Słowo Boże na dziś – 26 czerwca 2015 r. – piątek – św. Zygmunta Gorazdowskiego, prezbitera

Myśl dnia

Gdyby ten świat nie był najdoskonalszy z możliwych, Bóg by go nie stworzył.

Gottfried Wilhelm Leibniz

….samo uleczenie ciała nic nie pomoże, kiedy boleje duch. Podobnie jest i z duchem, bo kiedy on cierpi, cierpi też i nasze ciało…
Mariusz Han SJ
*******

PIĄTEK XII TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II

PIERWSZE CZYTANIE (Rdz 17,1.9-10.15-22)

Izaak będzie dziedzicem przymierza

Czytanie z Księgi Rodzaju.

Gdy Abram miał dziewięćdziesiąt dziewięć lat, ukazał mu się Pan i rzekł do niego: „Jam jest Bóg Wszechmogący. Służ Mi i bądź nieskazitelny”.
Potem Bóg rzekł do Abrama: „Ty zaś, a po tobie twoje potomstwo przez wszystkie pokolenia, zachowujcie przymierze ze Mną. Przymierze, które będziecie zachowywali, między Mną i wami, czyli twoim przyszłym potomstwem, jest takie: wszyscy mężczyźni mają być obrzezani”.
I mówił Bóg do Abrahama: „Żony twej nie będziesz nazywał imieniem Saraj, lecz imię jej będzie Sara. Błogosławiąc jej, dam ci i z niej syna, i będę jej nadal błogosławił, tak że stanie się ona matką ludów i królowie będą jej potomkami”.
Abraham, upadłszy na twarz, roześmiał się; pomyślał sobie bowiem: „Czyż człowiekowi stuletniemu może się urodzić syn? Albo czy dziewięćdziesięcioletnia Sara może zostać matką?”
Rzekł zatem do Boga: „Oby przynajmniej Izmael żył pod Twoją opieką!” A Bóg mu na to: „Ależ nie, żona twoja, Sara, urodzi ci syna, któremu dasz imię Izaak. Z nim też zawrę przymierze, przymierze wieczne z jego potomstwem, które po nim przyjdzie. Co do Izmaela, wysłucham cię: Oto pobłogosławię mu, żeby był płodny, i dam mu niezmiernie liczne potomstwo; on będzie ojcem dwunastu książąt, narodem wielkim go uczynię. Moje zaś przymierze zawrę z Izaakiem, którego urodzi ci Sara za rok- o tej porze”.
Wypowiedziawszy te słowa, Bóg oddalił się od Abrahama.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 128,1-2.3.4-5)

Refren: Błogosławiony, kto się boi Pana.

Szczęśliwy człowiek, który się boi Pana *
i chodzi Jego drogami.
Będziesz spożywał owoc pracy rąk swoich, *
szczęście osiągniesz i dobrze ci będzie.

Małżonka twoja jak płodny szczep winny *
w zaciszu twojego domu.
Synowie twoi jak oliwne gałązki *
dokoła twego stołu.

Tak będzie błogosławiony człowiek,
który się boi Pana.
Niech cię z Syjonu Pan pobłogosławi +
i obyś oglądał pomyślność Jeruzalem *
przez wszystkie dni twego życia.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Mt 8,17)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Jezus wziął na siebie nasze słabości
i nosił nasze choroby.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA (Mt 8,1-4)

Uzdrowienie trędowatego

Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.

Gdy Jezus zeszedł z góry, postępowały za Nim wielkie tłumy. A oto zbliżył się trędowaty, upadł przed Nim i prosił Go: „Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Jezus wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł: „Chcę, bądź oczyszczony”. I natychmiast został oczyszczony z trądu.
A Jezus rzekł do niego: „Uważaj, nie mów nikomu, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich”.

Oto słowo Pańskie.

**********************************************************************

KOMENTARZ

 

Pokorna prośba

Nie bójmy się zwracać do Jezusa o pomoc. Trędowaty wykorzystał nadarzającą się okazję i wyraził to, co najbardziej leżało mu na sercu: „Panie! Jeśli chcesz możesz mnie oczyścić”. Jego prośba, tak bezpośrednia i tak pełna wiary, została przez Zbawiciela natychmiast spełniona. Trędowaty był człowiekiem pokornym. Zanim jednak poprosił o Bożą interwencję, oddał Jezusowi pokłon. Ten gest oznacza także żal za grzechy. Możemy od Boga otrzymać wiele łask, ale tylko wówczas, gdy będziemy pokorni i zerwiemy z grzechem.

Panie, zwracam się do Ciebie tak jak ten trędowaty człowiek. Uzdrów mnie i oczyść z moich grzechów. Pragnę służyć Tobie z sercem ofiarnym i czystym.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html
*******

#Ewangelia: Czy chcę miłosierdzia?

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. shutterstock.com)

Gdy Jezus zeszedł z góry, postępowały za nim wielkie tłumy. A oto zbliżył się trędowaty, upadł przed Nim i prosił Go: “Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Jezus wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł: “Chcę, bądź oczyszczony”. I natychmiast został oczyszczony z trądu.
A Jezus rzekł do niego: “Uważaj, nie mów nikomu, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich”.

 

Komentarz do Ewangelii

 

Trąd jest symbolem grzechu. Jezus nie tylko chciał, ale i w pewnym sensie “musiał” uzdrowić owego trędowatego, by dać nam wyraźnie do zrozumienia, że bardzo chce oczyścić nas z win i wyzwolić od grzechu. Pojawia się jednak pytanie, czy my chcemy takiego oczyszczenia? Czy mając grzechy na sumieniu zbliżamy się do Jezusa, jak ów trędowaty, czy może raczej uciekamy przed Nim?
Ta dzisiejsza Ewangelia jest nie tylko lekcją o Bożym miłosierdziu, ale też o potrzebie dążenia, by ono mogło w nas swobodnie działać.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2471,ewangelia-czy-chce-milosierdzia.html
*******

Na dobranoc i dzień dobry – Mt 8, 1-4

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. lindes / Foter.com / CC BY-NC-SA)

Bądź oczyszczony…

 

Uzdrowienie trędowatego
Gdy Jezus zeszedł z góry, postępowały za Nim wielkie tłumy. A oto zbliżył się trędowaty, upadł przed Nim i prosił Go: Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić.

 

/Jezus/ wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł: Chcę, bądź oczyszczony! I natychmiast został oczyszczony z trądu.

 

A Jezus rzekł do niego: Uważaj, nie mów nikomu, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich.

 

Opowiadanie pt. “O królu i niewolnicy”

 

Wielki król pewnego małego, afrykańskiego państewka zakochał się w pięknej niewolnicy i postanowił pojąć ją za żonę. Kazał więc przeprowadzić ją z domu niewoli do swego pałacu. Ale od razu tego samego dnia, gdy dama przekroczyła progi domu królewskiego, nawiedziła ją jakaś tajemnicza choroba.

 

Dziewczyna marniała w oczach. Aczkolwiek król sprowadził najtęższych medyków i najdroższe lekarstwa, nic ani nikt nie mógł jej pomóc.

 

Wówczas zrozpaczony król ogłosił, że odda połowę swego królestwa temu, kto uzdrowi biedne dziewczę. Ale nikt nie chciał leczyć choroby, wobec której nawet najlepsi lekarze byli bezradni. W końcu zjawił się jakiś mędrzec, twierdząc, że jest w stanie dziewczynę uratować; musi jednak najpierw porozmawiać z nią w cztery oczy. Król zgodził się na to.

 

I po godzinnej rozmowie przed jego tron przyprowadzono mędrca, który oświadczył : – Wasza królewska mość, ja rzeczywiście znam niezawodne lekarstwo na tę chorobę. Jestem tak pewny jego działania, że w razie niepowodzenia, mogę zapłacić głową. Lekarstwo to jednak będzie bolesne zarówno dla dziewczyny, jak i dla króla. – Powiedz, co to za lekarstwo – zawołał monarcha – a sprowadzimy je, bez względu na cenę.

 

Wówczas mędrzec spojrzał z politowaniem na króla i powiedział :- Dziewczyna kocha jednego z królewskich sług. Pozwól jej, aby się pobrali, a będzie natychmiast zdrowa jak ryba.

 

Refleksja
Jest tak wielu ludzi wokół nas, którzy potrzebują pomocy. Jest wielu takich, którzy potrzebują prostego gestu “oczyszczenia” ich ze zła, które ich dotyka, trawi i wypala wewnętrznie, w środku ich duszy. Zwykła rozmowa, uśmiech, gest, to one dają nadzieję, która zmieniła nie jedno piekło życia ludzkiego…

 

Jezus, kiedy uzdrawiał ludzi, to nie była to pomoc doraźna i dotycząca tylko uzdrowienia fizycznego. Jezus leczył nie tylko ciało, ale i dusze. Leczył zatem całościowo. Wiedział bowiem, że samo uleczenie ciała nic nie pomoże, kiedy boleje duch. Podobnie jest i z duchem, bo kiedy on cierpi, cierpi też i nasze ciało…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Jak i kiedy należy pomagać innym?
2. Czy pomoc doraźna wystarcza?
3. Jak leczyć ducha i ciało?

 

I tak na koniec…
Co jest najśmieszniejsze w ludziach: “Zawsze myślą na odwrót: spieszy im się do dorosłości, a potem wzdychają za utraconym dzieciństwem. Tracą zdrowie by zdobyć pieniądze, potem tracą pieniądze by odzyskać zdrowie. Z troską myślą o przyszłości, zapominając o chwili obecnej i w ten sposób nie przeżywają ani teraźniejszości ani przyszłości. Żyją jakby nigdy nie mieli umrzeć, a umierają, jakby nigdy nie żyli” (Paulo Coelho)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,304,na-dobranoc-i-dzien-dobry-mt-8-1-4.html
********

Św. Zygmunta Gorazdowskiego

Okres zwykły, Mt 8, 1-4

Dzisiejsza Ewangelia ukazuje Pana Jezusa jako człowieka, który nie zna słowa „musisz”, nie wymaga więcej niż to, co jest w zasięgu, co jest możliwe do zrobienia.Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Mateusza
Mt 8, 1-4
Gdy Jezus zeszedł z góry, postępowały za Nim wielkie tłumy. A oto zbliżył się trędowaty, upadł przed Nim i prosił Go: «Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić». Jezus wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł: «Chcę, bądź oczyszczony». I natychmiast został oczyszczony z trądu. A Jezus rzekł do niego: «Uważaj, nie mów nikomu, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich».

Jezus schodzi z góry. Nikt Mu nie każe tego robić. Idą za Nim tłumy, więc ma publiczność, którą może nauczać. On sam jednak chce zejść, by służyć nie tłumom, ale konkretnemu człowiekowi. Przychodzi do tego, kto Go naprawdę potrzebuje.

Trędowaty, który pojawia się w tej Ewangelii, nie zdaje się być mocno wierzącą osobą. Gdyby tak było, powiedziałby raczej, że Jezus ma go uzdrowić, bez zbędnych dodatkowych słów. Chory bardziej niż uwierzyć, chce po prostu być zdrowym. A czy ty wiesz, czego chcesz w swoim życiu?

Jezusowi nie trzeba wiele. On ze wszystkiego potrafi wyciągnąć dobro. Dlatego też i z trędowatego, który chciał tylko wyzdrowieć, czyni świadka, czyni go swoim apostołem, który poprzez swój przykład będzie opowiadał o Dobrej Nowinie, której sam doświadczył.

Nie ma się czego bać ani wstydzić. Trzeba się raczej ucieszyć z tego, co się rodzi w tobie na modlitwie. Podziękuj dzisiaj za choćby iskrę jakiegokolwiek pragnienia, które pojawia się w tobie teraz.

O muzyce

Utwór: Wezwij Go, gdy.., Dla Ciebie i dla mnie
Wykonanie: New Life’M
Utwór: Winds of Sertao, The Most Beautiful Things
Wykonanie: Michael Murphy

http://modlitwawdrodze.pl/modlitwa/?uid=3809

*******

Benedykt XVI, papież od 2005 do 2013
Encyklika „Spe salvi”, § 36 (trad. © copyright Libreria Editrice Vaticana)

“Chcę, bądź oczyszczony!”
 

Podobnie jak działanie również i cierpienie przynależy do ludzkiej egzystencji. Pochodzi ono z jednej strony z naszej skończoności, a z drugiej strony z ogromu win, jakie nagromadziły się w ciągu historii i jakie również obecnie bez przerwy narastają.

Oczywiście należy robić wszystko, co w naszej mocy, aby cierpienie zmniejszyć: zapobiec, na ile to możliwe, cierpieniom niewinnych, uśmierzać ból, pomagać w przezwyciężeniu cierpień psychicznych. Są to obowiązki wynikające zarówno ze sprawiedliwości, jak i z miłości, które wchodzą w zakres podstawowych wymagań chrześcijańskiej egzystencji i każdego życia prawdziwie ludzkiego. W walce z bólem fizycznym udało się poczynić wielkie postępy. Tymczasem cierpienia niewinnych, jak również cierpienia psychiczne raczej nasiliły się w ciągu ostatnich dziesięcioleci.

Tak, musimy zrobić wszystko dla pokonania cierpienia, ale całkowite usunięcie go ze świata nie leży w naszych możliwościach – po prostu dlatego, że nie możemy zrzucić z siebie naszej skończoności i dlatego, że nikt z nas nie jest w stanie wyeliminować mocy zła, winy, która – jak to widzimy – nieustannie jest źródłem cierpienia. To mógłby zrobić tylko Bóg: jedynie Bóg, który stając się człowiekiem sam wchodzi w historię i w niej cierpi. Wiemy, że ten Bóg jest i że dlatego moc, która «gładzi grzech świata» (J 1, 29) jest obecna na świecie. Wraz z wiarą w istnienie tej mocy pojawiła się w historii nadzieja na uleczenie świata.

https://mail.google.com/mail/u/0/#inbox/14e2d1ec62bde560

*******

*********

W poszukiwaniu szczęścia

W poszukiwaniu szczęścia

Szczęśliwy człowiek, który się boi Pana
i chodzi Jego drogami” (Ps 128,1).

Osiągnięcie prawdziwego szczęścia jest wpisane w sens i cel ludzkiego życia. Psalmista podaje cechy, jakie ono powinno posiadać. Najpierw chodzi o życie zgodne z wolą Boża, wyrażającą się w zachowywaniu przykazań. Do tego dochodzi obfitość w postaci pomyślności materialnej i licznego potomstwa. Nadal istotne są obiecane w psalmie: zgoda w rodzinie i pokój w narodzie.

Warto zauważyć, że jako uczniowie Jezusa nie musimy szukać szczęścia w pojedynkę: „Kto wierzy, nigdy nie jest sam” (Benedykt XVI). Oblubienica Chrystusa, jaką jest Kościół, Jego żywe Ciało, zaprasza nas do stołu Słowa i Eucharystii, by nas otwierać na prawdziwe szczęście. Może uda się nam zatrzymać, znaleźć czas na udział we Mszy dzisiaj, albo jutro, aby spotkać się z Tym, który „wziął na siebie nasze słabości i nosił nasze choroby”.

Czytania mszalne rozważa ks. Leszek Smoliński

*******

12. tydzień zwykły

dodane 2015-06-20 18:00

ks. Piotr Alabrudziński

Wszechmogący Boże, obdarz nas ustawiczną bojaźnią i miłością Twojego świętego imienia, albowiem nigdy nie odmawiasz opieki, tym, których utwierdzasz w swojej miłości. Przez naszego Pana…

12. tydzień zwykły   Henryk Przondziono/Agencja GN Klasztor Benedyktynek w Staniątkach. Kancjonał z ok. 1535 roku.

Bojaźń i miłość. Połączenie dość niecodzienne. Jak możliwe jest jednocześnie bać się kogoś i kochać go? U Boga nie ma nic niemożliwego, jak mówi Pismo Święte. Bojaźń względem Boga, lub konkretniej jak precyzuje dzisiejsza kolekta – względem Jego świętego imienia, łączy się z miłością dość ściśle. To bojaźń, która nie tyle dotyczy tej osoby, jej reakcji, ale raczej samego siebie w tym sensie, że nie chce zrobić nic, co mogłoby zranić obiekt i cel miłości. Właśnie w tym sensie Boga można się bać i zarazem Go kochać, bez żadnej wewnętrznej sprzeczności, czy paraliżu. Ja jednak jako człowiek jestem słaby. Nawet na tyle słaby, że bez światła Bożej łaski, bez światła objawienia, nie mogę tego pojąć. To Bóg sam jest tym, który utwierdza w swojej miłości. A bez Niego nic nie mogę uczynić.

http://liturgia.wiara.pl/doc/419620.12-tydzien-zwykly

*******

Komentarz liturgiczny

Uzdrowienie trędowatego
(Mt 8, 1-4
)

Warto zwrócić uwagę na trzy etapy:
1) Wołanie: Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić.
2) Działanie Jezusa: Chcę – mówi i działa.
3) Podziękowanie Bogu w sposób widoczny dla Kościoła – szczególnie kapłanom potrzeba świadectwa działania Jezusa.
Zauważmy, że trędowaty prosząc dał Bogu wybór, bo Bóg wybiera mając na względzie dobro człowieka. Dobrze mieć tego świadomość.
Szczęśliwy człowiek, który ma wzgląd na Bożą wolę. Szuka jej i realizuje w swoim postępowaniu.
Szczęśliwy człowiek, w którego domu jest Bóg.
Szczęśliwy człowiek, który żyje w przymierzu z Bogiem.

Asja Kozak
asja@amu.edu.pl

*******

Refleksja katolika

Jezus nie używa skomplikowanych słów, nieznanych zwrotów, nie posługuje się trudnymi teoriami – mówi prosto, obrazowo dając jasne przesłania tego, co chce pokazać. Dziś zaprasza nas do ogrodu, gdzie wskazuje na drzewa. Drzewa, które na pierwszy rzut oka – są takie same, albo bardzo podobne. Po czym poznać? To oczywiste – po owocach…

Dokładnie tak samo z ludźmi – jesteśmy tacy sami, a jednak różni. Różne są nasze zachowania, relacje, zasady i, mimo iż wiemy, co dobra a co złe – nie zawsze zachowujemy się właściwie wybierając dobro. Czasem to tylko drobnostki, jednak – z tych drobnostek składa się nasze życie! I, nie możemy dać się zwieść złu – choćby w najdrobniejszych sprawach, bo one prowadzą do niewierności i odejścia!

Strzeżmy się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami. Umiejmy zawsze opowiadać się po stronie dobra rodząc swoją postawą dobre owoce, które karmić będą przyszłe pokolenia.

Beata Żabka 

***

Człowiek pyta:

Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?
Mt 19,3

***

KSIĘGA I, Zachęty pomocne do życia duchowego

Rozdział XXIII, O ROZPAMIĘTYWANIU ŚMIERCI

1. Bardzo szybko będzie tu po tobie, popatrz więc trochę inaczej na swoje istnienie. Człowiek dzisiaj jest jutro już go nie widać 1 Mch 2,63. A kiedy zniknie sprzed oczu, szybko zejdzie z pamięci. O, ta tępota i zakamieniałość ludzkiego serca, które myśli tylko o teraźniejszości, a nie potrafi przewidywać tego, co nadejdzie.

W każdej chwili, w każdym kroku i w myśli wyobrażaj sobie, że już dziś umrzesz. Gdybyś miał czyste sumienie, nie bałbyś się tak bardzo śmierci. Lepiej unikać grzechu niż uciekać od śmierci. Dziś jeszcze nie jesteś gotowy, a co będzie jutro? Jutro niepewne, skąd wiesz, czy będziesz miał jakieś jutro?

2. Cóż nam po długim życiu, skoro tak mało się doskonalimy? Długie życie nie zawsze ulepsza człowieka, a często tylko zwiększa rozmiar winy. Gdybyśmy choć jeden dzień dobrze przeżyli na świecie! Niektórzy liczą sobie lata od nawrócenia, ale jakże często lichy jest plon tego czasu.

Strasznie jest umierać, ale może jeszcze niebezpieczniej długo żyć. Szczęśliwy, kto zawsze ma przed oczyma godzinę swojej śmierci i codziennie przygotowuje się do skonu. Może widziałeś kiedy, jak umiera człowiek. Pamiętaj, że i ty odejdziesz w tę samą drogę Joz 23,14; 1 Krl 2,2.

3. Gdy nadejdzie ranek, pomyśl, że nie doczekasz wieczora. Wieczorem nie obiecuj sobie tak śmiało poranka. Zawsze więc bądź gotowy i żyj tak, aby śmierć nigdy nie zastała cię nie przygotowanym.

Tylu ludzi umiera nagle i niespodziewanie. Bo o godzinie, której się nikt nie spodziewa, przyjdzie Syn Człowieczy Mt 24,44; Łk 12,40. A kiedy nadejdzie już ta ostatnia godzina, zaczniesz zupełnie inaczej patrzeć na całe swoje minione życie i będziesz żałował, żeś był tak niedbały i tak słaby Mt 24,22.24.

4. Jakże szczęśliwy i mądry jest ten, kto już teraz stara się być takim, jakim chciałby być w obliczu śmierci! Nadzieję szczęśliwej śmierci może dać tylko zupełne odrzucenie światowości, żarliwe pragnienie dobra, umiłowanie dyscypliny, trud pokuty, gorliwe posłuszeństwo, zapomnienie o sobie i znoszenie trudności dla miłości Chrystusa. Wiele możesz zrobić, póki jesteś zdrowy, ale w chorobie nie wiem, co potrafisz. Mało jest takich, którzy stają się lepsi dzięki chorobie, tak jak i ci, co wiele podróżują, niekoniecznie stają się święci.

5. Nie licz na przyjaciół i bliskich i nie odkładaj spraw zbawienia na nieokreśloną przyszłość, bo szybciej, niż sądzisz, ludzie zapomną o tobie. Lepiej zawczasu przewidywać i póki czas dobrze czynić, niż zdawać się na cudzą pomoc. Jeśli ty sam nie troszczysz się teraz o siebie, któż potem zatroszczy się o ciebie? Teraz jest czas drogocenny. Teraz są dni zbawienia, teraz właśnie pora 2 Kor 6,2; Iz 49,8.

Ale niestety! Nie korzystasz z tej pory tak, jak byś mógł, aby zasłużyć na życie wieczne. Przyjdzie czas, że zapragniesz mieć choć jeden dzień, choć jedną godzinę na poprawę, a nie wiem, czy otrzymasz.

6. Spójrz, mój drogi, od jakiego niebezpieczeństwa mógłbyś się uwolnić, jakiego pozbyć się strachu, gdybyś zawsze żył w bojaźni i pamiętał o śmierci. Staraj się żyć tak, abyś w godzinie śmierci mógł się raczej cieszyć niż lękać.

Ucz się teraz umierać dla świata, abyś już zaczął żyć z Chrystusem. Ucz się wszystko od siebie odsuwać, abyś już wolny mógł podążać do Chrystusa 1 Kor 9,27. Oczyść się przez pokutę, abyś mógł już teraz żyć w niezachwianej ufności.

7. Ach, ty głupcze! Dlaczego myślisz, że będziesz żył długo, gdy żaden dzień twój nie jest pewny? Koh 9,3. Jak wielu ludzi zwiodła ta pewność, a nagła śmierć znienacka wyrwała ich z życia! Ileż to razy słyszałeś, że ten zginął od miecza, tamten utonął, ów runął z góry i złamał kark, tego przy stole, tamtego przy zabawie dosięgnął koniec!

Jeden zginął w ogniu, drugi od żelaza, trzeci od zarazy, czwarty z rąk zabójców; i tak śmierć jest kresem każdego, a życie ludzkie przemija jak cień Ps 144(143),4.

8. Któż będzie o tobie pamiętał po twojej śmierci? I któż się za ciebie pomodli? Rób, rób teraz, najmilszy, co możesz zrobić, bo nie wiesz, kiedy umrzesz, i nie wiesz, co cię czeka po śmierci!

Póki masz jeszcze czas, gromadź skarby nieśmiertelne Ga 6,10. Nie myśl o niczym prócz zbawienia, troszcz się tylko o to, co Boże. Zdobywaj sobie już teraz przyjaciół wielbiąc świętych Pańskich i naśladując ich życie, aby, kiedy opuścisz świat, oni przyjęli cię do przybytków wieczności Łk 16,9.

9. Uważaj się za przechodnia i gościa na ziemi, którego ziemskie sprawy nie powinny wiele obchodzić 1 P 2,11. Zachowaj serce wolne i uniesione ku Bogu, bo tutaj nie masz dla siebie trwałej ojczyzny Hbr 13,14. Tam kieruj prośby i westchnienia, i codzienne łzy, aby po śmierci duch twój mógł przejść szczęśliwie wprost do Pana. Amen.

Tomasz a Kempis, ‘O naśladowaniu Chrystusa’

http://www.katolik.pl/modlitwa,883.html

Refleksja maryjna

Wiara Maryi

Według zapisu w Księdze Rodzaju Pan przypomniał pierwszy akt wiary, stawiając Abrahama wobec paradoksalnej wręcz obietnicy o niezliczonym potomstwie, które miałoby się z niego zrodzić, choć był już u kresu życia i nie miał potomka. “Abraham uwierzył i Pan poczytał mu to za zasługę” (Rdz 15, 6). I tak Abraham, “który wbrew nadziei, uwierzył nadziei” (Rz 4, 18) był uważany przez Hebrajczyków za założyciela i wzór wiary Izraela. Boskie przesłanie w Zwiastowaniu przybiera taki sam wzór: stawia Maryję wobec paradoksalnej obietnicy i wobec pozornej niemożliwości, spowodowanej stanem Jej dziewictwa. W ten sam sposób, w jaki Abraham uwierzył w moc Boga zdolną pogodzić obiecane potomstwo z bezpłodnością Sary, Maryja wierzy boskiej mocy pogodzenia obiecanego macierzyństwa z dziewictwem. W obydwu przypadkach zaistniała wiara we wszechmogącego Boga, który pokonuje ludzką bezsilność. Wiara, która przyciąga na siebie łaskę cudownego potomstwa.

Wiara Maryi podobnie jak wiara Abrahama, została wystawiona na próbę i osiągnęła najwyższy szczyt po ofiarowaniu Syna. Ona odczuła próbę jeszcze silniej z tej przyczyny, że Anioł ujawnił Jej, że Jezus jest Zbawicielem, miała zatem więcej racji niż Abraham, by skoncentrować całą swoją nadzieję w Nim. A ponieważ dramat Kalwarii wydawał się porażką, która niweczyła nadzieję, wiara Maryi była bardziej heroiczna od wiary Abrahama.

J. Galot

teksty pochodzą z książki: “Z Maryją na co dzień – Rozważania na wszystkie dni roku”
(C) Copyright: Wydawnictwo SALWATOR,   Kraków 2000
www.salwator.com

 

**********************************************************************
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
26 CZERWCA
******
Święci męczennicy Jan i Paweł
Święci męczennicy Jan i Paweł Jan i Paweł byli braćmi. Zajmowali wysokie stanowiska na dworze Konstantyny, córki cesarza Konstantyna Wielkiego. Potem zajmowali znaczące stanowiska w wojsku rzymskim. Wreszcie jako senatorowie rzymscy zamieszkali w pałacu na wzgórzu Celio w Rzymie. Kiedy wybuchło prześladowanie chrześcijan, cesarz Julian Apostata zaprosił obu braci na swój dwór. Odmówili, by w ten sposób wyrazić swoją dezaprobatę dla edyktów prześladowczych cesarza. Władca zemścił się w ten sposób, że przysłał do ich dworu swojego namiestnika, Terencjana, aby wymusił na nich złożenie ofiary z kadzidła najwyższemu bóstwu rzymskiemu, Jowiszowi. Kiedy zaś ci stanowczo odmówili, kazał ich potajemnie zgładzić w nocy 26 czerwca 362 r. w ich własnym domu, by nie było rozgłosu.
W 398 roku senator rzymski, Bizante, i jego syn Pammachiusz, wznieśli na miejscu męczeństwa obu braci bazylikę. Zdewastowana przez Alaryka, dowódcę Wandalów w 410 roku, została na nowo odbudowana. Uszkodzona poważnie przez trzęsienie ziemi, jakie nawiedziło Rzym za papieża św. Leona I Wielkiego (442), i znowu odbudowana, uległa zniszczeniu przy najeździe na Rzym króla Normanów, Roberta Guiskarda (1084). Za panowania papieża Paschalisa II (1099-1118) kardynał Teobald dźwignął bazylikę z ruin i pięknie ją przyozdobił. Stale upiększana, doczekała się dzisiejszego, bogatego wystroju (marmury, rzeźby, drogocenne obrazy) w latach 1715-1718 przez kardynała Fabrycjusza Paoluzzi. Prace archeologiczne finansowane przez kardynała Franciszka Spellmana, tytularnego włodarza tejże bazyliki przeprowadzone w latach 1949-1951, doprowadziły do odkrycia pierwotnej bazyliki z wieku IV i śladów domu świętych braci: Jana i Pawła.
W Wenecji także znajduje się kościół (obecnie ma tytuł bazyliki) pod wezwaniem braci męczenników, którego budowę rozpoczęto w 1234 r. dla nowego wówczas zakonu dominikanów.
Święci bracia męczennicy Jan i Paweł zażywali kiedyś tak wielkiej czci, że imiona ich znalazły się w kanonie Mszy świętej i do dzisiaj są w nim wymieniani.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/06-26a.php3
*******
Święty Josemaría Escrivá de Balaguer, prezbiter
Święty Josemaría Escrivá de Balaguer Josemaría Escrivá urodził się w Barbastro (w Hiszpanii) 9 stycznia 1902 roku. Rodzice – pobożni i przykładni katolicy – ochrzcili go cztery dni po narodzinach. Był drugim z sześciorga rodzeństwa, radosnym, żywym i szczerym dzieckiem oraz dobrym, bystrym i inteligentnym uczniem. Bóg bardzo szybko zaczął hartować duszę Josemaríi w kuźni bólu: w latach 1910-1913 umierają trzy jego młodsze siostry, w 1914 r. rodzina zostaje zrujnowana ekonomicznie.
Zimą, na przełomie 1917-1918 roku, zdarzyło się coś, co wpłynęło decydująco na przyszłe losy Josemaríi Escrivy: w czasie Bożego Narodzenia w miasteczku spadł śnieg. Niedługo potem Josemaría spostrzegł na nim ślady bosych stóp. Dostrzegłszy wielkie poświęcenie karmelity bosego, do którego należały te ślady, Josemaría postanowił zostać kapłanem, aby stać się bardziej dyspozycyjnym dla Boga. 27 listopada 1924 roku nagle umarł jego ojciec. 28 marca 1925 r. Josemaría został wyświęcony na kapłana. W kwietniu 1927 r. przeniósł się do Madrytu, aby tam doktoryzować się w prawie cywilnym. Tutaj, 2 października 1928 roku, podczas rekolekcji przeżywa wizję dzieła, do którego Bóg go powołuje. Ten dzień przyjmuje się za datę założenia Opus Dei (Dzieła Bożego), w którym świeccy mężczyźni i kobiety uczą się dążyć do świętości na drodze zwykłej codzienności i zajęć. Od tej chwili zaczyna pracować nad tym dziełem, a jednocześnie kontynuuje posługę kapłańską, zwłaszcza wśród ubogich i chorych. Ponadto studiuje w Madrycie i udziela lekcji, by utrzymać matkę i rodzeństwo.Święty Josemaría Escrivá de Balaguer W 1946 roku na stałe przenosi się do Rzymu, gdzie broni doktoratu z teologii. Tam też zostaje mianowany konsultorem kongregacji watykańskich, honorowym członkiem Papieskiej Akademii Teologicznej i prałatem honorowym Ojca Świętego. Z Rzymu wyjeżdża do różnych krajów Europy, a w 1970 roku do Meksyku, by tam umacniać Opus Dei. Umiera w Rzymie na zawał serca 26 czerwca 1975 r.
Napisany przez niego zbiór medytacji zatytułowany Droga zalicza się do klasyki duchowości. W chwili jego śmierci Opus Dei jest już obecne na pięciu kontynentach, liczy ponad 60 tysięcy wiernych z osiemdziesięciu narodowości. Obecnie liczy ponad 80 tys. członków: duchownych i świeckich na całym świecie. Ma wielkie zasługi dla ożywienia Kościoła i jego obecności w różnych środowiskach zawodowych na wszystkich kontynentach. Członkami Opus Dei są m.in. prymas Peru, kard. Juan Luis Cipriani Thorne z Limy i były rzecznik prasowy Stolicy Apostolskiej Joaquin Navarro-Valls.

Po śmierci Josemaríi Escrivy tysiące wiernych zwróciło się do papieża z prośbą o otwarcie procesu kanonizacyjnego. 17 maja 1992 r. w Rzymie, w obecności 300 tysięcy wiernych przybyłych z całego świata, św. Jan Paweł II wyniósł Josemaríę Escrivę na ołtarze. 21 września 2001 r. Zgromadzenie Zwyczajne Kardynałów i Biskupów, członków Kongregacji do spraw Kanonizacyjnych, jednogłośnie stwierdziło cudowny charakter uzdrowienia przypisywanego bł. Josemaríi. Dekret uznający cud odczytany został w obecności papieża 20 grudnia 2001 r. Kanonizacja odbyła się 6 października 2002 r.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/06-26b.php3
Pisma św. Josemarii Escrivy

http://www.pismaescrivy.org/

Kanonizacja bł. Josemarii Escrivy de Balaguera


Jan Paweł II

Tajemnica świętości i apostolstwa

6 X 2002 — Homilia Jana Pawła II podczas Mszy św. kanonizacyjnej na placu św. Piotra

1. «Albowiem wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi» (Rz 8, 14). Te słowa apostoła Pawła, odczytane przed chwilą w naszym zgromadzeniu, pomagają nam lepiej zrozumieć doniosłe przesłanie dzisiejszej kanonizacji Josemarii Escrivy de Balaguera. Poddał się on pokornie prowadzeniu Ducha Świętego, wierząc, że tylko w ten sposób można w pełni wykonać wolę Bożą.

Ta fundamentalna chrześcijańska prawda była częstym tematem jego nauczania. Nieustannie bowiem zachęcał swoje duchowe dzieci, by przyzywały Ducha Świętego, ażeby ich życie wewnętrzne, to znaczy ich relacja z Bogiem, oraz życie rodzinne, zawodowe i społeczne, na które składa się wiele drobnych, przyziemnych sytuacji, nie były od siebie oderwane, lecz stanowiły jedną «świętą i pełną Boga» egzystencję. «Odnajdujmy niewidzialnego Boga — pisał — w rzeczach najbardziej widzialnych i materialnych» (Colloqui con Mons. Escrivá, n. 114).

Także w dzisiejszych czasach jego nauczanie jest aktualne i bardzo potrzebne. Wierny, włączony w Chrystusa na mocy chrztu, powołany jest do budowania nierozerwalnej i żywej więzi z Bogiem. Powołany jest do świętości i do współuczestnictwa w dziele zbawienia ludzkości.

2. «Pan Bóg wziął zatem człowieka i umieścił go w ogrodzie Eden, aby uprawiał go i doglądał» (Rdz 2, 15). Księga Rodzaju, jak usłyszeliśmy w pierwszym czytaniu, przypomina nam, że Stwórca powierzył ziemię człowiekowi, aby ją uprawiał i troszczył się o nią. Poprzez swą działalność w rozmaitych środowiskach tego świata wierni przyczyniają się do realizacji uniwersalnego zamysłu Bożego. Praca i jakakolwiek inna aktywność, wykonywana z pomocą Bożej łaski, staje się środkiem uświęcania codziennego życia.

«Zwykła egzystencja wierzącego chrześcijanina — mawiał Josemaría Escrivá — gdy pracuje i gdy odpoczywa, gdy modli się i gdy śpi, w każdej chwili, jest życiem, w którym Bóg zawsze jest obecny» (Rozmyślania, 3 marca 1954 r.). Ta nadprzyrodzona wizja życia otwiera przed nami niezwykle bogate perspektywy zbawienia, gdyż także w kontekście ziemskiej codzienności, tylko pozornie monotonnej, Bóg staje się nam bliski i możemy współuczestniczyć w realizacji Jego zbawczych zamysłów. Dlatego też łatwiej nam zrozumieć stwierdzenie Soboru Watykańskiego II, że «przesłanie chrześcijańskie nie odwodzi ludzi od budowania świata (…), lecz raczej zobowiązuje do tego rodzaju zadań» (Gaudium et spes, 34).

3. Wznosić świat ku Bogu i zmieniać go od wewnątrz — to właśnie jest ideał, jaki wam ukazuje święty założyciel, drodzy bracia i siostry, którzy dziś radujecie się z powodu wyniesienia go do chwały ołtarzy. On przypomina wam nieustannie, że nie powinniście obawiać się materialistycznej kultury, która grozi zniszczeniem najgłębszej tożsamości uczniów Chrystusa. Często powtarzał z naciskiem, że wiara chrześcijańska przeciwstawia się konformizmowi i wewnętrznej bierności.

Podążając jego śladami, uświadamiajcie wszystkim ludziom, bez względu na rasę, stan społeczny, kulturę i wiek, że wszyscy jesteśmy powołani do świętości. Przede wszystkim starajcie się o to, byście wy sami byli święci, zachowując ewangeliczną postawę pokory i służby, zawierzając się Opatrzności i nieustannie wsłuchując się w głos Ducha Świętego. W ten sposób będziecie «solą ziemi» (Mt 5, 13) i zajaśnieje «wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie» (por. tamże 5, 16).

4. Oczywiście, nie brak wątpliwości i trudności na drodze tych, którzy chcą wiernie służyć sprawie Ewangelii. Bóg oczyszcza i kształtuje tajemniczą mocą krzyża tych, których wzywa, by szli za Nim; lecz właśnie w krzyżu — podkreślał nowy święty — znajdujemy światło, pokój i radość: Lux in Cruce, requies in Cruce, gaudium in Cruce!

Odkąd 7 sierpnia 1931 r., w czasie gdy sprawował Mszę św., rozbrzmiały w jego duszy słowa Jezusa: «A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie» (J 12, 32), Josemaría Escrivá jeszcze wyraźniej uświadomił sobie, że powołaniem ochrzczonych jest wywyższanie krzyża ponad całą rzeczywistość ludzką, i poczuł, jak rodzi się w nim gorące pragnienie ewangelizacji wszystkich środowisk. Bez wahania poszedł więc za wezwaniem, które Jezus skierował do apostoła Piotra i które przed chwilą usłyszeliśmy na tym placu: Duc in altum! Przekazał je całej swej duchowej rodzinie, by wnosiła w życie Kościoła cenny wkład komunii i posługi apostolskiej. Dziś wezwanie to skierowane jest do każdego z nas. «Wypłyńcie na głębię — wzywa nas Boski Nauczyciel — i zarzućcie sieci na połów!» (por. Łk 5, 4).

5. Jednak by wypełnić tak odpowiedzialną misję, potrzebny jest nieustanny rozwój duchowy, wspomagany modlitwą. Św. Josemaría był mistrzem modlitwy, którą uważał za niezwykłą «broń», zdolną odkupić świat. Zalecał zawsze: «Na pierwszym miejscu modlitwa; następnie, pokuta; na trzecim miejscu — ale zdecydowanie dopiero na trzecim — działanie» (Droga, n. 82). To nie paradoks, lecz nieprzemijająca prawda: skuteczność apostolatu zależy przede wszystkim od modlitwy oraz od głębokiego i regularnego życia sakramentalnego. W tym właśnie kryje się tajemnica świętości i prawdziwego sukcesu świętych.

Drodzy bracia i siostry, niech Bóg pomoże wam przejąć to niełatwe dziedzictwo ascetyczne i misyjne. Niech wspomaga was Maryja, którą święty założyciel wzywał jako Spes nostra, Sedes Sapientiae, Ancilla Domini!

Niech za sprawą Matki Bożej każdy z was stanie się prawdziwym świadkiem Ewangelii, gotowym wszędzie włączać się ofiarnie w budowę Królestwa Chrystusowego. Niech przykład i nauczanie św. Josemarii będą dla nas bodźcem, abyśmy i my, u kresu naszego ziemskiego pielgrzymowania, mogli mieć udział w chwalebnym dziedzictwie Niebios. Tam, wraz z aniołami i wszystkimi świętymi, będziemy kontemplować oblicze Boga i wielbić Go na wieki wieków!
opr. mg/mg

Copyright © by L’Osservatore Romano (12/2002) and Polish Bishops Conference

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/homilie/kanonizacja_balaguer_06102002.html

Jan Paweł II

Jego przykład niech was umacnia

6 X 2002 — Rozważanie papieskie przed modlitwą «Anioł Pański»

1. Na zakończenie tej uroczystej liturgii pragnę serdecznie pozdrowić pielgrzymów przybyłych ze wszystkich stron świata. Szczególne pozdrowienie kieruję do przedstawicieli władz państwowych, licznych osobistości i pielgrzymów z Włoch. Nowy święty prowadził w tym kraju szeroką działalność dla dobra dusz i głosił Ewangelię we wszystkich środowiskach.

2. po francusku:

Pozdrawiam serdecznie delegacje i pielgrzymów francuskojęzycznych, przybyłych na kanonizację Josemarii Escrivy. Niech nauczanie nowego świętego będzie dla was źródłem duchowej inspiracji, potrzebnej do postępowania drogą świętości w codziennym życiu. Z serca wam wszystkim błogosławię.

po angielsku:

Członków różnych delegacji i wszystkich, którzy przybyli z krajów anglojęzycznych, zachęcam, aby wzięli sobie do serca nauczanie nowego świętego: niech Jezus Chrystus będzie natchnieniem i celem waszego codziennego życia we wszystkich jego aspektach. Was i wasze rodziny polecam wstawiennictwu św. Josemarii i modlę się o obfite błogosławieństwo dla waszej działalności i pracy apostolskiej.

po niemiecku:

Serdecznie pozdrawiam pielgrzymów niemieckojęzycznych, którzy uczestniczą w uroczystościach z okazji wyniesienia do chwały ołtarzy ks. Josemarii Escrivy de Balaguera. Jego słowo i przykład niech was umacniają w dążeniu do świętości. Wypełniajcie swe codzienne obowiązki z miłości do Boga. Niech Bóg was obdarzy pełnią swej łaski!

po hiszpańsku:

Pozdrawiam wszystkie oficjalne delegacje oraz uczestników kanonizacji Josemarii Escrivy de Balaguera, którzy tak licznie przybyli z Hiszpanii i Ameryki Łacińskiej. Odpowiadając, tak jak Piotr, na wezwanie Jezusa, by wypłynąć na głębię, bądźcie apostołami w swoich środowiskach. Niech wam towarzyszy w drodze Najświętsza Maryja Panna i wstawiennictwo nowego świętego!

po portugalsku:

Pozdrawiam również obecnych tu pielgrzymów portugalskojęzycznych. Niech św. Josemaría będzie dla was wzorem w dążeniu do uświęcania waszej pracy i waszych rodzin! Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.

po polsku:

Serdecznie pozdrawiam wszystkich członków Opus Dei, czcicieli św. Josemarii i wszystkich pielgrzymów z Polski. Niech jego wstawiennictwo będzie dla wszystkich źródłem łask, a charyzmat jego życia niech was inspiruje na drogach duchowego rozwoju. Niech Bóg wam błogosławi!

3. po włosku:

Miłość do Matki Bożej znamionowała całe życie św. Josemarii Escrivy i jest istotnym elementem dziedzictwa, które pozostawił on swym duchowym synom i córkom. Prośmy pokorną Służebnicę Pana, abyśmy wszyscy za wstawiennictwem tego Jej oddanego syna zostali obdarzeni łaską wiernego naśladowania Jej na trudnej drodze ewangelicznej doskonałości.

Pozdrawiam też serdecznie prałata Opus Dei i wszystkich członków stowarzyszenia: dziękuję wam za wszystko, co czynicie dla Kościoła.

 

opr. mg/mg

Copyright © by L’Osservatore Romano (12/2002) and Polish Bishops Conference

Jan Paweł II

Poświęcił swe życie służbie Kościołowi

7 X — Przemówienie Ojca Świętego do przybyłych na kanonizację

Drodzy Bracia i Siostry,

1. Z radością witam was w dzień po kanonizacji bł. Josemarii Escrivy de Balaguera. Dziękuję bpowi Javierowi Echevarrii, prałatowi Opus Dei, za słowa wypowiedziane w imieniu wszystkich obecnych. Serdecznie pozdrawiam licznych kardynałów, biskupów i kapłanów, którzy zechcieli wziąć udział w tej liturgii.

Na to radosne spotkanie przybyli bardzo liczni wierni z wielu krajów, należący do różnych środowisk społecznych i kulturowych: kapłani i świeccy, mężczyźni i kobiety, młodzi i starsi, intelektualiści i robotnicy. Jest to świadectwo apostolskiego zapału, który ożywiał ducha św. Josemarii.

2. Założyciela Opus Dei wyróżniało umiłowanie woli Bożej. Istnieje niezawodne kryterium świętości: wierność w wypełnianiu woli Bożej ze wszystkimi tego konsekwencjami. Dla każdego z nas Pan ma swój plan, każdemu powierza na ziemi pewną misję. Święty nie jest zdolny zrozumieć siebie w oderwaniu od Bożego planu: żyje wyłącznie po to, by go realizować.

Św. Josemaría został wybrany przez Pana, by głosić powszechne powołanie do świętości i ukazywać, że codzienne życie i zwykła praca są drogą do świętości. Można powiedzieć, że był on świętym zwyczajności. Był bowiem przekonany, że ten, kto żyje w świetle wiary, we wszystkim widzi okazję do spotkania z Bogiem, wszystko jest dla niego bodźcem do modlitwy. W tej perspektywie odsłania się nieoczekiwana wielkość codziennego życia. Świętość okazuje się naprawdę dostępna dla wszystkich.

3. Escrivá de Balaguer był świętym wielkiej dobroci. Wszyscy, którzy się z nim spotykali, niezależnie od swej przynależności kulturowej czy społecznej, widzieli w nim ojca poświęcającego się całkowicie służbie bliźnim, był bowiem przekonany, że każda dusza to drogocenny skarb. Istotnie, każdy człowiek wart jest całej Chrystusowej Krwi. Ta postawa służby widoczna jest w jego oddaniu się posłudze kapłańskiej oraz w wielkoduszności, z której zrodziło się tak wiele dzieł na rzecz ewangelizacji oraz poprawy warunków życia najuboższych.

Pan pozwolił mu głęboko zrozumieć dar naszego synostwa Bożego. Uczył on kontemplować czułe i ojcowskie oblicze Boga, który przemawia do nas w przeróżnych życiowych wydarzeniach, który nas kocha i stale nam towarzyszy, chroni nas, rozumie i od każdego z nas oczekuje odpowiedzi miłości. Dla chrześcijanina myśl o tej ojcowskiej obecności, która stale mu towarzyszy, jest źródłem niezłomnej nadziei. Zawsze powinien on ufać Ojcu niebieskiemu. Chrześcijanin nigdy nie czuje się samotny, nigdy się nie lęka. Kiedy pojawia się krzyż, dostrzega w nim nie karę, lecz misję powierzoną przez samego Pana. Chrześcijanin musi być optymistą, ponieważ wie, że jest dzieckiem Bożym w Chrystusie.

4. Św. Josemaría był głęboko przekonany, że życie chrześcijańskie łączy się z misją i apostolatem — jesteśmy w świecie, by zbawiać go z Chrystusem. Ukochał on świat gorąco, «miłością odkupieńczą» (por. Katechizm Kościoła Katolickiego, n. 604). Właśnie z tego powodu jego nauczanie pomogło tak wielu zwyczajnym wiernym odkryć odkupieńczą moc wiary, jej zdolność przemieniania świata.

Z tego przesłania można wyciągnąć wiele pożytecznych wniosków dla ewangelizacyjnej misji Kościoła. Wspiera ono chrystianizację świata «od wewnątrz», ukazując, że nie musi być konfliktu między Bożym prawem i wymogami autentycznego ludzkiego postępu. Ten święty kapłan uważał, że Chrystus powinien być celem wszelkiej ludzkiej działalności (por. J 12, 32). Jego przesłanie wzywa chrześcijan do działania w miejscach, gdzie kształtuje się przyszłość społeczeństwa. Owocem aktywnej obecności świeckich we wszystkich zawodach i wszystkich najbardziej zaawansowanych pod względem rozwoju dziedzinach będzie pozytywny wkład w umocnienie harmonii między wiarą i kulturą, co stanowi jedną z najważniejszych potrzeb naszych czasów.

5. Św. Josemaría Escrivá poświęcił swoje życie służbie Kościołowi. W jego pismach kapłani, wierni świeccy idący najrozmaitszymi drogami, zakonnicy i zakonnice znajdują bogate źródło inspiracji. Drodzy bracia i siostry, naśladując go z otwartym umysłem i sercem, gotowi służyć Kościołom lokalnym, przyczyniacie się do umacniania «duchowości komunii», którą List apostolski Novo millennio ineunte ukazuje jako jedno z najważniejszych zadań naszych czasów (por. nn. 42-45).

Na zakończenie pragnę nawiązać do dzisiejszego święta liturgicznego Matki Bożej Różańcowej. Św. Josemaría napisał piękną książkę zatytułowaną Święty Różaniec, poświęconą dziecięctwu duchowemu, postawie duchowej właściwej tym, którzy chcą całkowicie poddać się woli Bożej. Z całego serca zawierzam macierzyńskiej opiece Maryi was wszystkich, wasze rodziny, wasz apostolat i dziękuję wam za przybycie.

6. Dziękuję raz jeszcze wszystkim obecnym, zwłaszcza tym, którzy przybyli z daleka. Zachęcam was, drodzy bracia i siostry, byście wszędzie dawali wyraźne świadectwo swej wiary, zgodnie z przykładem i wskazaniami waszego świętego Założyciela. Towarzyszę wam modlitwą i z serca błogosławię was, wasze rodziny i waszą pracę.

 

opr. mg/mg

Copyright © by L’Osservatore Romano (12/2002) and Polish Bishops Conference

Dzieło nowej epoki czyli Opus Dei

dodane 2007-08-29 11:52

Najważniejsza w duchowości Dzieła jest dobrze wykonywana praca, która staje się drogą uświęcenia.

Czym jest Opus Dei? :.
Opus Dei w pytaniach i odpowiedziach :.
Chcemy zmieniać świat – rozmowa z ks. Stefanem Moszoro-Dąbrowskim, kierownikiem duchowym Opus Dei w Polsce :.
Rozmowa z ks. Piotrem Prieto, wikariuszem regionalnym Prałatury Personalnej Świętego Krzyża i Opus Dei w Polsce :.
Josemaría Escrivá de Balaguer :.
Życie do naśladowania :.
Mówi José Escondrillas Wencel, numerariusz Opus Dei, ekonomista, pracownik banku :.
Mówi Jarosław Gowin, redaktor naczelny miesięcznika “Znak” :.
Czytelnia: Kody tajnych organizacji :.
Czytelnia: Pan Jezus dla zapracowanych :.
prasa.wiara.pl: Obalić mity o Opus Dei :.
prasa.wiara.pl: „Opus Dei” bez tajemnic :.
Strona Opus Dei :.

Wierny Opus Dei zobowiązany jest jak najlepiej wypełniać swoje obowiązki, pełnić dobrze swoją rolę społeczną, być dobrym mężem, dobrym ojcem, dobrym synem, dobrym uczniem, dobrym pracownikiem, dobrym myślicielem, dobrym profesjonalistą, dobrym obywatelem, szanować opinię innych w sprawach doczesnych, żyć serdecznie i po bratersku z tymi, którzy myślą inaczej niż on, wprowadzać ducha pokoju i rozsiewać radość.

6 października 2002 r. został oficjalnie włączony w poczet świętych błogosławiony Josemaría Escrivá de Balaguer, założyciel Opus Dei. Escrivá cieszy się wzrastającym zainteresowaniem katolików na całym świecie. Jego medytacje, „Drogę”, „Bruzdę” i „Kuźnię”, czytają ludzie na wszystkich kontynentach. Czy jest świętym dla nowej epoki: równouprawnienia płci, demokracji i wolności osobistej, u progu której urodził się równo sto lat temu, 9 stycznia 1902 roku w aragońskim miasteczku Barbastro? Od jego beatyfikacji mija dziesięć lat. Od śmierci – dwadzieścia siedem. Dzieło, które stworzył, skupia ponad 80 tysięcy członków. Papież Paweł VI powiedział, że cechy Opus Dei czynią z niego instytucję Kościoła szczególnie dostosowaną do dzisiejszych czasów – czasów rozejścia się kultury masowej i religii.

Czym jest Opus Dei? Narzędziem ewangelizacji czy kościelnym „klubem dla wtajemniczonych”? Kto może się z nim związać? Czemu ma służyć jego niespotykana dotąd struktura? Skąd wzięła się „czarna legenda” Opus Dei? Jaki jest duch pierwszej w historii Kościoła Prałatury Personalnej? Co powoduje, że metody działania Opus Dei przyciągają ludzi z wielu środowisk?

Prałatura Personalna „Świętego Krzyża i Opus Dei” została powołana 28 listopada 1982 roku. Konstytucja apostolska Ut sit tak uzasadnia decyzję Stolicy Apostolskiej: „Ponieważ Dzieło Boże tak się rozprzestrzeniło, że istnieje już w bardzo wielu diecezjach na całym świecie i działa jako organizacja apostolska, w której skład wchodzą kapłani i świeccy, zarówno mężczyźni, jak i kobiety, będąc równocześnie organiczną i niepodzielną całością pod względem swej duchowości, celu i kierownictwa, stało się konieczne, żeby nadać mu odpowiednią formę prawną, w pełni odpowiadającą charakterowi tej instytucji”.

Dzieło powstało wiele lat wcześniej. Swoje istnienie zawdzięcza wizji, jaką 2 października 1928 r. przeżył Josemaría Escrivá de Balaguer. Dwudziestosześcioletni wówczas ksiądz doświadczył w swoim pokoju w czasie odbywanych rekolekcji – jak sam pisze – „widzenia” drogi uświęcenia przez pracę zawodową i spełnianie obowiązków chrześcijańskich. Odtąd zaczyna poszukiwanie osób, które zechcą żyć według ideału ukazanego mu przez Boga. A dzień wizji zostanie później uznany za datę powstania Opus Dei („Dzieła Bożego”).

Uświęcenie przez pracę
– Być chrześcijaninem na 100 proc., w tym streszcza się misja Opus Dei – mówi Robert Mazelanik, numerariusz Dzieła. – Wielu dopatruje się w tej organizacji jakiegoś drugiego dna, a tu chodzi o pracę nad sobą i chrześcijańską postawę na elementarnym poziomie. Robert pracował w IPN-ie, teraz robi doktorat z prawa i zajmuje się młodzieżą w prowadzonym przez Opus Dei ośrodku dla studentów przy ul. Filtrowej.

Ks. Stefan Moszoro-Dąbrowski, kierownik duchowy Opus Dei w Polsce, podkreśla, że Dzieło opiera się na stałej i spokojnej formacji. – Zwracamy się do ludzi świeckich, bardzo zajętych pracą zawodową i rodzinnymi obowiązkami. Oni też mają prawo prowadzić głębokie życie wewnętrzne, dlatego nasza propozycja musi uwzględniać ich sytuację. Dzieło nie tworzy wiecowego ruchu ani wielkich wspólnotowych spotkań. Bardziej kładziemy nacisk na rozum niż na serce – wyjaśnia ks. Stefan.

W działaniach Opus Dei przeważa praca w niewielkich grupach i nacisk na indywidualną systematyczność. Obowiązuje zasada „spontaniczności regulowanej”. Członkowie praktykują modlitwę i częstą spowiedź. Codziennie uczestniczą w Eucharystii. Raz w miesiącu mogą brać udział w spotkaniach, a raz w roku przeżywają rekolekcje, zwane kursami formacyjnymi. Najważniejsza w duchowości Dzieła jest jednak dobrze wykonywana praca, która staje się drogą uświęcenia. „Martwi mnie taki mój syn, który jest dobrym katolikiem, a złym szewcem” – mawiał ks. Escrivá. Wiele uwagi poświęca się więc tzw. deontologii (nauce o powinnościach) zawodowej lekarzy, prawników, biznesmenów, ale także gospodyń domowych.

Wszystkie dzieła Prałatury
Do siedziby Dzieła przy ul. Górnośląskiej w Warszawie napływa w ciągu tygodnia około trzydziestu listów od osób zainteresowanych. Ośrodki organizacji nie wyróżniają się nawet najmniejszym symbolem. Zlewają się z otoczeniem. Wewnątrz zaś ich kaplice wyglądają podobnie: trydencki ołtarz (czyli ustawiony tak, że kapłan odprawia Mszę odwrócony tyłem do uczestników), nad nim średniowieczny tryptyk, w widocznym miejscu czarny krzyż, z którego adoracją związany jest odpust ustanowiony przez Piusa XII.

W Polsce Opus Dei działa dopiero od 12 lat. Oprócz domu głównego i trzech burs dla studentów, licealistów i absolwentów w Warszawie, Dzieło prowadzi ośrodek akademicki „Barbakan” w Krakowie, działa w Szczecinie, Poznaniu, Katowicach, Lublinie, Gdańsku, Bydgoszczy i Toruniu. Na świecie pod jego patronatem powstały uniwersytety (największy i bardzo prestiżowy Uniwersytet Nawarry w Pampelunie w Hiszpanii, wysoko ceniona jest także Wyższa Szkoła Biznesu „IESSE” w Barcelonie, Papieski Uniwersytet Świętego Krzyża w Rzymie), szkoły rolnicze (np. na Filipinach), techniczne (np. „ELIS” w Rzymie).

Osoby mające kontakt z Opus Dei na uniwersytetach założonych przez Dzieło bardzo cenią sobie poziom studiów i świetną organizację. Te same cechy charakteryzują także inne przedsięwzięcia, którym patronuje Dzieło.

Wszyscy członkowie zwyczajni (numerariusze) Opus Dei studiują teologię. Naukowe pogłębianie doktryny katolickiej ułatwia m. in. późniejsze wyłanianie z ich grona kapłanów Prałatury. Do prowadzenia wykładów zapraszani są wyłącznie naukowcy, którzy sami należą do Dzieła, lub osoby wcześniej zaakceptowane przez Prałaturę.

– W sprawach należących do formacji ogólnej Opus Dei jest bardzo otwarte, ale co do doktryny i duchowości mamy wystarczająco dużo własnych bogactw od Boga. Nasz konserwatyzm uważamy za Boży dar, a w zasadniczych sprawach jesteśmy przeciwnikami robienia „kogla-mogla” – uzasadnia takie wybory ks. Moszoro-Dąbrowski.

Legenda Opus Dei
Wokół Opus Dei stworzono „czarną legendę”. Według niej członkowie Dzieła odegrali podobno wielką rolę w rządach Franco w Hiszpanii, w przewrotach wojskowych w Ameryce Łacińskiej, w tajnych machinacjach finansowych Watykanu itd. – To dywagacje upraszczające historię – mówi Paweł Skibiński, historyk specjalizujący się w najnowszych dziejach Hiszpanii. – Członkowie Opus Dei byli po obu stronach hiszpańskiego konfliktu. Tak samo było w Argentynie. Fakty są takie: jeden członek Dzieła był ministrem u Franco, drugi był właścicielem opozycyjnej gazety, więc musiał uciekać, a siedziba jego wydawnictwa została zburzona.

– Dzieło chce formować pod względem moralnym, pozostawiając pełną swobodę opinii i decyzji politycznych i społecznych – tłumaczy Kazimierz Ginter, dyrektor krakowskiego „Barbakanu”. Bardzo charakterystyczne jest to, że członkowie Prałatury włączają się w rozmaite inicjatywy obywatelskie. – Kształtowanie poczucia odpowiedzialności za społeczeństwo owocuje tym, że wiernych Opus Dei znaleźć można w wielu partiach politycznych. W Opus Dei panuje przekonanie, że organizacja nie może odpowiadać za polityczne wybory swoich członków. – Nie uzurpujemy sobie prawa do splendoru za postawy polityczne czy społeczne dobrze oceniane, nie chcemy też być oskarżani o skutki złych decyzji ludzi związanych z nami – zauważa ks. Piotr Prieto, wikariusz regionalny Dzieła w Polsce. – Nauczyłem się tu szanować poglądy innych, nawet te, z którymi się nie zgadzam – dodaje Kazimierz Ginter.

 

Niespotykany charyzmat
Tym, co sprawia, że Opus Dei nie stało się kolejnym ruchem w Kościele katolickim, jest jego niespotykana dotąd struktura. Prałatura Personalna ma zasięg światowy. Na jej czele stoi Prałat, którego wybór musi być zatwierdzony przez Papieża. Prałat ma taką samą władzę nad należącymi do Opus Dei duchownymi i świeckimi, jak biskup ordynariusz w swojej diecezji.

– Zgodnie z prawem kanonicznym podlegam we wszystkim biskupowi diecezjalnemu, tak samo jak każdy inny katolik, ale jako numerariusz wypełniam również zalecenia Prałata – mówi Kazimierz Ginter. – Określa on dodatkowe obowiązki dla członków Dzieła. – Księża nie mają u nas władzy wynikającej z samego urzędu. Z faktu święceń wynikają tylko duszpasterskie obowiązki, nie ma mowy o przywilejach tak częstych dla typowej klerykalnej mentalności – wyjaśnia ks. Moszoro-Dąbrowski. W Opus Dei kładzie się wielki nacisk na powszechne kapłaństwo wiernych. – Dyrektorami naszych ośrodków i różnych przedsięwzięć są świeccy numerariusze – dodaje. Jednak zarówno on, jak i ks. Prieto mają władzę. – Ale jest to władza wyjątkowa. – Ja zajmuję się tylko porządkiem duchowym i doktrynalnym, a ks. Prieto odpowiada za Dzieło w Polsce – mówi ks. Moszoro-Dąbrowski. Nie mieliby jej, gdyby wcześniej nie byli numerariuszami.

– W Opus Dei kapłaństwo jest pewnego rodzaju zmianą „zawodu”, a nie zmianą powołania – ks. Prieto przyznaje, że ta kwestia jest trochę skomplikowana, ale właśnie specyfika tego charyzmatu polega na tym, że powołanie do członkostwa w Dziele uważa się za ważniejsze i wcześniejsze, niż do kapłaństwa.

Może to wiele osób wprawić w osłupienie, ale skoro wydał na to zgodę Papież, wszystko jest zgodne z nauką Kościoła. Tradycja zna zresztą podobny zwyczaj notowany w starożytności chrześcijańskiej. Mimo to, zjawisko należy uznać za niezwykłe. W Opus Dei dokonuje się prawdziwy proces zasypywania – tak brzemiennego niekiedy w skutki – podziału na kler i świeckich.


Formę Prałatury Personalnej wprowadzono do struktury Kościoła w czasie ostatniego Soboru. Opus Dei jest na razie jedynym jej urzeczywistnieniem. Chyba jednak nie ostatnim. We współczesnym, tak rewolucyjnie zmieniającym się świecie, zapewne mnożyć będą się potrzeby, którym zaradzić będzie można tylko przez stworzenie warunków do „wypełniania specjalnych zadań duszpasterskich” (konstytucja apostolska Ut sit). Do tego właśnie powołane są Prałatury Personalne.

Tekst Michała Góry, Sebastiana Musioła ukazał się w Gościu Niedzielnym w roku 2002

http://kosciol.wiara.pl/doc/494800.Dzielo-nowej-epoki-czyli-Opus-Dei/4

Opus Dei w pytaniach i odpowiedziach

dodane 2007-08-29 12:25

Do Opus Dei mogą należeć osoby dorosłe, katolicy, mężczyźni i kobiety pochodzący z jakiejkolwiek kultury czy narodu, o dowolnym usytuowaniu społecznym czy ekonomicznym – ci, którzy zauważą, że Bóg powołuje ich do oddanej służby pośród spraw tego świata i odpowiedzą w sposób wolny na to wezwanie. Chcesz wiedzieć więcej? Zajrzyj.

Co to jest Opus Dei?
Opus Dei, po polsku Dzieło Boże, to hierarchiczna instytucja Kościoła katolickiego, której celem jest wnoszenie wkładu w jego ewangelizacyjną misję. Zmierza ono do rozpowszechniania głębokiej świadomości powszechnego powołania do świętości i uświęcającej wartości codziennej pracy. Opus Dei zostało założone przez św. Josemarię Escrivá 2 października 1928 roku.

Co to są prałatury personalne?
Prałatury personalne to struktury w Kościele, przewidziane przez Sobór Watykański II i przez Kodeks Prawa Kanonicznego. Są one ustanawiane w celu prowadzenia, z dużą elastycznością, specjalnych dzieł duszpasterskich. Wierni prałatur personalnych nadal należą do kościołów lokalnych lub diecezji, zgodnie ze swoim miejscem zamieszkania.

Czym charakteryzuje się konkretnie prałatura personalna Opus Dei?
Opus Dei jest prałaturą personalną o zasięgu międzynarodowym. Tworzy ją Prałat, księża Prałatury oraz wierni świeccy (mężczyźni i kobiety). Księża Prałatury wywodzą z członków świeckich. Świeccy i kapłani współpracują w sposób organiczny w misji rozprzestrzeniania ideału świętości pośród świata, a w szczególności w promowaniu uświęcania pracy.

Co to jest świętość?
Być świętym to upodobnić się we wszystkim do Chrystusa: w myślach, uczuciach, słowach i czynach. Najbardziej charakterystyczną cechą świętości jest miłość (kochać Boga ponad wszystko i bliźniego jak siebie samego), która ożywia wszystkie cnoty: pokorę, sprawiedliwość, pracowitość, czystość, posłuszeństwo, radość… Jest to cel, do którego powołani są wszyscy ochrzczeni, a który osiąga się dopiero w niebie, po życiu wypełnionym walką i z pomocą Bożą.

Co oznacza uświęcanie pracy?
Oznacza to pracę w duchu Chrystusowym: pracować dobrze, w zgodzie z zasadami sprawiedliwości i z prawem, mając na celu miłość do Boga i służbę innym. W ten sposób można przyczyniać się do uświęcania świata od wewnątrz i sprawienia, by Ewangelia stała się obecna we wszystkich zajęciach: zarówno tych efektownych, jak i najbardziej skromnych i ukrytych. Tym, co się liczy wobec Boga nie jest bowiem odniesiony sukces, ale miłość, z jaką wykonuje się daną pracę.

Jaką działalność prowadzi Opus Dei?
Opus Dei zapewnia swoim wiernym opiekę duszpasterską i formację, która pomaga im spełniać swoją misję w świecie. Proponuje także formację tym, którzy są zainteresowani pogłębianiem swojej wiary. Prałatura organizuje między innymi lekcje, pogadanki, dni skupienia, kierownictwo duchowe. Zajęcia te przedstawiają nauczanie zawarte w Ewangelii i w dokumentach Urzędu Nauczycielskiego Kościoła oraz pomagają wcielać je w życie. Zajęcia formacyjne, prowadzone oddzielnie dla mężczyzn i dla kobiet, organizowane są o takich godzinach i w takich miejscach, żeby można je było pogodzić z obowiązkami rodzinnymi, zawodowymi i społecznymi uczestników.

Czy Opus Dei prowadzi działalność dla ludzi młodych?
Ośrodki Opus Dei proponują zajęcia formacyjne dla młodych studentów i osób pracujących, takie jak: lekcje nt. nauczania Kościoła katolickiego, kierownictwo duchowe, spotkania kulturalne i prace społeczne. Na tych zajęciach przypomina się im między innymi o ważności nauki i pracy. Naukę i pracę traktuje się bowiem jako niezbędne przygotowanie do poważnej służby społeczeństwu i Kościołowi, do tego, by być siewcami pokoju i radości, by tworzyć świat bardziej ludzki, bardziej sprawiedliwy, bardziej chrześcijański.

Czy Opus Dei zwraca się w ten sam sposób do mężczyzn jak i do kobiet?
Zarówno mężczyźni jak i kobiety posiadają tę samą godność dzieci Bożych i dzięki łasce Chrztu świętego są powołani do heroicznej świętości. Kobiety i mężczyźni Prałatury wcielają w życie tego samego ducha, prowadzą podobne apostolstwo, pracują we wszelkich uczciwych zawodach, próbują w taki sam sposób uświęcać pracę i życie rodzinne. W dodatku wierni świeccy Opus Dei, mężczyźni i kobiety, spełniają w Prałaturze te same funkcje w przekazywaniu formacji i w rządzeniu.

Kto może należeć do Opus Dei?
Do Opus Dei mogą należeć osoby dorosłe, katolicy, mężczyźni i kobiety pochodzący z jakiejkolwiek kultury czy narodu, o dowolnym usytuowaniu społecznym czy ekonomicznym – ci, którzy zauważą, że Bóg powołuje ich do oddanej służby pośród spraw tego świata i odpowiedzą w sposób wolny na to wezwanie. W istocie, wstąpienie do Opus Dei jest zawsze zobowiązaniem z miłości w odpowiedzi na Boże powołanie. Obecnie należy do Opus Dei ponad 85.000 osób.

Czy do Opus Dei mogą należeć osoby żyjące w małżeństwie?
Większość członków Opus Dei to osoby zamężne lub żonate. Starają sie one podążać za Chrystusem właśnie w zwyczajnych okolicznościach swojego życia: w pracy w domu i poza domem, dbając o rodzinę, starając się o to, by miłość małżeńska była wiecznie młoda, przyjmując z hojnością dzieci zesłane przez Boga, wychowując je starannie i przekazując im wiarę poprzez swój przykład i miłość.

Czy w Opus Dei są wierni żyjący w celibacie?
Oprócz księży niektórzy świeccy, zarówno kobiety jak i mężczyźni, żyją w celibacie. Jest to dar od Boga, a jego celem jest praca apostolska. Pozwala on na większe zaangażowanie w zadaniach formacyjnych, nie zmieniając niczego w pozycji wiernych Opus Dei jako świeckich w Kościele, w ich sytuacji zawodowej i społecznej.

Jak można wstąpić do Opus Dei?
Włączenie do Prałatury dokonuje się poprzez formalne oświadczenie ze strony Prałatury oraz osoby zainteresowanej. Opiera się na wartości danego słowa i uczciwości chrześcijańskiej osoby wstępującej do Prałatury oraz niesie ze sobą zobowiązanie na całe życie do walki o świętość według ducha Opus Dei. Dlatego też wymaga się pełnoletności oraz decyzji podjętej w sposób wolny, rozważny i dojrzały. Aby mogło się dokonać włączenie do Opus Dei niezbędna jest też uprzednia informacja i odpowiedni okres przygotowania.

Na czym polega przygotowanie poprzedzające wstąpienie do Opus Dei?
Prośba o przyjęcie do Prałatury jest zwykle poprzedzona jakimś czasem regularnego uczestnictwa w zajęciach formacyjnych (dniach skupienia, lekcjach, kierownictwie duchowym), które pomagają poznać dogłębnie Opus Dei. Poleca się także stałe praktykowanie zwyczajów chrześcijańskich, do których zobowiązują się wierni Prałatury: przystępowanie do sakramentów świętych, modlitwa, apostolstwo oraz, ogólnie mówiąc, pokorny i stały wysiłek w nabywaniu cnót.

Czy księża diecezjalni mogą należeć do Opus Dei?
Księża świeccy inkardynowani już w jakiejś diecezji nie mogą należeć do Prałatury, ale mogą być członkami Stowarzyszenia Kapłańskiego Świętego Krzyża, które nieodłącznie zwiazane jest z Prałaturą. W momencie włączenia do Stowarzyszenia Kapłańskiego Świętego Krzyża nie ulega zmianie ich sytuacja w diecezji: nadal przynależą w pełni do jej prezbiteriatu i zależą od swojego biskupa w taki sam sposób jak poprzednio. Zobowiązują się do poszukiwania świętości w pracy kapłańskiej według ducha Opus Dei, a w szczególności do starania się o głęboką jedność z własnym biskupem i innymi księżmi.

Czy chrześcijanie nie będący katolikami lub niechrześcijanie mogą należeć do Prałatury?
Chrześcijanie nie będący katolikami i osoby innych religii nie mogą należeć do Prałatury, ale mogą współpracować z Opus Dei, jeśli tego pragną. Współpracownicy modlą się za Opus Dei i pomagają swoją pracą lub jałmużną w działaniach edukacyjnych i społecznych inicjowanych przez wiernych Prałatury na całym świecie. W chwili obecnej współpracownikami Opus Dei są chrześcijanie prawosławni, anglikanie, luteranie, a także żydzi, muzułmanie, buddyści oraz osoby, które nie wyznają żadnej religii.

Jaki rodzaj apostolstwa prowadzi Opus Dei?
Podstawowym apostolstwem wiernych Prałatury Opus Dei jest to, które każdy prowadzi w swoim środowisku, bez tworzenia grup, jako naturalny i spontaniczny wyraz zobowiązania chrześcijańskiego. Apostolstwo uszlachetnia więzi przyjaźni, gdyż dobry chrześcijanin stara się być dobrym przyjacielem, szczerym i lojalnym.

Oprócz tego, pragnąc przyczynić się do rozwiązania problemów w swoim środowisku i pomóc najbardziej potrzebującym, wierni Opus Dei, wraz z wieloma innymi osobami, wcielają w życie inicjatywy edukacyjne i pomocy społecznej, na przykład takie jak: szkoły, szpitale, ośrodki formacji zawodowej, uniwersytety. Są to bardzo różne zrzeszenia, które mają osobowość właściwą krajowi i kulturze, w których się rodzą.

Czy Opus Dei posiada własne teorie polityczne, społeczne bądź religijne?
Opus Dei posiada i rozprzestrzenia wyłącznie naukę Kościoła. Specyficzną cechą Opus Dei jest wysiłek w niesieniu Chrystusa do wszystkich środowisk poprzez uświęcanie pracy. W Opus Dei wciela się w życie i podsyca wolność i pluralizm we wszystkich kwestiach politycznych, kulturalnych, ekonomicznych i społecznych, w których Kościół nie opowiedział się definitywnie.

Jakie są relacje Opus Dei z innymi instytucjami Kościoła?
Zarówno Prałatura Opus Dei jako całość, jak i każdy z jej wiernych starają się żyć w pełnej jedności z Papieżem, biskupami, kapłanami, zakonnikami i wszystkimi instystucjami kościelnymi. Założyciel Opus Dei zawsze przypominał, że jedynym celem istnienia Opus Dei jest służba Kościołowi i że wierni Prałatury mają być zaczynem jedności.

Gdzie mogę zdobyć więcej informacji o Opus Dei?
Prałatura wydaje oficjalny biuletyn, Romana, w którym zebrane są wszystkie ważniejsze dokumenty i informacje o jej działalności. Więcej danych na jej temat można uzyskać na stronie www.romana.org

Dalsze informacje można otrzymać na następujących stronach internetowych:
– o św. Josemaríi: www.josemariaescriva.info :.
– o jego pismach: www.escrivaworks.org :.

materiały “Pytań i odpowiedzi” zostały wzięte ze strony www.opusdei.pl

http://kosciol.wiara.pl/doc/494797.Opus-Dei-w-pytaniach-i-odpowiedziach/4

Przed kanonizacją bł. Josemarii Escrivy

Wyobraźnia miłosierdzia

Paweł Zuchniewicz

Kwiecień – list apostolski Ojca Świętego o spowiedzi. Maj – kanonizacja Ojca Pio. Lipiec – Światowy Dzień Młodzieży w Toronto i kanonizacja Juana Diego w Meksyku. Sierpień – pielgrzymka do Polski i zawierzenie świata miłosierdziu Bożemu. Drugi rok po Wielkim Jubileuszu dowodzi, że Ojciec Święty nie zwalnia tempa swojej pracy. Przed nami kolejne wielkie wydarzenie, które najprawdopodobniej zgromadzi na Placu św. Piotra rzeszę pielgrzymów z najodleglejszych zakątków świata. 6 października Jan Paweł II zamierza kanonizować założyciela Opus Dei – bł. Josemaríę Escrivę.

Apostoł spowiedzi i miłośnik Matki Bożej

1904 r. dwuletni Josemaría bardzo ciężko zachorował. Zdaniem lekarzy – nie miał szans na przeżycie. Jego matka obiecała Matce Bożej, że jeśli uratuje chłopca, pójdzie z nim w pielgrzymce do sanktuarium w Torreciudad. Znajdowało się ono w Pirenejach, niedaleko granicy z Francją. Po tym ślubie chłopiec w niewytłumaczalny po ludzku sposób wyzdrowiał. Wiele razy potem słyszał od swojej matki: “Maryja przeznaczyła cię do czegoś wielkiego, bo wtedy bardziej byłeś umarły niż żywy”.
Dziś w miejscu, gdzie znajdowała się mała kapliczka, do której matka Josemaríi – p. Dolores zabrała chłopca po jego cudownym wyzdrowieniu, stoi olbrzymie sanktuarium wzniesione z inicjatywy Błogosławionego. Ale Założyciel Opus Dei – choć świadom był nadzwyczajnych interwencji Boga w swoim życiu – nie chciał, aby w Torreciudad szukano “cudowności”. Nad rzędem kranów zainstalowanych w sanktuarium dla potrzeb pielgrzymów kazał umieścić napis: “Woda naturalna do picia”.
Natomiast ks. Escrivá głęboko wierzył w inne cuda i to też znalazło swój wyraz w Torreciudad. W planach budowy sanktuarium architekt zaprojektował 8 konfesjonałów. Ks. Josemaría zarządził inaczej. Ostatecznie powstało ich 60. Jako pierwszy wyspowiadał się w jednym z nich właśnie ks. Josemaría. Było to w maju 1975 r. – na miesiąc przed jego śmiercią. Dziś i 60 konfesjonałów nie zawsze wystarcza. “Nie jesteś pewien, czy potrzebne ci jest nawrócenie? – pytał. – Popatrz: Bóg wymaga od ciebie coraz więcej, a ty dajesz Mu z dnia na dzień coraz mniej!”. Lubił przy tym przypominać, że każda spowiedź jest cudem Jezusa. “Jak wtedy, gdy przynoszą paralityka i kładą go przed Nim. On mówi: Są ci odpuszczone twoje grzechy. A ludzie myślą: Kim jest ten człowiek, który ośmiela się przebaczać grzechy? Tylko Bóg może przebaczać grzechy! Ale Pan czyta w sumieniach i ponieważ czyta także w ich sumieniach, mówi im: Abyście zobaczyli, że mogę przebaczać grzechy. Wstań, weź swoje łoże i idź. I paralityk wstał zdrowy” (por. Łk 5, 20-24).

Ramię w ramię z młodymi

Opus Dei powstało 28 października 1928 r. w Madrycie: “Tego dnia Pan założył swoje Dzieło: od tego dnia zacząłem rozmawiać z ludźmi świeckimi. Niektórzy z nich byli studentami, inni – nie, ale wszyscy byli młodzi. (…) Otrzymałem światło i zobaczyłem całe Dzieło – wspominał. – Ukląkłem, byłem wówczas sam w pokoju – to był czas między naukami rekolekcyjnymi – i podziękowałem Bogu”. Tak powstała w Kościele nowa droga, przypominająca chrześcijanom, że każdy ma walczyć o świętość, niezależnie od swojego zawodu, stanu i miejsca, które zajmuje na świecie. Kilka lat później ks. Josemaría narysował wzór pieczęci Opus Dei, która streszczała tę drogę – jest to krzyż wpisany w okrąg świata.
Ks. Josemaría Escrivá wiedział – podobnie jak dziś Papież – że młodych ludzi można przyciągnąć tylko wymaganiami. Dlatego często zapraszał przychodzących do niego studentów, aby razem z nim szli do madryckich szpitali.

Świadkowie miłosierdzia

Bywało, że w tamtych czasach na spotkania z Księdzem przychodziły dwie, trzy osoby. Dziś Opus Dei ma ok. 80 tys. członków z całego świata. Tych, którzy biorą udział w pracach apostolskich i formacyjnych Dzieła, jest po wielekroć więcej. 6 października 2002 r. na Placu św. Piotra spodziewana jest kilkusettysięczna rzesza pielgrzymów. Mają oni wziąć udział w tzw. projekcie Harambee. Słowo to w języku kiswahili oznacza: “wszyscy jak jeden mąż”, a mieszkańcy Afryki używają go jako hasła, gdy trzeba uczynić coś dla dobra wspólnego. “Josemaría Escrivá był świętym bardzo konkretnym, który zawsze zachęcał do podejmowania aktywnego działania na rzecz innych” – mówi Linda Corbi, odpowiedzialna za projekt. W ten sposób mają zostać zebrane fundusze na programy edukacyjne w Afryce. Ofiary te będą zbierane zarówno wśród osób, które przybędą na kanonizację do Rzymu, jak i wśród wszystkich innych chętnych.
Z Polski wybiera się do Rzymu liczna grupa pielgrzymów. Wyjazdy są organizowane m.in. we Wrocławiu, Poznaniu, Szczecinie, Siedlcach i Warszawie. Wszelkie informacje na temat możliwości wyjazdu znajdują się na stronie internetowej: www.kanonizacja.org.pl

Modlitwa

O Boże, który udzieliłeś niezliczonych łask
błogosławionemu księdzu Josemaríi, obierając go
za swoje najwierniejsze narzędzie do założenia
Opus Dei, drogi do świętości przez pracę
zawodową i wypełnianie codziennych
obowiązków chrześcijanina, spraw łaskawie,
abym ja także potrafił każdą chwilę i sytuację
w moim życiu wykorzystać jako sposobność do
miłowania Ciebie i służenia Kościołowi, Papieżowi
i wszystkim duszom z radością i prostotą serca,
oświetlając drogi ziemskie światłem wiary i miłości.
Racz doprowadzić do kanonizacji
błogosławionego Josemaríi i przez jego
wstawiennictwo udziel mi łaski, o którą Cię
proszę… (wymień swoją prośbę). Amen
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…

Niedziela Ogólnopolska 39/2002E-mail: redakcja@niedziela.pl
Adres: ul. 3 Maja 12, 42-200 Częstochowa
Tel.: +48 (34) 365 19 17

 

Czy katolik, to znaczy bez ambicji?

O uczestniczeniu ludzi wierzących w życiu publicznym i uświęcaniu przez pracę rozmawiamy z ks. Stefanem Moszoro-Dąbrowskim z Prałatury Opus Dei.

ELŻBIETA RUMAN: – Czy katolik, człowiek wierzący, powinien angażować się w politykę, brać udział w życiu społecznym?

KS. STEFAN MOSZORO-DĄBROWSKI: – Oczywiście. Ewangelia jest takim mocnym wezwaniem do tego, żeby pracować, uczestniczyć w życiu swojego środowiska. Można by wyliczyć po kolei różne przypowieści: od przypowieści o talentach do tekstu o dobrym Samarytaninie, pokazujące nam jak należy troszczyć się o świat i drugiego człowieka. Cała Ewangelia jest wezwaniem do odpowiedzialności za świat, który został nam powierzony. W żaden sposób chrześcijaństwo nie jest odwróceniem się plecami do tego świata, jest stałą pracą Kościoła, aby przypominać o tym, i budzić ludzi do tego zaangażowania. Chrześcijaństwo zawsze budowało cywilizacje.

– Jednak w odbiorze społecznym katolik, jest to człowiek z “wygaszonymi ambicjami”.

– Być może są katolicy trzymający się na uboczu, ale nie jest to obraz zgodny z Ewangelią, z tym, czego oczekuje Pan Jezus. On stawia nam wysokie wymagania, zachęca do wypłynięcia na głębię (duc in altum!) i trzeba mieć ambicje, by temu sprostać. Świat dla nas został stworzony i to my mamy go opanowywać, przemieniać w prawdziwie Boże Królestwo. Nie można chować się w cieniu, kryć ze swoimi poglądami. Mamy być apostolscy, mamy głosić Chrystusowe zbawienie! To właśnie ludzie świeccy mają ten wielki obowiązek siania wiary wszędzie tam, gdzie się znajdują, nie tylko w zaciszu swojego domu, ale też w miejscu pracy, na urlopie, podczas wolnych chwil na służbowych wyjazdach i w trakcie spotkań z przyjaciółmi.

– Wołanie o pójście za Chrystusem najczęściej jednak odbieramy jako głos przypominający nam o potrzebie pogłębienia życia duchowego.

– Jeżeli taki jest odbiór, to znaczy, że mamy dużo do zrobienia… że nasze nauczanie jest jeszcze mało czytelne. Prawdziwa praca nad sobą widoczna jest w owocach, oczywiście, zgodnie z powołaniem. Nie można jednak myśleć, że świętość sprowadza się do jakiegoś samodoskonalenia… Trzeba pamiętać, że zawsze zbliżenie się do Pana Boga owocuje później w służbie wobec bliźniego.

Ojciec Święty w dokumencie Novo millennio ineunte zachęca nas do tego, aby mieć “fantazję miłosierdzia”, a więc, aby zastanowić się na progu nowego tysiąclecia, jakie mamy nowe pomysły, żeby ta nasza służba była bardziej realna i namacalna. Nie możemy zadowalać się “wirtualną świętością”

– Tak więc katolik powinien modlić się, przyjmować sakramenty a jednocześnie np. brać udział w pracy istniejących na naszym terenie stowarzyszeń, zakładać nowe, zajmujące się zaniedbanymi sferami życia społecznego, no i oczywiście starać się znaleźć na listach wyborczych do parlamentu…

– Przypomnijmy sobie pytanie, jakie Bóg zadał Kainowi: ” Gdzie jest brat twój?”. To jest pytanie, które Pan Bóg kieruje do każdego człowieka: co robisz dla innych, co robisz dla swoich braci? To właśnie ludzie żyjący wiarą, świadomi miłości Bożej, powinni brać odpowiedzialność za kształt naszego kraju, za jego gospodarkę, finanse, edukację i kulturę. Tak w urzędach centralnych, jak i np. w radach rodziców istniejących w szkołach. By podać jeszcze inny przykład – jak ważny jest wkład ludzi wierzących w świat mody, pokazywanie, że być modnie ubranym nie oznacza iść na kompromis z bezwstydnością.

– Mówi Ksiądz o angażowaniu się ludzi świeckich w politykę, a przecież zajmujący się nią twierdzą, że polityka jest sztuką kompromisu. Czy człowiek wierzący może być “człowiekiem kompromisu”?

– Zajmowanie się polityką stwarza cały wachlarz różnych możliwości. W niektórych przestrzeniach pewnie jest to sztuka kompromisu, ale w innych sytuacjach będzie to aktywne działanie. Chrześcijanin musi być człowiekiem kompromisu, by żyć przykazaniem miłości – kochać każdego człowieka, niezależnie od jego poglądów. Jednak ta sama miłość wymaga wierności pewnym prawdom i podejmowania wszelkich decyzji – również tych dotyczących głosowań na sali sejmowej – zgodnie z tym, w co wierzy, zgodnie z właściwie ukształtowanym sumieniem. I tu są granice kompromisu, a często kompromis po prostu jest niemożliwy, bo oznacza zdradę wobec miłości.

– Zbliżają się kolejne wybory parlamentarne. Jest obowiązkiem ludzi wierzących wziąć w nich udział. Czym kierować się oddając głosy – bo jak wiadomo tzw. program wyborczy jest sprawą bardzo ulotną? Czy wiarogodny jest np. taki kandydat, który na swoich plakatach pokazuje się z Ojcem Świętym, albo z którymś z księży biskupów?

– Wiadomo, że nie można posługiwać się Kościołem. Mamy służyć Kościołowi, a nie wykorzystywać Kościół dla własnych korzyści. Używanie w politycznej kampanii wizerunków Ojca Świętego jest też nielojalne względem niego. Z drugiej strony kampanie wyborcze dziś są bardzo trudne i nie można do końca potępić tych, którzy próbują sobie pomóc tą drogą. Trzeba jednak mieć nadzieję, że z każdym rokiem większa jest dojrzałość polityczna i że dziś o wyborze kandydata nie będzie decydowało jego zdjęcie z Ojcem Świętym.

Dziś uczestniczenie w polityce wymaga ciągłego uczenia się, wymaga – jak mówi Ojciec Święty – pewnej fantazji, żeby pokazać, że wartości, które człowiek ma w sercu są dla niego ważne też na co dzień i że będzie je promował w działalności społecznej i politycznej.

– W Opus Dei, którego Ksiądz jest członkiem mówi się, że dzisiaj człowiek wierzący musi być przede wszystkim bardziej ludzki. Co to znaczy?

– Chrześcijanin powinien brać pod uwagę prawdę o człowieku zawartą w Objawieniu. Człowiek jest bardziej ludzki, kiedy czuje się odpowiedzialny za świat, który został mu powierzony. Jest to tak nasza – coraz lepsza – praca, jak i nasz wkład w życie społeczne. To znaczy też dbałość o to, aby struktury, w których żyjemy były zdrowsze, bardziej ludzkie, szanujące godność człowieka i promujące jego rozwój.

Dbałość o zapewnienie swojej rodzinie jak najlepszych warunków materialnych łączyć z nauką Kościoła o ubóstwie. Jako pielgrzymi przez świat mamy być wolni od fascynacji światem materialnym. Posiadać potrzebne dobra, ale nie oddawać im serca – ono jest dla Boga i dla naszych braci ludzi. Kochać świat, ale nie jako zniewalającą nas rzeczywistość, tylko jako wspaniałe dzieło Boże i pole do naszego wzrastania w miłości. No i trzeba pamiętać, że bogactwo nie ułatwia drogi do nieba. Tu opowiem jedną z moich ulubionych anegdot: Pewien biedak umarł i poszedł do nieba. Po paru latach umarł też jego pracodawca, człowiek ogromnie bogaty – również dostał się do nieba. Jednak jego przyjęcie w niebie było jak wielka uczta, wszyscy się cieszyli, aniołowie skakali z radości, nie można było nie zauważyć, że pojawił się ktoś bardzo ważny. Biedak zaczął się smucić. Zauważył to św. Piotr i wezwał go na rozmowę. O co chodzi? – zapytał. Mnie tu zawsze uczono – odpowiedział biedak – że wszyscy są równi, jednak mnie tak nie przyjmowaliście! – To jest nieporozumienie – odpowiedział św. Piotr. Zrozum, biedaków przyjmujemy tu bardzo często, a bogacz zdarza się raz na tysiące.

My chrześcijanie powinniśmy być bardzo współcześni, dbać o swoje wykształcenie, nie poprzestawać na szkołach, które kiedyś skończyliśmy, ale korzystać z każdej chwili, aby podnosić swoje kwalifikacje. Interesować się nowymi odkryciami, poznawać zdobycze techniki. Dobrze np. jeśli mąż stara się zapewnić żonie wszelkie nowoczesne urządzenia potrzebne jej w pracy domowej – ona ma wtedy więcej czasu dla dzieci, może też poświęcić się innym działalnościom, którym obecność mądrej wierzącej kobiety nadaje właściwy kształt.

Czytając Ewangelię widzimy jak Pan Jezus dbał o jakość swoich wypowiedzi. Jego przypowieści są po prostu piękne. Zauważamy, że zwracał uwagę na zasady dobrego wychowania: “Wszedłem do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg, (…) Nie dałeś mi pocałunku ( …) Głowy nie namaściłeś mi oliwą (Łk 7, 36-50). Jego ubranie było tak dobrej jakości, że rzymskim żołnierzom zależało na tym, aby go nie niszczyć – rzucali o nie kości.

I w tym również mamy Go naśladować. Chrześcijańskie ubóstwo, to nie nędza, bylejakość i dziadostwo. Mamy zachęcać do Chrystusa również swym zadbanym wyglądem, pełnym uprzejmości zachowaniem, uśmiechem i staranną mową. Porządkiem i dbałością o miły wygląd wszystkiego, co nas otacza. To jest sposób apostołowania – pokazywać, że wiara jest atrakcyjna, pokazywać jak mówi św. Paweł “bonus odor Christi” – miłą woń Chrystusa.

To właśnie Kościół katolicki łączy pozytywne spojrzenie na świat z przypomnieniem, że nie są to rzeczy ostateczne, że są wartości nieprzemijające…

Uświęcenie pracy, uświęcenie przez pracę, to droga do świętości dla współczesnego człowieka – nauczał założyciel Opus Dei, bł. Josemaria Escriva de Balaguer. Jak należy to zrobić, jak może uświęcać pracę np. bankier czy polityk?

Pewien ksiądz z Meksyku opowiadał taką anegdotę: Ulicami Meksyku szedł kapłan, ubrany “na krótko” – tzn. bez sutanny, ale w koloratce – i nagle poczuł uderzenie w plecy. Odwrócił się i zobaczył bandytę z bronią w ręku. Kiedy przestępca zobaczył księdza, zaczął go przepraszać, chowając broń: “Ojczulku, przepraszam, nie wiedziałem, że to ksiądz! Usprawiedliwiał się, opowiadając, jak ciężkie ma życie, a ksiądz usiłował mu przypomnieć o istnieniu siódmego przykazania. Widząc, że jego nauki trafiają w próżnię wyciągnął papierosy – miał tę męczącą słabość – częstując również złodzieja. Ten spojrzał na kapłana ze zgorszeniem: “Proszę księdza, ja w Wielkim Poście nigdy nie palę!!!”.

Nie możemy być hipokrytami, kraść, kłamać, oszukiwać, a w święta udawać wierzących. Na pierwszym miejscu jest uczciwość, względem siebie, w stosunku do bliźnich i w odniesieniu do Pana Boga. Są sytuacje, w których to bycie uczciwym jest bardzo trudne, w każdym zawodzie zdarzają się sytuacje, w których czerpanie osobistych korzyści wiąże się z rezygnacją z wyznawanych wartości. Jednak pójście za Chrystusem wymaga potwierdzania tej decyzji wiele razy w ciągu każdego dnia, często właśnie w miejscu pracy – tam przecież spędzamy najwięcej czasu.

Uświęcanie pracy polega na oddawaniu jej każdego dnia Panu Jezusowi, pamiętając o tym, że nie wypada oddawać Mu źle wykonanej, byle jakiej czy nieuczciwej pracy. Każda godzina owocnego siedzenia przed komputerem, każde 45 minut profesjonalnie przygotowanego wykładu, każda chwila uczciwie wykonanej pracy staje się chwilą modlitwy, która przybliża nas do naszego Ojca. Pracować dobrze, tak gotując obiad, jak i przygotowując międzynarodową sesję, pamiętając o tym, że pracujemy dla Boga.

Tak bankierzy – dysponując kapitałem – jak i politycy, podejmując ważne decyzje, mają ogromne możliwości czynienia dobra i służenia innym. Mając kontakt z wieloma ludźmi mogą dawać dobry przykład, jednocześnie ogromnie dużo zła mogą przynieść siejąc zgorszenie. Tak więc, im wyżej w hierarchii społecznej człowiek jest ustawiony, tym większa jest jego odpowiedzialność za ludzi, którzy mu podlegają, tym większe też są stawiane mu wymagania i tym bardziej prawym i uczciwym powinien być człowiekiem. Założyciel Opus Dei mówił: “Nie wystarczy być uczciwym człowiekiem, trzeba też na takiego wyglądać” .

– Czyli chrześcijanin powinien być człowiekiem ambitnym, uczciwym, dobrze wykształconym, zadbanym…

– Człowiekiem, który stara się czynić maksymalnie dużo dobra innym, który rozwija i dobrze wykorzystuje talenty dane mu przez Boga, który właściwie wykorzystuje kapitał, który otrzymał. Oczywiście, jak naucza Pan Jezus, osądzeni zostaniemy nie ze względu na nasz wygląd czy ubranie albo stanowisko, ale tylko ze względu na nasze dobre uczynki – i tu mogą być bardzo wielkie niespodzianki. Chrześcijaństwo to nie “etyka sukcesu”, czyli jak to w praktyce niestety często wychodzi “sukces bez etyki!”.

Jednak nauczanie podczas Mszy św. niedzielnych skupia się raczej na przypominaniu o rozwoju życia duchowego, pogłębianiu modlitwy, a nie o tym, że to chrześcijanie powinni “wziąć ster w swoje ręce”.

Sądzę, że w dziedzinie społecznej Kościół naucza bardzo wiele. Katechizm Kościoła Katolickiego często o tym mówi, że to ludzie świeccy są odpowiedzialni za kształt rzeczywistości tak społecznej jak i rodzinnej, że nikt nie zastąpi rodziców w wychowaniu młodych ludzi, tak na dzieci Boże, jak i dobrych obywateli swojego kraju.

Mamy być “światłem na świeczniku” i “miastem wybudowanym na górze”, aby nasze życie było czytelne, abyśmy dawali dobre świadectwo. Każdy chrześcijanin – szczególnie w dzisiejszym świecie – musi być czytelnym znakiem, wyjaśniającym, o co właściwie chodzi w tym potopie słów, wydarzeń. Musi pokazywać, dokąd świat zmierza, jaki jest sens ludzkiego życia, i przede wszystkim, co to znaczy iść za Chrystusem.

Chrześcijanin musi stale prowadzić swoją “kampanię wyborczą”, aby swoim życiem wskazywać na najlepszego kandydata, Autora jedynego sensownego programu na całe ludzkie życie, Jezusa Chrystusa.

– Dziękuję za rozmowę.

http://www.niedziela.pl/artykul/2923/nd/Czy-katolik-to-znaczy-bez-ambicji
Nowenna o pracę do św. Josemarii Escrivy

http://multimedia.opusdei.org/pdf/pl/nowenna_o_prace.pdf

Dzieło Boże, czyli jak być świętym uśmiechniętym

BARBARA SUŁEK-KOWALSKA

Kiedy smażysz konfitury, robisz zastrzyk pacjentowi, poprawiasz uczniowskie klasówki, kiedy hodujesz owce i produkujesz nakrętki, prasujesz mężowi koszule, przygotowujesz artykuł naukowy, felieton do gazety czy mowę na proces, w którym jesteś sędzią – wszędzie, w każdym miejscu i w każdej pracy, możesz uświęcać świat.

– Takie właśnie zadanie stawia przed sobą Opus Dei – mówi Erhard Gazda z Biura Informacyjnego Dzieła – zadanie jedności życia chrześcijańskiego. Dzieło Boże (Opus Dei) powstało po to – mówi – abyśmy mogli zrozumieć, że nasze życie, takie jakie jest, w tym miejscu i w tym czasie, w tej rodzinie i w tej pracy, jaką mamy może być drogą do świętości i apostolstwa. Chrystus jest obecny w życiu każdego chrześcijanina, dlatego każdy może i powinien być dumny ze swojej wiary, ze swojej przynależności do Kościoła, może i powinien tą radością obdzielać innych. W Opus Dei szukamy odwagi do takiego życia.

W tym roku mija 25 lat od śmierci założyciela Opus Dei, bł. Josemarii Escrivy. Założył stowarzyszenie w roku 1928, jako młody, 26-letni hiszpański kapłan, w odpowiedzi na Boże wezwanie do ukazywania ludziom drogi, jaką mogą iść za Chrystusem w środku świata, w środku swego życia. Dzisiaj nawet piosenki mówią, że “taki mały, taki duży może świętym być”, że świętych trzeba szukać “w domu i w pracy”. Ta sprawa – dążenia do świętości przez codzienne życie oddane Panu Bogu – wydaje się niemal oczywista w nauczaniu Kościoła. Ale w 1928 r. tezy młodego ks. Josemarii Escrivy były dla wielu wprost szokujące.

W maju 1992 r. Ojciec Święty ogłosił błogosławionym Założyciela, a Opus Dei, czyli Dzieło Boże liczy dzisiaj ponad 80 tys. członków w osiemdziesięciu krajach, na wszystkich kontynentach. Początkowo mogło się wydawać, że było odpowiedzią na kryzysy i wstrząsy XX wieku – wszak powstało w 1928 r., niedługo potem w Hiszpanii rozpoczęła się okrutna dla wszystkich stron wojna domowa niosąca śmiertelne zagrożenie dla Kościoła katolickiego, w Europie rozpanoszyły się bezbożne totalitarne systemy, doszło do straszliwego pohańbienia godności człowieka. Opus Dei pomagało “wychodzić” z grozy wojny domowej, z nazizmu, z bolszewizmu. Ale sam Josemaria Escriva widział zadania dla Dzieła szerzej i dalej; uważał, że Bóg dał w tym dziele pracę na lata i na pokolenia.

“Jedną z moich największych radości – mówił w roku 1968 – było widzieć jak Sobór Watykański II proklamował z wielką jasnością boskie powołanie laikatu (…). Sobór nie przedłożył nam zaproszenia do zmian, lecz wprost przeciwnie, potwierdził to, czym – dzięki łasce Bożej – żyliśmy i czego nauczaliśmy od tylu lat. Główną cechą charakterystyczną Opus Dei nie są jakieś techniki czy metody apostolstwa, czy jakieś określone struktury, lecz duch, który prowadzi właśnie do uświęcania zwykłej pracy.”

Od dziesięciu lat Opus Dei rozwija się w Polsce. Zapewne nie przez przypadek akurat teraz, z dniem 23 czerwca 2000 r. (ważne dla filatelistów!) Poczta Polska wprowadziła do obiegu poświęcone etosowi pracy kopertę i znaczek z wizerunkiem bł. Josemarii Escrivy de Balaguer. Założone przezeń Dzieło prowadzi w Polsce ośrodki w czterech miastach (poza Warszawą także w Szczecinie, gdzie w 1989 r. zaczęło się polskie życie Opus Dei, w Poznaniu i Krakowie). Ziarno padło na podatny grunt.

– Pomagamy znaleźć odpowiedź na pytanie: jak być katolikiem nie tylko w niedzielę, ale i we wtorek; kiedy jesteś przesiębiorcą, pracodawcą, kiedy obracasz kapitałem i podejmujesz trudne decyzje – mówi ks. Stanisław Moszoro-Dąbrowski, do niedawna wikariusz regionalny Dzieła Opus Dei na Polskę, obecnie kierownik duchowy regionu. W Polsce – mówi – przychodzą do nas przede wszystkim ludzie w wieku 25-40 lat, którzy już otrzymali pewną formację w Kościele i chcą ją kontynuować nie rezygnując z rozwoju i sukcesu zawodowego.

26 czerwca, w liturgiczne wspomnienie bł. Josemarii Escrivy i w 25. rocznicę jego śmierci, warszawski kościół akademicki św. Anny wypełnił się tłumem rozradowanych członków Opus Dei, sympatyków, uczestników “opusowych” rekolekcji i spotkań formacyjnych przybyłych na uroczystą Mszę św. sprawowaną przez bp. Mariana Dusia. Homilię wygłosił ks. Jan O´Doghartty, zastępca Wikariusza Regionalnego. Poświęcił ją w całości Tajemnicy Eucharystii w nauczaniu założyciela Opus Dei.

– Tabernakulum to więzienie miłości – mówił – gdzie od dwudziestu wieków Chrystus czeka na człowieka. Chce być bliżej niż kiedykolwiek przedtem. W Najświętszym Sakramencie jest prawdziwym ” Emmanuelem-Bogiem z nami”, tak głęboka jest wśród nas Jego obecność. A jaka jest nasza odpowiedź na ten wielki dar? Czy przez naszą bierność Chrystus w Tabernakulum nie jest Wielkim Opuszczonym? Czy przychodzimy do Niego w ciągu dnia, fizycznie lub duchowo, aby Go adorować i prosić Go o przyjaźń? Czy twoja dusza – pytał kaznodzieja – jest Betanią, w której Chrystus znajdzie miłość, oddanie, przyjaźń? Błogosławiony Josemaria Escriva był głęboko zakochany w Sakramencie Eucharystii i nazywał Chrystusa – Boskim Szaleńcem, którego decyzja o eucharystycznym oddaniu człowiekowi sprawiła, że jest z nami Ten sam, tak samo Czynny i Wszechmogący jak wtedy, kiedy na brzegu jeziora słuchały Go tłumy, bo miał dla nich słowa życia wiecznego. Nam Chrystus dał jeszcze sakrament pokuty, tak ściśle związany z sakramentem Eucharystii, wobec której człowiek może ujrzeć swą niegodność. Przy pomocy tych dwóch sakramentów – zakończył kaznodzieja – i my możemy stawać się rybakami ludzi, jak tamci, wybrani spośród tłumów, ewangelizować świat.

W wypełnionym do ostatniego miejsca kościele św. Anny widać było gołym okiem, że “szły za Nim wielkie tłumy”. Czy Opus Dei ma w sobie coś niezwykłego, skoro tak licznie ciągną doń młodzi ludzie, najczęściej dobrze wykształceni, wspinający się po ścieżkach kariery? – Tutaj – mówią – ksiądz ma zawsze dla nas czas. – Tutaj – mówi kapłan – ksiądz zawsze ma dla nich czas.

http://www.niedziela.pl/artykul/244/nd/Dzielo-Boze-czyli-jak-byc-swietym

******
Błogosławiony Andrzej Jacek Longhin, biskup
Błogosławiony Andrzej Jacek Longhin Jacek Bonawentura Longhin urodził się 23 listopada 1863 r. w Fiumicello di Campodarsego koło Padwy (Włochy) w ubogiej rodzinie chłopskiej. W 1879 r. wstąpił do kapucynów i przyjął imię Andrzej. Został wyświęcony na kapłana w czerwcu 1886 r. Przez 18 lat był kierownikiem duchowym i nauczycielem młodych zakonników w Udine, Padwie i Wenecji. W 1902 r. wybrano go na przełożonego weneckiej prowincji zakonu. Dwa lata później Pius X mianował go biskupem Treviso.
W swojej diecezji, którą kierował 32 lata, biskup Andrzej przeprowadził gruntowne reformy, kładł nacisk na katechizację, dbał o formację duchową kapłanów. Zawsze otwarty na bliźniego, zajmował stanowisko w kwestiach społecznych. Podczas I wojny światowej nie zgodził się na ewakuację kurii biskupiej, choć diecezja Treviso znalazła się na linii frontu. Aktywnie włączył się w odbudowę regionu ze zniszczeń wojennych. Otwarcie wypowiadał się również przeciwko rodzącemu się faszyzmowi. W 1928 r. został arcybiskupem tytularnym Patras i wizytatorem apostolskim w Padwie i Udine.
Zmarł 26 czerwca 1936 r. Beatyfikowany został 20 października 2002 r. przez św. Jana Pawła II.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/06-26d.php3

Jan Paweł II

Wierni powołaniu misyjnemu głosili Ewangelię całym życiem

Homilia wygłoszona podczas Mszy św. beatyfikacyjnej 20.10.2002

W niedzielę 20 października 2002 r., w Światowy Dzień Misyjny, Jan Paweł II beatyfikował sześcioro sług Bożych, którzy poświęcili swe życie głoszeniu Ewangelii. Byli to: Daudi Okelo (ok. 1902-1918) i Jildo Irwa (ok. 1906-1918), abp Andrzej Jacek Longhin (1863-1936), ks. Marek Antoni Durando (1801-1880), s. Maria od Męki Pańskiej — Helena Maria de Chappotin de Neuville (1839-1904), oraz s. Liduina Meneguzzi (1901-1941).

Na początku Mszy św. odprawianej na placu św. Piotra kard. Bernardin Gantin, dziekan kolegium kardynalskiego, złożył Papieżowi życzenia z okazji rozpoczęcia 25. roku pontyfikatu. «Wszyscy patrzą z podziwem — powiedział w swoim przemówieniu — na to, kim jesteś dla ludzkości. Chcemy Ci podziękować, zwłaszcza dziś, gdy obchodzimy Światowy Dzień Misyjny, za to, że jesteś wielkim pielgrzymem i prorokiem pokoju na wszystkich drogach świata, Papieżem misjonarzem, który swym przykładem wskazuje nam, w jaki sposób najlepiej prowadzić nową ewangelizację».

Po wysłuchaniu przemówienia dziekana kolegium kardynalskiego Jan Paweł II podziękował za życzenia, które w tych dniach napłynęły do Watykanu, i powiedział: «Wasze modlitwy i wasza bliskość są dla mnie oparciem i pomagają mi pełnić posługę Następcy św. Piotra w służbie Chrystusowi i Kościołowi. Dziękuję wam za to i nadal liczę, że będziecie o mnie pamiętać przed Panem. Ja zaś zapewniam wszystkich i każdego z was o mojej modlitwie do Chrystusa, Pana wszechświata i dziejów».

Po odczytaniu formuły beatyfikacyjnej Ojciec Święty wyznaczył dni, w których będą obchodzone liturgiczne wspomnienia nowych błogosławionych: Daudiego Okelo i Jildo Irwy — 20 października, abpa Andrzeja Jacka Longhina — 26 czerwca, ks. Marka Antoniego Durando — 10 grudnia, s. Marii od Męki Pańskiej — 15 listopada, s. Liduiny Meneguzzi — 2 grudnia.

Wraz z Papieżem Mszę św. koncelebrowali kard. Emmanuel Wamala z Kampali, kard. Severino Poletto z Turynu, prefekt Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów kard. Crescenzio Sepe i sekretarz Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych abp Edward Nowak oraz kilkudziesięciu biskupów, w tym ordynariusze diecezji związanych z działalnością nowych błogosławionych i pracownicy różnych dykasterii Kurii Rzymskiej.

W uroczystości uczestniczyły delegacje rządowe Francji, Ugandy i Włoch — krajów, z których pochodzili nowi błogosławieni, oraz kilkadziesiąt tysięcy wiernych. Wśród nich byli członkowie rodzin zakonnych, do których należeli nowi błogosławieni, przedstawiciele Kościołów, które dzięki ich posłudze otrzymały przesłanie Ewangelii, katechiści z całego świata.

Na zakończenie uroczystości, w rozważaniu przed modlitwą «Anioł Pański», Jan Paweł II zawierzył Maryi, Gwieździe Nowej Ewangelizacji, misyjne dzieło Kościoła i podziękował wszystkim misjonarzom za ich posługę i świadectwo, sięgające «aż po krańce ziemi» (Dz 1, 8).

1. «Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego» (Mt 28, 19).

Tymi słowami zmartwychwstały Jezus żegna się z apostołami przed swym powrotem do Ojca: «Idźcie!» Jego ostatnie słowa wzywają do misji, a zarazem są obietnicą, testamentem i zobowiązaniem. Chrystus powierza uczniom swoje orędzie zbawienia, prosząc ich, by je szerzyli i świadczyli o nim aż po najdalsze krańce ziemi.

Taką wymowę ma dzisiejszy Światowy Dzień Misyjny. Opatrznościowym zbiegiem okoliczności właśnie w tym dniu zostaje wyniesionych na ołtarze kilkoro nowych sług Bożych, którzy w sposób szczególny pełnili misję głoszenia Ewangelii i dawania jej świadectwa. Są to: Daudi Okelo i Jildo Irwa, Andrzej Jacek Longhin, Marek Antoni Durando, Maria od Męki Pańskiej, Liduina Meneguzzi.

Ich beatyfikacja, włączona w obchody Światowego Dnia Misyjnego, przypomina nam, że pierwszą posługą na rzecz misji jest szczere i wytrwałe dążenie do świętości. Nie możemy być przekonującymi świadkami Ewangelii, jeżeli sami nie dochowujemy wierności jej nauce w naszym życiu.

2. Myślę przede wszystkim o dwóch młodych katechistach ugandyjskich, Daudim Okelo i Jildo Irwie. Ci dwaj odważni świadkowie byli niemalże dziećmi, kiedy z wiarą i w prostocie ducha przelali krew za Chrystusa i Jego Kościół. W 1918 r., podejmując z radosnym entuzjazmem misję nauczania wiary swych rodaków, udali się do północnej Ugandy. Właśnie tam — były to zaledwie początki ewangelizacji w tym regionie — woleli wybrać śmierć, niż opuścić ten teren i zaniechać pracy katechetycznej. W istocie, ich życie i świadectwo przekonują nas, że «byli przez Boga umiłowani i wybrani» (por. 1 Tes 1, 4).

Dziś Daudi i Jildo zostają wyniesieni do chwały ołtarzy. Są przedstawieni całej wspólnocie chrześcijańskiej jako przykład świętości i cnót oraz jako wzór dla katechistów całego świata i ich orędownicy, w szczególności w miejscach, gdzie katechiści skazani są jeszcze na cierpienia z powodu wiary, niekiedy na wyobcowanie ze społeczeństwa, czy wręcz grozi im niebezpieczeństwo. Niech życie i świadectwo tych dwóch oddanych sług Ewangelii zachęci wielu mężczyzn i kobiet w Ugandzie, w Afryce i wszędzie, by wielkodusznie odpowiadali na wezwanie do posługiwania jako katechiści, umożliwiali innym poznanie Chrystusa oraz umacniali wiarę tych wspólnot, które niedawno przyjęły Ewangelię zbawienia.

3. «Zawołałem cię po imieniu» (por. Iz 45, 3). Słowa, jakich używa prorok Izajasz, mówiąc o misji powierzonej przez Boga Jego wybranym, trafnie wyrażają powołanie Andrzeja Jacka Longhina, pokornego kapucyna, który na początku ubiegłego stulecia — XX w. — przez 32 lata był biskupem diecezji Treviso. Był pasterzem prostym i ubogim, pokornym i wielkodusznym, zawsze otwartym na bliźniego, w duchu autentycznej tradycji kapucyńskiej.

Nazywano go biskupem od spraw istotnych. W czasach naznaczonych dramatycznymi i bolesnymi wydarzeniami był ojcem dla księży i gorliwym pasterzem ludu, zawsze bliskim powierzonych mu wiernych, szczególnie w chwilach trudnych i niebezpiecznych. W ten sposób z wyprzedzeniem realizował to, na co później położył nacisk Powszechny Sobór Watykański II, który głoszenie Ewangelii uznał za jedno z «zasadniczych zadań biskupich» (Christus Dominus, 12; por. Redemptoris missio, 63).

4. «Pomni… na wasze dzieło wiary, na trud miłości i na wytrwałą nadzieję» (1 Tes 1, 2-3). Te słowa apostoła zawierają duchowy portret ks. Marka Antoniego Durando, członka Zgromadzenia Księży Misjonarzy, godnego syna ziemi piemonckiej. Żył on wiarą i odznaczał się wielką żarliwością ducha, pogardzając wszelkiego rodzaju kompromisami czy duchową miernotą.

W myśl pouczeń św. Wincentego a Paulo, potrafił dostrzec w człowieczeństwie Chrystusa najwyższy, a zarazem najbardziej przystępny i rozbrajający wyraz miłości Boga do każdego człowieka. Dziś nadal ukazuje nam on tajemnicę krzyża jako szczytowy moment, w którym zostaje objawiona niezgłębiona tajemnica Bożej miłości.

5. «Wiemy, bracia przez Boga umiłowani, o wybraniu waszym» (1 Tes 1, 4). Maria od Męki Pańskiej pozwoliła, by jej życiem zawładnął Bóg, zdolny zaspokoić istniejące w niej pragnienie prawdy. Zakładając Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Misjonarek Maryi, gorąco pragnęła podzielić się miłością, która ją przepełniała, i rozlać ją na świat. W centrum działalności misyjnej stawiała modlitwę i Eucharystię, ponieważ dla niej adoracja i misja łączyły się w jedno działanie. Czerpiąc natchnienie z Pisma Świętego i tekstów Ojców Kościoła, ta mistyczka a zarazem kobieta aktywna, pełna pasji i nieustraszona, z pełną wyczucia i odwagi gotowością poświęciła się powszechnej misji Kościoła. Drogie siostry, na wzór waszej założycielki, w głębokiej jedności z Kościołem, przyjmijcie wezwanie, by z odnowioną wiernością żyć według zasad waszego pierwotnego charyzmatu, tak aby wielu mogło odkryć Jezusa, Tego, który nas wprowadza w tajemnicę miłości, jaką jest Bóg.

6. «Oddajcie Panu, rodziny narodów, oddajcie Panu chwałę i [uznajcie] potęgę» (Ps 96 [95], 7). Te słowa psalmu responsoryjnego dobrze wyrażają zapał misyjny, jaki ożywiał s. Liduinę Meneguzzi ze Zgromadzenia Sióstr św. Franciszka Salezego. W ciągu swojego krótkiego, lecz intensywnego życia s. Liduina z poświęceniem pracowała na rzecz braci najuboższych i cierpiących, w szczególności w szpitalu misyjnym w Dire-Dawa w Etiopii.

Z gorliwością apostolską starała się ukazywać wszystkim naszego jedynego Zbawiciela Jezusa. Od Tego, który jest «cichy i pokornego serca» (Mt 11, 29), nauczyła się obdarzać miłością, która płynie z czystego serca, przezwyciężając wszelką mierność i lenistwo duchowe.

7. «Oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata» (Mt 28, 20). Tę obietnicę Chrystus zostawił swoim uczniom, zanim opuścił świat, by powrócić do Ojca.

Jestem z wami przez wszystkie dni! Jestem z tobą — mówi Jezus — Kościele pielgrzymujący w świecie. Jestem z wami, młode wspólnoty kościelne na terenach misyjnych. Nie obawiajcie się nawiązywać dialogu ze wszystkimi. Każdemu nieście orędzie zbawienia! Bądźcie odważni!

Niech Maryja, Gwiazda Ewangelizacji, oraz nowi błogosławieni otaczają was opieką i towarzyszą wam na drogach świata. Amen!

opr. mg/mg

Copyright © by L’Osservatore Romano (1/2003) and Polish Bishops Conference

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/homilie/beatyfikacja_20102002.html

******
Święty Zygmunt Gorazdowski, prezbiter
Święty Zygmunt Gorazdowski, «ksiądz dziadów» Zygmunt Karol Gorazdowski z Gorazdowa, herbu Prawdzic, urodził się w Sanoku 1 listopada 1845 r. Był drugim z siedmiorga dzieci Feliksa i Aleksandry z Łazowskich h. Łada. Pierwsze miesiące życia spędził w majątku swojej babki, cudem unikając śmierci w czasie rzezi galicyjskiej (powstanie chłopów zachodniej Galicji w lutym i marcu 1846 r. przeciwko ziemianom, sterowane przez austriackiego zaborcę). Przebywając w ukryciu, zachorował na gruźlicę, która towarzyszyła mu przez całe późniejsze życie. Szkołę elementarną i gimnazjum ukończył w Przemyślu, dokąd przeniosła się jego rodzina. W 1863 r. uciekł z gimnazjum, by wziąć udział w powstaniu styczniowym. Po jego klęsce wrócił do rodzinnego domu, by kontynuować naukę. Po ukończeniu gimnazjum podjął studia prawnicze na Uniwersytecie im. Jana Kazimierza we Lwowie.
W 1865 r. postanowił zostać kapłanem. Przerwał studia na drugim roku i wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego we Lwowie. Po jego ukończeniu przez dwa lata leczył nawrót gruźlicy. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1871 r. w katedrze lwowskiej. Pracował jako wikariusz m.in. w Tartakowie, Wojniłowie, Bukaczowce, Gródku Jagiellońskim i Żydaczowie. W tym czasie dał się poznać jako autor pism i opracowań religijno-katechetycznych, adresowanych głównie do dzieci i młodzieży. Były one wysoko cenione przez przełożonych, a jego Katechizm dla szkół ludowych był zalecany w diecezji przemyskiej jako “najodpowiedniejszy podręcznik przy nauce religii”. Młody kapłan ujmował wszystkich otwartością i wrażliwością na potrzeby człowieka.
W 1877 r. ks. Gorazdowski został przeniesiony do Lwowa, gdzie pracował w kilku parafiach i prowadził działalność charytatywną. Zakładał liczne towarzystwa miłosierdzia, a w 1882 r. sprowadził z Tarnopola Siostrzyczki Ubogich, które podjęły się prowadzenia “taniej kuchni ludowej”. Dały one początek założonemu w 1884 r. Zgromadzeniu Sióstr Miłosierdzia św. Józefa, zwanemu popularnie józefitkami, prowadzącemu kolejne dzieła dobroczynne. Oprócz Domu Pracy i Zakładu dla Nieuleczalnie Chorych i Rekonwalescentów ks. Gorazdowski założył także internat dla studentów Seminarium Nauczycielskiego i Zakład Dzieciątka Jezus, w którym, jako pierwszym w kraju, opiekę znajdowały porzucone niemowlęta (do końca życia założyciela znalazło tam opiekę około 3 tysięcy dzieci). Stworzył również Towarzystwo Opieki nad Niemowlętami, które objęło opieką ubogie matki wychodzące z lwowskiego zakładu położniczego i ich dzieci. W Zakładzie Dzieciątka Jezus bezpłatny dach nad głową, wyżywienie oraz opiekę duchową, a czasem i pomoc w resocjalizacji znajdowały także kobiety z małymi dziećmi. Niemowlęta porzucone, po ukończeniu pierwszego roku życia były odsyłane na koszt zakładu do rodzin zastępczych mieszkających na wsi. Przebywały tam do szóstego roku życia, a jeśli było to możliwe, mogły pozostać w takiej rodzinie na stałe. W przeciwnym razie o ich dalszy los troszczyły się siostry, umieszczając je w zakładach wychowawczych. System ten mógł funkcjonować wyłącznie dzięki ks. Gorazdowskiemu, który nie ustawał w zjednywaniu dobroczyńców i zdobywaniu niezbędnych środków.
Z jego inicjatywy powstał we Lwowie Związek Katolickich Towarzystw Dobroczynnych, którego został wiceprezesem. W miarę rozwoju zgromadzenia zakonnego ks. Gorazdowski uruchamiał kolejne jego placówki w różnych miastach Galicji, m.in. w Sokalu, Krośnie, Kaliszu, Czortkowie, Dolinie i Tarnowie. Jako proboszcz parafii św. Mikołaja we Lwowie prowadził też działalność charytatywną na własną rękę. Jego plebania zawsze była otwarta dla lwowskiej biedoty. Żebracy ściągali tu z całego miasta, bo wiedzieli, że “ksiądz dziadów”, jak go powszechnie nazywano, nie przegoni ich, mimo że sam żył ubogo. Jadał niezwykle skromnie. Chodził w starej, zniszczonej bieliźnie, sutannie i płaszczu. Józefitki starały się dbać o swojego założyciela, ale otrzymane od nich odzienie rozdawał ubogim.
Jego konfesjonał był zawsze oblężony. Penitenci mogli się do niego zgłaszać o każdej porze, a i on odwiedzał w domach najbardziej zatwardziałych grzeszników, zachęcając ich do skorzystania z sakramentu pojednania. Ks. Gorazdowski założył także katolicką szkołę polsko-niemiecką i sprowadził do pracy w niej Braci Szkół Chrześcijańskich. Odpowiadając na wezwanie Ojca Świętego, by wydawać tanie dzienniki i pisma dla ludu, założył “Gazetę Codzienną”. Za obie te inicjatywy wiele wycierpiał od tych, którzy sprzeciwiali się takiej aktywności duchownych. Na szczęście miał wsparcie ze strony arcybiskupa lwowskiego, Józefa Bilczewskiego (który w przyszłości zostanie jednocześnie z ks. Gorazdowskim beatyfikowany i kanonizowany).
Pod koniec życia ks. Gorazdowski cierpiał na niebezpieczną chorobę oczu, grożącą całkowitą utratą wzroku.
Ks. Zygmunt Gorazdowski zmarł 1 stycznia 1920 r. we Lwowie, w domu generalnym zgromadzenia i został pochowany na Cmentarzu Łyczakowskim. Jego proces beatyfikacyjny rozpoczął się w archidiecezji lwowskiej 29 czerwca 1989 r. 26 czerwca 2001 r. św. Jan Paweł II dokonał we Lwowie jego beatyfikacji. Dlatego w Polsce jego wspomnienie obchodzi się właśnie 26 czerwca (w innych krajach 1 stycznia, w rocznicę śmierci). 23 października 2005 r. świętym ogłosił go papież Benedykt XVI. Kanonizacja ta odbyła się na zakończenie XI Zwyczajnego Zgromadzenia Biskupów, obradującego w Watykanie z woli św. Jana Pawła II w dniach 2-23 października 2005 r., jako zwieńczenie Roku Eucharystii.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/06-26c.php3

Zygmunt Gorazdowski (św.): Pamiętaj, że kto nie postępuje naprzód, ten się cofa

Tylko jedna droga prowadzi do wiecznej szczęśliwości: droga bojaźni Bożej i pobożności. Zbawiciel mówi: Jarzmo Moje jest słodkie, a brzemię lekkie. Weź więc to słodkie jarzmo i  lekkie brzemię na siebie, czyli bądź pobożną. Nie jest to wcale ani tak trudne, ani tak przykre jak się na oko wydaje: co dzień rano zastanów się po pacierzu nad którąś prawdą wiary lub nad swymi skłonnościami i wadami. Postanów wady swe zwyciężać, a skłonności przyrodzone umartwiać lub ćwiczyć się w pewnej cnocie w ciągu dnia i pamiętaj o tym postanowieniu przy wszystkich twoich czynnościach. Wieczorem zaś uczyń rachunek sumienia czy w postanowieniach uczynionych wytrwałaś, żałuj za grzechy i uchybienia, postanów się nazajutrz poprawić i na drodze cnoty do doskonałości postępować. Pamiętaj, że kto nie postępuje naprzód, ten się cofa. W smutkach, pokusach i niebezpieczeństwach kieruj swą myśl do Pana Jezusa i Jego Matki Najświętszej.

(? [fragm.], św. Zygmunt Gorazdowski)

Zygmunt Gorazdowski (św.): Abyś była dla dzieci wszędzie jakby Aniołem Stróżem

Staraj się więc, abyś była dla dzieci wszędzie jakby Aniołem Stróżem. Rozmawiaj z nimi poważnie i z czcią o Panu Bogu, o Zbawicielu, o Matce Boskiej, o śmierci i wieczności, upominaj je, gdy coś grzesznego uczynią, módl się z nimi, ucz je pobożnych wierszyków i prowadź do kościoła. Najlepszym uczynkiem, jaki możesz wykonać jest uczyć dzieci moralności i pobożności. Gdy nauczyłaś dziecko jakiejś modlitwy lub religijnej pieśni, dałaś mu jałmużnę droższą nad złoto.

(? [fragm.], św. Zygmunt Gorazdowski)

Benedykt XVI

Być chlebem łamanym za życie świata

Homilia Papieża podczas Mszy św. kanonizacyjnej 23.10.2005

W Niedzielę Misyjną, 23 października, na zakończenie Roku Eucharystii i XI Zwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów, Benedykt XVI dokonał pierwszej kanonizacji swego pontyfikatu, wpisując w poczet świętych pięciu błogosławionych, w tym dwóch Polaków. Byli to abp Józef Bilczewski (1860-1923), ks. Kajetan Catanoso (1879- -1963), ks. Zygmunt Gorazdowski (1845-1920), o. Albert Hurtado Cruchaga (1901-1952), br. Feliks z Nicosii (1715-1787).

We Mszy św. sprawowanej na placu św. Piotra uczestniczyły dziesiątki tysięcy pielgrzymów przybyłych z Chile, Polski, Ukrainy i Włoch. Z Papieżem koncelebrowało kilkuset kardynałów, biskupów i kapłanów. Byli wśród nich m.in. Prymas Polski kard. Józef Glemp, kard. Franciszek Macharski, kard. Marian Jaworski, kard. Henryk Gulbinowicz, kard. Lubomyr Huzar, kard. Stanisław Nagy SCJ, abp Stanisław Dziwisz, abp Henryk Hoser SAC, bp Tadeusz Rakoczy, bp Wiktor Skworc, bp Jan Śrutwa oraz Ojcowie Synodalni: abp Henryk Muszyński, bp Zbigniew Kiernikowski, bp Edward Ozorowski, bp Zygmunt Zimowski, bp Leon Mały ze Lwowa. Wśród przedstawicieli rządów była ambasador RP przy Stolicy Apostolskiej Hanna Suchocka oraz przewodniczący parlamentu ukraińskiego Wołodymyr Łytwin.

Na początku liturgii prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych kard. José Saraiva Martins odczytał krótkie życiorysy błogosławionych. Chóry i wierni odśpiewali Litanię do Wszystkich Świętych, a następnie Benedykt XVI odczytał po łacinie formułę kanonizacyjną. W czasie śpiewu «Alleluja» przedstawiciele diecezji i zgromadzeń zakonnych złożyli w pobliżu ołtarza relikwie nowych świętych. W homilii wygłoszonej po włosku, polsku, ukraińsku i hiszpańsku Papież ukazał główne rysy ich duchowości. Tak bardzo miłowali oni Boga i ludzi, że stali się «wzorem dla wszystkich wierzących» (1 Tes 1, 7). O eucharystycznej i maryjnej pobożności kanonizowanych Benedykt XVI wspomniał również w rozważaniu przed południową modlitwą maryjną «Anioł Pański».

Nazajutrz, 24 października, Papież spotkał się w Auli Pawła VI z pielgrzymami przybyłymi na kanonizację. W przemówieniu, wygłoszonym w różnych językach, jeszcze raz nawiązał do życia i działalności apostolskiej nowych świętych. Po ukraińsku powiedział: «Witam duchownych i wiernych przybyłych z Ukrainy. Pozdrawiam przedstawicieli władz państwowych. Dziękujemy dziś Bogu za kanonizację dwóch wielkich świętych: abpa Józefa Bilczewskiego i ks. Zygmunta Gorazdowskiego. Obaj zrealizowali swoje kapłańskie powołanie w zjednoczeniu z Chrystusem i całkowicie oddani ludziom. Modlitwa, umiłowanie Eucharystii i praktykowanie miłosierdzia były ich drogą do świętości. Opiece tych świętych patronów zawierzam Kościół na Ukrainie i cały naród ukraiński. Niech za ich wstawiennictwem Bóg wszystkim obficie błogosławi».

Do pielgrzymów z Polski Ojciec Święty powiedział: «Serdecznie pozdrawiam obecnych tu Polaków. Cieszę się, że razem możemy oddawać cześć nowym świętym. Świętość Józefa Bilczewskiego można określić w trzech słowach: modlitwa, praca, wyrzeczenie. ‘Być wszystkim dla wszystkich, aby zbawić przynajmniej jednego’ — takie było pragnienie świętego Zygmunta Gorazdowskiego. Obaj, czerpiąc siły z modlitwy i Eucharystii, całkowicie oddawali siebie Bogu i skutecznie nieśli materialną i duchową pomoc najbardziej potrzebującym. Ich opiece zawierzam wszystkich wiernych Kościoła w Polsce, a zwłaszcza biskupów i kapłanów. Niech wam Bóg błogosławi!»

Na zakończenie audiencji Papież zwrócił się do wszystkich pielgrzymów: «Wszyscy razem, drodzy bracia i siostry, dziękujemy Bogu, który nieustannie wzbudza w Kościele wciąż nowe przykłady świętości. Modlimy się do świętych i błogosławionych jako do naszych patronów i liczymy na ich niebieską pomoc. A jednocześnie ich świadectwo jest dla nas bodźcem, by ich naśladować i w ten sposób pogłębiać naszą wiarę, nadzieję i miłość. Zawierzam was wszystkich wstawiennictwu tych nowych świętych, aby do serca każdego z was dotarł promień Bożej świętości i by was oświecał we wszystkich życiowych sytuacjach».

Przed audiencją papieską, rano o godz. 7.30, kilka tysięcy pielgrzymów z Polski i z Ukrainy uczestniczyło we Mszy św. dziękczynnej za dar kanonizacji abpa Józefa Bilczewskiego i ks. Zygmunta Gorazdowskiego, którą sprawował metropolita Lwowa dla wiernych obrządku łacińskiego kard. Marian Jaworski w Bazylice Watykańskiej. Koncelebrowali kardynałowie Józef Glemp, Henryk Gulbinowicz, Franciszek Macharski, 18 arcybiskupów i biskupów oraz ok. 100 księży z Polski i Ukrainy. W homilii kard. Marian Jaworski mówił o rozkwicie życia religijnego w archidiecezji lwowskiej, którą otaczał szczególną troską Sługa Boży Jan Paweł II. Po Mszy św. celebransi i wierni udali się do Grot Watykańskich, aby pomodlić się przy grobie Papieża Polaka.

Liturgia tej 30. niedzieli zwykłej jest wzbogacona dzięki różnym wydarzeniom, za które chcemy Bogu dziękować i do Niego się modlić. Kończą się zarazem Rok Eucharystii i Zgromadzenie Zwyczajne Synodu Biskupów, poświęcone właśnie tajemnicy Eucharystii w życiu i misji Kościoła. Przed chwilą kanonizowanych zostało pięciu błogosławionych: abp Józef Bilczewski, księża Kajetan Catanoso, Zygmunt Gorazdowski i Albert Hurtado Cruchaga oraz brat kapucyn Feliks z Nicosii. Ponadto przypada dzisiaj doroczny Światowy Dzień Misyjny, który odnawia misyjny zapał wspólnoty Kościoła. Z radością pozdrawiam wszystkich obecnych, przede wszystkim Ojców Synodalnych, a także pielgrzymów, którzy przybyli tu z różnych krajów ze swymi pasterzami, aby uczestniczyć w uroczystościach ku czci nowych świętych. Dzisiejsza liturgia zachęca nas do kontemplowania Eucharystii — źródła świętości oraz duchowego pokarmu w pełnieniu naszej misji w świecie: ten największy «dar i tajemnica» ukazuje pełnię Bożej miłości i daje nam w niej udział.

Słowo Pana, odczytane przed chwilą w Ewangelii, przypomniało nam, że w miłości zawiera się całe Boże prawo. Podwójne przykazanie miłości Boga i bliźniego obejmuje dwa aspekty tej samej siły działającej w sercu i w życiu. Jezus dopełnia zatem dawne objawienie, nie dodając nieznanego dotąd przykazania, lecz urzeczywistniając w sobie i w swym zbawczym dziele żywą syntezę dwóch wielkich przykazań starego Przymierza: «Będziesz miłował Pana, Boga twego, z całego swego serca…» i «będziesz miłował bliźniego jak siebie samego» (por. Pwt 6, 5; Kpł 19, 18). W Eucharystii kontemplujemy sakrament tej żywej syntezy prawa: Chrystus w samym sobie urzeczywistnia dla nas w pełni miłość do Boga i miłość do braci. I daje nam udział w tej właśnie miłości, kiedy spożywamy Jego Ciało i pijemy Jego Krew. W ten sposób może się w nas dokonać to, o czym św. Paweł pisze do Tesaloniczan słowami, które zawiera drugie czytanie dzisiejszej Mszy św.: «nawróciliście się od bożków do Boga, by służyć Bogu żywemu i prawdziwemu» (1 Tes 1, 9). To nawrócenie jest początkiem dążenia do świętości, będącej życiowym powołaniem chrześcijanina. Świętym jest ten, kto tak bardzo zachwyca się pięknem Boga i Jego doskonałą prawdą, że sam zostaje przez nie stopniowo przemieniony. W imię tego piękna i tej prawdy jest gotowy wyrzec się wszystkiego, nawet samego siebie. Wystarcza mu miłość Boga, którą wyraża w pokornej i bezinteresownej służbie bliźniemu, a zwłaszcza tym, którzy nie mogą się odwzajemnić. Jakże opatrznościowy jest w tej perspektywie fakt, że dzisiaj Kościół ukazuje wszystkim swoim członkom pięciu nowych świętych, którzy karmiąc się Chrystusem, Chlebem żywym, nawrócili się do miłości i jej podporządkowali całe swoje życie! Żyjąc w różnych sytuacjach i mając różne charyzmaty, kochali Pana całym sercem, a bliźniego swego jak siebie samych, «tak że okazali się wzorem dla wszystkich wierzących» (por. 1 Tes 1, 7).

po polsku:

Św. Józef Bilczewski był człowiekiem modlitwy. Msza św., Liturgia Godzin, medytacja, różaniec i inne praktyki religijne wyznaczały rytm jego dni. Szczególnie wiele czasu poświęcał adoracji eucharystycznej.

Również św. Zygmunt Gorazdowski zasłynął swoją pobożnością opartą na sprawowaniu i adoracji Eucharystii. Przeżywanie Ofiary Chrystusa prowadziło go ku chorym, biednym i potrzebującym.

po ukraińsku:

Dzięki głębokiej wiedzy teologicznej, wierze i pobożności eucharystycznej Józef Bilczewski stał się wzorem dla kapłanów i świadkiem dla wszystkich wierzących.

Zygmunt Gorazdowski, który założył Stowarzyszenie Kapłańskie, Zgromadzenie Sióstr św. Józefa i wiele innych instytucji charytatywnych, zawsze działał w duchu komunii, która w pełni objawia się w Eucharystii.

po hiszpańsku:

«Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem (…) będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego» (Mt 22, 37. 39). Tak można określić program życia św. Alberta Hurtado, który pragnął upodobnić się do Pana i kochać ubogich taką samą jak On miłością. Dzięki formacji, jaką otrzymał w Towarzystwie Jezusowym, ugruntowanej przez modlitwę i adorację Eucharystii, pozwolił się zdobyć Chrystusowi i był prawdziwie kontemplatywny w działaniu. W miłości i całkowitym oddaniu się woli Bożej znajdował siłę, by prowadzić apostolat. Dla najbardziej potrzebujących i pozbawionych dachu nad głową założył El Hogar de Cristo (Chrystusowe ognisko domowe), stwarzając im środowisko rodzinne, pełne ludzkiego ciepła. W swej posłudze kapłańskiej wyróżniał się prostotą i otwartością na innych, będąc żywym wizerunkiem Nauczyciela «łagodnego i pokornego sercem». Pod koniec swych dni, znosząc silne bóle spowodowane chorobą, miał jeszcze siłę mówić: «Cieszę się, Panie, cieszę się», wyrażając radość, jaka zawsze towarzyszyła mu w życiu.

po włosku:

Św. Kajetan Catanoso był czcicielem i apostołem Świętego Oblicza Chrystusa. «Święte Oblicze to moje życie — mawiał. — To Ono jest moją siłą». Kierując się trafną intuicją, połączył ten kult z pobożnością eucharystyczną. Wyrażał się o tym następująco: «Jeżeli chcemy adorować prawdziwe Oblicze Jezusa… znajdujemy je w Bożej Eucharystii, gdzie wraz z Ciałem i Krwią Jezusa Chrystusa pod białą zasłoną hostii skrywa się Oblicze naszego Pana». Codzienna Msza św. i częsta adoracja Sakramentu Ołtarza były duszą jego kapłaństwa: powodowany żarliwą i niestrudzoną miłością pasterską, oddawał się głoszeniu kazań, katechezie, posłudze w konfesjonale, służbie ubogim, chorym, troszczył się o powołania. Założonemu przez siebie Zgromadzeniu Córek św. Weroniki, Misjonarek Świętego Oblicza przekazał ducha miłosierdzia, pokory i poświęcenia, który znamionował całe jego życie.

Św. Feliks z Nicosii zwykł powtarzać we wszelkich okolicznościach, radosnych i smutnych: «Niech tak będzie, na chwałę miłości Bożej». To pozwala nam dobrze zrozumieć, jak silne i konkretne było jego doświadczenie miłości Bożej objawionej w Chrystusie. Ten pokorny brat kapucyn, wybitny syn ziemi sycylijskiej, surowy i umartwiony, wierny tradycji franciszkańskiej w jej najbardziej autentycznych przejawach, był stopniowo kształtowany i przemieniany przez miłość Bożą, którą żył i którą urzeczywistniał w miłości bliźniego. Brat Feliks pomaga nam odkrywać wartość rzeczy małych, które nadają życiu smak, i uczy nas, jak rozumieć sens rodziny i służby braciom, pokazując, że prawdziwa i trwała radość, która jest pragnieniem serca każdej istoty ludzkiej, jest owocem miłości.

Drodzy i czcigodni Ojcowie Synodalni, przez trzy tygodnie żyliśmy razem w klimacie odnowionej żarliwości eucharystycznej. Chciałbym teraz wraz z wami i w imieniu całego episkopatu przesłać braterskie pozdrowienie biskupom Kościoła w Chinach. Brak ich przedstawicieli napełnił nas szczerym smutkiem. Pragnę wszakże zapewnić wszystkich biskupów chińskich, że w modlitwie jesteśmy z nimi, z ich kapłanami i wiernymi. Trudna droga wspólnot powierzonych ich pasterskiej trosce porusza nasze serca: nie pozostanie ona bezowocna, ponieważ jest udziałem w Tajemnicy paschalnej, w chwale Ojca. Prace synodalne pozwoliły nam zgłębić najważniejsze aspekty tej tajemnicy danej Kościołowi od początku. Kontemplacja Eucharystii powinna pobudzać wszystkich członków Kościoła, a przede wszystkim kapłanów, sługi Eucharystii, do odnowienia swego zobowiązania do wierności. Tajemnica eucharystyczna, celebrowana i adorowana, jest fundamentem celibatu, który kapłani otrzymali jako cenny dar i znak niepodzielnej miłości do Boga i bliźniego. Również dla osób świeckich duchowość eucharystyczna winna być wewnętrznym motorem wszelkiej działalności, i nie jest dopuszczalny żaden rozdźwięk między wiarą i życiem w ich misji napełniania świata duchem chrześcijańskim. Gdy kończy się Rok Eucharystii, jakże nie dziękować Bogu za tak liczne dary udzielone Kościołowi w tym czasie? I jak nie przyjąć wezwania umiłowanego Papieża Jana Pawła II, aby «na nowo rozpoczynać od Chrystusa»? Tak jak uczniowie z Emaus, którzy z sercem rozgrzanym przez słowo Zmartwychwstałego i oświeceni Jego prawdziwą obecnością, którą rozpoznali po łamaniu chleba, niezwłocznie powrócili do Jerozolimy i zaczęli głosić zmartwychwstanie Chrystusa, także i my wyruszymy w dalszą drogę, ożywiani szczerym pragnieniem dawania świadectwa tajemnicy tej miłości, która daje nadzieję światu.

W tę perspektywę eucharystyczną dobrze wpisuje się obchodzony dziś Światowy Dzień Misyjny, na który czcigodny Sługa Boży Jan Paweł II wybrał następujący temat do refleksji: «Misja — chleb łamany za życie świata». Gdy wspólnota Kościoła sprawuje Eucharystię, zwłaszcza w dniu Pańskim, coraz lepiej uświadamia sobie, że Chrystus ofiarował siebie «za wszystkich» (por. Mt 26, 28), a Eucharystia skłania chrześcijanina, aby był dla innych «łamanym chlebem», by działał na rzecz bardziej sprawiedliwego i braterskiego świata. Jeszcze dziś, patrząc na tłumy, Chrystus nadal napomina swoich uczniów: «Wy dajcie im jeść!» (Mt 14, 16), i w Jego imię misjonarze głoszą Ewangelię i dają jej świadectwo, niekiedy nawet poświęcając swoje życie.

Drodzy przyjaciele, powinniśmy wszyscy na nowo rozpoczynać od Eucharystii. Niech Maryja, Niewiasta Eucharystii, pomaga nam ją kochać; niech nam pomaga «trwać» w miłości Chrystusa, aby On nas wewnętrznie odnawiał. Kościół, posłuszny działaniu Ducha i wrażliwy na potrzeby ludzi, będzie wówczas coraz bardziej źródłem światła, prawdziwej radości i nadziei, urzeczywistniając w pełni swoje posłannictwo, jakim jest być «znakiem i narzędziem jedności całego rodzaju ludzkiego» (por. Lumen gentium, 1).

 

opr. mg/mg

Copyright © by L’Osservatore Romano (11-12/2005) and Polish Bishops Conference

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/benedykt_xvi/homilie/kanonizacja_23102005.html

*******

Benedykt XVI

Iść i głosić Jezusa

Rozważanie przed modlitwą «Anioł Pański» 23.10.2005

Dzisiejsza liturgia eucharystyczna na placu św. Piotra zakończyła Zgromadzenie Synodu Biskupów. Jednocześnie zakończył się również Rok Eucharystii, który został zainaugurowany przez umiłowanego Papieża Jana Pawła II w październiku 2004 r. Serdecznie dziękuję drogim i czcigodnym Ojcom Synodalnym, z którymi przeżyłem te trzy tygodnie intensywnej pracy w atmosferze braterskiej jedności. Ich refleksje, świadectwa, doświadczenia i propozycje związane z tematem: «Eucharystia źródłem i szczytem życia oraz misji Kościoła», zostały zebrane i będą wykorzystane przy opracowaniu adhortacji posynodalnej, która przy uwzględnieniu różnych sytuacji na świecie pomoże przedstawić oblicze wspólnoty katolickiej, która w wielości kultur pragnie przeżywać w jedności główną tajemnicę wiary: odkupieńcze Wcielenie, którego Eucharystia jest żywym uobecnieniem.

Ponadto dzisiaj, o czym świadczą obrazy zawieszone na fasadzie Bazyliki Watykańskiej, z radością ogłosiłem pięciu nowych świętych, których postacie pragnę ukazać na zakończenie Roku Eucharystii, bowiem ich życie było przykładnym owocem zjednoczenia z Chrystusem. Są to: Józef Bilczewski, biskup lwowski dla wiernych obrządku łacińskiego, ks. Kajetan Catanoso, założyciel Zgromadzenia Córek św. Weroniki, Misjonarek Świętego Oblicza; Zygmunt Gorazdowski, polski kapłan, założyciel Zgromadzenia Sióstr św. Józefa; Albert Hurtado Cruchaga, kapłan z Towarzystwa Jezusowego, Chilijczyk; oraz brat zakonny kapucyn Feliks z Nicosii. Każdy z nich był wewnętrznie kształtowany przez Boską obecność Jezusa, z którym obcował, któremu oddawał cześć i którego adorował w Eucharystii. Każdy z nich odznaczał się na swój sposób czułym i synowskim nabożeństwem do Maryi, Matki Chrystusa. Ci nowi święci, których kontemplujemy w niebieskiej chwale, zachęcają nas, byśmy we wszystkich okolicznościach uciekali się pod opiekę Matki Bożej i czynili postępy na drodze doskonałości ewangelicznej, czerpiąc siły z nieustannego zjednoczenia z Panem rzeczywiście obecnym w sakramencie Eucharystii.

W ten sposób każdy z nas będzie mógł realizować powołanie chrześcijanina, który ma się stawać «chlebem łamanym za życie świata», o czym przypomina opatrznościowym zbiegiem okoliczności dzisiejszy Światowy Dzień Misyjny. Jakże bardzo znaczący jest związek między misją Kościoła a Eucharystią. Działalność misyjna i ewangelizacyjna jest bowiem apostolskim szerzeniem miłości, która jest jakby skoncentrowana w Najświętszym Sakramencie. Kto przyjmuje Chrystusa w rzeczywistości Jego Ciała i Krwi, nie może zatrzymać tego daru dla siebie, lecz czuje potrzebę dzielenia się nim poprzez odważne dawanie świadectwa Ewangelii, służbę przeżywającym trudności braciom, przebaczanie krzywd. Dla niektórych natomiast Eucharystia jest źródłem szczególnego powołania, by pozostawić wszystko i iść głosić Chrystusa tym, którzy Go jeszcze nie znają. Najświętszej Maryi Pannie, Niewieście Eucharystii, zawierzamy duchowe owoce Synodu i Roku Eucharystii. Niech Ona czuwa nad pielgrzymowaniem Kościoła i uczy nas umacniać jedność z Panem Jezusem, abyśmy byli świadkami Jego miłości, która jest źródłem radości.

Po odmówieniu modlitwy «Anioł Pański» Benedykt XVI powiedział po polsku:

Pozdrawiam serdecznie obecnych tu Polaków, uczestników kanonizacji. Niech nowi święci: Zygmunt Gorazdowski i Józef Bilczewski orędują u Boga w waszych intencjach. Ich święte życie niech umacnia was w wierze, nadziei i miłości.

 

opr. mg/mg

Copyright © by L’Osservatore Romano (11-12/2005) and Polish Bishops Conference

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/benedykt_xvi/modlitwy/ap_23102005.html

*******

Jan Paweł II

PRZYJMIJCIE DUCHOWE PRZESŁANIE WASZYCH BŁOGOSŁAWIONYCH

26 czerwca — Lwów. Msza św. i beatyfikacja abpa Józefa Bilczewskiego i ks. Zygmunta Gorazdowskiego

We wtorek 26 czerwca na hipodromie we Lwowie Jan Paweł II odprawił Mszę św. w obrządku łacińskim i dokonał beatyfikacji sług Bożych abpa Józefa Bilczewskiego i ks. Zygmunta Gorazdowskiego. Z Papieżem koncelebrowało liturgię kilkunastu kardynałów (m.in. Prymas Polski kard. Józef Glemp, kard. Henryk Gulbinowicz i kard. Franciszek Macharski), ok. 100 arcybiskupów i biskupów oraz ok. 300 kapłanów. Ojca Świętego powitał metropolita lwowski kard. Marian Jaworski. W homilii — wygłoszonej po polsku — Jan Paweł II ukazał wzory świętości nowych błogosławionych i wezwał do pojednania chrześcijan pochodzenia polskiego i ukraińskiego. Przed błogosławieństwem końcowym dokonał koronacji cudownego obrazu Matki Bożej Łaskawej z rzymskokatolickiej bazyliki metropolitalnej we Lwowie.

1. «Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie» (J 2, 5).

Odczytaliśmy przed chwilą urywek Ewangelii, który opisuje pierwsze wystąpienie Maryi w życiu publicznym Jezusa i podkreśla Jej współudział w misji Syna. Podczas wesela w Kanie Galilejskiej, w którym uczestniczą Maryja, Jezus i Jego uczniowie, kończy się zapas wina. Maryja, okazując wiarę w Syna i śpiesząc z pomocą dwojgu nowożeńcom, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji, nakłania Zbawiciela, ażeby temu zaradził. On zaś dokonuje swego pierwszego cudu.

«Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja?» — odpowiada Jezus Maryi (J 2, 4). Te słowa nie onieśmielają Matki, która mówi do sług: «Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie» (J 2, 5). Ponownie wyraża zaufanie do Syna i Jej wstawiennictwo zostaje wynagrodzone.

To ewangeliczne wydarzenie zachęca nas dziś do kontemplacji Maryi jako «Wspomożenia Wiernych» w każdej potrzebie. Pouczające byłoby prześledzenie dziejów chrześcijańskiego ludu i odnalezienie w nich znaków macierzyńskiej opieki Matki Bożej, zawsze zatroskanej o dobro swych dzieci. Moglibyśmy zgromadzić liczne świadectwa o sytuacjach, w których Maryja występowała w obronie osób i społeczności. Jednakże najpiękniejsze świadectwa możemy odnaleźć w życiu waszych świętych.

Przyjrzyjmy się dzisiaj dwóm synom tej ziemi, którzy z nabożeństwa do Najświętszej Panny czerpali bodziec, aby dążyć do doskonałości, co dziś zostaje uroczyście przez Kościół uznane. Są to abp Józef Bilczewski i ks. Zygmunt Gorazdowski. Obydwaj darzyli Matkę Chrystusa głęboką miłością. Swoim życiem i pasterską posługą nieustannie odpowiadali na Jej wezwanie: «Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie». Heroicznie posłuszni nauczaniu Chrystusa, podążali wąską drogą świętości. Obaj żyli tutaj, we Lwowie, prawie w tym samym czasie. Razem też zostają dzisiaj wpisani w poczet błogosławionych.

2. Wspominając ich, pozdrawiam z radością wszystkich tutaj obecnych. W szczególny sposób, oczywiście, witam księży kardynałów Mariana Jaworskiego i Lubomyra Huzara, biskupów z Konferencji Episkopatu Ukrainy oraz z Synodu Biskupów Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego. Witam także wszystkich kardynałów, arcybiskupów i biskupów gości, witam z kolei was, kapłanów, zakonników i zakonnice, seminarzystów i wszystkich, którzy uczestniczycie czynnie w różnych formach działalności duszpasterskiej. Serdecznie pozdrawiam młodzież, rodziny, chorych i całą wspólnotę, która zgromadziła się tutaj, ażeby przyjąć duchowe przesłanie nowych błogosławionych.

Cieszę się, że archidiecezja lwowska zyskuje już dzisiaj drugiego błogosławionego arcybiskupa. Po Jakubie Strzemię, który przewodził temu ludowi w latach 1391-1409 i został beatyfikowany w 1790 r., do chwały ołtarzy zostaje dziś wyniesiony inny ojciec tej archidiecezji, abp Józef Bilczewski. Czyż nie jest to świadectwem ciągłości wiary tego ludu i błogosławieństwa Boga, który posyła mu pasterzy godnych swego powołania? Jakże nie dziękować Panu Bogu za ten dar, ofiarowany lwowskiemu Kościołowi?

Abp Józef Bilczewski kieruje do nas wezwanie, abyśmy ofiarnie żyli miłością do Boga i bliźniego. To ona była najwyższą regułą jego życia. Od pierwszych lat kapłaństwa darzył żarliwą miłością Prawdę objawioną, co sprawiło, że z poszukiwań teologicznych uczynił oryginalną drogę realizowania w konkretnych czynach przykazania miłości bliźniego. W życiu kapłańskim, podobnie jak w pracy na wielu ważnych stanowiskach na lwowskim Uniwersytecie Jana Kazimierza, potrafił dawać świadectwo miłości do Boga i zarazem wielkiej miłości do człowieka. Szczególną troską otaczał ubogich, utrzymywał też stosunki nacechowane szacunkiem i życzliwością zarówno ze współpracownikami, jak i ze studentami, którzy odwzajemniali mu się zawsze wielkim poważaniem i serdecznością.

Dzięki nominacji na arcybiskupa mógł niezmiernie poszerzyć zasięg oddziaływania swojej miłości. W szczególnie trudnym okresie pierwszej wojny światowej nowy błogosławiony dał się poznać jako żywa ikona Dobrego Pasterza, zawsze gotów nieść otuchę swoim wiernym i wspierać ich natchnionymi słowami, pełnymi życzliwości. Spieszył z pomocą ubogim, których darzył tak szczególnym upodobaniem, że pragnął pozostać wśród nich nawet po śmierci i dlatego rozporządził, aby pochowano go na cmentarzu janowskim we Lwowie, gdzie grzebano doczesne szczątki nędzarzy. Ten dobry i wierny sługa Pański, ożywiany głęboką duchowością i niegasnącą miłością, był kochany i szanowany przez wszystkich swoich współobywateli, bez względu na wyznanie, obrządek czy narodowość.

Dzisiaj jego świadectwo jaśnieje przed nami i jest dla nas zachętą i bodźcem, aby także nasze apostolstwo, karmione głęboką modlitwą i żarliwym nabożeństwem do Matki Bożej, służyło wyłącznie chwale Bożej i świętej Matce Kościołowi, dla dobra dusz.

3. Ta beatyfikacja jest także dla mnie źródłem szczególnej radości. Bł. Józef Bilczewski wpisuje się w linię mojej sukcesji apostolskiej. To on bowiem konsekrował abpa Bolesława Twardowskiego, ten zaś z kolei wyświęcił na biskupa ks. Eugeniusza Baziaka; z jego rąk otrzymałem święcenia biskupie. Tak więc dzisiaj ja również zyskuję nowego, szczególnego patrona. Dziękuję Bogu za ten przedziwny dar.

Jest jeszcze jedna okoliczność, której nie można przeoczyć przy tej okazji. Bł. abp Józef Bilczewski został konsekrowany przez kard. Jana Puzynę, biskupa krakowskiego. Obok niego stali jako współkonsekrujący bł. Józef Sebastian Pelczar, biskup przemyski, i sługa Boży Andrzej Szeptycki, arcybiskup greckokatolicki. Czyż nie było to wydarzenie niezwykłe? Duch Święty sprawił wówczas, że spotkali się trzej wielcy pasterze, z których dwaj zostali już ogłoszeni błogosławionymi, a trzeci — jak Bóg da — dostąpi tego w przyszłości. Ta ziemia prawdziwie zasłużyła na to, ażeby ujrzeć ich razem, gdy dokonywali uroczystego aktu ustanowienia kolejnego następcy apostołów. Zasłużyła, aby zobaczyć ich zjednoczonych, ażeby zobaczyć ich zjednoczonych! Ich jedność pozostaje znakiem i wezwaniem dla wiernych należących do owczarni każdego z nich, którzy za ich przykładem mają budować komunię — wspólnotę, zagrożoną przez pamięć o wydarzeniach z przeszłości i przez uprzedzenia wyrosłe z nacjonalizmu.

Dzisiaj, gdy wielbimy Boga za to, że ci słudzy okazali tak nieugiętą wierność Ewangelii, odczuwamy głęboką wewnętrzną potrzebę uznania różnych przejawów niewierności ewangelicznym zasadom, jakich nierzadko dopuszczali się chrześcijanie pochodzenia zarówno polskiego, jak i ukraińskiego, zamieszkujący te ziemie. Czas już oderwać się od bolesnej przeszłości! Chrześcijanie obydwu narodów muszą iść razem w imię jedynego Chrystusa, ku jedynemu Ojcu, prowadzeni przez tego samego Ducha, który jest źródłem i zasadą jedności. Niech przebaczenie — udzielone i uzyskane — rozleje się niczym dobroczynny balsam w każdym sercu. Niech dzięki oczyszczeniu pamięci historycznej wszyscy będą gotowi stawiać wyżej to, co jednoczy, niż to, co dzieli, ażeby razem budować przyszłość opartą na wzajemnym szacunku, na braterskiej wspólnocie, braterskiej współpracy i autentycznej solidarności. Dzisiaj abp Józef Bilczewski i jego towarzysze bp Pelczar i abp Szeptycki wzywają was: trwajcie w jedności!

A są tu jeszcze Wilamowice — bo widziałem transparent — miejsce pochodzenia i narodzenia abpa Bilczewskiego. Gratuluję tej miejscowości i tej parafii dzisiejszego święta. Szczęść Boże!

4. W okresie kiedy abp Bilczewski pełnił pasterską posługę we Lwowie, spędził tam ostatnie lata swego ziemskiego życia również ks. Zygmunt Gorazdowski, prawdziwa perła łacińskiego duchowieństwa tej archidiecezji. Chociaż był słabego zdrowia, powodowany niezwykłą miłością bliźniego poświęcał się nieustannie służbie ubogim. Postać młodego kapłana, który nie bacząc na poważne niebezpieczeństwo zarażenia opiekował się chorymi w Wojniłowie i własnymi rękoma opatrywał ciała zmarłych na cholerę, pozostała w pamięci współczesnych jako żywe świadectwo miłosiernej miłości Zbawiciela.

Żarliwe umiłowanie Ewangelii kazało mu być obecnym w szkołach, podejmować przedsięwzięcia wydawnicze i różne inicjatywy katechetyczne, zwłaszcza z myślą o młodzieży. Świadectwem autentyczności jego apostolstwa była nieustanna działalność charytatywna. W pamięci lwowskich wiernych pozostaje on jako «ojciec ubogich» i «ksiądz bezdomnych». Okazywał w tej dziedzinie prawie niewyczerpaną pomysłowość i ofiarność. Jako sekretarz «Instytutu Ubogich Chrześcijan» był obecny wszędzie tam, gdzie rozlegał się krzyk ludzkiego cierpienia, na który starał się odpowiadać tworząc liczne dzieła charytatywne — właśnie tutaj, we Lwowie.

Po jego śmierci uznano, że był «prawdziwym zakonnikiem, choć nie złożył specjalnych ślubów», a ze względu na swą całkowitą wierność Chrystusowi ubogiemu, czystemu i posłusznemu pozostaje dla wszystkich szczególnie wiarygodnym świadkiem Bożego miłosierdzia. Jest świadkiem przede wszystkim dla was, drogie siostry św. Józefa — siostry józefitki, które staracie się wiernie go naśladować, szerząc miłość do Chrystusa i do braci przez dzieła wychowawcze i opiekuńcze. Od bł. Zygmunta Gorazdowskiego nauczyłyście się czerpać siły do pracy apostolskiej i głębokiego życia modlitewnego. Życzę wam, abyście tak jak on potrafiły godzić działanie z kontemplacją, karmiąc swe życie duchowe żarliwym nabożeństwem do Męki Chrystusa, tkliwą miłością do Niepokalanej Dziewicy i szczególną czcią św. Józefa, którego wiarę, pokorę, roztropność i odwagę ks. Zygmunt Gorazdowski starał się naśladować.

5. Przykład błogosławionych Józefa Bilczewskiego i Zygmunta Gorazdowskiego niech będzie zachętą dla was, drodzy kapłani, zakonnicy, zakonnice, seminarzyści, katecheci i studenci teologii. W tej chwili w szczególny sposób myślę o was i wzywam was, abyście przyswoili sobie duchową i apostolską lekcję, pozostawioną przez tych dwóch błogosławionych pasterzy Kościoła. Naśladujcie ich! Wy, którzy na różne sposoby pełnicie szczególną posługę na rzecz Ewangelii, winniście tak jak oni czynić wszystko, co możliwe, aby dzięki waszemu świadectwu każdy człowiek, niezależnie od wieku, pochodzenia, wykształcenia i statusu społecznego, czuł w głębi serca, że jest miłowany przez Boga. Taka jest wasza misja.

Dążcie usilnie do tego, żeby miłować wszystkich i być do dyspozycji każdego, nie uchybiając nigdy wierności Chrystusowi i Kościołowi. Na tej drodze z pewnością napotkacie wiele trudności i zaznacie niezrozumienia, które czasem może prowadzić nawet do prześladowania.

Dobrze o tym wiedzą najstarsi z was. Jest pośród was wielu tych, którzy w drugiej połowie ubiegłego stulecia niemało wycierpieli z powodu swej przynależności do Chrystusa i do Kościoła. Pragnę złożyć hołd wam wszystkim, drodzy kapłani, zakonnicy i zakonnice, którzy pozostaliście wierni temu Ludowi Bożemu. Do was zaś, którzy teraz stajecie u boku tych ofiarnych sług Ewangelii i staracie się kontynuować ich misję, mówię: nie lękajcie się! Nie lękajcie się, Chrystus nie obiecuje łatwego życia, ale zawsze zapewnia nam swoją pomoc.

6. Duc in altum! Wypłyń na głębię! Wypłyń na głębię, lwowski Kościele łaciński! Pan jest z Tobą! Nie lękaj się trudności, które także dzisiaj stają na twej drodze. Z Chrystusem razem odniesiesz zwycięstwo! Odważnie dąż do świętości: w niej kryje się niezawodna obietnica prawdziwego pokoju i trwałego postępu.

Drodzy bracia i siostry, zawierzam was opiece Maryi, Matki Bożej Łaskawej, od wieków czczonej przez was w wizerunku, który dzisiaj z radością ukoronuję. Cieszę się, że i ja mogę pokłonić się przed tym obrazem, pamiętającym śluby króla Jana Kazimierza. «Śliczna Gwiazda miasta Lwowa» niech będzie dla was oparciem i niech przyniesie wam pełnię łask.

Kościele lwowski, niech się wstawiają za tobą wszyscy święci i święte, którzy wzbogacili twoje dzieje. Niech cię otaczają szczególną opieką błogosławieni abp Jakub Strzemię i abp Józef Bilczewski wraz z ks. Zygmuntem Gorazdowskim. Kościele lwowski, idź naprzód z ufnością w imię Chrystusa, Odkupiciela świata, Odkupiciela człowieka! Amen. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

po włosku:

Serdecznie pozdrawiam kardynałów, arcybiskupów i biskupów przybyłych tu z różnych krajów. Drodzy bracia, dziękuję wam za obecność w tych dniach, w których ukraiński Kościół katolicki gromadzi się wokół Następcy Piotra na modlitwie. Wasza obecność jest wymownym i cennym znakiem komunii i solidarności waszych Kościołów lokalnych z synami i córkami Kościoła katolickiego żyjącymi na tej ziemi. Będę na was czekać również jutro, aby razem z wami oddawać cześć Chrystusowi Panu, którego jako Mistrza i wzór świętości wiernie naśladowali męczennicy i błogosławieni Kościoła greckokatolickiego.

po ukraińsku:

Moi drodzy, dziękuję wam serdecznie za pełen radości udział w dzisiejszej uroczystości beatyfikacyjnej. Dziękuję miastu Lwów za wczorajsze wyjątkowo serdeczne i szczere przyjęcie, przejaw wielkiej gościnności i otwartości serc. Wszystkich was zapraszam na ważną beatyfikację męczenników, która odbędzie się jutro. Oczekuję was także dzisiaj po południu na spotkaniu z młodzieżą. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

po polsku:

Zanim zakończymy tę uroczystą liturgię, nie mogę nie wspomnieć tu jeszcze dwóch sławnych postaci związanych z tą ziemią. Wpierw mam na myśli św. Jana z Dukli, którego relikwie towarzyszą dziś naszemu spotkaniu. Ten duchowy syn św. Franciszka tu we Lwowie pełnił funkcję kustosza kustodii ruskiej, tu zasłynął jako wielki kaznodzieja i spowiednik i tu dopełnił swojego życia. Dziś powrócił do tego miasta, aby po ponad pięciu wiekach cieszyć się owocami swojej świętości w sercach tego wiernego ludu.

Pragnę również wymienić tu wielką postać arcybiskupa ormiańskiego Józefa Teodorowicza. Ten wybitny teolog i duszpasterz, mąż stanu i Kościoła, z mądrością i oddaniem przewodził ormiańskiej wspólnocie w ciągu pierwszych dziesięcioleci ubiegłego wieku. Wspominając go, pozdrawiam wszystkich wiernych Kościoła ormiańskiego, który od wieków jest obecny na ukraińskiej ziemi i wzbogaca ją swą starożytną duchowością i kulturą. Pamięć ormiańskich męczenników i wyznawców niech was umacnia w wierze, nadziei i miłości!

Za chwilę dokonam koronacji łaskami słynącego obrazu Matki Bożej Łaskawej Pani Lwowa. Niech Jej opieka stale towarzyszy temu miastu i całej Ukrainie.

 

opr. mg/mg

Copyright © by L’Osservatore Romano (9/2001) and Polish Bishops Conference

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/homilie/lwow_beatyfikacja_26062001.html

S. Dolores Siuta CSSJ

Lwowski Apostoł Bożego Miłosierdzia

Już za życia nazywano go «Księdzem dziadów», «Ojcem ubogich», «drugim Proboszczem z Ars», «Lwowskim Bratem Albertem». Dzisiaj mówi się o nim najczęściej: «Lwowski Apostoł Bożego Miłosierdzia». Tak określa się sługę Bożego ks. Zygmunta Gorazdowskiego, kapłana archidiecezji lwowskiej obrządku łacińskiego, założyciela Zgromadzenia Sióstr św. Józefa (sióstr józefitek), który ma zostać wyniesiony do chwały ołtarzy 26 czerwca br. we Lwowie, w czasie pielgrzymki Ojca Świętego Jana Pawła II na Ukrainę.

Droga do kapłaństwa

Ks. Zygmunt Gorazdowski urodził się w Sanoku 1 listopada 1845 r. w rodzinie, w której wysoko ceniono i respektowano zasady religii katolickiej. Był drugim z siedmiorga dzieci Feliksa i Aleksandry Gorazdowskich i jedynym ich synem, który dożył wieku dorosłego, choć od wczesnego dzieciństwa chorował na nieuleczalną wówczas gruźlicę. Do gimnazjum uczęszczał w Przemyślu. Szczególnym momentem jego młodzieńczego dojrzewania do udziału w Ewangelii cierpienia był r. 1863, kiedy to Zygmunt mimo słabego zdrowia wziął udział w Powstaniu Styczniowym, a po jego upadku przeżył niejedną bolesną próbę. Po ukończeniu gimnazjum podjął studia prawnicze na Uniwersytecie im. Jana Kazimierza we Lwowie. W 1865 r. przerwał studia i wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego we Lwowie. Ta decyzja i związana z nią świadoma rezygnacja Zygmunta z kariery adwokata miały bardzo poważną motywację. W swoim życiorysie Zygmunt poświęca tej kwestii zaledwie jedno zdanie: «poczułem powołanie do stanu duchownego i wstąpiłem w roku 1865 do Seminarium». Zeznania jego najmłodszej siostry Marii mówią jednak, że owa decyzja miała głębokie uzasadnienie. Maria zaświadcza m.in.: «Przez całe życie zwykł mówić: Bogu dziękuję za chorobę, jaką na mnie spuścił w mej młodości, bo gdyby nie ta choroba, nie byłbym został księdzem i nigdy bym nie był zadowolony rozminąwszy się z moim powołaniem». Po ukończeniu teologii, ze względu na gwałtowne nasilenie się choroby płuc i niebezpieczeństwo utraty życia dopiero po 2-letnim intensywnym leczeniu otrzymał święcenia kapłańskie 25 lipca 1871 r. w katedrze lwowskiej. W tym też czasie złożył Bogu ślub mówiąc: «Wszechmogący, zmiłuj się nad kornym Twym sługą, użycz mi sił, bym spełnić mógł swe posłannictwo, a całe życie swe poświęcę dla dobra bliźnich».

W ciągu pierwszych sześciu lat posługi kapłańskiej pracował jako wikariusz bądź administrator w Tartakowie, Wojniłowie, Bukaczowcach, Gródku Jagiellońskim i Żydaczowie. Już wówczas dał się poznać jako człowiek obdarzony wyjątkowym charyzmatem duszpasterskim. Podejmował niezwykle cenne inicjatywy, by zaradzić różnorakim trudnościom związanym z przekazem orędzia ewangelicznego. Czynił to włączając się w pracę katechetyczną, a także opracowując i wydając drukiem Katechizm, którego ponad 50 tys. egzemplarzy rozeszło się po Galicji, Śląsku i Ameryce. Opracował i wydał również Rady i przestrogi dla młodzieży oraz artykuły prasowe. Lud, do którego ks. Zygmunt został posłany, nękany był przez głód i inne formy niedostatku. Obok niezwykle uciążliwych układów społecznych i gospodarczych oraz narodowej niedoli wiele innych przyczyn utrudniało mu głoszenie słowa Bożego. Parafie archidiecezji lwowskiej należały wówczas do najbardziej rozległych terytorialnie w całym zaborze austriackim. Często jedną parafię tworzyło kilka lub kilkanaście gmin. W parafii w Wojniłowie, na przykład, ks. Gorazdowski był katechetą uczniów miejscowej szkoły czteroklasowej oraz dzieci z jedenastu szkół państwowych i siedmiu parafialnych. Do wojniłowskiej parafii należało bowiem prawie 30 miejscowości, a tamtejszy proboszcz ze względu na wiek i zły stan zdrowia niewiele mógł ks. Zygmuntowi pomóc. Kierując się głęboką miłością do Eucharystii i świadomością, jak ważne jest przygotowanie i pierwsze przeżycie spotkania z Chrystusem w komunii św., starał się, by oficjalnie wprowadzone w 1868 r. rozporządzenie władzy kościelnej dotyczące uroczystości I komunii św. wprowadzić i upowszechnić w archidiecezji lwowskiej. Był na tych ziemiach pierwszym organizatorem wspólnych I komunii św.

Dzieła miłosierdzia

Od samego początku swojej pracy duszpasterskiej ks. Zygmunt włączył się w już istniejące lub inicjował nowe dzieła chrześcijańskiego miłosierdzia. Na przykład, gdy wybuchła w Wojniłowie epidemia cholery, z niezwykłym oddaniem spieszył z pomocą chorym, a pomimo wielkiego niebezpieczeństwa zarażenia własnymi rękami wkładał zmarłych do trumny. Nawet Żydzi, jak podają zapisy z tego czasu, z wielkim szacunkiem całowali jego ubranie, uważając go za człowieka świętego, ponieważ «spieszył z pomocą i z lekarstwami do chorych, budził ducha religijnego (…), był opiekunem ubogich. Cieszył się ogólną sympatią z powodu swej niezmordowanej pracy i szlachetnego charakteru».

W 1877 r. sługa Boży rozpoczął działalność kapłańską i dobroczynną we Lwowie. Po krótkim okresie pracy przy kościele św. Marcina i Matki Bożej Śnieżnej przez ok. 40 lat pełnił posługę w parafii św. Mikołaja. Był człowiekiem głębokiej modlitwy, a jednocześnie z niezwykłą żarliwością duszpasterską i apostolską wciąż podejmował nowe inicjatywy na rzecz potrzebujących. Pracował w wielu szkołach jako katecheta. Angażował się również w pracę wydawniczą i redaktorską. Wydawał kilkakrotnie Katechizm, opracował i opublikował Zasady i przepisy dobrego wychowania dla rodziców i wychowawców katolickich oraz liczne artykuły. Założył też Towarzystwo Bonus Pastor dla kapłanów i troskliwie wspierał jego działalność. Władze kościelne wysoko ceniły kapłańską posługę ks. Gorazdowskiego i niejednokrotnie dawały temu wyraz. Na przykład w dekrecie pochwalnym, przesłanym ks. Zygmuntowi przez ówczesnego metropolitę lwowskiego sługę Bożego Józefa Bilczewskiego, czytamy: «W pełnieniu bardzo trudnego obowiązku duszpasterskiego wielką pociechą i podporą niemałą są dla nas kapłani, którzy w niczym nie szukając siebie samych, podejmują mozolne trudy ku chwale Boga i zbawienia dusz. W naszym przekonaniu i Ciebie do takich zaliczyć możemy kapłanów, którzy już od prawie trzydziestu lat z niesłabnącą pilnością i gorliwością nie ustępujesz we współdziałaniu z dziełem ze wszystkich dzieł Bożych najbardziej Boskim, a mianowicie z dziełem nawracania błądzących i doprowadzania grzeszników do Boga».

Nade wszystko zadziwia jednak działalność charytatywna sługi Bożego. W tym samym dekrecie abpa Józefa Bilczewskiego czytamy: «Boskim nauczony przykładem z wykonaniem tego dzieła złączyłeś pomocnicze dzieła miłosierdzia. Założyłeś zbożne schroniska dla ubogich, chorych, kalek nieuleczalnych, utworzyłeś zgromadzenie zakonne kobiet, którym przekazałeś pieczę nad tymi zbożnymi dziełami. Te i inne Twoje prace, jak również Twoje wzorowe życie i pobożność, skłaniają nas do tego, abyśmy wyrazili Ci nasze uznanie, zachęcając w Panu, abyś i nadal trwał gorliwie w tym działaniu ku chwale Boga i zbawieniu dusz, abyś przez przychylność i łagodność okazywał się prawdziwie ojcem dla ubogich i udręczonych».

Nie były to słowa bezpodstawne. Ks. Gorazdowski był przez długie lata sekretarzem Instytutu Ubogich Chrześcijan. Zainicjował i ufundował we Lwowie wiele dzieł chrześcijańskiego miłosierdzia. W 1882 r. założył przy pomocy jednego z towarzystw dobroczynnych «Dom pracy» dla żebraków. W jednym ze sprawozdań z działalności tego domu czytamy m.in.: «Usiłowania nasze (…) odniosły o tyle pożądany skutek, że tych kilkadziesiąt ubogich, którzy są stale pod opieką ‘Domu pracy’, odwykli od żebrania, wstydzą się nawet dawnego swego rzemiosła i zwrócili się na drogę pracy i moralności. Niektórzy już wyszli nawet z Zakładu i prowadzą życie pracowite i moralne».

«Domem pracy» we Lwowie opiekował się ks. Gorazdowski aż do swojej śmierci.

Z inicjatywy sługi Bożego rozpoczęła także swoją działalność w r. 1882 we Lwowie tania Kuchnia Ludowa. Żywili się w niej robotnicy, młodzież szkolna, dzieci, a najczęściej ubodzy. Był tam też pokój dla studentów, którzy otrzymywali posiłki za symboliczną zapłatą, a nierzadko po prostu za darmo. Po latach ks. Gorazdowski «otrzymał wiele podziękowań od inżynierów, sędziów czy lekarzy, którzy dzięki niemu mogli kontynuować studia».

Kolejnym dziełem chrześcijańskiego miłosierdzia założonym przez naszego sługę Bożego był Zakład dla nieuleczalnie chorych i rekonwalescentów. Był to rodzaj hospicjum dla ludzi cierpiących i chorych, którzy zgodnie z ustawą rządu po 6 tygodniach pobytu w szpitalu, bez względu na stan zdrowia, byli z niego usuwani. Pisano wówczas m.in. o ks. Gorazdowskim: «Gdy nikt nie umiał zająć się nieszczęśliwymi, chorymi bez ratunku, (…) on pomyślał o wzniesieniu gmachu dla nieszczęśliwych, co już nie mają na ziemi nadziei».

W r. 1886 z inicjatywy ks. Zygmunta powstał Internat św. Jozafata dla ubogich studentów Seminarium Nauczycielskiego. W roku śmierci sługi Bożego, który był przez wiele lat dyrektorem tego Internatu, gazety pisały: «Dziś może ten Internat po 34 latach swojego istnienia poszczycić się całym szeregiem wychowanków, którzy zajmują nawet wybitne stanowiska w szkolnictwie powszechnym».

Nie sposób nie wspomnieć tu również o pierwszym i przez długie lata jedynym w Galicji Zakładzie Dzieciątka Jezus dla samotnych matek i porzuconych niemowląt. W latach 1892-1916 opiekę w tym Zakładzie znalazło 2 871 niemowląt, z czego 836 opuściło Zakład ze swoimi matkami, 802 odnalazło swoje rodziny, 173 adoptowano, pozostałymi zajmowały się siostry zakonne. Warto chociażby wymienić katolicką polsko- -niemiecką Szkołę św. Józefa, Towarzystwo św. Salomei wspomagające ubogie wdowy i ich dzieci, Stowarzyszenie dla ubogich szwaczek i Związek Towarzystw i Zakładów Dobroczynnych w Galicji.

17 lutego 1884 r. ks. Gorazdowski założył Zgromadzenie Sióstr św. Józefa. Siostry józefitki w duchu ewangelicznej miłości miłosiernej do dziś zajmują się zakładami wychowawczymi oraz prowadzą działalność katechetyczną i oświatową. Służą także chorym, cierpiącym i ubogim. Domy zgromadzenia znajdują się w Polsce (40), jak również w Niemczech, Francji, Włoszech, na Ukrainie oraz w Afryce (Kongo, Kamerun) i Ameryce Południowej (Brazylia).

Starania o beatyfikację

Sługa Boży ks. Zygmunt Gorazdowski zmarł w opinii świętości we Lwowie 1 stycznia 1920 r. Mówiono wówczas, że «tyle instytucji stworzyć, utrzymać je i nimi zarządzać mogła tylko dusza gorąco miłująca Boga i bliźnich, dusza z dziecięcą wiarą ufająca Opatrzności». Jego proces beatyfikacyjny rozpoczął się w archidiecezji lwowskiej 29 czerwca 1989 r. W kwietniu 1993 r. dokumentacja procesowa została przekazana Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych w Rzymie. 20 grudnia 1999 r. Jan Paweł II promulgował dekret stwierdzający heroiczność życia i cnót sługi Bożego. W dekrecie tym czytamy m.in.: «Życie Sługi Bożego było ustawiczną służbą miłości (…). Całym sercem i z całych sił ukochał Boga i służył Mu ochoczo i z radością. Był posłuszny Jego woli, szanował Jego prawo i dniem i nocą pracował dla Jego Królestwa; unikał grzechu, dążył do świętości. Nadzieję pokładał w Panu, w Jego miłosierdziu i Jego Opatrzności. Obce mu było przywiązanie do spraw ziemskich; dzielił się z potrzebującymi wszystkim, co posiadał».

24 kwietnia 2001 r. Ojciec Święty ogłosił dekret o cudownym uzdrowieniu przypisywanym wstawiennictwu ks. Zygmunta Gorazdowskiego.

S. Dolores Siuta CSSJ, Postulatorka

 

opr. mg/mg

Copyright © by L’Osservatore Romano (6/2001) and Polish Bishops Conference

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/swieci/b_z_gorazdowski2.html

 

S. Dolores Danuta Siuta CSSJ

Św. Zygmunt Gorazdowski człowiekiem Eucharystii

Św. Zygmunt Gorazdowski, beatyfikowany przez Ojca Świętego Jana Pawła II we Lwowie 26 czerwca 2001 r., kapłan archidiecezji lwowskiej, znany jest przede wszystkim jako założyciel wielu dobroczynnych dzieł oraz Zgromadzenia Sióstr św. Józefa. «Chociaż był słabego zdrowia — powiedział o nim Jan Paweł II w czasie Mszy św. beatyfikacyjnej — powodowany niezwykłą miłością bliźniego, poświęcał się nieustannie służbie ubogim. Postać młodego kapłana, który nie bacząc na poważne niebezpieczeństwo zarażenia opiekował się chorymi w Wojniłowie i własnymi rękoma opatrywał ciała zmarłych na cholerę, pozostała w pamięci współczesnych jako żywe świadectwo miłosiernej miłości Zbawiciela.

Żarliwe umiłowanie Ewangelii kazało mu być obecnym w szkołach, podejmować przedsięwzięcia wydawnicze i różne inicjatywy katechetyczne, zwłaszcza z myślą o młodzieży. Świadectwem autentyczności jego apostolstwa była nieustanna działalność charytatywna. W pamięci lwowskich wiernych pozostaje on jako ‘ojciec ubogich’ i ‘ksiądz bezdomnych’. Okazywał w tej dziedzinie prawie niewyczerpaną pomysłowość i ofiarność. Jako sekretarz ‘Instytutu Ubogich Chrześcijan’ był obecny wszędzie tam, gdzie rozlegał się krzyk ludzkiego cierpienia, na który starał się odpowiadać tworząc liczne dzieła charytatywne (…). Po jego śmierci uznano, że był ‘prawdziwym zakonnikiem, choć nie złożył specjalnych ślubów’, a ze względu na swą całkowitą wierność Chrystusowi ubogiemu, czystemu i posłusznemu pozostaje dla wszystkich szczególnie wiarygodnym świadkiem Bożego miłosierdzia» («L’Osservatore Romano», wyd. polskie, n. 9/2001, s. 28).

Jan Paweł II podkreślił także, że ks. Zygmunt Gorazdowski jest świadkiem, od którego nauczyć się można «czerpać siły do pracy apostolskiej i głębokiego życia modlitewnego», a także owej niełatwej sztuki «godzenia działania z kontemplacją».

Ośrodkiem życia i działalności apostolskiej świętego była Eucharystia. W jego pismach, skierowanych zarówno do dzieci, młodzieży, jak i do rodziców czy wychowawców, do każdego wyznawcy Chrystusa, znaleźć można wiele tekstów mówiących o tym Sakramencie Miłości. W nauczaniu katechetycznym kładł niezwykle mocny akcent na obowiązek oddawania szczególnej czci Bogu w niedziele i święta poprzez uczestnictwo we Mszy św. oraz przystępowanie w tych dniach do świętych sakramentów. Radził młodym, by do świąt i różnych uroczystości przygotowywali się przez częstszą modlitwę, spowiedź i komunię św. Przypominał, że Eucharystia łączy nas ściśle z Panem Jezusem, pomnaża w nas łaskę uświęcającą, osłabia złe skłonności, a dodaje siły i ochoty do dobrego, oczyszcza z grzechów powszednich, a broni od śmiertelnych, jest zadatkiem chwalebnego zmartwychwstania i wiecznego szczęścia. Pouczał w opracowanym przez siebie katechizmie, że «aby godnie przyjąć Komunię świętą (…) potrzeba oczyścić duszę ze wszystkich śmiertelnych grzechów, wzbudzić w sobie żywą wiarę, głęboką pokorę, gorącą miłość i pragnienie Pana Jezusa».

Św. Zygmunt oczywiście nie tylko pisał o Eucharystii, ale przede wszystkim sam był człowiekiem Eucharystii. Znający go osobiście podkreślali, że: «Miał szczególne nabożeństwo do Najświętszego Sakramentu. (…) Wdrażał i zachęcał w swoich pismach i kazaniach do uczestnictwa we Mszy św. niedzielnej, którą uważał za skarbnicę łask i wytrwania w dobrym». Inny świadek dodaje, że często można go było spotkać «w cichym zakątku kaplicy na adoracji».

Według relacji i zachowanych świadectw: «Jako młody kapłan na wiejskich parafiach (…) z narażeniem życia szedł zawsze z Wiatykiem do zakaźnie chorych; sam praktykował codziennie prywatną adorację Najświętszego Sakramentu; innych zachęcał do częstej Komunii św. (…) dla założonego przez siebie Zgromadzenia starał się u Konsystorza o pozwolenie na kilkakrotne w ciągu roku całodzienne adoracje Najświętszego Sakramentu wystawionego w monstrancji». Świadectwa, wskazujące na eucharystyczną pobożność św. Zygmunta, wiele też mówią o tym, w jaki sposób sprawował Mszę św., oraz o jego życiu codziennym i modlitwie. Wysoko ceniąc dar Eucharystii, pragnął, aby inni odkryli to niezgłębione bogactwo. Zachowały się stosunkowo liczne jego pisma, w których zwracał się on osobiście lub przez władze Zgromadzenia Sióstr św. Józefa do kompetentnej władzy kościelnej, prosząc o zezwolenie na wystawienie Najświętszego Sakramentu, o możliwość częstego urządzania adoracji w kaplicach poszczególnych domów józefickich. Ks. Zygmunt przekonany był bowiem, że pogłębianie kultu Eucharystii i częste przebywanie przed Najświętszym Sakramentem najwłaściwiej wprowadzą siostry i ich podopiecznych w tajemnice Chrystusowego krzyża, miłości i służby.

Znamienny i jakże wymowny pozostaje też fakt, że św. Zygmunt Gorazdowski należał do Stowarzyszenia Nieustającej Adoracji, które od r. 1869 kanonicznie erygowane przy katedrze we Lwowie, nosiło nazwę Bractwa Przenajświętszego Sakramentu. W związku z tym dodatkowo zobowiązał się on do adoracji, udziału w nabożeństwach z wystawieniem Najświętszego Sakramentu i procesjach.

Ks. Zygmunt, zdając sobie sprawę z tego, jak wiele zależy od przygotowania i przeżycia pierwszego spotkania z Chrystusem w komunii św., starał się o to, by oficjalnie wprowadzone w 1868 r. urzędowe rozporządzenie władzy kościelnej odnośnie do uroczystości pierwszokomunijnej w Polsce upowszechnić na terenie archidiecezji lwowskiej. Był on pierwszym duszpasterzem organizującym na tych terenach wspólne, uroczyste pierwsze komunie św. Nie należało to bynajmniej do łatwych przedsięwzięć, jeśli się weźmie pod uwagę choćby fakt, że terytoria ówczesnych parafii były niezwykle rozległe, obejmowały kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt wiosek.

Ks. Zygmunt był przekonany o tym, że — jak pisał — «najkorzystniejszy wpływ na religijno-obyczajowe wychowanie dzieci wywiera jednak Komunia św., a nawet już samo przygotowanie do niej. Już treść nauki potęguje w dzieciach religijne uczucia, o ileż lepszego skutku można się spodziewać, jeżeli się dziecku często przypomina, że szczera poprawa i pobożność jest najlepszym przygotowaniem, aby godnie przyjąć Pana Jezusa do swej duszy. Doświadczenie uczy nas, że w żadnym położeniu nie jest człowiek zdolniejszy i chętniejszy do zaniechania wad i do umiłowania cnót, jak podczas przygotowania do pierwszej komunii. Dzień pierwszej komunii stanie się dla dziecka, które pouczono o świętości Sakramentu i ćwiczono w cnotach potrzebnych do godnego przyjęcia, tj. we wierze, nadziei, miłości, pokorze i pragnieniu — najpiękniejszym dniem w życiu: szczęście, jakiego dziecko zakosztuje w tym dniu, rozleje swoją słodycz na całe jego życie; wspomnienie tego dnia uchroni je może nieraz od upadku, lub zawróci z drogi występku na drogę cnoty».

Do organizowania wspólnych uroczystych pierwszych komunii św. zachęcał ks. Zygmunt także innych kapłanów, również w pisanych na ten temat artykułach. Dawał w nich wskazówki, jak organizować te uroczystości, i ukazywał ogromne walory wspólnotowego ich przeżywania.

W związku z uroczystością pierwszej komunii św. jeszcze jedna inicjatywa ks. Gorazdowskiego zasługuje na podkreślenie. Wprowadził on mianowicie zwyczaj i proponował innym duszpasterzom, by obdarzali dzieci w tym dniu obrazkami z modlitwą i postanowieniami, aby — jak pisał — «zachowały w swej pamięci na całe życie wrażenia doznane i uczynione postanowienia».

Św. Zygmunt Gorazdowski zmarł 1 stycznia 1920 r., ale jego charyzmat i duchowe dobro trwa w założonym przez niego Zgromadzeniu Sióstr św. Józefa. Około pół tysiąca sióstr w ponad 60 domach w 8 krajach świata charyzmat przekazany przez swojego założyciela wyraża w konkretnych czynach miłosierdzia pełnionych wobec ubogich. Służąc ubogim, starcom, samotnym, pielęgnując chorych w zakładach, szpitalach, domach prywatnych, opiekując się dziećmi i młodzieżą w Europie, Afryce czy Ameryce, siostry troszczą się o rozwój modlitwy, wśród rozlicznych zajęć starają się znaleźć czas na modlitwę indywidualną, a zwłaszcza na adorację Jezusa w Najświętszym Sakramencie.

Zgodnie z hasłem Zgromadzenia: «Serce przy Bogu, ręce przy pracy», józefitki starają się pielęgnować stałą więź modlitewną z Bogiem, która — jak przypomina Ustawodawstwo Zgromadzenia — «ożywia wzajemną miłość i uzdalnia do apostolskiego posługiwania». Tym samym siostry, zgodnie z charyzmatem św. Zygmunta Gorazdowskiego, pragną pozyskać dla Boga osoby powierzone ich pieczy, poprzez miłość, a także konkretną pomoc w przygotowaniu się do sakramentów.

S. Dolores Danuta Siuta CSSJ
Postulatorka

Artykuł poświęcony życiu i działalności świętego został zamieszczony w «L’Osservatore Romano», wyd. polskim, n. 6/2001, ss. 60-61.

 

opr. mg/mg

Copyright © by L’Osservatore Romano (11-12/2005) and Polish Bishops Conference

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/swieci/s_zygmunt_gorazdowski01.html

Zgromadzenie Sióstr św. Józefa
Serwis internetowy

Z Częstochowy szlakiem św. Zygmunta Gorazdowskiego

23 czerwca 2015

zwiedziliśmy miejsca szczególnie związane z tym Świętym Patronem. W pierwszym dniu zatrzymaliśmy się w Domu prowincjalnym Sióstr Świętego Józefa w Tarnowie, gdzie zostaliśmy przyjęci na wspólnym z Siostrami obiedzie w zakonnym refektarzu. Zobaczyliśmy kaplicę, ucałowaliśmy relikwie św. Zygmunta, byliśmy w sali przy obrazie Świętego…. Ponadto, zostaliśmy zaproszeni do przedszkola prowadzonego przez Siostry Józefitki. Następnie pojechaliśmy do Krosna, aby zetknąć się z domem, który pamięta Ks. Zygmunta…. Tutaj także spotkaliśmy wiele życzliwości, dobroci i rodzinnej atmosfery. Na drugi dzień dotarliśmy do Sanoka, aby w kościele pw. Chrystusa Króla uczestniczyć we Mszy św. sprawowanej w naszych intencjach przez wstawiennictwo św. Zygmunta. Zobaczyliśmy miejsca związane z życiem Świętego Patrona i wiele cennych zabytków Sanoka. Obiad czekał na nas w zamku w Krasiczynie. Pięknym zamku. Warto go zobaczyć. Kolejnym etapem naszych przeżyć był Przemyśl – a tam Gimnazjum, w którym uczył się przyszły Święty Zygmunt Gorazdowski, Katedra, gdzie odprawiał On “ciche” Msze św. przed oficjalną Mszą Prymicyjną, klasztor Sióstr Benedyktynek, kościół Świętej Trójcy, Seminarium….. (nocowaliśmy u Sióstr Klawerianek w Krośnie). W trzecim i ostatnim dniu podróży dotarliśmy do Żarnowca, gdzie zwiedziliśmy – domek (muzeum) Marii Konopnickiej. Dotarliśmy też do Bóbrki, gdzie zwiedziliśmy Muzeum ropy naftowej oraz zwiedziliśmy zamek w Wojniczu… Naszą pielgrzymkę Szlakiem św. Zygmunta Gorazdowskiego zakończyliśmy odwiedzeniem Domu generalnego Zgromadzenia Sióstr Świętego Józefa w Krakowie. Tu czekała na nas kolacja. Święty Zygmunt postarał się o każdy szczegół naszej wycieczki-pielgrzymki. Nie brakowało nam niczego! – ani słonecznej pogody, ani radości, ani życzliwości ze strony napotkanych ludzi, ani nawet radosnego humoru! Dziękujemy wszystkim, którzy nas przyjmowali i uśmiechali się do nas. Modliliśmy się za wszystkich, których spotykaliśmy!

S. Teresilla Ziober CSSJ

http://www.jozefitki.pl/list/z-czestochowy-szlakiem-sw-zygmun.html

„Serce przy Bogu, ręce przy pracy”

w życiu ks. Zygmunta Gorazdowskiego

S. Antonetta Soliło CSSJ

Idea wzajemnego przenikania się modlitwy i pracy była i jest tematem ciągle aktualnym. Szczególnie obecnie, w dobie szybkiego rozwoju ekonomiczno-społecznego, w czasie, gdy do głosu dochodzą silne kryzysy sacrum, w epoce nieustannej aktywności, warto powrócić do tego tematu i odczytać go na kanwie życia i działalności ks. Zygmunta Gorazdowskiego.
„Trzeba się zawsze modlić, a nigdy nie ustawać” (por. Łk 18,1) – uczył Pan Jezus. Modlitwa bowiem kształtuje życie człowieka i pozostawia na podejmowanych przez niego dziełach trwały ślad Bożego piękna.
Życie ks. Zygmunta potwierdziło tę prawdę. Już atmosfera rodzinnego domu Błogosławionego wykształciła w nim głębokie przekonanie, że modlitwa i praca powinny iść w parze. Od dziecka przesiąknięty tą ideą, w dorosłym życiu niejednokrotnie dawał dowody wierności tej zasadzie, jako kapłan żył nią, a jako gorliwy duszpasterz nauczał:
„Potrzeba często wznosić myśl i serce do Pana Boga i na chwałę Bożą ofiarować swoje prace, cierpienia, pociechy” (ks. Z. Gorazdowski, Katechizm św. Kościoła Katolickiego według Deharbe’a dla szkół ludowych, wyd. 6, Lwów 1887, s. 115);
„Módl się, pracuj i cierp wszystko dla Pana Boga” (tamże, s. 53);
„Każdą pracę rozpoczynaj modlitwą: «Ojcze Niebieski! Ofiaruję Ci pracę na chwałę Twoją i na zadośćuczynienie za me grzechy. Łączę ją z pracami Jezusa Chrystusa, Syna Twego, i proszę: Błogosław mi!»” (tamże, s.124).
Ks. Zygmunt nie tylko słowem propagował ideę modlitwy włączonej w rytm życia, ale przekonywał o tej prawdzie własną postawą. Wyrażała się ona w całkowitej gotowości na przyjęcie z Bożej ręki każdego polecenia. Pouczał: „Nie dość na tym, aby modlitwa nasza pochodziła z głębi duszy, z serca skruszonego, powinna ona wypływać z wiary, tj. zgadzać się z odwiecznym zamiarem Bożym, a wtedy możemy być pewni, że w niej wytrwamy, będziemy wysłuchani” (K. Prawdzic, Zasady i Przepisy Dobrego Wychowania według dr. Albana Sztolca dla użytku rodziców, nauczycieli, duchownych i innych wychowawców, Lwów 1886, s. 66).
Liczne dzieła, które były pracą jego rąk, stanowiły dowód na to, że błogosławiony „Ojciec Ubogich” wiele godzin przeklęczał na rozmowie z Tym, którego nazywają „Bogiem niemożliwego”, a szeroka działalność wskazywała, że modlił się wszystkim, co czynił.
Według ks. Gorazdowskiego wszelka praca była „służbą Bożą”, sprawowaną w tej intencji, aby wolę Bożą wypełnić i Jemu się przypodobać. „Intencja ta podnosi bowiem wartość nawet najzwyklejszych zatrudnień naszych i zachęca do pilności, aktywności, wytrwałości, ułatwia i uszlachetnia naszą pracę” (tamże, s.153). Kierując się powyższą intencją, każda praca podejmowana przez niego była wyrazem kultu oddawanego Bogu. Był to kult szczególny, cześć przez „miłość ku bliźnim”. Miłość ta czyniła go bardzo produktywnym na polu działalności: katechetyczno-wychowawczej, duszpasterskiej oraz charytatywnej.
Ręce ks. Zygmunta, kapłana o „sercu przy Bogu” i głębokich zasadach humanitarnych, były pełne pracy dla potrzebującego człowieka, w którym bardzo wyraziście dostrzegał oblicze cierpiącego Chrystusa. Pracując dla Boga, niósł Go ludziom; pracując dla człowieka, potwierdzał jego prymat w świecie, ukazując prawo do godności, które otrzymał od Stwórcy.
Obecnie, kiedy został zagubiony właściwy sens pracy, jakże aktualne są jego słowa: „Mało kto pracuje dziś z miłości ku Panu Bogu i poczucia obowiązku… Mało ludzi pamięta dziś, czym winna być praca, dlatego mało kogo ona dziś uszczęśliwia”.
Niewątpliwie wielkim znakiem Bożej Opatrzności jest kanonizacja ks. Zygmunta Gorazdowskiego, ukazująca współczesnemu światu sylwetkę człowieka, w życiu którego modlitwa i praca były nierozłączne.

Niedziela Ogólnopolska 44/2005E-mail: redakcja@niedziela.pl
Adres: ul. 3 Maja 12, 42-200 Częstochowa
Tel.: +48 (34) 365 19 17

W trosce o kapłańską wspólnotę – św. ks. Zygmunt Gorazdowski

 

W trwającym Roku Kapłańskim papież Benedykt XVI w sposób szczególny wskazuje na postać św. Jana Vianneya, proboszcza z Ars, jako na godny do naśladowania wzór cnót i gorliwości duszpasterskiej dla wszystkich kapłanów. Nie stoi to jednak na przeszkodzie abyśmy podobne wzory do naśladowania odkryli niejako na nowo pośród naszych, polskich świętych kapłanów, wyniesionych do chwały ołtarzy. Pośród całej plejady błogosławionych i świętych pasterzy, którzy złotymi literami wpisali się w historię Kościoła w naszej ojczyźnie znajduje się również postać niezwykła i jakby trochę zapomniana i niedoceniana – św. ks. Zygmunt Gorazdowski – lwowski „Ksiądz Dziadów”, jak go nazywali jemu współcześni. Stanowi on doskonały przykład i wzór do naśladowania dla każdego kapłana, jak w codzienności życia realizować swoją drogę świętości.

 

 

Kim był?

 

Zygmunt Gorazdowski urodził się 1 listopada 1845 r. w Sanoku, jako drugi z siedmiorga dzieci Feliksa i Aleksandry z domu Łazowskiej. Po ukończeniu Gimnazjum podjął studia prawnicze na Uniwersytecie we Lwowie. Przekonany jednak o swoim powołaniu kapłańskim, przerwał te studia na drugim roku i wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego we Lwowie. Po ukończeniu teologii, ze względu na ciężką chorobę płuc, dopiero po 2-letnim intensywnym leczeniu otrzymał święcenia kapłańskie dnia 25 lipca 1871 r. w katedrze lwowskiej. W ciągu pierwszych sześciu lat posługi kapłańskiej pracował, jako wikariusz, administrator w Tartakowie, Wojniłowie, Bukaczowcach, Gródku Jagiellońskim i Żydaczowie. Po krótkiej posłudze duszpasterskiej przy kościele św. Marcina i Matki Bożej Śnieżnej, najdłużej, bo około 40 lat pracował w parafii św. Mikolaja we Lwowie. Ks. Zygmunt Gorazdowski zmarł we Lwowie w opinii świętości dnia 1 stycznia 1920 r. i został pochowany na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie.

Całe życie św. ks. Z. Gorazdowskiego charakteryzowało się oddaniem różnorakiej działalności charytatywnej. Był on człowiekiem głębokiej modlitwy, o nadzwyczajnej wrażliwości na ludzkie cierpienie. Owa wrażliwość mająca swoje źródło w Miłosiernej Miłości Boga kazała mu zakładać i animować coraz to nowe Zakłady i Towarzystwa dobroczynne, w których schronienie znajdowali ubodzy Lwowa. Założył Tanią Kuchnię we Lwowie (wraz z Towarzystwem Kuchni Ludowych), Dom Pracy dla bezdomnych, Zakład św. Józefa dla Nieuleczalnie Chorych i wiele innych. Jego jedynym pragnieniem było „być wszystkim dla wszystkich, aby zbawić się mógł każdy”. W trosce o kontynuację powstałych dzieł założył także żeńskie zgromadzenie zakonne – SS. Józefitki.

 

 

Założyciel Towarzystwa „Bonus Pastor”

 

Najczęściej wskazując jakiegoś świętego, jako wzór do naśladowania wymienia się jego cnoty, takie jak: pokorę, ducha modlitwy, gorliwość w pracy duszpasterskiej, troskę o ubogich itp. Niewątpliwie w całym życiu i działalności duszpasterskiej lwowskiego „Księdza Dziadów” wszystkie wymienione cnoty były obecne w sposób heroiczny, a wśród nich na pierwsze miejsce wysuwała się jego troska o ubogich i cierpiących. Jednak w życiu kapłana są jeszcze inne cechy, cnoty nie mniej ważne i związane bezpośrednio z jego kapłańskim powołaniem. Szczególną rysą działalności św. ks. Zygmunta Gorazdowskiego było jego wielkie zaangażowanie na rzecz budowania kapłańskiej wspólnoty, a przez to różnorakiej pomocy swoim współbraciom kapłanom w pełnieniu ich niełatwej posługi. W związku z tym właśnie tę charakterystyczną cechę realizacji świętości w jego życiu pragniemy wyakcentować, gdyż jak się wydaje właśnie brak poczucia kapłańskiej jedności i wspólnoty jest najczęstszą przyczyna tego, że współcześnie wielu kapłanów przeżywa kryzys swojego powołania, „wypala się” i w rezultacie opuszcza kapłańskie szeregi.

Ks. Gorazdowski już u początków swojej pracy kapłańskiej we Lwowie zabiegał o założenie towarzystwa, które zrzeszałoby kapłanów rozrzuconych po rozległej archidiecezji lwowskiej. Pragnął on, aby towarzystwo tego typu było forum wymiany inicjatyw duszpasterskich, a zarazem stało się miejscem, w którym każdy kapłan znalazłby pomoc i oparcie w braterskiej wspólnocie gotowej być z nim w chwilach kryzysu i wskazywać drogi wyjścia z zaistniałych sytuacji i problemów. Doświadczenia, jakie zdobył na kolejnych placówkach pracy kapłańskiej utwierdziły go w przekonaniu, że kapłan powinien ciągle poszukiwać nowych dróg działalności ewangelizacyjnej mających na celu budowanie wspólnoty opartej na sprawiedliwości i przepełnionej duchem braterstwa, zarówno pomiędzy wiernymi jak i kapłanami. W jego przekonaniu jedną z tych dróg miała być wzajemna pomoc duchowa i materialna, pasterska i osobista, świadczona przez członków towarzystwa, którego stał się głównym współzałożycielem. Ks. Gorazdowski z własnej autopsji wiedział jak wielką siłę oddziaływania na ludzi ma osoba kapłana, który stając pośrodku wspólnoty parafialnej staje się dla niej nauczycielem i przewodnikiem. Wiedział również, że często sam kapłan potrzebuje wsparcia, podania „braterskiej dłoni” w chwilach trudnych, aby nie upaść i nie stać się okazją do publicznego zgorszenia dla wiernych powierzonych jego pasterskiej opiece. Potwierdzenie takiego rozumienia kapłańskiej posługi odnajdujemy także u Jana Pawła II, który pisze: (…) kapłan może być przewodnikiem i nauczycielem o tyle, o ile stanie się autentycznym świadkiem[1]. Poruszając problem świadectwa kapłańskiego życia w swoich Zasadach i przepisach dobrego wychowania pisał: Niektóre osoby przyznały mi się, że straciły wiarę dopiero wtedy, gdy poznały, jak źle postępują niektórzy kapłani. O tak! nie tylko lud prosty, ale ludzie inteligentni zapatrują się na kapłana jako na uosobioną religię. Dlatego wzrasta w nich religijność lub upada, stosownie do tego, jak ją widzą reprezentowaną przez kapłanów. Są to rzeczy, które stwierdza codziennie niemal doświadczenie[2].

Z zachowanych dokumentów wiemy, że ks. Gorazdowski  był głównym inicjatorem i twórcą omawianego stowarzyszenia duszpasterzy archidiecezji lwowskiej[3]. On, bowiem – jak dowiadujemy się z dzienników późniejszego arcybiskupa lwowskiego (1885) S. Morawskiego – opracował projekt statutów towarzystwa oraz zabiegał o ich zatwierdzenie przez władze kościelne i państwowe[4].

            Tak jak i poprzednie przedsięwzięcia, których podjął się ks. Gorazdowski, tak i to dzieło wymagało od niego bardzo wielu trudów i zachodów. Dużo czasu poświęcił ks. Zygmunt ostatecznemu zredagowaniu statutów Towarzystwa. Wielokrotnie zwracał się w tej sprawie do ks. S. Morawskiego, czego ślad pozostał we wspomnianych dziennikach. Wśród zapisków znajdujemy i taki: Późnym jeszcze wieczorem trapił mnie blisko 1 i 1/2 godz. ks. Gorazdowski swoim projektem Statutów Boni Pastoris[5]. W tym samym tonie zachowało się jeszcze kilka takich i podobnych im wzmianek przyszłego arcybiskupa, który zapisał: Ks. Gorazdowski przychodził do mnie parę razy o podpisanie prośby do Namiestnictwa ze statutami „Boni Pastoris”[6]. Nie zawsze starania inicjatora Towarzystwa spotykały się z przejawami życzliwości i entuzjazmu zwłaszcza, kiedy przynaglał innych do działania, by pomogli mu jak najszybciej sfinalizować jego zamierzenia a samo Towarzystwo zaczęło istnieć i realizować wyznaczone mu zadania[7].

            Dnia 26 marca 1879 roku miało miejsce zebranie konstytuujące Towarzystwa „Bonus Pastor”. Wybrano na nim prezesa Towarzystwa, którym został późniejszy biskup przemyski Ł. Solecki (1882), natomiast sekretarzem wybrano ks. Gorazdowskiego. Ks. S. Morawski w swoim Dzienniku ubolewał z tego powodu pisząc: źle to się stało, bo przepadł Gorazdowski, który najwięcej pracy i zasługi położył około zawiązania tego towarzystwa i niezawodnie byłby najpożyteczniejszym w Wydziale[8].

            Doceniając wartość założeń Towarzystwa „Bonus Pastor”, ówczesny arcypasterz lwowski dał wyraz temu w Kurendzie ogłaszając fakt powstania Towarzystwa. W piśmie tym pisał między innymi: Nie małą też było dla serca arcypasterza Waszego pociechą, że Towarzystwo „Boni Pastoris” z własnej inicyatywy Wielebnego Duchowieństwa, bez żadnego ze strony Władzy duchownej nacisku, dobrowolnie się zawiązało pod Naszem zwierzchnictwem; chlubnie, bowiem to świadczy o szczerem przejęciu się obowiązkami kapłańskiemi i o głębokiem poczuciu potrzeb duchownych tak własnych jak i ludu, pasterzowaniu swemu powierzonego[9].

 

 

 

Wzór troski o współbraci w kapłaństwie

 

            Podstawowym założeniem Towarzystwa „Bonus Pastor”, które zrzeszało kapłanów diecezjalnych pracujących na terenie archidiecezji lwowskiej, była przede wszystkim wzajemna pomoc braterska  do – jak czytamy w  Ustawach Towarzystwa napisanych przez ks. Gorazdowskiego – utrzymania się i pomnożenia ducha kapłańskiego i bogobojnego życia[10].Zadaniem członków Towarzystwa było utwierdzać, rozwijać i pomnażać w sobie ducha kapłańskiego, do czego rekollekcye wspólne najdzielniejszym są środkiem[11]. Do ich odprawienia członkowie Towarzystwa byli zobowiązani przynajmniej raz na dwa lata. Towarzystwo wybierało i zapraszało odpowiednich rekolekcjonistów, dawało możliwość wyboru wśród kilku serii rekolekcji w różnych miejscach i terminach, zapewniało mieszkanie i wyżywienie za niewygórowaną opłatą, a nawet załatwiało zniżkę kolejową na przejazd[12].

            Jednak z zachowanych Ustaw wiemy, że utworzone Towarzystwo zajmowało się nie tylko sprawą formacji duchowej kapłanów. Członkostwo w Towarzystwie miało również ułatwić rządcom parafii (…) pracę około dobra dusz ich pieczy powierzonych[13]. Pomocą w osiągnięciu tego zamierzenia miały być m. in. misje dla ludu po parafiach i budowanie nowych kaplic w miejscowościach odległych od kościoła parafialnego[14]. Ks. Gorazdowski znając z własnej praktyki duszpasterskiej zaniedbanie i niski poziom życia religijnego i moralnego wiernych zamieszkujących zwłaszcza wieś wiedział, co leży u podstaw tego problemu i wiedział, z jakimi trudnościami borykają się duszpasterze. Dlatego w ułożonych przez siebie Ustawach „Bonus Pastor” z naciskiem podkreślił, że to właśnie znaczne odległości od kościoła są przyczyną tego, że wierni odzwyczajają się z czasem od nabożeństwa, słuchania Słowa Bożego i uczęszczania do św. Sakramentów, a skutkiem tego pogrążają się coraz bardziej w grubej niewiedzy o prawdach do zbawienia potrzebnych[15].

            Chcąc zaradzić takim sytuacjom Towarzystwo czuwało nad tym, aby w parafiach systematycznie były organizowane rekolekcje i misje. Członkowie Towarzystwa służyli sobie wzajemnie pomocą, jako rekolekcjoniści i spowiednicy. Rekolekcje czy misje święte były także – oprócz korzyści duchowych dla wiernych – okazją do spotkania się kapłanów w braterskiej wspólnocie. Zachowały się liczne sprawozdania Towarzystwa oraz listy, pisane przez ks. Gorazdowskiego jako sekretarza „Bonus Pastor” w związku z realizacją tych zadań[16]. Ks. Zygmunt mimo nawału pracy i licznych obowiązków osobiście włączał się w przeprowadzenie takich misji i chętnie pomagał swoim współbraciom[17]. Towarzystwo finansowało podróże misjonarzy, ich utrzymanie, jak i utrzymanie kapłanów współpracujących z nimi. Tego typu formy duszpasterskiej posługi cieszyły się dużą popularnością, o czym świadczy niezwykle liczny udział wiernych w organizowanych misjach czy rekolekcjach parafialnych. W jednym ze sprawozdań z przeprowadzonych misji czytamy: Według wiadomości otrzymanych z Husiatyna, zgromadziły się podczas misji tamtejszej niezmierne tłumy ludności obojga obrządku. W ostatnią niedzielę obliczono obecnych na 20 000 ludzi. Z tej wielkiej liczby wyspowiadało się jednak tylko 6 tysięcy osób obrządku łacińskiego, a przeszło 2 tysiące obrządku greckiego, gdyż na końcu misji brakło spowiedników[18]. Na tym przykładzie widać jak słusznym i potrzebnym było zalecenie umieszczone przez ks. Gorazdowskiego w Ustawach „Bonus Pastor”, by kapłani należący do tego Towarzystwa pomagali według możności w słuchaniu spowiedzi podczas misji[19].

 

 

Mąż modlitwy

 

            Ks. Gorazdowski sam będąc mężem modlitwy, znając doskonale jej wartość i moc, w sposób szczególny akcentował jej potrzebę w życiu kapłańskim i w pracy ewangelizacyjnej. Według niego, to właśnie brak osobistej modlitwy w życiu kapłana oraz rutyna w sprawowaniu świętych tajemnic najczęściej jest przyczyną jego grzechów i upadków. Kapłan – pisał w Zasadach – ma przystęp wolny do źródła łask, sprawuje, co dzień najświętsze czynności i tak wkrótce do nich przyzwyczaja się, że mogą mu łatwo spowszednieć, a więc mogą być sprawowane lekkomyślnie, bez należytej czci i uszanowania, a wreszcie i niegodnie. W ten sposób dają się wytłumaczyć wszystkie te głębokie upadki kapłanów, z których się świat gorszy. Aby się od tego upadku uchronić, musi się kapłan odnawiać w duchu przez codzienne rozmyślanie o prawdach wiecznych, często przystępować do Spowiedzi, a czasem i na kilka dni odsunąć się od zwykłych zatrudnień na t. zw. rekolekcje. Gdy tego zaniedbuje, wkrótce musi upaść i pociąga za sobą upadek wielu, szczególnie swoich parafian[20]. Nie dziwi, więc fakt, że w Ustawach Towarzystwa, a później w sprawozdaniach z jego działalności ks. Zygmunt wraz z współzałożycielami Towarzystwa nieustannie przypominali członkom, aby sami wypełniali swoje zobowiązania oraz innych kapłanów prosili o modlitwę w intencji samych siebie i organizowanych akcji ewangelizacyjnych[21].

 

 

Zatroskany o chorych i zmarłych kapłanów

 

            Ks. Gorazdowski, który był tak wrażliwy na każdy przejaw ludzkiego cierpienia i choroby, nie mógł zapomnieć o chorych i cierpiących współbraciach w kapłaństwie, którzy jakże często w osamotnieniu i opuszczaniu nieśli krzyż własnej choroby i cierpienia. Zepchnięci niejako na boczny tor, już niepotrzebni. Dlatego w Ustawach „Bonus Pastor” w osobnym paragrafie podkreślił konieczność opieki nad chorymi członkami Towarzystwa. Daje w nim konkretne wytyczne, jak w takich wypadkach powinni postępować inni konfratrzy. Pisał: jeżeli który z członków czynnych ciężko zachoruje, powinni go najbliżsi współbracia odwiedzać, według możności pielęgnować i starać się, aby zawczasu był zaopatrzony śś. Sakramentami, jako też aby zrobił testament, i rozporządził majątkiem na pomnożenie chwały Bożej i na dzieła dobroczynne[22]. Nie zapomniał również o tych kapłanach, którzy po latach pełnej oddania i wyrzeczeń duszpasterskiej pracy odeszli już do wieczności. W Ustawach umieścił zapis o obowiązku modlitwy za zmarłych członków Towarzystwa[23].

 

Aktualność postawy św. ks. Z. Gorazdowskiego

 

            Świadkowie życia św. ks. Zygmunta Gorazdowskiego, patrzący na niego poprzez pryzmat jego kapłańskiej działalności w Towarzystwie „Bonus Pastor” i poza nim, w swoich wypowiedziach podkreślali, że potrafił współpracować z kapłanami[24]. Jego cnoty teologiczne, jak wiara, nadzieja i miłość, tchnęły heroizmem, były mocne. Z miłością do Boga łączyła się wielka miłość do człowieka[25]. Był stanowczy, bezinteresowny, wytrwały, pracowity, prawdomówny, wdzięczny za wszystko, opanowany, roztropny. Jako kapłan gorliwy, zatroskany o zbawienie dusz, miłosierny, dbający o właściwy poziom duchowy własny, ale i wszystkich kapłanów. Kapłan Słowa Bożego, modlitwy, Eucharystii, konfesjonału[26].

W tym świetle jawi się obraz ks. Z. Gorazdowskiego jako kapłana, który stawiając wysokie wymagania moralne przed swoimi braćmi kapłanami, najpierw sam je realizował w swoim życiu. Dla którego ewangelizacja odbywała się nie tylko na płaszczyźnie werbalnej, ale przede wszystkim na płaszczyźnie konkretnego działania poprzez wzór autentycznie kapłańskiego życia.

Misja budowania kapłańskiej wspólnoty, jakiej podjął się ks. Gorazdowski  w swojej diecezji jest wciąż aktualna i stanowi wyzwanie, a zarazem zadanie dla każdego kapłana. John Donne czołowy poeta wczesnego angielskiego baroku napisał, że żaden człowiek nie jest samotną wyspą. Nie jest nią z pewnością także i kapłan, który choć wybiera życie w bezżeństwie, rezygnując z założenia własnej rodziny po to, aby być całkowicie dla innych, jak każdy człowiek potrzebuje bliskości i zrozumienia drugiego człowieka. Potrzebuje oparcia, którego w pierwszej kolejności powinien szukać w Bogu, na modlitwie, ale ponieważ pozostaje on istotą nie tylko duchową, ale także i cielesną, dlatego szuka także oparcia w człowieku. Takim oparciem dla kapłana powinien być przede wszystkim i przed wszystkimi drugi kapłan lub cała wspólnota kapłanów.

Budowanie takiej wspólnoty, tak jak to czynił św. ks. Z. Gorazdowski, jest wyzwaniem czasów współczesnych. Jedność kapłańska jest nieodzownym warunkiem skuteczności misji każdego kapłana, nie tylko dlatego, że podziały osłabiają działanie, ale jeszcze bardziej dlatego, że brak jedności pozbawia oparcia o skałę jaką jest Chrystus i Piotr wyznaczony do tej funkcji w Kościele. On jest źródłem jedności a zjednoczenie z Nim, źródłem trwałości. Brak wspólnoty, jedności jest najczęstszym powodem odchodzenia kapłanów lub szukania zaspokojenia potrzeby zrozumienia, oparcia, miłości w inny sposób, często cielesny, łamiący przyrzeczenie celibatu lub ślub czystości. Zdarzają się wypadki jeszcze bardziej dramatyczne, gdy kapłan odbiera sobie życie.

Wspólnoty nie można zbudować odgórnie, przy pomocy rozporządzeń biskupa czy kurialistów. Musi to być ruch oddolny, tak jak to było w przypadku ks. Gorazdowskiego. Wspólnie celebrowana Eucharystia, Liturgia Godzin, inne modlitwy, spędzony czas poświęcony na rekreację z tymi, z którymi kapłan dzieli dar powołania umacniają i mobilizują do lepszej służby i przyczyniają się do tworzenia lub zacieśniania już istniejącej wspólnoty kapłańskiej. Można to robić przy okazji zebrań dekanalnych, odpustów, a nawet obchodzonych imienin. Sposobności może być wiele, jeśli tylko będzie chęć i otwarcie na drugiego człowieka, konfratra. W wielu parafiach, gdzie pracuje więcej kapłanów (mam na myśli parafie prowadzone przez księży diecezjalnych, a nie zakonników) odmawiają oni codziennie wspólnie brewiarz, często z udziałem świeckich. To dobra forma budowania kapłańskiej wspólnoty i godna naśladowania przez innych.

Wypadki odejść kapłańskich u jednych wywołują zgorszenie, u innych może nawet i zrozumienie, a z całą pewnością setki komentarzy i domysłów. Sądzę jednak, że przede wszystkim powinny być one powodem do refleksji, rachunku sumienia i modlitwy w intencji tych, którzy zdecydowali się odejść od pierwotnej wierności. Rachunku sumienia nad tym, co ja, jako kapłan zrobiłem, aby budować kapłańską wspólnotę, jedność? Czy mój konfrater, który być może przeżywa jakiś kryzys, załamanie, znalazłby we mnie oparcie, zrozumienie, a może po prostu czy miałbym dla niego czas, aby go wysłuchać, wspólnie się z nim pomodlić, może gdzieś wyjść? Czy też ciągle zasłaniam się nawałem pracy duszpasterskiej? Nie są to bynajmniej pytania oderwane od rzeczywistości i musi je sobie postawić każdy kapłan, aby mógł kiedyś przy końcu swojego życia powiedzieć lub napisać, jak to uczynił w swoim testamencie św. ks. Z. Gorazdowski: najpierw dziękuję Panu Bogu, że mnie stworzył na swoje podobieństwo, że mnie stworzył w narodzie katolickim, polskim, wreszcie że mnie raczył powołać do stanu kapłańskiego i w tym świętym stanie tyle dał łask i sposobności do czynienia dobrze… (Testament, 1918)

 

dk. Jacek Jan Pawłowicz

Dębica


 


[1] Jan Paweł II, Dar i Tajemnica, Kraków 1996, s. 86.

[2]K. Prawdzic, Zasady i przepisy dobrego wychowania według dr. Albana Stolca dla użytku rodziców, nauczycieli, duchownych i innych wychowawców, Lwów 1886, s. 298. „K. Prawdzic” był pseudonimem literackim, jakiego w swoich publikacjach używał św. ks. Z. Gorazdowski.

[3]Tamże.

[4] Zob. S. Morawski, Mój  dziennik, Lwów brw,  t.  XI, s. 80, 82, 95, 139, 159, 217.

[5]Tamże, s. 1486.

[6] Tamże.

[7]Zob. tamże.

[8]S. Morawski, Mój dziennik, Lwów brw, t.  XI, s. 159.

[9] ***, Uwiadomienie o zawiązaniu się towarzystwa kapłanów świeckich pod nazwą „Boni Pastoris”, Kurenda Konsystorza Metropolitalnego Lwowskiego Obrządku Łacińskiego (dalej jako KKM)  1879, s. 57.

[10] Z. Gorazdowski, Ustawy Towarzystwa Kapłanów obrz. łac. Lwowskiej Archidyecezyi pod nazwą: „Bonus Pastor”, Lwów 3. XII. 1878, § 1.

[11] Tamże, §. 3.

[12]Tamże.

[13] ***, Uwiadomienie o zawiązaniu się towarzystwa kapłanów świeckich pod nazwą „Boni Pastoris”, KKM 1879, s. 56.

[14]Zob. Z. Gorazdowski, Ustawy…, dz. cyt., § 2b.

[15] Tamże, §. 5.

[16] Kopie tych sprawozdań zamieszczanych na łamach „Bonus Pastor” na przełomie lat 1879-1889 znajdują się w Archiwum Generalnym Sióstr Józefitek w Krakowie (dalej jako AGSJ), Sygn.: Seria H, Pods. I, fasc. 4, T. 72.

[17] Jedną z nich była podróż misyjna po Bukowinie, jaką odbył ks. Z. Gorazdowski latem 1880 poświęcając na to swój wolny czas od pracy katechetycznej. Owoce tych misji i to tylko w jednej z parafii, które odwiedził wspomina w następujących słowach: Ci ludzie, religijnie zaniedbani i od spowiedzi odwykli, potrzebowali gruntownego oświecenia i serdecznego przemówienia. Spowiedź i kommunia wielkanocna była tutaj uważana za rzecz zbyteczną, którą się zostawia tylko wielkim dewotom, tak że odprawiało ją najwyżej sto kilkadziesiąt osób w parafii, liczącej ogółem 1177 dusz; inni żyli po kilkanaście lat bez spowiedzi, a takich spowiadało, się z górą 400; wszystkich spowiedzi było przeszło 650. Z tego obliczenia najlepiej poznać, że chociaż nie można liczyć spowiedzi na tysiące, przecież owoce missyi okazały się bardzo obfitemi; odzyskano wiele owieczek, które od dawna i daleko odbiegły od swego boskiego Pasterza. Prawdzic, Z podróży misyjnej po Bukowinie, „Bonus Pastor” (dalej jakoBP), IV(1880) nr 18, s. 141; zob także BP, IV(1880) nr 17, s. 134-135; nr 19, s. 148-149.

[18] ***, Sprawozdanie Wydziału Towarzystwa wzajemnej pomocy Kapłanów obrz. łac. we Lwowie pod wezwaniem Najśw. Maryi Śnieżnej za rok 1903. Lwów 1904, s. 12.

[19]Z. Gorazdowski, Ustawy…, dz. cyt., § 9c.

[20]K. Prawdzic, Zasady i przepisy…, dz. cyt., s. 298.

[21] Z. Gorazdowski, Ustawy…, dz. cyt, §. 10.

[22]Zob. tamże, § 16.

[23] Zob. tamże, § 9f.

[24]Zeznania w AGSJ, Sygn.: Seria H. Pods. I, fasc. 6.

[25] Tamże.

[26]Tamże.

http://www.pawlowicz.opoka.org/wspolnota.htm

Przymioty modlitwy wegłud ks. Zygmunta Gorazdowskiego

„Kochaj Pana Boga, bo On cię na to stworzył i od wieków ukochał. Staraj się też kochać Pana Boga coraz więcej i w tym celu rozmyślaj często o dobroci Pana Boga i Jego dobrodziejstwach; módl się, pracuj i cierp wszystko dla Pana Boga, a niczego nie lękaj się tak jak obrazić Pana Boga”

Ksiądz Gorazdowski dobrze znał sformułowanie św. Augustyna i św. Tomasza z Akwinu, „że Bóg zaprasza człowieka do zdobywania i przyjmowania Jego darów poprzez pragnienia i modlitewne wołanie, gdyż wolno się modlić o to, czego wolno pragnąć”. Ksiądz Zygmunt napisał, że: „zakazał nam Pan Bóg myśleć i pragnąć zła”. Wierni – naoczni świadkowie księdza Zygmunta stwierdzili, że ks. Gorazdowski: był wierny praktykom religijnym, klęczał często i długo w Kaplicy. Mówili „że bez modlitwy nie podołałby podjętej pracy, często i gorąco się modlił”. Mówił – modlić się uważnie to znaczy:

„Potrzeba myśleć o tym, co mówimy ustami”. Jego radą było: „Mów, więc mało, rozważnie- za to rozmawiaj wiele z Panem Bogiem; tj. módl się wiele i często ustami lub myślą”.

Dalej ksiądz mówi: „Mowa jest nie tylko środkiem do udzielania innym naszych myśli, ona jest często także potrzebą duszy naszej w samotności”. Modlimy się np.: słowami, śpiewamy pieśni, chociaż wiemy, że Pan Bóg widzi nasze myśli tak dobrze, jak słyszy słowa”. Jest konieczne skupienie na modlitwie. Święty ksiądz pisał: „Tylko ci ludzie podobają się Bogu, którzy zawsze są duchowi posłuszni, tak, że ich duch zawsze panuje nad ciałem i kieruje nim, jak jeździec koniem”. O roztargnieniu tak mówił: „Roztargnienie pochodzi często z nieokiełzania wyobraźni, albo też z niedbalstwa duchowego i słabej woli. Potrzeba często wznosić myśl i serce do Pana Boga i na chwałę Bożą ofiarować swoje prace, cierpienie i pociechy, trzeba się modlić rano i wieczór, w pokusach i niebezpieczeństwach, a szczególnie w święto. Wzdychaj tez często w smutkach, przykrościach, trudach, pokusach i niebezpieczeństwach do Pana Jezusa i Matki jego Najświętszej. Roztargnienie jest szczególnie naganne przy modlitwie i nauce religii, bo wtedy jest ono bezpośrednią zniewagą Boga”.

Modlitwa jest trwała i nieustanna. Ksiądz Gorazdowski w „Katechizmie” pisze: „nie powinniśmy ustawać w modlitwie, choćby nas Pan Bóg od razu nie wysłuchał, lecz trzeba się nieustannie modlić”. Ksiądz daje konkretne wskazówki jak się modlić do Pana Jezusa i Matki Jego Najświętszej. O księdzu Gorazdowskim mówiono: „Rzeczy, które robił były ponad przeciętne, ponad miarę sił ludzkich. Musiała w nim być siła nadprzyrodzona, która tym kierowała, normalny człowiek tylu i takich rzeczy nie robi”. Ksiądz posiadał głęboką wiarę w Jezusa Chrystusa i zawsze gorąco się modlił. Zresztą sam Pan Jezus mówił: „Wszystko, o co w modlitwie prosicie, stanie się wam, tylko wierzcie, że otrzymacie”.

Święty w swoich wypowiedziach na temat modlitwy podkreślał przede wszystkim rolę wiary w rozmowie z Bogiem. Powtarzał, „że wszystko jest możliwe dla tego, kto wierzy”. „Ale nie dosyć na tym, aby modlitwa nasza pochodziła z głębi duszy, ze serca skruszonego, powinna ona też wypływać z wiary to jest zgadzać się z odwietrznymi zamiarami Bożymi, a wtedy możemy być pewni, że jeżeli w niej wytrwamy, będziemy wysłuchani”. W pismach księdza czytamy: „Pana Boga wielbić i duszę swoją zbawić wiecznie, oto jedyny cel twego życia ziemskiego; abyś jedno i drugie osiągnął, musisz się modlić”. Zatem powinniśmy się modlić: uważnie, pokornie, z ufnością i wytrwale, aby modlitwa była wysłuchana i skuteczna i zgodna z wolą Bożą.

Wanda Wojtuszewska

http://gorazdowski.org/index.html/?title=przymioty_modlitwy_weglud_ks_zygmunta_gorazdowskiego

Modlitwa o uproszenie łask za przyczyną
Świętego Ks. Zygmunta Gorazdowskiego

 
Święty Ks. Zygmunt Gorazdowski. (Fotografia pochodzi ze strony http://www.vatican.va/news_services/liturgy/saints/ns_lit_doc_20051023_gorazdowski-photo.html)

 

 

       Boże, Panie Miłosierdzia, który nieustannie pochylasz się nad ludzką niemocą i masz szczególne upodobanie w tych, którzy czynią miłosierdzie, racz udzielić nam łask ……… za wstawiennictwem św. Zygmunta Gorazdowskiego, jaśniejącego Twoją miłosierną miłością. Prosimy o to przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

       Ojcze nasz…       Zdrowaś Maryjo…       Chwała Ojcu…

http://mtrojnar.rzeszow.opoka.org.pl/swieci/zygmunt_gorazdowski/

Litania do św. Zygmunta Gorazdowskiego (26 VI)

Kyrie elejson, Chryste elejson, Kyrie elejson.
Chryste, usłysz nas. Chryste, wysłuchaj nas.
Ojcze z nieba, Boże,  zmiłuj się nad nami.
Synu, Odkupicielu świata, Boże,
Duchu Święty, Boże,
Święta Trójco, Jedyny Boże,
Święta Maryjo, najpełniej znająca tajemnicę Bożego miłosierdzia, módl się za nami.
Święty Józefie, Powierniku tajemnicy Boga samego,
Święty Franciszku, gorliwy naśladowco Chrystusa,
Święta Elżbieto, niestrudzona w czynieniu miłosierdzia
Św. Zygmuncie, całym sercem kochający Boga i służący Mu chętnie i z radością,
Św. Zygmuncie, przyjmujący Boga za Pana swego życia, za siłę swego kapłaństwa,
Św. Zygmuncie, niewzruszenie wierzący w Boże Objawienie i nauczanie Magisterium Kościoła,
Św. Zygmuncie, swoją nadzieję składający Bogu, w Jego miłosierdziu i Opatrzności,
Św. Zygmuncie, dla którego sam Chrystus był źródłem uczuć i gorliwości,
Św. Zygmuncie, uczestniku Bożych tajemnic, przez eucharystyczną pobożność,
Św. Zygmuncie, miłość Chrystusa czyniący podstawą swej działalności dobroczynnej i społecznej,
Św. Zygmuncie, swoją wiarę pogłębiający przez poddanie się działaniu Ducha Świętego,
Św. Zygmuncie, posłuszny woli Bożej,
Św. Zygmuncie, ustawicznie idący drogą świętości,
Św. Zygmuncie, z nadprzyrodzoną roztropnością wybierający właściwe drogi dla swego uświęcenia,
Św. Zygmuncie, wielkodusznie i z duchową radością praktykujący cnoty chrześcijańskie,
Św. Zygmuncie, czyniący życie swoje ustawiczną służbą miłości, spełnianą z wielką dobrocią i łagodnością,
Św. Zygmuncie, służący Bogu i bliźnim w duchu ofiary i ze stałością woli,
Św. Zygmuncie, pielęgnujący cnotę umiarkowania i pokorny wobec wszystkich,
Św. Zygmuncie, z gorliwością strzegący cnoty czystości,
Św. Zygmuncie, ufny w skuteczność modlitwy,
Św. Zygmuncie, mężnie i ze spokojem znoszący napotykane kłopoty i przykrości,
Św. Zygmuncie, cierpliwie przezwyciężający zmęczenie i mężnie znoszący chorobę,
Św. Zygmuncie, bez narzekania, niestrudzenie pracujący i cierpiący dla Bożej chwały,
Św. Zygmuncie, ze szczególną żarliwością głoszący Dobrą Nowinę ubogim,
Św. Zygmuncie, pełen zapału i odwagi w pracy apostolskiej,
Św. Zygmuncie, wytrwały w pracach, niezłomny w trudnościach, pogodny w przeciwnościach,
Św. Zygmuncie, niestrudzony kapłanie i ojcze ubogich,
Św. Zygmuncie, dzielący się z potrzebującymi wszystkim, co posiadałeś,
Św. Zygmuncie, wdzięczny dla dobroczyńców, wolny od stronniczości,
Św. Zygmuncie, żarliwie zabiegający o jedność Kościoła,
Św. Zygmuncie, któremu obce było przywiązanie do spraw ziemskich,
Św. Zygmuncie, postępujący w świętości aż do końca swych dni,
Św. Zygmuncie, z niesłabnącą nadzieją zdążający do osiągnięcia nagrody szczęśliwości wiecznej, jaką Bóg obdarza swych przyjaciół,

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam Panie!
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas Panie!
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami!

Módlmy się: Wszechmogący i miłosierny Boże, który świętemu Zygmuntowi, kapłanowi, dałeś łaskę służenia ubogim i cierpiącym, spraw prosimy, abyśmy za jego wstawiennictwem otoczyli ewangeliczną troską braci będących w potrzebie. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg przez wszystkie wieki wieków. Amen.

Litania oparta o tekst dekretu o heroiczności życia i cnót.
Litania przekazana została przez Zgromadzenie Sióstr Świętego Józefa.

  http://www.laudate.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=4192&Itemid=37

 

********
Błogosławiony Jakub z Ghaziru, prezbiter
Błogosławiony Jakub z Ghaziru

Jakub urodził się w Ghazirze, na peryferiach Bejrutu, 1 lutego 1875 roku. W wieku dziewiętnastu lat wstąpił do kapucynów. W 1901 roku przyjął święcenia kapłańskie.
Jego całe życie charakteryzowało się konkretną miłością do ludzi, którzy cierpią. Założył szkołę św. Franciszka w Jall-Eddib (1919), znaną dziś pod nazwą “Val Pere Jacques” w Bkennaya (1979); szpital w Deir El-Qamar (1933) dla niepełnosprawnych dziewczynek; klasztor Madonna del Pozzo w Bkennaya (1941), w którym znajduje się dom generalny, postulat, nowicjat i centrum rekolekcyjne dla księży, zakonnic i grup modlitwy; Szpital Nostra Signora w Antélias (1946) dla osób przewlekle chorych i starych; szpital św. Józefa w Dora (1950) w dzielnicy robotniczej; szkołę Sióstr Krzyża w Brummanie (1950), w której uczą się dzieci osierocone lub zaniedbane przez rodziców; Hospicjum Chrystusa Króla w Zouk-Mosbeh (1950).
W 1951 roku szpital św. Krzyża został całkowicie przeznaczony na leczenie osób psychicznie chorych. Dziś jest największym szpitalem psychiatrycznym na całym Środkowym Wschodzie, w którym leczy się ponad 1000 chorych. Pełni on także rolę centrum uniwersyteckiego i akademickiego. Szpital przyjmuje chorych należących do różnych religii w duchu miłosierdzia, które charakteryzuje Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Krzyża Libanu założone przez br. Jakuba.
Jakub zmarł w opinii świętości 26 czerwca 1954 r. Nuncjusz apostolski streścił życie br. Jakuba w tych słowach: “był to największy człowiek, jakiego wydała ziemia Libanu”. Pośmiertnie został uhonorowany przez władze Libanu najwyższym odznaczeniem państwowym. Jego beatyfikacja odbyła się w Bejrucie 22 czerwca 2008 r. Na zakończenie uroczystości beatyfikacyjnych przewodniczący im kard. José Saraiva Martins stwierdził, iż bł. Jakub z Ghaziru wpisuje się w cały poczet libańskich świętych. Ich wspólną cechą jest świętość pojmowana jako droga krzyża, czyli wyrzeczeń i cierpień. Ta sama droga do świętości oznacza jednocześnie osiągnięcie pełni człowieczeństwa, co ukazują dzieje Kościoła. Jak powiedział kard. Martins, “jedyną możliwą formą szczęścia jest właśnie świętość”.

 http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/06-26e.php3

Beatyfikacja w Libanie

dodane 2008-07-07 00:26

Fakty i opinie – oprac. ma

GN 26/2008 |

Bejrut. Kapucyn, o. Jakub z Ghaziru Haddada, 22 czerwca został ogłoszony błogosławionym. Uroczystości na placu Męczenników w centrum Bejrutu, w imieniu Papieża przewodniczył kard. José Saraiva Martins, prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych.

Beatyfikacja w Libanie   fot. Agencja Gazeta/AP Photo/Hussein Malla O. Jakub z Ghaziru Haddada cieszył się wielkim szacunkiem Libańczyków. Jego beatyfikacja zgromadziła tłumy wiernych

O. Jakub z Ghaziru Haddada żył na przełomie XIX i XX wieku. W Libanie zasłynął jako Abuna (Ojciec) Jakub. Libańscy chrześcijanie, ale i muzułmanie, nazywają go Wielkim Budowniczym, Apostołem Krzyża, libańskim św. Wincentym à Paulo, nowym Don Bosco. Urodził się w Ghazirze na przedmieściach Bejrutu w 1875 r., w rodzinie katolików maronitów.

W wieku 19 wstąpił do Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów. Po pierwszej wojnie światowej organizował domy opieki dla dzieci i młodych kobiet przeżywających trud-ności. Szczególnie zasłynął, organizując opiekę dla chorych księży. W 1930 r. założył Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek od Krzyża Libanu. Dzięki Jakubowi z Ghaziru powstało wiele szkół i szpitali. Jeden z nich – szpital Świętego Krzyża – jest dzisiaj największym ośrodkiem psychiatrycznym na Bliskim Wschodzie.

O. Jakub z Ghaziru Haddada zmarł w Bejrucie 26 czerwca 1954 roku. Jego beatyfikacja zgromadziła wielkie rzesze wiernych. Byli wśród nich prezydent Michel Sleiman, premier, przedstawiciele rządu i parlamentu. Nie mówiono o polityce, wojnie i problemach. Przypominano, jak wiele dobra uczynił dla Libanu i Libańczyków bł. Jakub z Ghaziru.

Oprócz beatyfikowanego o. Jakuba wśród wyniesionych na ołtarze jest także troje świętych Libańczyków: Charbel Makhlouf, kanonizowany 9 X 1977 r., św. Rafka, czyli Rebeka ar-Reyes, ogłoszona świętą 10 VI 2001 r., i Nimatullah al-Hardini, który został świętym 16 V 2004 r.

http://gosc.pl/doc/767792.Beatyfikacja-w-Libanie

******
Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Trydencie – św. Wigiliusza, biskupa. Na stolicę trydencką wstąpił przed rokiem 385. Wybudował podobno 30 kościołów i wiele zdziałał dla nawrócenia pogan. Zmarł albo raczej męczeńską śmierć poniósł około roku 405. Gdzieniegdzie wspominany jest w dniu 31 stycznia.W Poitou, we Francji – św. Maksencjusza, opata. Do Poitou ściągnęła go sława św. Hilarego. Około roku 500 obrano go opatem. Pod koniec życia schronił się w rekluzji, ale nadal kierował swymi duchownymi synami. Zmarł około roku 515. Św. Grzegorz z Tours pisze, że klasztor, w którym go pochowano, przybrał nazwę Cellula sancti Maxentii.

W Cambrai, w północnej Francji – błogosławionych Magdaleny Fontaine, Franciszki Lanel, Teresy Fantou oraz Joanny Gerard, męczenniczek. Były szarytkami, obsługującymi chorych w pobliskim Arras. Gdy wybuchła rewolucja, wiele z ich współsióstr udało się za granicę, w szczególności do krajów niemieckich, Polski i Szwajcarii. One same pozostały na miejscu i nadal spełniały swe samarytańskie posługi. W końcu zażądano przysięgi konstytucyjnej, mimo to pozostawiono je jeszcze w szpitalu, zarządzanym przez rządowego dyrektora. Aresztowano je w kwietniu 1794 r. W czerwcu zostały przewiezione do Cambrai i po krótkiej rozprawie skazane na śmierć. W więzieniu i w drodze na gilotynę podtrzymywały innych swym rozmodleniem i słowami otuchy. Benedykt XV beatyfikował je w roku 1920.

oraz:

św. Antelma, opata i biskupa (+ 1178); św. Dawida, pustelnika (+ ok. 540); św. Pelagiusza, męczennika (+ 925); świętych Salwiusza, biskupa, i Superiusza (+ VIII w.)

**********************************************************************
TO WARTO PRZECZYTAĆ
*******

Sakramenty dziś?

Stanisław Biel SJ

(fot. shutterstock.com)

Obecność Jezusa w sakramentach jest kontynuacją tajemnicy Wcielenia. Ponad dwa tysiące lat temu Odwieczne Słowo Boże stało się ciałem i zamieszkało wśród nas (J 1, 14) i odtąd pozostaje z nami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata (Mt 28, 20). Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki (Hbr 13, 8) jest w zasięgu ręki, dotykalny, namacalny w sakramentach Kościoła.

Dzisiaj wielu, zwłaszcza młodych ludzi stawia pytania: Po co chodzić do Kościoła? Po co sakramenty? Przecież bardziej zbliżam się do Boga w ciszy, samotności, na łonie natury, niż uczestnicząc (najczęściej bezmyślnie) w liturgii? Stwierdzenie to nie jest prawdziwe do końca. To tak, jakbyśmy zadowolili się zapachem kawy, nie kosztując jej. Spotkanie z Jezusem w ciszy, samotności przypomina może wdychanie zapachu, ale nie jest kosztowaniem, smakowaniem. Nadstawiamy wtedy uszy na Jego słowo, ale nie pozwalamy Mu się dotykać, uzdrawiać, przemieniać. Rezygnując z kontaktu bezpośredniego, zadowalamy się namiastką. W ten sposób zamiast zbliżać się do Boga, możemy coraz bardziej od Niego się oddalać.
Życie sakramentalne wymaga systematyczności, statyczności, stałości. Tymczasem jesteśmy zabiegani, przepracowani, z trudem przychodzi nam dostosowanie się do określonych zasad, norm, czasu. Z jednej strony szukamy nowości, oryginalności, świeżości, z drugiej zaś życie bez pewnej regularności nie jest możliwe. Przecież codziennie musimy kłaść się spać i wstawać, jeść, pracować, zaspokajać potrzeby fizjologiczne. Również każdego dnia potrzebujemy pokarmu dla ducha. Jest paradoksem, że troszczymy się nadmiernie o potrzeby cielesne, a pozwalamy, aby duch zamierał, usychał.
Sakramenty nie staną się rutyną, jeśli będziemy unikać skrajności. Jedną z nich jest nadmierne akcentowanie rytuałów. Sakramenty są rytuałami, ale nie one są duszą sakramentów. Głębię stanowi osobowe spotkanie z Jezusem, z Bogiem żywym. Forma jest oprawą wprowadzającą w tajemnice tego spotkania.
Jeśli uczestnictwo w sakramentach nie jest celebracją liturgii, modlitwy i chwały Bożej, przybiera formę liturgii rynku, rytuału pieniądza. Już prorok Jeremiasz, piętnując dwulicowość składających ofiary, wołał: Oto wy na próżno pokładacie ufność w zwodniczych słowach. [… ] Kraść, zabijać, cudzołożyć, przysięgać fałszywie, palić kadzidło Baalowi, chodzić za obcymi bogami, których nie znacie… A potem przychodzicie i stajecie przede Mną w tym domu, nad którym wzywano mojego imienia, i mówicie: “Oto jesteśmy bezpieczni”, by móc nadal popełniać te wszystkie występki (Jr 7, 8-10). Jeremiasz wyrzucał ludowi, że składa ofiary, uczestniczy we wspaniałych ceremoniach i czuje się spokojny, bezpieczny. Tymczasem Bóg mówi: Nie. Jesteście bezpieczni dopiero wtedy, gdy wasze postępowanie jest zgodne z wolą Bożą.
Udział w liturgii, korzystanie z sakramentów powinno pociągać za sobą zmianę mentalności i życia. Korzystanie z sakramentów to nie handel wymienny. Nie można iść do świątyni, a potem nadal kraść, oszukiwać, wykorzystywać innych, oczerniać bliźnich… Nie można być uczciwym w stosunku do Boga, jeśli nie jest się uczciwym w stosunku do bliźniego. Stwórca nie przyjmuje pokłonów ludzi, którzy depczą sprawiedliwość. Mówi przez proroka Izajasza: Przestańcie składania czczych ofiar! […] Nie mogę ścierpieć waszych świąt i uroczystości (Iz 1, 13).
Niektórzy z chrześcijan traktują udział w liturgii i sakramentach jako swoiste alibi. Wydaje im się, że za pomocą modlitw i innych drobnych ofiar można usprawiedliwić fundamentalne złe postępowanie, sprzeczne z wymaganiami sprawiedliwości, uczciwości i miłości bliźniego. Taki rodzaj kultu jest fałszywy. Być może daje chwilowe poczucie spokoju sumienia, ale jest on fałszywy, złudny, w przeciwieństwie do prawdziwego pokoju, który płynie od Boga.
Nasz Pan oczekuje, byśmy nie ograniczali się do rytuałów, ale oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie (J 4, 24). A jest nią cały wymiar życia w Duchu Świętym: życie w prawdzie, miłość podobna do miłości Bożej, uniwersalna, nie mająca względu na osoby, nie dająca się stłumić przez cudzołóstwo, zdradę czy niesprawiedliwość.
Drugą skrajnością jest moralizm. W tym przypadku akcentuje się nadmiernie miłość bliźniego, wszelkie formy zaangażowań i działalności humanitarnej. Owe rozliczne zaangażowania są rzekomo usprawiedliwieniem dla porzucenia regularnej praktyki sakramentalnej. Sakramenty stają się stopniowo elementem tradycji bądź rezygnuje się z nich całkowicie. Duchowość zostaje zastąpiona przez religijność albo tradycję. W łatwy sposób usprawiedliwia się duchowe lenistwo.
Gdy pracowałem duszpastersko w Monachium, celebrowałem czasem Eucharystię w nowo wybudowanym kościele. Był nowoczesny, wyglądem jednak przypominał halę sportową. Miejscowy proboszcz wytłumaczył mi sens tego projektu. Ilość praktykujących katolików każdego roku drastycznie spada. Gdy osiągnie pewne minimum, kościół będzie można tanim kosztem przekształcić w halę sportową. Rytuały religijne zajmą inne – sportowe. Jeżeli liturgia nie odzyska na nowo tajemnicy, głębi i świeżości, nie trzeba będzie długo czekać na opustoszałe świątynie.
Jest znamienne, że papież Benedykt XVI zwrócił uwagę Kościołowi w Niemczech na nadmierną aktywność i zainteresowanie sprawami społecznymi, przy zaniedbaniu głębi, duchowości. Takie niebezpieczeństwo może zagrażać również naszemu życiu duchowemu, gdy zagubimy wymiar świętości, sacrum.
Sakramenty nadają wymiar sacrum (świętość), temu co stanowi profanum (zwyczajność). Nieskończony i Święty Bóg, w którym żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (Dz 17, 28) dotyka i przemienia to, co ziemskie, materialne, skażone, ograniczone. Dlatego powinniśmy przystępować do nich z zadziwieniem, zdumieniem, dziecięcą otwartością, młodzieńczą fascynacją, a zarazem z zawierzeniem i zaufaniem. Należałoby na całe życie zachować duszę dziecka zachwyconego bliskością Jezusa obecnego w tabernakulum, duszę nowicjusza poruszonego czułością Boga (P. Descouvemont).

 

 

Stanisław Biel SJ – dyrektor Domu Rekolekcyjnego w Zakopanem. Niegdyś duszpasterz jezuickich parafii, później kierownik duchowy i rekolekcjonista. Autor wielu książek o tematyce religijnej.

 

 

Rozważanie pochodzi z książki: “Życie duchowe bez trików i skrótów”

 

Wypróbowane metody, triki i skróty, inteligencja, naturalne zdolności i własna pomysłowość sprawdzają się w życiu zawodowym, społecznym czy politycznym. Nie są potrzebne jednak do tego, by rozwijać życie duchowe. Bo Jezus nie pyta czy potrafisz, tylko czy chcesz…

 

Odkrywanie miłości Boga przemienia naszą codzienność. W miejsce rezygnacji i zgorzknienia pojawia się pełna akceptacja siebie i radość. Ks. Stanisław Biel przekonuje, że to doświadczenie może stać się udziałem każdego z nas i podpowiada, jak pokonać przeszkody pojawiające się na drodze życia duchowego, m.in.: oskarżanie Boga, kryzys tożsamości, porównywanie się z innymi, zaniedbanie modlitwy, zniewalające poczucie krzywdy, brak przebaczenia.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1127,sakramenty-dzis.html

*******

Potrafisz przeprosić swoje dziecko?

Gianni i Antonella Astrei, Pierluigi Diano / slo

(fot. shutterstock.com)

Rodzic musi mieć świadomość, że także jako wychowawca nie jest nieomylny i może popełniać błędy.

Z pewnością w większości przypadków są to błędy popełnione nieświadomie i w dobrej wierze. Należy przy tym dodać, że zawrotne tempo życia codziennego często osłabia nas i sprzyja czynieniu pomyłek. Jednak jeśli zdamy sobie sprawę z tego, że postąpiliśmy źle, należy to uznać i przeprosić dziecko. Kiedy nieco odzyskamy dobry humor, na przykład wieczorem, idąc do pokoju dziecka, żeby życzyć mu dobrej nocy, powinniśmy otworzyć nasze serce i po prostu poprosić o przebaczenie.
Nie chodzi o to, żeby snuć skomplikowane wywody i starać się usprawiedliwiać. Dziecku wystarczy kilka najistotniejszych słów.
Gest ten przyniesie nadzwyczajne rezultaty: przede wszystkim jeśli chodzi o nas samych, którzy przyzwyczajamy się w ten sposób do uznawania naszych ograniczeń, ale także gdy chodzi o dziecko, któremu dajemy, co warto w tym miejscu podkreślić, prawdziwą lekcję życia. Dziecko odkryje pokrzepiającą wartość przeprosin. Na początku będzie zdziwione postawą rodzica, a następnie doceni wielką wartość tego gestu.
Nie chodzi o to, żeby rodzice jawili się w oczach dziecka jako nieomylni. W ich przykładzie i ich zachowaniu powinno być raczej wyczuwalne uznawanie własnych błędów i pragnienie uniknięcia ich w przyszłości. Dziecko, patrząc na nich, powinno się uczyć samooceny. Liczy się nie to, że popełniliśmy błąd, ale to, że potrafimy się do niego przyznać i staramy się go nie powtarzać: krótko mówiąc, liczy się wola, żeby nieustannie się zmieniać, poddając samego siebie ciągłej ocenie.
W ostatecznym rozrachunku nasza postawa w stosunku do błędu, czy to na polu wychowawczym, w życiu zawodowym czy w stosunkach z naszymi przyjaciółmi, powinna polegać właśnie na tym, że uznajemy własne niedoskonałości i staramy się nad nimi pracować.
Analizując nasze doświadczenie jako rodziców, przy Angelu, pierwszym z naszych czworga dzieci, zauważamy wyraźnie liczne błędne postawy i uprzedzenia, które znacząco zdeterminowały nasze postępowanie.

 

Potwierdza się znowu powiedzenie, że to dzieci czynią z nas rodziców. Uczmy się tego z pokorą i pozytywną gotowością do zmiany naszych przekonań.
Nie bójcie się popełniać błędów:  dzieci wybaczają zawsze, jeśli czują się wysłuchane. (Giovanni Bollea)

 

Więcej w książce: BŁĘDY MAMY I TATY – Gianni i Antonella Astrei, Pierluigi Diano

 

***

 


BŁĘDY MAMY I TATY – Gianni i Antonella Astrei, Pierluigi Diano

 

Czy błędy popełniają dzieci, podczas gdy my, rodzice, jesteśmy nieomylni?
Tak naprawdę wszyscy wiemy, że to nieprawda.
Dostrzeżenie własnego błędu, przyznanie się do niego i gotowość do zmiany postępowania będą wyrazem naszej miłości i odpowiedzialności wobec dziecka, któremu daliśmy życie, a które teraz chcemy uczynić szczęśliwym.
Błędy mamy i taty to książka dla rodziców dzieci w wieku do 10 lat.

Poradnik omawia błędy popełniane w codziennym życiu, uczy budowania prawidłowej relacji z dzieckiem, by zapewnić mu emocjonalną stabilność i budować wiarę we własne siły.

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/wychowanie-dziecka/art,658,potrafisz-przeprosic-swoje-dziecko.html

******

Wychowujesz? Nie bój się prawdy!

KAI / slo

(fot. sergis blog / flickr.com)

Do pomocy w odkrywaniu ostatecznej prawdy o świecie, człowieku i o Bogu apelują polscy biskupi do rodziców, nauczycieli i wychowawców.

 

W liście na IV Tydzień Wychowania, który obchodzony będzie od 14 września podkreślają, że “współczesny świat próbuje narzucić ludziom przekonanie, że nie ma żadnej obiektywnej prawdy a każdy człowiek rozumie i stosuje ją na swój własny, indywidualny sposób”. List ten jest dziś czytany w kościołach w całej Polsce.
Autorzy listu zwracają uwagę, że na człowieka głoszącego istnienie obiektywnej prawdy, patrzy się z podejrzliwością czy lekceważeniem. Dlatego, przypominają, Kościół przestrzega przed swego rodzaju “dyktaturą relatywizmu”.

 

Biskupi podkreślają znaczenie wychowania do prawdy. “Polega ono na tym, aby na wszystkich etapach procesu wychowawczego – dokonującego się w domach, w przedszkolach i szkołach – rodzice, nauczyciele i wychowawcy ukazywali wartość odkrywania ostatecznej prawdy o świecie, o człowieku i o Bogu” – czytamy w liście.

 

Zdaniem biskupów, ukazywanie młodemu pokoleniu w jaki sposób dążyć do prawdy i kierować się nią w codziennym życiu jest dziś szczególnie ważne. “Tylko wtedy będziemy mogli z ufnością patrzeć w przyszłość, mając pewność, że dzięki temu ukształtuje się społeczeństwo, w którym ludzie będą kierowali się wewnętrzną uczciwością, prawością i rzetelnością” – przekonują autorzy listu.

 

Biskupi zaznaczają jednocześnie, że konsekwencją głoszenia obiektywnej prawdy może niekiedy okazać się cierpieniem, ale, jak dodają dla człowieka wierzącego nie ma innej drogi niż ta, którą szedł Jezus Chrystus.

 

W liście pasterskim biskupi kierują do wychowawców gorący apel: “Nie bójcie się prawdy! Dążcie do niej z odwagą i zapałem! Uczcie jej innych! Wychowujcie do niej wszystkich, których Wam Pan Bóg powierzył! Nie dajcie się zwieść namiastkami prawdy czy półprawdami! Brońcie się przed manipulacją ze strony tych, którzy są niechętni Chrystusowi i Jego Kościołowi”.

 

List pasterski “Wychowywać do prawdy” jest dziś odczytywany w kościołach. V Tydzień Wychowania obchodzony będzie w Polsce dniach 14-20 września br.

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,19855,wychowujesz-nie-boj-sie-prawdy.html

*******

Czy Jezus był zadowolony z życia?

Wojciech Żmudziński SJ / pk

(fot. shutterstock.com)

Wkurzył się na sprzedawców w świątyni, płakał nad grobem Łazarza, kłócił się z faryzeuszami, jeden z uczniów Go zdradził, inny się Go zaparł, pozostali Go opuścili, był biczowany i przybijany do krzyża. Nie dziwi mnie więc pytanie: Czy Jezus był zadowolony z życia?

 

Gdy narodził się, aniołowie zwiastowali pasterzom radość. Trzej królowie radowali się, gdy ujrzeli gwiazdę. Jan Chrzciciel radował się już w łonie swojej matki Elżbiety. Tłum przyjmował Jezusa z radością. Radowali się uczniowie, gdy widzieli jak na imię Jezusa złe duchy są im posłuszne. Radował się Zacheusz przyjmując Jezusa w swoim domu. Niewiasty biegły z radością, by oznajmić uczniom, że Jezus zmartwychwstał. Radowali się uczniowie widząc Zmartwychwstałego. A kiedy radował się Jezus?

 

Gdy widział, jak Jego uczniowie korzystają z władzy stąpania “po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika” (por. Łk 10,17-21). Wtedy rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: “Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom” (Łk 10,17-21).

 

Jezus raduje się z prostoty. Zadowolony jest, że Ojciec potwierdził wybór prostych ludzi na uczniów Swojego Syna, że zapisał ich imiona w księdze życia. Byli bez doktoratów, bez kursów publicznego występowania, nie uczyli się w seminarium, nie byli mistrzami dobrych manier. Prości ludzie, których pobożność nie wyrażała się w mnożeniu modlitw i skrupulatnym przestrzeganiu przepisów religijnych lecz w trudnym do pohamowania entuzjazmie – to oni sprawiali Jezusowi radość. Z ich radości był zadowolony.

 

Gdy zastanawiam się, czy Jezus jest ze mnie zadowolony, przypomina mi się wtedy ten fragment Ewangelii i zadaję sobie pytanie: jak często wracam z pracy rozradowany i tak jak siedemdziesięciu dwóch uczniów wołam z entuzjazmem: Panie, przez wzgląd na Twoje imię, złe myśli ulatują jak przekute baloniki (por. Łk 10,17)?

 

Swoje zadowolenie wyraża Jezus w dziękczynieniu. “Ojcze, dziękuję Ci, żeś mnie wysłuchał” – woła wskrzeszając Łazarza (por. J 11,41). Bez zadowolenia z życia i wdzięczności względem Boga nie ma zdrowej pobożności. Jestem o tym przekonany. Tylko bezbożni narzekają i są niezadowoleni ze swojego losu – czytamy w liście św. Judy (por. Jud 1,15-16).

 

Gdy wkurzam się na nieżyczliwego sprzedawcę, gdy płaczę po stracie bliskiej mi osoby, gdy pokłócę się ze współbratem albo czuję się oszukany i samotny, przypominam sobie wtedy Jezusa zadowolonego z prostoty swoich uczniów, biorę jednodniowy urlop i idę na cmentarz czyścić zaniedbane groby.

 

Ojcze, dziękuję Ci, żeś mnie wysłuchał, że pokrzepiłeś mnie na duchu, dziękuje Ci za entuzjazm i prostotę, które mnie czasem nawiedzają. Mam nadzieję, że Twój Syn jest ze mnie zadowolony. Przynajmniej dzisiaj.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1884,czy-jezus-byl-zadowolony-z-zycia.html

********

Bóg przebacza

2ryby

ks. Piotr Pawlukiewicz

Ks. Piotr Pawlukiewicz o tym, że jawnogrzesznicy mogą nas wyprzedzić w drodze do nieba.

********

Czas przepraszania

ks. Artur Stopka

ks. Artur Stopka

(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.deon.pl)

Agent Leroy Jethro Gibbs, grany przez Marka Harmona w amerykańskim serialu telewizyjnym “Agenci NCIS”, wśród kilkudziesięciu zasad, jakie wpajał swoim podwładnym, miał i taką: “Nie przepraszaj. Przepraszanie jest oznaką słabości”. Okazuje się, że tego rodzaju myślenie jest bliskie także wielu katolikom.

 

Wśród komentarzy, jakie pojawiały się w mediach po zakończeniu pontyfikatu Jana Pawła II, pojawiły się pełne ulgi (ale też nadziei) stwierdzenia: “Nareszcie skończy się to nieustanne przepraszanie wszystkich za wszystko”. Autorzy takich uwag mieli dość tak często stosowanego przez papieża Polaka bicia się w piersi i proszenia o wybaczenie. Twierdzili, że to osłabia Kościół i ustawia go w pozycji “chłopca do bicia”. W prywatnej rozmowie jeden z takich zmęczonych przepraszaniem katolików pożalił się, że za Jana Pawła II chwilami miał wrażenie, iż dwa tysiące lat dziejów Kościoła to jedno wielkie pasmo pomyłek, błędów i krzywd wyrządzanych komu tylko się dało.

 

Wygląda na to, że katoliccy zwolennicy zasad głoszonych przez agenta Gibbsa wciąż nie mają łatwo. Następca Jana Pawła II też przepraszał. Może nie tak często, jak jego poprzednik, ale jednak. Aktualny papież, Franciszek, nie tylko “dzieło przepraszania” kontynuuje, ale prośby o przebaczenie kieruje czasami w dość zaskakujące (przynajmniej dla niektórych) strony.

 

Niespełna rok temu, w lipcu, Franciszek odwiedził zielonoświątkowego pastora i jego wspólnotę w Casercie. Wielu obserwatorów uznało, że najważniejszym punktem tego spotkania były przeprosiny, które papież skierował do włoskich zielonoświątkowców za prześladowania, jakie ich spotkały ze strony faszystowskiego państwa włoskiego. Wśród prześladujących znaleźli się również katolicy, chociaż tego rodzaju działania nie były inspirowane przez Kościół. “Jestem pasterzem katolików i proszę was o przebaczenie za tych braci i siostry, którzy [tego] nie rozumieli albo byli skuszeni przez diabła” – powiedział Franciszek.

 

Kilka dni temu papież zrobił coś jeszcze bardziej zaskakującego. Pojawił się w świątyni waldensów w Turynie. Nie dość, że po raz pierwszy w dziejach Następca św. Piotra przekroczył próg ich świątyni, to jeszcze usłyszeli gorącą prośbę o przebaczenie. “Zastanawiając się nad historią naszych stosunków, możemy jedynie się smucić w obliczu konfliktów i przemocy popełnionych w imię swojej wiary, i proszę Pana, aby dał nam łaskę, abyśmy wszyscy uznali siebie za grzeszników oraz potrafili przebaczać sobie nawzajem. To z inicjatywy Boga, który nigdy się nie zniechęca w obliczu ludzkiego grzechu, otwierają się nowe drogi, by żyć naszym braterstwem, i od tego nie możemy się uchylać. Ze strony Kościoła katolickiego proszę was o przebaczenie postaw i zachowań niechrześcijańskich, a nawet nieludzkich, jakich w dziejach dopuszczaliśmy się wobec was. W imię Pana Jezusa Chrystusa, przebaczcie nam!” – powiedział Franciszek.

 

Ktoś może wzruszyć ramionami, zastanawiając się nad sensem przepraszania po wiekach niezbyt licznej dziś (ok. 100 tys. członków) grupy religijnej. Czy nie lepiej uznać po prostu, że “było, minęło”, a nie kajać się za zło popełnione przez poprzednie pokolenia?

 

Jestem przekonany, że nie. Przepraszanie, wbrew poglądom podzielnym przez część członków Kościoła katolickiego, nie jest przejawem słabości, lecz siły. A także odwagi. Trzeba ogromnej odwagi, aby nie tylko rozpoznać popełnione zło, ale również wziąć za nie odpowiedzialność.

 

Mamy w Polsce szczególne doświadczenie przepraszania. Właśnie zbliża się pięćdziesiąta rocznica listu biskupów polskich do niemieckich z 1965 roku. Zawarte w orędziu słowa “udzielamy wybaczenia i prosimy o nie” spotkały się wówczas z niezrozumieniem nie tylko za strony komunistycznych władz. Rodzi się pytanie, na ile i w jaki sposób są rozumiane dzisiaj. Także w samym Kościele katolickim w Polsce.

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,2031,czas-przepraszania.html

********

Strażnicy prawdy a nie kasta

dodane 2015-06-25 23:45

RADIO WATYKAŃSKIE |

Do bycia w świecie obliczem Jezusa wezwał Papież studentów Papieskiej Akademii Kościelnej, która przygotowuje księży do pracy w dyplomacji watykańskiej.

Strażnicy prawdy a nie kasta   HENRYK PRZONDZIONO /FOTO GOŚĆ Papież Franciszek

W czasie specjalnej audiencji będącej zwieńczeniem kolejnego roku formacji Franciszek podkreślił, że watykańscy dyplomaci mają być w świecie „mostami” i „strażnikami prawdy”. Przestrzegł ich przed szukaniem próżnej chwały, a także stawaniem się „wyższą kastą, mile widzianą na salonach świata”.

„Przygotowujecie się do reprezentowania Stolicy Apostolskiej na arenie Wspólnoty Narodów i w Kościołach lokalnych, do których zostaniecie przeznaczeni. Stolica Apostolska jest siedzibą biskupa Rzymu; Kościoła, który przewodzi w miłości, nie siedzi na próżnej dumie z samego siebie, tylko opiera się na codziennej odwadze łaskawości – to znaczy uniżenia – swego Mistrza. Prawdziwym autorytetem Kościoła Rzymu jest miłość Chrystusa. To jest jedyna siła, która czyni go powszechnym i wiarygodnym dla ludzi i świata. To jest serce jego prawdy, która nie buduje murów i podziałów, tylko staje się pomostem w budowaniu wspólnoty i wzywa do jedności całej ludzkości. To jest tajemnicza moc, która zasila mądrą nadzieję, niepokonaną mimo czasowych porażek. Nie można kogoś reprezentować nie odbijając jego rysów, nie przywołując jego oblicza. Jezus mówi: «Kto mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca». Nie jesteście wezwani, aby być wysokimi urzędnikami państwowymi, wyższą kastą mile widzianą na salonach świata, tylko do tego, żeby być strażnikami prawdy, która umacnia tych, którzy ją głoszą, a nie na odwrót” – powiedział Papież.

Franciszek przypomniał, że przyszli watykańscy dyplomaci posłani zostaną do pracy na wszystkich kontynentach. Do Europy – potrzebującej przebudzenia; do Afryki – spragnionej pojednania; do Ameryki Łacińskiej – głodnej chleba i ducha; do Ameryki Północnej – szukającej swej tożsamości; do Azji i Oceanii – borykających się z wyzwaniem wzrastania w diasporze i dialogowania z rodzimymi kulturami.

http://kosciol.wiara.pl/doc/2563060.Straznicy-prawdy-a-nie-kasta

*******

Prorocy i politycy

Prorocy i politycy

Jan Drzymała

W balansowaniu między młotem a kowadłem katoliccy politycy potrzebują wsparcia proroków.

Dzisiaj w Kościele uroczystość narodzenia św. Jana Chrzciciela. Ten prorok i asceta od samego początku był znakiem Bożej obecności w świecie. Samo jego cudowne poczęcie i narodziny z Elżbiety, która uchodziła za niepłodną, miały jednoznacznie przypomnieć, że jest Bóg i tej Jego obecności nie wolno zignorować.

Całe Jego życie było w tej materii konsekwentne. Aż wreszcie z powodu tej konsekwencji stracił głowę. Dosłownie. Bo pozwolił sobie na niepolityczne uwagi pod adresem Heroda.

Jan Chrzciciel nie bawił się w politykowanie, bo politykiem nie był. Jego zadanie było inne. Był prorokiem.

Wczoraj w Domu Arcybiskupów Warszawskich odbyła się konferencja “Katolicy i polityka”. Zastanawiano się tam, jak człowiek, który w swoim życiu chce kierować się Bożym prawem, ma brać udział w życiu publicznym i dogadywać się z ludźmi, którzy coraz częściej jego poglądów nie podzielają. Jak ma być uczciwy wobec siebie i swoich przekonań, a jednocześnie skutecznie budować kraj, w którym żyje.

Katolik, który czynnie bierze się za politykę, musi mieć świadomość, że nieustannie będzie między młotem a kowadłem. Przyjdzie mu niejednokrotnie ryzykować głową, a jego sumienie będą targać wątpliwości. Aż do bólu. Jeśli ktoś poważnie podchodzi do tych spraw, to sytuacja naprawdę jest nie do pozazdroszczenia.

Dlatego katoliccy politycy potrzebują wsparcia proroków. Jeśli mają położyć głowę pod topór, to muszą mieć pewność, że warto. Prorok swoim życiem ma to udowadniać. Musi być tym, kto będzie ciągle wskazywał właściwą drogę. Kto podpowie, kiedy stracą z oczu horyzont. Nieporozumieniem jest więc oczekiwanie, żeby ludzie Kościoła, którzy politykami nie są, nie zabierali głosu w sprawach związanych z tym, co dzieje się w życiu publicznym. Tego zwyczajnie nie da się rozdzielić.

http://kosciol.wiara.pl/doc/2560127.Prorocy-i-politycy

******

Papież o kryteriach prawdy

dodane 2015-06-25 23:15

RADIO WATYKAŃSKIE |

Pasterze Kościoła nie mogą wiele mówić, a mało słuchać, bo ludzie wyczuwają spójność autorytetu przez nich posiadanego.

Papież o kryteriach prawdy   Casa Rosada / CC-SA 2.0 Papież Franciszek

Wskazał na to Papież podczas porannej Mszy w kaplicy Domu św. Marty. Swoją homilię Franciszek poświęcił rozróżnianiu między prawdziwymi głosicielami Ewangelii a „pseudoprorokami”. Okazją był passus z dzisiejszej Ewangelii mówiący, że „tłumy zdumiewały się nauką Jezusa. Uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak ich uczeni w Piśmie”.

Jak zaznaczył Ojciec Święty, z podobną sytuacją możemy mieć do czynienia również dzisiaj. Ludzie wyczuwają, kiedy jakiś biskup, ksiądz, katecheta czy zwykły chrześcijanin mówi zgodnie z przysługującą mu władzą. Sam Jezus ostrzegał swoich uczniów przed fałszywymi prorokami i uczył ich rozeznawania w tej dziedzinie. A kluczem jest związek trzech słów: mówić, czynić i słuchać. Jedno z kryteriów owego rozeznawania słyszymy w dzisiejszej Ewangelii: „Nie każdy, który mi mówi: «Panie, Panie», wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie”.

„Tacy mówią i czynią, ale brakuje im innej postawy, która jest właśnie fundamentem mówienia i czynienia: brakuje im słuchania. Dlatego mówi dalej Jezus: «Kto tych słów moich słucha i wypełnia je». A zatem dwumian «mówić-czynić» nie wystarcza, a wręcz często wprowadza nas w błąd. I Jezus to zmienia, mówiąc, że prawdziwym dwumianem jest słuchać i czynić, wypełniać: «Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale»” – powiedział Franciszek.

Z kolei ten, kto słucha tych słów i nie uznaje ich za swoje, puszcza je mimo ucha, a zatem nie słucha na poważnie i nie wypełnia ich, jest jak ten, kto buduje na piasku. I jak zaznaczył Papież, znamy tego skutki.

„Gdy Jezus upomina ludzi, by strzegli się pseudoproroków, powiada: «Po owocach ich poznacie». To znaczy po ich zachowaniu: wiele słów, przemowy, czynienie cudów i innych wielkich rzeczy, ale serc nie mają otwartych, by słuchać słowa Bożego, czują lęk przed ciszą słowa Bożego i tacy są pseudochrześcijanami, pseudopasterzami. To prawda, że czynią oni dobre rzeczy, ale brakuje im skały” – powiedział Papież.

Jak zaznaczył Franciszek, chodzi o skałę Bożej miłości, słowa Bożego. A bez tej skały nie da się prorokować, nie da się budować. Wznosi się tylko pozory, które ostatecznie padają. Taką fikcję tworzą właśnie psuedopasterze, którzy wiele, być może zbyt wiele mówią i robią, a nie słuchają w ciszy słowa Bożego. A zatem mówią i czynią od siebie, a nie od Boga.

Zapamiętajmy te trzy słowa jako znak: czynić, słuchać, mówić. Ktoś, kto jedynie mówi i czyni, nie jest prawdziwym prorokiem, nie jest prawdziwym chrześcijaninem, bo ostatecznie wszystko upadnie, jako że nie stoi na skale miłości Bożej, nie jest trwałe jak skała. Ktoś, kto umie słuchać i ze słuchania czyni na mocy słowa pochodzącego od kogoś innego, a nie własnego, ten pozostanie stały. Choćby to była jakaś skromna osoba, która nie wydaje się ważna, ale przecież ile jest w Kościele takich wielkich osób! Iluż wielkich biskupów, kapłanów, wiernych, którzy umieją słuchać i czynią to, co słyszą!” – powiedział Franciszek.

Jako przykład Papież podał Matkę Teresę z Kalkuty, która „umiała w ciszy słuchać” i wybudować trwałe dzieło. „Nie upadła ani ona, ani jej dzieło” – zaznaczył Franciszek, wskazując na koniec potrzebę przyjęcia mocy Jezusa pochodzącej z Jego uniżenia.

http://kosciol.wiara.pl/doc/2563055.Papiez-o-kryteriach-prawdy

********

Abp Michalik do kleryków: w wakacje strzeżcie się bylejakości

2015-06-26 13:08

pab / Przemyśl / KAI

Przed bylejakością i kłamstwem przestrzegał abp Józef Michalik kleryków rozpoczynających wakacje. Metropolita przemyski przewodniczył Mszy św. na zakończenie roku akademickiego w Wyższym Seminarium Duchownym w Przemyślu.

 

Abp Michalik zwrócił uwagę, że rozwój powołania i jego kryzys zawsze się wiąże z życiem modlitwy. – Nie ma lepszego i bezpieczniejszego sposobu, jak uczyć się wrażliwości wiary przez modlitwę – powiedział.

Zachęcał, aby uczyć się patrzenia na Boga i na ludzi wzrokiem Jezusa. – W te wakacje oddychaj fascynacją Boga, patrząc na przyrodę, na piękno świata. Próbuj fascynować się duchowym pięknem, które widzisz w drugim człowieku i które w samym sobie dostrzeżesz, bo to bardzo ważna droga dla pogłębienia wiary, żeby widzieć łaski, którymi Bóg dotyka – wyjaśniał. Kaznodzieja przestrzegał natomiast przed powierzchownością. – Życie trzeba brać w pełnym realizmie, wiarę trzeba brać w pełnym wymiarze. Strzeżcie się bylejakości w te najbliższe wakacje i kłamstwa, małego i większego, każdego. Życie prawdą to droga bardzo bezpośrednia do kontaktu z Panem Bogiem – mówił. Abp Michalik stwierdził, że świat bardzo potrzebuje chrześcijańskiej wiary oraz kapłańskiej modlitwy, świadectwa, ofiary. – Świat można przemienić nie swoją mądrością i sprytem, ale Bożą łaską – powiedział.

Hierarcha wskazywał, że przyjęcie Słowa Bożego prowadzi do oczyszczenia człowieka. Zachęcał, aby postanowić sobie, że wakacje to będzie czas nowego rozwoju w nowych sytuacjach. Rok akademicki 2014/2015 w Metropolitalnym Wyższym Seminarium Duchownym w Przemyślu ukończyło 79 alumnów. Ponadto 16 diakonów zostało wyświęconych na kapłanów. Formacja do kapłaństwa trwa sześć lat.

W czasie wakacji, oprócz odpoczynku, na kleryków czekają praktyki w domach pomocy, podczas rekolekcji i pielgrzymek, w muzeum diecezjalnym oraz w pracach porządkowych w seminarium.

http://www.niedziela.pl/artykul/16554/Abp-Michalik-do-klerykow-w-wakacje

********

Miesiąc Boskiego Serca

dodane 2012-05-31 23:05

Modlitwy, litania, rozważania…

 

 

Litania do Serca Pana Jezusa

Akty zawierzenia

Dokumenty Kościoła

Artykuły i rozważania

***********

ks. dr Johannes Gamperl

Żarliwa modlitwa za Kościół

Czas Serca

Po przeistoczeniu Pan Jezus jest obecny pod postaciami chleba i wina. I chociaż pozostaje to zakryte dla naszych oczu, jest objawione naszym sercom. W Jego imieniu kierujemy naszą modlitwę do Boga Ojca. Pierwszą i największą sprawą jest modlitwa za Kościół: „Pamiętaj, Boże, o Twoim Kościele na całej ziemi. Spraw, aby lud Twój wzrastał w miłości razem z naszym papieżem…, naszym biskupem… oraz całym duchowieństwem” (II modlitwa eucharystyczna).
Krytyka Kościoła
Słowo „Kościół” wywołuje u wielu ludzi – zarówno w kręgach Kościoła, jak i poza nim – różne reakcje, a nawet emocje. Jedni kojarzą z nim tylko budowle. Drudzy identyfikują z nim papieża, biskupów i kapłanów. Znowu inni bardziej lub mniej ostro krytykują „Kościół jako urząd”, tak jakby mógł istnieć bez urzędów i hierarchii! Kardynał Joseph Ratzinger w jednym ze swoich kazań, wygłoszonych w Altötting sformułował to tak: „Jednych denerwuje to, co nazywają Kościołem hierarchii i czują się przygnieceni jej władzą; inni jęczą z powodu bałaganu i samowoli jakoby panujących w Kościele: pastoraliści opracowują zrezygno wani nowe plany, by rozwinąć i wprowadzić nowe metody; planuje się święta, imprezy, dyskusje; a na końcu kipi to wszystko jak w wodzie i czujemy się przy tym biedni i puści. Kościół stał się jak wesele bez miłości i bez wina”.
Pewien młody człowiek napisał dla czasopisma „Wochenzeitschrift” pełen chłodu i złości artykuł pod tytułem Chrześcijanin dziś. Napisał w nim: „Pozostając poza Kościołem, wcale nie czuję się nieszczęśliwy. Wręcz przeciwnie, wierzę, że żyję bardziej po ludzku i moralnie niż niektórzy uczęszczający do kościoła, a do tego bardziej prawdziwie. Czas Kościoła skończył się już bezpowrotnie. Być może chrześcijaństwo było pewną konieczną fazą w historii ludzkości i wniosło ze sobą bez wątpienia wiele dobra. To powinniśmy uznać. Ale tak jak ja nie potrzebuję Kościoła, tak też miliony ludzi już więcej go nie potrzebują. Starsi nie powinni się z tego powodu martwić. Szanujemy ich jako naszych rodziców, jako starszych, chociaż wielu z ich poglądów i zachowań już nie rozumiemy. Dla tych, którzy potrzebują Kościoła, może on nadal istnieć. Być może zawsze znajdą się tacy, dla których jest on czymś koniecznym. Jednak świat przyszłości chcemy budować bez Chrystusa i nie wyrządzamy przez to nikomu żadnej krzywdy, jeśli tak postępujemy”.
Takie słowa można wyjaśnić tylko jako młodzieńcze nieporozumienie. Jakże bardzo ludzie są spragnieni miłości i Bożego odkupienia, a przez to i Kościoła! Profesor Max Thüerkauf ze Szwajcarii powiedział kiedyś bardzo słusznie, że także ci niewierzący ostatecznie żyją – często nieświadomie – z chrześcijaństwa, Kościoła i jego wiary!
Kościół nadal pozostaje młody
Liczby nie są żadnym argumentem, być może są jednak jakimś barometrem nastrojów. Nie tak dawno rocznik statystyczny Kościoła podał do wiadomości, że liczba katolików na całym świecie wzrosła do prawie jednego miliarda. W Afryce w latach 1978-1989 liczba katolików zwiększyła się o 56,3%, w Azji o 38,7%, w Ameryce Południowej o 24,6%, w Australii i Oceanii o 23,8%, w Ameryce Północnej o 13,9% i w Europie o 5,7%. Jeżeli – jak podają relacje – tylko w jednej pielgrzymce na Wschodzie (Lewocza na Słowacji) wzięło udział więcej niż 500 000 wiernych – a na dodatek była to przede wszystkim młodzież – to można bez ogródek powiedzieć, że Kościół nadal pozostaje młody. Także podczas wielu nabożeństw i w grupach modlitewnych można zaobserwować, że bierze w nich udział coraz więcej młodzieży. Można to zauważyć wszędzie. Zaś przeciwników, którzy oczerniają i obrzydzają Kościół, nigdy nie zabraknie. Nie jest on przecież tylko dziełem ludzkim, lecz przede wszystkim Kościołem Jezusa Chrystusa i Jego mistycznym Ciałem.
Ciągła reforma Kościoła
Ponieważ Kościół na tym świecie składa się z ludzi ze wszystkimi ich wadami, błędami, słabościami i grzechami, jest on – czyli my wszyscy: kapłani, świeccy, zakonnicy i biskupi – Kościołem grzesznych ludzi. Niektórzy mówią złośliwie, że skoro Kościół nadal istnieje, pomimo tak wielu błędów, grzechów i wszystkich słabości, które tak często wychodzą na jaw w latach jego historii, to jest to znak, że rzeczywiście musi on być dziełem Boga!
Jakże bardzo musi być smutny Pan Jezus, Głowa „mistycznego Ciała”, kiedy Jego członki kłócą się między sobą. Zamiast się modlić – wzajemnie obwiniają. Zamiast miłować – uciekają w zewnętrzną aktywność. Zamiast poświęcić czas na adorację i uwielbienie – wzajemnie się oskarżają. Zamiast
sobie pomagać – ranią się wzajemnie.
Jestem świadomy także moich zaniedbań i uchybień. Wtedy klękam przed tabernakulum i modlę się: „Panie, zmiłuj się nade mną i nad naszym Kościołem! Daj nam wielu świętych! Poślij Twojemu Kościołowi «widoczne słowa Boże» ludzi miłości, którzy nie zaciemnią Twojej miłości i Twojego piękna, lecz przydadzą im blasku!”.
Chętnie odmawiam też wtedy modlitwę do Ducha Świętego, który przecież może odnowić oblicze ziemi: „Przyjdź, Duchu Święty, uświęć nas! Napełnij nasze serca żarem tęsknoty do Tego, który jest «Prawdą, Drogą i pełnią Życia»! Rozpal w nas Twój ogień, abyśmy dzięki niemu sami stali się światłem, które oświeca, daje ciepło i pociesza! Daj naszemu ociężałemu językowi znaleźć słowa, które by mówiły o Twojej miłości i piękności! Odnów nas, abyśmy się stali ludźmi miłości, Twoimi świętymi, widocznymi słowami Bożymi! A wtedy będziemy w stanie odnowić oblicze ziemi i wszystko stanie się nowe! Przyjdź, Duchu Święty, i uświęć nas, umocnij nas i zostań z nami!”.
Kiedy po przeistoczeniu modlimy się za Kościół, powinniśmy przede wszystkim wypraszać, aby był on święty. II Sobór Watykański mówi, że przecież my wszyscy jesteśmy do tego zaproszeni – a nawet jest to nasz obowiązek – by dążyć do świętości i doskonałości, które odpowiadają naszemu stanowi. Być może, czasami czujemy się tak, jak to wyraził Georges Bernanos: „Ja nie pragnę, aby Kościół był doskonały, lecz żywy. Upodobniony do najmniejszych i najbiedniejszych swoich dzieci przedziera się z tego na drugi świat. Popełnia błędy, za które żałuje i pokutuje, a kto tylko na chwilę odwróci wzrok od jego przepychu, usłyszy go, jak w ciemnościach wraz z nami modli się i szlocha”.
ks. dr Johannes Gamperl
tłum. z jęz. niem.: ks. Jacek Kubica SCJ
Czas Serca 4(107) 2010 
fot. Zoltán Vörös “Save a prayer for me now”
Flickr (cc)
http://liturgia.wiara.pl/doc/2428419.Misericordiae-Vultus
********
Marta Wielek

Kłótnia doskonała

List

„Co jemy dzisiaj na śniadanie? Gdzie ustawimy ten stół?” – tuż po ślubie ani dla Niej, ani dla Niego odpowiedzi na te pytania nie stanowiły żadnego problemu. On mówił: „Zrobimy, jak zechcesz”; Ona: „Niech będzie tak, jak lubisz”. Po kilku latach małżeństwa dostrzegli, że nawet sposób parzenia herbaty może stać się przyczyną sporu. Unikają jednak konfrontacji, bo wydaje im się, że każda sprzeczka jest równoznaczna z małżeńską porażką. Tymczasem coraz więcej osób zajmujących się poradnictwem rodzinnym zaleca wszystkim małżonkom… kłótnie – dobre kłótnie.
Zdaniem francuskich psychologów Serge’a i Carole Vidal-Graf każde małżeństwo ma swoją piętę Achillesową, czuły punkt, który podrażniony zwykle wywołuje spięcie. Mogą nim być teściowie, wychowanie dzieci, podział obowiązków domowych lub pieniądze. Kłótnia jest znakiem, że małżonkowie wkroczyli na niebezpieczny teren, że potrzeby co najmniej jednego z nich zostały zanegowane. Wszczęcie sprzeczki jest sygnałem dla partnera, że coś jest nie tak. I nie chodzi tu o spokojną wymianę argumentów, ale właśnie o kłótnię, w której podstawową rolę odgrywa złość. A złościć się, to znaczy wyrazić swoją niezgodę emocjami. Jednak złość nie cieszy się dobrą reputacją, ponieważ mylimy ją z agresją. Wszyscy doświadczyliśmy gwałtownych wybuchów złości – czy to rodziców, czy też przełożonych o temperamencie choleryka; jest to doświadczenie upokarzające. Trudno się więc dziwić, że wielu małżonków sądzi, że kłótnia może być oznaką rozpadu ich więzi.
Dobroczynna złość
Ona jest wściekła na niego, ponieważ przyjął zaproszenie na obiad u swojej matki, nie pytając jej o zdanie. Denerwuje ją, że po raz kolejny bez jej udziału podjął decyzję dotyczącą ich rodziny. Jej złość jest początkiem wymiany zdań na ten temat. Złość jest więc dla małżeństwa darem. Jest znakiem, że nie są dla siebie obojętni, a ich relacja pozostaje dla nich ciągle ważna.Żadne nasze uczucia, czy to złość, smutek, czy też radość, nie podlegają moralnej ocenie; nie są ani dobre, ani złe. Św. Tomasz z Akwinu pisał: „Nie jesteśmy chwaleni lub ganieni z powodu naszych uczuć jako takich, ale uczucia mogą być godne pochwały lub nagany w miarę, jak rozum nimi rozporządza. Dlatego nie chwali się ani nie gani kogoś, dlatego że się boi lub gniewa, ale ze względu na to, jak się boi i gniewa: zgodnie, czy niezgodnie z rozumem”. Uczucia informują nas o naszych potrzebach; kiedy są zaspokojone, doświadczamy uczuć pozytywnych, kiedy nie – negatywnych. On cieszyłby się, gdyby żona dostrzegła jego potrzebę bycia odpowiedzialnym. Ona czuje się zagrożona, kiedy mąż ignoruje jej potrzebę współudziału w decyzjach. Zdaniem o. Józefa Augustyna SJ, ważne jest więc nie to, co czujemy, ale to, co robimy z uczuciami. Z tymi negatywnymi nie trzeba nerwowo walczyć, ale zaakceptować ich obecność i zastanowić się, jakie potrzeby nie są zaspakajane. Dlaczego mnie to niepokoi? Dlaczego moją żonę/mojego męża tak to złości?
Wyzerować licznik
Kłótnia pozwala uwolnić się od zadawnionych pretensji, od nagromadzonych niedomówień; może też być znakiem, że małżeństwo potrzebuje jakiejś zmiany. Z terapeutycznego doświadczenia Carole Vidal-Graf wynika, że częste kłótnie wskazują na istnienie ukrytego problemu, na przykład na cierpienie z okresu dzieciństwa, z którym sobie nie poradziliśmy. Są też sygnałem alarmowym: być może trzeba podjąć jakąś decyzję, głębiej renegocjować jakiś wybór, podjąć decyzję w sprawie kolejnego dziecka, zdecydować się na zmiany w życiu zawodowym… Wszystkie takie sytuacje, pozostawione bez rozwiązania, zatruwają wzajemne relacje. „Można oczywiście spotkać małżeństwa – twierdzą francuscy terapeuci – które się nigdy nie sprzeczają. Panuje tam swoiste modus vivendi: nieporozumienia, naturalne dla każdej relacji międzyludzkiej, zdarzają się, ale małżonkowie wolą zachowywać się tak, jakby nic się nie działo. Takie małżeństwa przypominają szybkowar, które-go długo się nie otwiera – ciśnienie w nim wzrasta i w każdej chwili może nastąpić wybuch. Dopiero bowiem kłótnia uwalnia nagromadzone emocje i pozwala „wyzerować licznik”. U ludzi, którzy się nie kłócą, wskazania licznika są wysokie. Aby uniknąć eksplozji, każda przeżywana trudność, każde zniechęcenie musi zostać wypowiedziane”.
Dlaczego boimy się kłócić?
Zdaniem psychologów niedocenianie konfliktów jako drogi do pogłębienia więzi wynika zarówno z naszych fałszywych wyobrażeń o miłości, jak i złego rozumienia kłótni. Niemiecka terapeutka Brigitte Lämmle twierdzi, że na drodze kształtowania się swoich związków małżonkowie stale ulegają pewnym iluzjom. Jedną z nich jest oczekiwanie, że kochający partner bezbłędnie odczyta nasze oczekiwania i będzie dążył do ich spełnienia nawet kosztem swoich potrzeb. Inną jest rozumienie jedności jako jednomyślności – „jeśli naprawdę się kochamy, to powinniśmy myśleć i pragnąć tego samego”. Jeszcze inną iluzją jest przekonanie, że miłość automatycznie uporządkuje naszą codzienność. Małżonkowie, którzy tak postrzegają swój związek, w sytuacji konfliktowej czują się winni jej powstania i wzajemnie oskarżają się o jej zaistnienie. To pochłania tak wiele ich energii, że nie mają sił i motywacji, by spróbować rozwiązać problem. Amerykańscy psycholodzy Matthew McKay, Martha Davis i Patrick Fanning, zajmujący się komunikacją interpersonalną, uważają, że głośne i raniące, a niekiedy gwałtowne kłótnie wynikają z naszego przekonania, że każdy konflikt jest złem i trzeba go unikać, jak tylko się da. W dodatku myślimy, że jeśli już dojdzie do starcia, to tylko jedna strona może odnieść zwycięstwo. Jeżeli ona zaspokoi swoje potrzeby, to on musi ze swoich pragnień zrezygnować. Każde więc dąży do tego, żeby to jego potrzeby okazały się ważniejsze, lepsze. Dlatego skłóceni małżonkowie często obwiniają się nawzajem, aby udowodnić swoją rację. To przerzucanie odpowiedzialności może przybrać formę oskarżania, wyolbrzymiania, przypisywania drugiemu złych intencji, rozdrapywania starych ran, a nawet ubliżania. Często towarzyszą temu niejasne i abstrakcyjne żądania, takie jak: „Bądź bardziej delikatny”; „Przestań być taki wybredny”. Są to żądania nierealne, gdyż wymagają od drugiej osoby ciągłego czytania w myślach i oceniania, czy w tym, co robi, jest np. wystarczająco delikatna.
Jak się dobrze kłócić?
Dobra kłótnia, czyli taka, która może być początkiem uzdrowienia, wymaga od każdego z małżonków wysiłku. Istnieje bardzo wiele psychologicznych koncepcji dających wskazania, jak kłócić się w sposób konstruktywny; można wśród nich znaleźć pewne elementy wspólne.
Dobra kłótnia zakłada ścisłe trzymanie się jej przedmiotu. Nie można zbytnio odbiegać od tematu i przechodzić do zarzutów ogólnych albo skierowanych przeciwko najbliższym drugiej osoby: „Przypominasz mi twoją matkę!”. Nawet podczas najgorętszej kłótni trzeba pilnować, aby w centrum uwagi był przede wszystkim związek i jego przyszłość.
Drugie zalecenie dotyczy oddzielenia podczas krytykowania zachowania od osoby. Lepiej kiedy ona powie mężowi: „Nie lubię, kiedy za mnie decydujesz” niż: „Jesteś egoistą”. Dzięki temu łatwiej zlokalizować przyczynę sporu. Żaden z małżonków nie może wysyłać do swego partnera komunikatów zaczynających się od słowa „ty”, ponieważ mogą one być odebrane jako oskarżenie i doprowadzić do zaognienia sporu. Ważne jest, by mówić o sobie, o tym, jak sami odbieramy daną sytuację.
Ponieważ dobrze znamy współmałżonka, doskonale wiemy, w którym punkcie moglibyśmy go najboleśniej dotknąć. Lepiej jednak tego nie robić, nawet jeśli sami zostaliśmy wcześniej zranieni. Trudno będzie przekonać później tę drugą osobę, że nie chcieliśmy jej zranić, a jedynie rozpaczliwie broniliśmy swoich wyobrażeń na temat siebie i związku. Jednym z najczęstszych błędów jest wracanie do bardzo odległej przeszłości, tylko po to, by udowodnić swoją rację. Warto pamiętać, że kłótnia to nie dwa odrębne monologi, których celem jest „wyrzucenie” z siebie nagromadzonej złości. Dobra sprzeczka to słuchanie partnera i odpowiadanie na jego wypowiedzi; powinna być próbą zrozumienia stanowiska drugiej strony.
Kolejnym ważnym elementem dobrej kłótni jest wzajemna akceptacja uczuć. Polega ona na tym, aby w prostych słowach lub gestem oznajmić drugiemu, że rozumiemy jego złość czy niepokój. Bardzo często taka akceptacja uczuć wystarcza, aby złość ucichła.
A co po kłótni?
Niektóre problemy leżą tak głęboko, że nie da się ich rozwiązać podczas pierwszej, często krótkiej i gwałtownej sprzeczki. Czasem lepiej powrócić do sprawy w bardziej sprzyjającym momencie, gdy małżonkowie zdążą ochłonąć i przemyśleć swoje zachowania. Serge i Carol Vidal-Graf zwracają uwagę, aby w tym dialogu każdy wypowiadał wszystkie swoje przemyślenia i emocje. Druga osoba nie powinna w tym czasie przerywać; może zabrać głos dopiero wtedy, gdy będzie miała pewność, że małżonek już skończył mówić. Ten dialog jest bardziej przedstawianiem drugiej osobie swojego punktu widzenia niż dyskusją. Jerzy Grzybowski nazywa to „dzieleniem się” i zaznacza, że jako forma przekazywania swoich myśli, przeżyć, odczuć, nie podlega ono żadnej ocenie, kontrargumentom. Jest osobistym doświadczeniem rzeczywistości.W tej części rozwiązywania problemu ona powinna skoncentrować się na tym, by precyzyjnie opisać uczucia, jakie towarzyszą jej za każdym razem, kiedy mąż sam podejmuje decyzje; podzielić się swoją refleksją nad tym, dlaczego tak się dzieje. Natomiast on powinien starać się, jak najlepiej zrozumieć jej uczucia, nie oceniając ich i nie polemizując z nimi. Potem jest czas na Jego opowiadanie i Jej słuchanie. Aby doszło do porozumienia, obydwoje muszą przyjąć swoje wypowiedzi jako prawdę każdego z nich o sobie.
Następnym etapem rozwiązywania konfliktu są negocjacje, poszukiwanie kompromisu. Dopiero gdy oboje zdystansują się do sytuacji konfliktowej przez nazwanie i analizę swoich uczuć oraz poznanie i akceptację uczuć partnera, mogą wspólnie podjąć próbę ustalenia hierarchii ważności poszczególnych elementów składających się na problem: z czego mogą z rezygnować, a co jest dla Niej i dla Niego zbyt cenne. Jeśli negocjacje są poprawnie przeprowadzone, okazuje się, że nie zawsze musi być zwycięzca i przegrany. Każdy z małżonków musi oczywiście ustąpić, ale obydwoje powinni mieć poczucie, że odnieśli dzięki temu porozumieniu jakąś korzyść. Ważne jest, by nie składać siebie i swoich potrzeb w ofierze za zgodę, za „święty spokój”, by nie wycofywać się z negocjacji, zanim nie osiągniemy rzeczywistego porozumienia.

Na koniec przebaczenie
Nawet taka kłótnia, która pozwoliła rozwiązać problem, może sprawić, że jeden z małżonków czuje się zraniony. Powinien o tym powiedzieć, ale nie obnosić się z tym poczuciem krzywdy. Na ogół bowiem – zdaniem Grzybowskiego – oboje ponoszą jakąś odpowiedzialność za konflikt, chociażby przez to, że wcześniej nie doszło do dialogu, który mógł rozwiązać problem mniej boleśnie. Dlatego obie strony powinny być po kłótni otwarte na przeproszenie i wybaczenie.
Marta Wielek 
List nr 6/2006
fot. nosha play nice 
Flickr (cc)
Bibliografia: 
1. Rozmowa z Serge i Carolle Viol-Cirat, „Famille Chretienne”, nr 1463, s. 68-72
2. J. Grzybowski, Nasze małżeństwo nie może być przegraną, Kraków 2000
3. J. Grzybowski, Wprowadzenie do dialogu, Kraków 1997
4. M. McKay, M. Davis, P. Fanning, Sztuka skuteczne- go porozumiewania się, Gdańsk 2005

5. I. Weber, Czy potraficie się kłócić, Warszawa 1993 c

http://www.katolik.pl/klotnia-doskonala,24901,416,cz.html?s=2
*********
o. Raniero Cantalamessa OFMCap

Nadstawić ucho na głos suflera

Głos Ojca Pio

Chrześcijanin to człowiek, który pozwala się prowadzić Duchowi Świętemu. Głos tego Nauczyciela dociera do niego z głębi sumienia i z nauczania Kościoła. Pomaga też iść za wolą Bożą, gdy trzeba wybierać pomiędzy dobrem a innym dobrem.

Duch jako przewodnik w Piśmie Świętym

Temat Ducha Świętego – przewodnika nie jest nowy w Piśmie Świętym. U Izajasza całą wędrówkę ludu przez pustynię przypisuje się Jego prowadzeniu: „Duch Pana kierował ich na spoczynek”. Także Jezus został „wyprowadzony przez Ducha na pustynię”. Zamysł św. Łukasza, by jego Ewangelia znalazła kontynuację w Dziejach Apostolskich, ma na celu ukazanie, że ten sam Duch, który prowadził Jezusa w jego ziemskim życiu, teraz – jako „Duch Jezusa” – jest przewodnikiem Kościoła. Piotr idzie do Korneliusza i do pogan, bo Duch mu to nakazuje; tak samo w Jerozolimie apostołowie podejmują ważne decyzje na skutek Jego podpowiedzi.

Prowadzenia przez Ducha doświadcza się nie tylko w wielkich decyzjach, ale także w sprawach małych. Paweł i Tymoteusz chcieli przepowiadać Ewangelię w prowincjach Azji, ale „Duch Święty zakazał im”; zamierzali udać się do Bitynii, ale „znowu nie pozwolił im na to Duch Jezusa”. Później staje się zrozumiałe, dlaczego to prowadzenie było takie naglące: Duch Święty popychał w ten sposób rodzący się Kościół do wyjścia z Azji, by ukazać się na nowym kontynencie, w Europie.

Według św. Jana prowadzenia Parakleta doświadcza się przede wszystkim na płaszczyźnie poznania. To On „prowadzi” uczniów do pełnej prawdy, a Jego namaszczenie „poucza o wszystkim”, stąd kto je posiada, nie potrzebuje innych nauczycieli.

Święty Paweł wprowadza ważną nowość: dla niego Duch Święty jest nie tylko „mistrzem wewnętrznym”, ale zasadą nowego życia („ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi!”); nie ogranicza się do wskazania, co należy czynić, ale daje jednocześnie zdolność czynienia tego, co nakazuje. Dlatego przewodnictwo Ducha różni się zasadniczo od wskazówek Prawa, które pozwala widzieć dobro do spełnienia, ale pozostawia osobę pod presją zła, którego ona nie chce. „Jeśli jednak Duch was prowadzi, nie jesteście pod Prawem”, powiedział wcześniej Apostoł w Liście do Galatów.

Duch prowadzi poprzez sumienie

Istnieje ścisły związek między sumieniem i Duchem Świętym. Czym jest osławiony „głos sumienia”, jeśli nie rodzajem „przekaźnika na odległość”, poprzez który Duch Święty przemawia do każdego człowieka? „Moje sumienie to poświadcza w Duchu Świętym”, wykrzykuje św. Paweł, mówiąc o swojej miłości do rodaków, Izraelitów.

Prowadzenie Ducha Świętego poprzez sumienie rozprzestrzenia się także poza Kościół, na wszystkich ludzi. Poganie okazują, „że wymogi Prawa zostały wypisane w ich sercach”, o czym świadczy „ich sumienie”. To właśnie dlatego, że Duch Święty przemawia w każdym rozumnym bycie przez sumienie, jak mówił św. Maksym Wyznawca, „widzimy wielu ludzi, także spośród barbarzyńców i koczowników, zwracających się do godnego i dobrego życia, a odrzucających dzikie prawa, które od początków nad nimi panowały”.

Sumienie to także rodzaj niepisanego, wewnętrznego prawa o niższym znaczeniu, różniącego się od tego, które istnieje w wierzącym przez łaskę, ale nie pozostającego z nim w sprzeczności, ponieważ pochodzi od tego samego Ducha. Kto posiada jedynie „niższe” prawo, ale jest mu posłuszny, pozostaje bliżej Ducha od człowieka posiadającego prawo wyższe otrzymane na chrzcie, z którym nie żyje w zgodzie.

Dla wierzących wewnętrzne kierownictwo sumienia jest rozwinięciem i uszlachetnieniem namaszczenia, „które jest prawdziwe, a nie fałszywe” i „poucza o wszystkim”, dlatego prowadzi w sposób nieomylny, jeśli tylko się go słucha. Komentując właśnie ten fragment I Listu św. Jana, św. Augustyn sformułował doktrynę o Duchu Świętym jako „mistrzu wewnętrznym”. Co znaczą, zapytuje, słowa: „nie potrzebujecie, żeby ktoś was pouczał”? Czy chrześcijanin sam z siebie wie już wszystko i nie potrzebuje czytać, radzić się i nikogo słuchać? Trzeba słuchać nauczycieli i kaznodziejów, ale jedynie ten zrozumie i skorzysta z tego, co oni mówią, do którego w jego wnętrzu przemawia Duch Święty. Takie jest znaczenie tych słów, ponieważ wielu słucha przepowiadania i nauczania, ale nie wszyscy rozumieją je w ten sam sposób.

W wewnętrznym i osobowym środowisku sumienia Duch Święty poucza nas poprzez „dobre natchnienia” czy też „wewnętrzne oświecenia”, których każdy w jakimś stopniu doświadczył w swoim życiu. Są to poruszenia serca, których nie można wyjaśnić w sposób naturalny, gdyż często idą w przeciwnym kierunku, niż chciałaby tego nasza natura. Skłaniają one do pójścia za dobrem i do ucieczki przed złem.

Opierając się na wymiarze moralnym osoby, niektórzy wybitni naukowcy i współcześni biolodzy zdołali przezwyciężyć teorię, która uważa byt ludzki za przypadkowy rezultat selekcji gatunku. Jeśli ewolucją rządzi jedynie prawo przeżycia najsilniejszego, jak wyjaśnić niewątpliwe akty czystego altruizmu czy nawet ofiary z samego siebie ze względu na prawdę czy sprawiedliwość?

Duch prowadzi poprzez nauczanie Kościoła

Wewnętrzne świadectwo Ducha Świętego musi pozostawać w związku z zewnętrznym, widzialnym i obiektywnym, którym jest nauczanie apostolskie. W Apokalipsie, na zakończenie każdego z siedmiu listów, słyszymy upomnienie: „Kto ma uszy, niech słucha, co Duch mówi do Kościołów”.

Duch mówi także do kościołów i wspólnot, nie tylko do jednostek. Święty Piotr w Dziejach Apostolskich łączy obydwa świadectwa Ducha Świętego – wewnętrzne i zewnętrzne, osobiste i publiczne. Kiedy tylko skończył mówić do tłumów o Chrystusie wydanym na śmierć i zmartwychwstałym, wszyscy czuli się „skruszeni” i „wstrząśnięci”; natomiast kiedy wygłosił te same słowa wobec zwierzchników Sanhedrynu, ci wpadli we wściekłość. To samo przemówienie, ten sam przepowiadający, a skutek całkowicie odmienny. Dlaczego? Wyjaśnienie znajduje się w słowach, które Apostoł wypowiada w innej sytuacji: „Dajemy temu świadectwo my właśnie i Duch Święty, którego Bóg udzielił wszystkim, którzy są Mu posłuszni”.

Dwa świadectwa muszą się zjednoczyć, aby mogła się zrodzić wiara: świadectwo apostołów głoszących słowo i świadectwo Ducha, który pozwala je przyjąć. Ta sama myśl została wyrażona w Ewangelii św. Jana, gdy Jezus mówi o Pocieszycielu: „On będzie świadczył o Mnie i wy także powinniście dawać świadectwo o Mnie”.

Jednakowo fatalnie jest zabiegać jedynie o jeden lub o drugi rodzaj kierownictwa Ducha. Kiedy pomija się świadectwo wewnętrzne, łatwo popaść w jurydyczność i autorytaryzm; kiedy znów zaniedbuje się zewnętrzne świadectwo apostolskie, grozi nam subiektywizm i fanatyzm.

Kiedy wszystko redukuje się do osobistego, prywatnego słuchania Ducha, otwiera się droga do niepohamowanego procesu podziałów, gdyż każdy uważa, że ma rację. Wtedy już samo rozbicie i rozmnożenie się denominacji i sekt, często różniących się między sobą w zasadniczych punktach, pokazuje, że niemożliwe jest, by we wszystkich przemawiał Duch prawdy, gdyż w takim razie pozostawałby w sprzeczności z samym sobą.

Na takie niebezpieczeństwo najbardziej narażony jest świat protestancki, który z „wewnętrznego świadectwa” Ducha Świętego uczynił jedyne kryterium prawdy, sprzeciwiając się każdemu świadectwu zewnętrznemu, kościelnemu, które nie jest wprost tożsame ze spisanym Słowem Bożym. Niektóre frakcje radykalne idą o wiele dalej, oddzielając wewnętrzne kierownictwo Ducha nawet od słowa Pisma. Mieliśmy więc przeróżne ruchy „entuzjastów” i „oświeconych”, które naznaczyły historię Kościoła, zarówno katolickiego, jak i prawosławnego oraz protestanckiego. Najczęstszym skutkiem takiej tendencji, która całą uwagę skupia na wewnętrznym świadectwie Ducha, jest to, że niepostrzeżenie Duch… gubi gdzieś swą wielką literę i zaczyna zlewać się ze zwyczajnym duchem ludzkim. Tak właśnie uczynił racjonalizm.

Musimy jednak uznać, że istnieje również ryzyko przeciwne. Można absolutyzować zewnętrzne i publiczne świadectwo Ducha, ignorując to indywidualne, którego doświadcza się poprzez oświecone łaską sumienie. Innymi słowy, można redukować kierownictwo Pocieszyciela jedynie do oficjalnego nauczania Kościoła, zubożając w ten sposób różnorodność działania Ducha Świętego. Łatwo wówczas przecenić element ludzki, organizacyjny i instytucjonalny, otwierając tym samym drzwi do marginalizacji świeckich i przesadnej klerykalizacji Kościoła.

Również w tym przypadku, jak zawsze, musimy odnaleźć całość, syntezę, która jest kryterium prawdziwie „katolickim”, powszechnym. Ideałem jest zdrowa harmonia pomiędzy słuchaniem tego, co Duch mówi do mnie jako jednostki, i tego, co mówi do Kościoła jako całości i poprzez Kościół do pojedynczych osób. W swoim dekrecie o wolności sumienia sobór watykański II pragnął dokonać właśnie takiej syntezy.

Rozeznawanie w życiu osobistym

Prowadzenie Ducha Świętego na drodze duchowej każdego wierzącego dokonuje się w procesie, który nazywamy rozeznawaniem duchów. Pozwala ono odróżnić „Ducha Bożego” od „ducha świata”. Święty Paweł podaje – za Jezusem – do tego obiektywne kryterium: „Ciało pożąda wbrew Duchowi, natomiast Duch przeciwko ciału”. „Uczynki ciała” pokazują, że pewne pożądanie pochodzi od starego, grzesznego człowieka, „owoce Ducha” natomiast, że od Niego właśnie.

Niekiedy jednak owo obiektywne kryterium jest niewystarczające, ponieważ stoimy nie przed wyborem pomiędzy dobrem a złem, ale pomiędzy dobrem a innym dobrem. Chodzi wtedy o rozpoznanie, którego wyboru życzyłby sobie Bóg w konkretnych okolicznościach. W tym celu św. Ignacy Loyola rozwinął swoją naukę o rozeznawaniu. Wskazuje on, by przede wszystkim spoglądać na swój stan wewnętrzny, na intencje („duchy”), które stoją za danym wyborem. Pokazuje on też praktyczne sposoby zastosowania tych kryteriów. Kiedy trzeba wybrać pomiędzy dwiema rzeczami, dobrze jest zatrzymać się wpierw nad jedną z nich, jakbyśmy bez wątpienia chcieli właśnie ją wybrać. Pozostając w takim stanie jeden dzień lub dłużej, rozważamy poruszenia naszego serca co do tego wyboru: czy przynosi pokój, czy pozostaje w harmonii z innymi naszymi wyborami, czy nasze wnętrze ze spokojem kieruje nas w tym kierunku, czy też przeciwnie, stawia zasłonę niepokoju… Następnie powtarzamy podobny proces z drugą możliwością. Wszystko w klimacie modlitwy, poddania się woli Bożej, otwarcia na Ducha Świętego.

Warunkiem sprzyjającym dobremu rozeznawaniu jest głęboko ukształtowane nastawienie, aby w każdej sytuacji pełnić wolę Bożą. Jezus mówił: „Mój sąd jest sprawiedliwy, gdyż kieruję się wolą Tego, który Mnie posłał, a nie własną wolą”.

Niebezpieczeństwem w niektórych współczesnych sposobach rozumienia i praktykowania rozeznawania jest akcentowanie w nim aspektów psychologicznych oraz zapominanie o pierwszeństwie działania Ducha Świętego. Zawiera się w tym głęboka racja teologiczna. To sam Duch Święty jest zasadniczą wolą Boga i kiedy wchodzi w duszę, „objawia się jako wola Boża dla tego, w kim się znajduje”.

Konkretnym owocem naszego rozważania mogłaby być odnowiona decyzja powierzenia się we wszystkim i na wszystko wewnętrznemu kierownictwu Ducha Świętego, jako szczególny rodzaj „kierownictwa duchowego”. Jest napisane, że „gdy obłok wznosił się, odsłaniając święte mieszkanie, Izraelici wyruszali w drogę, a gdy pozostawał, oni również zostawali”. Również my nie możemy niczego podejmować, jeśli nie ma w nas Ducha Świętego, którego figurą, według tradycji, był obłok. Nie możemy działać, nie uzgodniwszy wpierw z Nim naszej aktywności.

Wspaniały tego przykład mamy w życiu samego Jezusa. On nigdy niczego nie powziął bez Ducha Świętego. W Duchu Świętym wyszedł na pustynię, w mocy Ducha Świętego powrócił i rozpoczął przepowiadanie, „pod wpływem Ducha Świętego” wybrał swoich apostołów, w Duchu Świętym się modlił i ofiarował siebie samego Ojcu.

Święty Tomasz mówi o tym wewnętrznym przewodnictwie Ducha jako pewnego rodzaju „instynkcie właściwym sprawiedliwym”: „Jak w życiu cielesnym ciało nie jest wprawiane w ruch inaczej niż przez duszę, która je ożywia, podobnie w życiu duchowym każde nasze poruszenie powinno pochodzić od Ducha Świętego”. Tak właśnie działa „prawo Ducha” i to o nim mówi Apostoł w słowach: „Duch was prowadzi”.

Musimy powierzyć się Duchowi Świętemu jak struny harfy palcom tego, kto je porusza; jak dobrzy aktorzy nadstawić ucho na głos suflera, by wiernie wyrecytować swoją rolę na scenie życia. To o wiele łatwiejsze niż można pomyśleć, ponieważ nasz sufler przemawia od wewnątrz, uczy nas każdej rzeczy, instruuje we wszystkim. Czasem wystarczy proste spojrzenie w głąb siebie, poruszenie serca, modlitwa.

Raniero Cantalamessa OFMCap / tłum. Tomasz Duszyc OFMCap


Polecamy także audiobook “Życie w mocy Ducha”:

ReWords ReWords www.rewords.pl

http://www.katolik.pl/nadstawic-ucho-na-glos-suflera,22597,416,cz.html?s=4
********
S. Moisa

Mówić czy milczeć?

Pastores
Mówić czy milczeć?
„Pewien brat mówił: «Radziłem się mojego ojca, abba Sisoesa (tego z Petry, który był uczniem abba Antoniego), i zapytałem go: ‘Ojcze, co przystoi mnichowi?’. A on położył palce na ustach i odpowiedział: ‘Strzec swoich ust, mój synu’»” (Apoftegmat 176).
„Postaw, Panie, straż moim ustom i wartę przy bramie warg moich!” (Ps 141,3). Trzymać straż to czuwać, jak ten, kto decyduje się wyciszyć w sobie człowieka zmysłowego, aby przemówił w nim Duch, który pragnie doprowadzić go do chwały Ojca. „Celem twego życia nie jest milczenie, lecz miłowanie braci, poznanie samego siebie i przyjęcie Boga” (Reguła życia Jerozolimskich Wspólnot Monastycznych, 30). Milczenie jest tylko środkiem, jakby szkatułką, w której będzie mogło spocząć nowe słowo – słowo modlitwy, adoracji i wyzwolenia.
Mnich nie szuka ani słowa, ani milczenia. Szuka oblicza, obecności. Czy mówi, czy milknie, idzie naprzód z powodu wcielonego Słowa, niestrudzenie, z nienasyconym pragnieniem usłyszenia w głębi swego serca głosu, który szepce: „Pójdź do Ojca” (św. Ignacy Antiocheński, List do Rzymian, VII,2). Dla mnicha istnieje tylko jedno słowo: Jezus.
Straż moim ustom
Kiedy pierwsi mnisi przemierzali pustynie egipskie, ich pragnieniem była przede wszystkim ucieczka od ludzi w celu zakosztowania ciszy. Agaton przez trzy lata trzymał kamyk w ustach nie po to, by – jak Demostenes – zostać mówcą, ale by się wyćwiczyć w milczeniu. Takie było pierwsze dzieło mnicha, który zbudował swoją ascezę na słowach św. Jakuba Apostoła: „Jeśli ktoś nie grzeszy mową, jest mężem doskonałym, zdolnym utrzymać w ryzach także całe ciało” (Jk 3,2). Panowanie nad swym językiem stanowi zatem dla mnicha wyzwanie zarówno duchowe, jak i ascetyczne. „Oto mały ogień, a jak wielki las podpala. Tak i język jest ogniem (…). Za jego pomocą wielbimy Boga i Ojca i nim przeklinamy ludzi, stworzonych na podobieństwo Boże. Z tych samych ust wychodzi błogosławieństwo i przekleństwo. Tak być nie może, bracia moi!” (Jk 3,5-10). Aby się ustrzec od grzechu, mnich wybiera milczenie. Zabierać głos to narażać się na niebezpieczeństwo, gdyż obfitość słów nie jest wolna od grzechu ani od próżności: „Niech każdy człowiek wypowiadający wiele słów wie, że jest pusty w środku, nawet jeśli mówi rzeczy godne podziwu. Jeśli miłujesz prawdę, bądź miłośnikiem milczenia” (św. Izaak Syryjczyk, De perfectiona religiosa, 65).
Można się domyślać, że milczenie warg nie powinno być celem samym w sobie. Mnich milczy tylko z powodu „czegoś, co rodzi się z milczenia” (św. Izaak Syryjczyk, De perfectiona religiosa, 65). Naznaczony grzechem jak każdy człowiek, próbuje „przez milczenie [nauczyć się] reguł wymowy” (św. Grzegorz z Nazjanzu, Napiętnowanie cesarza Juliana, I,102). Jego milczenie jest więc przede wszystkim miejscem nawrócenia, środkiem – według św. Bazylego – na „oduczenie się” grzechu: „Istnieje bowiem nawet ton głosu, umiar w mówieniu, wybór stosownej chwili i dobór słów właściwy i charakterystyczny dla tych, którzy żyją w pobożności. Są to rzeczy, których nie można przyswoić sobie bez oduczenia się nawyków świata. Milczenie natomiast pozwala na zapominanie o poprzednich przyzwyczajeniach, których już się nie praktykuje, a nadto stwarza sposobność nauczenia się dobrych rzeczy” (Reguły dłuższe, 13). Milczenie prowadzi do nawrócenia, ponieważ niesie łaskę uzdrowienia. Tym, którzy są nieopanowani w mówieniu, Bazyli zaleca „pełne milczenie, dopóki tym sposobem nie zostanie uleczona ich choroba” (Reguły krótsze, 208). W takiej ciszy, będącej – jak mówił Diadoch z Fotyki – „matką bardzo mądrych myśli”, mnich poddaje swe serce ponownemu stworzeniu przez Boga.
Podczas dzieła ponownego stwarzania – na które mnich przyzwala, wchodząc na drogę życia monastycznego – otwiera się przed nim droga od poznania siebie, skąd pochodzi czystość serca, do poznania Boga. Właśnie milczenie jest doskonałym „miejscem” poznawania prawdy o sobie. Bez milczenia – jak zauważa Jan bar Kaldun – człowiek nawet nie wie, jaki jest jego stan; grzeszy i w ogóle tego nie wie; nie oczyszcza się, uważając się za sprawiedliwego, ponieważ nie widzi swoich grzechów; nie zna siebie i tego nie wie. Bez milczenia nikt naprawdę nie widzi swoich grzechów. Jest ono niczym wejście w niewiedzę, która spala wszelkie fałszywe poznanie siebie. Ten, kto milknie, wchodzi w niewiedzę siebie, aby poznać siebie w oczach Boga.
A jednak przedmiotem zainteresowania mnichów nie jest milczenie samo w sobie. „Pewien brat pytał abba Pojmena: «Czy lepiej jest mówić, czy milczeć?». Starzec mu odpowiedział: «Kto mówi dla Boga, dobrze robi; podobnie i ten, kto milczy dla Boga»” (Apoftegmat 174). Tym, co się liczy, jest owo „dla Boga”, które ukierunkowuje całe życie mnicha i rządzi jego językiem. Ten, kto milknie, może paść ofiarą iluzji, jeśli zatrzyma się jedynie na milczeniu warg. Pojmen powiedział, że „bywa człowiek, który niby to milczy, ale jego serce osądza innych: ten mówi nieustannie. Ale bywa i taki, który mówi od rana do wieczora, a zachowuje milczenie: to znaczy nie mówi nic niepożytecznego” (Apoftegmat 175).
Milczenie zatem jest narzędziem miłości. To miłość je usprawiedliwia. „Gdy milczysz – pisał św. Augustyn – milcz z miłością; gdy mówisz, mów z miłością” (Homilie na Pierwszy List św. Jana, VII,8).
Abba, powiedz mi słowo
Mnich nie jest więc przede wszystkim tym, kto milczy. Wystrzegając się niczym dżumy słów niepotrzebnych, ćwiczy swój osąd, aby wiedzieć, czy w danym momencie należy mówić, czy też nie. O młodych braciach, którzy podróżowali kiedyś z pewnym starcem, tak powiedział on sam do abba Antoniego: „«Dobrzy to oni są, ale ich zagroda nie ma bramy, i każdy, kto zechce, wchodzi do stajni i odwiązuje osła». Powiedział to w tym sensie, że mówili wszystko, co im ślina na język przyniosła” (św. Antoni Wielki, 18). Św. Bazyli, który wolał milczenie, zalecał wypowiadanie słów zasadniczo w formie pytań i w ściśle określonych przypadkach, „z wyjątkiem szczególnej konieczności związanej z troską o własną duszę lub też z nieuniknioną potrzebą w wykonywaniu zleconego zadania, albo też wynikłej z faktu, że zadawane jest nam jakieś pilne pytanie; oczywiście, wyjątkiem jest również odmawianie psalmów” (Reguły dłuższe, 13). Troska o duszę, praca lub inna konieczność mogą prowadzić mnicha do mówienia albo raczej do stawiania pytań.
Stawianie pytań bowiem jest głównym sposobem monastycznego użycia słowa – tym, co Ojcowie nazywają erotesis, czyli radzeniem się starca. Wymaga to pokory ze strony tego, kto wie, że nie wie, ale będzie poszukiwał prawdy u innego człowieka, wedle znanej formuły: „Abba, powiedz mi słowo”. „Ojcowie mówią – pisał Doroteusz z Gazy – że pozostawanie w celi to połowa, a odwiedzanie starców to druga połowa” (List, I,180). Nawet jeśli słowo starca niekiedy zbija ucznia z tropu – jest ono bowiem często czymś więcej niż słowem: jest rodzajem „szkoły życia”, odwołującej się do paradoksu i do symbolu3 – zawsze jest odpowiedzią skierowaną do niego osobiście. Starcy uważali za konieczne odwoływanie się do pytania, gwarantowało ono bowiem to, że mnich się nie zagubi. „Uczcie się więc i wy – pisał Doroteusz z Gazy – zasięgać rady, bracia; uczcie się nie polegać na sobie. Dobra to rzecz: pokora, pokój, radość. Po co się męczyć na próżno? Zbawienia nie osiągnie się inaczej, jak tylko w ten sposób” (Pouczenia, V,68).
Słowo jednak nie jest jednowymiarowe. Jeśli uczeń pyta, to jest wezwany do tego, by wejść w praktykę exagoreusis, czyli otwarcia serca. Co powinien wyjawić? Swoje logismoi, to znaczy myśli, tajniki serca i wyobrażenia. Łatwo widać, o co tutaj chodzi, bo tego rodzaju wyobrażenia nie były zarezerwowane jedynie dla mnichów z pierwszych wieków. Z jakim nastawieniem uczeń powinien otworzyć swoje serce? W pokorze, prawdzie, przejrzystości, prostocie, bez wikłania się w wyjaś­nienia czy usprawiedliwienia: „Jeśli mówisz o swoich myślach, nie bądź obłudnikiem, i nie mów jednej rzeczy zamiast innej; mów prawdę i bądź gotów uczynić wszystko, co ci się poleci, bo w przeciwnym razie to tylko z siebie samego, a nie ze starców, których pytasz, sobie kpisz” (Logos, V,32). Odnaleźć tu można owoce milczenia jako autentycznego wprowadzenia w słowo. Również należałoby mówić bez fałszywego wstydu, gdyż nikt – jak zauważył Pojmen – nie rozradowuje nieprzyjacie­la bardziej, aniżeli ten, kto nie chce wyjawić swych myśli. Konsekwencją prawdziwego otwarcia serca jest wejście w pokorę – w czystość serca, która pozwala widzieć Boga.
Płomienna modlitwa
Jednak głównym rozmówcą mnicha pozostaje Bóg. „Usta mnicha są święte – twierdził abba Pambo – ponieważ są w nieustannym dialogu z Bogiem”. Modlitwa, lektura, liturgia: „Raz to ty – przypominał św. Cyprian – rozmawiasz z Bogiem, raz to Bóg rozmawia z tobą” (Do Donata, 15). Jednak na pustyni nie ugruntowuje się jeszcze to miłujące i regularne nawiedzanie słowa, jakim jest lectio divina. W apoftegmatach Ojców wiele na ten temat nie znajdziemy, gdyż mówienie o Biblii uważano za niebezpieczne, a ponadto dla pierwszych mnichów mniej liczył się sposób czytania, a bardziej – jak zauważył św. Jan Kasjan – owoc tej lektury. Jego to formacji literackiej i długiemu pobytowi na pustyniach u mnichów egipskich zawdzięczamy wyjaśnienie – w bardziej ogólnych i usystematyzowanych terminach – nauczania, niekiedy zwięzłego i okazjonalnego, zawartego w apoftegmatach. Przypatrzmy się jego podejściu do słowa: „Musisz się jak najusilniej starać – tak mawiał abba Nesteros – abyś oddał się pilnemu, a raczej nieustannemu świętemu czytaniu. To ciągłe rozmyślanie powinno powoli przeniknąć całą twą duszę i ukształtować ją jakby na swoje podobieństwo” (Rozmowy, XIV,10). Ten, kto strzeże słowa w swym sercu, jest przez nie strzeżony przed zgubnymi myślami, gdyż „dopóki uwaga skupia się około czytania i przygotowywania czytań, dopóty w żaden sposób stać się nie może, by ją opętały jakieś sidła myśli szkodliwych” (Rozmowy, XIV,10). Ten także jest prowadzony przez słowo do skupienia i do prawdziwej modlitwy.
Lectio divina i modlitwa, a nawet liturgia zmierzają do stania się czymś jednym w życiu mnicha na pustyni. Święte słowa, rozważane, przetrawiane, wyśpiewywane, przenikają jego serce, aż stają się jego własnymi słowami. Mnich „pasie się na górach proroków i apostołów, gdzie jego pokarmem są najwyższe tajemnice. Żywiąc się nimi nieustannie, napełnia się powoli wszystkimi uczuciami, jakie zawarte są w psalmach, tak, że kiedy zaczyna je śpiewać, nie są to już słowa ułożone przez proroka, ale jego własna modlitwa, wydobywająca się z głębi skruszonego serca” (Rozmowy, X,11).
Mnich dokonuje swoistej zamiany własnych kruchych, zmiennych słów na słowa Boże i nie pozwala im oddalać się od swego serca, gdyż w nich znajduje swe szczęście. Zamiast starać się o zniszczenie wyobrażeń rodzących się w jego wnętrzu, zastępuje je, wciąż próbuje przemieniać je przez słowo Boże. Modlitwa zatem jest w jego sercu subtelnym echem, niezmordowanie pobudzanym przez szeptane słowo.
Drogą ku czystości serca jest upraszczanie, jednoczenie. Dlatego też modlitwa mnicha stopniowo się redukuje, nie po to, aby stracić coś ze swej doniosłości, ale – przeciwnie – po to, aby zyskać. Staje się bardziej zwarta, skupiona i – aby móc wyrazić wszystko – upodabnia się ona, poprzez coraz większą prostotę, do milcze­nia. Jedno słowo, pochodzące z Pisma Świę­tego, wystarczy – tak w czasie walki, jak w czasie pocieszenia i pokoju – do tego, by wyrazić, uleczyć i wypełnić mnisze serce. Istniało bez wątpienia wiele szkół, jednak Kasjan przytacza sekret, jaki przekazali nam pierwsi Ojcowie: chodziło tutaj o werset z Psal­mu 70: „Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu; Panie, pospiesz ku ratunkowi memu!” (Rozmowy, XV,10). Mnich rezygnuje z posługiwania się językiem, przyjmując słowa Boga, aby stopniowo wchodzić w milczenie, w którym mówi Bóg. „Czy może bowiem być coś bardziej dosko­nałego i wzniosłego, jak zamknąć pamięć o Bogu w jednej krótkiej myśli i za pomocą jednego wiersza przekroczyć w rozmyślaniu granice wszelkich rzeczy widzialnych, a w kilku słowach zawrzeć uczucia wszystkich modlitw?” (Rozmowy, X,12).
Ale jest jeszcze coś więcej, co Ojcowie zgodnie nazywają „płomienną modlitwą”. „Przekracza [ona] wszystko – twierdzi Kasjan – co podlega zmysłom. Modlitwy tej nie można wyrazić jakimkolwiek głosem czy słowami, ponieważ dusza oświecona niebieskim światłem, zamiast dobie­rać ciasne, ludzkie słowa, czerpie jakby z obfitego źródła niewyrażalne myśli i uczucia (…). W jednej krótkiej chwili potrafi tak wiele przedstawić, że później, gdy opuści ten stan, nie jest zdolna wyrazić go słowami ani nawet objąć myślą” (Rozmowy, IX,25). Poza słowem i milczeniem modlący się mnich wprowadzany jest do „domu”, gdzie słychać jedynie słowo, które przyciąga go i rozpala, dając mu uczestnictwo w sobie. Tu już nie ma słów. Jest tylko płomienna modlitwa. „Jak wiele świeczek zapala się od jednego ognia, tak ciała wszystkich członków Chrystusa są tym, czym jest Chrystus. Nasza ludzka natura zostaje przemieniona w pełnię Bożą, cała staje się ogniem i światłem” (Pseudo-Makary Egipski, Homilie duchowe, 15,38).
S. Moisa
z francuskiego tłumaczyła Anna Foltańska
*********
Józef Augustyn SJ

Tam, gdzie wzmogła się krzywda

Życie Duchowe

Głębokie doświadczenie krzywdy można porównać do infekcji grypowej – wyleczona do końca bywa niegroźna. Zlekceważona i zaniedbana – ujawnia się po pewnym czasie w ciężkich powikłaniach.
Któż z nas nie czuł się w jakiejś formie skrzywdzony? Wielu ludzi dorosłych cierpi z powodu krzywdzącego traktowania ich przez rodziców w okresie dzieciństwa. Wiele kobiet czuje się pokrzywdzonych przez ojców, mężów czy braci nadużywających alkoholu. Jakże wiele sytuacji z okresu dojrzewania nastolatek odbiera jako raniące. A ludzka miłość? To, co dla młodego człowieka winno być najpiękniejszym wspomnieniem, nieraz przemienia się w istny koszmar z powodu doznanego przy tej okazji upokorzenia i wykorzystania.
Krzywda zawsze boli

Stąd też zdarza się, że niektórzy o doznanych w życiu krzywdach niemal codziennie opowiadają najbliższym. A ponieważ słuchanie – kolejny już raz – o czyichś skrzywdzeniach jest przykre, otoczenie odsuwa się od uskarżających się, a ci odbierają to jako potwierdzenie, że są nieustannie krzywdzeni. Opowiadanie o swojej krzywdzie to tylko jedno z przyjmowanych rozwiązań. Osoby, dla których świadomość doznanej krzywdy jest zbyt bolesna, zachowują się zupełnie inaczej. Nie chcą pamiętać o doznanych krzywdach, dlatego spychają je w podświadomość i w jakiś przedziwny sposób usiłują o nich zapomnieć.

Tak bronią się przed dotkliwym bólem krzywdy. Owo zapomnienie bywa jednak tylko pozorne. Krzywda „zapomniana” ukrywa się w podświadomości i destrukcyjnie oddziałuje na całego człowieka. Pracuje na głębszych pokładach, co ujawnia się nieraz w uczuciach niechęci do ludzi, ciągłym poczuciu zagrożenia, w lękach, a nade wszystko w depresji. Powszechność stanów depresyjnych wiąże się dziś niewątpliwie z powszechnością krzywdy doznanej w relacjach międzyludzkich.
Głębokie doświadczenie krzywdy można porównać do infekcji grypowej – wyleczona do końca bywa niegroźna. Zlekceważona i zaniedbana – ujawnia się po pewnym czasie w ciężkich powikłaniach. Różne krzywdy, których doświadczamy w życiu, na ogół nie są aż tak groźne, jak moglibyśmy sądzić. I choć zwykle boleśnie się je odczuwa, to jednak leczone nie mają destrukcyjnego wpływu na nasze życie.

Pielęgnowanie krzywdy

Krzywdy „pielęgnowane” w świadomości czy też przeciwnie – dławione i ukrywane – mogą zatruwać wszystko: relacje z Bogiem, z bliźnimi, stosunek do własnego życia. Próby maskowania krzywdy sprawiają, że człowiek skrzywdzony – w sposób wręcz niezauważalny dla siebie, ale widoczny dla otoczenia – sam przemienia się z ofiary w prześladowcę. Dorośli, którzy krzywdzą swoje dzieci, to często osoby same w przeszłości głęboko skrzywdzone. Krzywdy ludzkiej nie da się bowiem ukryć.
Można ją jedynie „odcierpieć” i przyjąć jako ważne wydarzenie własnej historii.
Zasadniczym warunkiem rozwiązania problemu ludzkiej krzywdy pozostaje głębokie pragnienie przekroczenia jej. Jeżeli wielu pogrąża się w poczuciu krzywdy, to tylko dlatego, że zabrakło w ich życiu wewnętrznej determinacji, by szukać stosownej pomocy. Pomoc terapeutyczna czy duszpasterska nie przyniesie żadnego owocu, o ile osoba skrzywdzona sama odważnie nie zaangażuje się w uzdrowienie. Skuteczność wszelkiej pomocy zależy od osobistego udziału w procesie uleczenia: pojednania ze sobą, Bogiem i krzywdzicielem.

Wspólnota Kościoła

Bóg, do którego zwracamy się bezpośrednio z naszym poczuciem krzywdy, odsyła nas do wspólnoty Kościoła. Owa troskliwa, matczyna miłość Kościoła przychodzi do nas w przepowiadaniu słowa Bożego, sakramencie pokuty, kierownictwie duchowym, Eucharystii. Ogromną pomocą może stać się także udział w życiu wspólnoty kościelnej, w której doświadczamy wzajemnej życzliwości, troski i miłości. Tu pojawia się jednak pewna trudność. Polega ona na tym, iż Kościół pociesza skrzywdzonych i pomaga im przez konkretnych ludzi, szczególnie zaś przez duszpasterzy.
Dlatego też każdy, kto w ramach pracy duszpasterskiej chce pomagać ludziom skrzywdzonym, powinien najpierw sam wejść w proces uleczenia własnych zranień. Wydaje się więc rzeczą najwyższej wagi, by duszpasterze, liderzy parafialni, osoby pracujące w poradnictwie czy katecheci szukali uzdrowienia swojego poczucia krzywdy, tak by w ramach posługi nie przerzucali go na ludzi, którym mają służyć. Osoba żyjąca z poczuciem krzywdy nie zrozumie człowieka skrzywdzonego i nie będzie w stanie mu pomóc. Jej rady i uwagi pozostaną powierzchowne i zewnętrzne, a niekiedy mogą również wprowadzać w błąd.
Dar większego otwarcia na Boga
Leczenie z poczucia krzywdy zaczyna się już wówczas, gdy osoba skrzywdzona uwierzy, że jej wewnętrzne uzdrowienie jest możliwe. Jeśli Jezus wzywa nas do przebaczenia naszym winowajcom, to jednocześnie daje nam łaskę, byśmy mogli to wprowadzić w życie. Krzywda, przyjęta w jedności z Jezusem i potraktowana jako zobowiązanie, przestaje być zatruwającym życie przekleństwem, co więcej – może stać się darem większego otwarcia na Boga i głębszego rozumienia ludzi. To sam skrzywdzony, kierowany łaską Boga, ma moc przemienić przekleństwo krzywdy w błogosławieństwo i dar. Ból krzywdy – mocą ludzkiej pracy i siłą łaski Bożej – zostaje z czasem przemieniony w radość przebaczenia.
Praca nad poczuciem skrzywdzenia wymaga wysiłku duchowego i religijnego, ale też emocjonalnego i psychicznego. Choć w procesie uzdrowienia wewnętrznego można wyróżnić płaszczyznę duchową i psychologiczną, to jednak obie są ze sobą tak ściśle złączone, iż nie da się ich w sposób sztuczny rozdzielać. Emocjonalność i duchowość pozostają integralnymi elementami osoby ludzkiej i obie te płaszczyzny potrzebują siebie nawzajem. Powinny jednak zostać podporządkowane ludzkiemu duchowi. Podobnie jak nie da się pokonać głębokiego poczucia skrzywdzenia, odwołując się jedynie do psychologii, tak też nie można przekroczyć go, powołując się tylko na rozumiane w sposób zawężony doświadczenia religijne. Autentyczna religijność i duchowość łączy świat ludzkich uczuć z otwieraniem się na działanie Bożej łaski.

Łaska przebaczenia i pojednania

Parafrazując słowa św. Pawła (por. Rz 5, 20), możemy powiedzieć, że tam, gdzie wzmogła się ludzka krzywda, tam jeszcze obficiej rozlewa się łaska przebaczenia i pojednania. Doznane krzywdy – dzięki łasce Boga i ludzkiej pomocy – mogą stać się szczególnym miejscem wrażliwości na drugiego człowieka i jego cierpienie. Radość przebaczenia w życiu osoby skrzywdzonej nie ogranicza się tylko do przebaczenia krzywdzicielowi. Wyraża się ona także w większej wrażliwości na bliźnich, szczególnie zaś na ludzi cierpiących i będących w potrzebie. Radość przebaczenia to radość przyjmowania ludzi takimi, jakimi są, radość słuchania ich, rozumienia i udzielania im pomocy. Sam Jezus powiedział: Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu (Dz 20, 35).
Józef Augustyn SJ
http://www.katolik.pl/tam–gdzie-wzmogla-sie-krzywda,23843,416,cz.html
**********************************************************************

O autorze: Judyta