bogu, zachowując jedność w różnorodności, zwycięską pieśń: Alleluja.

Ikos 12

Świętując śpiewem twą świetlaną pamięć, piękny męczenniku Michale, ozdobo Olszyna i oddany czcicielu Pani Kodeńskiej, wielbimy twe czyny bohaterskie, cierpienia i trudy, które w młodym wieku zniosłeś dla Chrystusa. Teraz zaś z Chrystusem, którego Kościół z całej duszy ukochałeś, w nieprzystępnej światłości, jako współmieszkaniec Aniołów, na wieki królujesz. A my na ziemi radośnie tak śpiewamy:

Witaj, kwietniku pięknie pachnący;
Witaj, lilio niewiędnąca;
Witaj, bo jarzmo Pana ewangelicznie wziąłeś na ramiona;
Witaj, bo poszedłeś śladami Chrystusa.
Witaj, bo ikonę Bogurodzicy, jako berło, trzymając w rę ku, zwyciężyłeś wrogów;
Witaj, bo teraz w radości z Bogurodzicą i Aniołami stoisz przed obliczem świętej Trójcy;
Witaj, jasna perło Chrystusowa;
Witaj, bo teraz modlisz się za wioski swych ziomków, by podobały się Bogu, a synowie ich cieszyli się zbawieniem.
Witaj błogosławiony Michale,
świadku Chrystusa wielce Chwalebny i bojowniku niezwyciężony.

Kontakion 13

Atleci Pańscy, na ziemi prości, ubodzy wieśniacy, młodzieńcy i starsi, błogosławiona ziemia napojona krwią waszą; dlatego dotykający się jej otrzymują zdrowie. Święte wioski wasze, które przechowują wasze ciała. W odważnym bowiem męskim trudzie zwyciężyliście wrogów i Chrystusa śmiało przepowiadaliście; proście Go, jako Boga, o pojednanie podzielonych chrześcijan, aby złączeni w jednej owczarni nigdy już nie byli zmuszeni przeżywać, jak wy, pratulińskiej tragedii, lecz złączeni miłością jednomyślnie w różnorodności języków i obrzędów Jedynemu w Trójcy Panu śpiewali razem, na ziemi i w niebie, na wieki, chwalebną pieśń wdzięczności: Alleluja!

Ułożył o. Archimandryta Roman Piętka MIC, Kostomłoty 1997. Źródło: www.cyrylimetody.marianie.pl

http://unici.pl/content/view/35.html

***************************************

23 stycznia
Błogosławiony Henryk Suzo, prezbiter

Błogosławiony Henryk Suzo Henryk Suzo (znany też jako Heinrich von Berg) urodził się w 1295 lub 1297 r. w Konstancji. Był potomkiem dawnego rodu szlacheckiego; wychował się raczej w dość prostych warunkach. Mając zaledwie 13 lat, wstąpił do dominikańskiego klasztoru w Konstancji. Tam odbył studia filozoficzne i teologiczne. W latach 1324-1327 udał się na dodatkowe kursy teologiczne do dominikańskiego studium generale w Kolonii. Tam poznał mistrza Eckharta i przystąpił do jego szkoły teologii apofatycznej. W Kolonii także prawdopodobnie poznał Jana Taulera. Po powrocie do Konstancji w 1327 r. pełnił funkcję lektora. Wydaje się, że został z niej odwołany pomiędzy rokiem 1329 a 1334. W 1343 r. został wybrany przeorem klasztoru w Diessenhofen; pięć lat później wysłano go do Ulm, gdzie pozostał aż do śmierci.
W wieku 18 lat Henryk przeżył mistyczne nawrócenie. Porzucił dotychczasowe złe nawyki i uczynił się “sługą Przedwiecznej Mądrości”. Od tej pory wielokrotnie przeżywał ekstatyczne wizje. Podejmował rozmaite umartwienia. Uczestnicząc w popularnym wówczas ruchu “przyjaciół Boga”, troszczył się o przywrócenie obserwancji w wielu klasztorach, zwłaszcza żeńskich, m.in. w Töss. To tam właśnie żyła mistyczka Elisabeth Stapel, która przetłumaczyła część dzieł Suzona z łaciny na niemiecki i opracowała historię jego życia, którą sam Suzo później przejrzał, poprawił i opublikował.
Henryk Suzo był cenionym kaznodzieją; zapraszały go liczne miasta Szwabii, Szwajcarii, Alzacji i Niderlandów. Nie był jednak kaznodzieją tłumów; o wiele częściej rozmawiał z pojedynczymi osobami, przedstawicielami wszystkich stanów, których przyciągała do niego jego wyjątkowa osobowość. W ten sposób stał się kierownikiem duchowym wielu osób.
Podobnie jak Eckhart i Tauler, również Suzo – jako wybitny przedstawiciel mistyki nadreńskiej – miał problemy z uznaniem jego poglądów przez Kościół. Z powodu jednego ze swych traktatów musiał stanąć przed sądem zakonnym, aby złożyć stosowne wyjaśnienia. Pozostawił po sobie liczne dzieła, m.in. Księgę Mądrości Przedwiecznej, Księgę Prawdy, Małą Księgę listów, Kazania, Małą Księgę miłości i inne. Wśród czytelników tych dzieł byli m.in. Tomasz a Kempis i św. Piotr Kanizjusz.

Henryk Suzo zmarł w Ulm 25 stycznia 1366 r. W 1831 r. jego beatyfikacji dokonał papież Grzegorz XVI.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/01-23b.php3

Henryk Suzo (bł.): Dobro nad wszystko umiłowane!

Sługa: – „Dobro nad wszystko umiłowane! (…) Jakże szczęśliwy, kto godny jest zostać Twoim oblubieńcem!”

Mądrość Przedwieczna: – „Wielu jest do tego wezwanych, ale mało wybranych (por. Mt 22,14)”

Sługa: – „Czy Ty ich oddalasz, dobry Panie, czy to raczej oni Cię opuszczają?”

Mądrość Przedwieczna: – „Otwórz swoje oczy wewnętrzne i przyjrzyj się dobrze temu, co ujrzysz”.

Sługa (podniósł oczy i pełen przerażenia zawołał, wzdychając głęboko): – „Ach, Panie umiłowany, biada mi, że się narodziłem! Czy ja śnię, czy też jestem na jawie? Przed chwilą widziałem Cię tak pięknym i pełnym wdzięku, a teraz widzę tylko ubogiego pielgrzyma i odtrącanego wygnańca. Oto on, nędzarz wsparty na kiju, stoi przed starym zrujnowanym miastem. Fosy w gruzach, mury spękane, tu i ówdzie sterczą tylko wysokie wieżyce dawnych budowli. W mieście roi się niezliczone mrowie ludzi, między którymi wiele postaci podobnych jest do bestii o ludzkiej postawie. A zagubiony pielgrzym rozgląda się na wszystkie strony, patrząc, czy ktoś zechce mu podać rękę. Niestety, widzę, jak tłum ten odgania bezlitośnie, wszyscy tak się spieszą, że ledwie kto spojrzy na niego. A jednak niektórzy, niewielu co prawda, podają mu rękę. Ale oto nadbiegają inne dzikie zwierzęta i odpychają ich. Słyszę wówczas, jak biedny pielgrzym wzdycha i rozżalony mówi: „Zlitujcie się niebiosa, zlituj się ziemio! Tyle włożyłem wysiłku, by dostać się do tego miasta, a znalazłem tak złe przyjęcie, a tymczasem ci, którzy nie ponieśli najmniejszego trudu, przyjmowani są z otwartymi rękoma!”. Oto co ujrzałem, Panie, Boże umiłowany – ale cóż to oznacza? Czy jestem przytomny, czy też odszedłem od zmysłów?”

Mądrość Przedwieczna: – „To widzenie pokazało czystą prawdę. Wysłuchaj tego żałosnego opowiadania, a twoje czułe serce niech się napełni litością. To Ja jestem tym ubogim pielgrzymem, którego widziałeś jako odpychanego wygnańca; niegdyś zajmowałem w tym mieście zaszczytne godne miejsce, teraz odepchnięto Mnie i haniebnie wypędzono”.

Sługa: – „Panie mój miły, cóż to za miasto i kim są jego ludzie?”

Mądrość Przedwieczna: – „Tym zrujnowanym miastem jest życie zakonne; dawniej wszyscy prześcigali się w nim zgodnie w Mojej służbie. Prowadzono tam życie święte i bezpieczne. Teraz to miasto zaczyna w wielu miejscach popadać w ruinę. Fosy się zapadają, a mury pękają, co znaczy, że nabożne posłuszeństwo, dobrowolne ubóstwo i czystość, pielęgnowana dotychczas z dala od świata i w świętej prostocie, zaczynają zanikać; jakkolwiek wysokie budowle wydają się na zewnątrz w nie najgorszym jeszcze stanie. Ten wielki tłum, te bestie o ludzkiej postaci – to serca, pod zakonnym habitem przywiązane do świata, to ludzie, którzy w pogoni za rzeczami przemijającymi odpędzają Mnie od swego serca. Kilka osób podających Mi rękę i odpychanych przez innych – to dobra i gotowa do działania wola niektórych ludzi, odciąganych następnie namową i złym przykładem innych. Kij, na którym się wpierałem stojąc przed nimi – to krzyż Moich gorzkich cierpień; za jego pomocą nieustannie ich napominam, by miłością swego serca zwrócili się do Mnie samego. Moje jęki, które słyszysz, znaczą, że Moja śmierć zaczyna rzucać wezwania i wołać coraz głośniej przeciwko tym, którzy tak słabo odczuli skutki Mojej nieskończonej miłości i nieludzkiej śmierci, że odpychają Mnie i wyganiają”.

Sługa: – „O, dobry Panie, serce i dusza nie mogą wytrzymać, gdy pomyślę, jak jesteś dobry i jak mimo całej Twojej uprzedzającej miłości, niezliczone serca tak mało Cię cenią. Jak jednak postąpisz, dobry Panie, wobec tych, którzy widząc Cię w tej nędznej postaci, odtrącanego przez tłum, wyciągają ku Tobie ręce z niekłamaną wiernością i miłością?”

Mądrość Przedwieczna: – „Tych, którzy ze względu na Mnie wyzbywają się miłości do rzeczy przemijających, tych, którzy z niekłamaną wiernością i miłością przyjmują tylko Mnie i są nieugięci w swej postawie, już na ziemi poślubię w miłości i Boskiej słodyczy, a w chwili ich śmierci pragnę wziąć ich na ręce i unieść aż do tronu Mojej wiecznej chwały, przed wszystkie zastępy niebieskie”.

Sługa: – „Wielu jest takich, którzy są przekonani, że chcą Cię kochać, a mimo to nie przestają kochać tego co przemija. Panie oni chcą, żebyś ich kochał, a mimo to pozostają przywiązani do rzeczy tego świata”.

Mądrość Przedwieczna: – „Jest to równie niemożliwe jak ściśnięcie nieba i zamknięcie go w łupinie orzecha. Przystrajają oni swoje życie pięknymi słówkami, budują na wietrze, wznoszą gmachy na tęczy. Jak pogodzić rzeczy wieczne z przemijającymi, skoro nawet same rzeczy przemijające wzajemnie się wykluczają? Wielki błąd popełnia ten, kto Króla nad królami chce gościć w obskurnej karczmie lub odesłać Go do komórki lokaja. Ten, kto swego znakomitego gościa chce godnie przyjąć, musi być całkowicie oderwany od wszystkich stworzeń”.

Sługa: – „O, dobra Mądrości, ci, którzy tego nie pojmują, są jakby zauroczeni”.

Mądrość Przedwieczna: – „Są oni głęboko zaślepieni, walczą, z uporem szukając uciech, których jednak nie zakosztują, i które nigdy dla nich nie staną się prawdziwymi radościami. Zanim znajdą jedną przyjemność, napotykają dziesięć przykrości, a im usilniej będą zabiegać o to, czego pragną, tym mniej znajdą zadowolenia. Serca bezbożne skazane są na życie w ciągłej obawie i strachu. Nawet ta krótka radość, która jest ich udziałem, zaprawiona jest goryczą, dochodzą bowiem do niej z wielkim trudem, posiadają dręczeni niepokojem i tracą w poczuciu ogromnej goryczy. Świat pełen jest niewierności, fałszu i niestałości; gdy korzyść przestaje być powodem, kończy się przyjaźń. Krótko mówiąc: w rzeczach stworzonych człowiek nie znalazł ani prawdziwej przyjemności, ani zupełnego szczęścia, ani niezmąconego pokoju serca”.

Sługa: – „Smutne to, dobry mój Panie! Bo tyle jest, niestety, szlachetnych dusz, tyle kochających serc, tyle urzekająco pięknych stworzeń uczynionych na obraz Boży. Gdyby one były zjednoczone z Tobą, mogłyby być królami i cesarzami, rządzić niebem i ziemią, a one, niestety, zbaczają na bezdroża i upodlają się nieludzko. Czyż to naprawdę konieczne, Panie, żeby z własnej woli szli oni na takie zatracenie, skoro według świadectwa Twoich słów byłoby dla nich lepiej, żeby ich dusze okrutnie odłączono od ciał, niż patrzeć, jak Ty, Życie wieczne, musisz odchodzić od duszy, w której nie znajdujesz dla siebie mieszkania? O szaleńcy! O nierozumni! Jakże rosną wasze straty, jak gubicie wasz piękny, szlachetny i cenny czas, którego już nigdy, przynajmniej w pełni, nie odzyskacie. I jak możecie być tak radośni, jakby to wszystko było dla was bez znaczenia? O, słodka Mądrości, gdybyż tak oni sami mogli to poznać i odczuć!”

Mądrość Przedwieczna: – „Najbardziej zdumiewające i pożałowania godne jest właśnie to, że oni to wiedzą, tego są świadomi w każdej chwili, a mimo to nie wyrzekają się tego. Choć wiedzą, to wiedzieć nie chcą. Przystrajają swą zabałaganioną głębię pięknymi pozorami, które jednak nie odpowiadają rzeczywistości, co zresztą wielu z nich zaczyna w końcu rozumieć – wtedy kiedy jest już za późno”.

Sługa: – „Dobra Mądrości! Jakże oni mogą być tak nierozumni? A może o co innego tu chodzi?”

Mądrość Przedwieczna: – „Wydaje się im, że umkną trudnościom i cierpieniom, które Ja zsyłam, a wpadają w nie. Nie chcą znosić Mnie, Dobra wiecznego, ani Mojego jarzma, a z wyroku Mojej surowej sprawiedliwości muszą uginać się pod ciężarem wielu jarzm. Boją się szronu, a toną w zaspach”.

Sługa: – „Dobra, Miłosierna Mądrości, nie zapominaj, że bez Twojej pomocy nikt niczego uczynić nie zdoła. Jeden tylko widzę dla nich ratunek: niech podniosą ku Tobie zafrasowane twarze, niech padną do Twoich miłosiernych stóp zalani gorzkimi serdecznymi łzami, ażebyś ich oświecił i uwolnił od ciężkich, krępujących ich kajdan”.

Mądrość Przedwieczna: W każdej chwili gotów jestem pośpieszyć im na ratunek, jeśli tylko oni również są gotowi go przyjąć. Przecież to nie Ja oddalam się od nich, lecz oni się oddalają ode Mnie”.

Sługa: – „Panie, temu, kto kocha, zbyt ciężko odchodzić od tego, co kocha”.

Mądrość Przedwieczna: – „To prawda, ale Ja przecież mogę i chcę zająć miejsce wszelkiej miłości w sercu tego, kto kocha”.

Sługa: – „Jakże trudno, Panie, uwolnić się od starych przyzwyczajeń”.

Mądrość Przedwieczna: – „Ale jeszcze trudniej będzie znosić przyszłe męki”.

Sługa: – „Panie, a może ich życie wewnętrzne jest tak uporządkowane, że to zło nie jest w stanie im zaszkodzić?”

Mądrość Przedwieczna: – „Najdoskonalszy porządek panował we Mnie, a najmniej byłem kochany. Jakiż może być porządek w tym, co z samej swojej natury wykrzywia serce, do umysłu wprowadza zamieszanie, odwodzi od życia wewnętrznego, odbiera pokój sercu, co rozwala bramy, za którymi kryje się życie Boże – to jest pięć zmysłów – co wypędza skromność, by na jej miejscu osadzić zuchwałość, brak łaski i oddalenie od Boga, oziębłość człowieka wewnętrznego i gnuśność człowieka zewnętrznego?”

Sługa: – „Panie, im się wydaje, że niewielką ponosić będą szkodę, jeśli tylko to, co kochają, ma jakiś pozór życia duchowego”.

Mądrość Przedwieczna: – „Jasność spojrzenia przyćmić może zarówno biała mąka, jak i szary popiół. Czy istniało kiedyś towarzystwo ludzi bardziej niewinne niż Moje dla Moich uczniów? Nie było tam przecież ani jednego zbędnego słowa ni gestu niewłaściwego; nie zaczynaliśmy od wzniosłych słów, by następnie popaść w czcze rozmowy. Była tam tylko prawdziwa powaga i prawda doskonała, wolna od wszelkiego fałszu. A mimo to musiałem pozbawić ich Mojej cielesnej obecności, żeby mogli przyjąć Ducha Świętego (por. J 16,7). Na jakie zatem szkody narazić może towarzystwo ludzi? Zanim znajdzie się jeden zdolny doprowadzić ich do wewnętrznego skupienia, tysiąc innych wyprowadzi ich z niego; zanim ktoś da im dobrą naukę, inni swym złym przykładem ku złu ich pociągną. Krótko mówiąc: podobnie jak szron majowy powoduje usychanie i więdnięcie szlachetnych kwiatów, tak miłość do rzeczy przemijających niszczy wszelki zapał do rzeczy Bożych i łamie duchową dyscyplinę. A jeśli masz jeszcze jakieś wątpliwości, spójrz wokół siebie na te bujne winnice, przedtem upojone w swoim pierwszym kwieciu, a teraz tak zwiędłe i zapuszczone. Jak niewiele już zostało żarliwej powagi i wielkiej pobożności.

Ale szkoda nie do powetowania pojawia się dopiero wtedy, kiedy zło, stawszy się nawykiem, zaczyna uchodzić za wewnętrzną uczciwość i niszczy skrycie wszelką duchową radość. Jest ono tym bardziej szkodliwe, im mniej się takim wydaje. Ile obsypanych licznymi cennymi darami szlachetnych wonnych ogrodów, które były niczym raj niebieski i ulubione mieszkanie Boga, z winy miłości ku rzeczom przemijającym – chwastem zarosło. W miejscach, gdzie rosły niegdyś róże i lilie, widać teraz same ciernie, pokrzywy i osty, tam gdzie z upodobaniem przebywali aniołowie, ryją teraz świnie. Biada, biada, biada, kiedy trzeba będzie zdać sprawę ze wszystkich pustych słów, z całego straconego czasu, z wszelkiego zaniedbanego dobra. Wówczas wszystkie puste słowa – wypowiedziane, pomyślane lub napisane, potajemnie czy jawnie – ukażą się przed Bogiem i całym światem jak otwarta księga i odsłonięte zostanie ich znaczenie, tak że nic nie da się ukryć”.

Sługa: – „Panie, te słowa przenikają aż do głębi i trzeba by serca z kamienia, żeby się nimi nie wzruszyło. Są jednak serca tak delikatne, że bardziej porusza je miłość niż bojaźń. A ponieważ Ty, Panie natury, nie niszczysz natury, lecz ją doskonalisz, zakończ ten smutny wywód i opowiedz mi o tym, jak jesteś Matką pięknej miłości (por. Syr 24,17) i jak słodka jest Twoja miłość”…

(Księga Mądrości Przedwiecznej 6 [fragm.], bł. Henryk Suzo)

http://www.skarbykosciola.pl/sredniowiecze/mistycy-nadrenscy/henryk-suzo-dobro-nad-wszystko-umilowane-2/

Henryk Suzo (bł.): Pogrążam się w zapomnienie, jakbym nigdy nie istniał, jak ślad ptaka, zamykający się zaraz za nim, którego nikt nie dostrzeże

Mądrość Przedwieczna: – „Wiedz, że chociaż nie zdawałeś sobie z tego sprawy, nieraz już byłeś więźniem śmierci i chciała cię ona niespodziewanie uprowadzić z tego świata, tak jak to czyni z niezliczoną rzeszą ludzi. Pokażę ci teraz jednego spośród nich. Otwórz swoje zmysły wewnętrzne, patrz i słuchaj! Przyjrzyj się okropnemu obrazowi tej śmierci w twoim bliźnim. Nie strać ani jednego słowa jego żałosnej skargi, którą usłyszysz”.

Sługa ujrzał wówczas  w duchu okropną postać człowieka umierającego bez przygotowania, usłyszał jego krzyki i te oto rozdzierające słowa: Ogarnęły mnie fale śmierci (Ps 18,5). Biada mi, Boże niebios! Biada mi, żem na ten świat przyszedł! Życie moje zaczęło się pośród krzyków, a oto także mojemu odchodzeniu towarzyszą wołania i gorzkie łzy. Prawdziwie otoczyły mnie jęki śmierci, chwyciły mnie boleści piekła. O śmierci, potworna śmierci, jakimże jesteś przykrym gościem dla mojego młodego, radosnego serca! Jak zaskoczyło mnie twoje przyjście! Zaatakowałaś mnie od tyłu i z nagła dopadłaś. Prowadzisz mnie w swoich kajdanach, tak jak prowadzą skutego skazańca na miejsce stracenia.

Ręka o rękę bije nad głową, wykręcam je z bólu, gdyż chciałbym się jej wyrwać. Rozglądam się na wszystkie strony świata – może mi ktoś przyjdzie z pomocą lub radą. Na próżno jednak! Słyszę w sobie tylko głos śmierci i te jej śmiertelne słowa: „Nie pomogą ci ani przyjaciele, ani majątek, ani wiedza, ani spryt. Twoje przeznaczenie  musi się spełnić”. Czy rzeczywiście tak być musi? Czy muszę odejść? Czy teraz nadejdzie rozłąka? Po cóż się więc rodziłem? O śmierci, śmierci, czego chcesz we mnie dokonać?

Sługa: – „Przyjacielu, po cóż to wzburzenie? Taki jest wspólny los biednego i bogatego, młodzieńca i starca. A znacznie wyższa jest liczba tych, którzy zmarli przedwcześnie, niż tych, którzy dożyli swego czasu. A możeś mniemał, że ty jeden unikniesz śmierci? Byłaby to wielka nierozumność!”

Człowiek: – „Boże, jaka to gorzka pociecha! Nie jestem nierozumny. Nierozumni są ci, którzy żyli nie myśląc o śmierci i którzy się jej nie boją. Są oni ślepi, umierają jak bydlęta, nie wiedzą, jaki ich czeka los. Nie skarżę się, że muszę umrzeć, skarżę się tylko na to, że mnie to dosięgło bez przygotowania. Umieram, a nie jestem na śmierć przysposobiony! Nie płaczę tylko dlatego, że życie moje kresu dobiega, lecz wołam i opłakuję te cenne a stracone dni, które minęły pośród rozkoszy, zupełnie bezużytecznie. Jestem jak płód poroniony, jak kwiat wyrwany w maju. Dni moje przeleciały szybciej niż strzała wypuszczona z łuku. Pogrążam się w zapomnienie, jakbym nigdy nie istniał, jak ślad ptaka, zamykający się zaraz za nim, którego nikt nie dostrzeże.

Dlatego to moje słowa zaprawione są goryczą, a mowa moja pełna głębokiego bólu. Bo któż mnie, biednemu, przywróci dawne dni? któż sprawi, bym jak wtedy miał przed sobą wiele cennego czasu, a przy tym wiedzę, jaką mam teraz? Niestety, wówczas gdy miałem przed sobą wiele czasu, nie ceniłem go, trwoniłem go na marności i szaleństwa. A oto teraz umknął mi! I nie mogę go cofnąć , nadrobić go nie mogę. Choć tak krótkie wydawały się przelatujące godziny, powinienem był wyżej je cenić i być za nie bardziej wdzięczny niż nędzarz, któremu ofiarują królestwo. Oto teraz oczy moje ciekną tymi jasnymi łzami, niezdolnymi przywrócić straconego czasu. O, niebios Boże! Czemuż zmarnowałem tyle dni w bezczynności, a teraz tak niewiele mam z nich pożytku! Dlaczego przez cały ten czas nie uczyłem się, jak należy umierać?

Wy, róże kwitnące, które macie przed sobą tyle jeszcze życia, patrzcie na mnie i uczcie się. Zwróćcie ku Bogu waszą młodość i tylko z Nim spędzajcie cały czas, ażeby wasz los nie był podobny do mojego. Młodości moja, jakże ja cię roztrwoniłem! Panie niebios, słuchaj moich nie kończących się skarg! Nikomu nie chciałem wierzyć. Moje nieokiełznane serce nikogo nie chciało słuchać. A oto teraz, Boże, wpadłem w sidła okrutnej śmierci. Minął czas, znikła młodość. Lepiej byłoby dla mnie, gdyby łono mej matki stało się moim grobem (por. Hi 10,18), nie byłbym wtedy tak zmarnował tego cennego czasu. (…)

Jak pewną drogę stanowi skrucha i dobrowolne nawrócenie się człowieka będącego panem siebie! Kto o nich zapomina, sam może zostać zapomniany. Zawsze na później odkładałem nawrócenie, a teraz nie starcza mi na nie czasu! Zgubę moją spowodowały dobre intencje, którym nie towarzyszyły uczynki i dobre, ale nie spełniane, przyrzeczenia. Boga odkładałem z dnia na dzień, aż wpadłem w noc śmierci. O wszechmogący Boże, czyż nie jest to nieszczęście ze wszystkich najgorsze? Jakże mam nie cierpieć skoro tak zmarnowałem całe moje życie, moje trzydzieści lat? Nie wiem, czy choćby jeden dzień przeżyłem, jak powinienem, w całkowitym podporządkowaniu się woli Bożej. Nie wiem, czy choć jeden raz dla Boga coś zrobiłem, co by się Mu naprawdę podobało. Na myśl o tym pęka mi serce. Boże, jakże niegodny stanę przed Tobą i przed zastępami niebieskimi!

Sługa: – „Drogi przyjacielu, twoja niedola poruszyła moje serce. Zaklinam cię na Boga żywego, daj mi jakąś radę, ażeby mnie nie spotkało takie samo nieszczęście”.

Człowiek umierający bez przygotowania: – „Oto najlepsza na ziemi rada, najgłębsza mądrość, największa przezorność: przysposobić się dokładną spowiedzią, jak też wyrzeczeniem się tego wszystkiego, co jest przeszkodą do zbawienia, a przez cały czas tak postępować, jakbyś miał opuścić ten świat dzisiaj czy najpóźniej w tym tygodniu. Wyobraź sobie, że twoja dusza przebywa w czyśćcu, że ma tam za swoje grzechy pozostać dziesięć lat, i że zaledwie ten jeden rok został ci dany, by jej dopomóc. Spoglądaj na nią często i słuchaj, jak nieszczęsna woła ku tobie: «Najdroższy mój przyjacielu, podaj mi rękę! zlituj się nade mną! przybądź mi z pomocą, żebym wkrótce wyszła z tego straszliwego ognia. Jestem bowiem tak opuszczona, że nikt oprócz ciebie nie spieszy mi z pomocą. Zapomniał o mnie cały świat, każdy myśli tylko o sobie». (…)

Patrz, na sto osób noszących habit (o innych nie chcę tu mówić) żadna nie zwraca uwagi na moje słowa i nie myśli o nawróceniu i naprawie swojego życia. W rezultacie doszło do tego, że na stu ludzi nie ma ani jednego, który by, jak ja, nie wpadł nieprzygotowany w sidła śmierci. Szczęśliwi jeszcze ci, którzy nie umierają nagle i bez świadomości! Fałszywy honor, wygody ciała, niestałe miłości i chciwe zaspokajanie potrzeb życiowych zaślepiają wielu.

Jeśli chcesz jednak należeć do małego grona tych, którym oszczędzono tej smutnej śmierci bez przygotowania, stosuj się do moich pouczeń. Częste rozmyślanie o śmierci, pilne czuwanie nad własną biedną duszą, która tak żałośnie woła do ciebie, sprawią wkrótce, że nie tylko bez obawy będziesz myślał o śmierci, ale nawet całym pragnieniem swego serca będziesz jej wyglądał. Codziennie wspominaj mój przykład, moje słowa zapisz głęboko w swoim sercu. Spójrz na moje wielkie nieszczęście! ono się stanie wkrótce twoim udziałem. Popatrz na tę straszną noc! Szczęśliwy, że się narodził, kto do tej godziny zbliża się przygotowany. Choćby śmierć jego była gorzka, odchodzi pogodny i spokojny, bo aniołowie go strzegą, towarzyszą mu święci, przyjmuje go niebieski dwór, a jego ostatnia podróż jest wejściem do wiecznej ojczyzny”.

(Księga Mądrości Przedwiecznej [fragm.], bł. Henryk Suzo)

http://www.skarbykosciola.pl/sredniowiecze/mistycy-nadrenscy/henryk-suzo-pograzam-sie-w-zapomnienie-jakbym-nigdy-nie-istnial-jak-slad-ptaka-zamykajacy-sie-zaraz-za-nim-ktorego-nikt-nie-dostrzeze/

Henryk Suzo (bł.): Sługa zdobył się na odwagę i zerwał zdecydowanie ze swym dotychczasowym życiem

Bł. Henryk SuzoNa niemieckiej ziemi żył dominikanin rodem ze Szwabii, który zapragnął zostać i być nazywanym Sługą Mądrości Przedwiecznej – oby jego imię znalazło się w księdze żyjących! (…).

Duchowe dziej Sługi zaczęły się w osiemnastym roku jego życia. Mimo iż wtedy od pięciu już lat nosił habit, jego duch był ciągle jeszcze rozproszony. Bóg ustrzegł go wprawdzie od występków, które by mogły pozostawić plamę na jego dobrym imieniu, ale jemu samemu wydawało się, że nie wzniósł się ponad przeciętność. Otrzymał jednak od Boga ostrzeżenie i pod jego wpływem, zawsze kiedy się zwracał ku rzeczom rozbudzającym jego pragnienie, odczuwał niezadowolenie. Wydawało mu się też, że jego niestałe serce w czym innym by mogło znaleźć ukojenie, a przy jego niespokojnym usposobieniu było mu bardzo ciężko na duszy. Stale natrafiał na przeciwności, i nie mógł sobie z nimi poradzić, aż wreszcie miłosierny Bóg dokonał w nim nagłego nawrócenia i sam go od nich uwolnił. Zdumiewano się raptowną przemianą, jaka w nim nastąpiła. Jeden mówił to, drugi co innego, lecz nikt nie wiedział, co się w rzeczywistości stało gdyż źródłem owej nagłej zmiany było tajemne Boże oświecenie.

Gdy doświadczył tego Bożego działania, zaraz potem rozpoczęły się w nim zmagania, podczas których Nieprzyjaciel jego zbawienie chciał go skierować na błędną drogę. A były one takie: Pochodzące od Boga wewnętrzne poruszenie pobudzało go do dobrowolnego odwrócenia się od wszystkiego, co by mogło wyrządzić mu szkodę. Ale pokusa ciągnęła go w przeciwną stronę i takie rodziła w nim myśli: „Dobrze się zastanów, bo łatwo jest zacząć, lecz trudno dokończyć”. Wewnętrzny głos przyrzekał mu moc Bożą i wsparcie, głos przeciwstawny przekonywał, że Bóg niewątpliwie może mu dopomóc, ale nie wiadomo, czy zechce. Wtedy przypomniało mu się coś, co go utwierdziło w jego przekonaniu, a mianowicie to, że łaskawy Bóg dobrymi obietnicami swoich Boskich ust potwierdził szczerą wolę dopomagania tym wszystkim, którzy rozpoczynają w Jego Imię.

Gdy w tym sporze zwyciężyła łaska, Nieprzyjaciel pod postacią jakiegoś przyjaciela, przyszedł doń ze swą pokusą i dał mu następującą radę: „Popraw się – to niezły pomysł, ale nie bądź dla siebie zbyt surowy. Na początku wykaż dużo umiaru, byś mógł dojść do celu. Dobrze jedz i pij, nie odmawiaj sobie niczego, byleś tylko się wystrzegał grzechów. Bądź wewnątrz tak dobry, jak tylko chcesz, ale unikaj przesady, by nie przestraszyć kogoś z zewnątrz. Mówi się przecież: «Gdy dobre serce, takie też wszystko inne». Możesz przecież bawić się z drugimi, a mimo to być dobrym. Królestwo niebieskie jest otwarte także dla tych, którzy w tym życiu nie stosują tylu ćwiczeń”. Takie i tym podobne nękały go wówczas myśli i słowa.

Ale odezwała się w nim również Mądrość Przedwieczna i w tych słowach odrzuciła zwodnicze rady: „Wymknęło się mu to, co uważał już za swoją zdobycz. Kto rozpieszczone i zbuntowane ciało usiłuje poskromić łagodnymi sposobami, ten musi się dobrze zastanowić. Kto nie chce się wyrzec świata, a równocześnie pragnie być doskonałym sługą Bożym, ten się porywa na rzeczy niemożliwe i fałszuje samą Bożą naukę. Dlatego, jeśli chcesz unikać umartwień, wyrzeknij się również marzeń o zbożności”.

Walka ta trwała dość długo, aż wreszcie Sługa zdobył się na odwagę i zerwał zdecydowanie ze swym dotychczasowym życiem. Pierwszym umartwieniem, jakie zadał swemu niestałemu sercu, było zerwanie z wesołym towarzystwem. Gdy przewagę brała jeszcze natura, zdarzało się, że wracał i szukał wytchnienia pośród dawnych towarzyszy. Ale zazwyczaj było tak, że przychodził do nich wesoły, a odchodził smutny, ponieważ ich rozmowy i rozrywki nie bawiły go, jego zaś dla nich były nie do zniesienia. Gdy przychodził do nich, próbowali nieraz zachwiać jego decyzją. Jeden mówił: „Cóż to znowu za dziwactwa?” Drugi dodawał: „Żyj jak wszyscy, to najpewniejsza droga”. Ktoś inny zauważał: „Dobrze się to na pewno nie skończy”. I tak każdy coś miał do powiedzenia, on zaś milcząc jak niemowa myślał sobie: „Pomóż mi, Boże najłaskawszy! Najlepiej byłoby uciec. Gdybyś był tych słów nie słyszał, nie mogłyby ci zaszkodzić”.

Szczególną udrękę sprawiało mu to, że nie miał nikogo, kom by się mógł zwierzyć ze swym cierpieniem, kto by w podobny sposób szukał takiego życia, do jakiego on został powołany. Chodził wiec udręczony i oschły, swoje samozaparcie przeżywał w odosobnieniu, aż do chwili kiedy zalała go wielka słodycz.

(Życie [fragm.], bł. Henryk Suzo)

http://www.skarbykosciola.pl/sredniowiecze/mistycy-nadrenscy/henryk-suzo-bl-sluga-zdobyl-sie-na-odwage-i-zerwal-zdecydowanie-ze-swym-dotychczasowym-zyciem/

Imię Jezus

Kiedy idziemy lub stoimy, pijemy lub spożywamy pokarm, zawsze w naszych sercach powinien być wyciśnięty ten najdroższy klejnot imienia Jezus. A gdy nie możemy uczynić niczego innego, niech przynajmniej nasze serca wzrokiem przylgną do Niego. Zawsze na ustach nośmy Jego najsłodsze imię, a w czasie czuwań rzeczywiście tak bardzo o Nim pamiętajmy, abyśmy  śpiąc o Nim  śnili […] To jest bez wątpienia najlepsze ćwiczenie ze wszystkich. Rzeczywiście nieustanna modlitwa jest jakby koroną wszystkich ćwiczeń: do niej, jak do celu, wszystkie inne zmierzają.

bł. Henryk Suzon  (+1366), Epist. XII

http://www.fronda.pl/blogi/tarcza-wiary/imie-jezus,30415.html

O szlachetnej postawie
człowieka prawdziwie oderwanegobł. Henryk Suzo

  Uczeń zwrócił się następnie z wielką żarliwością do Prawdy Przedwiecznej i prosił Ją o ukazanie mu zewnętrznych oznak odróżniających człowieka prawdziwie oderwanego.
Takie jej postawił pytanie: Prawdo Przedwieczna, jak się zachowuje taki człowiek wobec każdej jednej rzeczy?
Odpowiedź: Umiera sobie samemu, a wraz z nim umierają wszystkie rzeczy.
Pytanie:Jak się zachowuje wobec czasu?
Odpowiedź: Żyje chwilą obecną, nie snuje egoistycznych planów i dostrzega swój pożytek zarówno w najmniejszych jak i największych sprawach.
Pytanie: Paweł mówi, że sprawiedliwemu nie dano żadnego prawa (1 Tm 1,9).
Odpowiedź: Sprawiedliwy, odpowiednio do stopnia swej sprawiedliwości, zachowuje się z większą niż inni uległością, bo w głębi swego wnętrza rozumie, co zewnętrznie należy się każdej rzeczy i stosownie do niej się odnosi. Jego zaś swoboda rodzi się stąd, że to co ogół ludzi robi z przymusu, on – w duchu oderwania.
Pytanie:Czy ten, kto osiągnął to wewnętrzne oderwanie, nie jest wolny od zewnętrznych ćwiczeń?
Odpowiedź: Niewielu widzimy takich, którzy ten stan osiągnęli, a nie utracili przy tym sił, gdyż oderwanie to oczyszcza do samego szpiku kości tych, których stało się rzeczywistym udziałem. Dlatego z chwilą gdy poznają, co należy czynić, a czego zaniechać, pozostają przy zwykłych praktykach, stosując je odpowiednio do swych możliwości i okoliczności.
Pytanie:Skąd u niektórych, z pozoru dobrych, biorą się wielki ucisk i niezwykle ciasne sumienie, u innych natomiast – niedopuszczalna swoboda?
Odpowiedź: Jedni i drudzy stawiają sobie jeszcze za cel swój własny obraz, chociaż w różny sposób: jedni według ducha, inni według ciała.
Pytanie: Czy taki człowiek trwa ciągle w bezczynności – a jeśli nie, to jakie jest jego działanie?
Odpowiedź: Działanie człowieka całkowicie oderwanego polega na nie-działaniu, jego zaś uczynki, to pozostawanie w bezczynności. W działaniu bowiem zachowuje spokój, a w uczynkach pozostaje bezczynny (bo zamiast niego działa Bóg).
Pytanie: Jak się odnosi do bliźniego?
Odpowiedź: W prawdziwej wolności żyje razem z nim, lecz nie zachowuje jego obrazu, kocha go, ale bez przywiązania, współczuje mu lecz nie poddaje się zmartwieniu.
Pytanie: Czy taki człowiek ma obowiązek spowiadania się?
Odpowiedź: Spowiedź płynąca z miłości jest owocniejsza niż wynikająca z poczucia obowiązku.
Pytanie:Jak wygląda modlitwa takiego człowieka i czy w ogóle musi się on modlić?
Odpowiedź: Jego modlitwa jest owocna, ponieważ kieruje on swe myśli ku wnętrzu (Bóg jest duchem!) pilnie bada, czy nie stworzył sobie jakiejś przeszkody, albo też czy nie idzie za własną wolą i nie słucha swojego własnego ja. W jego władzy wyższej ukazuje się mu wtedy światło, w którym widzi, że Bóg jest jego bytem, życiem i działaniem, on sam zaś – tylko Jego narzędziem.
Pytanie:Jak wyglądają jedzenie, picie i sen tak szlachetnego człowieka?
Odpowiedź: Zewnętrznie, na poziomie zmysłów, jego byt zewnętrzny je, nie czyni tego natomiast jego wpatrzony w Boga człowiek wewnętrzny; w przeciwnym bowiem razie zażywałby pokarmów i spoczynku w ten sam sposób co zwierzęta. To samo się odnosi do innych ludzkich czynności.
Pytanie:Jakie jest jego zewnętrzne zachowanie?
Odpowiedź: W ruchach i słowach jest oszczędny, prosty i naturalny, a jego postępowanie – pełne umiaru, tak iż rzeczy przepływają przez niego bez jego udziału i nie burzą spokoju w sferze jego zmysłów.
Pytanie:Czy wszyscy oni są tacy?
Odpowiedź: Mniej więcej, stosownie do ich drogi życiowej. Ale w niektórych istotnych punktach nie różnią się.
Pytanie:Czy taki człowiek doszedł do pełnego poznania prawdy, czy też pozostają w nim jeszcze wahania i wątpliwości?
Odpowiedź: Dopóki człowiek pozostaje sobą, nie znikają one, kiedy natomiast wyjdzie ze siebie i pogrąży się w tym co jest, wtedy poznaje całą Prawdę. Człowiek, z chwilą gdy umarł sobie samemu, trwa w Nim. Dosyć ci już powiedziałem. Do tego stanu nie dochodzi się przecież za pomocą pytań; do tej ukrytej prawdy dociera się na drodze prawdziwego oderwania.

http://www.remi.jezuici.pl/teksty/suzo.html

Bł. Henryk Suzo

Bł. Henryk Suzo z Konstancji, się urodził prawdopodobnie w 1295 roku. Już w wieku 13 lat wstąpił do Zakonu Kaznodziejskiego. W roku 1320 ukończył studia, a wyświęcony, kontynuował je w Kolonii, gdzie spotkał się z Mistrzem Eckhartem, pod którego wpływem pozostał. Około czterdziestego roku nastąpił w jego życiu przełom: został wędrownym kaznodzieją Mądrości Przedwiecznej. Przewędrował Szwajcarię, Szwabię, Alzację, dolinę Renu. Wiele czasu poświęcał siostrom zakonnym, prowadząc również korespondencję. Dzięki jednej z nich, Elżbiecie Stagel z Tőss, możemy poznać wiele szczegółów z jego życia. Zmarł w roku 1365 w Ulm, gdzie trafił pod koniec życia. Pozostawił po sobie autobiografię Życie, Księgę Mądrości Przedwiecznej, Księgę Prawdy, Małą Księga listów, oraz zbiory kazań.

Teksty


O najwyższym wzlocie ducha doświadczonego

Mądra córka powiedziała: „Największą przyjem­ność sprawiłoby mi zgodne z Pismem wyjaśnienie następującej, najwznioślejszej nauki: Gdzie i jak umysł człowieka dobrze wyćwiczonego, zanurzonego w bez­dennej Otchłani, ma znaleźć swój ostateczny kres, tak żeby jego wewnętrzne doświadczenia zgadzały się z sensem Pisma”. Sługa zaczerpnął z Pisma duchową odpowiedź, której ukryte znaczenie wyjaśnić można w następujący sposób: Człowiek tak szlachetny przyjmuje w prostocie ukojonego ducha głębokie słowa, które Syn Przedwieczny wypowiedział w Ewangelii: „Gdzie Ja jestem, tam ma być również mój sługa”. Kto się nie prze­ląkł tego „gdzie” Syna w Jego konającym na krzyżu człowieczeństwie, kto tego bolesnego „gdzie” nie bał się naśladować, ten, zgodnie z Jego obietnicą, będzie mógł, w czasie i w wieczności, na sposób duchowy i w pełnej rozkoszy, doświadczać również radosnego „gdzie” czy­stego synostwa Bożego – w mniejszym lub większym stopniu, stosownie do swoich możliwości.Ach, gdzież jednak się znajduje to „gdzie” czystego Boskiego synostwa? – W nadistotowym świetle Bo­żej jedności i zgodnie z Jego bezimiennym imieniem, jest to Nicość; rozpatrywane w jego istocie, jest to istotowy spokój; według wewnętrznych pochodzeń, jest to natura Trójcy; według jakości, jest to światło, którego źródłem jest ono samo; jako niestworzona przyczyna, jest to byt dający istnienie wszystkim stworzeniom. W tej ciemnej nieobecności „sposobów” znika wszelka wielość, duch traci swój własny byt i swoje działanie. Taki jest ostateczny kres, nieskończone „gdzie”, do którego dociera duchowe życie wszystkich duchów; zatrace­nie się w nim na zawsze – oto wiekuista szczęśliwość. (…) Tam właśnie, ku temu ponadzmysłowemu „gdzie”, wznosi się duch człowieka duchowego; mocą przedziw­nego Bóstwa szybuje na nieskończonych wysokościach, to znowu pływa nad bezdenną Głębią. Niemniej, w tym rozkoszowaniu się Osobami równie wiecznymi i potęż­nymi, pozostającymi w sobie, a zarazem wychodzącymi, duch zachowuje swoją naturę i – uwolniony od wszelkich zaciemnień i działania pochodzącego od rzeczy niższych – kontempluje przedziwne rzeczy Boże. Bo jakiż może być cud większy nad prostą jedność, w której się zanurza według swej prostoty Trójca Osób, a wszelka wielość przestaje być wielością? Rozumieć to trzeba w tym znaczeniu, że ujawniające się w tym po­chodzeniu Osoby nieustannie wracają do jedności tejże istoty. A wszelkie stworzenia, w swym immanentnym pochodzeniu pozostają od wieków w Jednym, jako istnie­jące w życiu Boga, w Jego poznaniu i istocie – zgodnie ze słowami Ewangelii: „To, co się stało, w Nim było życiem od wieków”. Ta czysta jedność jest ciemnym milczeniem i cał­kowitym spokojem, które może zrozumieć tylko ten. w kim jaśnieje sama ta jedność. Z tej ciszy i pokoju promieniuje prawdziwa wolność, w której nie ma przymieszki złości, ponieważ rodzi ona siebie samą w uni­cestwiającym odrodzeniu. Tam jaśnieje tajemna, wol­na od wszelkiego fałszu prawda, która rodzi siebie, przez to, że odsłania swoją ukrytą prostotę. Bo tutaj duch zostaje pozbawiony związanej z ludzką natura ciemnej światłości, która mu towarzyszyła po objawieniu tych rzeczy; tutaj zostaje od nich uwolniony, bo czuje tu, że istnieje na inny sposób, bardziej rzeczywisty niż przedtem, kiedy siebie poznawał w poprzednim świetle – zgodnie ze słowami świętego Pawła: „Żyję ja, ale to już nie ja”. W ten sposób uwolniony, wpro­wadzony zostaje w bezsposobowość Boskiego, prostego bytu. Wtedy wszystkie rzeczy jaśnieją w prostej ciszy; w tym prostym, wolnym od sposobów sposobie duch nie dostrzega nieprzerwanie istniejącej odrębności poszczególnych Osób. Bo jak mówi Pismo: Osoba Ojca, sama jedna, nie daje szczęśliwości, podobnie sama Oso­ba Syna ani Ducha Świętego; dają ją trzy Osoby, trwające w jedności Bytu. To właśnie jest szczęśli­wość. Taka jest istota Osób: z niej czerpią swój byt wszystkie stworzenia, w swym istnmieniu przyrodzonym jak i nadprzyrodzonym: ona, na sposób prosty i istotowy, zawiera w sobie obraz wszystkich rzeczy. A ponieważ to nadistotowe światło zachowuje swoją naturę, rzeczy zawierają się w nim nie na sposób przypadłościowy, jako fantazmy, lecz na sposób jego istoty: a ponieważ oświeca ono wszystkie rzeczy, posiada też właściwość światła. W ten sposób wszystkie rzeczy jaśnieją w łonie tego Bytu, w panującej w nim ciszy, w prostocie istoty. (…) Kiedy więc, nieświadomy samego siebie, duch znajdzie swe właściwe mieszkanie w tej błogosławionej, jaś­niejącej ciemności, wtedy, jak mówi święty Bernard, uwalnia się od wszelkich przeszkód i traci swe właści­wości. (…)Można powiedzieć tyle tylko, że po zatraceniu się du­szy przez zanurzenie się w Bogu, w zachwyceniu tym znikają zdziwienie i niepewność, ponieważ w Jego By­cie i w nieświadomości samej siebie pozbawiona zosta­je swego własnego bytu. Bo zgodnie z ogólnie przyjętym sposobem mówienia, duch, mocą Bożego, jaśnie­jącego Bytu, zostaje porwany i uniesiony ponad swoje możliwości naturalne i umieszczony w nagiej Nicości, która jest wolna od wszelkiego stworzonego sposobu, ma natomiast w sobie samej właściwy jej sposób ist­nienia, odpowiadający jej istocie. Tym bezsposobowym sposobem jest istota Osób; mają go One w sobie w pro­sty sposób, przez odpowiadające ich naturze poznawa­nie siebie. Jak już to powiedziano, przez to poznanie duch zatraca samego siebie. (…) W tych dzikich górach nadboskiego „gdzie” znajduje się i prowadzi swą grę wyczuwalna dla wszystkich czystych duchów Otchłań; tam właśnie dusza dociera do tajemnej bezimienności i niepojętego wyobcowania. Jest to przepaść głęboka, niedostępna dla żadnego stworzenia, sama tylko znająca własne dno; zakryta jest ona przed wszystkim, co nie jest nią samą – wyjąwszy tych, którym się chce udzielić. Ci zaś muszą jej szukać przez oderwanie się, a poznawać niejako przez nią samą, zgodnie ze słowami Pisma: „Tam poznamy – tak jak jesteśmy poznani”. Poznania tego duch nie ma ze siebie samego, bo jedność w Trójcy pociąga go ku sobie, do jego prawdziwego, nadprzyrodzonego mieszkania, w którym mieszka ponad sobą samym, w Tym, któ­ry go pociągnął. Tam, w przedziwnych rzeczach Bóstwa, pełen życia duch umiera. Śmierć jego polega na tym, że w swym unicestwieniu nie dostrzega już odrębnoś­ci swego własnego bytu. Kiedy jednak wróci do siebie, wówczas znowu dostrzega odrębność Osób w Trójcy i każdą rzecz poznaje w jej odrębnym bytowaniu – co Sługa jasno wyłożył w Księdze Prawdy.Zwróć uwagę na jeszcze jeden punkt: W omawianym tu unicestwieniu, z jedności wychodzi proste światło; trzy Osoby posyłają to bezosobowe światło duchowi, w jego czystości. Dzięki temu oświeceniu, zatraca on siebie samego i cały swój stworzony byt, traci również działalność swoich władz, zostaje zatem pozbawiony i swego działania i siebie samego. Przyczyną tego jest za­chwycenie, w którym znalazł się poza sobą, zatracił się i unicestwił, po to by znaleźć się w nieswoim bycie, w ciszy przedziwnej, w jaśniejącej ciemności, w nagiej, prostej jedności. W tym bezsposobowyrn „gdzie” znaj­duje się najwyższa szczęśliwość[1].

 

Jak prowadzić życie wewnętrzne

Sługa: Wiele jest ćwiczeń duchowych i wiele reguł życia, jedne takie, drugie inne. Wiele jest również odmiennych metod. Pismo Święte jest niezgłębione, a doktryn mamy bez liku. Mądrości Przedwieczna, naucz mnie w kilku słowach, jak z tej otchłani różnych rzeczy wydobyć to, czego na drodze prawdziwego życia powinienem się przede wszystkim trzymać.Mądrość Przedwieczna: Najprawdziwszą, najpożyteczniejszą i najbardziej zwięzłą nauką, jaką ci może dać całe Pismo, nauką, która w niewielu słowach ukaże ci wszelką mądrość, aż po najwyższą doskonałość czystego życia, jest następująca:1. Trzymaj się z dala od wszystkich ludzi.2. Odsuwaj od siebie wszystkie szkodliwe obrazy.3. Uwolnij się od wszystkiego, co może wprowadzić do twojego życia lekkomyślność, przywiązanie lub troskę.4. Wznoś nieustannie swe serce ku ukrytej Boskiej kontemplacji, mając Mnie ciągle przed oczyma, i nigdy nie odwracaj ode Mnie spojrzenia. Kontemplacja ta powinna być celem również innych ćwiczeń, jak ubóstwo, post, czuwanie i wszystkie inne umartwienia. Praktykuj je tylko w takim stopniu, w jakim pomagają ci one w dążeniu do niej. W ten sposób dotrzesz do najwyższej doskonałości, jakiej nie osiąga nawet jeden na tysiąc, a to dlatego że widząc w tych innych ćwiczeniach sam cel, błądzą oni przez długie lata.Sługa: Panie, któż może trwać nieustannie w kontemplacji Twojej Boskiej obecności?Mądrość Przedwieczna: Nikt spośród żyjących w czasie. Powiedziano ci to tylko po to, żebyś wiedział, dokąd masz zmierzać, jaki powinien być cel twojej wędrówki, ku czemu powinny się kierować twoje serce i umysł. A kiedy zostaniesz pozbawiony tej kontemplacji, powinieneś się poczuć, tak jakby ci zabrano twoje wieczne szczęście, i masz wrócić do niej jak najszybciej, by ją na powrót posiąść i musisz wtedy pilnie czuwać nad sobą. Kiedy bowiem jej nie masz, jesteś jak wioślarz, któremu wśród rozszalałych bałwanów wypadły z rąk wiosła i nie wie, gdzie ma się skierować. A jeśli nie potrafisz jeszcze trwać stale w kontemplacji, częste nawroty ku sobie samemu i cierpliwe jej ponawianie, prowadzą cię do takiej stałości, jaka tylko jest możliwa.Słuchaj, słuchaj, Moje dziecko, wiernej nauki twojego wiernego Ojca (por. Prz 1, 8). Zrozum ją dobrze. Zamknij w głębi swego serca. Pamiętaj, kim jest Ten, który ci ją daje, i jak wielką przywiązuje On do niej wagę. Jeśli chcesz czynić postępy na drodze doskonałości, miej tę naukę przed oczyma. Gdziekolwiek jesteś, siedzisz, stoisz czy idziesz, zachowuj się tak, jakbym był przy tobie i napominał cię tymi słowy: „Dziecko Moje, bądź skupiony, czysty, wolny i wznoś wysoko swoje serce”. W ten sposób szybko zrozumiesz Moje słowa i poznasz również to dobro, które teraz jest jeszcze przed tobą zakryte.Sługa: Bądź pochwalona na wieki, Mądrości Przedwieczna! Panie mój i najdroższy mój Przyjacielu, gdybym sam nie chciał postępować w ten sposób, przymusiłyby mnie do tego Twoje słodkie słowa i Twoja miła, dobra nauka. Panie, powinienem i chcę dołożyć do tego wszelkich starań[2].

 

O szlachetnej postawie człowieka prawdziwie oderwanego

Uczeń zwrócił się z wielką żarliwością do Prawdy Przedwiecznej i prosił Ją o ukazanie mu zewnętrznych oznak odróżniających człowieka prawdziwie oderwanego. Takie jej postawił pytanie: Prawdo Przedwieczna, jak się zachowuje taki człowiek wobec każdej jednej rzeczy?Odpowiedź: Umiera sobie samemu, a wraz z nim umierają wszystkie rzeczy.Pytanie: Jak się zachowuje wobec czasu? Odpowiedź: Żyje chwilą obecną, nie snuje egoistycznych planów i dostrzega swój pożytek zarówno w najmniejszych jak i największych sprawach.Pytanie: Paweł mówi, że sprawiedliwemu nie dano żadnego prawa (1 Tm 1, 9).Odpowiedź: Sprawiedliwy, odpowiednio do stopnia swej sprawiedliwości, zachowuje się z większą niż inni uległością, bo w głębi swego wnętrza rozumie, co zewnętrznie należy się każdej rzeczy i stosownie do nie się odnosi. Jego zaś swoboda rodzi się stąd, że to co ogół ludzi robi z przymusu, on – w duchu oderwania.Pytanie: Czy ten, kto osiągnął to wewnętrzne oderwanie, nie jest wolny od zewnętrznych ćwiczeń? Odpowiedź: Niewielu widzimy takich, którzy ten stan osiągnęli, a nie utracili przy tym sił, gdyż oderwanie to oczyszcza do samego szpiku kości tych, których stało się rzeczywistym udziałem. Dlatego z chwilą gdy poznają, co należy czynić, a czego zaniechać, pozostają przy zwykłych praktykach, stosując je odpowiednio do swych możliwości i okoliczności.Pytanie: Skąd u niektórych, z pozoru dobrych, bio­rą się wielki ucisk i niezwykle ciasne sumienie, u in­nych natomiast – niedopuszczalna swoboda?Odpowiedź: Jedni i drudzy stawiają sobie jeszcze za cel swój własny obraz, chociaż w różny sposób: jed­ni według ducha, inni według ciała.Pytanie: Czy taki człowiek nie trwa ciągle w bezczyn­ności – a jeśli nie, to jakie jest jego działanie? Odpowiedź: Działanie człowieka całkowicie oderwanego polega na nie-działaniu, jego zaś uczynki, to po­zostawanie w bezczynności. W działaniu bowiem zacho­wuje spokój, a w uczynkach pozostaje bezczynny?.Pytanie: Jak się odnosi do bliźniego?Odpowiedź: W prawdziwej wolności żyje razem z nim, lecz nie zachowuje jego obrazu, kocha go ale bez przywiązania, współczuje mu lecz nie poddaje się zmartwieniu.Pytanie: Czy taki człowiek ma obowiązek spowia­dania się?Odpowiedź: Spowiedź płynąca z miłości jest owoc­niejsza niż wynikająca z poczucia obowiązku.Pytanie: Jak wygląda modlitwa takiego człowieka i czy w ogóle musi się on modlić?Odpowiedź: Jego modlitwa jest owocna, ponieważ kieruje on swe myśli ku wnętrzu (Bóg jest duchem!) pilnie bada, czy nie stworzył sobie jakiejś przeszkody, albo też czy nie idzie za własną wolą i nie słucha swo­jego własnego ja. W jego władzy wyższej ukazuje się mu wtedy światło, w którym widzi, że Bóg jest jego bytem, życiem i działaniem, on sani zaś – tylko Jego narzędziem.Pytanie: Jak wyglądają jedzenie, picie i sen tak szlachetnego człowieka?Odpowiedź: Zewnętrznie, na poziomie zmysłów, je­go byt zewnętrzny je, nie czyni tego natomiast jego wpatrzony w Boga człowiek wewnętrzny; w przeciw­nym bowiem razie zażywałby pokarmów i spoczynku ten sam sposób co zwierzęta. To samo się odnosi do innych ludzkich czynności.Pytanie: Jakie jest jego zewnętrzne zachowanie? Odpowiedź: W ruchach i słowach jest oszczędny, prosty i naturalny, a jego postępowanie – pełne umia­ru, tak iż rzeczy przepływają przez niego bez jego udziału i nie burzą spokoju w sferze jego zmysłów.Pytanie: Czy wszyscy oni są tacy?Odpowiedź: Mniej więcej, stosownie do ich drogi życiowej. Ale w niektórych istotnych punktach nie różnią się.Pytanie: Czy taki człowiek doszedł do pełnego poz­nania prawdy, czy też pozostają w nim jeszcze waha­nia i wątpliwości?Odpowiedź: Dopóki człowiek pozostaje sobą, nie zni­kają one, kiedy natomiast wyjdzie ze siebie i pogrąży się w tym co jest [tj. w Bogu], wtedy poznaje całą prawdę. To bo­wiem jest samą prawdą, człowiek zaś, z chwilą gdy umarł sobie samemu, trwa w nim.Dosyć ci już powiedziałem. Do tego stanu nie do­chodzi się przecież za pomocą pytań; do tej ukrytej prawdy dociera się na drodze prawdziwego oderwania[3].


[1] H. Suzo, Życie, tłum. W. Szymona OP, Poznań 1990, s. 209-216.[2] H. Suzo, Księga Mądrości Przedwiecznej, tłum. W. Szymona OP, Poznań 1983, s.154-156.[3] H. Suzo, Księga Prawdy, tłum. W. Szymona OP, Poznań 1989, s. 50-52.

http://www.communiocrucis.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=157:b-henryk-suzo-&catid=3:-synni-mistycy-kocioa-powszechnego-misticon-&Itemid=46

Henryk Suzo (bł.): Troszcz się o Mnie i nie myśl o sobie

Rzeczy przemijające rodzą w człowieku większy lub mniejszy niepokój, zależnie od stopnia wyrzeczenia. Pewnemu człowiekowi, połowicznie tylko oderwanemu i zbyt przywiązanemu do własnych uczuć, tak kiedyś powiedziano: –„Troszcz się o Mnie i nie myśl o sobie, tak żebyś wiedząc, że Ja jestem szczęśliwy, nie martwił się o swój własny los”.

(Życie, bł. Henryk Suzo)

http://www.skarbykosciola.pl/mysli-i-slowa/henryk-suzo-troszcz-sie-o-mnie-i-nie-mysl-o-sobie/

Mirosław Król 2010-01-25

Bł. Henryk Suzo

Chciałbym przypomnieć pokrótce postać bł. Henryka Suzo, którego liturgiczne wspomnienie obchodziliśmy 25 stycznia. Tak jak XVI wieczna Hiszpania miała swoich mistyków: Jana od Krzyża czy św. Teresę z Avila, podobnie Niemcy, jeszcze przed wybuchem reformacji, również posiadały swoich mistyków. Byli to Mistrz Eckhard oraz jego uczniowie Jan Tauler i właśnie bł. Henryk Suzo. Chociaż według dzisiejszej terminologii był on raczej Szwajcarem niż Niemcem to jednak zaliczany jest do grona niemieckich mistyków. Urodził się prawdopodobnie w 1295 r. w Konstancji – mieście pięknie położonym nad szmaragdowo-zielonym Jeziorem Bodeńskim. Miał pobożną matkę, która nauczyła go kontemplacji Męki Pańskiej oraz ojca, którego Henryk nazwie później „synem tego świata”. Wspominał po latach, że jako mały chłopiec przyozdabiał majowymi kwiatami figurę Matki Bożej. Będzie potem wielkim czcicielem Matki Bożej Bolesnej.

Chłopiec mając trzynaście lat wstąpił do dominikanów, gdzie odbył studia. Jako osiemnastolatek przyjął śluby wieczyste. W tym czasie też doświadczył mistycznej wizji. W klasztorze św. Mikołaja, na małej wysepce Jeziora Bodeńskiego, kilka metrów od brzegu, ujrzał w widzeniu Przedwieczną Mądrość i zrozumiał, że jest to ta sama Osoba Boża, która stała się człowiekiem, cierpiała za ludzi i została ukrzyżowana. Był to przełomowy moment w życiu Henryka. Zaczął praktykować umartwianie, gdyż był przekonany, że kochać to znaczy cierpieć. Dużo czasu spędzał na modlitwie w swej zakonnej celi. Udał się w końcu na studia do Kolonii, gdzie słuchał nauk Mistrza Eckharta. Nauki te zostały poddane krytyce i dopatrywano się w nich niezgodności z nauczaniem Kościoła. Dziś wprawdzie uważa się, iż pisma łacińskie Eckharta nie zawierają treści przeciwnych ortodoksji, ale budzą wątpliwości spisane przez jego uczniów, a głoszone w języku niemieckim kazania Mistrza Eckharta. Młody dominikanin Henryk Suzo stanął w obronie swego mistrza, co również na jego głowę ściągnęło posądzenia o herezję. Musiał się tłumaczyć przed kapitułą zakonną we Flandrii. Wydarzenia te zamknęły Henrykowi drogę na studia w Paryżu. Powrócił więc do Konstancji i stał się wędrownym kaznodzieją, zajmował się także formacją zakonną w klasztorach żeńskich. Niezwykłe to było życie duchowego syna św. Dominika. Koń był przecież wyrazem bogactwa, dlatego Henryk przemierzał pieszo Szwajcarię, Szwabię, Alzację, Dolinę Renu. Wędrował z drugim bratem, obaj na ogół milczeli, modlili się i usiłowali przeżyć, co nie było wcale łatwe na średniowiecznych traktach, wstępowali do klasztorów, kościołów, gdzie Henryk głosił kazania. Wyróżniał się osobistym życiem wewnętrznym, prowadził je tak dalece surowe, że przypominał ascetów pierwszych wieków chrześcijaństwa. Nosił na piersiach żelazny łańcuch, na plecach zaś krzyż żelazny z kolcami, który ranił jego ciało i ciągle przypominał o Męce Zbawiciela. Choć dla siebie był niezwykle surowy, dla innych spokojny i łagodny. Kiedy głosił kazania nie ciskał gromów, był raczej delikatny i pełen słodyczy. Zawsze zatroskany, by na drogę prawdy i dobra sprowadzić tych, którzy z niej zeszli. Był wrażliwy na piękno przyrody, odnajdywał w niej majestat i piękno Boga. Napisana przez Henryka „Książeczka wiecznej Mądrości” należała do najpoczytniejszych w średniowieczu dzieł.

Znane przysłowie mówi: „Kogo Bóg miłuje tego doświadcza”. Henryk zawsze w pokorze znosił ataki na siebie i posądzenia. A utrapienia, które znosił nie tylko się piętrzyły, ale i nakładały na siebie. Dlatego nigdydy nie był wolny od doczesnych trosk. Kiedyś przywędrował do klasztoru sióstr dominikanek i był wielce zasmucony. Wyraził obawę, że musi stać się coś niedobrego, bo Bóg go chyba opuścił, gdyż wbrew ciągłym, dotychczasowym utrapieniom już od miesiąca nie doznał uszczerbku na zdrowiu i sławie. Chciało by się zapytać: Któż z nas tak interpretuje swoje życiowe cierpienia?

Wśród legend dominikańskich jest i taka, która opowiada o tym jak to bł. Henryk szedł kiedyś wąską ścieżką i zobaczył ubogą kobietę, która szła z naprzeciwka. Kiedy przybliżyli się do siebie Henryk zszedł z suchej ścieżki w błoto by ustąpić kobiecie drogi. Ta zapytał zaciekawiona: „Dlaczegoż to czcigodny panie w swojej pokorze ustępujesz miejsca mnie ubogiej? Przecież jesteś kapłanem. To raczej ja powinnam ci ustąpić drogi.” „Wszystkim kobietom przywykłem zawsze okazywać cześć i szacunek – odpowiedział Henryk – a to ze względu na Najświętszą Matkę Boga, Królową Nieba.” Taki właśnie był ów mistyk znad Jeziora Bodeńskiego, radosny i zawsze pełen miłości, choć przez całe swe życie boleśnie doświadczany. Zmarł w klasztorze w Ulm 25 stycznia 1366 r. Do chwały ołtarzy wyniósł go papież Grzegorz XVI w 1831 r.

Znosząc trudy życia i jego przeciwności warto ofiarować się Przedwiecznej Mądrości za pośrednictwem jej wielkiego piewcy bł. Henryka Suzo.

Tekst został wygłoszony w ramach cyklu felietonów „Spróbuj pomyśleć” w Radiu Maryja 25 stycznia 2010 r.

http://www.realitas.pl/SwieciWDziejach/2010/MK25I.html

*************************
23 stycznia
Święty Ildefons, biskup
Święty Ildefons
Ildefons pochodził prawdopodobnie ze znakomitej rodziny wizygocko-hiszpańskiej. Od młodości tęsknił za życiem oddanym Panu Bogu. Kiedy więc w domu natrafił na stanowczy sprzeciw, uciekł do pobliskiego klasztoru świętych Kosmy i Damiana w Agala (dzisiaj przedmieście Toledo). Wybrany niebawem opatem tego klasztoru, położył nacisk na karność zakonną.
Brał czynny udział w życiu Kościoła w Hiszpanii. Uczestniczył w 10 synodach, których był inspiratorem i duszą. Na jednym z nich w roku 659 przeforsował ustanowienie święta Oczekiwania Narodzenia Pana Jezusa (18 grudnia), bowiem uroczystość Zwiastowania i Poczęcia Chrystusa Pana przypadała w Wielkim Poście (25 III), co Świętemu wydawało się niezgodne z duchem liturgii. Miał ułożyć nawet do nowego święta teksty liturgiczne.
Po śmierci biskupa Toledo, św. Eugeniusza II, Ildefons został jednogłośnie wybrany na jego miejsce. Trzeba przyznać, że jego rządy nie były łatwe. Dążył do zaprowadzenia karności kościelnej, co przysporzyło mu wrogów. Występował również przeciwko swobodzie obyczajów możnych i dworu królewskiego, co również nie przymnożyło mu przyjaciół.
Rządził swoją archidiecezją przez 10 lat (657-667). Utrudzony pasterzowaniem, zasnął w Panu 23 stycznia 667 roku. Jego ciało złożono w bazylice św. Leokadii w Toledo. Kiedy jednak Arabowie zajęli to miasto, relikwie Ildefonsa przeniesiono do miasta Zamora, do kościoła św. Piotra. Następcą Ildefonsa na stolicy biskupiej w Toledo został św. Julian (+ 690). Zebrał on troskliwie wszystkie pisma, jakie zostawił jego poprzednik. Wśród nich wyróżnia się pierwszy napisany w Hiszpanii traktat mariologiczny O wieczystym dziewictwie NMP, polemizujący z Jowinianem, Helwidiuszem i z Żydami. Szczególne znaczenie dla historii katechumenatu i liturgii chrztu ma traktat Ildefonsa O poznaniu chrztu. Charakter wybitnie ascetyczny ma dziełko O drodze na pustyni. Jednakże dziełem, które zyskało mu największą sławę, to rozprawa O pismach słynnych mężów. Z jego korespondencji zachowały się jedynie dwa listy. Ponadto św. Ildefons zostawił hymny, modlitwy i teksty liturgiczne.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/01-23d.php3

22 grudzień 2011

Św. Ildefons o dziewictwie Maryi

Nr 2

Bóg zastępów jest Panem tej własności. Król niebios jest posiadaczem tego prawa. Wszechmocny jest mistrzem tej budowli. Ten tylko, który, po swym wejściu jest też strażnikiem bramy tego wyjścia. Nikt z Nim nie wszedł, nikt nie wyszedł, ani w wejściu do niej, ani w wyjściu z niej nie ma towarzysza. Jak wszedł nikt nie wie; jak wyszedł wie tylko samo wejście. Bez szaty, ze tak powiem, wchodzi Bóg, który, ze dobrze powiem, odziany ciałem wychodzi. Przyszedł do domu swego dzieła, przyniósł tylko szatę ciała. Ten sam, co wszedł, wrócił, lecz inaczej niż wstąpił, sam stąd wyszedł. Wchodząc do tego domu, nie zabrał łupu wstydliwości, ale wychodząc wzbogacił niewinnością.

Przez Pana wprawdzie była oczyszczona, lecz przyjścia Pana jeszcze nie pełna. Za zwiastowaniem anielskim poznała przyjście Stwórcy i podziwia Go w nowym spotkaniu; poznaje w sobie mieszkańca i jak On działa w ukryciu, w pełni nie przenika. Ale siły ducha gotuje do pełnienia służby, ofiaruje Panu słusznie prawa stworzenia. Co On będąc w niebie rozkazał, Ona przyjętemu w sobie wykonuje dowodząc, że przygotowała swemu Stwórcy czyste ciało i duszę, która i duchowe obowiązki wcielonemu Synowi ofiarowała i Pana swego ciała nienaruszona i niezmienną prawdą odziała.

W wyznaczonym czasie poczuła, ze Ten, który wszedł, wychodzi, i uradowana miłym wynikiem wyjścia inaczej patrzy na idącego, niż znała przychodzącego. Widzi Go odzianego prawdą swego ciała i nie czuje zmniejszenia się w sobie nieskalanego swego piękna i wstydliwości; raczej widzi, że wzrosła. Na tym obszarze samotność tylko Bogu i domowi; w tym mieszkaniu wyjątkowość tylko gościnie i gościowi. To miejsce łączy się tylko z jednym przychodzącym. To łono cieszy się znajomością tylko jednego, nie zna innego ciała jak tylko rodzącego się mężczyzny. (…)

Oto bowiem w niebywały sposób, w niebywałym zwyczaju, w niebywałym porządku, w niebywałym prawie, w jednej osobie, w jednym ciele, w jednej naturze, w jednym czasie, zmienia się honor Matki i Dziewicy, zmienia się wstydliwość Dziewicy i Matki; zmienia się w rodzącej dziewictwo, zmienia się w Dziewicy moc rodzenia; i żadne nie ustępuje drugiemu, jedno prowadzi do drugiego, jedno nie wyklucza drugiego i wzajemnie się wspierają. Jedno i drugie pozostaje w sobie, jedno przechodzi na drugie, gdyż jedno i drugie jest jednym, jedno i drugie jest tym samym, różne są tym samym, nie różniące się schodzą się razem, obojętne stają się szokujące. Matki nie opuszcza ozdoba dziewictwa, nie przeszkadza dziewictwu płód macierzyński; dziewicę płód podnosi, Matkę ogarnia dziewicza wstydliwość.

I tak wyrazy Matki i Dziewicy nie wykluczając się nawzajem, nie przeszkadzają sobie. Jedno i drugie nierozłączne, jedno i drugie nierozdzielne, całe nie do rozerwania, całe niepodzielne. Zdarzało się, że została matką ta, co była dziewicą. Bywało, ze zrodziła, która była niewinna. Trafiało się, ze zrodziła, nie mająca prawa do rodzenia. Lecz jest nie do pomyślenia, nie do pojęcia, nie do opowiedzenia , jest dziwne, niesłychane, niewidziane, nieznane, aby dziewictwo przez poczęcie zajaśniało, aby zrodzeniu towarzyszyło dziewictwo, aby rodzenie zaznaczyło się w dziewicy, aby dziewictwo potwierdziło matkę, aby dziewictwo wsławiło matkę, aby dziewicy przyniosła szacunek brzemienność matki, aby dziewictwo dochodziło do ozdoby macierzyńskiej, aby ozdoba dziewicy przetrwała w płodności matki. Tak dziewica otrzymuje macierzyńską prawdę, tak chwała dziewicy przechodzi na rodzicielkę. Tak imię rodzicielki spada na dziewicę, tak wstydliwość dziewicy pozostaje w matce. Tak się zdarza, tak się trafia tak bywa, że gdy szukam matki, jest dziewica; gdy szukam dziewicy jest matka, gdy szukam potomstwa, należy do dziewicy; gdy wstydliwości szukam, należy do matki.

O wszechmogący Boże! O Boże wszystkich stworzeń O Stwórco wszystkiego Boże! Ty wszystkim Twym cudom , wszystkim Twym znakom, wszystkim Twym dziwom, wszystkim Twym wielkim rzeczom, to dzieło, tę rzecz, ten czyn, ten akt, otwierając skarby miłosierdzia, okazując tajniki dobroci, pozostawiając bogactwu łaskawość, wypuszczając potoki szczodrobliwości, dla zbawienia mego i świata, dla uwolnienia mnie i świata, uczyniłeś cud niewypowiedziany, zgotowałeś bez przykładu rzecz wyjątkową, spełniłeś rzecz nieporównanie żywotna, utworzyłeś rzecz nie do pomyślenia wielką, rzecz nie do zapomnienia, nieustannie trwałą, bez końca chwalebną!

Przez to błąd ustąpił , ustało cierpienie, ustało cierpienie, śmierć została prawdziwie zniszczona, wniesione zbawienie, dane życie, otwarte niebo, królestwo niebieskie obiecane, przez to znajdziemy drogę, osiągniemy prawdę dojścia, otrzymamy życie, będziemy mieć odpocznienie i wieczne widzenie twej słodyczy. Już teraz, już teraz, obecnie, w tym miejscu, w tym położeniu, w tej chwili, w tym czasie i po wszystkie wieki wieków

Nr 12

Teraz przychodzę do Ciebie, jedyna Dziewico, Matko Boża, upadam przed Tobą, jedyne dzieło wcielenia Boga mego! Uniżam się przed Tobą, jedyna Matko Pana Mego! Proszę Cię, jedyna służebnico swego Syna, spraw, aby zmazane zostały me grzeszne czyny, każ mnie oczyścić z mego haniebnego postępowania, spraw abym kochał chwałę Twej cnoty, objaw mi wielką słodycz Twego Syna, daj mi mówić i bronić szczerości wiary Twego Syna; pomóż mi trwać w Bogu i w Tobie, być niewolnikiem Twego Syna i Twoim, służyć Panu Twemu i Tobie; Jemu jako memu Stwórcy, Tobie jako Rodzicielce mego Stwórcy; Jemu jako Panu mocy, Tobie jako memu Odkupicielowi, Tobie jako dziełu mego odkupienia, w prawdzie twej osoby sprawił. Ponieważ dla mnie stał się Odkupicielem, dla Ciebie Synem; ponieważ dla mnie stał się cena odkupienia, z Twego ciała mające być zranione wziął ciało; czym mą śmierć usunął, z Twej śmiertelności wziął śmiertelne ciało; w jakim ciele grzechy zgładził, takie bez grzechu wziął z Ciebie: naturę mą, którą w sobie dla mnie w królestwie swym w chwale ojcowskiej stolicy nad aniołami umieścił, pokornie przyjął z prawdy Twego ciała.

Twoim jestem niewolnikiem, bo Twój Syn jest mym Panem. Jesteś Panią moją, bo jesteś Służebnicą Pana mego. Jestem niewolnikiem Służebnicy Pana mego, bo Ty Pani moja, stałaś się Matką mego Pana. Stałem się Twym sługą, bo Ty stałaś się Matką mego Stworzyciela. Proszę Cię, proszę Cię, święta Dziewico, abym miał Jezusa z tego Ducha, z którego Ty zrodziłaś. Przez tego Ducha niech weźmie ma dusza Jezusa, przez którego Twe ciało poczęło Jezusa. Przez tego Ducha niech poznam Jezusa, przez którego Tobie było dane poznać, mieć i zrodzić Jezusa. Życząc, aby Ci się stało według słów anioła, w tym Duchu niech pokornie mówię wzniosłe rzeczy o Jezusie, w którym wyznajesz, że jesteś Służebnicą Pana. W tym duchu niech kocham Jezusa, w którym Ty Go uwielbiasz jako Pana i spoglądasz jako na Syna. Niech prawdziwie boję się Jezusa, jak On będąc Bogiem był poddany swym Rodzicom.

O nagrodo mego zbawienia, życia i chwały, obfitująca w wielkie bogactwo! O najszczytniejszy tytule mej wolności! O warunku chwalebnej mej wolności! O sławny zadatku mej godności i chwały na wieki1 Obym oszukany pragnął dla swej poprawy stać się sługa Matki mego Pana, obym niegdyś od anielskiej wspólnoty odłączony stać się sługą Służebnicy i Matki mego Stwórcy, obym jako zdatne dzieło w rękach najwyższego Boga uzyskał miejsce w służbie Rodzicielki-Dziewicy. Spraw to Jezu, Boże, Synu Służebnicy! Użycz tego, pokorny Boże w człowieku, spaw to wielki Człowieku w Bogu, abym w to wierzył o Twym narodzeniu z Dziewicy , co wypełnia mą wiarę o Twym wcieleniu; to niech mówię o macierzyńskim dziewictwie, co wypełnia me usta o Twej chwale; to niech kocham o Twej Matce, co Ty wypełniasz we mnie Twą miłością; tak niech Ona nade mną panuje, abym poznał, że podobam się Tobie; tak niech mnie Ona posiada na wieki, abyś Ty był mym Panem na wieki.

Jak gorąco pragnę stać się niewolnikiem tej Pani, jak wiernie zachwycam się jarzmem tej niewoli, jak bardzo się lękam odłączenia od Jej władzy, jak gorąco się staram od Jej służby nigdy nie odpaść, tak prawdziwie Jej służąc, abym stał się godny Jej łaski , tak w Jej niewoli bez ustanku być trzymany, abym nigdy nie odłączył od szczęścia Jej wieczności. A to, dlaczego będę szukał, wiedzą ci, którzy kochają Boga, widzą ci, którzy są wierni w Bogu, oglądają ci, którzy trwają w Panu, znają ci, których zna Pan. (…)

Pragnę być niewolnikiem Jej Syna, pragnę aby Ona panowała nade mną; bardzo pragnę, aby panował nade mną Jej Syn; Jej służyć postanawiam, staram się abym był godny służyć Bogu, aby panowała Matka Jego nade mną, abym był pobożnym sługa Syna. Pragnę stać się sługa rodzicielki. To bowiem odnosi się do Pana, co służy Służebnicy; to spływa na Syna, co udziela się Matce. Winszując z aniołami, radując się z głosami aniołów, weseląc się z hymnami aniołów, ciesząc się pieniami aniołów winszuje z ma Panią, raduje się z Matką pana, cieszę się ze Służebnica Jej Syna, weselę się z Tą, która stała się Matką swego Stwórcy, mam zaszczyt służyć Tej, w której Słowo Boże stało się ciałem.

Ponieważ uwierzyłem z Nią w to, co wie o sobie ze mną sama, ponieważ wiem, ze jest Dziewicą-Rodzicielką, ponieważ się cieszę że jest Rodzicielką-Dziewicą, ponieważ zdaję sobie sprawę, ze Jej poczęcie nie straciło dziewictwa, ponieważ uznaję, ze Jej zrodzenie nie odebrało Jej chwały dziewictwa. Tak prawdziwie to wszystko kocham, jak prawdziwie poznaję, że to dla mnie się stało.

Ze mną bowiem jest to, co przez Nią się stało, ze z tego natura mego Boga złączyła się z mą naturą, z czego moja natura przeszła w moim Bogu, ze był jeden Chrystus, Słowo i ciało, Bóg i człowiek, ten sam Stwórcą i stworzeniem, ten sam Twórcą i formą tworzenia, ten sam Sprawcą i prawdą przyjętego dzieła, ten sam, który uczynił i co uczynił, ten sam biorący i wzięty, i abym wyraźniej powiedział, który sam daje ze siebie, sam wszechmocny, przeze mnie zaś i dla mego zbawienia wyniszczony, sam mocny, sam słaby, sam zbawieniem moim, sam zraniony został za mnie, sam zdrowiem moim, sam za mnie biczowany, sam mocą Bożą, sam dla mnie uniżonym Bogiem, sam żyjący, sam umarły, sam życiem nie znającym śmierci, sam śmierć podejmujący, zwyciężający, sam przed śmiercią nieświadom umierania, sam po śmierci bez panowania śmierci, sam przychodzący z nieba, sam idący do grobu, sam grób opuszczający, sam do nieba dążący, sam do otchłani w duszy ludzkiej zstępujący, sam z otchłani mocą Bożą dusze świętych uwalniający, sam w grobie położony jako człowiek, sam z grobu powstający jako Bóg, sam ze śmierci uwalniający, sam między umarłymi wolny; i tym wszystkim ten sam Chrystus, i wszystkim w jednym i tym samym Chrystusie, w jedności Osoby, nie zmieszaniu natury.

Dlatego ufając przez śmierć tego Syna Bożego, przez krzyż Odkupiciela mego, mając nadzieję prawdziwą zachowując przez krew mego Chrystusa, po zakryciu mych grzechów, po odpuszczeniu niesprawiedliwości, po zgładzeniu mych zbrodni, po darowaniu mych win po zmazaniu mych nieczystości, po zerwaniu więzów mych grzechów, oczyszczony przez miłosiernego Boga, usprawiedliwiony przez dobrego Sędziego, uświęcony przez hojnego Odkupiciela, niech się zmieszam z błogosławionymi aniołami, niech wstąpię między chóry anielskie, niech się złączę z radościami aniołów, niech się zjednoczę ze świętymi anielskimi, aby była we mnie chwała Boga, aby była przeze mnie cześć Bogu, abym miał od Boga życie i mógł się radować z Bogiem zawsze, prawdziwie, nieustannie teraz i zawsze, i po wszystkie wieki wieków. Amen.

http://www.maryjni.pl/sw-ildefons-o-dziewictwie-maryi,513

Modlitwa św. Ildefonsa z Toledo

Proszę Cię, Święta Dziewico Maryjo,
wyproś mi łaskę, ażebym otrzymał
Jezusa z tego samego ducha,
który sprawił, że Ty poczęłaś
i porodziłaś Jezusa.

Niech dusza moja przyjmie Jezusa
przez tego samego Ducha,
który sprawił, że Twoje ciało
poczęło Jezusa.

Niech kocham Jezusa w tym samym Duchu,
w którym Ty uwielbiłaś Go
jako swojego Pana
i miłowałaś
jako swojego Syna.

Amen.




O autorze: Judyta