70 rocznica wyzwolenia Obozu Koncentracyjnego w Auschwitz/Birkenau

Miał zginąć w Auschwitz

Marta Jacukiewicz / pk

(fot. shutterstock.com)

Poruszająca historia Kazimierza Piechowskiego – bohatera słynnej i jedynej ucieczki z KL Auschwitz w dn. 20 czerwca 1942 roku.

Marta Jacukiewicz: Panie Kazimierzu, zacznijmy od początku. Z jakiej rodziny Pan pochodzi?
Kazimierz Piechowski: Pochodzę z rycersko-szlacheckiego Rodu Piechowskich, herbu Leliwa. Najstarsza znana nam historyczna zapiska o przodkach rodziny Piechowskich mówi, że do 1 kwietnia 1324 roku byli oni dziedzicznymi właścicielami wsi Kosobudy (osada leżąca między Kościerzyną a Tucholą, na połowie odległości). W tym dniu krzyżacki dokument osadził Mikołaja i jego brata Piechowskich na prawie polskim w Damianowej Dąbrowie w zamian za dziedziczne Kosobudy (wzmiankowane w XIII w.). Wkrótce nazwę zmieniono na Piechowice, obecnie najbardziej znane gniazdo Rodu Piechowskich.
A rodzice? Rodzeństwo?
Ojciec mój był kolejarzem, maszynistą kolejowym. Przed wojną był zatrudniony na linii Gdynia – Lwów. Od pierwszego dnia wojny Polska Kolej Państwowa została oddana do dyspozycji armii. Od 17 września 1939 roku powrót ze wschodniej Polski na zachód był już niemożliwy, bo ruscy zablokowali przejazdy i przejścia na teren za Bugiem. Bug stał się granicą między Rosją i Niemcami. Dopiero po kilku miesiącach pozwolono ojcu wrócić na zachód do swojej rodziny.
Co było dalej?
Po przejściu frontu w Tczewie rozpętał się terror niemiecki wobec polskiej ludności, w bezwzględnej formie. Rozpoczęto aresztowania. Na aresztowaniach się jednak nie skończyło – nastąpiły masowe wysiedlenia ludności. Najczęściej w nocy lub wcześnie rano zmuszano mieszkańców do opuszczania mieszkań i domów. Mieli na to zwykle 10 minut.
Rok 1939, grudzień. Wigilia, Święta Bożego Narodzenia… Co Pan pamięta z tamtego czasu?
Był dzień 24 grudnia 1939 roku, Wigilia. Pierwsza wigilia pod rządami Niemców. Pod wieczór do naszego mieszkania wpadli Niemcy, jak furia. Esesman ryknął: Los! Los! Wychodzić! Mama płacze. Nie wolno niczego jej zabrać ze sobą, więc tylko możliwie ciepło się ubiera. Wychodzi popychana przez esesmana. Los! Los! Przed domem stał samochód ciężarowy, a przy nim cała rodzina niemiecka, która zajęła nasze mieszkanie. Mamę zawieźli do niedalekiej od Tczewa wsi, gdzie zmuszona została do pracy u bogatego właściciela ziemskiego – Schlother’a, Niemca, który sam nie wiedział ile ma tej żyznej ziemi, na której wypasał setki krów. Te krowy w oborach miały lepsze warunki niż moja biedna mama. W pierwszym boksie od strony wielkiej bramy urządzono miejsce dla mamy. Ciężka praca przy krowach, w głowie pełno myśli: Czy mąż wróci? Czy dzieci żyją? Czy są zdrowi? Czy to się kiedyś skończy? Skończyło się, po pięciu latach.
W jednej z naszych rozmów wspominał Pan, że rodzice odnaleźli się i tak razem przetrwali te okrutne czasy…
Ojciec po trzech dniach od swego powrotu znalazł mamę, a pan Schlother pozwolił ojcu pracować w swoim majątku, jako pomocnik kowala. Łatwo zrozumieć, że moi rodzice mieszkali razem, jak na małżeństwo przystało, w boksie dla krowy. Długo? Do końca wojny.
A bracia?
Franek i Edek pracowali dla Niemców. Starszy ode mnie Franek, do czasu wojny pracował w zakładzie Niemca “Muskate”, gdzie produkowano części oraz remontowano maszyny rolnicze. Po paru tygodniach wysłano go do zakładów produkcji maszyn rolniczych w Austrii. 14-letni Edek miał mniej szczęścia. Wywieźli go na roboty przymusowe do Niemiec – Bawarii, skąd wrócił do domu ojczystego w roku 1945. Schorowany, wynędzniały i taki był już do końca swego życia.
Jak traktowano tak zwanych wrogów III Rzeszy?
Dni poprzedzające wybuch wojny były gorączkowe. W Tczewie mieszkało sporo obywateli mniejszości niemieckiej. Zaczęli być butni, zaczepiali Polaków na ulicy. Przygotowywali też wcześniej wykazy tak zwanych niebezpiecznych Polaków, wrogów Rzeszy Niemieckiej. Machina gestapowska i tak zwana V kolumna już działały. Wiedzieli kogo zamknąć i jak najszybciej unicestwić. Wyławiali inteligencję, członków różnych związków i organizacji. Początkowo aresztowanych więziono w szkołach. Tczewskie koszary były największym miejscem kaźni tczewian – tortur oraz masowego mordu. Na placu koszarowym rozstrzeliwano dzień po dniu nauczycieli, prawników, urzędników państwowych, księży… Również harcerzy, którzy przecież mogli Niemcom zrobić najwięcej niespodzianek. Tropiono nas, wyszukiwano i rozstrzeliwano. Codziennie rozstrzeliwano kolejnych. Dziś można zobaczyć ogromny kamień na obrzeżach parku w Tczewie, na którym widnieją nazwiska i stopnie harcerskie pomordowanych moich kolegów – druhów i druhenek. Walkę o wolność i niepodległość Polski tysiące harcerek i harcerzy przypłaciły śmiercią lub nieludzkimi cierpieniami w niemieckich obozach koncentracyjnych i w sowieckich łagrach.
Co się z Panem działo? Gdzie Pan przebywał?
Nie mogłem czekać aż mnie znajdą. Nie nocowałem w domu. Mieszkałem gdzieś w piwnicy, czy na strychu… Musiałem podjąć decyzję, znaleźć sposób na ocalenie. Był początek listopada 1939 roku. Razem z kolegą – Alkiem Kiprowskim, też harcerzem, postanowiliśmy uciekać na Węgry, bo dowiedziałem się, że z Węgier do Francji jest już łatwo się przedostać, a tam formują polskie oddziały wojskowe. Po różnych przygodach dotarliśmy między Cisnę a granicę z Węgrami. Wychodząc z lasu przecinamy drogę, by przejść do lasu po jej drugiej stronie. Pech. Zza zakrętu wyjechali na motocyklach esesmani. “Halt!” (“Stój!”) “Skąd?” “Dokąd?” Rozmowa była krótka. Zabrali nas do Cisnej i dalej do Baligrodu, oddali w ręce Gestapo. Po pięciu dniach przesłuchań w stylu gestapo nie mogłem poznać Alka. Twarz jego to jedna bryła krwi. Przyznał się w końcu do zamiaru nielegalnego przejścia granicy. Tylko tyle. Usłyszeliśmy: “Właściwie powinniśmy was rozstrzelać, ale mamy dla was coś o wiele bardziej ciekawego”. I zaczęło się. Na początek trzy miesiące więzienia w Sanoku. Potem wywieźli nas do Krakowa, na Montelupich. Na krótko. Głód potworny. I znowu transport pociągiem. Stanęliśmy w Bochni, stamtąd pędzili nas piechotą do Nowego Wiśnicza. Dawna posiadłość Lubomirskich, potem ciężkie więzienie. No i do roboty. Znalazłem się w grupie do rozbiórki kaplicy. Śliczna kaplica… Kazali nam to wszystko, co tam było – ołtarz, ławki, ambona, figury i obrazy świętych – wynosić na zewnątrz i łomami, siekierami to wszystko rozbijać, niszczyć… Pracowaliśmy tak na oczach esesmanów i straży więziennej, wywołując ich szyderczy śmiech. To była straszna praca…
Czy cały ten upiorny obóz budowali więźniowie?
To była nasza robota. Gdy nas przywieziono do Auschwitz, obóz składał się z trzech bloków prowizorycznie ogrodzonych płotem z drutu kolczastego. Były to budynki po koszarach artylerii Wojska Polskiego. Z potu i krwi więźniów stanął obóz z możliwością osadzenia w nim 200 tysięcy więźniów. Ponad 240 bloków i baraków. 38 podobozów. Powstały też wszystkie odpowiednie urządzenia techniczne, komory gazowe, krematoria… Po stokroć przeklęte piekło dwudziestego wieku. W tym czasie krematoria Auschwitz-Birkenau spalały dziennie około 5 tysięcy zwłok. Bywało i więcej. Dużo więcej. Krematoria nie nadążały. Wymyślono wtedy stosy palne. Dym z kominów krematoriów i stosów palnych dusił w gardle.
Miał Pan okazję spotkać się z O. Maksymilianem, więźniem numer 16670…
Zmieniłem blok. Już trzeci raz. O ile pamiętam należałem do bloku 14. Więźniowie tam jak wszędzie. Wynędzniali, głodni. Kilka razy zauważyłem przechodzącego do swej pryczy człowieka wyjątkowo spokojnego, wpatrzonego jakby w inny świat. Twarz pociągła, okulary w drucianej oprawie. Starszy już. Mógłby być moim ojcem – myślałem – pewnie jakiś rzemieślnik. Wróciłem do swojej pryczy i pytam swego sąsiada: “Kto to, ten w drucianych okularach?” “To ty nie wiesz?”- odpowiada. “Przecież wiesz, że od wczoraj tu jestem”. “To ksiądz zakonny, ojciec Maksymilian”. Pamiętam jak w pewną niedzielę, gdy pozwolono nam spacerować w brzozowej alei, spotkałem Ojca Kolbe. Gdy mijaliśmy się zatrzymał się i zapytał: “No jak tam?” Przystanąłem i odpowiedziałem: “Nie ma się czym chwalić”. Położył mi rękę na ramieniu i powiedział: “Wiem, że jest ci ciężko, ale tu wszystkim nie jest łatwo. Pamiętaj – nadzieja, dopóki nadzieja…” I odszedł. W trudnych chwilach pamiętałem o tym, że nie można tracić nadziei. Nadzieja umierała ostatnia.
Wspomniał Pan o straceniu o. Kolbe. Co Pan pamięta z tego apelu?
Staliśmy na wieczornym apelu. Rozeszła się wieść, że jednego brak, i to z naszego bloku. Wiedzieliśmy, że taka rzecz nie ujdzie nam bezkarnie. W naszych szeregach zapanował strach. Było późno. Puścili nas na blok. Myślę, że tej nocy nikt nie spał. Dręczyła nas jedyna myśl: co będzie jutro? Nastało to jutro. Apel, wszystkie komanda rozeszły się do pracy, a my staliśmy – na baczność. Kończył się lipiec. Słoneczko grzało niemiłosiernie. Staliśmy i staliśmy. Słabsi padali. Wróciły komanda pracy. Wszyscy musieli być świadkami kary, jaka nas spotka. Do naszego bloku zbliżyli się esesmani z Lagerführerem Fritzschem na czele. Nie wiedzieliśmy, kto z nas nie stanie jutro na porannym apelu. Jeszcze nie wiedzieliśmy. “Zbieg się nie znalazł. Za niego zginie śmiercią głodową dziesięciu z was” – powiedział Fritzsch i wzrokiem obmacywał szeregi bloku, ciekawy, jakie zrobił wrażenie. A my staliśmy wyprężeni jak struny. Nawet najsłabsi dźwignęli głowy do góry, cherlawe piersi wysunęli do przodu, lecz nieposłuszne rozumowi ręce – drżały. Fritzsch wolno przechodził przed pierwszym szeregiem. W ręku trzymał pejcz, którym wolno, z premedytacją, wskazał pierwszego “wybrańca”. “Ten!” – padło głośne, wyraźne, krótkie słowo, słowo śmierci. Esesmani wyciągnęli skazańca z szeregu. “Pierwszy szereg, pięć kroków naprzód marsz!” – padła komenda. Szereg wysunął się do przodu, a Lagerführer kontynuował swoje “dzieło”. I znowu: “Ten!” Stałem w tym szeregu. Wzrok kata zatrzymał się na dwie, może trzy sekundy na mojej twarzy. Te sekundy były dla mnie wiecznością. Z wolna dochodziłem do siebie z radosną świadomością, że będę żył. Nie słyszałem i nie widziałem, jak dalej przebiegała wybiórka. Nie pamiętam, który to był szereg, może czwarty, a może piąty i znowu: “Ten!” Usłyszałem z jękiem wydzierające się z gardła słowa: “Jezus, Maria! Moje dzieci!” Kiedy ochłonąłem, wyraźnie zobaczyłem księdza. Spokojnego, wyprostowanego, stojącego przed Lagerführerem. “Chcę pójść na śmierć za jednego ze skazanych.” Fritzsch był zupełnie zbity z tropu. Nie rozumiał o co chodzi. “Dlaczego?” – zapytał. “Stary i schorowany jestem. Nikomu niepotrzebny.” “Za kogo chcesz umrzeć?” “Za tego kolegę” – wskazał ręką. – “On ma żonę i dzieci.” “A ty, kto jesteś?” “Jestem księdzem katolickim.” Przez chwilę panowała śmiertelna cisza. “Dobrze, idź!” Zginął ten, który znał wartość życia i cenę miłości. Ten, po twarzy bity. Ojciec Maksymilian Kolbe. Złożył swoje kości w miejscu największego bestialstwa ludzkiego i zarazem w miejscu największego heroizmu człowieczego.

 

W niedzielę, 20 czerwca 1942 roku razem z trojką kolegów zrobiliście Państwo coś, co wydawało się niemożliwe. Uciekliście w przebraniach SS-manów. Przebieg ucieczki wszyscy już dobrze znają, ale proszę powiedzieć – co było po ucieczce?
Poza nami nikt z obozu centralnego nie uciekł od pierwszego do ostatniego dnia istnienia obozu w Auschwitz. Po co myśleć skoro to jest niemożliwe? To, co było naprawdę niemożliwe stało się możliwe. Udało nam się uciec i pozostaliśmy do końca wojny wolni. Nie pomogła nagroda pół miliona złotych za pomoc w schwytaniu uciekinierów, nie pomogły specjalne grupy operacyjne SS, które szukały nas przez kilka tygodni na Podhalu. W Auschwitz pozostała nasza legenda. I wściekłość Niemców, że dali się oszukać. Po ucieczce w czerwcu 1942 roku kilku oficerów SS z KL Auschwitz-Birkenau wysłano na front wschodni. Rudolf Höss, komendant obozu, musiał złożyć oficjalny raport w tej sprawie w Berlinie.
Höss – komendant KL Auschwitz został skazany na śmierć. Co Pan czuł, kiedy się o tym dowiedział?
Czułem ulgę, że istnieje jednak na świecie jakaś sprawiedliwość, która dopada i takich ludzi, którzy wydawałoby się, że przez wieki będą poza jakąkolwiek karalnością.
A Pan co robił po zakończeniu wojny?
W czasie komuny odsiadywałem wyrok 10 lat pozbawienia wolności za udział w szeregach Armii Krajowej. Wypuścili po 7 latach.
Ma Pan spotkania, wykłady poza granicami Polski…
Dużo jeżdżę, również do Niemiec. Często ktoś mi przerywa wykład, twierdząc, że to co mówię jest niemożliwe. W takim przypadku posługuję się kopiami dokumentów. Chcąc im wykazać jaka jest ich mentalność, daję przykład, że w 1952 roku – czyli siedem lat po wojnie, niemieccy inżynierowie, specjaliści od projektowania, zgłosili swój projekt krematoriów masowego spalania do Niemieckiego Urzędu Patentowego. Czy ktoś może mi powiedzieć, po co? Siedem lat po wojnie? Cisza. Po zakończeniu, podszedł do mnie taki straszy Niemiec i mówi: “…może oni myśleli, że to się jeszcze może przydać”. I wyszła mentalność niemiecka: “może będzie trzecia wojna światowa, a my już mamy gotowe projekty urządzeń masowego zabijania…”.

http://www.deon.pl/po-godzinach/historia-i-spoleczenstwo/art,144,mial-zginac-w-auschwitz.html

 

“Ocalałem prowadzony na rzeź”

Agnieszka Masłowska / DEON.pl

(fot. shutterstock.com)

Imię: Józef

 

Nazwisko: Haza

 

Urodzony: 26 marca 1923 roku we wsi Przysietnica k. Starego Sącza.

 

Numer obozowy: 95591

 

 

 

Miejsce: Auschwitz-Birkenau, Sachsenhausen, Buchenwald, Flossenbürg, niewolniczy robotnik III Rzeszy, ocalały z Marszu Śmierci.

 

Aresztowany: 17 stycznia 1943 roku podczas odwetowej łapanki w kościele w Barcicach. Partyzant, zwiadowca Batalionów Chłopskich, po przysiędze, pseudonim “Kafka”.

 

Przesłuchiwany: komenda gestapo w Nowym Sączu i Tarnowie.

 

Zeznania: nie zdradził nikogo, gotowy na śmierć.

 

Wyrok: rozbita głowa i podbródek, uszkodzony żołądek, rany na rękach i nogach. Skierowany do obozu w Auschwitz-Birkenau.

 

Transport: 28 stycznia 1943 roku w bydlęcych wagonach wraz z dwoma tysiącami innych więźniów.

 

Sposób powiadomienia rodziny: imię, nazwisko, adres spisane pożyczonym ołówkiem na skrawku papieru, który ktoś później odnalazł i przekazał rodzinie.

 

Pierwszy dzień w obozie: rampa kolejowa obozu w Brzezince, okropny mróz i śnieg. Krzyk gestapowców, warczące psy. Więźniowie w pośpiechu wyskakujący z wagonów. Marsz za druty kolczaste na plac, całonocny apel. Głód i wyczerpanie. Numer 95591 wytatuowany na przedramieniu.

 

Ostatni dzień niewoli: koniec kwietnia 1945 roku, czeskie Kaplice, odbity z Marszu Śmierci przez czesko-ukraińskich partyzantów.

 

Ocalony: “przeżyłem obóz dzięki gorącym modlitwom mojej mamy. Kiedy śmierć była tuż, tuż w ostatniej chwili i w najmniej spodziewanym momencie przychodził ratunek – to Matka Boża Bolesna wysłuchała jej próśb”.

 

 

65 lat po wyzwoleniu…

 

 

Pamięta:

 

Ukraińca, który zaopiekował się nim podczas Marszu Śmierci i który dla umierającego zrobił z koca kołyskę podwieszoną u sufitu wagonu.

 

Przyjaciela i krajana, Wojtka Lisowskiego, który wmuszał w niego marne jedzenie, gdy – jako “muzułman” – nie miał sił, by jeść. “Jedz dziadu jeden. Musisz żyć, w domu płaczą i czekają na ciebie”.

 

Żydowskiego lekarza, który uratował go od komory gazowej, przeprowadzając na inny blok po tym, jak otrzymał zastrzyk z tyfusem plamistym.

 

Młodego warszawskiego powstańca, który w zamian za wydziergane skarpety przyniósł mu niemiecką menażkę z ziemniakami, sosem i kapustą – najsmaczniejszym jedzeniem, jakie w życiu jadł.

 

Czterdzieści par oczu, wpatrujących się w tę menażkę i czterdzieści osób w milczeniu zjadające po łyżce strawy.

 

Niemieckiego majstra z fabryki czołgów w Dreźnie – “z wyglądu tak groźnego, a tak dobrego” – który opiekował się nim jak ojciec.

 

Czeskich gospodarzy, którzy zaopiekowali się nim i przywrócili do żywych.

 

Sny, jakie miał po uzyskaniu wolności, sny o lataniu…

 

Żałuje:

 

Tego, że zapomina się o tradycji i historii.

 

Tego, że polscy więźniowie nigdy nie doczekali się należnego odszkodowania i uwagi ze stron władz niemieckich, ale także i polskich.

 

Tego, że jego dzieci w szkole przezywane były “oświęcimiaki”.

 

Chce, by inni pamiętali:

 

…że obóz Auschwitz-Birkenau to niemiecki obóz koncentracyjny, a napis “Arbeit Macht Frei”  jest tego dowodem i świadectwem.

 

…że trzeba walczyć o pamięć, wzorem Żydów, którzy przekazują ją swoim dzieciom i wnukom.

 

…że nie czuje do nikogo nienawiści, bo “w sercu zemsty nosić nie wolno”. Że źli są ludzie, ale nie narody. Że człowiek zawsze musi zachować swą godność i szanować godność innych.

http://www.deon.pl/po-godzinach/historia-i-spoleczenstwo/art,151,ocalalem-prowadzony-na-rzez.html

Byli więźniowie: to była nadzieja na życie

PAP / psd

27.01.2015 09:01
(fot. shutterstock.com)

Na duchu podtrzymywała nas chęć życia, a wyzwolenie było nadzieją na życie; w upamiętnieniu ofiar Holokaustu nie chodzi o złożenie kwiatów i zapalenie zniczy, ale o to, by świat skutecznie zapobiegał obecnemu ludobójstwu – mówią b. więźniowie Auschwitz.

 

We wtorek mija 70. rocznica wyzwolenia KL Auschwitz.

 

“Wyzwolenie było dla nas nadzieją na życie” – podkreślił w rozmowie z PAP Henryk Duszyk, który do Auschwitz II-Birkenau trafił w sierpniu 1944 r. z Warszawy. Miał 8 lat. W styczniu 1945 r. był zbyt słaby, by iść o własnych siłach w ewakuacyjnym Marszu Śmierci. Niemcy go zostawili. “18 stycznia nastąpił wymarsz więźniów z Birkenau. Likwidowano obóz. Niemcy zrobili selekcję. Wyłonili mnie i m.in. takiego małego chłopca o nazwisku Królik. W sumie było nas osiemnastu słabych, małych. W szeregu poszliśmy do lagru cygańskiego i tam doczekaliśmy nadejścia frontu” – wspominał Duszyk.

 

27 stycznia panował duży mróz. Dzieci nie mogły zasnąć w obawie przed zamarznięciem. “Cały czas staraliśmy się chodzić. Nie mieliśmy przecież odpowiednich ubrań” – powiedział PAP Duszyk. Drzwi baraku się rozchyliły i stanęło w nich dwóch ludzi ubranych na biało, z karabinami. To byli sowieccy zwiadowcy. “Byłem pierwszy przy bramie wyjściowej. Jeden z nich pyta mnie: +szto ty?+. Odpowiedziałem, że jestem więźniem. Popatrzył na mnie, wyjął dwie konserwy i podał. Ten drugi dał mi kilka kostek cukru. Trzymałem wtedy za rękę małego chłopczyka. Miał może z 6 lat. Matka się z nim rozłączyła i został z nami. Dałem mu cukier. Konserwy zjedliśmy wszyscy” – wspominał Duszyk moment wyzwolenia.

 

B. więźniarka Auschwitz Lidia Maksymowicz trafiła tam wraz z matką, gdy miała ponad trzy lata. Nazywała się Ludmiła Boczarowa. Był grudzień 1943 r. Niemcy deportowali je z Mińska na Białorusi. Były to represje za akcje partyzanckie. W latach 1943-1944 z rejonu Mińska i Witebska przywieziono do obozu ok. 6 tys. osób. “Byłam dzieckiem, które najdłużej żyło w Auschwitz. Raz wpadłam w ręce Mengelego. Pomimo sędziwego wieku do dziś mam na ciele ślady po jego zastrzykach i szczepionkach. Później – gdy po 17 latach spotkałam mamę – mówiła mi, że zabierano mnie na blok doświadczalny. Wspominała, że pewnego dnia nie mogła mnie poznać wśród grupy dzieci. Byłam przezroczysta jak szkło” – powiedziała PAP.

 

Maksymowicz została w obozie aż do wkroczenia Armii Czerwonej. Warunki w dziecięcym baraku były straszne. Mróz przekraczał 20 stopni. “Pamiętam, że weszli do dziecięcego baraku żołnierze w zupełnie innych mundurach. Mieli czerwoną gwiazdkę na czapkach. My, dzieci, siedziałyśmy wystraszone na pryczach i patrzyliśmy na nich. Atmosfera strachu bardzo szybko się rozładowała, bo dostaliśmy od nich ludzkie jedzenie. Smak pajdy chleba z margaryną i kubek gorącej kawy z mlekiem zapamiętałam na całe życie” – wspominała.

 

B. więzień obozu, prof. Zbigniew Kączkowski wspominał, że w lipcu 1944 r. zaplanowano ucieczkę w grupie więźniów ciągnących tzw. rolwagę. Miał w niej uczestniczyć także Józef Cyrankiewicz. “Przypadkowo skontaktowała się ze mną podziemna organizacja, w której był Józef Cyrankiewicz, późniejszy premier PRL. Problem polegał na tym, że był w grupie więźniów objętych ścisłym zakazem wychodzenia do pracy poza teren obozu. Więźniowie ci mieli tzw. +czerwony punkt+ na ubraniu. Miałem go wyprowadzić z obozu z grupą ciągnącą tzw. rolwagę, czyli duży wóz do transportu towarów” – wspominał.

 

W ustalonym dniu, 27 lipca 1944 roku, Cyrankiewicz jednak nie przyszedł. “Postanowiłem, że mimo to ucieknę sam. Wydostałem się z obozu i korzystając z nieuwagi pilnujących nas esesmanów ukryłem się na poddaszu zewnętrznej stołówki dla esesmanów. Zbiegł ze mną rtm. Jerzy Sokołowski +Mira+, oficer AK i +cichociemny+. Kilka kilometrów od obozu, w miejscowości Grojec wydał nas w ręce Niemców nieletni volksdeutsch. Za wydanie nas Niemcy wręczyli mu paczkę landrynek” – powiedział PAP Kączkowski.

 

“Na duchu podtrzymywała mnie chęć życia, która była niezależna ode mnie. Były momenty, gdy wydawało mi się, że już nie wytrzymam, ale wytrwałam” – wspominała b. więźniarka niemieckich obozów Alina Dąbrowska. Niemcy aresztowali ją w maju 1942 r. Rok później trafiła do Auschwitz. “Przeżyłam różne momenty. Selekcje! Stojąc nie wiedziałam, czy zostanę wybrana do pracy, czy do gazu. (…) Wciąż mam przed oczyma ten straszny widok wielkich transportów idących do gazu. Gdy nie było miejsca w krematorium, czekali na łąkach. Półżywi. A ja na to wszystko patrzyłam” – powiedziała PAP.

 

B. więzień Auschwitz Stanisław Zalewski podkreślił, że w upamiętnieniu ofiar Holokaustu nie chodzi o złożenie kwiatów i zapalenie zniczy, ale o to, by świat skutecznie zapobiegał obecnemu ludobójstwu. “To jest dla mnie najważniejsza myśl po 70 latach od wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau: doświadczenie okrutnego, potwornego losu zamordowanych tam Żydów, ale także Polaków i osób innych narodowości musi przełożyć się na skuteczne zapobieganie ludobójstwu na świecie” – powiedział PAP Zalewski, były więzień Pawiaka, KL Auschwitz-Birkenau i KL Mauthausen-Gusen. Został on aresztowany we wrześniu 1943 r. w wieku 18 lat, obecnie kieruje pracami Polskiego Związku Byłych Więźniów Politycznych Hitlerowskich Więzień i Obozów Koncentracyjnych.

 

“Przywódcy świata, którzy 27 stycznia spotkają się na terenie byłego obozu w Auschwitz muszą pamiętać, że słowa +nigdy więcej+ są dla nich najistotniejsze. W upamiętnieniu ofiar Holokaustu nie chodzi o to, że się tam spotkamy, pomodlimy się, popłaczemy, złożymy kwiatki i zapalimy znicze, ale o to, by odważnie zapobiegać złu, które dzieje się na świecie. Mocno wierzę w to, że cierpienia w hitlerowskich obozach, także w gettach i więzieniach nie były daremne. Ludzkość musi wyciągnąć wnioski z tego, czym były totalitaryzmy XX wieku” – podkreślił.

 

Na uroczystości związane z 70. rocznicą wyzwolenia obozu Auschwitz do Polski przyleci z Izraela m.in. delegacja 100 byłych więźniów. Najmłodszą uczestniczką będzie Kathleen Schwartz, urodzona w 1935 roku na Węgrzech, która w momencie oswobodzenia obozu miała 10 lat. Na byłej więźniarce przeprowadzano eksperymenty medyczne, wskutek których stała się bezpłodna. Schwartz była w komorze gazowej, jednak cyklon B nie zdołał jej uśmiercić. Zdołała wydostać się spod zwału martwych ciał, na które ją wyrzucono i przetrwała dwa Marsze Śmierci. Do dziś przechowuje swoją żółtą gwiazdę Dawida – symbol przynależności do narodu żydowskiego.

 

Na obchody przyjedzie też Szalom Lindenbaum, urodzony w 1926 r. w Przytyku. 30 lipca 1944 roku, po zlikwidowaniu obozu pracy w Starachowicach, Lindenbaum został wysłany do Auschwitz, gdzie wraz z ojcem został oddzielony od matki i siostry.

18 stycznia 1945 r. Lindenbaum wyruszył w Marszu Śmierci – w rozpadających się butach, w pasiaku, z 2 kromkami chleba.

 

“Wyjście zaczęło się przed zapadnięciem nocy, a pierwszy odpoczynek – nad ranem, w Mikołowie, po przejściu przeszło 20 km w temperaturze minus 20 stopni. Wielu zastrzelono po drodze. Byliśmy tak wycieńczeni, że nie mogliśmy iść. Kto nie dotrzymywał kroku – ginął. Ja też nie miałem siły. Uratowała mnie myśl o spotkaniu z matką. Następnego dnia załadowano nas do wagonów towarowych. Pociąg zatrzymał się 12 km przed Gliwicami, w Rzędówce. Rozkazano nam wyjść z wagonów. Ok. 300 osób, które się ociągały z wyjściem zastrzelono. Reszta powlokła się drogą śmierci w kierunku Rybnika. Po nocnym odpoczynku nie podniosło się już nigdy więcej prawie 400 osób. Mnie i ojcu udało się uciec i znaleźć schronienie najpierw w chlewie, a potem dzięki Rozali Kalabis we wsi Wilcza, u Doroty Freilich. W jej domu doczekaliśmy wyzwolenia” – wspomina Lindenbaum.

 

Kiedy zobaczył żołnierzy rosyjskich i zrozumiał, że nareszcie jest wolny “nie czuł nic” – jak mówił. Był zbyt wykończony fizycznie i emocjonalnie. Jedyne pragnienie, jakie w nim pozostało, to pojechać do Palestyny i walczyć o kraj dla Żydów, gdzie nigdy więcej nie zaznaliby poniżenia. Dzięki Lindenbaumowi jego wybawicielka została Sprawiedliwą Wśród Narodów Świata, a kiedy zmarła, pochowano ją z różańcem przesłanym z Jerozolimy przez Żyda, któremu uratowała życie.

http://www.deon.pl/wiadomosci/polska/art,23423,byli-wiezniowie-to-byla-nadzieja-na-zycie.html

 

Watykan pomoże Fundacji Auschwitz-Birkenau

PAP / mh

29.09.2014 12:28, aktualizacja 29.09.2014 15:00
(fot. To Uncertainty And Beyond / Foter / CC BY-NC-ND)

100 tys. euro przekaże Watykan na fundusz wieczysty Fundacji Auschwitz-Birkenau, z którego finansowane są prace konserwatorskie w byłym niemieckim obozie Auschwitz – poinformowało w poniedziałek Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau.

Dyrektor Muzeum Piotr Cywiński podkreślił, że wsparcie ze strony Watykanu jest bardzo ważnym sygnałem, który wskazuje na głębokie przekonanie o fundamentalnej roli doświadczenia Auschwitz i Zagłady dla współczesnego człowieka, jego wyborów, doświadczeń i odpowiedzialności. “Widzę w tym nadzieję, że nasze dzisiejsze spojrzenie w przeszłość może przynieść (…) etyczne wskazówki na przyszłość” — uważa Cywiński.
Sekretarz Stanu Stolicy Apostolskiej kard. Pietro Parolin w liście do polskiego ambasadora w Stolicy Apostolskiej zaznaczył, że ze względu na ograniczone możliwości suma jest niewielka. Podkreślił zarazem, że jest ona wyrazem “pełnego poparcia dla projektu Fundacji Auschwitz-Birkenau”.
Paweł Sawicki z biura prasowego Muzeum poinformował, że Watykan jest 31. państwem, które zdecydowało się wesprzeć Fundację. Najwyższą kwotę zadeklarowały Niemcy – 60 mln euro, a także Stany Zjednoczone – 15 mln dolarów i Polska – 10 mln euro. Ogółem darczyńcy zadeklarowali już wpłaty w wysokości ok. 102 mln euro. Ponad 67 mln znajduje się już na kontach.
Zadaniem istniejącej od pięciu lat Fundacji Auschwitz-Birkenau jest zgromadzenie 120 mln euro na funduszu wieczystym, z którego odsetki pozwolą na prowadzenie systematycznych prac konserwatorskich nad pozostałościami po byłym obozie. W ubiegłym roku w tym celu wykorzystano ok. 3,5 mln zł, w bieżącym ma to być ok. 5,5 mln zł, a w przyszłym 7 mln zł.
Harmonogram prac określa Globalny Plan Konserwacji. Priorytetem jest konserwacja 45 baraków murowanych w byłym obozie kobiecym w Birkenau. Wykonano tam już m.in. pomiary geodezyjne, dzięki którym powstała mapa umożliwiająca sporządzenie dokumentacji projektowej. Przeprowadzono inwentaryzację oraz ekspertyzę techniczną kanalizacji. Trwają prace interwencyjne, by ocalić obiekty w najgorszym stanie technicznym. Specjaliści szukają też właściwych sposobów konserwacji, zabezpieczenia i wzmocnienia elementów budynków. Zakończenie prac badawczych zaplanowano na przyszły rok.
W byłym Auschwitz I zakończono już konserwację i zabezpieczenie pozostałości pierwszej łaźni oraz kuchni obozowej. Rozpoczęły się również prace w bloku 28, który stanowił część więźniarskiego szpitala.
Niezależnie od wpłat deklarowanych przez rządy państw Fundacja zachęca także prywatnych filantropów, by wsparli kampanię “18 Filarów Pamięci”  i przekazali dotację w wysokości 1 mln euro. Jej przedstawicielka Agnieszka Magdziak-Miszewska z początkiem września informowała PAP, że udało się już przekonać pierwszych darczyńców.
Magdziak-Miszewska podkreśliła wówczas, że Fundacji bardzo zależy na zgromadzeniu pełnej kwoty funduszu wieczystego do 70. rocznicy wyzwolenia Auschwitz, która przypada 27 stycznia przyszłego roku. “Chcielibyśmy móc wówczas przekazać byłym więźniom, że Miejsce Pamięci jest bezpieczne i przyszłe pokolenia będą mogły przybywać do niego jako miejsca edukacji i pamięci” – wyjaśniła.
Niemcy założyli obóz Auschwitz w 1940 roku, aby więzić w nim Polaków. Auschwitz II-Birkenau powstał dwa lata później. Stał się miejscem zagłady Żydów. W kompleksie obozowym funkcjonowała także sieć podobozów. W Auschwitz Niemcy zgładzili co najmniej 1,1 mln ludzi, głównie Żydów, a także Polaków, Romów, jeńców sowieckich i osób innej narodowości.
W 1947 roku na terenie byłych obozów Auschwitz I i Auschwitz II-Birkenau powstało muzeum. W ubiegłym roku zwiedziło je 1,33 mln osób. Były obóz w 1979 roku został wpisany, jako jedyny tego typu obiekt, na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
http://www.deon.pl/wiadomosci/polska/art,22496,watykan-pomoze-fundacji-auschwitz-birkenau.html

Modlą się za pamięć ofiar KL Auschwitz

KAI / mm

14.06.2014 13:39, aktualizacja 14.06.2014 13:41
(fot. Wikimedia Commons)

Do dziękowania Bogu za życie i świadectwo tych, którzy w obozie przeżywali próbę swej wiary – zachęcał bp Roman Pindel. Biskup bielsko-żywiecki przewodniczył dziś Mszy św. na terenie byłego obozu KL Auschwitz z okazji obchodów Narodowego Dnia Pamięci o Polskich Ofiarach Nazistowskich Obozów Koncentracyjnych.

 

W uroczystościach, upamiętniających 74. rocznicę pierwszego transportu więźniów politycznych do Auschwitz, udział bierze m.in. kilku byłych więźniów KL Auschwitz.

 

W homilii bp Pindel przypomniał postać bł. Michała Kozala – biskupa i męczennika z Dachau – którego wspomnienie liturgiczne obchodzi dziś Kościół. Zwracał w szczególności uwagę na stosunek sufragana diecezji włocławskiej do Eucharystii, która była sposobem przezwyciężania wrogości i przekraczania granic. Odwołując się zachowanych wspomnień i relacji, podkreślał, że odzwierciedlają one odniesienie tego kapłana do wiary, pełne męstwa i gotowości do męczeństwa.

“Widać w tym stosunek bł. Michała Kozala do Eucharystii, do tego, co jest nam dane w każdym okresie życia, w każdych warunkach, takich jak dzisiaj jak i takich warunkach ekstremalnych jak obóz, więzienie czy czas prześladowania” – mówił biskup. Przyznał, że pierwszy raz w swej posłudze pasterskiej sprawuje Mszę św. w takim miejscu kaźni tysięcy ludzi.

Biskup zachęcał do dziękowania Bogu za życie i świadectwo tych, którzy w tym obozie przeżywali próby swej wiary. Wezwał też, by polecać Bogu ofiary obozu i ocalałych. “Bóg miłosierny patrzy podobnie jak patron dnia dzisiejszego, który patrzy na nas uczestniczących w tej Eucharystii i schyla się ze swoim miłosierdziem. Bo taka jest odpowiedź Boga na nasze biedy, nieszczęście, śmierć, cierpienie i nasze rozterki” – mówił bp Pindel.

Wraz z biskupem diecezji bielsko-żywieckiej modlili się księża diecezjalni oraz zakonnicy z dekanatu oświęcimskiego.

W uroczystościach, upamiętniających 74. rocznicę pierwszego transportu więźniów politycznych do Auschwitz, udział bierze m.in. kilku byłych więźniów KL Auschwitz. Wśród nich był 94-letni dziś Józef Paczyński (nr. obozowy 121), który dotarł do obozu w pierwszym transporcie. Pan Paczyński wyszedł w ostatnim marszu śmierci 19 stycznia 1945 r. Zmuszony był strzyc komendanta obozu, Rudolfa Hoessa.

Po Mszy uczestnicy obchodów złożyli wieńce pod Ścianą Straceń – miejscu, gdzie hitlerowcy rozstrzelali tysiące więźniów.

Organizatorem uroczystości jest Chrześcijańskie Stowarzyszenie Rodzin Oświęcimskich (ChSRO).

14 czerwca 1940 r. do obozu koncentracyjnego Auschwitz z więzienia w Tarnowie dotarł pierwszy transport 728 więźniów politycznych. Byli to w ogromnej większości Polacy. W skład transportu wchodziło też kilku polskich Żydów.

Po przybyciu do Auschwitz więźniom wytatuowano numery od 31 do 758. Najniższy numer – 31 otrzymał Stanisław Ryniak. Wcześniejsze numery otrzymali niemieccy kryminaliści, więźniowie obozu w Sachsenhausen. Pierwszą noc więźniowie spędzili w budynku tak zwanego “monopolu tytoniowego”.

Pośród więźniów z pierwszego transportu wojnę przeżyło 239. Pozostali zginęli w obozie lub też ich dalszy los nie jest znany. Do dziś żyje tylko kilku z nich.

Bł. Michał Kozal urodził się 25 września 1893 r. w Nowym Folwarku pod Krotoszynem. Został ochrzczony, przystąpił do I Komunii św. i przyjął sakrament bierzmowania w krotoszyńskiej farze. Święcenia kapłańskie otrzymał 23 lutego 1918 r. W 1927 r. został ojcem duchownym seminarium w Gnieźnie, a dwa lata później rektorem tej uczelni. W 1939 r. papież Pius XI mianował go biskupem pomocniczym diecezji włocławskiej.

Od listopada 1939 r. więziony przez Niemców w różnych obozach, skąd w lipcu 1941 r. trafił do obozu koncentracyjnego w Dachau, gdzie zmarł 26 stycznia 1943 r.

Papież Jan Paweł II podczas uroczystej Mszy św. 14 czerwca 1987 r. w Warszawie, zamykającej II Krajowy Kongres Eucharystyczny, dokonał beatyfikacji biskupa Michała Kozala.

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,18970,modla-sie-za-pamiec-ofiar-kl-auschwitz.html

 

Franciszek oddał hołd ofiarom Holokaustu

Radio Watykańskie

KAI / mm

26.05.2014 11:06, aktualizacja 27.05.2014 19:44
(fot. PAP/EPA/JIM HOLLANDER)

Franciszek podczas dzisiejszej wizyty w Instytucie Pamięci Yad Vashem w Jerozolimie oddał hołd ofiarom Zagłady. “Daj nam łaskę, byśmy wstydzili się tego, co jako ludzie, jesteśmy w stanie uczynić, wstydzili się tego skrajnego bałwochwalstwa, wzgardzenia i zniszczenia naszego ciała, które z mułu uczyniłeś, które ożywiłeś tchnieniem życia. Nigdy więcej, Panie, nigdy więcej!” – modlił się papież. Uroczystość odbyła się w “Sali Pamięci”.

 

Franciszek przybył do Instytutu w towarzystwie prezydenta Izraela Szymona Peresa, premiera Benjamina Netanijahu, rabina Meira Laua oraz dyrektora Yad Vashem Awnera Szalewa. Papieżowi towarzyszył sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej, kard. Piero Parolin.

Chór Ankor odśpiewał pieśń do słów wiersza pochodzącej z Budapesztu Żydówki, która została zamordowana przez nazistów w 1944 r., Chany Szenes pt. “Spacer do Cezarei”.

 

 

 Papież podszedł do miejsca “wiecznego ognia” w Sali Pamięci, złożył wieniec z żółto-białych kwiatów, skłonił głowę i przez chwilę zatopił się w modlitwie. Przy składaniu wieńca papieżowi towarzyszyła Ewa Kołodkina, uczennica siódmej klasy z katolickiej szkoły w Jaffie i Huy Nguyen Hoang, uczeń dziewiątej klasy z liceum w Tel Awiwie.

Odczytano fragment listu Idy Goldish zamordowanej czasie Holokaustu we Włoszech. W przejmującej ciszy jaka zapadła w Sali Pamięci kantor Aszer Hainowitz odśpiewał żydowską modlitwę za zmarłych “El Maleh Rahamim”.

Po modlitwie Franciszek podszedł do osób, które przeżyły Holokaust. Papież ściskał ich dłonie i krótko z nimi rozmawiał. Było to czterech mężczyzn i dwie kobiety: Avraham Harshalom, Chava Shik, Joseph Gottdenker, Moshe Ha-Elion, Eliezer Grynfeld i Sonia Tunik-Geron. Papież całował dłonie kobiet.

Następnie Franciszek wygłosił medytację. “Kto ciebie zaraził pychą stania się panem dobra i zła? Kto cię przekonał, że jesteś bogiem? Nie tylko torturowałeś i zabijałeś swoich braci, ale złożyłeś ich w ofierze dla samego siebie, ponieważ ustanowiłeś siebie bogiem. Także Mnie, twego Stwórcę chciałeś zabić jako ofiarę na swą cześć” – mówił papież i modlił się:”Daj nam łaskę, byśmy wstydzili się tego, co jako ludzie, jesteśmy w stanie uczynić, wstydzili się tego skrajnego bałwochwalstwa, wzgardzenia i zniszczenia naszego ciała, które z mułu uczyniłeś, które ożywiłeś tchnieniem życia. Nigdy więcej, Panie, nigdy więcej!”

Papież wpisał się do księgi gości Yad Vashem. Dyrektor Instytutu Szalew podarował Franciszkowie kopię obrazu pt. “Modlitwa” autorstwa Abramka Koplowicza z łódzkiego getta. Abramek zginął w niemieckim obozie koncentracyjnym w Auschwitz, w wieku 14 lat.

Na zakończenie wizyty chór odśpiewał modlitwę Mi Ha’Ish.

Instytut Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu Yad Vashem jest poświęcony żydowskim ofiarom Holokaustu i tym, którzy ratowali Żydów w czasie II wojny światowej. Powstał w 1953 r. w Jerozolimie. Na jego terenie znajduje się m.in. Ogród Sprawiedliwych wśród Narodów Świata i ściana, na której wyryto nazwiska 22 tys. osób, które podczas II wojny światowej ratowały Żydów od Zagłady. Najliczniejszą grupę narodowościową spośród odznaczonych stanowią Polacy (ponad 6 tys. osób).

http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/aktualnosci-papieskie/art,1933,franciszek-oddal-hold-ofiarom-holokaustu.html

 

O autorze: Judyta