Posłuchaj słów Jezusa i zacznij działać, byś mógł żyć pełnią życia. – Środa, 02 grudnia 2015 r.

Myśl dnia

Wiara prowokuje miłość.
Miłość jest możliwa i możemy ją realizować,
bo jesteśmy stworzeni na obraz Boga.
Benedykt XVI, 18 lutego 2013 r
Miłość nie jest wielka dopiero wtedy, gdy przejawia się spektakularnymi sukcesami.
Miłość jest wielka już wtedy, gdy jest. I gdy jest prawdziwa (autentyczna).
Coś takiego jak “mała miłość” nie istnieje.
Mieczysław Łusiak SJ
Tajemnica ludzkiego istnienia tkwi nie tylko w życiu, ale także w wiedzy, dlaczego się żyje.

Fiodor Dostojewski

Cytata dnia

Energia  stanowi istotny oręż i mówiąc wprost – element szantażu, a wiec związana jest z kwestią bezpieczeństwa i suwerenności (…)

Nie tylko z polskiego, ale także z europejskiego punktu widzenia, jednym z tych surowców, które są w stanie suwerenność przynajmniej wzmacniać, jest węgiel.

Andrzej Duda – Prezydent RP

1156600576

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Panie, modlę się za Kościół, aby nigdy nie zabrakło w nim kapłanów,

którzy będą tak jak apostołowie, narzędziem w przekazywaniu łaski,

pomiędzy Bogiem a człowiekiem.

_______________________________________________________________________________________________________

Słowo Boże

_______________________________________________________________________________________________________

ŚRODA I TYGODNIA ADWENTU

PIERWSZE CZYTANIE  (Iz 25,6-10a)

Pan Bóg zaprasza na ucztę mesjańską i otrze łzy z każdego oblicza

Czytanie z Księgi proroka Izajasza.

W owym dniu:
Pan Zastępów przygotuje
dla wszystkich ludów na tej górze
ucztę z tłustego mięsa, ucztę z wybornych win,
z najpożywniejszego mięsa, z najwyborniejszych win.
Zedrze On na tej górze zasłonę,
zapuszczoną na twarzy wszystkich ludów,
i całun, który okrywał wszystkie narody.
Raz na zawsze zniszczy śmierć.
Wtedy Pan Bóg otrze
łzy z każdego oblicza,
odejmie hańbę swego ludu
po całej ziemi,
bo Pan przyrzekł.
I powiedzą w owym dniu: Oto nasz Bóg,
Ten, któremuśmy zaufali, że nas wybawi;
oto Pan, w którym złożyliśmy naszą ufność:
cieszmy się i radujmy z Jego zbawienia!
Albowiem ręka Pana
spocznie na tej górze.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 23,1-2a,2b-3,4, 5,6)

Refren: Po wieczne czasy zamieszkam u Pana.

Pan jest moim pasterzem, *
niczego mi nie braknie.
Pozwala mi leżeć *
na zielonych pastwiskach.

Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć, *
orzeźwia moją duszę.
Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach *
przez wzgląd na swoją chwałę.

Chociażbym przechodził przez ciemną dolinę, *
zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną.
Kij Twój i laska pasterska *
są moją pociechą.

Stół dla mnie zastawiasz *
na oczach mych wrogów.
Namaszczasz mi głowę olejkiem, *
a kielich mój pełny po brzegi.

Dobroć i łaska pójdą w ślad za mną *
przez wszystkie dni życia
i zamieszkam w domu Pana *
po najdłuższe czasy.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Oto Pan przyjdzie, aby lud swój zbawić,
błogosławieni, którzy są gotowi wyjść Mu na spotkanie.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Mt 15,29-37)

Jezus ociera łzy i daje cudowny pokarm

Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.

Jezus przyszedł nad Jezioro Galilejskie. Wszedł na górę i tam siedział. I przyszły do Niego wielkie tłumy, mając ze sobą chromych, ułomnych, niewidomych, niemych i wielu innych, i położyli ich u nóg Jego, a On ich uzdrowił. Tłumy zdumiewały się widząc, że niemi mówią, ułomni są zdrowi, chromi chodzą, niewidomi widzą. I wielbiły Boga Izraela.
Lecz Jezus przywołał swoich uczniów i rzekł: „Żal Mi tego tłumu. Już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. Nie chcę ich puścić zgłodniałych, żeby kto nie zasłabł w drodze”. Na to rzekli Mu uczniowie: „Skąd tu na pustkowiu weźmiemy tyle chleba, żeby nakarmić takie mnóstwo?” Jezus zapytał ich: „Ile macie chlebów?” Odpowiedzieli: „Siedem i parę rybek”. Polecił ludowi usiąść na ziemi; wziął te siedem chlebów i ryby, i odmówiwszy dziękczynienie, połamał, dawał uczniom, uczniowie zaś tłumom. Jedli wszyscy do sytości, a pozostałych ułomków zebrano jeszcze siedem pełnych koszów.

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ
Uczniowie rozdający chleb

Nad Jeziorem Galilejskim dokonało się wiele cudów. Jezus uzdrawiał ludzi z ich fizycznych ograniczeń. Wlewał w ich serca nadzieję, dotykając zranionych serc. Nakarmił ich także w cudowny sposób, pokazując tym samym, że dla Boga nie ma nic niemożliwego. Dając ludziom pokarm, Syn Boży posłużył się swoimi uczniami. To oni mieli Mu pomóc w rozdawaniu chleba, stając się bezpośrednio wykonawcami tego, co było wolą Bożą. Dzisiaj takim pośrednikiem jest Kościół. To we wspólnocie Kościoła, poprzez ręce kapłanów dokonuje się codzienne rozmnożenie chleba. To tutaj otrzymujemy odpuszczenie grzechów. Pamiętajmy o kapłanach i wspierajmy ich misję naszą modlitwą i współpracą.Panie, modlę się za Kościół, aby nigdy nie zabrakło w nim kapłanów, którzy będą tak jak apostołowie, narzędziem w przekazywaniu łaski, pomiędzy Bogiem a człowiekiem.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

****************

Bł. Rafała Chylińskiego

0,14 / 12,41

Idąc adwentową drogą Jezusa i słuchając Jego słów, zatrzymaj się na chwilę. Otwórz serce i swoje zmysły na działanie łaski z nieba. Pan mówi dziś do ciebie. Stań przed Nim ze wszystkimi bolączkami swego człowieczeństwa.

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Mateusza
(Mt 15, 29-37)

Jezus przyszedł nad Jezioro Galilejskie. Wszedł na górę i tam siedział. I przyszły do Niego wielkie tłumy, mając z sobą chromych, ułomnych, niewidomych, niemych i wielu innych, i położyli ich u nóg Jego, a On ich uzdrowił. Tłumy zdumiewały się widząc, że niemi mówią, ułomni są zdrowi, chromi chodzą, niewidomi widzą. I wielbiły Boga Izraela. Lecz Jezus przywołał swoich uczniów i rzekł: «Żal Mi tego tłumu! Już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. Nie chcę ich puścić zgłodniałych, żeby kto nie zasłabł w drodze». Na to rzekli Mu uczniowie: «Skąd tu na pustkowiu weźmiemy tyle chleba żeby nakarmić takie mnóstwo?» Jezus zapytał ich: «Ile macie chlebów?» Odpowiedzieli: «Siedem i parę rybek». Polecił ludowi usiąść na ziemi; wziął te siedem chlebów i ryby, i odmówiwszy dziękczynienie, połamał, dawał uczniom, uczniowie zaś tłumom. Jedli wszyscy do sytości, a pozostałych ułomków zebrano jeszcze siedem pełnych koszów.Jezus prowadzi ludzi do królestwa niebieskiego, a za nim idą chromi, ułomni, niewidomi i wielu innych, wśród nich także ty ze wszystkimi swoimi słabościami. Żebyś nie ustał w drodze, Jezus troszczy się o pokarm dla ciebie. Kiedyś wystarczyło kilka rybek i parę chlebów, żeby zaspokoić głód wielu. Dzisiaj wystarczy mała okruszyna białego chleba, który staje się podczas Mszy Najświętszym Ciałem samego Boga, żeby nakarmić i zaspokoić wszystkie pragnienia ludzkich serc.

Bycie blisko Jezusa, słuchanie Jego słowa, przyjmowanie działania łaski w sakramentach świętych uzdrawia ludzkie bolączki i choroby, nie tylko fizyczne, ale i duchowe. Głód serca zaspokaja On sam, dając siebie jako pokarm na życie wieczne.

Przyjdź do Jezusa, posłuchaj, co do ciebie mówi. Pozwól Mu uzdrowić się przez sakramenty święte, przede wszystkim przez spowiedź i przyjęcie komunii. Kiedy ostatnio się spowiadałeś? Kiedy ostatni raz przyjąłeś Pana w komunii świętej? Posłuchaj słów Jezusa i zacznij działać, byś mógł żyć pełnią życia.

Jezus przyszedł nad Jezioro Galilejskie. Wszedł na górę i tam siedział. I przyszły do Niego wielkie tłumy, mając z sobą chromych, ułomnych, niewidomych, niemych i wielu innych, i położyli ich u nóg Jego, a On ich uzdrowił. Tłumy zdumiewały się widząc, że niemi mówią, ułomni są zdrowi, chromi chodzą, niewidomi widzą. I wielbiły Boga Izraela. Lecz Jezus przywołał swoich uczniów i rzekł: «Żal Mi tego tłumu! Już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. Nie chcę ich puścić zgłodniałych, żeby kto nie zasłabł w drodze». Na to rzekli Mu uczniowie: «Skąd tu na pustkowiu weźmiemy tyle chleba żeby nakarmić takie mnóstwo?» Jezus zapytał ich: «Ile macie chlebów?» Odpowiedzieli: «Siedem i parę rybek». Polecił ludowi usiąść na ziemi; wziął te siedem chlebów i ryby, i odmówiwszy dziękczynienie, połamał, dawał uczniom, uczniowie zaś tłumom. Jedli wszyscy do sytości, a pozostałych ułomków zebrano jeszcze siedem pełnych koszów.

Zwróć się dziś do Boga z prośbą, aby uleczył boleści twej duszy i serca. Proś o łaskę przebaczenia grzechów. Pozwól, by napełnił cię swoją obecnością w komunii świętej.

Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu jak było na początku teraz i zawsze i na wieków wieków Amen.
****************

#Ewangelia:Miłość nigdy nie jest mała

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. shutterstock.com)

Jezus przyszedł nad Jezioro Galilejskie. Wszedł na górę i tam siedział. I przyszły do Niego wielkie tłumy, mając ze sobą chromych, ułomnych, niewidomych, niemych i wielu innych, i położyli ich u nóg Jego, a On ich uzdrowił.

 

Tłumy zdumiewały się widząc, że niemi mówią, ułomni są zdrowi, chromi chodzą, niewidomi widzą. I wielbiły Boga Izraela.

 

Lecz Jezus przywołał swoich uczniów i rzekł: “Żal Mi tego tłumu. Już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. Nie chcę ich puścić zgłodniałych, żeby kto nie zasłabł w drodze”. Na to rzekli Mu uczniowie: “Skąd tu na pustkowiu weźmiemy tyle chleba, żeby nakarmić takie mnóstwo?”.

 

Jezus zapytał ich: “Ile macie chlebów?” Odpowiedzieli: “Siedem i parę rybek”. Polecił ludowi usiąść na ziemi; wziął siedem chlebów i ryby, i odmówiwszy dziękczynienie, połamał, dawał uczniom, uczniowie zaś tłumom. Jedli wszyscy do sytości, a pozostałych ułomków zebrano jeszcze siedem pełnych koszów.

 

Przeczytaj komentarz:

 

Nikt z nas zapewne nie uzdrowi wielkiej liczby chromych, ułomnych, niewidomych czy niemych. Nikt z nas też zapewne nie nakarmi tłumu ludzi w jednej chwili. Możemy jednak zwyczajnie być z chorymi, pomagając im choćby obecnością. Możemy też dać choćby kawałek chleba jednemu głodnemu człowiekowi. To też będzie powód do wielbienia Boga. To będzie nasz konkretny udział w misji zbawczej Chrystusa.

 

Miłość nie jest wielka dopiero wtedy, gdy przejawia się spektakularnymi sukcesami. Miłość jest wielka już wtedy, gdy jest. I gdy jest prawdziwa (autentyczna). Coś takiego jak “mała miłość” nie istnieje.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2666,ewangeliamilosc-nigdy-nie-jest-mala.html

***************

Jezus fascynuje cudami – najbardziej Eucharystią!

2 grudnia 2015, autor: Krzysztof Osuch SJ

Wydarzenie opisane w ewangelii ma znaczeniowych warstw kilka. Jest tak pewno zawsze w Słowie Boga. Tym razem na pierwszym planie jest Jezus; są też tłumy urzeczone osobą Jezusa i zasłuchane w Niego tak bardzo, że mimo głodu (a przynajmniej „niedojedzenia”) trwają w Jego obecności. Zachowują się tak, jakby wystarczało im na Jezusa patrzeć, słuchać Go i czuć (czego każdy pragnie na dnie duszy do Boga skierowanej), jak są przenoszeni w „inny wymiar”, ponad i poza codzienność. Zachowują się tak, jakby to …oni, a nie Jezus, mówili swą postawą: Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych.

To prawda: „Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych” (Mt 4,4b). Jezus wie o tym najlepiej, jednak to właśnie On niejeden raz karmił głodnych, i to w sposób cudowny. Tym razem nakarmił około czterech tysięcy ludzi, mając do dyspozycji jedynie siedem chlebów i kilka rybek. Taki cud intryguje i fascynuje. I daje do myślenia. Wnioski nasuwają się same: Jezus jest Kimś Wyjątkowym! Warto Kogoś takiego słuchać i mieć z Nim kontakt. A gdyby tak zaprzyjaźnić się z Nim jeszcze serdeczniej?

„Gdy znowu wielki tłum był z Jezusem i nie mieli co jeść, przywołał do siebie uczniów i rzekł im: żal mi tego tłumu, bo już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. A jeśli ich puszczę zgłodniałych do domu, zasłabną w drodze; bo niektórzy z nich przyszli z daleka. Odpowiedzieli uczniowie: Skąd tu na pustkowiu będzie mógł ktoś nakarmić ich chlebem? Zapytał ich: Ile macie chlebów? Odpowiedzieli: Siedem. I polecił ludowi usiąść na ziemi. A wziąwszy siedem chlebów, odmówił dziękczynienie, połamał i dawał uczniom, aby je rozdzielali. I rozdali tłumowi. Mieli też kilka rybek. I nad tymi odmówił błogosławieństwo i polecił je rozdać. Jedli do sytości, a pozostałych ułomków zebrali siedem koszów. Było zaś około czterech tysięcy ludzi. Potem ich odprawił. Zaraz też wsiadł z uczniami do łodzi i przybył w okolice Dalmanuty” (Mk 8,1-10).

(Mt 15,29-37) – Ewangelia ze środy po I Niedzieli Adwentu:
Jezus przyszedł nad Jezioro Galilejskie. Wszedł na górę i tam siedział. I przyszły do Niego wielkie tłumy, mając z sobą chromych, ułomnych, niewidomych, niemych i wielu innych, i położyli ich u nóg Jego, a On ich uzdrowił. Tłumy zdumiewały się widząc, że niemi mówią, ułomni są zdrowi, chromi chodzą, niewidomi widzą. I wielbiły Boga Izraela. Lecz Jezus przywołał swoich uczniów i rzekł: Żal Mi tego tłumu! Już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. Nie chcę ich puścić zgłodniałych, żeby kto nie zasłabł w drodze. Na to rzekli Mu uczniowie: Skąd tu na pustkowiu weźmiemy tyle chleba żeby nakarmić takie mnóstwo? Jezus zapytał ich: Ile macie chlebów? Odpowiedzieli: Siedem i parę rybek. Polecił ludowi usiąść na ziemi; wziął siedem chlebów i ryby, i odmówiwszy dziękczynienie, połamał, dawał uczniom, uczniowie zaś tłumom. Jedli wszyscy do sytości, a pozostałych ułomków zebrano jeszcze siedem pełnych koszów.

Tyle cudów

Wydarzenie opisane w przytoczonej perykopie ma znaczeniowych warstw kilka. Jest tak pewno zawsze w Słowie Boga. Tym razem na pierwszym planie jest Jezus; są tłumy urzeczone osobą Jezusa i zasłuchane w Niego tak bardzo, że mimo głodu, a przynajmniej „niedojedzenia”, trwają w Jego obecności. Zachowują się tak, jakby wystarczało im na Jezusa patrzeć, słuchać Go i czuć zresztą zgodnie z pragnieniem obecnym na dnie duszy skierowanej do Boga – jak są przenoszeni w „inny wymiar”, ponad i poza codzienność. Zachowują się tak, jakby to …oni, a nie Jezus, mówili swą postawą: Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych.

Wiadomo, znali tę wielką zasadę życia już wierzący Starego Testamentu. To samo prawidło potwierdzi Jezus, gdy kuszony na pustyni zdemaskuje „dobre rady” kusiciela (por. Mt 4, 3-4). Teraz jednak widząc, że ludzie nie mają, co jeść przywołał do siebie uczniów i rzekł im: żal mi tego tłumu, bo już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. A jeśli ich puszczę zgłodniałych do domu, zasłabną w drodze; bo niektórzy z nich przyszli z daleka”.

– Jezus zna i troszczy się o wszystkie „wymiary” ludzkiego bytowania na ziemi. Żadnego nie pomija. Jego wrażliwość i troska są dogłębne i wszechstronne. Nie ogranicza się do deklaracji i słów współczucia. „Sięga” (czego nie uczynił dla siebie, gdy był głodny) po właściwą Boską Moc, by w cudowny sposób nakarmić parę tysięcy ludzi. Tylko Bóg potrafi karmić w taki sposób, prawie z niczego czy dosłownie z niczego. Myślę tu także o stwórczym dziele Boga, który w genialny i urzekający sposób „opatruje” i zaopatruje wszystko, co stworzył jako żyjące. W przyrodzie widać to na każdym kroku, a Psalmista pięknie to opisał (por. Ps 104).

  • W cudach Jezusa objawia się i daje nam ważne znaki Ktoś, kto stanowi prawa przyrody, a gdy trzeba (jeśli On tego zechce dla ważnych racji), z łatwością „wznosi się” ponad nie. Z manifestacją Boskości (Boskiej Mocy) mamy do czynienia w Ewangeliach wiele razy: na przykład gdy Jezus chodził po wodzie (por. Mt 14, 25), gdy jednym słowem uciszał burzę (por. Mk 4, 39) czy gdy w jednym momencie i jednym słowem przywracał wzrok niewidomemu (por. Mk 10, 52), czy też gdy czynił to w nieco dłuższym „procesie leczniczym” wobec niewidomego od urodzenia (por. J 9, 1-7). Takie działania, zawieszające” czy „obchodzące” skądinąd „twarde” prawa przyrody, nazywamy działaniami cudownymi, cudami.

Po co te cudy?

Po co Jezus dokonuje tych cudów? Na pewno nie dla taniego poklasku czy dla zdobycia politycznych wpływów w okupowanej Jerozolimie. Owszem, lud chciał pójść w tym kierunku i obwołać Go królem, ale Jezus był temu zdecydowanie przeciwny (por. J 6, 15). Jezus mierzył w inne cele! I dużo wyżej! Jezus dokonuje cudów dla (innych) ważnych powodów. Chodzi Mu zawsze o Boga – Jego chwałę („to” w rozważaniu pominę); i o człowieka – jego dobro, pojęte całościowo.

Jezus pragnie „najzwyczajniej” i najserdeczniej przyjść z pomocą zarówno pojedynczemu człowiekowi, jak też nieraz całej wielkiej rzeszy ludzi; tak jak w dzisiejszej perykopie. Jezus dobrze wie, jakie biedy i niedostatki doskwierają ludziom żyjącym na ziemi. Więc dlatego też, chciałoby się odnotować, pomaga na lewo i na prawo, dwoi się i troi. Jest oblegany. Rzadko znajduje wolny czas dla siebie. Modli się nocami i do dnia (por. Mk 1, 35). Zapotrzebowanie na Jego cudowne uzdrowienia było ogromne i nie miało końca (podobnie jak dziś w tylu modlitwach wstawienniczych, w czasie Eucharystii). – Z perspektywy czasu możemy powiedzieć, że intencją Jezusa nie było jednak to, by wszystkich uzdrowić, do wszystkich osobiście dotrzeć (za swego ziemskiego życia).

  • Jezusowi przyświecał jeszcze jeden wielki cel we wszystkich czynionych cudach. Będąc Wcielonym Bożym Synem, a zarazem oczekiwanym Mesjaszem-Zbawicielem, gorąco pragnął, by we wszystkich, z którymi się spotykał i którzy byli świadkami Jego cudów-znaków, wzbudzić wiarę w Jego Osobę, w Jego wyjątkową Misję, a także we wszystko, co miał do przekazania od Ojca na temat zarówno ludzkiej doczesności, jak powołania człowieka do wieczności.
  • Celem cudów zdziałanych przez Jezusa było (wtedy) i jest (nadal) to, by człowiek – najpierw zaintrygowany – zechciał z wielką uwagą i starannością wsłuchać się i przyjąć to, co Jezus mówi o wielkich planach Boga Ojca wobec ludzi! Jezus chce otworzyć serca ludzi na wielkie i wieczne dary Boga Ojca.

Oczywiście, jak widzieliśmy, Jezus bardzo poważnie traktował także „doczesny” i fizyczny głód tych ludzi, którzy Go słuchali. Innym razem (na poważnie) przejmował się trwogą Jego umiłowanych uczniów, żeglujących po wzburzonym Jeziorze. Jako miłujący Zbawiciel wchodził także w najgłębsze i dojmujące potrzeby ludzkich serc – przytłoczonych poczuciem winy i grzechu, smutkiem, rozpaczą, bezsensem. Znamienne jest i to, że Jezus przychodził z pomocą także, niejednokrotnie, wcale o to nie proszony! Właściwie całe Jego nauczanie było swoistym, a dokładniej miłosnym „narzucaniem się”, by podać jak na dłoni pomoc i ostateczne odpowiedzi na dramatyzm i tragizm ludzkiej egzystencji!

Przybliżyć Ojca i Wieczność

W świetle całego Objawienia i całego życia Jezusa wiemy, że nie chce On być postrzegany jako jakiś fantastyczny „łatacz dziur” w naszym biednym świecie – pełnym potrzeb i zagrożeń. I również nie obiecuje, że stworzy raj …na ziemi (to inni, ludzie, umysły owładnięte jakąś często „totalitarną” ideą – składały takie obietnice i wiele dla nich wytoczyły krwi, zwykle cudzej). Otarcie wszystkich łez Jezus owszem obiecuje – w swoich Błogosławieństwach (Łk 6, 20 nn), a także w Apokalipsie św. Jana (21, 4) – ale to wszystko (zasadniczo) w innym wymiarze, w Domu Ojca. Po przekroczeniu granicy śmierci.

Jezus ma zatem wobec nas ludzi Misję nieskończenie większą i poważniejszą niż przyniesienie odrobiny ulgi w różnych ziemskich cierpieniach i niedostatkach! Oczywiście, sam Jezus to także czynił i potężnie zmotywował (por. Mt 25, 31-46) wszystkich swoich wyznawców, by niestrudzenie służyli ubogim, sponiewieranym, skrzywdzonym (por. Łk 10, 33 nn). Cała działalność charytatywna Kościoła (choćby Caritasu w świecie) to potwierdza. Jednak Jezus przychodzi po to przede wszystkim, by w sposób wiarygodny i fascynujący wręczyć swym umiłowanym braciom i siostrom zaproszenia do wiecznego życia w Domu Ojca. Kościół, idący przez wieki, ma w swoim „statucie” dokładnie to samo. Temu służy pierwszoplanowo (wielu chciałoby wyznaczyć mu zadania jedynie charytatywne; to słuszne i piękne, ale zdecydowanie za mało).

Nasza pozytywna odpowiedź na Jezusowe zaproszenia i karty wstępu do Domu Ojca – raduje Jezusa bardzo. A gdy odpowiedzi są negatywne – to On płacze (por. Łk 19, 41). Wielki „ogrojcowy smutek” (por. Mt 26, 38) zadajemy Jezusowi, gdy lekceważymy dawane przez Niego potężne znaki (w tym cudy), uwiarygodniające Jego Osobę i Misję!

  • Tak, Jezus nie jest szarlatanem, nie wziął się znikąd, ale przyszedł od Ojca (por. J 5, 43), na przedłużeniu przez wieki dawanych i ponawianych obietnic i proroctw dotyczących Jego Osoby (por. cały rozdział 8. u św. Jana). On widząc nas nie tylko cierpiących, ale i toczonych przez duchowy nowotwór o nazwie podejrzliwość i nieufność wobec Boga Stwórcy, cierpliwie perswadował, że można Mu rozumnie uwierzyć, zawierzyć i zaufać „na przepadłe”.
  • Zechciejmy się uradować tym, że i nas Jezus pragnie pobudzić swymi wielkimi cudami-znakami do niezachwianej wiary wobec Jego Osoby, i do niewzruszonej ufności wobec Niego. Nasza wiara i ufność – wtedy i dziś – są warunkiem tego, by Jezus mógł nas obdarować darami, które przekraczają czas, doczesność i nasze najśmielsze wyobrażenia o szczęściu i spełnieniu.

„Trzecie dno”: Eucharystia

W rozważanym słowie Bożym jest jeszcze jeden sens – niejako „trzecie dno” znaczeniowe. Co nim jest? Sądzę, że bezcenny dar Eucharystii (por. J 6, 1-15. 23-71, właściwie cały rozdział!).

Poprzez cudy rozmnożenia chleba Jezus zmierza do tego, aby stopniowo „oswoić” swoich uczniów i wyznawców wszystkich wieków z absolutnym cudem, jakim jest Eucharystia! Eucharystia jest darem tak wielkim i tak daleko idącym, że domaga się inicjacji, czyli stopniowego odsłonięcia, co ona tak naprawdę oznacza… W pierwotnym Kościele w wieloetapowym procesie stopniowo podprowadzono do największego Skarbu i Tajemnicy Kościoła! Sanctissimum chroniono przed potraktowaniem głupim, topornym i prymitywnym.

W Najśw. Ofierze i w Uczcie – po raz pierwszy sprawowanej przez Jezusa w Wieczerniku – dzieje się nasze zbawienie. A zwieńczeniem i dopełnieniem tegoż zbawienia jest Komunia Święta, czyli przyjęcie Jezusa – aż na sposób „spożywania” – pod postacią Chleba i Wina. W darze Eucharystii mówi nam Jezus, że najgłębsza dynamika Miłości Boskich Osób jest właśnie taka, iż dąży do włączenia nas – ubogie stworzenia – w wieczne Życie Boga.

  • Tylko Bóg mógł „wymyślić” ten szokujący i zbijający z tropu (zmysły i intelekt) sposób rozpoczęcia przygody włączania nas w życie samego Boga; włączania poprzez pełne wiary i miłości pożywanie Ciała i Krwi Pańskiej.
  • Bóg Ojciec, czyniąc nam dar Syna Wcielonego i (jeśli wolno tak powiedzieć) także swego Syna „wchlebionego” (co za szczyt pokory Boga – dającego Siebie; i szczyt pokory człowieka – przyjmującego Dar!), daje nam jednocześnie (by tak rzec) „twardy” i dotykalny zadatek i mocną rękojmię przyszłego i (dopiero w Niebie) doskonałego zjednoczenia z Bogiem, które przebóstwia.

Kilka ważnych pytań

Czy w naszej codzienności, a przynajmniej w niedzielę, staramy się być otwarci na największe dary Boga? Czy już choć trochę pojmujemy, a przynajmniej przeczuwamy „zmysłem” wiary ogrom Daru, jakim jest Eucharystia? Czy pielęgnujemy żywą wiarę i zaufanie wobec niebotycznych obietnic Jezusa? Czy pozwalamy Bogu żywić wobec nas wielkie pragnienia, czy raczej przeciw nim, jawnie lub skrycie, protestujemy, powątpiewamy? Czy ufnie i wielkodusznie przyzwalamy, by Bóg obdarował nas Sobą tak jak On tego pragnie w Swej Boskiej Miłości? Jak często i świadomie wchodzimy w olśniewającą perspektywę Bożych obdarowań? Jak się to przekłada na nasze dziękczynienia po Mszy św., na postawy pełne szacunku (kiedyś normą było przyjmowanie Jezusa na klęcząco, dziś trzeba odwagi – tu i ówdzie – by swą miłość i szacunek okazać postawą klęczącą. To oczywiście symptomatyczny „detal”, głębia wiary i szacunku zawsze rodzi się i jest przeżywana w sercu).

Żydom – świadkom wielkich oznak mocy Jezusa – marzyło się tylko tyle, by Jezus dał się obwołać jako ich doczesny król, który dostarczy im chleba doczesnego. Im, rzec można, marzyła się manna z nieba (taki rodzaj powtórki z historii: z wędrówki przez pustynię); tymczasem Jezus chciał im zaofiarować dar nieskończenie większy i wspanialszy. Nam oczywiście też. Tak o tym Darze mówił:

„Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale dopiero Ojciec mój da wam prawdziwy chleb z nieba. Albowiem chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje światu. Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie” (J 6, 32. 35).

Eucharystia = Miłość

Trzeba przyznać, że także my chrześcijanie, choćby najbardziej wierzący, z trudem i poniekąd po omacku poruszamy się w świecie Eucharystii. Niech zatem pewną pomocą w „rozumieniu” Eucharystii i otwierania się na „to” wszystko, co ona zawiera, będą słowa Jezusa, skierowane do Gabrieli Bossis, w Wielki Czwartek, 14 kwietnia 1949 roku:

– „Bądź blisko Mnie. To dzień mojej wielkiej miłości. Obchodź jego rocznicę na swój najprostszy i najserdeczniejszy sposób. Dostrzegaj przede wszystkim miłość. Dawaj przede wszystkim miłość. Szukaj przede wszystkim miłości, a będziesz taką, jaką cię pragnę. Moja biedna córeczko, wszystko inne jest niczym! Czy tego nie czujesz? Daj to odczuć innym, a będziesz postępować naprzód po swej drodze apostolstwa. Jakaż to byłaby dla Mnie radość, gdyby wszystkie wasze chwile były chwilami miłości! Byłaby to bardzo pobożna odpowiedź na moje życie ziemskie. Widzisz, nie mogę ci dziś mówić o niczym innym. Czy myślałaś czasem o ciężarze miłości, który doprowadził Mnie do ustanowienia Sakramentu Eucharystii: tego ścisłego zjednoczenia wewnętrznego i zewnętrznego? Płonąłem chęcią przebywania z wami, pozostania w waszym posiadaniu aż do ostatniego dnia, bycia jakby waszą rzeczą braną, spożywaną i pitą. Chciałem być zamknięty w waszych kościołach, oczekiwać was tam, słuchać was tam, pocieszać was tam w najściślejszym zjednoczeniu. Czy nie powinniście kochać Mnie za to odrobinę więcej? Jakiego języka mam użyć by dać się wam zrozumieć? Jeżeli twoja wiara nie jest dość silna, by znaleźć gorące słowa, proś Mnie bym to Ja mówił o tobie, Ja sam do Siebie samego. Umieść swoje serce pomiędzy moimi palcami jak nastrojoną i napiętą harfę. Wydobędę z niej dźwięki, których harmonia zachwyci ziemię i niebo. Czy chcesz być tym instrumentem?” – Tak, Panie mój, z jakąż radością! – „I razem będziemy śpiewać na ten sam ton: ‘Ojcze składamy Ci dzięki za to, że dzień ten się narodził’. Będziesz powtarzała, jak biedne dziecko, które uczy się alfabetu miłości” (ON i ja, tom III, nr 228).

  • Tak już jest, że gdy Jezus mówi o Niebie, to my ludzie często myślimy (tylko) o „chlebie”.
  • Bywa i gorzej, żądamy, jak ci z Ewangelii, ciągle nowych znaków, które jeszcze raz i jeszcze bardziej uwiarygodniłyby wspaniały Jezusowy Dar – przecież już tu i teraz hojnie rozdawany, nam będącym w drodze do wiecznej Uczty w Niebie.
  • Nie powinniśmy żądać od Jezusa coraz to nowych i jeszcze większych cudów-znaków. Raczej winniśmy z większą uwagą patrzeć na znane nam czyny Jezusa i pojmować ich głębszy sens – aż po „trzecie dno”.
  • Obyśmy z większą uważnością słuchali (niby to) dobrze znanych słów Jezusa, a pojmując je głębiej, przeczuwali Boską Dal, która stoi przed nami otworem i czeka na nas. Odgradza nas od niej jedynie cienka ścianka obecnego życia. Jakże łatwo ją obalić. Życie jest takie kruche.

http://osuch.sj.deon.pl/2015/12/02/jezus-fascynuje-cudami-najbardziej-eucharystia/

Krzysztof Osuch SJ pisze:

2 grudnia 2014 o 23:52

Orędzie Matki Bożej z 2 grudnia 2014, Medziugorje
„Drogie dzieci!
Zapamiętajcie, mówię wam, miłość zwycięży. Wiem, że wielu z was traci nadzieję widząc wokół siebie cierpienie, ból, zazdrość, zawiść… Ale ja jestem waszą Matką. Jestem w Królestwie lecz również tutaj z wami. Mój Syn ponownie posyła mnie, abym wam pomogła. Dlatego więc nie traćcie nadziei, lecz naśladujcie mnie, gdyż zwycięstwo mojego serca jest w imieniu Bożym. Mój umiłowany Syn myśli o was tak jak zawsze myślał. Wierzcie Jemu i żyjcie Nim. On jest życiem świata. Moje dzieci, życie moim Synem oznacza życie Ewangelią. To nie jest łatwe. To oznacza miłość, wybaczenie i ofiarę. To oczyszcza i otwiera Królestwa. Pomoże wam szczera modlitwa, która nie zawiera się w słowach, lecz jest sercem wypowiadana. Podobnie jak post, który oznacza miłość, wybaczenie i ofiarę. Dlatego więc nie traćcie nadziei, lecz naśladujcie mnie. Ponownie proszę was byście modlili się za swoich pasterzy, by zawsze wpatrywali się w mojego Syna, który był pierwszym Pasterzem świata i którego Rodzina była całym światem. Dziękuję wam.”

**************

WSPÓŁCZUCIE

by Grzegorz Kramer SJ

„Panie pomóż, Panie zrób, Panie zmień”. To częste zwroty w naszych modlitwach, podobnie jak w tej Ewangelii. Jezus widzi problem, któremu trzeba zaradzić, apostołowie widzą ten sam problem i nim wezmą się do rozwiązywania trudnej sytuacji, w swojej racjonalności tworzą kolejny. To taki trudny moment w naszym towarzyszeniu Jezusowi, kiedy stajemy przed sytuacją graniczną, trudną. Zderzają się wtedy nasza pragmatyczność, która jest dobra i potrzebna, z zaufaniem Bogu. Wpadanie w jedną czy drugą skrajność jest złe. Trzeba nam sobie znów przypominać, że prawdziwe rozwiązanie jest pośrodku i ten środek musimy sami znaleźć.

Próbujmy dziś wyłapywać takie sytuacje, w których mamy tendencje do skrajności. Po co? By zmierzyć się z nimi i próbować przeżywać je właśnie w postawie środka.

Cała ta scena pokazuje nam kolejną ważną cechę Jezusa. Współczucie. Ktoś powie, że dobrze mówić o współczuciu, kiedy ci wszyscy ludzie byli świadkami cudu. Prawda zapewne jest taka, że z tych kilku tysięcy ludzi świadomość cudu miała zapewne mała garstka ludzi z przodu. Reszta jadała zwykłe jedzenie, które im ktoś podstawił pod nos. Trzeba chcieć dostrzec cud i to, że Bóg jest współczujący w twoim życiu.

Jeszcze jedna sprawa, do której chciałbym nas zachęcić, to wdzięczność za drugiego człowieka. Ludzie z Ewangelii najedli się do sytości. Udał się cud Jezusowi, bo ludzie ze sobą współpracowali. Domyślam się, że przynajmniej na początku musiało to wymagać od nich wiele zaparcia się siebie. Zapewne byli głodni, a człowiek wtedy myśli o sobie, jednak oni się dzielili.

Wokół nas jest wielu dobrych ludzi, którzy mówią dobre rzeczy, którzy nas słuchają, darmo się uśmiechają i dają chleb. Przypominajmy sobie dziś ich imiona i dużo o nich mówmy Bogu, z wdzięcznością.

http://kramer.blog.deon.pl/2015/12/02/wspolczucie/

*****************

Katechizm Kościoła Katolickiego
§ 1402-1405

Nasz chleb na pustyni. Eucharystia – „zadatek przyszłej chwały”
 

Jeśli Eucharystia jest pamiątką Paschy Pana, jeśli przyjmując Komunię z ołtarza, otrzymujemy “obfite błogosławieństwo i łaskę” (Kanon Rzymski) , to Eucharystia jest także zapoczątkowaniem niebieskiej. Podczas Ostatniej Wieczerzy sam Pan zwrócił uwagę uczniów na spełnienie się Paschy w Królestwie Bożym: „Powiadam wam: Odtąd nie będę już pił z tego owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić go będę z wami nowy, w Królestwie Ojca mojego” (Mt 26, 29). Za każdym razem, gdy Kościół celebruje Eucharystię, przypomina sobie tę obietnicę, a jego wzrok kieruje się do Tego, „Który przychodzi (Ap l, 4). Woła on w modlitwie o to przyjście Pana: „Maranatha!” (1 Kor 16, 22), „Przyjdź, Panie Jezu!” (Ap 22, 671 20); „Niech przyjdzie Twoja łaska, a przeminie ten świat!” (Didache) .

Kościół wie, że już teraz Pan przychodzi w Eucharystii, i przez nią jest obecny pośród nas. Jednak ta Jego obecność jest zakryta. Dlatego sprawujemy Eucharystię, „oczekując obiecanej nagrody i przyjścia naszego ZbawicielaJezusa Chrystusa” (Tt 2,13) i prosząc, byśmy mogli „wiecznie radować się Twoją chwałą, gdy otrzesz z naszych oczu wszelką łzę, bo widząc Ciebie, Boże, jaki jesteś, przez wszystkie wieki będziemy do Ciebie podobni i chwalić Cię będziemy bez końca przez naszego Pana Jezusa Chrystusa” (III Modlitwa eucharystyczna).

Nie mamy pewniejszego zadatku i wyraźniejszego znaku wielkiej nadziei na nowe niebo i nową ziemię, w której zamieszka sprawiedliwość, niż Eucharystia. Istotnie, ile razy celebruje się to misterium, „dokonuje się dzieło naszego odkupienia” (Lumen gentium, 3) i „łamiemy jeden chleb, który jest pokarmem nieśmiertelności, lekarstwem pozwalającym nam nie umierać, lecz żyć wiecznie w Jezusie Chrystusie” ( Św. Ignacy Antiocheński).

https://mail.google.com/mail/u/0/?tab=wm#inbox/1516026800245a84

****************

Chleb, który daje nam Bóg (2 grudnia 2015)

  • przez PSPO
  • 1 grudnia 2015

chleb-ktory-daje-nam-bog-komentarz-liturgiczny

Jezus przyszedł nad Jezioro Galilejskie. Wszedł na górę i tam siedział. I przyszły do Niego wielkie tłumy, mając z sobą chromych, ułomnych, niewidomych, niemych i wielu innych, i położyli ich u nóg Jego, a On ich uzdrowił. Tłumy zdumiewały się widząc, że niemi mówią, ułomni są zdrowi, chromi chodzą, niewidomi widzą. I wielbiły Boga Izraela. Lecz Jezus przywołał swoich uczniów i rzekł: «Żal Mi tego tłumu! Już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. Nie chcę ich puścić zgłodniałych, żeby kto nie zasłabł w drodze». Na to rzekli Mu uczniowie: «Skąd tu na pustkowiu weźmiemy tyle chleba żeby nakarmić takie mnóstwo?» Jezus zapytał ich: «Ile macie chlebów?» Odpowiedzieli: «Siedem i parę rybek». Polecił ludowi usiąść na ziemi; wziął te siedem chlebów i ryby, i odmówiwszy dziękczynienie, połamał, dawał uczniom, uczniowie zaś tłumom. Jedli wszyscy do sytości, a pozostałych ułomków zebrano jeszcze siedem pełnych koszów. (Z 15. rozdz. Ewangelii wg św. Mateusza)

 

Dzisiejsza Ewangelia dopowiada nam wczorajsze przesłanie. Była wówczas mowa o tym, by naśladować Jezusa w Jego umiłowaniu woli Ojca. Dzisiaj czytamy o tym, że Zbawiciel dodaje sił tym, którzy, jak ów słuchający Go tłum, są gotowi podjąć Jego wezwanie. Czym umacnia swoich uczniów Jezus? Pomimo tego, że jesteśmy na pustkowiu, że czasami trudno nam zachować wiarę, nadzieję, a nawet miłość, to On zastawia dla nas stół Eucharystyczny i daje nam swoje Ciało i swoją Krew.

Dzisiejsze czytania liturgiczne: Iz 25, 6-10a; Mt 15, 29-37

Także i dziś Jezus mówi o nas: „Nie chcę ich puścić zgłodniałych, żeby kto nie zasłabł w drodze”. Cóż zatem? Chodźmy na Mszę! Spożywajmy Pokarm, który daje życie wieczne!

Szymon Hiżycki OSB | Modlitwa Jezusowa

http://ps-po.pl/2015/12/01/chleb-ktory-daje-nam-bog-2-grudnia-2015/

_______________________________________________________________________________________________________

Świętych Obcowanie

_______________________________________________________________________________________________________

 

2 grudnia

 

Błogosławiony Rafał Chyliński Błogosławiony Rafał Chyliński, prezbiter
Błogosławiony Jan Rusbroch Błogosławiony Jan Rusbroch, prezbiter
Błogosławiony Karol de Foucauld Błogosławiony Karol de Foucauld, prezbiter
Koronacja św. Blanki i Ludwika VIII, króla Francji Święta Blanka Kastylijska
Błogosławiona Maria Aniela Astorch Błogosławiona Maria Aniela Astorch, dziewica

 

 

Ponadto dziś także w Martyrologium:

W Rzymie – św. Pimena, męczennika. Należał zapewne do jednej z wczesnych generacji chrześcijańskich i prawdopodobnie był kapłanem. Pochowano go na cmentarzu Poncjana przy drodze do Porto. Jego wczesny kult potwierdziły badania archeologów.

W Akwilei, we Włoszech – św. Chromacjusza, biskupa. Był przyjacielem Hieronima i Rufina, którzy dedykowali mu swe dzieła. Utrzymywał także łączność z Janem Chryzostomem, a potem pisał do cesarza w jego obronie. Pozostawił po sobie drobne pisma. Zmarł około roku 408.

oraz:

św. Bibiany, dziewicy i męczennicy (+ III w.); św. Sylwana, biskupa (+ V w.); św. Sylweriusza, papieża i męczennika (+ 537)

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/12-02.php3

 

_______________________________________________________________________________________________________

To warto przeczytać

_______________________________________________________________________________________________________

 

Logika Boga, czyli najważniejsze wydarzenie 2015 roku

Kasper Kaproń OFM

Kasper Kaproń OFM

(fot. facebook.com/Tv2000it)

W ten oto sposób dokonało się przewartościowanie: peryferie świata stały się jego centrum, a najważniejsze światowe centra stały się peryferiami. Podobnie jak to miało miejsce w noc Bożego Narodzenia.

 

Gdybyśmy przeprowadzali uliczną sondę i przypadkowo spotkanym ludziom postawili pytanie: “jakie było najważniejsze wydarzenie kończącego się 2015 roku”, to w zależności od miejsca na kuli ziemskiej z pewnością różne otrzymalibyśmy odpowiedzi.

 

Mieszkańcy Warszawy, Krakowa lub innego z polskich miast i miejscowości wskazaliby na zmianę w pałacu prezydenckim lub też wybory parlamentarne i zmianę rządzącej partii. Spora część zachodniego świata mówiłaby o styczniowym zamachu na redakcję Charlie Hebdo i o listopadowej serii ataków terrorystycznych w centrum Paryża.

 

Ekonomiści być może zwróciliby uwagę na kryzys w strefy euro i referendum w Grecji. Miłośnicy kina w Polsce z przypomnieliby o Oskarowym zwycięstwie dramatu “Ida” w reżyserii Pawła Pawlikowskiego w kategorii najlepszego filmu nieanglojęzycznego.

 

Tymczasem wczoraj miejscowość o nazwie Bangui, o którą daremnie pytalibyśmy wielu europejskich nauczycieli geografii (nie mówiąc o przeciętnych mieszkańcach Starego Kontynentu), stała się duchową stolicą świata. To właśnie tam, w stolicy jednego z najuboższych państw na świecie – jakim jest Republika Środkowej Afryki, kraj dotkliwie cierpiący na skutek trwającej już od kilku lat wojny domowej – papież Franciszek otworzył Drzwi Święte, antycypując inaugurację Nadzwyczajnego Roku Świętego – Jubileuszu Miłosierdzia.

 

Dzięki bezpośredniej internetowej transmisji Watykańskiego Centrum Telewizyjnego mogłem oglądać to wydarzenie, całkowicie pominięte przez wielkie stacje telewizyjne. Trudno się zresztą temu dziwić. Miało ono miejsce nie w Paryżu, w Nowym Jorku czy w Londynie lecz w zapomnianym miejscu na kuli ziemskiej.

 

 

I choć giną tam codziennie niewinne osoby, to przecież nikt ku ich pamięci nie organizuje marszów protestu. Bogaty zachodni świat zajęty jest swoimi sprawami. Ale to właśnie to miejsce stało się znakiem dla świata, że jedyną nadzieją dla nas wszystkich i jedyną skuteczną odpowiedzią na wojnę i terroryzm jest nieskończone Boże Miłosierdzie.

 

W ten oto sposób dokonało się przewartościowanie: peryferie świata stały się jego centrum, a najważniejsze światowe centra stały się peryferiami. Podobnie jak to miało miejsce w noc Bożego Narodzenia, gdy najważniejszym miejscem na ziemi stała się stajnia w peryferyjnym Betlejem, a Rzym cesarzy powoli zaczął upadać niszczony swoim pozornym bogactwem.

 

Oto logika Boga, który przychodzi do nas ze swoim Miłosierdziem. Jest to “miłosierdzie z pokolenia na pokolenie nad tymi, co się Go boją. Rozprasza pyszniących się zamysłami serc swoich; strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych…”.

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,2233,logika-boga-czyli-najwazniejsze-wydarzenie-2015-roku.html

************

 

STAMTĄD WSZYSTKO WIDZI SIĘ LEPIEJ
STAMTĄD WSZYSTKO WIDZI SIĘ LEPIEJ
Polski Kościół w oczach misjonarza Boliwii

 

Kasper Mariusz Kaproń OFM

Ta książka jest jak rekolekcje. Ujmuje czytelnika za rękę i prowadzi w ślad za franciszkaninem przez Boliwię do Boga. Ta książka to przewodnik po ludzkim życiu, po codziennym naszym ziemskim pielgrzymowaniu…
(ze Wstępu)

To nie są wspomnienia z folklorystycznej podróży po Boliwii, choć nie brak tu egzotyki i ciekawych obserwacji na temat duszpasterstwa w dżungli. Raczej zobaczysz jak taki dystans przeobraził widzenie rodzimego polskiego Kościoła. Znany duszpasterz i publicysta pozwala pouczyć się w dalekim kraju o tym, co nieustannie frapuje go w domu, u siebie, u nas, i daje temu wyraz w tekstach wysyłanych do przyjaciół w kraju. Powstał w ten sposób niezwykły zapis wewnętrznej przemiany pod wpływem misyjnego trudu.

**************

SIEDEM TWOICH WTAJEMNICZEŃ

okladka

Niniejsza książka to refleksja nad tajemnicą i sensem sakramentów oraz ich znaczeniem dla życia chrześcijanina. Autor stara się w sposób zrozumiały dla współczesnego czytelnika wnikać w głębię każdego z siedmiu sakramentalnych znaków obecności Boga w naszym życiu.

http://e.wydawnictwowam.pl/tyt,20827,Siedem-twoich-wtajemniczen.htm

************

Największe błędy w rachunku sumienia

Piotr Jordan Śliwiński OFMCap

Po co robić rachunek sumienia? Dlaczego ta nazwa jest bardzo niefortunna? Jak go robić? I przede wszystkim – czego nie robić w jego trakcie, żeby się jeszcze bardziej nie pogubić? – na pyatnia odpowiada Piotr Jordan Śliwiński OFMCap.

 

https://youtu.be/AQTx9putFMY

7 grzechów głównych spowiedzi to nasza propozycja dla wszystkich, którzy mają problem z tym sakramentem. Już niedługo na DEON.pl opublikujemy cykl wideo z udziałem ojca Piotra Jordana Śliwińskiego OFMCap, w którym kapucyn odpowie na najbardziej nurtujące pytania dotycząe sakramentu pojednania.

 

Poznaj naszego eksperta:

 

https://youtu.be/fJ697leNvJY
http://www.deon.pl/religia/rekolekcje-adwentowe/adwent-2015/grzechy-glowne-spowiedzi/art,2,najwieksze-bledy-w-rachunku-sumienia.html
**********************

Pokolenie Bataclan?

Dominik Jarczewski OP

(fot. kasa Voom / flickr.com)

Jeżeli jest coś prawdziwego w diagnozie pokolenia Bataclan, to jest to zapewne obraz pewnej pustki. Pewnego zawodu – pisze dwa tygodnie po zamachach w Paryżu Dominik Jarczewski OP.

 

Od paryskich zamachów minęły dwa tygodnie. Gdyby nie to, że właśnie rozpoczyna się szczyt klimatyczny i w związku z obecnością w mieście przywódców państw z całego świata środki ostrożności zostały podniesione do maksimum, można by powiedzieć, że miasto powoli wraca do normy.

 

Oczywiście tę normę należy opatrzyć porządnym cudzysłowem. W większości dużych sklepów wciąż trzeba się liczyć z rewizją przy wejściu. Podobnie jest w teatrach, kinach i muzeach. Na ulicach wciąż dużo wojska. Kontrola legitymacji przy wejściu na teren uczelni już nie wystarcza. Wykładowcy, podobnie jak organizatorzy wszelkich spotkań i konferencji (nie tylko uczelniabych), zobowiązani są przygotować i dostarczyć właściwym organom listę uczestników. Niby więc miasto żyje na nowo swoim życiem, a jednak nie do końca. Przecina je sieć niewidzialnych barier i okopów. Nie wszędzie wejdziesz. Nie wszystko zobaczysz.

 


 

Dwa tygodnie od zamachu te ograniczenia coraz bardziej zaczynają doskwierać mieszkańcom. Zakaz zgromadzeń i manifestacji pokrzyżował plany ekologom w związku ze szczytem klimatycznym. Owocem tego zakazu stała się niezwykle poruszająca i chyba o wiele bardziej znacząca od normalnej – “manifestacja butów”. Na placu Republiki stanął w niedzielę “tłum butów” – reprezentujących uczestników niedoszłej manifestacji. Nie trudno nabudować na tym i głębszą interpretację: jeśli solidarnie nie weźmiemy odpowiedzialności za naszą planetę, gotujemy sobie zagładę. Manifestacja piękna, choć nie wiem, czy do Polski dotarła też wiadomość, że mimo zakazów ostatecznie ekolodzy, na przekór normom bezpieczeństwa i poświęceniu tysięcy policjantów i żołnierzy zabezpieczających szczyt, postanowili i tak protestować na ulicy. Skończyło się rozpędzeniem manifestantów z użyciem gazu łzawiącego…

 


 

W przemówieniu zaraz po zamachach, prezydent François Hollande wypowiedział wojnę Państwu Islamskiemu. Towarzyszył temu bezprecedensowy program zaostrzenia polityki migracyjnej i ograniczenia swobód obywatelskich. Dość zauważyć, że propozycje lewicowego prezydenta momentami wykraczały poza krytykowane do niedawna radykalne postulaty Frontu Narodowego Marine Le Pen. Czysta pragmatyka? Być może. Raczej skuteczna: nawet po zamachu na redakcję Charlie Hebdo w styczniu, choć wówczas rekordowo niskie poparcie lewicy nieco wzrosło, nikt na poważnie nie brał możliwości reelekcji Hollande’a. Dziś pojawiają się w prasie komentarze, że może nie jest to aż tak niemożliwy scenariusz.

 

Mnie w tym wszystkim niepokoi natomiast co innego. Całkowicie zgadzam się z tym, że wobec terroryzmu, przestępczości i przemocy państwo powinno podjąć konieczne i odpowiednie środki zarówno prewencyjne, jak i karne. Tyle tylko, że to nie jest żadna wojna, ale normalne standardy funkcjonowania niepodległego kraju (mam nadzieję, że cały czas rozumiemy wojnę jako coś nadzwyczajnego, a nie naturalny stan rzeczy). Retorycznie, owszem, słowo “wojna” przynosi odpowiedni efekt. Tyle tylko, że za słowami idzie myślenie. Idzie i idzie, i nie rzadko zawodzi na manowce. Łatwo przebrać tu miarę.

 

Kolejnym powodem, dla którego określenie odpowiedzi Francji jako wojny, nie jest szczęśliwe, jest to, że wpisuje się w podsuwany wprawdzie przez dżihadystów, jednak fałszywy obraz rzeczywistości. Wbrew nazwie Państwo Islamskie nie jest żadnym państwem. Nie jest również żadnym ruchem niepodległościowym. To nie IRA, ETA czy Hamas, które, abstrahując od metod, którymi się posługiwały/posługują, u swoich źródeł miały/mają tak bliskie europejskiemu duchowi pragnienie niepodległości (odkładam tu na bok całą dyskusję o słuszności, możliwości i ocenie takiego projektu – zależy mi na warstwie emocjonalnej, bo taki jest głównie odbiór nas – laików). Nic z tych rzeczy. Mówimy o organizacji terrorystycznej, która żeruje nie tylko na zwalczaniu przeciwników politycznych, ale również na biedzie i niesprawiedliwości zadawanej “obywatelom” podległych jej terenów. Choć pewnie każda analogia będzie obarczona sporym błędem, w naszym zachodnich kategoriach bliżej byłoby tu już do mafii niż bojówek tej czy innej ideologii. Zastrzegam, że piszę tu w niesamowitym uproszczeniu, które zakrawa o zafałszowywanie rzeczywistości. Jeśli jakiś z niego pożytek, to przede wszystkim odkłamania nieco tych z naszych wyobrażeń, do których prowadzić może wojenny dyskurs prezydenta V Republiki.

 


 

Ta narracja wojenna, jak się okazuje, nie była jednorazowym pomysłem. Znalazła swoją kontynuację w ostatni piątek w czasie narodowego hołdu ofiarom zamachów. Znaczące było jego miejsce – Pałac Inwalidów, zarezerwowany dotychczas dla uroczystości wojskowych. Przesłanie było jednoznaczne: zamordowani odebrali hołd wojskowy. I tu pojawia się dla mnie pewien dysonans. Jak najbardziej szanuję ofiary i ich rodziny, o czym pisałem już bezpośrednio po zamachach. I właśnie w imię tego szacunku jestem przeciwny traktowaniu ich jako bohaterów narodowych. Z tego prostego powodu, że żadnymi bohaterami nie byli. I niczego to im nie ujmuje!

 

W sposób całkowicie naturalny psychika jednostki i społeczeństwa (kultura) opiera się gwałtowi absurdu. Stąd zawsze szukać będzie jakiejś racjonalizacji, objęcia bezsensu obręczą symbolu. Tylko, że nie zawsze tak się da, natomiast bardzo często przyniesie to więcej szkody niż pociechy. Można szukać jakiejś motywacji dla zabójców. W styczniu było jeszcze w miarę prosto: dziennikarze zginęli za bluźnierstwo, a Żydzi za politykę Izraela – jakkolwiek idiotycznie by to brzmiało. A za co zginęły ofiary 13 listopada? Za to, że się bawiły korzystając z wolnego czasu? Że swoim zachowaniem wyrażały wartości cywilizacji zachodniej? Przecież udział w koncercie czy wypicie piwa z przyjaciółmi nie jest jakimś objawem szlachetności ducha. Jest zwyczajną, niepotrzebującą dodatkowej motywacji chęcią spędzenia wolnego czasu. Doszukiwanie się tu czegoś więcej to absurd. Możemy szukać wytłumaczenia, czym ci biedni ludzie zawinili. Nie znajdziemy jednak żadnej rozsądnej odpowiedzi. Co więcej, wchodząc w taką logikę, pójdziemy całkowicie po myśli terrorystów, którym nasza winna bezradność tylko na rękę. Zamiast walczyć z przestępcami, będziemy w imię politycznej poprawności pytać, czy może nasze życie kogoś nie prowokuje do przemocy i bić się w piersi. Dlatego powtórzę jeszcze raz – brutalnie. Tu nie chodziło o żaden symbol. Chodziło o to, żeby zamordować jak najwięcej osób.

 


 

Tymczasem już 3 dni po straszliwej tragedii, lewicowy dziennik Libération ogłosił narodziny “pokolenia Bataclan”. Muszę przyznać, że zawsze, kiedy słyszę o narodzinach jakiegoś nowego pokolenia, towarzyszy mi uśmiech ironii. Tyle już tych pokoleń miało być! I trudno oprzeć się wrażeniu, że zdecydowanie szybciej wymierały, niż się rodziły, a zdecydowana większość z nich istniała tylko na papierze i w wyobraźni redaktorskiej.

 

Wróćmy jednak do tego tworu, jakkolwiek życzeniowy by nie był. Czym miałoby się charakteryzować pokolenie Bataclan? Z braku innych możliwości, jedynymi wartościami, które w sposób spójny można by tu przypisać, byłaby wartość zabawy i wolność do spędzania wolnego czasu. Są to z pewnością jakieś dobra – tak jak dobrem jest świeżo umyta i wysuszona sałata z sosem vinegrette czy rower. Tylko czy na tym istotnie da się zbudować jakąś tożsamość? Więcej: czy w imię tego dobra nie jednostka, ale grupa jednostek zdecyduje się podjąć walkę? Wbrew temu, co sugeruje ta pośpiesznie sklecona mitologia, ofiary z Bataclan nie oddały życia w imię zabawy. Po prostu im je odebrano, gdy się bawili. Nikt tu nie wybierał: życie czy zabawa.

 

Wokół Bataclan, na placu Republiki i wielu miejsca miasta ludzie spontanicznie wywieszali manifesty, których sens ogólny można by streścić: “Paryż się bawił, bawi i bawić się będzie. Nie odbierzecie nam zabawy!”. W sposób najbardziej brutalny (ale może właśnie dlatego paradoksalnie – demaskatorski) jak zwykle przedstawił to obrazoburczy Charlie Hebdo. Bardziej wysublimowanym symbolem były niezliczone egzemplarze Paris est une fête Hemingwaya spontanicznie składane obok kwiatów. Zainteresowanie książką, czy raczej jej tytułem, było na tyle dużo, że prestiżowe wydawnictwo Gallimard musiało w trybie pilnym dodrukować 20 tysięcy egzemplarzy tej skądinąd interesującej powieści o amerykańskiej bohemie w Paryżu lat dwudziestych, której atmosferę przypomniał kilka lat temu Woody Allen w O północy w Paryżu. Można zadać pytanie, ile osób przeczyta coś więcej poza chwytliwym tytułem. Idąc krok dalej: co się za tym hasłem w praktyce kryje? Czy na wezwaniu do zabawy da się zbudować życie?

 

Jeżeli jest coś prawdziwego w diagnozie pokolenia Bataclan, to jest to zapewne obraz pewnej pustki. Pewnego zawodu. Zaznaczę, dla porządku, że mowa tu wciąż nie o ofiarach zamachu, ale ich kolegach, którzy nazajutrz musieli zmierzyć się z tą tragedią. W odróżnieniu od ich rówieśników z Bliskiego Wschodu czy Afryki, młodzi ludzie mieli prawo być zaskoczeni, że ktoś może przerwać tę zabawę. Dla ich kolegów z południa i wschodu, to smutny chleb powszedni. Mieli prawo przeżyć szok, że jakkolwiek dobrymi ludźmi by nie byli, istnieje na świecie zło i przemoc, istnieje też cierpienie i śmierć bez powodu. Nie tylko z powodu choroby czy wypadków losowych, ale zadana z zimną krwią. Nikt ich nie nauczył konfrontacji z taką przemocą; cierpienia, żałoby. Spontanicznie śpiewali na placu Republiki i pod miejscami zbrodni. Było w tym śpiewie coś ujmującego (bezsilny głos oporu), ale też lunatycznego. Po prostu: szok. A gdy z szoku się otrząśniesz, to gdzie pójdziesz dalej? Domniemany świat pokolenia Bataclan takiej odpowiedzi nie daje.

 

Owszem, to nie cały obraz. Są też pełne kościoły, jak choćby katedra Notre-Dame na wieczornej mszy dla studentów. Nie chcę tu jednak budować opozycji: wierzący – pokolenie zabawy. Myślę, że granica przebiega zupełnie inaczej: to granica między pustką maskowaną pascalowską rozrywką (divertissement), a życiem branym poważnie w imię takich czy innych wartości, pytań, które nie dają nam spokojnego wytchnienia, ideałów, za które, choć może błędne, jest się w stanie zapłacić najwyższą cenę. W takie ideały wierzyli i rewolucjoniści XIX i XX wieku, i młodzi z ruchu oporu, i studenci 68’. Ideały takie mają z pewnością dżihadyści-samobójcy (w jakiej mierze ich mocodawcy kierują się ideałami, a w jakiej interesami polityczno-ekonomicznymi, zostawmy na marginesie). Rozbicie beztroskiego świata Bataclan, może być okazją do wpuszczenia przez tę szczelinę świeżego powietrza ważkich pytań, odrobienia zawieszonej próby dojrzałości. Nie jestem przesadnym optymistą. Ta dojrzałość może mieć oblicze radykalizmu. Po przebudzeniu można też na powrót zapaść w sen beztroski. Bataclan to nie pokolenie – to okres przejściowy.

 

 

*  *  *

 

O. Dominik Jarczewski OP – studiuje, pracuje i mieszka w Paryżu.

 

Tekst pochodzi z bloga o. Dominika Jarczewskiego OP.

http://www.deon.pl/religia/wiara-i-spoleczenstwo/art,1137,pokolenie-bataclan.html

**************

10 najlepszych cytatów C. S. Lewisa

C. S. Lewis / ml

C. S. Lewis / ml

01.12.2015 07:00
(fot. shutterstock.com)

Gdyby żył, skończyłby 117 lat. Clive Staples Lewis, znany przede wszystkim z cyklu “Opowieści z Narnii” był także wybitnym chrześcijańskim myślicielem i publicystą. Specjalnie na rocznicę jego urodzin wybraliśmy dla was 10 najlepszych cytatów z jego tekstów.

 

1. “Kochać to znaczy być wrażliwym”.

 

2. “Przyjaźń rodzi się w momencie, gdy jedna osoba mówi do drugiej: Co? Ty też? Myślałem, że tylko ja“.

 

3. “Ci, którzy kochają, muszą czasami ranić”.

 

4. “Kochać, a potem utracić to, co kochaliśmy – to wpisane jest w nasza naturę. Jeśli nie potrafimy znieść utraty, pochłania nas zło”.

 

5. “Istnieją dwa równe i przeciwne sobie błędy, które mogą być popełnione przez ludzkość odnośnie demonów. Pierwszy, to niewiara w ich istnienie. Drugi, to wierzyć i być aż zanadto i niezdrowo nimi zainteresowanym”.

 

6. “W naszych przyjemnościach Bóg zwraca się do nas szeptem, w naszym sumieniu przemawia zwykłym głosem, w naszym cierpieniu – krzyczy do nas; cierpienie to Jego megafon, który służy do obudzenia głuchego świata”.

 

7. “Wierzę w chrześcijaństwo tak, jak w słońce: nie tylko dlatego, że je widzę, lecz także dzięki temu, że widzę wszystko pozostałe”.

 

8. “Musiałem się jeszcze nauczyć, że wszystkie relacje międzyludzkie kończą się cierpieniem – oto cena, jakiej nasza niedoskonałość pozwoliła Szatanowi zażądać za nasze prawo do miłości”.

 

9. “Raz będąc już blisko końca, powiedziałem, Jeśli będziesz mogła, jeśli to dozwolone, przyjdź do mnie, gdy znajdę się na łożu śmierci. Dozwolone? – odrzekła. – Niebo z trudem by mnie zatrzymało. A jeśli chodzi o piekło, rozwaliłabym je na kawałki“.

 

10. “Najwięcej warte może być jednak to, co najmniej rozumiemy”.

http://www.deon.pl/religia/wiara-i-spoleczenstwo/art,1133,10-najlepszych-cytatow-c-s-lewisa.html

********************

Nie bój się wyobraźni

Dariusz Piórkowski SJ

W święta nie oglądałem “Kevina samego w domu”, ale za to uciąłem sobie długą pogawędkę z przyjaciółmi na temat “Władcy pierścieni” J. R.R. Tolkiena. Jest to zresztą moja ulubiona baśń, zarówno w wersji książkowej jak i filmowej. W trakcie naszej rozmowy przypomniałem sobie mało znany esej tego brytyjskiego pisarza o roli baśni w życiu ludzkim, który kiedyś przeczytałem.

 

Właśnie tam autor “Hobbita” zauważa, że wbrew pozorom baśnie nie są przeznaczone jedynie dla dzieci, ale także, a może głównie, dla dorosłych. Aby baśń zdała w nas swój egzamin, należy przyjąć ją jako alternatywny świat, który w swoich ramach i regułach jest prawdziwy. Jeśli podejdziemy do baśni wyłącznie z naukowego punktu widzenia, nie będziemy w stanie wejść w jej atmosferę i przesłanie, bo wszytko wyda nam się nierzeczywiste i nienaturalne.

 

Zwłaszcza frywolność i dowolność fantazji postrzegana jest w opozycji do rozumu. Jeśli przyjmiemy taką opcję, wówczas niewiele będzie nas już dzielić od zajęcia stanowiska, że zawracanie sobie głowy takimi głupotami to dziecinada. Bo jedynie dzieci można nabrać na istnienie troli, wróżek, krasnoludków i chochlików. Dorośli zajmują się przecież “poważniejszymi” sprawami. Czy rzeczywiście?

 

Tolkien przekonuje, że najważniejszym celem baśni jest odnowa i profilaktyka umysłu, a konkretnie odzyskanie jasnego oglądu rzeczy, które w swej istocie nigdy nie stają się naszą własnością. “Musimy wyczyścić nasze okna, aby rzeczy były widziane wyraźnie, uwolnione od szarej szablonowości i swojskości – od zaborczości”.

 

To wplątanie się w sidła posiadania sprawia, że z uśmieszkiem podchodzimy do figlów wyobraźni. Rzeczy stają się dla nas sztampowe, wyświechtane i oczywiste w chwili, gdy zawłaszczamy je mentalnie. W naszych oczach tracą wtedy swoją oryginalność i dziwność. Nic nas w nich nie porusza. Na początku, kiedy były nowe, dostrzegaliśmy ich blask, kolor, kształt. Być może zachwycaliśmy się nimi, ale potem nam spowszedniały. Za bardzo zżyliśmy się z nimi. To, że dzieci wierzą w różne stwory, czują się tym podekscytowane i mają bujną wyobraźnię, nie jest, zdaniem Tolkiena, przejawem ich niedojrzałości i naiwności. Raczej jest to znak, że ich umysł nie został jeszcze całkowicie skażony manią posiadania i utylitarystycznym podejściem do życia. Rzeczy na zawsze pozostają znakami. Nie są tylko do naszych usług. Dlatego w baśni drzewo może mówić i ruszać się. Dom otwiera oczy. Dzięki czytaniu baśni odzyskujemy świeżość wizji, wyostrzamy nasze spojrzenie tak, jak byśmy patrzyli na rzeczy pierwszy raz w życiu. Znowu stajemy się bardziej wolni i dziecięcy.

 

Kolejną funkcją baśni jest ucieczka. Tolkien ma na myśli jej pozytywne znaczenie, rodzaj schronienia, wewnętrznego kontaktu z niewidzialnym, ale istniejącym światem. Na przykład, człowiek, który siedzi w celi więziennej stara się myślami wydostać z więzienia i w wyobraźni powraca do domu, do swoich bliskich, chociaż ich nie widzi. Taka ucieczka nie jest dezercją, lecz wzmocnieniem w chwili próby, ogniem nadziei, siłą, która pozwala przetrwać trudne chwile. Świat zewnętrzny, o którym myśli więzień, nie stał się dzięki jego marzeniom mniej realny. Nadal jest taki, jakim był.

 

Tolkien i Peter Jackson kolejna odsłona. “Hobbit” jest jedną z najbardziej oczekiwanych premier kinowych 2012 roku.

Hobbit: Niezwykła podróż

http://www.cda.pl/video/10324171

******

Hobbit: Pustkowie Samauga

http://www.cda.pl/video/1671441d

******

Hobbit: Bitwa pięciu armii

http://www.cda.pl/video/19210422

*******

Niektórzy wysuwają zarzut, że baśnie wyobcowują nas z “rzeczywistego życia”. My dorośli stąpamy przecież twardo po ziemi. Ale czy nie jest wskazane, aby od czasu do czasu opuścić na chwilę nasze “rzeczywiste życie”? Czy wszyscy jakoś za tym nie tęsknimy? Co więcej, ile osób i tak ucieka od siebie, od świata i innych, tyle że w niewłaściwy “dorosły” sposób. Wydaje się na pastwę używek, uzależnień, rozmarzenia, ideologii i fanatyzmu. A skąd w naszych czasach bierze się taka popularność gier komputerowych i tworzenia wirtualnych światów? Nawet jeśli nasze ucieczki nie są dobre, to jednak w samym pragnieniu ucieczki kryje się pewna tęsknota za innym, lepszym, nieznanym, wyzwalającym z monotonii. Chcemy przekroczyć nasze granice. Czy marzenie o lataniu jak ptak i rozmawianiu z innymi stworzeniami (jak chociażby w Wigilię) jest czymś niepoprawnym? Czy jest z tego jakiś pożytek dla ludzkiego życia? – pyta Tolkien.

 

Gdyby człowiek nie marzył o lataniu, nie stworzyłby samolotu. Problem nie tkwi w samych marzeniach, ale w sposobie, w jaki pragniemy je zrealizować. Balon, samolot, lotnia jest dla nas niczym innym niż wypełnieniem pragnienia unoszenia się nad ziemią jak ptak. W ten sposób pokonaliśmy granice przestrzeni, ale w sposób, który nas nie niszczy.

 

Taka forma baśniowej ucieczki wiąże się nierozerwalnie z pocieszeniem. Zwykle szukamy dobrego zakończenia. W baśni happy end jest nagłą i cudowną łaską, nieoczekiwanym zwrotem. Aby odczuć radość wybawienia trzeba najpierw odczuć smutek i porażkę. Baśń odrzuca uniwersalną i ostateczną porażkę i dlatego jest również ewangelią – dobrą nowiną. To podnosi na duchu, serca uderza mocniej, co uzewnętrznia się we łzach i wzruszeniu. Czy tego instyntkownie nie poszukujemy? Wiele filmów hollywodzkich to współczesne baśnie fabularne dla dorosłych, w których wprawdzie nie spotykamy elfów, ogrów i karłów, ale schemat jest bardzo podobny.

 

“Ewangelie z Pisma Świętego zawierają baśń lub opowieść wyższego rzędu, która wyraża w sobie istotę wszelkich baśni” – pisze Tolkien. Życie Jezusa zaczyna się i kończy na radości. Chrystus wkroczył w historię i nasz świat. Cała historia Jezusa jest sztuką przenikniętą tonem pierwotnej Sztuki, czyli Stworzenia. Radość i dobre zakończenie odwołują się do tego momentu pierwotnego stwarzania, do pierwotnej prawdy, która nie zniknęła z a tego świata.

 

W ostatecznym rozrachunku pisanie i czytanie baśni jest uczestnictwem w stwarzaniu: oczyszczaniem, odnawianiem, powrotem do tego, co pierwotne, przeżywaniem radości, do której należy ostatnie słowo, przypominaniem tego, co pierwsze i podstawowe, uskrzydlaniem, nawet jeśli to wszystko pozostaje w sferze ideałów, pragnień, a rzeczywistość wydaje sie temu przeczyć. W tym szerokim znaczeniu także świętowanie Narodzin Jezusa jest jedną wielką baśnią.

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,583,nie-boj-sie-wyobrazni.html

****************************

Baśnie o szczęściu, nieszczęściu i o tym …

WAM

Elżbieta Zarych / Wydawnictwo WAM

Świat baśni to świat wyobraźni, niezwykłych miejsc, fantastycznych istot, cudownych przedmiotów. To świat, który odrywa nas od codzienności i przenosi w miejsca odległe i wymarzone. Gdy się bliżej przyjrzeć, odnajdziemy w baśniach sytuacje szczęśliwe i trudne, sceny wzniosłe i brutalne. Prawdy, które przekazują baśnie, mogą do nas dotrzeć tylko wtedy, gdy wejdziemy w ich świat. Jeśli jednak zadamy sobie ten trud, znajdziemy skarb, który nas wzbogaci na całe życie.

Zdobędziemy siłę, potrzebną do zmagania się z przeciwnościami losu. Odkryjemy świat, w który można się schronić, gdy jest ciężko i smutno. Znajdziemy odpowiedzi na pytanie, które człowiek zadaje sobie pod każdą szerokością geograficzną i od początku świata – nieważne, ile mamy lat i czy zadajemy je sobie po raz pierwszy czy też zapomnieliśmy, że już znaleźliśmy kiedyś na nie właściwą odpowiedź. Jak być szczęśliwym? Jak zmienić swój los? Co jest ważne w życiu?

Skarb na końcu tęczy – Norwegia

Żył sobie pewnego razu na dalekiej Północy staruszek. Mieszkał samotnie w małej chat­ce w lesie i choć bardzo się starał, wciąż był nieszczęśliwy. Nie mógł bowiem zapomnieć o obietnicy, którą złożyła mu dawno, dawno temu wróżka…
Pewnego dnia, jak co dzień, siedział na ławce przed domem i patrzył przed siebie. Jak już wiele razy wcześniej, rozmyślał o tym, co obiecała mu wróżka. Był tak zagłębiony we wła­snych myślach, że nie widział, jak piękne są kwiaty, nie słyszał, jak brzęczą pszczoły i trzmiele, jak śpiewają ptaki w gałęziach drzew, nie czuł podmuchów wiatru na twarzy i pocałunków słońca na pomarszczonych rękach… W powietrzu unosił się cudowny zapach kwiatów, wiatr bawił się listkami na drzewach, leśne zwierzęta ośmielone jego bezruchem podchodziły coraz bliżej i bliżej… Ale on tego nie widział i nie cieszył się tym. Siedział na ławce ze zwieszoną głową, pogrążony w smutku i myślał o niespełnionej przepowiedni wróżki. Sam tego nie pamiętał, ale matka opowiadała mu wiele razy, że dokładnie godzinę po urodzeniu przy jego kołysce stanęła wróżka. Była nieziemsko piękna, miała długie piękne włosy tak, jak jego matka. Była delikatna i krucha jak lśniąca w słońcu pajęcza sieć, a jej cudowny uśmiech rozpromieniał serce każdego, kto go tylko zobaczył, zaś smutki topniały jak śnieg na wiosnę. Wróżka spojrzała na niemowlę i powiedziała: „Na końcu tęczy leży twój skarb”. Te słowa zapadły matce głęboko w pamięć i w serce i odtąd często je powtarzała swemu najstarszemu synowi.
Słowa te zaważyły na jego życiu. Czuł się wybrany przez wróżki, był pewien, że te słowa tak jasne i oczywiste zapowiadają, że czeka go wielkie szczęście i wielki skarb. Tylko musi go znaleźć… Nie przestawał więc szukać. Szukał go po całym świecie. Patrzył w niebo wielu krajów, wy­patrując na nim tęczy, mókł w deszczu, czekając, że może promień słońca namaluje łuk na niebie. Szukał w górach i na wybrzeżach, przy rzekach, z których tęcze piły wodę i w gęstych lasach, gdzie nagle urywał się łuk… Jego życie było trudne, pełne niebez­piecznych podróży, niecierpliwości i nienasyconej żądzy zna­lezienia tego, co mu obiecało życie. Ale skarbu nie znalazł. Przez całe życie był biedny, a cały majątek przejął brat, który wybrał spokojne, stabilne życie w domu rodziców. Młodszy brat żył spokojnie, bezpiecznie i dostatnio, a on wciąż błądził w poszukiwaniu szczęścia po całym świecie. Wreszcie, czując, że jest już stary i coraz słabszy, osiadł w lesie, zbudował sobie chatkę i spędzał całe dnie, rozmyślając o swojej zmarnowanej szansie.
Pewnego razu po wielu deszczowych dniach staruszek wyszedł jak zwykle przed dom i usiadł na ławce, by nacieszyć się promieniami dawno niewidzianego słońca. Jeszcze trochę kropiło i po raz pierwszy od dawna cieszyły go kropelki na twarzy spijane przez coraz silniej­sze słońce. Nagle światło się zmieniło i nad jego głową pojawiła się tęcza. Tak gwałtownie, że staruszek aż się przestraszył. Nad lasem rozpięty był ogromny siedmiobarwny łuk. Kolory były tak piękne, głębokie, soczyste… słowem tak wspaniałe, że jeszcze nigdy dotąd takich nie widział. A koniec tęczy… był tuż przed jego stopami. Staruszek siedział dokładnie na końcu tęczy!
I wtedy zrozumiał. Skarbem na końcu tęczy był on sam. Staruszek zaczął płakać. Wszedł do domu i płakał tam długo i rzewnie. Kiedy znów wyszedł, odetchnął świeżym powietrzem. Czuł jak przepływa przez niego życie. Czuł, że żyje i że życie jest piękne. Poczuł się młodszy i silniejszy. Jego serce było lekkie jak nigdy dotąd. Rozejrzał się wokół po raz pierwszy od dawna i zobaczył, jak piękny jest las wokół niego, jak cudowne zapachy i dźwięki unoszą się w powietrzu. Spojrzał na ziemię i zauważył, że żuczek przewrócił się, leży na grzbiecie i bez­radnie przebiera nogami. Pomógł mu i żuczek, połyskując szafrowo, zniknął w trawie. Sta­ruszek wyprostował się i spojrzał w niebo. Tęcza powoli blakła na niebie, które stawało się coraz bardziej błękitne. Staruszek patrzył na niebo i myślał, że jest skarbem, swoim własnym skarbem. Wierzył, że czeka go jeszcze wiele lat szczęśliwego życia…

Dziecko i dyniowe drzewo – Islandia

Była sobie pewnego razu biedna wdowa, która miała sześcioro dzieci. Kiedy pewnego dnia wyszła z domu, żeby zdobyć coś do jedzenia, spotkała staruszka siedzącego na brzegu rzeki. – Dzień dobry – odezwał się, gdy ją zauważył. – Dzień dobry, ojczulku – odpowiedziała.
– Czy byłabyś tak dobra i pomogłabyś mi umyć włosy? Już wiele razy próbowałem, ale moje plecy nie są już tak giętkie, aby się pochylić tak nisko, a ręce tak silne, aby utrzymać cię­żar. Siedzę więc tu na brzegu, licząc, że ktoś nadejdzie i zechce mi pomóc. – Dobrze, ojczulku – powiedziała kobieta. – Chętnie ci pomogę. Jak obiecała, tak też zrobiła. W podziękowaniu staruszek dał jej monetę i nakazał: – Idź przed siebie, a gdy zobaczysz dyniowe drzewo, zakop w jego korzeniach tę monetę. Kiedy to zrobisz, na drzewie pojawi się mnóstwo dyń i będziesz mogła wziąć tyle, ile zechcesz.
Kobieta zdziwiła się bardzo, bo nigdy nie słyszała, żeby dynie rosły na drzewie, ale ponieważ nie miała nic do stracenia, zrobiła tak, jak jej kazał staruszek. I rzeczywiście, na drzewie pojawiło się mnóstwo dyń. Wtedy poprosiła o sześć dyń, po jednej dla każdego dziecka i sześć dyń spadło na ziemię. Kobieta wzięła więc warzywa i poszła do domu ugotować zupę dla rodziny. Odtąd mieli tyle dyń, ile zapragnęli, wystarczyło tylko pójść pod drzewo i o nie poprosić. Pewnego dnia, kiedy kobieta rankiem wychodziła po dynie, znalazła na progu niemowlę. Ponieważ płakało z głodu, zabrała je do domu, nakarmiła i położyła spać. Potem, jak co dzień, poszła po dynie na obiad. Kiedy wróciła z dyniami do domu, zobaczyła, że wszystkie zapasy zniknęły. Przekonana, że to dzieci pod jej nieobecność wszystko wyjadły, skrzyczała je. Dzieci broniły się, że nic nie wzięły, a wszystko zjadło to nowe dziecko. Matka rozzłościła się jeszcze bardziej:
– Jak niemowlę mogło wstać i zabrać jedzenie ze spiżarni?
Ale dzieci nie ustępowały, twierdząc, że widziały to na własne oczy. Kobieta postanowiła więc to sprawdzić. Zanim następnego dnia wyszła z domu, przed spiżarnią postawiła pu­łapkę, żeby mieć na to dowód, gdyby dziecko rzeczywiście chciało zjeść zapasy. Kiedy tylko kobieta wyszła, niemowlę wstało i ruszyło w stronę spiżarni i… oczywiście wpadło w pułapkę. Płakało i prosiło, żeby je uwolnić, ale dzieci nie reagowa­ły. Wiedziały, że jeśli mu pomogą, to nie będą miały dowodu, że to ono wszystko zjada, a wtedy dostaną od matki lanie za zapasy i za kłamstwo. Czekały więc spokojnie na powrót matki. Kiedy matka wróciła i znala­zła niemowlę w pułapce, początkowo się przestraszyła, a potem dała mu nauczkę i wyrzuciła za drzwi, zaś dzieci przeprosiła za niesłuszne podejrzenia. Ledwie dziecko znalazło się za progiem, zaczęło rosnąć.
Już nie była mu potrzebna niewinna postać, by zmiękczać serce kobiety. W parę minut dziecko stało się mężczyzną.. Mężczyna, ponieważ był nadal głodny, postanowił poszukać jedzenia. Szedł i szedł, aż doszedł do rzeki. Tu na brzegu wciąż siedział staruszek, który i jego poprosił o pomoc:
– Czy byłbyś tak dobry, młodzieńcze, i pomógłbyś mi umyć włosy? Już wiele razy pró­bowałem, ale moje plecy nie są. już tak giętkie, aby się pochylić tak nisko, a ręce tak silne, aby utrzymać ciężar. Siedzę więc tu na brzegu, licząc, że ktoś zechce mi pomóc.
Ale młodzieniec odparł mu hardo:
– Nie mam zamiaru myć twoich paskudnych, brudnych włosisków
I już chciał sobie pójść, ale staruszek zapytał go:
– A czy chciałbyś może zjeść dynię?
Temu oczywiście młodzieniec nie mógł się oprzeć. Staruszek powiedział więc do niego:
– Idź przed siebie, a gdy zobaczysz dyniowe drzewo, poproś o jedną..
Młodzieniec ruszył więc przed siebie, a gdy doszedł do drzewa, zobaczył na nim mnóstwo dyń tak wspaniałych, wielkich i żółciutkich, że nie mógł się im oprzeć. Poprosił je więc nie o jedną, dynię, ale o dziesięć. Ledwie to powiedział, spadło na niego dziesięć wielkich dyń i tak został ukarany za swoje łakomstwo, chciwość i bezczelność.

Gdzie mieszka Szczęście – Polska

 

zawsze własnymi rękami i ciężką, pracą, można zapracować na dostatek i nie zawsze jest się kowalem własnego losu… Przekonał się o tym jeden z dwóch braci, którzy żyli sobie dawno temu w niewielkiej wsi. Dopóki bracia mieszkali z ojcem, który dzielił między nich wszystko po równo, gdyż jednako ich kochał i jednako pracowali na wspólnej ziemi, wiodło się im dobrze. Jednak ojciec zmarł. Przed śmiercią, podzielił majątek między synów Każdy z nich odziedziczył spory kawałek ziemi, na którym gospodarował jak umiał. Obaj bracia byli pracowici i zaradni, ale dziwnym trafem starszemu bratu dobrze się powodziło, a młodszy klepał biedę. Dom starszego brata piękniał z roku na rok, zboże miał bujne, krowy mleczne, a kury znosiły największe jaja w okolicy. Tymczasem dom młodszego się rozsypywał, zboże raz wytłukł grad, raz stratowały dziki, innym zaś razem zbiory zjadły myszy, krowy padały, a kury nie chciały się nieść. Chociaż młodszy pracował nawet więcej od starszego i tak wiecz­nie miał długi. Powoli wyprzedawał pole i dobytek, mając nadzieję, że wreszcie jego los się odmieni, ale daremnie. Gdy kolejny raz ziarno, które kupił za ostatnie pieniądze, le­dwie wzeszło i nie miał już co włożyć do garnka, a koszula na jego grzbiecie składała się głównie z dziur, postanowił znowu poprosić brata o pomoc. Nie chciał go prosić, ale na widok głodnych i zmarzniętych dzieci, scho­wał dumę do kieszeni i znów po­stanowił wyciągnąć rękę.
Brat dał mu bochenek chleba i powiedział:
– To ostatni raz i nie przychodź do mnie więcej. Nie mogę wciąż dawać ci jedzenia, ziarna i pieniędzy. Dostałeś od ojca tyle samo pola, co ja, więc pracuj na nim tak, abyś nie głodował. Mnie jakoś zawsze się wiedzie, a tobie wciąż mało i mało.
Mądrze mówią, polskie przysłowia: „Syty głodnego nie zrozumie”, a „U ską­pego zawsze po obiedzie”… Młodszy brat nie powiedział ani słowa, tylko smutno zwiesił głowę i wrócił z bochenkiem do domu. Chleba wystarczyło ledwie na jeden dzień i na­zajutrz znowu głód zajrzał im w oczy. Postanowił więc, że zetnie parę kłosów z pola starszego brata, a w domu zetrą ziarna na mąkę i upieką chleb. Wstyd mu było, że musi kraść, a i żona mówiła, że to nie po chrześcijańsku, ale nie mógł już patrzeć na głodne dzieci, więc gdy za­padł zmierzch, schował wstyd do kieszeni, a za pazuchę sierp i worek, i ruszył w stronę pola.
Na miejscu położył worek na ziemi i już miał ściąć pierwsze kłosy, gdy wtem wydało mu się, że mignęła mu przed oczyma jakaś postać.
„Eee tam, chyba mam zwidy z głodu” – pomyślał i znów schwycił garść kłosów, gdy nagle w poświacie księżyca wyraźnie zobaczył ciemną, wyglądającą jak cień postać, która zbliżyła się do niego.
– Czego tu chcesz? – zawołał cień. – Uciekaj i nie bierz, co nie twoje!
– Nie jestem złodziejem, tylko bratem gospodarza. – odparł. – Wezmę tylko kilka kłosów i oddam tyle samo bratu, jak tylko będę miał.
– Brat czy swat, nic mnie to nie obchodzi – powiedział twardo cień. – Ja jestem jego Szczęściem i pilnuję jego majątku. Nie pozwolę nikomu zabrać memu panu choćby jednego ziarenka.
– Jak to Szczęściem? – zdumiał się chłop. – To mojemu bratu Szczęście pilnuje majątku? No tak, jak to mówią „biednemu wiatr zawsze w oczy”, a „bogatemu i diabeł dzieci koły­sze”… Nie dziwota więc, że mu się wiedzie. A gdzie jest moje Szczęście, że wciąż moje pola nie rodzą i pustoszą je szkodniki i zwierzyna?
– Każdy ma swoje Szczęście. A twoje Szczęście nie mieszka na wsi – odparł cień. – Znam je, mieszka w pobliskim mieście i od dawna już na ciebie czeka. A teraz idź już, bo mi przeszkadzasz w pracy.
Młodszy brat wrócił do domu zadumany. Żona widzia­ła, że mąż nie może przestać o czymś myśleć, a na do­datek nie przyniósł ani ziarenka, więc zapytała go, co mu się przydarzyło. Ten opowiedział jej o spotkaniu ze Szczęściem brata i o tym, co mu powiedziało o jego własnym.
– Nie mamy nic do stracenia – powiedziała żona. – Tu cokolwiek byśmy nie robili i tak głodujemy. Czy to prawda, czy też ci się tylko przywidziało, nic nie tra­cimy. Jedź jutro wieczorem do miasta i poszukaj swojego Szczęścia.
Tak też zrobił. Chodził i szukał, aż wreszcie zobaczył cień. Stanął przed nim, a cień po­wiedział do niego z wyrzutem:
– Dlaczego dopiero teraz mnie znalazłeś? Już dawno na ciebie czekam.
Chłop opowiedział mu, jak próbował gospodarować na wsi i jak mu się nie wiodło, i o spotkaniu ze Szczęściem brata.
– Nie mogło ci się powodzić, gdy ja tu jestem – powiedziało Szczęście. – Ale skoro już mnie zna­lazłeś i posłuchasz mojej rady, to twój los się odmieni. Wróć do domu, sprzedaj wszystko, co masz, oprócz wozu, a za pieniądze kup u garncarza misy, garnki i kubki. Sprzedaj je ludziom z okolicznych wsi. Wielu chętnie je kupi na miejscu, zamiast jechać specjalnie do miasta. Gdy je sprzedasz, znowu kup więcej, a kiedy sprzedasz i te, wróć z pieniędzmi do mnie do miasta.
Młodszy brat pojechał do domu, opowiedział o wszystkim żonie, a potem zrobili tak, jak im kazało Szczęście. Ludzie chętnie kupowali od nich misy, garnki i kubki, więc uzbierał się całkiem spory mieszek. Gdy sprzedali wszystko, pojechali do miasta. Chłop spotkał swoje Szczęście w tym samym miejscu, co poprzednio i znów zapytał je o radę.
– Wynajmij na tej ulicy, gdzie mieszkam, sklep i zajmij się handlem. Odtąd będzie ci się dobrze powodziło – odparło.
Brat podziękował za radę i tak też zrobił. Wynajął sklep i odtąd on przywoził towary, a jego żona sprzedawała. Za jakiś czas wykupił sklep, który dotąd wynajmował, potem go powięk­szył, potem wykupił całą kamienicę… Niczego im nie brakowało, a wraz z dostatkiem wróciła do ich domu radość.
Pewnego dnia do miasta przyjechał starszy brat. Jakże wielkie było jego zdziwienie, gdy w wielkim i pięknym sklepie, do którego wszedł, spotkał swojego młodszego brata. Ten przy­witał dawno niewidzianego z radością i za jego dotychczasową dobroć podarował mu piękny komplet talerzy.
Starszy brat zamiast się ucieszyć z podarunku i szczęścia młodszego, zasmucony wrócił do domu.
– Mojemu bratu dobrze się powodzi – powiedział do żony. – Nie wiem, co się stało, ale teraz on jest nawet bogatszy od nas. Bez mrugnięcia oka podarował nam drogi komplet talerzy, na który musiałbym długo pracować w pocie czoła na polu, czy deszcz, czy upał.
– Może my też tak zróbmy – powiedziała żona. – Wydzierżawmy majątek, a sami kupmy sklep w mieście. Nie napracujemy się, będziemy ładnie ubrani i będziemy mieli białe dłonie. A ja będę sobie siedziała w sklepie jak pani i pilnowała sprzedawców, którzy będą. uwijać się wokół mnie i mówić do mnie „pani pryncypałowo”… To będzie wspaniałe życie!
Jak uradzili, tak też zrobili. Trochę się chłopu nie uśmiechało zostawiać wszystko, do czego przywykł od dziecka i przenosić się do miasta, ale zazdrość nie dawała mu spokoju. Wydał wszystkie oszczędności, by kupić jeszcze większy i piękniejszy sklep niż miał brat. Jego żona strojnie ubrana zasiadła w sklepie, by zgodnie z marzeniem pilnować sprzedawców. Mieli pięk­ny sklep i duży wybór towarów, dużo pracowali, ale jakby wbrew wszystkiemu z dnia na dzień było coraz gorzej. A to włamali się złodzieje, a to klienci wybrzydzali i oddawali kupione już towary… jakby jakieś licho robiło im na złość. A na dodatek wszyscy chwalili sklep młodszego brata.
W końcu starszy nie wytrzymał i poszedł zapytać, co ten robi, że mu się powodzi.
– To proste, bracie – odparł młodszy. – Mnie się nie powodziło na wsi, a tobie w mieście. Po prostu moje Szczęście mieszka tu, a twoje tam. Widziałem je, jak pilnuje twojego pola i dba o twój majątek. Wróć tam, gdzie twoje Szczęście, a twój los się odmieni, tak jak odmienił się mój, gdy znalazłem swoje Szczęście.
Starszy brat był bardzo zaskoczony tym, co usłyszał. Najpierw pomyślał, że brat chce się po prostu pozbyć konkurencji i go okłamuje, ale potem postanowił mu uwierzyć. Tym bar­dziej, że bardzo mu brakowało świeżego powietrza, zieleni i śpiewu ptaków. Sprzedał sklep i wrócił na wieś. I rzeczywiście znów stał się jednym z zamożniejszych i bardziej szanowanych gospodarzy.
I tak każdy z braci znalazł swoje miejsce w życiu, które było tam, gdzie jego Szczęście. Najważniejsze tylko umieć je odnaleźć…

 

Elżbieta Zarych, Baśnie o szczęściu, nieszczęściu i o tym, co jest najważniejsze w życiu, Wydawnictwo WAM 2009.

http://www.deon.pl/czytelnia/ksiazki/art,98,basnie-o-szczesciu-nieszczesciu-i-o-tym-,strona,3.html

*********************

Co Jezus mówił o władzy państwowej?

Michał Wojciechowski

(fot. shutterstock.com)

Czy Jezus był rewolucjonistą? Jakie są pułapki władzy? Czy katolicy powinni być posłuszni państwu? Zobacz, co o tych kwestiach mówi nam Biblia.

 

Ewangelie nie zawierają zbyt wielu wiadomości o spojrzeniu Jezusa na władzę państwową. Z setek Jego wypowiedzi przekazanych przez Ewangelie tylko kilka dotyczy wyraźniej kwestii władzy. Ponadto z innych nauk Jezusa oraz z przebiegu Jego życia mogą pośrednio wynikać wnioski na ten temat. Powyższe proporcje od razu sugerują, że nie była to dla Niego sprawa pierwszorzędna i że zachowywał wobec państwa dystans.

 

Księgi Starego Testamentu zawierały prawie kompletny system zasad prawnych regulujących życie Izraela oraz sporo materiału na temat funkcjonowania państwa. W Nowym Testamencie czegoś podobnego nie spotkamy. Wynikło to stąd, że Izrael był narodem, który w toku dziejów albo tworzył własne państwa, albo przynajmniej cieszył się pewnym samorządem.

 

Wspólnota wierzących w Chrystusa była wprawdzie pomyślana jako kontynuacja Izraela, ale jako ludu Bożego, społeczności religijnej. Nie może być państwa o nazwie “Kościół”.

 

Chrześcijaństwo I wieku nie dążyło do bezpośredniego wpływu na prawo i porządek społeczny. I nauczanie Jezusa, i życie pierwszych chrześcijan zorientowane były głównie na Królestwo Boże, które nie jest z tego świata, na światło czasów ostatecznych. Zasady życia nie miały charakteru norm prawnych, lecz apelu o danie wszystkiego Bogu i bliźnim. Nie należy więc widzieć etyki chrześcijańskiej na podobieństwo zbioru przepisów, gdyż jest ona raczej drogowskazem na szczyt góry.

 

Przy takim nastawieniu życie publiczne było widziane w praktyce z pewnego dystansu. Jego zasady nie są komentowane w sposób systematyczny, lecz doraźnie, na marginesie spraw ważniejszych, wprost Boga się tyczących. Wypowiedzi Nowego Testamentu o państwie są więc okazjonalne i niezbyt liczne. Nie inspiruje ich pytanie o wartość czy o sposoby urządzenia państwa, lecz problem, jak powinien zachować się uczeń Chrystusa w zetknięciu z istniejącą wówczas władzą.

“Nie miałbyś władzy nade mną, gdyby ci jej nie dano z góry!”

 

Jezus dotknął tematu pochodzenia władzy w Ewangelii według św. Jana (J 19, 10-11). Wypowiedź ta ma sens dość wąski, a ponadto nie wiemy, jaki udział w sformułowaniu tych słów miał autor Czwartej Ewangelii, który na ogół przekazywał nauki Jezusa swoim stylem. Przy przesłuchaniu Jezusa Piłat powołał się na swoje uprawnienia: Nie wiesz, że mam władzę cię uwolnić i mam władzę cię ukrzyżować? Jezus mu odpowiedział: Nie miałbyś nade Mną żadnej władzy gdyby ci nie była dana z góry. Dlatego ten, który wydał ci Mnie, ma większy grzech.
Władza państwa wyraża się konkretnie w “prawie miecza”, możności karania śmiercią. Jezus odnosi się jednak w związku z tym do zasady ogólnej: władza pochodzi “z góry”, czyli od Boga (nie od cesarza -por. J 3,3.27). Będzie to jaśniejsze, gdy podkreślimy, że po grecku “władza” (exousia) oznacza nie jakąkolwiek faktyczną władzę, jak po polsku, lecz władzę prawowitą, która ma odpowiednie uprawnienia i autorytet.
Inaczej niż u Św. Pawła (Rz 13, 1) nie chodzi tu jednak o legalne uprawienia państwa.

 

Jezus wypowiada się w kontekście swojej zbawczej Męki. Opatrzność sprawiła, że Piłat, rzymski urzędnik, stał się narzędziem trudnych do pojęcia planów Bożych.

 

W teologii Św. Jana Jezus sam ma władzę złożenia swego życia, zaś władza krzyżowania i uwalniania, na którą powołuje się Piłat, nie jest jego własną. Jezus poddaje się przemocy państwa, ale nie z szacunku dla niego, lecz ze względu na Boży plan zbawienia.
Zdanie końcowe: Dlatego ten, który wydał ci Mnie, ma większy grzech, nie jest w pełni jasne. Sprawcy sąbardziej winni niż wykonawcy, ale co to w tym przypadku oznacza? Być może tyle, że władza państwowa, działająca błędnie w ramach mechanizmów władzy i prawa, jest mniej winna niż moralni i intelektualni sprawcy zła.

Jak dobrze reprezentować państwo?

Można być jednakże uczciwym funkcjonariuszem państwowym – pod warunkiem praworządnego postępowania. Osąd taki wyraża Ewangelia, cytując słowa Jana Chrzciciela (Łk 3, 12-14):

 

Przyszli zaś i poborcy, by zanurzonymi zostać, i rzekli do niego: “Nauczycielu, co mamy czynić?”. On zaś rzekł do nich: “Niczego więcej nie róbcie ponad to, co rozporządzono”. Pytali zaś Go i służący w wojsku mówiąc: “A co mamy czynić my?”. I rzekł im: “Nikogo nie plądrujcie ani nie denuncjujcie i zadowalajcie się swoim żołdem”.

 

Głosząc Królestwo Boże, Jezus zachowywał dystans wobec królestw ziemskich, chociaż pośrednio idea Królestwa Bożego jest dla nich wyzwaniem. Na pewno wyklucza ona państwo totalne. Jednakże zarówno duża część tradycji żydowskiej, jak i nauczanie Jezusa sprzyja duchowemu i eschatologicznemu, a nie politycznemu rozumieniu tego królestwa.
Gdy więc Jego uczniowie spierali się o pierwszeństwo, Jezus tak porównał panujące w tych królestwach stosunki (Mk 10,42-44; por. Mt 20, 25-27; Łk 22, 24-26): “A przywoławszy ich do siebie, Jezus mówi im: “Wiecie, że ci, którzy zdają się przewodzić narodom, panują nad nimi przemocą, a wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak jednak jest wśród was; lecz kto wśród was chciałby zostać wielkim, będzie waszym służącym, a kto chciałby wśród was być pierwszym, będzie niewolnikiem wszystkich”.
Faktycznie istniejące państwa opierają się na przemocy i przywilejach grupy rządzącej. W słowach Jezusa kryje się ironia, jeszcze wyraźniejsza w wersji z Łk 22, 25, gdzie mowa o rządzących nazywanych szumnie dobroczyńcami (gr. euergetes to popularny tytuł władców). Podobna sugestia zawiera się w omówionym wyżej zestawieniu traktowania własnych dzieci i obcych.

 

Jezus i Ewangelia przy pewnych okazjach wypowiadają też sądy krytyczne wobec polityków i przejawów obecności państwa. Relacja o narodzinach Jezusa przedstawia króla Judei Heroda jako zazdrosnego o władzę okrutnika (Mt 2). Jezus zestawił pławiących się w luksusie dworzan z surowym Bożym prorokiem, Janem Chrzcicielem (Mt 11, 7-9; Łk 7,24,26). Łk 13,1 zawiera wzmiankę o rzezi Samarytan dokonanej przez prefekta rzymskiego Piłata.

 

Mk 5, 9.15 (por. Łk 8, 30) wymienia legion, nazwę jednostki rzymskiej, w skojarzeniu ze złymi duchami i świniami. Rządzącego z łaski Rzymu tetrarchę Galilei i Perei Heroda Antypasa Jezus nazwał lisem (Łk 13, 32), co jak dzisiaj oznaczało chytrusa; może też kojarzyć się z szakalem, a w odniesieniu do władcy wskazuje, że bynajmniej nie jest on lwem.

 

Krytyczna wobec przedstawicieli władzy jest wymowa niektórych przypowieści. Przypowieść o bezpłodnym figowcu (Łk 13, 6-9) przedstawia elity kraju Izraela, które całkowicie zawiodły Boga, toteż czeka je zniszczenie. W przypowieści o zbrodniczych dzierżawcach (Mk 12, 1 -12 i paralelne) elity te przywłaszczają sobie należne Bogu plony i mordują Jego wysłanników, a w końcu Jezusa, Jego syna. Znaczenie pozytywne zachowuje w tych opowiadaniach winnica, symbol narodu izraelskiego.
Podobny wydźwięk ma wspomniane już usunięcie ze świątyni handlu, prowadzonego przez kapłanów (Mk 11, 15-19 i paralelne). Skądinąd Jezus pozostawał w konflikcie z elitami swego kraju, o czym świadczą relacje wszystkich Ewangelii o publicznych sprzeciwach w toku Jego działalności.

Pułapki władzy

 

W opisie kuszenia Jezusa władza jawi się jako jedna z pokus (Mt 4, 8-10 i paralelne):

 

Jeszcze raz wziął Go diabeł na bardzo wysokągórę, pokazał Mu wszystkie królestwa świata oraz ich przepych i rzekł do Niego: ” Dam Ci to wszystko, jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon “. Na to odrzekł mu Jezus: “Idź precz, szatanie! Jest bowiem napisane: Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz “.

 

Twierdzenie Szatana, że królestwa świata należą do niego, jest oczywiście przejawem pychy. Szatan próbuje zaprzeczyć prymatowi Boga nad światem i wszelką władzą. Niemniej jednak chciwe dążenie do władzy ma inspirację szatańską.

 

Oczywistym oskarżeniem władzy politycznej są okoliczności śmierci Jana Chrzciciela. Demaskował on nieprawość małżeństwa tegoż Heroda Antypasa, syna Heroda, i zginął na skutek intrygi królowej Herodiady. Tetrarcha kazał go ściąć (Mk 6, 17-29 i paralelne).

 

Nie kto inny jak rządzący zabili też Jezusa! Według Ewangelii przy procesie Jezusa zbrodnię sądową popełnili i oskarżyciele, i sędzia. Oskarżyciele to żydowscy przywódcy religijni, fałszywie zarzucający Mu, że jest pretendentem do tronu i buntownikiem przeciwko Rzymowi; w oskarżeniu posłużyli się kłamstwem, naciskiem tłumu i szantażem. Z kolei rzymski sędzia, prefekt Poncjusz Piłat, wydał świadomie wyrok śmierci na niewinnego, czyniąc Jego wrogom polityczne ustępstwo. Pokazuje to wymownie, do czego zdolne są władze państwowe wobec tych, którzy głoszą zasady moralne i religijne. Ewangelie nie uogólniają jednak tych wydarzeń jako argumentu przeciw państwu, patrząc na nie z innego punktu widzenia.

Jezus – żydowski rewolucjonista?

 

Spotyka się twierdzenie, że Jezus faktycznie był żydowskim rewolucjonistą. Jest ono jednak pozbawione podstaw. Głoszenie Królestwa Bożego, jak już wskazałem, tylko pośrednio dotyczy królestw ziemskich. Okoliczności takie jak ta, że jeden z apostołów nosił przydomek “gorliwego”, a później istniała wroga Rzymowi partia “gorliwych” (z greckiego “zelotów”), są trzeciorzędne. Nie mamy zresztą dowodów, że zeloci istnieli za czasów Jezusa.

 

Jeśli tak, na pewno nie spodobałaby się im Jego wypowiedź o podatkach! Jezus nie był nacjonalistą ani rewolucjonistą politycznym i do oporu nie wzywał. Raz wspomniał natomiast krytycznie fałszywych mesjaszy (J 10, 8). Gdy więc Żydzi powstali przeciwko Rzymianom (lata 66 – 70), co doprowadziło do zniszczenia kraju i świątyni, chrześcijanie jerozolimscy opuścili Judeę, uciekając do Pelli za Jordanem, a mieszkający w innych krajach starali się wieść pokojowe życie pod władzą cesarzy.

 

A może Jezus był, przeciwnie, pacyfistą? Powiedział na przykład: Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie (Mt 26, 52). Zauważył też: Wszelkie królestwo wewnętrznie skłócone będzie spustoszone (Mt 12, 25). Obraz wojny jest w Ewangelii bardzo negatywny (Mk 13, 7-23 i paralelne, na temat zniszczenia Jerozolimy przez Rzymian). Na pewno oznacza to niezgodę na wojny i kłótnie domowe, ale nie da się stąd wyprowadzić potępienia państwa, armii czy sporów politycznych.
W tej sprawie cytuje się słowa Jezusa z Mt 5,39, które przeważnie są nietrafnie tłumaczone. Biblia Tysiąclecia tłumaczy: “A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi! Jednakże zamiast “nie stawiajcie oporu” powinno się greckie antistenai przełożyć “nie rewanżujcie się” lub podobnie. Jezus zakazuje tam odpłaty na zasadzie “oko za oko”. Lepiej przyjąć zniewagę, niż wdać się w bijatykę. Nie wyklucza to jednak bronienia bliźnich – pasterz, w Starym Testamencie symbol króla, powinien bronić owiec przed wilkiem” (J 10, 12).

 

Szerszego typu pośrednią wskazówką co do sprawiedliwego porządku w państwie jest Jezusowa wizja Królestwa Bożego i chrześcijańskie spojrzenie na Jezusa jako króla. Prymat Boga oznacza, że Jego królestwo ma pierwszeństwo przed ziemskim. Królestwo Boże może być pojęte jako rzeczywistość wewnętrzna, która w pełni odsłoni się dopiero w czasach ostatecznych, kiedy rządy Boga staną się zewnętrznie widoczne.

 

Oznacza to z jednej strony, że na razie istnieją królestwa ziemskie, ale z drugiej, że powinny dążyć do ideału nakreślonego przez Jezusa. Państwo i rządzący powinni służyć rządzonym. Jezus król to zarazem troskliwy pasterz dający swe życie za owce (J 10), ten kto służy (Łk 22, 24-27 i paralelne).

 

Maksymalistyczne wymogi moralne Ewangelii, zebrane zwłaszcza w Kazaniu na Górze (Mt 5-7) reprezentują rzeczywiście pewien trudny do osiągnięcia ideał. Ten ideał nie jest jednak stawiany tylko przed dążącymi do świętości jednostkami. Dotyczy także społeczności, w tym państw, które również potrzebują takiego drogowskazu na szczyt góry. Błogosławieństwa dla łagodnych, pokojowych i prześladowanych (Mt 5, 1-12) wskazują kierunek jednostkom i społeczeństwom.

 

Biorąc pod uwagę wszystkie te przesłanki, możemy stwierdzić, że Jezus i Ewangelie przejawiają wobec państwa znaczny dystans. Jest to dystans krytyczny, ale przede wszystkim dystans, a nie odrzucenie. Kwestia państwa nie leży w centrum uwagi. Państwo jest rzeczywistością zewnętrzną, która tylko czasami ma punkty styczne z Dobrą Nowiną.

 

Bóg i zasady moralne mają pierwszeństwo przed sprawami państwa. Dlatego Jezus patrzył krytycznie na elity swego kraju. Niemniej jednak Ewangelie nie sprzeciwiają się nigdzie samemu istnieniu państwa, a choć pokazują grzechy rządzących, nie odmawiają mu uznania, czego symbolem jest zalecenie płacenia podatków.

http://www.deon.pl/religia/wiara-i-spoleczenstwo/art,6,co-jezus-mowil-o-wladzy-panstwowej.html

******************

Jak uwolnić się od bolesnej przeszłości?

Allen Fay, Clifford N. Lazarus, Arnold A. Lazarus / slo

(fot. Luis Hernandez – D2k6.es / flickr.com)

Twoje przyszłe zachowanie będzie oparte na twoich dzisiejszych czynach. To, co robisz dzisiaj, jutro stanie się przeszłością. Oto pewna technika zmiany negatywnego myślenia o sobie.

 

Carol rozpoczyna dziesiąty rok terapii. Miała nieszczęśliwe dzieciństwo, a spowodowała to dominująca postawa ojca i “męczeństwo” matki. Będąc jedyną dziewczynką w rodzinie, w wieku pięciu lat doszła do przekonania, że jej bracia są bardziej kochani i szanowani przez rodziców, natomiast ona jest zaniedbywana i ignorowana. Narzeka, że jej bracia rzadko byli dla niej mili. “Prawdopodobnie nigdy nie zapomnę tych przeżyć “, stwierdziła. Ma czterdzieści trzy lata.

Z psychologicznego punktu widzenia, wczesne lata naszego życia oraz wyposażenie genetyczne są podstawą rozwoju naszej osobowości. Wydarzenia z dzieciństwa mogą mieć wyraźny wpływ na dorosłość i skłonność do powtarzania wciąż tych samych wzorców zachowań. Większość z nich nie musi jednak zamykać nas w przeszłości, chyba że im na to pozwolimy, opierając się wciąż na tych samych schematach.

 

Carol pozwoliła przeszłości zdobyć nad sobą ogromną władzę, nie rozumiejąc, że to, co było, już odeszło i nie ma magicznego wpływu na teraźniejszość czy przyszłość. Jako dziecko Carol nie potrafiła przeciwstawić się swemu dominującemu ojcu tyranowi. Po trzydziestu latach wciąż czuje, że musi się mu podporządkowywać.

 

Wiele osób wychowanych w domach o złej atmosferze długo jeszcze czuje się bezsilnymi i złymi. Dwudziestotrzyletnia Becky ujęła to w ten sposób: “Jak miałabym kiedykolwiek poczuć się dobrze lub dobrze o sobie pomyśleć? Mimo wszystko jestem dzieckiem alkoholika! Również ci, którzy jako dzieci byli stale bici lub molestowani seksualnie, często stają się więźniami własnej przeszłości.

 

Ludzie jednakże mogą wymazać szkodliwe efekty przeszłości. Istnieją dowody, iż nawet w najbardziej skrajnych przypadkach nie musisz pozostawać bezsilną ofiarą minionych wydarzeń, zwłaszcza jeżeli znajdzie się oddaną i profesjonalną pomoc. Niektóre nawyki i uczucia mogą być trudne do przezwyciężenia – trudne, ale nie niemożliwe. Zawsze jest nadzieja.

 

Jeżeli, tak jak Carol, nie walczysz z błędnymi wyobrażeniami o sobie, lecz uznajesz je za prawdę, to nie uda ci się uwolnić od bolesnej przeszłości. Musisz nauczyć się nowych sposobów rozwiązywania problemów tu i teraz, by przezwyciężyć stare “prawdy” i wyobrażenia.
Jeżeli jako dziecko byłeś poniżany, twój umysł przechowuje wszystkie tamte upokorzenia i regularnie je odtwarza. Rezultatem tego negatywnego “kodowania”, są przede wszystkim negatywne uczucia. Zmiana zabarwienia owego “kodu” z negatywnego na pozytywne istotnie pomaga zmienić również uczucia negatywne w pozytywne. Jedna z najbardziej skutecznych form psychoterapii, terapia poznawcza, w dużym stopniu opiera się na założeniu o silnym wpływie sposobu, w jaki ujmujemy rzeczywistość. Jeśli powtarzasz sobie wystarczająco często, że coś się nie uda, to prawdopodobnie tak będzie, a przynajmniej będziesz czuł, że się nie uda, zanim nawet spróbujesz. Lecz jeśli powiesz sobie, że podołasz trudnościom, to ogromnie zwiększysz szanse powodzenia. Zbyt proste? Być może. Jednak pozytywne przekonania w dużym stopniu wpływają na pozytywne uczucia, zwłaszcza wtedy, gdy towarzyszą im rozważne próby realizacji pragnień.

 

Oto pewna technika zmiany negatywnego myślenia o sobie. Najpierw spiszcie wszystkie upokorzenia, których doznaliście i które możecie sobie przypomnieć.

 

Następnie, rozważając je wszystkie jedno po drugim, sprawdźcie ich sensowność. Zobaczmy, czy istnieją dla nich jakieś faktyczne podstawy. To ćwiczenie zabiera trochę czasu i wysiłku, lecz taki powrót do przeszłości i przewartościowanie jej jest tym, co może doprowadzić do zmian. Nawet jeśli kiedyś robiłeś głupie, szkodliwe czy lekkomyślne rzeczy, nie znaczy to, że jesteś głupią, szkodliwą czy lekkomyślną osobą.

 

Zwróć uwagę na sytuację, kiedy przypisujesz sobie negatywne cechy: “Psuję wszystko, do czego się zabiorę!”, “Po co się starać? Nic nie potrafię zrobić dobrze!”, “Jestem kompletnym idiotą!”, “Zupełnie się do tego nie nadaję!”, “Nie zasługuję na to, aby być szczęśliwym!”. Zastępuj takie negatywne oceny, stale powtarzanymi pozytywnymi określeniami: “Jestem całkiem bystry”, “Dobrze sobie radzę”, “Jestem dobrym sprzedawcą”, “Mogę być interesujący i bardzo zabawny”, “Mam nadzieję, że mi się uda, lecz nawet jeśli nie, to jakoś sobie poradzę”. Dbaj o to, aby te pozytywne uwagi były prawdziwe – okłamywanie się nie pomoże – unikaj jednak nadmiernej samokrytyki i skup się na jaśniejszych stronach rzeczywistości.
Ponadto, aby przeciwdziałać negatywnemu kodowaniu, energicznie zwalczaj przekonanie, że jesteś na zawsze więźniem własnej przeszłości. Skutecznym na to sposobem jest powrót do konkretnych nieszczęśliwych doświadczeń z dzieciństwa, kiedy jest się głęboko zrelaksowanym. Spróbuj powtarzać sobie na przykład następujące stwierdzenia: “To jest już tylko dawno miniona historia. Teraz jestem już dorosły”. Możesz także spróbować technik wizualizacji. Wyobraź sobie bolesne zdarzenia z dzieciństwa i przywołaj obraz osób, które cię skrzywdziły i upokorzyły. Ćwiczenia te, powtarzane regularnie, często łagodzą ból minionego cierpienia.

 

Twoje przyszłe zachowanie będzie oparte na twoich dzisiejszych czynach. To, co robisz dzisiaj, jutro stanie się przeszłością. Połączenie aktywnej refleksji, wizualizacji i dodatkowo jeszcze skutecznych działań (np. wymuszanie na sobie dojrzałych zachowań asertywnych, nawet jeżeli ze strachu drżą ci kolana) może uwolnić od udręk przeszłości. Jeżeli z czasem konsekwentnie zamienisz negatywną samokrytykę na pozytywną samoakceptację i będziesz ćwiczyć asertywność, ten nowy sposób myślenia i działania stanie się integralną częścią twojej osobowości. Zmienisz też minione porażki na teraźniejsze i przyszłe powodzenie.
Zapamiętaj!

 

  • Przeszłość dawno minęła; mogę pozwolić jej odejść i zrobię to
  • Teraz jestem już człowiekiem dorosłym, a nie przestraszonym dzieckiem.
  • Rany z przeszłości nie muszą stale krwawić.
  • Nie będę niepotrzebnie koncentrował się na tym, co było; skupię się natomiast na tym, co jest i co może się zdarzyć.
  • Będę postępował jak asertywny dorosły, nawet jeśli czasami czuję się jak przestraszone dziecko.
  • Jeśli zauważę, że sam siebie deprecjonuję, będę ćwiczył zmianę sposobu mówienia, zastępując negatywne wyrażenia pozytywnymi.

 

Możesz się uwolnić od bolesnej przeszłości.

 

 

Więcej w książce: Jak nie wpaść w depresję – Arnold A. Lazarus, Clifford N. Lazarus

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/poradnia/art,331,jak-uwolnic-sie-od-bolesnej-przeszlosci.html

**************

 

Iść za…

Przeto wiara rodzi się z tego, co się słyszy… Rz 10, 9 – 18

Jezus powołuje pierwszych apostołów, w tym i dzisiejszego patrona – św. Andrzeja. Idzie brzegiem jeziora i wzywa ich. To takie banalne, że aż boli. Bo przecież przechodzi jakiś (dość) nieznajomy mężczyzna, mówi rybakom, by poszli za Nim, i oni… to robią! Dlaczego? Dlaczego Mu zaufali tak szybko? Bez sprawdzenia, bez dopytania, bez upewnienia się. Po prostu usłyszeli słowo i rzucili wszystko. Tak prosto, krótko i ładnie napisane, ale pod spodem tych prostych słów…

polow

Jeśli wiara rodzi się z tego, co się słyszy, a tym, co się słyszy jest słowo Chrystusa, to tego właśnie doświadczyli owi rybacy. Usłyszeli słowo Jezusa i natychmiast na nie odpowiedzieli. Bez warunków wstępnych, bez zabezpieczeń, bez ociągania. Wyobrażam to sobie jednak tak, że słowo padło u nich na podatny grunt. Ono ich niejako „zniewoliło”, skoro odpowiedź była tak radykalna. Jednak grunt był przygotowany, jak to Jezus powie potem w niejednej przypowieści. Aby słowo wydało plon stokrotny, potrzebuje paść na żyzną glebę. Ono ma moc samo z siebie (o tym przekonali się nasi dzisiejsi bohaterowie), jednak pomiędzy cierniami, na skale czy drodze Słowo (ziarno) niewiele zdziała.

Dzisiejsze słowo pokazuje mi jeszcze jedną rzecz. Wiara to nie jest zbiór przekonań, to nie jest pobożnie umeblowana głowa. Wierzyć oznacza „iść za…”, tak, jak ci rybacy. Wierzyć według tego słowa oznacza uwierzyć Słowu i wyruszyć w drogę za Nim. I to dotyczy każdego człowieka, nie tylko jakoś „specjalnie” powołanych. Więc jeśli nie idę za Chrystusem, jeśli nie ma w moim życiu naśladowania Go, to czy w ogóle wierzę?

http://ginter.sj.deon.pl/isc-za/

**************

Dlatego zły uderza w naszą seksualność

Grzegorz Kramer SJ /br

(fot. shutterstock.com)

Mężczyzna przychodzi ze swoją siłą do kobiety, a ta go zaprasza, wabi i podrywa. I żeby objawiła się prawdziwa miłość, musi, w nich obojgu być bezinteresowność. Dopiero spełniając ten warunek, namiętność – niesamowita siła, staje się bezpieczna, choć dalej dzika.

 

Jest coś niesamowitego w sposobie, w jakim objawia się intymna relacja kobiety i mężczyzny, w swoistym dialogu gestów, słów i przyciągania się. To wszystko co zewnętrzne i słowne ma prowadzić do wyrażenie togo, co najważniejsze i najsilniejsze – miłości.

 

On daje jej życie, ona je przyjmuje i tak ma być w każdym aspekcie ich życia, pod warunkiem, że będą chcieli o to zawalczyć. Kiedy mężczyzna odmawia kobiecie siebie, pozbawia ją życia, które może dać tylko on. To dawanie życia to: słowa, gesty, intymność i codzienna walka. Dawanie się sobie i stawanie się jednością, można zrozumieć tylko wtedy, kiedy o znaczenie tego będziemy pytać Boga, w Jego Kościele.
Relacja kobiety i mężczyzny, małżeństwa, jedność i intymność ma stawać się obrazem relacji Boga do człowieka. Nie ma lepszego sposobu wyrażenia i realizacji danych nam przez Boga pragnień: walki, piękna, intymności i miłości, jak małżeństwo. Małżeństwo to przywilej i zaszczyt, ale nie dla każdego, nikt na świecie nie ma możliwości bardziej intymnego poznania się nawzajem niż mąż i żona. To jest zaproszenie do poznania najintymniejszego ja. Już nie tylko gustów, zwyczajów, ale czegoś głębokiego, czegoś co jest tylko tego mężczyzny i tej kobiety.
Jedność Kobiety i Mężczyzny w Nowym Testamencie jest obrazem jedności Boga i Kościoła, a więc każdego z nas. Obrazem Boga jest człowiek – kobieta i mężczyzna, nie każde z nich z osobna, ale właśnie jako jedność. Bóg chce z nami doświadczać takiej jedności, nie podzielnej, komplementarnej, intymnej i niepowtarzalnej. To, do czego jesteśmy zdolni jako ludzie jest piękne samo w sobie (może takim być), ale jest też odniesieniem do czegoś większego, dlatego seks nigdy nie jest i nie będzie celem. Albo jest językiem mówienia do siebie, albo jest obrazem największej Intymności Boga i człowieka.
I właśnie dlatego zły tak bardzo uderza w naszą seksualność. By rozwalić jedność z człowiekiem i z Bogiem. Seks nie jest zły, nie jest plugawy, ale zły w niego mocno uderza, bo nie ma niczego bardziej delikatnego w życiu człowieka.

 

Tekst pochodzi z bloga: kramer.blog.deon.pl

http://www.deon.pl/slub/homilie-slubne/art,16,dlatego-zly-uderza-w-nasza-seksualnosc.html

_______________________________________________________________________________________________________

Rekolekcje Adwentowe

_______________________________________________________________________________________________________

 

Rekolekcje adwentowe 2015 – Adwentowa droga śladami Jezusa

W Adwencie, czasie oczekiwania na przyjście Pana Jezusa, przygotowujemy się do tego szczególnego spotkania z Nim. Tematem naszych rekolekcji niech będzie adwentowa droga, którą każdy z nas przechodzi – droga śladami Jezusa.

Nauka pierwsza | Nauka druga | Nauka trzecia | Nauka czwarta

Rozważania na każdy dzień oraz cztery nauki na kolejne niedziele Adwentu przygotował ks. Marcin Kostka FSSP, duszpasterz. Na co dzień odprawia Mszę w klasycznej formie rytu rzymskiego w Kościele Świętego Krzyża i Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Krakowie. Prowadzi między innymi grupę harcerzy.

Ksiądz Marcin Kostka FSSP urodził się 21 stycznia 1979 roku w Busku-Zdroju. W 1998 roku został przyjęty do Zakonu Paulinów. Święcenia kapłańskie otrzymał w 2005 roku na Jasnej Górze z rąk Nuncjusza Apostolskiego w Polsce Ks. Abpa Józefa Kowalczyka. Po święceniach podjął studia doktoranckie na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim, na wydziale Historii Kościoła. Po niecałym roku wrócił do Polski do pracy duszpasterskiej. W 2013 roku otrzymał dekret eksklaustracyjny z Zakonu Paulinów i rozpoczął okres probacji w Bractwie Kapłańskim Świętego Piotra w Domu św. Jana Kantego w Krakowie.

Nauka pierwsza – serce gotowe na przyjście Boga

 

Pierwsza Niedziela Adwentu – 28/11/2015

Niebiosa, wysączcie z góry sprawiedliwość i niech obłoki z deszczem ją wyleją! Niechajże ziemia się otworzy, niechaj zbawienie wyda owoc i razem wzejdzie sprawiedliwość! Ja, Pan, jestem jego Stwórcą (Iz 45,8).

O tym pełnym nadziei oczekiwaniu przypomina nam okres Adwentu, w czasie którego przygotowujemy się na przyjście i narodziny naszego Pana Jezusa Chrystusa…

http://modlitwawdrodze.pl/rekolekcje/adwent-2015/nauka-pierwsza/

***************

Rekolekcje adwentowe 2015: Wędrując z Trzema Królami

Witamy na naszych rekolekcjach adwentowych AD 2015. Jako motyw przewodni naszej modlitwy tego roku rozważamy bożonarodzeniową historię o Trzech Królach opisaną w Ewangeli według świętego Mateusza.

W trakcie kolejnych tygodni, w każdy czwartek (począwszy od 26 listopada), będziemy publikować kolejną sesję rekolekcji. Wybór czasu i miejsca na modlitwę należy do Ciebie. Zachęcamy byś znalazł/a odpowiedni dla Ciebie czas i miejsce by medytować nad propowanymi tekstami.

Rekolekcje przygotował irlandzki jezuita o. Michael Paul Gallagher SJ (R.I.P. 6.11.2015). Wdzięczni za jego życie i posługę prosimy Cię o modlitwę w jego intencji.

Przed rozpoczęciem rekolekcji przeczytaj jak korzystać z naszej propozycji.

  • Witaj

    Rekolekcje adwentowe to czas duchowej uważności by być bardziej gotowym na przyjście Chrystusa do naszego życia.

    • Słowo “rekolekcje”, w znaczeniu, w jakim go tu używamy, nie oznacza tego, co od razu przychodzi nam do głowy. Pochodzi ono z terminologii wojskowej i oznacza wycofanie się z bitwy (ang. słowo ‘retreat’ oznacza jednocześnie rekolekcje i odwrót – przyp. tłum.). Jednak jego znaczenie religijne również można wytłumaczyć jako wycofanie się z bitwy. Lub, jeśli jest to zbyt silne porównanie, jako wycofanie się na czas modlitwy, a nawet udanie się w szczególne miejsce odosobnienia. Dla większości z was, słuchających tych refleksji, to odosobnienie nie będzie miejscem zewnętrznym, takim jak dom rekolekcyjny, ale wewnętrzną przestrzenią uważności. Zaproponujemy wam kilka rozwiązań, jak stworzyć dobre warunki do słuchania i obecności, tak aby Duch Boży mógł w nas pracować.
    • Nazywamy to rekolekcjami adwentowymi. I znów, mamy do czynienia z etymologią zwykłą i religijną. Mówimy np. o nadejściu epoki komputerowej (ang. słowo ‘advent’ używa się w znaczeniu Adwentu i nadejścia – przyp. tłum.), jako o ważnej nowości, która zmienia nasz świat. Jak wiemy, ten termin w znaczeniu religijnym odnosi się do okresu prowadzącego do Świąt Bożego Narodzenia; innymi słowy, całkowicie innego i bardzo ważnego Nadejścia, które zmienia nasz świat.
    • Szekspir powiedział, wkładając te słowa w usta Hamleta, że “gotowość jest wszystkim”. Rekolekcje adwentowe to czas duchowej uważności, utrzymywanej po to, by być bardziej gotowym na przyjście Chrystusa do naszego życia w tym roku. Jeśli nie podoba ci się termin „rekolekcje”, możemy nazwać całą tę przygodę, posługując się grą słów, adwentową przygodą z gotowością.
    • Aby wyruszyć w tę przygodę, proponuję sięgnięcie do słynnej Bożonarodzeniowej historii z Ewangelii św. Mateusza, historii Trzech Króli. Jest ona oczywiście bardzo dobrze znana i uwielbiana przez dzieci, ponieważ łatwo przedstawić ją na scenie. W rzeczywistości jednak – jak za chwilę się przekonamy – jest to dramat o dojrzałej wierze. Różne fragmenty tej narracji posłużą nam jako punkty wyjścia do refleksji i modlitwy osobistej.
    • W jaki sposób powinniśmy podejść do tej przygody z medytacją i modlitwą? Być może pierwszym i podstawowym zaproszeniem, jakie kryją w sobie rekolekcje, jest zachęta do tego, by po prostu zwolnić. Nasze życie jest tak chaotyczne. „Zbytnio nam ciąży świat” pisał Wordsworth, a nigdy wcześniej świat nie ciążył nam aż tak! Musimy więc uciec od tego rozdrobnienia i odnaleźć prostotę. Musimy wycofać się z codziennej bieganiny i stworzyć przestrzeń ciszy i spokoju. Zwróć uwagę na te cztery wartości: powolność, prostota, cisza, spokój. Moglibyśmy też dodać „cierpliwość wobec samych siebie”, ponieważ trzeba trochę czasu, aby zwolnić. Większość ludzi potrzebuje przyswoić sobie umiejętności pozwalające na zachowanie spokoju, aby stopniowo dojść do pewnej otwartości na Pana Boga.
    • Co mamy na myśli mówiąc o umiejętnościach zachowania spokoju? Niektóre z nich mogą brzmieć znajomo. Zwykłe słuchanie wszystkich otaczających cię dźwięków i pozwalanie na to, by cię otaczały. Albo zwracanie uwagi na swój wdech i wydech. Albo powtarzanie pewnych słów lub wyrażeń, takich jak „Przyjdź, Panie Jezu”. Albo wpatrywanie się w płomień świecy, skupianie na nim swojej uwagi i odrzucanie innych myśli i wrażeń. Zobacz, co sprawdza się w twoim przypadku. Pamiętaj: nie chodzi o technikę, ale o gotowość. Gotowość na przyjęcie Pana Boga. W tym właśnie duchu został napisany wspaniały i prosty wiersz Mary Oliver, w którym opisuje ona wejście w modlitwę jako coś, co nie wymaga jakichś szczególnych darów, co nie jest jak rzadki okaz kwiatu, ale zaczyna się od czegoś bardzo zwyczajnego, co zmierza w stronę usłyszenia Słowa. Tytuł wiersza to po prostu „Modląc się”.

    To nie musi być
    niebieski irys, to mogą być
    chwasty w opuszczonym miejscu lub kilka
    małych kamieni; po prostu
    bądź uważny, potem skleć
    kilka zdań i nie próbuj
    wymyślnych przemów; to nie
    konkurs, ale brama
    do wdzięczności, i cisza, w której
    inny głos może przemówić.

    • Porady praktyczne

      Wyraź w swoim wnętrzu modlitwę pragnienia odkrycia tego, co Bóg chce, abyś odkrył w tej medytacji.

      • Każdy akapit refleksji dotyczących Trzech Króli zawiera inne spojrzenie na tę historię, inny punkt wyjścia do modlitwy. Jak zawsze, przeczytaj te komentarze uważnie, ale z myślą o tym, aby znaleźć jeden lub dwa punkty, które każą ci się zatrzymać i pomodlić. Zawsze możesz wrócić do pozostałych kwestii innego dnia.
      • W ten sam sposób czytaj powoli wersety Pisma Świętego i zwróć uwagę czy jeden lub więcej z nich nie uderza ciebie bardziej niż pozostałe. Zaufaj temu. Nie staraj się wybierać wszystkiego! Te krótkie cytaty mają pomóc ci zanurzyć się w historii Trzech Króli w sposób bardziej osobisty. Pomocne może okazać się kilkukrotne powtarzanie danego zdania z Pisma Świętego, powoli i ze czcią. Z czasem może się okazać, że potrafisz odpoczywać w ciszy, w tych słowach lub w jakimś obrazie z historii Trzech Króli, który wydaje ci się ważny.
      • Tytułem podsumowania. Najpierw przeczytaj refleksję, następnie rozważ fragmenty Pisma Świętego i, po trzecie, pozostań w ciszy, przyglądając się, co z tego co przed chwilą przeczytałeś przemawia do ciebie silniej lub bardziej osobiście. Aby pogłębić wewnętrzną ciszę, zamknij oczy i wyraź w swoim wnętrzu modlitwę pragnienia odkrycia tego, co Bóg chce, abyś odkrył w tej medytacji. Pozwól tej modlitwie prośby poprowadzić cię w stronę czci i nadziei. Pozostań tam łagodnie tak długo, jak to możliwe. Następnie przeczytaj ponownie te fragmenty z Pisma Świętego lub refleksji, które najbardziej cię poruszyły.
      • Wyciszenie

        Daj sobie kilka chwil na wyciszenie

        Kiedy rozpoczynasz modlitwę, zamknij oczy i daj sobie kilka chwil na wyciszenie. Znajdujesz się w tym „miejscu” aby popatrzeć na swoje życie w nowym świetle. Proś abyś był/a w stanie nawiązać kontakt ze swoimi najgłębszymi pragnieniami:

        Panie Jezu, Ty powiedziałeś, że jesteś Światłem Świata i naszą Drogą, Prawdą i Życiem. Daj mi odkryć jak mam podróżować z Tobą podczas tego adwentu w kierunku nowego Światła – Ciebie.

        • Słowo Boże

          Mt 2, 1-2
          Gdy zaś Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: “Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać mu pokłon”.

          Refleksja

          Nasza adwentowa modlitewna podróż jest jedną z form naszej wierności światłu, które nas wzywa.

          • W drugim rozdziale Ewangelii według św. Mateusza słyszymy, że “ujrzeli Jego gwiazdę na Wschodzie i przybyli oddać pokłon” nowonarodzonemu królowi. Oznacza to, że ich podróż rozpoczęła się od zdumienia. Być może byli oni astronomami lub astrologami, którzy widzieli już mnóstwo gwiazd, ta jednak wydała im się inna. Odczytali to jako znak czegoś szczególnie nowego, co kazało im wyruszyć na długie poszukiwania. Innymi słowy, historia ta rozpoczyna się od nowego światła, oświetlającego i rozbudzającego ich pragnienie.
          • Odczytajmy to teraz w świetle naszej adwentowej przygody. W swoim znanym wierszu T.S. Eliot mówi o „mieszaniu pamięci z pragnieniem”. Przypominamy sobie tutaj starożytną historię, pozwalając jej jednak dotknąć naszych obecnych nadziei. Jaka gwiazda, jeśli można tak to ująć, pobudza w tym roku Twoje pragnienie? Jakiego rodzaju nowe światło zaprasza Cię do przekroczenia siebie? Nasza adwentowa modlitewna podróż to jeden ze sposobów na pozostanie wiernym temu światłu, które nas wzywa. Tak naprawdę, ta historia rozpoczyna się od wezwania, od światła pochodzącego spoza nas. Po pierwsze, musimy się zatrzymać i rozpoznać to światło. Następnie potrzeba nam odwagi, aby pozwolić mu rozbudzić nasze pragnienie. A po trzecie, pragnienie to może pobudzić nas do wyruszenia, wiernego podążenia za światłem.
          • Światło, pragnienie i ruch. Współdziałanie tych trzech rzeczywistości jest kluczowe dla historii Trzech Króli, jak również dla naszej wiary i modlitwy. Spróbuj przełożyć to na konkrety w Twojej obecnej sytuacji. Czy potrafisz rozpoznać i nazwać to światło, które zdaje się Ciebie przywoływać? Czy potrafisz dotknąć swoich najgłębszych pragnień w tym momencie swojego życia? Jakiego rodzaju ruch lub wewnętrzny kierunek proponuje Ci tegoroczny czas Adwentu? W Ewangelii historia Trzech Króli mówi o ruchu w stronę odkrycia Chrystusa, o wiernym podążaniu za światłem, naznaczonym również czasem ciemności i niebezpieczeństwa (jak się za chwilę przekonamy).
          • C. S. Lewis napisał kiedyś, że przyrządem, przy pomocy którego rozpoznajesz Boga jesteś Ty sam. Aby teleskop mógł działać, musi być czysty. W przeciwnym razie gwiazdy, które będziemy w nim oglądać, będą niewyraźne. Podobnie też, aby odkryć to światło, które Cię wzywa, potrzebne jest pewne usposobienie. Bądź dla siebie cierpliwy, gdy próbujesz się modlić. Może to zająć trochę czasu, zanim znikną pyłki i rozproszenia. Być może wielu ludzi widziało tę gwiazdę, ale tylko Trzej Królowie mieli wrażliwość i otwartość, potrzebne do tego, by rozpoznać ją jako szczególne wezwanie.
          • Módl się szczerze w intencji tego, czego brakuje Ci obecnie w Twoim życiu i pozwolić, by stało się to dobrą misją.
          • Kwestia pragnienia jest najważniejszym punktem wyjścia w życiu duchowym. Kiedy święty Paweł przemawiał do ateńskich elit, przypomniał im, że wszyscy szukają Boga, próbując, “czy nie znajdą Go niejako po omacku” (Dz 17:27). W wielu psalmach znajdują się wymowne opisy doświadczenia tej tęsknoty: „Ciebie pragnie moja dusza, za Tobą tęskni moje ciało, jak ziemia zeschła, spragniona, bez wody” (Ps. 63). Być może pragnienie to często rodzi się z poczucia braku. Możesz modlić się szczerze w intencji tego, czego brakuje Ci obecnie w Twoim życiu i pozwolić, by stało się to dobrą misją – taką jak ta, w którą wyruszyli Trzej Królowie, udając się w niezwykłą podróż. Święty Augustyn zauważył kiedyś, że gwiazda, którą widzieli, była znakiem ich najgłębszego pragnienia i dodał: zostało ci dane światło, jednak jego źródło nie jest w tobie. Duch Święty prowadzi Cię, obiecując Ci, że twoja “dusza będzie sycić się niby sadłem i tłustością” (znów Ps. 63). Twoja początkowa kruchość może stać się źródłem radosnego odkrycia, tak jak w historii Trzech Króli.
          • Pragnienie potrzebuje skupienia. Święty Ignacy z zadziwiającym uporem nalegał, by rozpoczynając okres modlitwy prosić o konkretną łaskę. Czego więc szukamy u progu tego Adwentu? Można to sobie wyobrazić na różne sposoby. Może to być przyznanie się do tego, czego brak w moim życiu. Rozpoznanie światła, które mnie wzywa i bycie mu wiernym. Cytując świętego Ignacego, może to być prośba o „wewnętrzne poznanie Pana, tak abym Go znał i Go naśladował”. Ufność, że Pan wzywa mnie, abym szukał Go w tym Adwencie i że Jego obietnica może wypełnić się dla mnie w nadchodzących tygodniach: „szukajcie, a znajdziecie” (Mt 7:7). Jak się przekonamy, w przypadku Trzech Króli słowa te sprawdziły się w spektakularny sposób.
          • Oto kilka końcowych sugestii na ten pierwszy etap rekolekcji. Jeżeli coś z tego rozważania poruszyło cię w szczególny sposób, potraktuj to jako znakomity punkt wyjścia do refleksji. Pozostań z tym i uczyń to czymś osobistym; nie zapomnij jednak najpierw stanąć w obecności Pana Boga. Nie spiesz się; nie ma takiej potrzeby. Zobacz, jaka nadzieja lub pragnienie cię porusza. Pamiętaj też, żeby nie poprzestać na monologu. Modlitwa to również słuchanie, jak ujęła to Mary Oliver, w „ciszy, w której inny głos może przemówić”.Światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła. (J 1: 5).

          http://www.swietaprzestrzen.pl/node/198233

     

 

_______________________________________________________________________________________________________

O autorze: Słowo Boże na dziś