Oszustwo DEI czyli przepis na kłopoty

Zmuszanie ludzi (poprzez zawstydzanie) do kochania każdego wyboru stylu życia, jakiego ktoś dokonuje, a jeśli tego nie robią, oskarżanie ich o bycie bigotami lub, co gorsza, aresztowanie za łamanie praw człowieka, nie jest dobrą rzeczą. Należy pozwolić ludziom być innymi.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

 

[DEI – Diversity, Equity, Inclusion]

Oszustwo dzisiejszego forsowania różnorodności

Wszyscy musimy być podobni. Nie wszyscy rodzą się wolni i równi,
jak mówi konstytucja, ale wszyscy stają się równymi…

∼Ray Bradbury, 451 stopni Fahrenheita

Powracającym tematem w filmach, telewizji i literaturze jest „wielkie kłamstwo”.

Zawsze słyszeliśmy powiedzenie: „Jeśli powiesz wystarczająco duże kłamstwo i będziesz je powtarzać, więcej ludzi w nie uwierzy”. Myślę, że pierwotną wersję tego cytatu przypisuje się nazistowskiemu propagandyście Josephowi Goebbelsowi. Chociaż, jak w przypadku większości odniesień historycznych, Goebbels być może nigdy tego nie powiedział.

W każdym razie równie dobrze mógłbym napisać, że powiedział, no nie? Wystarczająco łatwe.

„Różnorodność” i wysiłki zmierzające do jej osiągnięcia opisane w agendzie są kłamstwem. Wielkim kłamstwem. Podobnie jak „inkluzja” i „równość” – fajne pomysły, a w zdrowym świecie są to fajne ideały, nad którymi warto pracować. Ale w naszym obecnym pokręconym świecie [„Bizarro World”] wszystko to kłamstwa. W rzeczywistości, jak dobrze wiecie, większość wszystkiego, co jest inicjowane i wdrażane przez „rząd”, to kłamstwa. Duże kłamstwa.

Smutne ale prawdziwe.

Dlaczego takie rzeczy nazywa się „Wielkimi kłamstwami”, a nie zwykłymi „małymi kłamstwami”? „Kultura przebudzenia” [“woke culture”] nazywa każdego, kto wskazuje na różnorodność, bigotem lub rasistą. Na przykład, jeśli ktoś komentuje wyjątkowy ubiór danej grupy etnicznej, ryzykuje, że zostanie nazwany rasistą. Osoba komentująca cechę danej rasy (dobrą lub złą) nazywana jest dyskryminującym bigotem. Jeśli ktoś dostrzega różnorodność i wskazuje na nią, jest rasistą. Nie szanujesz różnorodności, likwidując wszystko, co jest zróżnicowane kulturowo. To nie ma sensu. Ponieważ te rzeczy tak głęboko wniknęły w kulturę, że identyfikowanie ich i etykietowanie w sposób, w jaki robi to ta kultura, kwalifikuje się jako wielkie kłamstwo.

Napisałem na ten temat poprzedni artykuł zatytułowany: „Pseudo-różnorodność”. Punkty, które przedstawiłem wówczas, różnią się nieco od tych, które przedstawiam obecnie, ale wszystkie są podobne. Oto cytat z tego artykułu, który bardziej pasuje do dzisiejszych myśli:

„Wygląda na to, że potykam się o określenie «różnorodność». Czy nie o to w dzisiejszych czasach chodzi w tym całym zamieszaniu? Wydaje się, że każdy chce być identyfikowany i postrzegany jako wyjątkowy, ale jednocześnie nie chce mieć żadnej wyjątkowości. Wydaje się, że kultura chce wymazać każdą myśl, rzecz, ideę, koncepcję, umiejętność, kulturę, biologię, rodzaj/płeć, która przypisuje sobie wyjątkowość, siłę lub słabość, różnicę dobrą lub złą, ale jednocześnie oczekuje dla tego wszystkiego unikatowych tytułów i uznanej wyjątkowości. Inkluzywność i ekskluzywność: wydaje się, że nie ma tolerancji dla identyczności, ale też nie ma tolerancji dla odmienności. TO JEST przepis na bałagan [kłopoty].”

Kiedy to pisałem, byłem trochę zakłopotany, dlaczego tak się dzieje. Jak większość rzeczy, które dzieją się obecnie, to po prostu nie miało sensu. Dlaczego mieliby mówić jedno, a potem robić drugie?

Dlaczego „kultura przebudzenia” miałaby być tak gotowa przetrzebić kogoś za „nieinkluzyjną” uwagę, a jednocześnie opowiadać się za ślepą akceptacją tak wyjątkowych i eklektycznych poglądów, nie rozumiejąc, że tak wyjątkowi i eklektyczni ludzie z natury rzeczy „nie są uwzględniani”.

Czy tylko ja widzę ten paradoks? Aby kultura naprawdę akceptowała różnorodność, musi ona najpierw pozwalać na tę różnorodność, a nie skupiać się na tym, aby wszyscy byli tacy sami – a przez to niezauważalni. Istnieje cienka granica pomiędzy bigoteryjnymi uprzedzeniami a tolerancją.

Tolerancja to słowo obowiązujące w ustabilizowanym społeczeństwie. Tolerancja, elastyczność i odporność znajdują się po tej samej stronie co „wyjątkowy, różnorodny, indywidualny lub grupowy”. A także po stronie grupy „większości”, którą można oskarżyć o bigoterię kulturową.

Tak, nienawistne uprzedzenia to cecha, którą należy wyeliminować, ale nie świadomość, że ludzie są różni. Musimy zachęcać do uświadamiania sobie różnic, a wraz ze świadomością różnic ludzie powinni mieć możliwość, w granicach zdrowego rozsądku, wyrażania swojej świadomości tych różnic. „Och, spójrz, ten mężczyzna jest czarny, ta osoba ma penisa, ale jest ubrana jak kobieta, ci ludzie są inni niż ja, zauważam to i akceptuję to, ale w niektórych przypadkach mogę czuć się niekomfortowo”.

Być może część z tego mi się nie podoba i jeśli czuję, że wkracza to w jakość mojego życia, mogę wyrazić ten fakt bez przemocy i nienawiści. (Wyraźnym tego przykładem jest mnóstwo wydarzeń związanych z „opowiadaniem historii” osób trans w szkołach podstawowych. Czy nie możemy odrzucić takich działań, bez przyklejania etykietki nienawiści wobec osób trans?)

Zmuszanie ludzi (poprzez zawstydzanie) do kochania każdego wyboru stylu życia, jakiego ktoś dokonuje, a jeśli tego nie robią, oskarżanie ich o bycie bigotami lub, co gorsza, aresztowanie za łamanie praw człowieka, nie jest dobrą rzeczą. Należy pozwolić ludziom być innymi. Ten aksjomat nie dotyczy tylko ludzi, którzy próbują sprzeciwić się „większości pośrodku krzywej dzwonowej”, ale także ludzi, którzy znajdują się W „większości pośrodku krzywej dzwonowej”. Mają takie samo prawo do bycia akceptowanymi takimi, jakimi są, łącznie z ich własnymi przekonaniami na temat siebie i światopoglądu, a także do tego, aby nie byli zastraszani ani prawnie zagrożeni w związku z wyborami, z którymi się po prostu nie zgadzają (takimi jak wymóg zwracania się do ludzi wybranym przez nich zaimkiem).

Tak, jest w tym wszystkim pewien niezbadany teren [grey area] i nie mam zamiaru przebijać się przez tę strefę z moimi obszernymi komentarzami. Chociaż w moim osobistym światopoglądzie uważam, że ludzie mają nawet prawo być rasistami, o ile nie krzywdzą nikogo swoją bigoterią. Wierzę również, że „lepsze społeczeństwo” powstanie, jeśli wyeliminowane zostaną te bigoterie. Wierzę, że sednem bigoterii jest naturalne podejrzewanie różnic. Bardziej zintegrowani ludzie są mniej zagrożeni odmiennością innych ludzi. Chociaż możemy mieć „prawo” do bycia zagrożonym, ogólnie rzecz biorąc, jeśli tak nie jest, społeczeństwo staje się lepsze.

„Żyj i pozwól żyć innym” to tutaj podstawowy model pokojowego współistnienia. I przez całą naszą ludzką historię próbowaliśmy to zrobić. Wydaje się, że dopiero niedawno dokonaliśmy poważnego postępu w tym zakresie – dopóki nie pojawiła się agenda i wszystko zepsuła. Innymi słowy, nie wierzę, że to, czego doświadczamy w związku z tym szalonym „przebudzeniem” [woke], jest naturalnym zjawiskiem organicznym. Diabeł nas do tego zmusza. Możliwe, że całkiem dosłownie.

Po raz kolejny zastosowano taktykę kija i marchewki. Marchew to szlachetny ideał różnorodności, równości i włączenia [inkluzji] wszystkich ludzi, wszystkich kultur i grup etnicznych. Tak, to miłe, możemy się na to zgodzić! Ale powiedzcie nam wszystkim, że jesteśmy podłymi ludźmi, bo uważamy, że mężczyźni z penisami i jądrami nie powinni brać udziału w kobiecych sportach lub że osoba kolorowa nie powinna zajmować najwyższego stanowiska chirurga mózgu, jeśli nie jest osobą najbardziej kompetentną.

Powiedzcie nam, że jesteśmy bigotami i transfobami, jeśli nie wierzymy, że powinniśmy być zobowiązani do odgadywania czyichś fantazji zaimkowych i lądowania w więzieniu lub z wysoką grzywną, jeśli nam się to nie uda. Powiedzcie nam, że nie mamy racji sądząc, że pewne kultury mają pewne możliwe do zidentyfikowania cechy, zwłaszcza pochodzące z różnych okresów historii (takie jak osoba urodzona i wychowana w chińskiej tradycji, posiadająca określone cechy ubioru), nie będąc oskarżanymi o skrajną niewrażliwość i obrzydliwe naruszenie zasad różnorodności, równości i inkluzyjności [DEI].

Następnie jesteśmy karani za faktyczne rozpoznanie, że ludzie są różni. Jesteśmy karani za wiarę, że nie każdemu przysługuje każda nagroda, ale rzeczywiście niektórzy ludzie, którzy ciężko pracowali lub wykazali się szczególnymi umiejętnościami, są „włączeni” do specjalnej grupy wykorzystującej te dary, a inni są rzeczywiście wykluczeni.

To jest równość. Gdzie jest równość w uczynieniu wszystkich takimi samymi, niezależnie od ich wyjątkowości, niepowtarzalności, umiejętności, talentu czy ciężkiej pracy, bycia skupionym w pojedynczej „jednakowości” ze wszystkimi innymi?

Nie daj się nabrać na tę marchewkę DEI. To wielkie kłamstwo i w dodatku paskudne. Powoduje niechęć, złość, frustrację, zamęt i smutek. A przede wszystkim tworzy przeciwieństwo tego, co twierdzi, że tworzy.

Dokładnie to, co zalecił lekarz, a wszyscy wiemy, dokąd prowadzą nas zalecenia lekarza.

______________

The Deception of Today’s Push for Diversity, Todd Hayen, Jan 13, 2024

−∗−

O autorze: AlterCabrio

If you don’t know what freedom is, better figure it out now!