Słowo Boże na dziś – 20 stycznia 2015 r. – wtorek – Świętych męczenników Fabiana, papieża, i Sebastiana

Myśl dnia

Uczciwość to pierwszy rozdział w księdze mądrości.

Thomas Jefferson

WTOREK II TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK I

colombe-main

PIERWSZE CZYTANIE (Hbr 6,10-20)

 

Motywy naszej nadziei

Czytanie z Listu do Hebrajczyków.

Bracia:
Nie jest Bóg niesprawiedliwy, aby zapomniał o czynie waszym i miłości, którą okazaliście dla imienia Jego, gdyście usługiwali świętym i jeszcze usługujecie. Pragniemy zaś, aby każdy z was okazywał tę samą gorliwość w doskonaleniu nadziei aż do końca, abyście nie stali się ospałymi, ale naśladowali tych, którzy przez wiarę i cierpliwość stają się dziedzicami obietnic.
Albowiem gdy Bóg Abrahamowi uczynił obietnicę nie mając nikogo większego, na kogo mógłby przysiąc, przysiągł na samego siebie, mówiąc: „Zaiste, hojnie cię pobłogosławię i ponad miarę rozmnożę”. A ponieważ tak cierpliwie oczekiwał, otrzymał to, co było obiecane. Ludzie przysięgają na kogoś wyższego, a przysięga dla stwierdzenia prawdy jest zakończeniem każdego sporu między nimi.
Dlatego Bóg pragnąc okazać ponad wszelką miarę dziedzicom obietnicy niezmienność swego postanowienia, wzmocnił je przysięgą, abyśmy przez dwie rzeczy niezmienne, co do których niemożliwe jest, by skłamał Bóg, mieli trwałą pociechę, my, którzyśmy się uciekli do uchwycenia zaofiarowanej nadziei. Trzymajmy się jej jako bezpiecznej i silnej kotwicy duszy, kotwicy, która przenika poza zasłonę, gdzie Jezus poprzednik wszedł za nas, stawszy się arcykapłanem na wieki na wzór Melchizedeka.

Oto słowo Boże.

 

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 111,1-2.4-5.9 i 10c)

 

Refren: Pan Bóg pamięta o swoim przymierzu.

Z całego serca będę chwalił Pana *
w radzie sprawiedliwych i na zgromadzeniu.
Wielkie są dzieła Pana, *
zgłębiać je mają wszyscy, którzy je miłują.

Sprawił, że trwa pamięć Jego cudów, *
Pan miłosierny i łaskawy.
Dał pokarm bogobojnym, *
pamiętać będzie wiecznie o swoim przymierzu.

Zesłał odkupienie swojemu ludowi, *
na wieki ustanowił swoje przymierze,
imię Jego jest święte i wzbudza trwogę. *
A Jego sprawiedliwość będzie trwać na wieki.

 

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Ef 1,17-18)

 

Aklamcja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Niech Ojciec naszego Pana Jezusa Chrystusa
przeniknie nasze serca swoim światłem,
abyśmy wiedzieli, czym jest nadzieja naszego powołania.

Aklamcja: Alleluja, alleluja, alleluja.

 

EWANGELIA (Mk 2,23-28)

 

Szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu

 

Słowa Ewangelii według świętego Marka.

Pewnego razu, gdy Jezus przechodził w szabat wśród zbóż, uczniowie Jego zaczęli po drodze zrywać kłosy. Na to faryzeusze rzekli do Niego: „Patrz, czemu oni robią w szabat to, czego nie wolno?”.
On im odpowiedział: „Czy nigdy nie czytaliście, co uczynił Dawid, kiedy znalazł się w potrzebie, i był głodny on i jego towarzysze? Jak wszedł do domu Bożego za Abiatara, najwyższego kapłana, i jadł chleby pokładne, które tylko kapłanom jeść wolno; i dał również swoim towarzyszom”.

I dodał: „To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu. Zatem Syn Człowieczy jest panem szabatu”.
Oto słowo Pańskie.
***************************************************************************************************************************************
KOMENTARZ

Przede wszystkim miłosierni

Ktoś, kto pragnie swoją wiarę traktować na serio i nie boi się jej okazywać w różnych sytuacjach i miejscach, może być pewny, że natrafi na trudności. Zawsze znajdą się ludzie, którzy będą chcieli wystawić go na próbę. Ale czy może być inaczej, skoro sam Jezus tego doświadczał? Wyższość człowieka nad szabatem, a nie szabatu nad człowiekiem, świadczy o tym, że dla Boga nie jest najważniejszy legalizm, ale otwarte serce. To, z jakim nastawieniem podchodzimy do codziennych sytuacji i spotkanych osób, jest tego sprawdzianem. Czy jesteśmy tymi, którzy czyhają raczej na potknięcia bliźnich, czy też szukamy sposobów, aby wyciągnąć do nich dłoń i udzielić potrzebnej pomocy. Jezus uczył na pierwszym miejscu miłosierdzia. Bądźmy i my miłosierni.

Panie, proszę Cię o serce otwarte na potrzeby bliźnich. Uchroń mnie od fałszywego legalizmu i postawy „surowego sędziego”. Spraw, abym więcej służył, niż żądał, aby mi służono.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”

Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html
******

Receptą na nasze wahania, kryzysy, zwątpienia jest Boża niezmienność. W chwilach trudności patrzymy na to, czego już Pan Bóg w naszym życiu dokonał, i stąd czerpiemy nadzieję. „Dał pokarm bogobojnym, pamiętać będzie wiecznie o swoim przymierzu”. Przychodzimy do kościoła, by tę ufność w sobie umocnić, przeżywając największą tajemnicę Bożej miłości, by popatrzeć na Jezusa, który oddaje za nas życie.

ks. Jarosław Januszewski, „Oremus” styczeń 2009, s. 76

NAUKA JEZUSA

Jezu, Nauczycielu, Ty sam „masz słowa życia wiecznego” (J 6, 68)

Prawdy, których Jezus naucza, są tak doniosłe i istotne, że poznać je, a przynajmniej dać im wiarę lub nie, to kwestia życia lub śmierci. Nauka Jego nie jest dowolna, ale tak konieczna, że bez niej nie osiągnie się życia wiecznego. „Kto wierzy w Syna, ma życie wieczne. — Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego” (J 3, 36. 18). Wobec tych prawd, których Jezus naucza, wszystkie inne niewiele znaczą.

Właśnie dlatego, że nauka Jezusa jest bezwzględnie konieczna, udowodnił On jej prawdziwość cudami, aby pomóc ludziom uwierzyć w nią. Zatwardziałym Żydom, którzy nie chcieli w Niego uwierzyć, mówił: „dzieła, które czynie, świadczą o Mnie, że Ojciec Mnie posłał” (J 5, 36). Przy innej okazji dodał: „choćbyście Mnie nie wierzyli, wierzcie moim dziełom” (J 10, 38). A kiedy uczniowie Jana Chrzciciela przyszli Go pytać, czy jest Mesjaszem, w którego mają wierzyć, Jezus odpowiedział wprost: „Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają” (Mt 11, 4–5). Ewangelia prawie zawsze kończy opowiadania o cudach zdziałanych przez Pana takimi zwrotami: „i uwierzyli w Niego uczniowie Jego”, lub też: „wielu uwierzyło w Niego” (J 2, 11; 11, 45), „zdumieli się wszyscy i wielbili Boga” (Mk 2, 12). Jezus jest jedynym Nauczycielem, który może cudem potwierdzić prawdziwość swojej nauki: „Przez słowa i czyny, przez znaki i cuda… doprowadził [On] objawienie do końca oraz potwierdził je świadectwem Bożym” (KO 4).

  • O Jezu, Ty jesteś tym cichym nauczycielem, przyszedłeś nauczać nas prawdy; dusza idąca za nią nie może popaść w ciemności.
    Ty jesteś drogą, którą zdążamy do Twojej szkoły, to znaczy do naśladowania Twoich czynów. Tak bowiem powiedziałeś: Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem. Tak jest istotnie, gdyż kto idzie za Tobą, o Słowo… w prawdziwym i świętym ubóstwie, w pokorze i cichości znosi każdą krzywdę i przykrość, z prawdziwą i miłą cierpliwością, ucząc się od Ciebie, słodki Nauczycielu,… płaci każdemu dobrem za złe; taka jest Twoja nauka…
    O słodki Nauczycielu, dobrze pokazałeś nam drogę i dobrą zostawiłeś naukę, słusznie powiedziałeś, że Ty jesteś Drogą, Prawdą i Życiem. Dlatego ten, kto idzie tą drogą i wypełnia Twoją naukę, nie może trwać w śmierci, lecz ma w sobie życie wieczne; stąd też ani szatan, ani żadne stworzenie, ani krzywda nie mogą mu go odebrać, jeśli sam nie chce (św. Katarzyna ze Sieny).
  • O Panie Boże mój, jest wielką prawdą, że Ty masz słowa żywota, w których ludzie, jeśli chcą, znajdą wszystko, czego pragną! Lecz to dziwne, Panie, że nie pomnimy na Twoje słowa, zarażeni tym nierozumem i tą chorobą, które są skutkiem złych uczynków naszych! Co to znaczy, Panie?… O, jakież to straszne zaślepienie! Szukamy szczęścia tam, gdzie nie można go znaleźć! Zlituj się, Stworzycielu, nad swymi stworzeniami! Wszak widzisz, o Panie, że sami siebie nie rozumiemy i nie wiemy, czego chcemy! A z tym, czego pragniemy, sami się rozmijamy! Oświeć nas, Panie! Widzisz, że więcej nam potrzebne oświecenie niż owemu ślepemu od urodzenia, on bowiem pragnął ujrzeć światło, a nie mógł, my zaś ujrzeć go nie chcemy…
    Ty sam, o Panie, uczysz nas prawdy, ukazujesz nam drogę do zbawienia. O, jakże nieszczęśliwi jesteśmy! Znamy dobrze prawdy i wierzymy w nie, ale od dawna już nie zastanawiamy się nad nimi, stają się one tak obce dla nas, jak gdybyśmy ich nie znali i znać nie chcieli.
    Spraw, o Panie, abym nigdy nie zapomniała o Twoich słowach! (Św. Teresa od Jezusa: Wołania duszy do Boga 8, 1–2; 13, 2).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. II, str. 37

http://mateusz.pl/czytania/2015/20150120.htm

*****

Kochaj i czyń co chcesz – Mk 2, 23-28

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. shutterstock.com)

Pewnego razu, gdy Jezus przechodził w szabat wśród zbóż, uczniowie Jego zaczęli po drodze zrywać kłosy. Na to faryzeusze rzekli do Niego: “Patrz, czemu oni robią w szabat to, czego nie wolno?” On im odpowiedział: “Czy nigdy nie czytaliście, co uczynił Dawid, kiedy znalazł się w potrzebie, i był głodny on i jego towarzysze? Jak wszedł do domu Bożego za Abiatara, najwyższego kapłana, i jadł chleby pokładne, które tylko kapłanom jeść wolno; i dał również swoim towarzyszom”.
I dodał: “To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu. Zatem Syn Człowieczy jest panem szabatu”.

 

Rozważanie do Ewangelii

Św. Augustyn powiedział kiedyś: “Kochaj i czyń co chcesz”. Całkiem możliwe, że powiedział to pod wpływem słów dzisiejszej Ewangelii.
Prawo jest niezbędne dla dobrego funkcjonowania każdej społeczności ludzkiej, ale Jezus proponuje niesamowite uproszczenie prawa. Zamiast tysięcy różnych nakazów i zakazów proponuje jeden nakaz: kochaj! Miłość, rozumiana jako szczere szukanie dobra drugiego człowieka, lepiej od wszystkich kodeksów prawa organizuje życie społeczne, od rodziny począwszy, na wspólnotach międzynarodowych skończywszy. Problem jest jednak w tym, że nawet za bardzo nie wiemy co to jest miłość, a z wcielaniem jej w życie to już w ogóle jest tragedia. Ale można temu zaradzić. Wystarczy poznać Jezusa i uczęszczać do szkoły, którą On założył – szkoły Miłości, którym jest Kościół. Uczęszczanie do szkoły zakłada popełnianie błędów i ciągłe poprawianie się, ale niesie ze sobą wzrost i rozwój.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2309,kochaj-i-czyn-co-chcesz-mk-2-23-28.html

*****

Na dobranoc i dzień dobry – Mk 2, 23-28

Mariusz Han SJ

(fot. CIMMYT / flickr.com / CC BY-NC-SA 2.0)

Świętowanie jest potrzebne człowiekowi…

 

Łuskanie kłosów w szabat
Pewnego razu, gdy Jezus przechodził w szabat wśród zbóż, uczniowie Jego zaczęli po drodze zrywać kłosy. Na to faryzeusze rzekli do Niego: Patrz, czemu oni robią w szabat to, czego nie wolno? On im odpowiedział: Czy nigdy nie czytaliście, co uczynił Dawid, kiedy znalazł się w potrzebie, i był głodny on i jego towarzysze? Jak wszedł do domu Bożego za Abiatara, najwyższego kapłana, i jadł chleby pokładne, które tylko kapłanom jeść wolno; i dał również swoim towarzyszom.

 

I dodał: To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu. Zatem Syn Człowieczy jest panem szabatu.

 

Opowiadanie pt. “O duszy i samolocie”

 

Jest taka arabska anegdota o tym, jak pewien pielgrzym przybywszy do Mekki, mimo najlepszych chęci, wysiłków i postanowień, nie mógł w żaden sposób skupić się przy świętym kamieniu, nie mógł zatrzymać myśli przy rzeczach świętych.

 

W tej sytuacji zwrócił się o radę do kapłana: – Jak długo tu już jesteś? – zapytał duchowny. – Od wczoraj, przyleciałem samolotem – odrzekł pielgrzym. – O, to musisz mieć trochę więcej cierpliwości, mój synu: dusza dojdzie później, bo ona lubi chodzić piechotą.

 

Refleksja
Świętowanie, czas wolny, odrobina relaksu są potrzebne człowiekowi, aby nabrał on sił do dalszej pracy. Jest to czas, który potrzebny jest też dla naszego ducha. Wszak ciało i duch mieszkają w jednej osobie. Tylko życie w harmonii tych dwóch “składowych” daj szanse na spokojne i bogobojne życie na ziemi…

 

Jest czas na pracę i czas wstrzymania się od niej. Człowiek powinien jeść, pić, pracować, ale też i odpoczywać. Czas postu powinien być czasem regeneracji sił duchowych, kiedy zastanawiamy się nad własnym życiem, aby być jeszcze lepszym narzędziem w rękach samego Boga…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Czym jest dla Ciebie czas świętowania?
2. Czy Twoje ciało i duch to jedna całość?
3. Czy potrzebujemy dystansu do czasu i miejsca w którym żyjemy?

 

I tak na koniec…
“Życie jest święte albo nie jest. Nie możemy korygować tego, w co wierzymy, tylko dlatego, że sprawia nam ból” (Mario Puzo, Omertà)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,144,na-dobranoc-i-dzien-dobry-mk-2-23-28.html

******

Poddawanie się Wielkiej Tajemnicy

Joyce Rupp OSM

(fot. shutterstock.com)

Cały duchowy rozwój jest spowity tajemnicą. Bez względu na to, jak bardzo się staramy, nie potrafimy wymusić jedności ze Świętym. Możemy jedynie oddać się w pełni kochającemu Bogu.

 

Kobieta, która napisała do mnie o swojej frustracji z powodu braku dobrych uczuć podczas modlitwy, po tygodniach przysłała kolejny list. Jej przeżycia ukazują, co może nastąpić, kiedy pozwolimy, by Boża łaska zwyciężyła w nas. Napisała po powrocie z czterodniowych rekolekcji ciszy, kiedy słuchała Bożych pragnień wobec niej, a nie żądała, by jej pragnienia zostały spełnione:

 

Miałam tam dość oczyszczające przeżycie. Pani przemyślenia należały do kilku odkrytych przeze mnie, ponieważ wykorzystałam możliwość przebywania naprawdę sam na sam z Bogiem i słuchania. Właściwie znalazłam dokładnie to, czego pragnęłam, w bardzo nieoczekiwany, lecz prawdziwy sposób — tak realny, jakbym dostała cios między oczy.

 

Stajemy wobec ogromnego wyzwania, gdyż nie jesteśmy w stanie wymusić na Bogu konkretnej drogi w naszym duchowym rozwoju. Jezus poruszał tę kwestię, gdy mówił o królestwie Bożym, które jest jak ziarno czekające na swoje narodziny do nowego życia: Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarnko w kłosie (Mk 4, 26-28).

 

Nie możemy sprawić, by miłość wykiełkowała i dojrzała, tak samo jak rolnik nie potrafi zmusić nasion, by zazieleniły się i urosły. Ziarno ma swój własny czas. Po posianiu go w ziemię rolnik ufa, że leżące w ciemności ziarno w końcu zakiełkuje. Jakże prawdziwe jest to w odniesieniu do modlitwy, kiedy siejemy ziarno miłości i mamy nadzieję na jego wzrost. W ciemnej glebie ziarno wygląda dzień po dniu tak samo, aż do chwili, gdy łupinka pęka i zaczyna się pokazywać maleńka, zielona roślinka. Gdyby patrzeć na nasionko w rzekomo puste dni, zanim się otworzy, można by pomyśleć, że absolutnie nic się nie dzieje. Kiedy otwieramy swoje serce w miłości dla Boga, przypominamy ziarno czekające na swoje duchowe kiełkowanie.

 

Ku większej ufności wobec Boga pobudzają mnie pamiętniki Etty Hillesum, młodej Żydówki, która zmarła w obozie w Auschwitz w listopadzie 1943 roku, w wieku dwudziestu dziewięciu lat. Książka Przerwane życie: pamiętnik 1941-43 szczerze ukazuje rozwijającą się więź Etty z Bogiem. Doświadczając tragedii holocaustu, Etty krok po kroku, centymetr po centymetrze zbliża się do Tego, którego poszukiwała i pragnęła poznać we wcześniejszych, niespokojnych latach rozwoju osobistego. Stopniowo poddaje swoje serce Bogu, nabierając coraz większej pewności, że cokolwiek się stanie, Bóg będzie z nią. Ma wiarę, że gdzieś wewnątrz niej jest ktoś, kto już nigdy jej nie opuści. Punkt zwrotny następuje, kiedy Etty pada na kolana, żeby się modlić:

 

W moim całym ciele pulsuje czasem pragnienie, by uklęknąć, jakby to ciało było stworzone i przeznaczone do aktu klęczenia. Niekiedy, w chwilach głębokiej wdzięczności uklęknięcie staje się przemożnym impulsem — z głową nisko pochyloną, twarzą ukrytą w dłoniach.

 

To, czy fizycznie klęczymy, nie jest tak ważne, jak klęczenie wewnętrzne. Liczy się to, czy w naszym rozwoju i przemianie wewnętrznej uznajemy swoją zależność od Boga, polegamy na Nim, by poprowadził nas do bezwarunkowej miłości. Jezus także uznał tę zależność, przechodząc własny proces poddawania się Ojcu. W Ogrodzie Oliwnym zdał się całkowicie na wolę swego Abby. Gdy wisiał na krzyżu, po pierwszym pytaniu, czy został opuszczony w tej godzinie śmierci, Jezus ponownie poddaje całą swoją Istotę Ojcu, wyznając: w Twoje ręce powierzam ducha mojego (Łk 23, 46).

 

Gdyby patrzeć na nasionko w rzekomo puste dni, zanim się otworzy, można by pomyśleć, że absolutnie nic się nie dzieje. Kiedy otwieramy swoje serce w miłości dla Boga, przypominamy to ziarno czekające na swoje duchowe kiełkowanie.

 

James Finley, dawny uczeń Thomasa Mertona, pamięta jedną z nauk sławnego zakonnika dotyczącą poddania się Bogu w modlitwie. W książce Merton’s Palace of Nowhere Finley wspomina, jak Merton porównał wyzbywanie się swego ego do sytuacji zielonego jabłka na drzewie. Jabłko nie staje się czerwone, dojrzałe i soczyste przez wicie się, przepychanie i martwienie, ani przez wymuszanie, by słońce na nie świeciło. Nie, jabłko czeka uważnie, pozostając otwartym na przyjęcie soku z korzeni wysyłających odżywcze składniki w górę drzewa, czeka, podczas gdy promienie słoneczne przemieniają je. W końcu zielone jabłko staje się przepysznym owocem, gotowym do zerwania.

 

Otwieranie się na Boga

 

Kiedy prowadzę rekolekcje, na początku proszę uczestników, by “modlili się o otwartość”. Jeżeli się otworzą, wówczas mogą następować cudowne przemiany. Jeśli umysł albo serce są zamknięte, niewiele może się wydarzyć. Jeżeli nasz umysł pozostaje zablokowany, tkwimy wciąż w swoich słabościach i zaabsorbowaniu sobą, źle oceniamy dobroć Boga, odmawiamy zaufania Mu i nalegamy, by było tak, jak my tego chcemy. Pan Bóg czeka, byśmy wyzbyli się wątpliwości, oporów i mogli swobodnie przyjmować to, czym chce nas obdarować.

 

Wzrost przez modlitwę wymaga uwolnienia od myśli, uczuć i zachowań, które przeszkadzają nam w odkrywaniu naszego prawdziwego “ja”. Być otwartym w modlitwie oznacza być gotowym uznać całość tego, kim jesteśmy, a także pozbyć się tego, co już nie służy odpowiednio naszemu życiu i naszej relacji z Bogiem. W książce Otwarte dłonie Henri Nouwen opisuje ten mechanizm, opowiadając historię kobiety będącej w ośrodku psychiatrycznym, która nie chce wypuścić monety trzymanej kurczowo w wilgotnej, mocno zaciśniętej pięści. Autor komentuje:

 

Gdy jesteś zaproszony do modlitwy, zostajesz poproszony o otwarcie swej mocno zaciśniętej pięści i zrezygnowanie z ostatniej monety. Ale kto by chciał to zrobić? Dlatego pierwsza modlitwa bywa często bolesna, ponieważ odkrywasz, że nie chcesz puścić. Trzymasz się mocno tego, co znajome, nawet jeśli nie jesteś z tego dumny… Zatem, kiedy chcesz się modlić, pierwszym pytaniem okazuje się: Jak otwieram swoje zaciśnięte pięści? Z pewnością nie na siłę. Nie przez wymuszoną decyzję. Może uda ci się odnaleźć swoją drogę do modlitwy dzięki uważnemu wsłuchaniu się w słowa, które anioł wypowiedział do Zachariasza, Maryi, pasterzy i kobiet przy grobie: “Nie bój się”.

 

Strach może powodować, że kurczowo trzymamy się swoich starych dróg. Lęk powstrzymuje nas także przed przyjęciem tego, co nowe. Bardzo dobrze pamiętam swoje obawy, kiedy próbowałam nowego sposobu medytacji. Przez ponad trzydzieści lat moja poranna modlitwa skupiała się na codziennym rozważaniu fragmentów Pisma Świętego. Potem nastąpił czas, kiedy słowa Biblii (właściwie jakiekolwiek słowa) wypełniła cisza, która wciągała mnie w bezruch i ciszę Boga. Medytacja nad Pismem Świętym zawsze wydawała się najlepszą metodą. I oto teraz czułam potrzebę pozostawienia tego typu modlitwy i przejścia w niewerbalny, nie-myślowy, bardziej kontemplacyjny sposób przebywania z moim Boskim Towarzyszem. Byłam przerażona, że stracę głębokie przemyślenia, jakie przynosiło Pismo Święte. Bałam się oderwać od bezpieczeństwa myśli.

 

Gdy uznajemy obecność strachu, nie znika on od razu. Przez kilka lat zmagałam się, wchodząc i wychodząc z medytacji i kontemplacji. W końcu zaufanie do Boga stało się silniejsze niż moje wahania. Zdołałam wyzbyć się lęku i wejść tam, gdzie byłam prowadzona — z dala od inspirujących myśli w otwartą przestrzeń przebywania z Bogiem. W procesie tym odkryłam, że Pismo Święte wciąż może mnie inspirować i uczyć, ale w okresach innych niż czas modlitwy kontemplacyjnej.

 

Kiedy zmagałam się z nauką bardziej kontemplacyjnego sposobu modlitwy, miałam szczęście mieć przy sobie mądrą przewodniczkę duchową. Duchowi przewodnicy są bardzo pomocni z wielu powodów, szczególnie ze względu na naszą skłonność do błędnego oceniania doświadczenia modlitwy. Mamy własne, wcześniej wyrobione opinie o tym, jak powinniśmy się modlić, i o tym, czy nasz wzrost następuje, czy nie. Dlatego nie potrafimy spojrzeć na siebie z dystansem, by wyraźnie zobaczyć prawdę. Przewodnik duchowy jest obiektywny — słucha i zachęca nas do dochowywania wierności różnorakim sposobom modlitwy.

 

Moja duchowa kierowniczka rozmawiała ze mną o “wyzbywaniu się” i zachęcała do oderwania się od dawnych metod modlitwy. Oderwanie często rozumiemy błędnie jako konieczność całkowitego porzucenia albo oddzielenia od tego, co lubimy. Prawda okazuje się całkiem inna. Angeles Arrien w książce The Four-Fold Ways opisuje oderwanie jako “zdolność głębokiej troski w sposób obiektywny”. Bada jeszcze dalej to pojęcie i zauważa, że prawdziwe oderwanie przynagla nas do pełnego zaangażowania, lecz powinniśmy także “być otwarci na wynik, a nie przywiązani do wyniku”.

 

W modlitwie serce skupia się na Tym, kogo kocha. Oddajemy siebie najpełniej — jak umiemy — wielkiej Miłości, ale nie przywiązujemy się do konkretnych sposobów osiągnięcia miłosnej więzi. W moim przypadku nadal byłam w pełni więzi z Bogiem, ale kiedy przeszłam do innego rodzaju modlitwy, musiałam wyzbyć się oczekiwań względem Niego. Musiałam w proces ten włożyć swoją wiarę, zachowywać otwartość i zostawić wynik Bogu.

 

 

 

Rozważanie pochodzi z książki: Modlitwa osobista

MODLITWA OSOBISTA

MODLITWA OSOBISTA

Joyce Rupp OSM

Kod: 50311
Czy dobrze się modlę?Jak właściwie odpowiedzieć na powyższe pytanie, które przecież zadaje sobie chyba każdy wierzący człowiek?

Autorka pomaga zrozumieć doświadczenie modlitwy – jako rozwijającej się wciąż więzi jednoczącej człowieka z Bogiem. Dla każdego, kto pragnie w modlitwie pogłębiać swą przyjaźń z Bogiem, uniknąć pomylenia dobrych uczuć z modlitwą, stale wzrastać duchowo i osiągnąć właściwy cel modlitwy – miłość Boga i bliźniego – książka Joyce Rupp może stać się zbiorem wyjątkowo cennych i niezastąpionych wskazówek, że to Bóg pragnie wkroczyć w moje życie.

Joyce Ruppe OSM, międzynarodowej sławy pisarka, prelegentka i rekolekcjonistka. Specjalizuje się m.in. w pedagogice religijnej oraz psychologii transpersonalnej. Pracuje w hospicjum. Autorka licznych artykułów i publikacji książkowych.

******
Eugeniusz Sakowicz
O dialogu międzyreligijnym i islamie
Pastores
Przełom XX i XXI wieku to czas wielkich niepokojów politycznych i społecznych, rozlicznych kryzysów, napięć i wojen.
Europa, USA i w ogóle świat kultury Zachodu odczuwa różne lęki, w tym silny lęk przed islamem. Nie tyle obawia się islamizacji (bo z własnej woli kręgi społeczeństw zachodnich, „żyjące tak, jakby Boga nie było”, nie wybiorą konwersji na religię „poddanych woli Allacha”), ile raczej przyszłości, w której nie wiadomo, jaką drogę podejmą czciciele Allacha w świecie, jak będą odnosić się do „niewiernych”.
Islam w Europie
W Europie żyje wiele milionów muzułmanów. We Francji, która od czasów rewolucji francuskiej broni tak zwanych zdobyczy republiki i obsesyjnie czuwa nad zachowaniem linii demarkacyjnej między tym, co stanowi religię, a tym, co nią nie jest, nikt nie wie, ilu jest muzułmanów. Sądzi się, że w państwie, tradycyjnie określanym jako „najstarsza córa Kościoła”, żyje dziś od 3 do 8, a może nawet 10 milionów muzułmanów. Bardziej prawdopodobna wydaje się liczba 5-6 milionów wyznawców islamu, chociaż każda opinia o liczbach jest w gruncie rzeczy „grubymi nićmi szyta”. Lęk przed islamem potęgują służby specjalne poszczególnych państw, które wszędzie chciałyby śledzić terrorystów i politycznie zaangażowanych muzułmanów, dystansując się od dialogu w jego licznych formach i wyrazach, do którego niestrudzenie nawoływał wiernych jednej i drugiej religii (a także ludzi areligijnych) Jan Paweł II, odważny i mądry apostoł dialogu i porozumienia.
Europejczycy poznają islam z serwisów medialnych. W ich percepcji zasadniczo utrwalił się obraz islamu jako religii „ognia i miecza”. Niełatwo będzie ten obraz zmienić. Jedno jest pewne – w Europie jest wielu muzułmanów i będzie ich coraz więcej, chociażby z uwagi na ich dużą dynamikę demograficzną i dzietne rodziny. Postchrześcijańskie społeczeństwa boją się małżeństwa, czują lęk i trwogę przed rodziną, przed miłością i równocześnie odpowiedzialnością. Buntują się wobec życia. Niektórzy wybierają aborcję czy eutanazję jako rzekomo cywilizowane podejście do problemu ludzkiego istnienia i nieistnienia.
Muzułmanie europejscy są wyznawcami raczej nie praktykującymi swej religii, przynajmniej w wymiarze społecznym. Niewielu wiernych Allacha uczestniczy w piątkowych modlitwach w licznych meczetach Europy. W tym podobni są do wielu chrześcijan zamieszkujących wielkie metropolie i duże miasta, którzy w niedziele są wszędzie, tylko nie w kościele. Zdawać by się mogło, iż rzeczywiście aktywni są muzułmanie zaangażowani politycznie (którzy, jeśli wierzyć szacunkom, stanowią od 5 do 10% wszystkich wiernych islamu). Pozostali czciciele Allacha (niemal wszyscy, a na pewno większość!) wydają się być w stanie oczekiwania, tajemniczego „uśpienia”, które wcale nie oznacza „wyłączenia się” z życia. Islam europejski, tak jak w ogóle islam światowy, arabski i pozaarabski, jest nieprzewidywalny. Co więcej, sam doświadcza wewnętrznych przemian, przewartościowań, a nawet „pęknięć”. Islam europejski staje w konfrontacji z islamem tradycyjnym. Nie obywa się to bez dramatycznych napięć.
Świat współczesny wyznacza nowy kontekst wzajemnych relacji interkulturowych, w tym interreligijnych. Chrześcijanie nie mogą zamykać się w kulturowych gettach, nie mają prawa pogardliwie spoglądać na niechrześcijan, gdyż nie jest to godne miana ucznia Chrystusa. Jedynie słuszną i równocześnie niezmiernie trudną drogą jest droga dialogu. Niełatwo jest na nią wstąpić i nią kroczyć. Dialog ma przeciwników również wewnątrz Kościoła. Przeciwnikami tymi są ci, którzy w ogóle nie znają dokumentów Magisterium, którzy nie dostrzegli odnowy Kościoła, zainspirowanej przez Sobór Watykański II. Punktem wyjścia do podjęcia dialogu z muzułmanami w Europie, wszędzie gdzie oni żyją, jest rozpoczęcie „dialogu o dialogu” wewnątrz własnej wspólnoty. Dopiero wówczas można się włączyć w zakreślone przez papieża Pawła VI „kręgi dialogu”: wewnątrz Kościoła, z chrześcijanami w duchu ekumenizmu, z tymi, którzy wierzą w Boga, z wszystkim ludźmi dobrej woli.
Kontekst dialogu w Europie wyznacza nie tylko islam – wyznaczają go również inne religie, w tym bardzo dynamicznie rozwijający się w Niemczech judaizm, nadto religie Dalekiego Wschodu i Indii fascynujące nieliczne wprawdzie, lecz silnie obecne w kulturze Zachodu kręgi ludzi nauki i sztuki. Środowisko dialogu wyznaczają sekularyzacja, laicyzacja i globalizacja – wcześniejsze „izmy” zastąpione zostały obecnie różnymi „zacjami”.
Nie bez znaczenia jest też marginalizacja nie tylko określonego systemu wierzeń, ale religii w ogóle. Coraz częściej wskazuje się na powszechną w Europie zbiorową apostazję, a także na agresywny laicki fundamentalizm. Na Starym Kontynencie, którego podglebie jest chrześcijańskie, wpływowe polityczne kręgi ludzi uprzedzonych i wrogich wobec wiary w Boga, promują model wyzwolonego z religii i moralności człowieka.
Ludzkość żyje obecnie w dobie niezwykłego rozwoju informatyzacji. Paradoksalnie, w sytuacji ułatwień w komunikacji międzyludzkiej coraz trudniejszy staje się dialog międzyosobowy, coraz płytsze, nietrwałe są relacje międzyludzkie, często oparte tylko i wyłącznie na interesie i doraźnych korzyściach. Zaznacza się nadto niemal powszechnie pęd za szczęściem, za wszelką cenę, z pogwałceniem prawa naturalnego i społecznego porządku. Politycy nawołują od lat do rozbrojenia militarnego, a równocześnie „uzbrajają” swoje serca i manipulują całymi narodami, wpędzając je w wojny, w których nie chcą one brać udziału.
Oddzielnym problemem są liczne nabrzmiałe kwestie społeczne: bezrobocie, patologie, skorumpowany świat polityków, czy raczej – politykierów, służących sobie, a nie tym, którzy ich demokratycznie wybrali. Spotkać się można ze zjawiskiem zredukowania chrześcijaństwa do pobożnościowych tylko form i „westchnień”. Nauczanie społeczne Kościoła otoczone jest obojętnością, a nawet pogardą, a przecież właśnie ono mogłoby stać się przestrzenią porozumienia chrześcijan z niechrześcijanami, w tym z wiernymi islamu.
Zarysowany obraz rzeczywistości ukazany został w „szarych” czy nawet „czarnych kolorach”. Nie byłby to obraz prawdziwy, gdyby nie wskazało się na dobro, którym żyje wiele milionów ludzi, kierując się w swoich decyzjach i wyborach prawym sumieniem. Świat nie został opanowany przez siły demoniczne. Ten właśnie świat, a w nim człowiek i jego kultura zostały odkupione przez Jezusa Chrystusa. Rzeczywistość jest w stanie odkupienia, chociaż zło – niemające w ogóle racji bytu –wciąż jest w niej obecne. Należy w imię prawdy wyraźnie wskazywać na prądy i nurty grzechu oraz jego struktury w dzisiejszym świecie.
Dobro nie jest krzykliwe, nie posługuje się medialnymi tubami czy też wybujałą propagandą. Takie ciche, skromne dobro obecne jest w Europie! Należy je odkrywać, wybierać i promować.
Misją chrześcijan żyjących nie tylko w Europie, ale na całym „okręgu ziemi”, jest dialog. Rzeczywistość życia bez dialogu byłaby znaczona beznadziejnością. Tam, gdzie jest dialog, jest życie, jest nadzieja i wiara w zwycięstwo prawdy, dobra i piękna.
Pojęcie dialogu międzyreligijnego
W świecie międzyludzkich, w tym również międzyreligijnych odniesień, istotną rolę odgrywa dialog. Ujawnia się on w międzyosobowym spotkaniu. Jest odważnym wysiłkiem zwrócenia się ku drugiemu człowiekowi, by lepiej go poznać i zrozumieć. Zaangażowane są weń myślenie i mowa, intelekt i emocje. Dialog stanowi całokształt pozytywnych, a tym samym konstruktywnych relacji z osobami, a w dalszej kolejności ze społecznościami ludzkimi. Synonimami „dialogu” są: „spotkanie”, „rozmowa”, „dyskusja”, „wymiana poglądów”, „komunikacja międzyosobowa”.
Dialog nie polega tylko na przekazywaniu określonych informacji. Nie oznacza jedynie rozmowy, chociaż najczęściej właśnie ona utożsamiana jest z pojęciem dialogu. Nie stanowi wyłącznie słownego porównywania stanowisk. Tym bardziej nie jest polemiką, konfrontacją. Ci, którzy świadomie, z własnego wyboru podejmują wyzwania dialogu, chcą przede wszystkim przekroczyć poczucie ograniczenia w rozumieniu wpierw drugiej osoby, jej tajemnicy – „misterium”, a następnie innej wspólnoty, innej tradycji religijnej. Brak woli dialogu ujawnia głęboki kompleks, nadto niezaleczone wewnętrzne zranienia. Może też stanowić znak rozpoznawczy pychy, buty, a nawet pogardy czy nienawiści wobec drugiego człowieka. Ten, kto unika dialogu, przekreśla go, odrzuca, przede wszystkim nie rozumie siebie. Zrozumienie siebie otwiera umysł, serce i ducha na drugą osobę, a w wymiarze społecznym – na inną wspólnotę.
Pomiędzy ludźmi o różnych przekonaniach religijnych porozumienie buduje się zawsze na dialogu w ogóle. Punktem wyjścia jest dialog interpersonalny. Dialog interreligijny jest częścią posłannictwa Kościoła. Terminy: „dialog” – „posłannictwo” („misja”, „misje”) nie są równoważne ani zamienne. To właśnie na drodze dialogu chrześcijanie obcują z wyznawcami innych tradycji religijnych, aby razem z nimi dążyć ku odkryciu pełnej prawdy oraz współpracować dla dobra wspólnego. Spotykają się z wyznawcami innych tradycji religijnych, aby świadczyć wobec nich o jedynym Zbawicielu świata – Jezusie Chrystusie.
Spotkania wyznawców różnych religii wyzwalają ze złowrogiego ekskluzywizmu, ale również z niebezpiecznego inkluzywizmu. Chrześcijanie wierni swojej tożsamości, zintegrowani wewnętrznie i dojrzali nie stawiają znaku równości między doktrynami religii. Nie nazywają Jezusa, Buddy, Konfucjusza, Mahometa równoprawnymi mistrzami życia duchowego bądź różnymi przejawami tej samej Boskiej energii.
Dialog interreligijny nie jest apoteozą fikcji, łudzeniem siebie i innych, gdy przystępujący doń partnerzy wiedzą, kim są, jakie jest ich imię, tożsamość, dziedzictwo, tradycja. Dialog międzyreligijny nie jest dialogiem religii jako systemów wierzeń, systemów doktrynalnych. Jest spotkaniem przedstawicieli dwóch lub więcej religii w celu wzajemnego poznania doktryny (zasad doktrynalnych), kultu, zasad etycznych (moralności) oraz instytucji.
Partnerzy, przedmiot, cel i metoda dialogu międzyreligijnego
Ważnym pytaniem, które należy postawić, prowadząc refleksję o dialogu, jest: Kto, o czym, po co i w jaki sposób ma prowadzić dialog międzyreligijny?
Partnerami dialogu prowadzonego przez Kościół są wyznawcy tradycji monoteistycznej: Żydzi i muzułmanie oraz wierni religii Dalekiego Wschodu i Indii, czyli buddyści, dżiniści, hinduiści, szintoiści, konfucjaniści i inni. Kościół pragnie z życzliwością wychodzić na spotkanie wyznawców religii tradycyjnych – religii ludów pierwotnych Afryki i innych kontynentów. Dialog międzyreligijny – jak uważał Jan Paweł II – oznacza „spotkanie umysłów i serc pomiędzy wyznawcami różnych religii” (Seul, 6 maja 1984).
W przemówieniach i katechezach Jana Pawła II spotkać można określenie „przyjaciele”, przydawane wyznawcom religii niechrześcijańskich. Nazwanie niechrześcijan przez „papieża dialogu” „przyjaciółmi” nie było tylko wyrazem kurtuazji, grzeczności. Wyrażało postawę otwartości, gotowość dzielenia się własnymi przeżyciami, dyspozycyjność w odniesieniu do podejmowania czynów dobra, chęć przekazywania duchowych darów, ale i radość z ich przyjmowania.
Partnerzy dialogu są „dalekimi przyjaciółmi”. Ci dalecy przyjaciele, których Kościół spotyka na drodze pełnienia swojej misji, nie muszą być oddaleni w sensie geograficznym. Mogą być sąsiadami, dzielącymi ten sam los od dziesiątek czy nawet setek lat. Skoro Kościół określa partnerów dialogu jako „przyjaciół”, to naturalnym staje się oczekiwanie, by ci przyjaciele tak samo nazywali chrześcijan.
Według Jana Pawła II „ziemię coraz żyźniejszą dla dialogu stanowią kwestie etyczne i moralne odnoszące się do przyszłości rodzaju ludzkiego” (Rzym, 24 sierpnia 1996). Wynikające z porządku stworzenia uniwersalne i jednocześnie niezmienne normy moralne stanowią „niepodważalny fundament i solidną gwarancję sprawiedliwego i pokojowego współżycia ludzkiego” (Rzym, 24 sierpnia 1996), nie tylko w Europie, ale także na całym świecie.
Najważniejszym celem dialogu, który Kościół podejmuje z niechrześcijanami, jest świadczenie wobec nich o miłości Jezusa Chrystusa do wszystkich ludzi. Celem dialogu jest ukazywanie miłości Jezusa Chrystusa do całego świata, miłości, która w pełni objawiła się na krzyżu. Dialog służy przybliżeniu perspektywy zbawienia świata. Słowo „świat” ma bardzo szerokie pole znaczeniowe – „światem” są ludzie, ich kultura oraz ich religie. Mając na względzie perspektywę uniwersalizmu zbawczego, „Kościół dąży do głębokiej jedności ze wszystkimi ludami” (Seul, 6 maja 1984) z wyznawcami różnych tradycji religijnych.
Celem dialogu Kościoła z innymi religiami jest – według Jana Pawła II – poszukiwanie „elementów służących Prawdzie”. W czasie dialogu chrześcijanin uświadamia sobie, iż z uwagi na „zarodki Prawdy” rozproszone w różnych systemach wierzeń religie niechrześcijańskie nie były nigdy pogrążone w totalnym mroku i ciemnościach zła. Jan Paweł II przekonywał zdumionych słuchaczy, iż Duch Święty jest w sposób tajemniczy obecny w kulturach i religiach niechrześcijańskich (Rzym, 26 marca 1982).
Horyzontem spotkań międzyreligijnych, do którego mają się zbliżać wierni różnych tradycji duchowych, jest przebaczenie, pokój oraz pojednanie. Cel ten stanowi wyzwanie, które w równej mierze staje przed wszystkimi ludźmi: buddystami, hinduistami, muzułmanami, Żydami, chrześcijanami i wszystkimi ludźmi dobrej woli. Wyzwanie to, będące wyrazem woli Bożej wobec tychże społeczności, winno być przez nie solidarnie podjęte.
Celem dialogu jest przezwyciężanie podziałów społecznych często sztucznie wygenerowanych, a następnie przez pokolenia pielęgnowanych. Drogę do harmonii wyznacza odrzucenie egoizmu jako stylu bycia. Sposobem budowania zgody jest natomiast niczym nie ograniczona pełna miłości służba, posługa miłości okazywana każdemu bez wyjątku. Istnieją nadto przeszkody natury merytorycznej, „doktrynalnej”. W tym przypadku nie może być jakiegoś consensusu. Przeszkody te nie mogą jednak przekreślać komunikacji na płaszczyźnie troski o wartości ogólnoludzkie.
Uczestnicy dialogu zyskują odwagę, będącą warunkiem pokonania barier niezrozumienia, podejrzeń i przesądów. Niezrozumienie oraz wiążące się z nim cierpienie nie jest już, dzięki dialogowi, znakiem przegranej, lecz stanowi okazję do ożywienia czy w ogóle wzbudzenia zaufania, które pozwoli postępować na drodze przyjaźni.
Spotkania religii służą „ulepszaniu świata”. „Kościół katolicki – powiedział papież Jan Paweł II na spotkaniu z niechrześcijanami w Madrasie w Indiach w 1986 roku – niejednokrotnie wyrażał przekonanie, że wszyscy ludzie, zarówno wierzący, jak i niewierzący, muszą zjednoczyć się i współdziałać dla ulepszenia tego świata, w którym wszyscy razem mieszkają”.
Metodę dialogu międzyreligijnego stanowi świadczenie gościnności. Dialog ten podobny jest do gościny okazanej przyjacielowi. Jego uczestnicy nie mogą być intruzami nierespektującymi tego, co stanowi najgłębszy pokład ludzkiego ducha. Gościnność wpisana jest głęboko w duchowość życia chrześcijańskiego. Stary i Nowy Testament jawi się wyraźnie jako księga gościnności, zachęcająca do jej praktykowania między innymi poprzez pokonywanie uprzedzeń, wyzwalanie się z krzywdzących stereotypów, niesprawiedliwych sądów. Ten, kto zaprasza i przyjmuje gości, już daje świadectwo wyzwolenia się z uprzedzeń. Wyraża swoją otwartość i gotowość słuchania.

Miejsce Boga w dialogu między religiami
Bóg stanowi centrum dialogu międzyreligijnego. On jest inspiratorem i natchnieniem każdego dialogu, w jego różnorodnych formach i wyrazach. Prawda ta demaskuje wszelkie pozorne, spektakularne dialogi, które koncentrują się tylko i wyłącznie na ludzkich kalkulacjach oraz interesach. Bóg jest gwarantem konstruktywnego dialogu. Społeczeństwa tak powinny kształtować siebie, ażeby w ich ramach funkcjonował autentyczny i twórczy dialog między wiernymi różnych religijnych tradycji. Oprócz wyzwalającego dialogu można spotkać manipulację dialogiem, jego nadużywanie, wykorzystywanie dla celów pozareligijnych, najczęściej politycznych czy po prostu ambicjonalnych.
Należy wyraźnie podkreślić, iż fundamentem życia chrześcijańskiego jest kluczowa prawda, wyrażona w Biblii: „Bóg jest miłością”, „Bóg jest komunią-wspólnotą Osób”. Miłość wewnątrz-trynitarna stanowi dla chrześcijanina model, według którego powinny być konstruowane wszystkie międzyludzkie relacje, a wśród nich odniesienia międzyreligijne. Przedwieczny Bóg Ojciec kocha Syna Bożego, Syn Boży kocha Boga Ojca, ich miłością jest Osoba Ducha Świętego. Miłość stanowi o naturze Boga i tylko ona winna być u początku międzyreligijnych relacji.
Pierwszym argumentem za koniecznością budowania wspólnoty, w której zachodzą dojrzałe odniesienia, jest wzór wewnątrz-trynitarnych relacji Osób Boskich. Skoro – jak wierzą uczniowie Chrystusa – Bóg jest miłością, to do drugiego człowieka, do wyznawcy innej religii należy zwracać się wyłącznie w duchu miłości. Obowiązkiem chrześcijanina często wypowiadającego słowa: „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” jest afirmacja drugiego człowieka – afirmacja osoby ludzkiej, mającej wartość samą z siebie. Afirmacja ta nie oznacza akceptacji wierzeń i zasad etycznomoralnych, którymi osoba ta się kieruje. Chrześcijanin zaangażowany w dialog międzyreligijny powinien kontemplować tajemnicę Trójjedynego Boga – Boga miłości i komunii. Powinien kontemplować ją w codziennych działaniach, czynach, które podejmuje. Winien głęboko żyć prawdą o wcieleniu Jezusa Chrystusa i o Jego dziele odkupienia całej ludzkości i każdego człowieka, dokonanym na krzyżu i przez zmartwychwstanie.
Szacunek dla Boga jest poświadczany przez atencję wobec człowieka. Bóg będący niezgłębioną Tajemnicą uczy czci wobec tajemnicy każdego człowieka. Dialogiczne spotkanie jest ostatecznie spotkaniem z Bogiem obecnym w drugim człowieku, w jego sumieniu, w jego strukturze bytu, które zostały odkupione przez Syna Bożego – Jezusa Chrystusa.
W adhortacji Reconciliatio et paenitentia papież Jan Paweł II wyraził życzenie odnośnie do miejsca Boga w interreligijnym dialogu: „Oby ten dialog między religiami doprowadził do przezwyciężenia wszelkiej wrogości, nieufności, wzajemnego potępiania czy nawet wzajemnych zniewag, co stanowi wstępny warunek spotkania przynajmniej w wierze w jednego Boga i w pewności życia wiecznego dla nieśmiertelnej duszy” (ReP, 25).
Możliwość i perspektywa dialogu Kościoła katolickiego z islamem
Mimo rozlicznych trudności dialog Kościoła katolickiego z islamem jest możliwy na płaszczyźnie koegzystencji. Płaszczyznę tę wyznacza tak zwany dialog życia, czyli wspólne (chrześcijan i niechrześcijan) dzielenie losu jako obywatele państwa, mieszkańcy określonej wioski, osady, miasta, metropolii, jako sąsiedzi. Na płaszczyźnie dyskusji teologicznych porozumienie jest bardzo trudne, wręcz niemożliwe.
Mówiąc o dialogu z islamem, trzeba być świadomym, że religia ta jest rzeczywistością bardzo złożoną. Twierdzi się nawet, iż powinno się mówić nie o jednym islamie, lecz o wielu różnych islamach. Wewnątrz islamu występują bowiem dość wyraźnie odrębne nurty. Poza tym religia ta nie ma jednego centrum uznawanego przez wszystkie grupy i odłamy (dotyczy to również innych religii, np. judaizmu), co bardzo utrudnia dialog, gdyż zmusza do wyboru tylko niektórych z nich jako partnerów. Rezultaty takiego dialogu nie muszą być uznawane za wiążące dla innych grup. Kościół znajduje się tu w wyraźnie uprzywilejowanej sytuacji, gdyż takim centrum jest Stolica Apostolska. Dzięki temu ze strony Kościoła powstały dotychczas setki dokumentów, podczas gdy po drugiej stronie takich dokumentów prawie nie ma. Poza tym inna sytuacja panuje w Europie niż w krajach, gdzie rządzą fundamentaliści islamscy. Na kontynencie europejskim dialog jest z pewnością łatwiejszy. Jednak nawet w krajach z większością islamską sytuacja okazuje się zróżnicowana. Zawsze bardziej na dialog są otwarte ośrodki uniwersyteckie. Taką otwartość można zauważyć na najbardziej w świecie arabskim prestiżowym (i jednym z najstarszych na świecie) uniwersytecie Al-Azhar w Kairze.
Kościół daje wiele dowodów dobrej woli wobec muzułmanów, na przykład broni ich wolności religijnej wobec presji ideologii laickości obecnej w wielu państwach Zachodu. Znane są nawet przypadki z naszego punktu widzenia niezwykłe, na przykład pomocy w zbieraniu pieniędzy na budowę meczetu. Podobnych gestów z drugiej strony nie ma, a w niektórych krajach islamskich chrześcijaństwo spotyka się nawet z wyraźnymi oznakami dyskryminacji. Nie znaczy to jednak, że Kościół winien zrezygnować z aktów dobrej woli. Nie może tego uczynić, bo nie może się zaprzeć samego siebie. Gesty dialogu są zawsze świadectwem, które może kiedyś zostanie zrozumiane i odwzajemnione.
Spór o symbole, o znaki tożsamości religijnej, który od czasu do czasu wybucha w Europie Zachodniej, być może sugeruje, że mógłby zaistnieć pewien „wspólny front” chrześcijan i muzułmanów wobec ateistycznej, laickiej polityki dzisiejszych władz niektórych państw Zachodu. Ustosunkowując się do tej kwestii, należy stwierdzić, iż wielkie zamieszanie wprowadziły w tej materii środki społecznego przekazu. Trzeba wyraźnie podkreślić, że chusty na głowach muzułmanek są elementem kultury arabskiej, a nie islamu. Warto też uświadomić sobie, że islam nie jest religią wyłącznie Arabów – stanowią oni tylko około 20-30% muzułmanów. Zupełnym nonsensem jest postawienie krzyża w jednym rzędzie z owymi chustami czy żydowskimi jarmułkami. Sens i waga tych znaków są zupełnie inne. Ani chusta, ani jarmułka nie są wyrazem credo religijnego, tak jak jest nim krzyż u chrześcijan.
Prowadząc dialog z muzułmanami, chrześcijanie mogą niejednego nauczyć się od swoich „młodszych braci w wierze Abrahama”. Muzułmanie nazywają siebie „posłusznymi woli Allacha”. Tego poddania woli Bożej chrześcijanie mogą się od nich uczyć – nie tylko poddania swojego życia prywatnego, ale i publicznego, społecznego. Godna uznania jest też wierność muzułmanów modlitwie i pewnym innym praktykom wiary. Muzułmanie – w odróżnieniu od bardzo wielu chrześcijan – nie wstydzą się publicznej modlitwy. Poddanie się Bogu (chrześcijanie powiedzieliby: Bożej opatrzności) sprawia też, że w trudnych sytuacjach muzułmanie zachowują się spokojniej, w sposób bardziej zrównoważony niż na ogół ludzie kultury Zachodu; nie tracą równowagi ducha, nie tragizują, nie histeryzują, nie popadają w lęk.

Dekalog dialogu międzyreligijnego
Istotę i potrzebę dialogu może syntetycznie ukazać Dekalog dialogu międzyreligijnego, publikowany wcześniej w różnych opracowaniach podejmujących temat dialogu Kościoła z niechrześcijanami:
1. Miej zawsze świadomość, że wszyscy ludzie, bez względu na wyznawaną religię, są dziećmi jednego Boga – Ojca i Stwórcy.
2. Pamiętaj, że ludzie innych religii mają prawo żyć obok ciebie.
3. Poznawaj coraz bliżej Jezusa Chrystusa, byś potrafił zrozumieć ludzi innych religii, z którymi On się zjednoczył poprzez Wcielenie i których odkupił swoją zbawczą męką i śmiercią.
4. Nie zapominaj, że Duch Święty jest w tajemniczy sposób obecny w kulturach i religiach niechrześcijańskich.
5. Poznawaj i kochaj coraz bardziej własną religię, byś lepiej mógł poznać inną. Określ wyraźnie, kim sam jesteś.
6. Bądź otwarty, wyrozumiały i solidarny w tym, co ludzkie, z wyznawcą każdej religii.
7. Wyzwalaj się z krzywdzących stereotypów. Nigdy nie rozmawiaj z drugim człowiekiem tak, jakbyś go widział w „krzywym zwierciadle”.
8. Patrz na drugiego człowieka, wczuwaj się w jego myślenie, słuchaj go i rozmawiaj z nim tak, jakbyś chciał, żeby on widział ciebie, wczuwał się w twoje myślenie, słuchał cię i rozmawiał z tobą.
9. Pamiętaj, że najważniejszym celem dialogu międzyreligijnego jest zbliżenie się do Boga – jedynej Prawdy, Drogi i Życia.
10. Pamiętaj, że dialog międzyreligijny jest realizacją na co dzień przykazania miłości Boga i bliźniego.
Podsumowując, należy stwierdzić, iż na drogach współczesnego świata nie ma innej drogi, jak tylko droga dialogu. Stanowi ona wyraźny „znak czasu”, który dogłębnie rozpoznał, odczytał i jego wyzwania niestrudzenie i wspaniałomyślnie spełniał Jan Paweł II – sługa dialogu zbawienia i prorok dialogu międzyreligijnego. Jego słowa i czyny dialogu wzajemnie się przenikały, interpretowały, wyjaśniały. Papież przygotował przedpole dialogu dla kolejnych pokoleń chrześcijan. Budował mosty porozumienia i komunikacji międzyludzkiej, które teraz należy nie tylko strzec, ale wzmacniać, chodzić nimi, nie pozwolić, by uległy zniszczeniu czy zapomnieniu. Dialog międzyreligijny, w tym dialog z islamem, w którym uczestniczy Kościół, jest znakiem wiarygodności chrześcijaństwa jako religii objawionej przez Boga, religii dialogu.
http://www.katolik.pl/o-dialogu-miedzyreligijnym-i-islamie,24555,416,cz.html?s=4
******

Komentarz liturgiczny

Szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu
(Mk 2, 23-28)

Jezus pokazuje w tej Ewangelii na przykładzie świętowania szabatu, że człowiek jest koroną stworzenia. Siebie ustawia jako kontynuację Dawida, gdy chodzi o nakarmienie głodnych. Ono jest ponad przepisami, a Jezus-Bóg jest tu na ziemi jako kapłan Najwyższego; jest wykładnią tego, co trzeba czynić.
Niech trwa w Tobie pamięć cudów Jezusa. Niech zagości w Tobie pragnienie Jego Chleba – Komunii z Jezusem. Niech Jezus będzie Twoją nadzieją i Twoją kotwicą na wszystkie sytuacje.


Asja Kozak
asja@amu.edu.pl

http://www.katolik.pl/modlitwa,888.html

****

Refleksja katolika

Choć od początku Wielkiego Postu dzieli nas ponad miesiąc, to dzisiejsza Ewangelia pyta nas o motywy podejmowanych przez nas postów.
Najlepszym sprawdzianem, na ile nasz post jest miły Panu i zgodny z Jego wskazówkami, jest pokój serca, jaki on przynosi.
Post może nas przybliżać do innych, ale może też oddalać, budzić chęć krytyki, wywyższania się, pogardy dla innych, którym praktyka postu przychodzi z trudem, lub jej nie potrafią mimo szczerych intencji pojąć.
Jest post wypływający z tęsknoty za Oblubieńcem i głodówka, mająca nas samych utwierdzić w dobrym mniemaniu o sobie. Jest post płynący z miłości i łączności z Kościołem i posty dla zdrowia i urody.
Zanim podejmiemy nowe zobowiązania wielkopostne, jest dobry czas aby się przyjrzeć naszym postom z przeszłości i ich owocom. Czy praktyki ascetyczne prawdziwie przybliżyły nas do Jezusa? Czy pomogły odkryć Jego wolę wobec nas?
A może były jedynie  pobożnymi działaniami, spełnianymi ze względu na tradycję, przykazania kościelne, praktykami  dla samych praktyk, bez żadnego wpływu na naszą duchowość?
Czy posty nas wyciszały, czy też wprowadzały rozdrażnienie?
Bez takiego bilansu, robionego od czasu do czasu, trudno nam będzie uniknąć błędu przyszywania nowych łat do starych bukłaków.
Barbara Karpińska
http://bog-w-moim-balaganie.blog.onet.pl/

***

Człowiek pyta:

Dokądże głupcy mają kochać głupotę, szydercy miłować szyderstwo, a nierozumni pogardzać nauką?
Prz 1,22

***

KSIĘGA III, O wewnętrznym ukojeniu
Rozdział XLII. O TYM, ŻE POKOJU DUCHA NIE MOŻNA OPIERAĆ NA LUDZIACH

1. Synu, jeżeli twój pokój ducha uzależniasz od jakiegoś człowieka, sądząc, że podobnie jak ty myśli i żyje, zawsze będziesz niespokojny i uwikłany. A jeśli opierasz się na trwałej i wiecznie żywej prawdzie, nie zasmucisz się, gdy przyjaciel odejdzie od ciebie albo umrze Hbr 7,25.24. Na mnie niech się opiera nawet przyjaźń i tylko przeze mnie kochaj tego, kto ci się zdaje dobry i bliski w tym życiu.

Beze mnie przyjaźń nie ma pełnej wartości i trwać nie może, nie ma prawdziwej i czystej miłości, której ja nie połączę. Dla takich uczuć ludzkich masz umrzeć, tak abyś, o ile to od ciebie zależy, pragnął żyć w ogóle z dala od ludzi.

O tyle człowiek zbliża się do Boga, o ile oddala się od wszelkiego ziemskiego pocieszenia. I o tyle wyżej wzlata ku Bogu, o ile głębiej schodzi w siebie i sam sobie wydaje się nędzarzem.

2. Kto zaś sobie przypisuje coś dobrego, sam kładzie przeszkodę na drodze łaski Bożej, bo łaska Ducha Świętego zawsze szuka pokornego serca. Gdybyś umiał w sposób doskonały unicestwić siebie i opróżnić duszę z wszelkich przywiązań, wówczas łaska moja musiałaby spłynąć na ciebie.

Gdy patrzysz na stworzenia, zasłaniasz sobie obraz Stworzyciela. Ucz się ciągle przezwyciężać siebie dla Stwórcy, wtedy staniesz się zdolny osiągnąć poznanie rzeczy Bożych. Nawet najmniejsza rzecz, jeśli ją kochasz i patrzysz na nią bez względu na mnie, plami cię i oddala od najwyższego dobra.

Tomasz a Kempis, ‘O naśladowaniu Chrystusa’

***

NADZIEJA

Trzymaj ten sznur, choć fala nad głową szaleje;
Wybrnąłby szatan. gdyby mógł chwycić nadzieję.

Adam Mickiewicz

***

Kiedy będziesz naprawdę wściekły, włóż ręce do kieszeni.

H. Jackson Brown, Jr. ‘Mały poradnik życia’

http://www.katolik.pl/modlitwa,883.html

****************

Refleksja maryjna

Maryja w perspektywie ekumenicznej

Nadeszła chwila, aby nie czynić już więcej z postaci Maryi powodu do dyskusji i podziałów między chrześcijanami, ale aby Jej osoba stała się okazją do zjednoczenia i braterstwa między nimi. Maryja jawi się jako znak Kościoła nie podzielonego ani na Kościół Judejski, ani Kościół pogański, a zatem ma silne odniesienie do jedności. Taka perspektywa ekumeniczna, pozwala nam widzieć Maryję w kontekście biblijnym, a nie opierając się na regułach formalnych, na tezach teologicznych, na samych dogmatach. Dogmaty zrodziły się, aby tłumaczyć Biblię, nie odwrotnie, są jej argumentami, nie bazą. Kiedy dogmat staje się bazą, a Pismo Święte argumentem, akcentuje się na początku stwierdzenie dogmatyczne i stara się później udowodnić je wersetami wziętymi z Biblii, często wyrwanymi z kontekstu i pełniącymi rolę podrzędną jako próba ex Scriptura. Kiedy zaś Pismo Święte stanowi bazę, wychodzi się od Słowa Bożego i w tłumaczeniu jego znaczenia dochodzi się do dogmatu będącego jego autentyczną interpretacją, którą dał również Kościół. Przemierza się drogę, jaką przebyła sama prawda, pragnąc dotrzeć do nas, nie podąża się w przeciwnym kierunku.

R. Cantalamessa


teksty pochodzą z książki: “Z Maryją na co dzień – Rozważania na wszystkie dni roku”
(C) Copyright: Wydawnictwo SALWATOR,   Kraków 2000
www.salwator.com

http://www.katolik.pl/modlitwa,884.html

*********

Baldwin z Ford (? – ok. 1191), opat cysterski, następnie biskup
Sakrament ołtarza 3, 2

 

„Szabat został ustanowiony dla człowieka”
 

To, co stanowi prawdziwą szczęśliwość, to święty wypoczynek i święte spełnienie, których szabat i manna są symbolami. Obdarzywszy swój lud spoczynkiem i sytością poprzez szabat i mannę, zapowiadające błogosławieństwo dla posłusznych, Pan zarzuca mu nieposłuszeństwo, które może grozić utratą upragnionych dóbr: „Jakże długo jeszcze będziecie się wzbraniali zachowywać moje nakazy i moje prawa?” (Wj 16,28)… Po tym pytaniu Mojżesz skłania swych braci do uszanowanie dóbr Bożych: „Patrzcie! Pan nakazał wam szabat i dlatego w szóstym dniu dał wam pokarm na dwa dni”. To ostrzeżenie oznacza, że Bóg da swoim wybranym wypoczynek od ich trudu i pociechy w życiu teraźniejszym, jak i w przyszłym.

Ale co więcej, dwa drogi życia są nam tu sugerowane: życie aktywne, w którym trzeba pracować i życie kontemplatywne, na które pracujemy i które spędzimy jedynie na kontemplacji Boga. Życie kontemplatywne, mimo tego, że należy przede wszystkim do przyszłego świata, powinno jednak być obecne w tym życiu, poprzez święty spoczynek szabatu. Na ten temat Mojżesz powiedział: „Każdy przeto z was pozostanie w domu! W dniu siódmym żaden z was niech nie opuszcza swego miejsca zamieszkania”. To znaczy: „Niech każdy wypocznie w swoim domu i nie wychodzi pracować w dniu szabatu”. Uczy nas to, że w czasie kontemplacji powinniśmy zostać u siebie, nie wychodzić, kierowani zabronionymi pragnieniami, ale zgromadzić wszystkie nasze zamiary, „w czystości serca” (jak mówi św. Benedykt), aby myśleć o Bogu jedynym i kochać tylko Jego.

*******

Kilka słów o Słowie 20 I 2015

<a href="/channel/UCWbcvHebx0BGnB12QIEaqiA" class=" yt-uix-sessionlink     spf-link  g-hovercard" data-ytid="UCWbcvHebx0BGnB12QIEaqiA" data-name="" data-sessionlink="ei=MB2-VJnRJ-XP0AXM64HoAg">Michał Legan</a>

Michał Legan

 

http://youtu.be/H_TGHRp09C0

 

**************************************************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
20 stycznia
Święty Fabian, papież i męczennik
Święty Fabian Fabian pochodził z rodziny rzymskiej. Wstąpił na tron papieski po św. Anterosie. Euzebiusz z Cezarei twierdzi, że został wybrany papieżem za szczególną interwencją Bożą. Kiedy bowiem nie wiedziano, kogo wybrać, Duch Święty w postaci gołębicy miał spocząć nad głową Fabiana. Działo się to 10 stycznia 236 r.
Pontyfikat Fabiana trwał 14 lat – do roku 250. Fabian podzielił Rzym na siedem kościelnych okręgów (diakonii), na czele każdego z nich umieścił diakona, którego w pracy wspierał subdiakon i sześciu pomocników. Wyznaczył także 7 subdiakonów, aby prowadzili akta męczenników; zarządził, aby stary olej był palony, a nowy co roku poświęcany w Wielki Czwartek. Dbał o karność kościelną. Usunął m.in. biskupa Prywata z Lambesi (Afryka Północna), oskarżonego o herezję i gorszące życie. Zwołał do Rzymu synod, na którym uchwalono niezbędne dekrety. Miał wprowadzić stopnie święceń niższych, kleryckich. Od czasów jego pontyfikatu zaczęto odnotowywać dokładne daty wyboru kolejnych papieży. Podjął na szeroką skalę prace budowlane na rzymskich cmentarzach, m.in. zakończył budowę krypty biskupiej w katakumbach Kaliksta.
Zadbał także o porządki na cmentarzach kościelnych i wprowadził do nich zarządców.
Papież Fabian nakazał sprowadzić z Sardynii ciała zmarłych – papieża Poncjana i antypapieża Hipolita i pochował je ze czcią w Rzymie. Sprowadzenie ciał osób skazanych na śmierć mogło być dokonane tylko za zgodą cesarza. Świadczyło to o wpływach, jakie miał papież Fabian na dworze cesarskim.
Za czasów Decjusza Fabian stał się ofiarą prześladowań. Poniósł śmierć męczeńską na arenie 20 stycznia 250 roku. Pochowano go w katakumbach św. Kaliksta. Św. Cyprian w liście do kleru rzymskiego wspomina o męczeńskiej śmierci Fabiana i oddaje mu należną pochwałę. Pisze też o kulcie, jakim cieszył się papież wśród wiernych po swojej męczeńskiej śmierci. W 1854 roku odnaleziono płytę nagrobną z imieniem św. Fabiana wypisanym po grecku, a w 1915 roku w bazylice św. Sebastiana znaleziono sarkofag Męczennika z napisem pochodzącym z wieku X. Fabian czczony jest jako patron garncarzy.W ikonografii św. Fabian jest przedstawiany w papieskim stroju pontyfikalnym lub w kapie i tiarze, czasami z gołębiem na głowie. Jego atrybutami są: anioł z narzędziami męki, krucyfiks, miecz, palma męczeńska.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/01-20a.php3
20 stycznia
ŚW. FABIANA, PAPIEŻA I MĘCZENNIKA
Wspomnienie dowolne

Fabian, w roku 236 wybrany biskupem Rzymskiego Kościoła, w roku 250 poniósł męczeństwo na początku prześladowania Decjusza i został pogrzebany w katakumbach Kaliksta.

Teksty wspólne o jednym męczenniku albo o pasterzach

GODZINA CZYTAŃ

II CZYTANIE

Z listów św. Cypriana, biskupa i męczennika, oraz Kościoła Rzymu o męczeństwie św. Fabiana, papieża

(List 9, 1 i 8, 2-3)
Fabian daje nam przykład wiary i męstwa
Kiedy święty Cyprian został powiadomiony o śmierci Papieża Fabiana, wysłał do kapłanów i diakonów Rzymu następujące pismo:
„Kiedy rozchodziła się u nas pogłoska o śmierci mego znakomitego współbrata i zdania na ten temat były podzielone, otrzymałem od was list przekazany mi przez subdiakona Kremencjusza. Dowiedziałem się wówczas obszernie o śmierci Fabiana i bardzo uradowałem, iż tak wspaniałe posługiwanie zostało uwieńczone również chwalebnym końcem.Jestem też pełen uznania, iż jego pamięć czcicie świadectwem tak jednomyślnym i chwalebnym. Dowiedzieliśmy się bowiem, co czynicie dla upamiętnienia waszego przełożonego, a co dla nas samych jest przykładem wiary i męstwa.
O ile bowiem upadek przełożonego zgubny jest dla tych, którzy jemu są powierzeni, o tyle na odwrót, zbawienną i pożyteczną jest rzeczą, kiedy biskup dla swoich braci stanowi przykład mocnej wiary”.

Zanim jeszcze Kościół Rzymski otrzymał – jak się wydaje – powyższy list, wysłał ze swej strony do Kartaginy pismo, będące świadectwem wytrwałej wiary w prześladowaniu:
„Kościół trwa mocno w wierze, mimo iż niektórzy odstąpili czy to z bojaźni, czy to z powodu zajmowanego stanowiska, czy też dotknięci ludzką słabością. My jednak nie opuszczamy tych, którzy nas opuścili, ale upomnieliśmy i nadal upominamy, aby czynili pokutę. Być może zdołają otrzymać przebaczenie od Tego, który mocen jest go udzielić. Obawiamy się natomiast, iż gdybyśmy ich opuścili, to staną się wówczas jeszcze gorsi.

Widzicie zatem, bracia, że i wy tak czynić powinniście, aby ci, którzy upadli, powrócili dzięki waszym zachętom; aby jeśli zostaną powtórnie ujęci, mogli przez wyznanie wiary naprawić swój pierwszy błąd. Ponadto inne ciążą na was zobowiązania, które i nas dotyczą: należy przyjść z pomocą tym, którzy popadli w pokusę i chwieją się, aby czynili pokutę i zapragnęli na nowo pojednania.

Wdowy oraz ubodzy bez środków utrzymania, nadto ci, którzy są w więzieniu albo na wygnaniu, powinni koniecznie znaleźć takich, którzy im pomogą. Także katechumeni dotknięci chorobą nie powinni być opuszczeni, lecz należy przyjść im z pomocą.
Pozdrawiają was bracia, którzy są w więzieniu, kapłani i cały Kościół. Otacza on najwyższą troską tych, którzy wzywają imienia Pana. My także prosimy, abyście pamiętali o nas”.

Responsorium    Flp 1, 23b; 3, 8b; 1, 21; 2, 17
w. Pragnę odejść, a być z Chrystusem; † dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, / bylebym pozyskał Chrystusa; * Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, / a śmierć jest mi zyskiem.
k. A jeśli nawet krew moja ma być wylana przy ofiarniczej posłudze około waszej wiary, cieszę się i dzielę radość z wami wszystkimi. W. Dla mnie.

Modlitwa

Boże, Ty jesteś chwałą Twoich kapłanów, † spraw, abyśmy za wstawiennictwem świętego Fabiana, papieża i męczennika, umacniali się w wierze, którą wyznawał, * i godnie Tobie służyli. Przez naszego Pana.

https://www.kapucyni.pl/index.php/liturgiczne/5365-20-stycznia-sw-fabiana-papieza-i-meczennika
**************

Św. Fabian

.

Święty papież i męczennik (zm. 250r.)

Następca papieża św. Anterusa, został wybrany papieżem 10 stycznia 236 roku.
Był dwudziestym papieżem (wg listy kard. Mercati z 1942).

Euzebiusz z Cezarei w swojej “Historii Kościoła” opowiada, że gdy kler i lud rzymski zebrali się, aby wybrać nowego papieża, gołąb usiadł na głowie Fabiana. Widząc w tym znak Boży, oddano na niego wszystkie głosy, mimo że wcześniej nie był brany pod uwagę, ponieważ był osobą świecką i na dodatek zupełnie nieznaną.

Wybór św. Fabiana na papieża
Jacques Huguet l’Ancien, XV w.

Papież wysłał siedmiu biskupów do Galii – św. Dionizego do Paryża, św. Trofima do Arles, św. Pawła do Narbonne, św. Saturnina do Tuluzy, św. Austromoniusza do Clermont, św. Marcjala do Limoges i św. Gacjana do Tours, aby tam głosili Ewangelię. Korespondował z Orygenesem.

Giovanni di Paolo, fragm., poł. XVw.
National Gallery, Londyn

Podzielił Rzym na 7 okręgów administracyjnych nazwanych regio. Równocześnie zaczęły powstawać urzędy przy papieżu. Na pierwszy plan wysunęły się potrzeby duszpasterskie i to one zadecydowały o utworzeniu 7 diakonii. Papież mianował 7 diakonów do opieki nad biednymi i 7 subdiakonów do sporządzania akt męczenników. Uporządkował cmentarze kościelne. Zarządził poświęcanie co roku w Wielki Czwartek nowego oleju. Dbał o karność w kościele, m.in. potwierdził decyzję synodu biskupów afrykańskich przeciw heretykowi Prywatowi z Lambesi. Sprowadził z Sardynii do Rzymu relikwie świętego papieża Poncjana i św. Hipolita. Miał również ochrzcić cesarza Filipa Araba i jego syna.

Papież Fabian i Filip I Arab
“Złota legenda” Jakub de Voragine, XIV w.

Na przełomie lat 249 i 250 cesarz Decjusz wydał edykt o składaniu ofiar przed komisją rządową, a ci którzy składali ofiary otrzymywali specjalne zaświadczenia. Jedną z pierwszych ofiar cesarskich prześladowań był św. Fabian, skazany na śmierć przez ścięcie. Ciało pochowano przy drodze appijskiej (Via Appia), w katakumbach św. Kaliksta, na którym później zbudowano bazylikę poświęconą św. Sebastianowi.

 Paris Bordone, fragm., ok. 1535r.
Staatliche Museen, Berlin

W 1854 roku archeolog Giovanni de Rossi odnalazł płytę nagrobną z imieniem św. Fabiana, a w 1915 roku w bazylice św. Sebastiana znaleziono sarkofag papieża-męczennika z inskrypcją pochodzącą z X w.

Bazylika św. Piotra, Rzym

Ikonografia:
Przedstawiany z gołębiem na głowie, z mieczem.

http://martyrologium.blogspot.com/2010/01/sw-fabian.html
*******************
20 stycznia
Święty Sebastian, męczennik
Święty Sebastian Informacji o Sebastianie dostarcza nam Opis męczeństwa nieznanego autora z roku 354 oraz komentarz św. Ambrożego do Psalmu 118. Według tych dokumentów ojciec Sebastiana miał pochodzić ze znakomitej rodziny urzędniczej w Narbonne (Galia), matka zaś miała pochodzić z Mediolanu. Staranne wychowanie i stanowisko ojca miało synowi utorować drogę na dwór cesarski. Miał być przywódcą gwardii cesarza Marka Aurelego Probusa (276-282).
Według św. Ambrożego Sebastian był dowódcą przybocznej straży samego Dioklecjana. Za to, że mu wypomniał okrucieństwo wobec niewinnych chrześcijan, miał zostać przeszyty strzałami. “Dioklecjan kazał żołnierzom przywiązać go na środku pola i zabić strzałami z łuków. Tyle strzał tedy utkwiło w nim, że podobny był do jeża, a żołnierze przypuszczając, że już nie żyje, odeszli” – zapisał bł. Jakub de Voragine OP w swojej średniowiecznej “Złotej legendzie”.
Na pół umarłego odnalazła go pewna niewiasta, Irena, i swoją opieką przywróciła mu zdrowie. Sebastian, gdy tylko powrócił do sił, miał ponownie udać się do cesarza i zwrócić mu uwagę na krzywdę, jaką wyrządzał niewinnym wyznawcom Chrystusa. Wtedy Dioklecjan kazał go zatłuc pałkami, a jego ciało wrzucić do Cloaca Maxima. Wydobyła je stamtąd i pochowała ze czcią w rzymskich katakumbach niewiasta Lucyna. Był to prawdopodobnie rok 287 lub 288.
Św. Sebastian cieszył się tak wielką czcią w całym Kościele, że należał do najbardziej znanych świętych. Rzym uczynił go jednym ze swoich głównych patronów. Papież Eugeniusz II (824-827) podarował znaczną część relikwii św. Sebastiana św. Medardowi do Soissons (biskupowi z terenów obecnej Francji). Relikwię głowy Świętego papież Leon IV (+ 855) podarował dla bazyliki w Rzymie pod wezwaniem “Czterech Koronatów”, która znajduje się w pobliżu Koloseum. Św. Sebastiana zaliczano do grona Czternastu Wspomożycieli. Nad grobem męczennika wybudowano kościół pod jego wezwaniem – to obecna bazylika św. Sebastiana za Murami (San Sebastiano fuori le Mura), gdzie spoczywają jego relikwie. W miejscu męczeństwa powstał drugi kościół, bazylika św. Sebastiana na Palatynie (San Sebastiano al Palatino). W bazylice św. Piotra w Watykanie znajduje się kaplica św. Sebastiana, która obecnie jest miejscem spoczynku św. Jana Pawła II.
Sebastian jest patronem Niemiec, inwalidów wojennych, chorych na choroby zakaźne, kamieniarzy, łuczników, myśliwych, ogrodników, rusznikarzy, strażników, strzelców, rannych i żołnierzy. Poświęcono mu liczne i wspaniale dzieła. Jego męczeństwo natchnęło wielu artystów – malarzy, rzeźbiarzy, pisarzy i muzyków tej miary, co Messina, Rubens, Veronese, Ribera, Guido Reni, Giorgetti, Debussy.

W ikonografii przedstawiany jest w białej tunice lub jako piękny obnażony młodzieniec, przywiązany do słupa albo drzewa, przeszyty strzałami. Czasami u jego nóg leży zbroja. Na starochrześcijańskiej mozaice w kościele św. Piotra w Okowach w Rzymie ukazany jest jako człowiek stary z białą brodą, w uroczystym dworskim stroju. Atrybuty Świętego: krucyfiks, palma męczeństwa, włócznia, miecz, tarcza, dwie strzały w dłoniach, przybity wyrok śmierci nad głową.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/01-20b.php3

Św. Sebastian

.

Święty męczennik (256-288)

Urodził się około 256 roku w galijskim Narbonne w rodzinie bogatych chrześcijan. Nauki pobierał w Mediolanie, mieście rodzinnym matki. Wstąpił do gwardii cesarskiej w Rzymie, a po pewnym czasie został  mianowany jej dowódcą. Długo ukrywał przed cesarzem i innymi żołnierzami to, że jest chrześcijaninem, jednocześnie potajemnie pomagając męczonym i prześladowanym współbraciom.

Raffaello Sanzio, 1501-02
Accademia Carrara w Bergamo, Włochy

Pochodzący ze znakomitej rodziny bracia Marek i Marcelin zostali okrutnie skatowani, potem skazani na śmierć, za to że nie chcieli oddać czci pogańskim bogom. Cesarz ze względu na ich pozycję zwlekał z wykonaniem wyroku, odkładając go na miesiąc, licząc że może uda mu się ich pozyskać dla pogaństwa. Jednocześnie kazał zaprowadzić ich do domu więziennego dozorcy Nikostrata i tam przyprowadzono ich rodziców, żony i dzieci, którzy wśród łkań i błagania usiłowali namówić obu braci do odstępstwa od wiary. Ci, postawieni w tak okrutnej sytuacji, zaczęli się łamać.

Męczeństwo św. Sebastiana, Marka i Marcelina
“Speculum historiale” Wincenty de Beauvais, XV w.

Wtedy św. Sebastian obecny przy tej scenie nie wytrzymał i zawołał do obu, aby się nie poddawali i mężnie wytrwali przy Chrystusie. Żona Nikostrata, Zoja, niema od sześciu lat, wzruszona jego wiarą, uklękła przed Sebastianem i uniosła ręce. Chcąc pokazać prawdę swych słów, błagał Boga, aby uzdrowił kobietę i przywrócił jej mowę. Zoja przemówiła wychwalając Pana Boga, a wtedy wszyscy obecni uwierzyli w Chrystusa i przyjęli Chrzest.

Antonello da Messina, 1476-77
Gemaldegalerie w Dreźnie, Niemcy

Urzędnicy cesarscy nie mieli odwagi sami się na niego targnąć, oskarżyli go więc przed cesarzem, że nie tylko sam jest chrześcijaninem, ale również członków tej sekty wspiera pieniędzmi, a wielu innych nawraca się za jego namową i przykładem. Dioklecjan rozgniewany zawezwał Sebastiana przed siebie i afrykańskim łucznikom rozkazał, aby go rozstrzelali. Wyprowadzono Świętego za miasto, obnażono i przywiązano do drzewa, po czym strzelcy tak go pociskami obsypali, że wyglądał jak najeżony strzałami. Sądząc że już nie żyje, oprawcy odeszli  zostawiając Sebastiana. W nocy na miejsce kaźni przyszła pobożna wdowa Irena wraz ze służącą, aby ciało pogrzebać, ale ku swemu zdumieniu odkryła, że młodzieniec mimo, że ciężko ranny, żyje. Zabrała go więc do domu i tak długo pielęgnowała, aż Sebastian odzyskał zdrowie.

Św. Irena i jej służąca opiekują się św. Sebastianem
Dirck van Baburen, ok. 1615r.
Museo Thyssen-Bornemisza w Madrycie, Hiszpania

Chrześcijanie prosili go, aby ratował życie i uchodził z miasta, ale on po długiej modlitwie udał się nieopodal pogańskiej świątyni i widząc zbliżający się orszak cesarski wezwał cesarza do zaprzestania swoich prześladowań. Dioklecjan nie mógł uwierzyć, że Sebastian żyje, a w końcu nakazał go zatłuc kijami i ciało wrzucić do Cloaca Maxima. Pobożna Lucyna, której się Święty ukazał nakazując swój pochówek, zabrała jego ciało i pogrzebała w katakumbach.

Marmurowa rzeźba przy ołtarzu w kaplicy Bazyliki św. Sebastiana, Rzym
Antonio Giorgetti, 1665

Jeden z siedmiu głównych kościołów w Rzymie jest poświęcony św. Sebastianowi. Bazylika św. Sebastiana za Murami (San Sebastiano fuori le Mura) została zbudowana na polecenie papieża Damazego w pierwszej połowie IV wieku na miejscu katakumb w których pochowano Świętego. Ciało św. Sebastiana przeniesiono tutaj około roku 350. W 826 w obawie przed Saracenami przeniesiono relikwie do Bazyliki św. Piotra, kościół pod wezwaniem męczennika został zniszczony. Bazylikę odbudowano za panowania papieża Mikołaja I, a ołtarz poświęcony św. Sebastianowi został konsekrowany przez papieża Honoriusza III na prośbę cystersów, którzy opiekowali się tym miejscem. Od 1612 roku relikwie Świętego spoczywają pod tym ołtarzem, dokładnie nad jego grobem w katakumbach. Obecny wygląd bazyliki pochodzi głównie z XVII w.

Bazylika św. Sebastiana za Murami, Rzym

Kolejną bazyliką rzymską poświęconą św. Sebastianowi jest Bazylika św. Sebastiana na Palatynie (San Sebastiano al Palatino), zbudowana w miejscu gdzie zginął. W kościele św. Andrzeja Apostoła w Dolinie (San Andrea della Valle) w kaplicy poświęconej Świętemu znajdują się trzy ogniwa z łańcucha, którym był skrępowany.

Św. Sebastian jest zaliczany do grona 14 Przyczyńców  w potrzebie.

Za papieża Agatona swoim wstawiennictwem uchronił Rzym od morowego powietrza w 680 roku, za arcybiskupa Karola Boromeusza – Mediolan w 1575 roku i Lizbonę w 1799 roku.

Relikwiarz św. Sebastiana
Katedra Notre Dame w Paryżu
Relikwiarz na głowę św. Sebastiana, VII-IX w.
 Biblioteka Watykańska

W VII wieku lub nieco wcześniej część świętych szczątków dotarła do Florencji, Kapui i Mediolanu. Za Ludwika Pobożnego część relikwii za zgodą papieża Eugeniusza II opat Hilduin  w 826 roku umieścił w opactwie św. Medarda w Soissons. W 1564 roku hugenoci splądrowali opactwo i wyrzucili relikwie do rowu, pozbierano je w tajemnicy, a później część ukryto u św. Medarda, a część w kościele NMP, prawie całkowicie zniszczone w czasie rewolucji.
Relikwie św. Sebastiana przechowywano w kościołach Teatynów i Minimów w Paryżu, czterech kościołach Mantui, w Sewilli i Tuluzie, w katedrze w Tournay, w kościele Jezuitów w Antwerpii.

Patron:
Castel Gandolfo i Rio de Janeiro, umierających, papieskiej Gwardii Szwajcarskiej, żołnierzy, łuczników, rusznikarzy, płatnerzy, rzeźbiarzy, murarzy, ogrodników, koronkarek, introligatorów. Wzywany w obronie przed wrogami religii i przed zarazą.

Ikonografia:
Przedstawiany jako młodzieniec przywiązany do drzewa, związany i przeszyty strzałami, z aniołem nad głową niosącym wieniec zwycięstwa. Czasami niesie strzały.

Impresje muzyczne:
Guillame Dufay “O sancte Sebastiane” (motet)
Claude Debussy “Le martyre de Saint Sebastien”

Varia:
W czasie zarazy kładziono na ołtarzu poświęconym św. Sebastianowi grube woskowe świece, aby uprosić jej odwrócenie (za O.Kolbergiem).

Lektura:
Jakub de Voragine “Złota legenda” – “Żywot św. Sebastiana”

Andrea Mantegna, 1457-58
Kunsthistorisches Museum, Wiedeń
Katedra w Xanten, Niemcy
Pietro Perugino, ok. 1500r.

Bolonia, Włochy

http://martyrologium.blogspot.com/2010/01/sw-sebastian.html

Rozmowa świętych

TYCJAN (TIZIANO VECELLIO)

“Święty Marek na tronie wśród świętych”, olej na płótnie, 1510,
kościół Santa Maria della Salute, Wenecja

 

Dżuma szalała w Wenecji. Ludzie żarliwie modlili się o ocalenie. Prosili o wstawiennictwo przede wszystkim świętego Marka, patrona miasta. W modłach nie zapominali też o patronach lekarzy: śś. Kosmie i Damianie, a także o świętych Rochu i Sebastianie, uważanych za patronów chroniących przed morowym powietrzem. W 1510 roku zaraza ustąpiła. Szczęśliwi obywatele postanowili to uczcić, fundując obraz ołtarzowy w kościele Spirito Santo in Isola. Zadanie namalowania dzieła powierzono Tycjanowi.

Wielki artysta namalował tych świętych, o których wstawiennictwo prosili wenecjanie. Zgodnie z intencją fundatorów, szczególnie uhonorował św. Marka. Posłużył się w tym celu sięgającym XIV wieku schematem kompozycyjnym, zwanym sacra conversazione (święta rozmowa). Były to przedstawienia Matki Bożej siedzącej na tronie, otoczonej świętymi. Tycjan zamiast Maryi umieścił na tronie Marka. Z lewej strony Ewangeliście towarzyszą Kosma i Damian, a z prawej – Roch i Sebastian. Strzała wbita w bok Sebastiana, przypominająca o jego męczeńskiej śmierci, jest tylko atrybutem świętego, czyli wyróżnikiem pozwalającym go rozpoznać. Nie pełni żadnej innej roli w kompozycji.

Szczególny hołd świętemu Markowi artysta wzmocnił, umieszczając jego tron na wysokości głów pozostałych świętych.

Sylwetki przedstawionych osób rozmieszczone są symetrycznie. Tycjan postanowił nieco zakłócić tę symetrię, umieszczając z prawej strony wysokie kolumny, których cień przysłania twarz świętego Marka. Ten prosty zabieg ożywia kompozycję i sprawia, że wydaje się ona bardziej dynamiczna.

Dzieło przeniesiono później do innego weneckiego kościoła, Santa Maria della Salute, zbudowanego w XVII wieku też jako wotum dziękczynne po zakończeniu epidemii dżumy.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 16 – 22 kwietnia 2007r.

Fundatorzy wśród świętych

GIOVANNI ANTONIO BOLTRAFFIO

“Matka Boża z Dzieciątkiem,
św. Janem Chrzcicielem i św. Sebastianem”,

olej na desce, 1500, Luwr, Paryż

 

Powiększenie Matka Boża i Dzieciątko patrzą na nas z obrazu. Jezus wyciąga rączkę w geście błogosławieństwa. To zwykła scena. Niezwykłe wrażenie robią natomiast czterej mężczyźni otaczający Maryję i Jej Syna. Dwaj klęczący są ubrani w renesansowe stroje, jeden ze stojących jest niemal nagi, a drugiego okrywa zwierzęca skóra. Mimo to stanowią jednolitą, zwartą grupę. Łączy ich wyraźne zwrócenie się w kierunku Zbawiciela i Jego Matki.

Stojący z lewej strony mężczyzna to oczywiście św. Jan Chrzciciel. Pełni on tu ważną rolę osoby przypominającej o misji, którą ma do wypełnienia Jezus. Palcem prawej ręki pokazuje więc na Niego, a jednocześnie na krzyż, który trzyma w lewej ręce.

Drugi stojący mężczyzna to św. Sebastian. Był on rzymskim żołnierzem, zamęczonym strzałami z łuku za wyznawanie chrześcijaństwa. Zwykle przedstawiano go przywiązanego do drzewa i obnażonego, z ranami zadanymi przez strzały. Tak też namalował go Boltraffio. Sebastian był patronem w chorobach zakaźnych i cieszył się dużym kultem. Znalazł się na obrazie, bo fundatorzy dzieła uważali go za swojego patrona.

Klęczący mężczyźni to właśnie fundatorzy. Z lewej Giacomo Marchione de Pandolfi da Casio, a z prawej jego syn – Girolamo. Girolamo był poetą, więc Boltraffio ozdobił jego skronie wieńcem laurowym, nadawanym wówczas honorowo wybitnym literatom.

Obraz został namalowany do ufundowanej przez rodzinę Casio kaplicy w kościele Santa Maria delia Misericordia koło Bolonii.

Boltraffio uważany jest za najwybitniejszego ucznia Leonarda da Vinci. Według starej tradycji, aniołka przygrywającego u góry całej scenie namalował dla swojego ucznia sam mistrz.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr Nr 50 – 16 grudnia 2007r.

20 stycznia

Żywot świętego Sebastiana,
Męczennika

(Żył około roku Pańskiego 280)

 

Sebastian święty przyszedł na świat w Narbonne w dzisiejszej Francji. Pochodził ze znakomitych chrześcijańskich rodziców, a wykształcenie odebrał w Mediolanie. Jako piękny i silny młodzieniec wstąpił do gwardii cesarskiej w Rzymie. Co go skłoniło do opuszczenia Mediolanu i udania się do miasta wiecznego, dzieje nam nie powiadają, prawdopodobnie jednak głównym powodem było prześladowanie chrześcijan, wszczęte przez cesarza Dioklecjana. W prowincjach bardziej oddalonych od stolicy nie było ono tak zaciekłe jak w samym Rzymie, gdzie krew lała się bez ustanku, świszczały miecze i skrzypiały tortury, a więzienia przepełnione były skazańcami. Sebastian, odziany w płaszcz cesarskiego oficera łatwo mógł wyjednać sobie wstęp do więzień, aby nieść męczonym tam chrześcijanom pomoc cielesną i duchowną. Aby tym łatwiej móc to uskutecznić, starał się pozyskać uznanie przełożonych. Starania jego wkrótce uwieńczone zostały jak najpomyślniejszym skutkiem, gdyż zyskał szacunek towarzyszy, a cesarz mianował go dowódcą swej gwardii.

Zdobywszy dzięki temu wielki wpływ, używał go roztropnie i ostrożnie na nawracanie swych pogańskich towarzyszy, umacnianie zachwianych w wierze chrześcijan i niesienie pomocy uwięzionym braciom. Działalność jego była niezmiernie rozległa a tak mądra, że okrutny cesarz Dioklecjan nie tylko się nie domyślił, że Sebastian jest chrześcijaninem, lecz nawet dla jego licznych zalet tak dalece go polubił, że chciał go mieć zawsze przy swym boku.

Mimo to wkrótce nadszedł czas, że się już dłużej z wiarą swoją taić nie mógł. Dwaj bracia, bliźnięta, Markus i Marcelinus, zostali jako chrześcijanie okrutnie skatowani, a potem skazani na śmierć. Ponieważ pochodzili z wielkiego rodu, cesarz ociągał się ze spełnieniem wyroku, tym bardziej, że żywił nadzieję, iż zdoła ich jeszcze odzyskać dla pogaństwa. Wymyślił w tym celu szatański podstęp, kazał bowiem obu braci zaprowadzić do domu Nikostrata, dozorcy więzienia, i przywołać tam ich ojca, matkę, żony i dzieci. Rozpoczęła się straszliwa scena, gdyż wszyscy ich krewni byli jeszcze poganami. Zgrzybiały ojciec, załamująca ręce matka, szlochające żony i płaczące dzieci, – wszyscy jękiem, skargami i pieszczotami starali się przełamać stałość obu więźniów. Był to trudniejsze do zniesienia aniżeli najwyszkańsze męczarnie, toteż bracia chwiać się poczęli, gdy wtem wystąpił obecny przy tej scenie Sebastian. “Bracia – zawołał – odwagi! Rycerze Chrystusa, bądźcie mężni! nie dajcie sobie wydrzeć błyszczącej korony męczeńskiej! Za łaską Chrystusa stanęliście jako bohaterowie na placu boju i macie w ranach na ciele waszym i w kajdanach na waszych rękach zwycięską palmę Chrystusa. Czyż na szlochanie niewiast i na krzyk dzieci chcecie się okazać tchórzami ?… Ach, gdyby ci, których widzicie płaczących, wiedzieli, co wy wiecie i czego się spodziewacie, gdyby wiedzieli, że po tym znikomym życiu ziemskim następuje życie wieczne, którego w nagrodę waszej wiernej miłości dla Chrystus staniecie się uczestnikami i wnijdziecie do Jego wiecznej, niewypowiedzianej chwały i rozkoszy, wtedy by nad wami nie płakali, ale by wam szczęścia życzyli, a sami by się smucili że Chrystusa nie wyznają i nie mogą za Niego umrzeć!

Następnie odmalował niestałość ziemskiego a szczęśliwość przyszłego żywota w tak serdecznych słowach, napominając zarazem krewnych obu więźniów, aby się uspokoili, że wszystkim się zdawało, iż widzą anioła, gdyż jego oblicze jaśniało nadziemskim blaskiem. Słysząc te słowa, żona Nikostrata imieniem Zoe, od sześciu już lat niema wskutek choroby, wielce wzruszona, uklękła przed Sebastianem i wzniosła do niego ręce. Ten, chcąc prawdziwość swych słów udowodnić czynem, rzekł uroczyście: “Jeżelim jest sługą prawdziwego Boga, – jeżeli to, co powiedziałem, jest prawdą Boską, natenczas błagam Cię, Chryste Panie, rozwiąż tej wierzącej niewieście język!” Jeszcze nie dokończył tych słów, gdy Zoe zawołała: “Bądź błogosławiony posłańcze Boga, i niech błogosławione będą słowa twoje!” Pod wpływem tego oczywistego cudu wszyscy obecni uwierzyli w Chrystusa i przyjęli chrzest święty.

Dowiedzieli się o tym urzędnicy cesarscy a że nie śmieli targnąć się na Sebastiana, oskarżyli go przed cesarzem, że nie tylko sam jest chrześcijaninem, ale nawet innych wspiera pieniędzmi i wielu nawraca do wiary chrześcijańskiej. Dioklecjan niezwłocznie kazał go przywołać i zaczął mu wyrzucać niewdzięczność i zdradę, na co Sebastian z godnością odpowiedział: “Cesarzu, nigdy łaski twej nie zapomniałem i życie za ciebie gotów jestem położyć. We wszystkim chcę ci być posłusznym, co się przykazaniom Boskim nie sprzeciwia; jednakże rozkazy Boga świętsze mi są, aniżeli twoje. Wiedz także, cesarzu, że potęgę swą w głównej mierze modłom chrześcijan zawdzięczasz”.

Dioklecjan, srodze tą mową rozgniewany, wydał łucznikom afrykańskim rozkaz zastrzelenia Sebastiana. Wyprowadzono go przeto za miasto, obnażono, przywiązano do drzewa, po czym strzelcy tak obsypali go pociskami, że wyglądał jakby najeżony strzałami. Sądząc, że już nie żyje, oprawcy odeszli. W nocy udała się na owo miejsce pobożna wdowa Irena, aby ciało uczciwie pogrzebać i ku wielkiej swej radości znalazła w nim jeszcze znaki życia. Zabrawszy go, zaniosła do domu i tu przy starannym pielęgnowaniu Sebastian odzyskał zdrowie. Chrześcijanie prosili go, aby uszedł z miasta i ocalił życie, lecz on odpowiedział: “Uczynię, jak Bóg chce”. Po długiej i gorącej modlitwie udał się do świątyni pogańskiej i stanął w miejscu, którędy cesarz musiał przechodzić, a gdy go zobaczył, zawołał: “Cesarzu, zaprzestań krwawych okrucieństw! Wiedz, że cię w błąd wprowadzają ci, którzy oczerniają przed tobą chrześcijan. Oni się modlą za ciebie, a ty ich prześladujesz, chociaż nie masz wierniejszych od nich poddanych”. Zdumiony cesarz zapytał: “Ty jesteś ów Sebastian, którego niedawno kazałem zabić?” “Jam jest – odpowiedział Sebastian – Bóg zachował mnie przy życiu, abym ci jeszcze raz wobec ludu mógł oświadczyć, że chrześcijanie są niewinni, a ty niesprawiedliwie krew ich przelewasz!”

Lecz na cesarzu spełniły się słowa Zbawiciela, który rzekł: “By też kto z martwych powstał, nie uwierzą” (Łuk. 16,31). Rozkazał bowiem, aby świętego Męczennika zabito kijami, a ciało wrzucono w plugawe miejsce. Okrutny ten wyrok został spełniony.

Święty Sebastian

Pobożna Lucyna, której Sebastian się ukazał, pochowała go z jego polecenia w katakumbach, a jeden z siedmiu głównych kościołów w Rzymie jego czci jest poświęcony. Czczony jest jako patron przeciwko morowemu powietrzu i zaliczany bywa do grona 14 świętych Przyczyńców w potrzebie. Najsłynniejsze wypadki wysłuchania modłów za jego przyczyną w czasie morowego powietrza zaszły w Rzymie roku 680 za papieża Agatona, w Mediolanie roku 1575 za arcybiskupa Karola Boromeusza i w Lizbonie 1799 roku. Liczne bractwa kościelne oddają cześć jego pamięci, chrześcijańskie państwa natomiast i wodzowie wzywają jego niebieskiej przyczyny dla wojsk swoich.

Nauka moralna

Strapionych pocieszać, wątpiącym dobrze radzić, grzeszących upominać, były to najgłówniejsze zasady świętego Sebastiana. Wielu pojmanych i na śmierć osądzonych chrześcijan straciło odwagę i poczęło się chwiać w wierze, tak że mogli byli zaprzeć się jej, a przez to nie tylko pozbawić się korony męczeńskiej, ale i duszę swą zatracić na wieki. Takiego widoku Święty nasz nie mógł znieść i dlatego niejednokrotnie wystawiał się na niebezpieczeństwo śmierci, aby ratować dusze, Bóg zaś udzielił słowom jego cudownej mocy. I tak smutni doznawali przez niego pociechy, a zachwiani odzyskiwali odwagę. Lecz cóż skłoniło Sebastiana do takiej gorliwości? Nic innego, jak tylko miłość ku Jezusowi i bliźnim. Wiedział, jak wielce Jezus każdą duszę miłuje; wiedział też, jak wielką ceną, to jest Krwią swoją przenajdroższą, Jezus każdą duszę odkupił. Miłość zatem ku Jezusowi była powodem, że ratował dusze, wystawiając się na śmierć. – Chrześcijański Czytelniku, jak często masz i ty sposobność do takiego miłosiernego uczynku! Ileż to razy widzisz bliźniego swego w smutnym lub niebezpiecznym położeniu! Czy nie mógłbyś go wtedy pocieszyć, zachęcić, napomnieć, ostrzec, a przez to ocalić jego duszę? Nie zaniedbuj podobnych uczynków, jeśli chcesz, aby i twoja dusza była zbawiona. Pomnij na słowa Pisma świętego: “Kto nawróci grzesznika z błędnej drogi jego, zbawi duszę jego od śmierci, i zakryje mnóstwo grzechów” (Jak. 5,20). Jeśli Jezus już za kubek wody podanej pragnącemu stokrotnie nagrodzi, jakże wielka będzie nagroda tego, który duszę bliźniego uratuje od potępienia!

Modlitwa

Panie Jezu Chryste, któryś świętemu Sebastianowi udzielił tak cudownej miłości ku bliźnim, zapal i nasze serca ogniem tej miłości, abyśmy byli zdolni zawsze uczynki miłosierne wykonywać. Przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi, po wszystkie wieki wieków. Amen.

Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1937r.

Święty Sebastian

(20 stycznia Dzień świętego Sebastiana, męczennika)

 

Do najważniejszych świąt Rzymu należą poza uroczystościami książąt apostołów Piotra i Pawła, dni najmężniejszych męczenników Wawrzyńca i Sebastiana i najsławniejszych dziewic Cecylii i Agnieszki. Rycerski charakter Sebastiana wykazuje kilka rysów, które spotykamy także u wielkiego archidiakona Wawrzyńca. Obaj, jeden przy ołtarzu Pańskim, drugi w świecie, urągali z wyjątkowym męstwem katuszom i śmierci. Wawrzyniec, nawpół upieczony, drwi z okrutnego tyrana, wzywając go, by teraz obrócił go na drugą stronę… Zaledwie zabliźniły się rany po strzałach, które poszarpały ciało Sebastiana, już zdąża do Dioklecjana i żąda nowego męczeństwa.

Zajmijmy się Sebastianem, jednym z najsławniejszych męczenników wszystkich czasów. Według oryginalnych aktów św. Sebastiana, urodził się on w Narbonne i wychowywał się w Mediolanie. Wstąpił jako chrześcijanin do wojska, nie z sympatii do rzemiosła wojennego, lecz aby nieść pomoc braciom podczas prześladowania. Wyobraźmy sobie młodego człowieka, który zrywa węzły, jakie łączą go z miastem rodzinnym, jedynie dlatego, bo tam niedość silnie szaleje burza prześladowań, podczas gdy w Rzymie sroży się z całą siłą. Lęka się o stałość chrześcijan, ale wie równocześnie, że dzielni szermierze Chrystusa, przybrani w płaszcz wojskowy żołnierzy cezara, potrafią wejść do więzienia, by podtrzymać zapał i odwagę wyznawców. Za takimi czynami tęskni także serce Sebastiana, aż nadejdzie dzień, w którym i on zdobędzie palmę męczeństwa. Tak krzepi tych, których łzy bliskich zachwiały; nawet stróżowie więzienni, polegając na jego wierze i ufności w Boga, wybierają męczeństwo, a pewien urzędnik rzymski prosi o pouczenie we wierze Chrystusowej.

Sebastian, którego wiara chrześcijańska zawsze jeszcze była ukryta, cieszył się wielkimi względami cesarza Dioklecjana; w dowód łaski zamianował go cesarz naczelnikiem kohorty pretoriańskiej.

Większa część przyjaciół świętego już przed nim poniosła śmierć męczeńską. Nadszedł więc czas, kiedy Sebastian sam, zachęciwszy przedtem wielu do wytrwania, wyznał otwarcie, że jest chrześcijaninem. Skutkiem tego popadł w niełaskę cesarza, ale Sebastian więcej cenił łaskę Króla niebieskiego; Jemu to w płaszczu i hełmie żołnierskim wyłącznie służył. Wyrok śmierci mieli na nim wykonać strzelcy mauretańscy, którzy, przeszywszy go wielu strzałami, pozostawili go na miejscu męki, sądząc, że nie żyje. Pewna chrześcijanka, Irena, która, pragnąc go pochować, zauważyła, że żyje, zaniosła go przy pomocy swych służebnic do domu swego, gdzie powrócił do zdrowia. Chrześcijanie prosili go, aby teraz się ukrył, ale nie ulękniony bohater pokazał się publicznie Dioklecjanowi, który kazał go w pałacu cesarskim zachłostać na śmierć. Zwłoki jego wrzucono do kloaki. On jednak ukazał się chrześcijance Lucynie, wskazał jej miejsce, gdzie znajduje się jego ciało, i polecił pochować je w katakumbach. Tak też uczyniła i pozostała przy jego grobie przez trzydzieści dni.

Poza murami wiecznego miasta, przy via Appia, wznosi się dzisiaj majestatycznie odosobniona bazylika św. Sebastiana, jeden z siedmiu głównych kościołów Rzymu. Jej straży są powierzone zwłoki pobożnego męczennika i papieża Fabiana; lecz główna część tej świątyni należy się dostojnemu wodzowi gwardii cesarskiej, który jako wierny sługa pragnął spocząć tutaj, w pobliżu tej studni, gdzie przez kilka lat złożone były ciała śś. apostołów Piotra i Pawła, aby ustrzec je przed prześladowcami i uchronić przed zbezczeszczeniem.

Św. Sebastian jest patronem przeciw chorobom zakaźnym, przede wszystkim przeciw strasznej dżumie. Paweł diakon opowiada, że w roku 680 szalała w Rzymie owa zabójcza choroba, ustała jednak, gdy wskutek objawienia Bożego wystawiono w kościele św. Piotra w Okowach ołtarz na cześć św. Sebastiana. To jest, zdaje się, pierwszy historyczny dokument na potwierdzenie czci, jaką oddawano świętemu, jako patronowi przeciw chorobom zakaźnym. W owym kościele znajdował się, przynajmniej za czasów rzymskiego historyka kościelnego Baronjusza, urodzonego w roku 1538, stary obraz św. Sebastiana, przedstawiający świętego jako czcigodnego starca, w przeciwieństwie do późniejszego, nam znanego pojęcia, według którego ukazuje się nam jako mężczyzna w sile wieku i pełen zapału dla wiary.

Do większego jeszcze wzrostu czci św. Sebastiana jako patrona przeciw chorobom zakaźnym przyczynił się św. Karol Boromeusz, arcybiskup Mediolanu. W lecie roku 1575 srożyła się w Mediolanie wyjątkowo zjadliwa dżuma, która w przeciągu dziewięciu miesięcy, od 31 lipca roku 1575 do i maja 1576 pochłonęła w Mediolanie i okolicy nie mniej niż 25.000 ofiar. Święty arcypasterz wraz z powierzoną sobie trzódką, dla której dobra doczesnego i wiecznego żył i pracował, modlił się, pościł, odprawiał publiczne procesje błagalne, ale ciężkie doświadczenie Boże nie ustawało. Razu pewnego przyszła świętemu myśl, by świętego Sebastiana uczcić publicznie i uroczyście. Przypomniał drogiemu ludowi zdarzenie w Rzymie z roku 680 i zaproponował złożenie następującego ślubu na cześć św. Sebastiana:

  1. Jego rozpadający się kościół w Mediolanie ma być zupełnie odrestaurowany i codziennie ma się tam odprawiać msza święta.
    .
  2. W przeddzień uroczystości św. Sebastiana mają wszyscy ściśle pościć, w święto samo zaś ma się odprawić procesja do jego kościoła, gdzie powinno się odbyć uroczyste nabożeństwo.
    .
  3. Także w rocznicę tego ślubu (10 października) ma wyruszyć procesja do kościoła św. Sebastiana, by w ten sposób utrzymać pamięć ślubowania.

 

Oświecony duchem Bożym, ogłosił święty arcybiskup w święto Bożego Narodzenia tego roku, że dżuma przed Nowym Rokiem jeszcze ustanie. I tak się też stało. Potęga prośby i cudowna obrona świętego objawiła się tutaj najwyraźniej.

Jak rozpowszechnione jest nabożeństwo do wielkiego męczennika, dowodzi mnóstwo świątyń, poświęconych jego czci. Do tego dochodzi jeszcze wiele kościołów, które, lubo niepoświęcone św. Sebastianowi, jednak posiadają ołtarz pod jego wezwaniem. Wkońcu musimy przypomnieć, że nasz święty męczennik jest także jednym z czternastu orędowników w nieszczęściu. O oddawnej mu czci świadczą liczne bractwa, założone pod jego wezwaniem, uroczyste nabożeństwa, jak również ogólne obchodzenie jego święta. Te świadectwa są wymownym dowodem wdzięczności za opiekę, jaką lud chrześcijański zawdzięcza św. Sebastianowi, są dowodem wielkiej ufności w cudowną moc, której i w przyszłości spodziewa się od Boga za jego przemożną przyczyną. “Przedziwny Bóg w świętych swoich”.

Rok Boży w liturgii i tradycji Kościoła świętego – Katowice 1931

***********

(…..) W drugiej połowie XV wieku scena męczeńskiej śmierci św. Sebastiana należała do najbardziej popularnych tematów malarskich w całej sztuce włoskiej. Wynikało to nie tylko z zapotrzebowania na horror. Jakkolwiek Sebastian, niejako naturalnie, stał się patronem łuczników i myśliwych otrzymał inną, wazniejszą funkcję. Wyznawcy jego kultu wierzyli, że modlitwa do św. Sebastiana chroni przed zarazą, która w wiekach średnich wielokrotnie nawiedzała włoskie i europejskie miasta. Nieprzypadkowo malarze umieszczali strzały w tych miejscach na ciele, w których najwcześniej pojawiały się symptomy choroby, a więc w pachwinach i na podbrzuszu. Nieprzypadkowo fundatorzy kaplic i kościołów najczęściej zamawiali obrazy własnie z tym świętym – wobec całkowitej społecznej ignorancji w sprawach higieny, groźba zarazy była wciąż realna i tylko właściwy święty na własciwym miejscu mógł stawić jej odpór.

Temat męczeńskiej śmierci Sebastiana podejmowali wcześniej tacy mistrzowie jak Andrea Mantegna i Sandro Botticelli. Po nich przyszła kolej na Antonio Pollaiuolo, który ukazał Sebastiana nie jako postawnego żołnierza rzymskiego lecz jako zniewieściałego efeba. Jego niewinność i delikatność przeciwstawił brutalności i krzepie łuczników. Jednocześnie, zapełniając płótno doskonale odwzorowanymi sylwetkami, oddał hołd sztuce antyku, której nieodłącznym elementem były nagie muskularne ciała.

Pollaiuolo był jednym z pionierów odsłaniania i ukazywania ciała w ruchu. Obraz powstał w 1475 roku, równolegle z dziełem Boticcellego „Adoracja dzieciątka”. W tym samym roku urodził się Michał Anioł, co ma takie znaczenie, że wiadomo skąd twórca „Sądu Ostatecznego” czerpał nauki w modelowaniu muskulatury. Warto również pamiętać, że największe dzieła Leonarda powstały dopiero w latach 90-tych XV wieku. Mistrzowie uczyli się od mniej znanych poprzedników, którzy przecierali ścieżki.

Umięśnione postaci sześciu oprawców namalowane są z wielkim realizmem, dostrzegalne jest napięcie muskułów, występujące żyły i poczerwieniała z wysiłku twarz łucznika na pierwszym planie. Jak zauważamy, ten sam łucznik (kusznik) został namalowany dwukrotnie – raz z przodu, raz od tyłu, w innym kostiumie. Zwraca uwagę oryginalna kompozycja obrazu – pierwszy plan zajmuje rząd ośmiu męskich nóg a sylwetki oprawców wraz z ofiarą tworzą niemal idealną piramidę, której zwieńczeniem jest głowa Sebastiana wychodząca poza krawędź płótna. Całą tę dynamiczną scenę nazwano „ponurym męskim baletem”. Jej naturalizm jest uderzający i tylko jeden element wykracza poza zwyczajny porządek: twarz Sebastiana pozbawiona śladu cierpienia. Był to zabieg świadomy, mający przekonać widza, że cierpienia męczennika nie mają żadnego znaczenia, bo jego „królestwo jest nie z tego świata”. Przeszyty strzałami pretorianin zamiast krzywić się z bólu rozmyśla już o niebiańskiej nagrodzie, urządza sobie „mieszkanie pośród gwiazd” należne męczennikom za wiarę.

Według Vasariego „Meczeństwo św. Sebastiana” było najbardziej uznanym i najchętniej oglądanym obrazem Antonio Pollaiuolo. Artysta popisał się nie tylko umiejetnością kompozycji i zastosowania przekonującej perspektywy z sielskim widokiem na dolinę Arno. Przede wszystkim wykazał swoje mistrzostwo w szkicowaniu dynamicznych sylwetek ludzkich. Pomocne było zapewne jego doświadczenie rzeźbiarskie – Antonio kształcił się w rzemiośle złotniczym, młodszy brat Piero pomagał mu w modelowaniu postaci do omawianego obrazu.
Antonio dostatnie i twórcze lata spędził w Rzymie, gdzie zyskał sławę i pieniądze jako twórca nagrobków dla dwóch papieży. Wydaje się, że życiowy sukces zawdzięcza temu iż w porę opuścił Florencję, którą na kilkanaście lat ogarnął zamęt i mentalny paroksyzm wywołany wystąpieniami mnicha Savonaroli. Na czas najsilniejszego „wzmożenia moralnego” obraz braci Pollaiuolo zdjęto ze ściany kaplicy Puccich i schowano w kościelnych zakamarkach, aby półnadzy oprawcy i ich urodziwa ofiara nie wywoływali zgorszenia.

W połowie XIX wieku obraz (wym. 292 x 223 cm) opuścił Florencję i trafił do londyńskiej National Gallery. Polecam stronkę NG – dzięki opcji Virtual Tuor obraz można oglądać w lepszej skali, z detalami.

http://www.nationalgallery.org.uk/paintings/antonio-del-pollaiuolo-and-piero-del-pollaiuolo-the-martyrdom-of-saint-sebastian

Opracowując tekst korzystałem z książki „What Great Paintings Say” – autorstwa Rose-Marie & Rainer Hagen

https://laudate44.wordpress.com/2012/05/07/swiety-sebastian-przeszyty-legenda/

********

Fiesta swietego Sebastiana

artursac pią, 21 sty 2005, 19:29:31 Odsłon 4,145

Kult oddawany świętemu Sebastianowi w Rio de Janeiro jest tak wielki, ze dzień ten jest dniem wolnym od pracy. Aby oddać cześć świętemu patronowi miasto przygotowuje wiele różnych atrakcji, wśród nich tradycyjna procesje z relikwiami świętego Sebastiana, Msze święte w kościołach pod wezwaniem patrona, przedstawienia teatralne o życiu świętego, w tym roku w całym mieście została również przeprowadzona zbiórka żywności dla osób najbiedniejszych.

Główne uroczystości rozpoczęły się (20 stycznia) o godzinie 10:00 Msza święte celebrowana przez księdza biskupa Dom Assis Lopes  w kościele świętego Sebastiana w dzielnicy Tijuca, w kościele tym znajduje figurka świętego Sebastiana przywieziona przez Estácio de Sé w 1565 roku. Po południu o godzinie 15:30 rozpoczęła się tradycyjna procesja ulicami miasta, która została rozpoczęta w kościele Ducha świętego i przeszła do Katedry. Podczas procesji tysiące wiernych, większość ubranych w tradycyjny czerwony kolor,  kroczyło za relikwiami świętego Sebastiana niesionymi przez księdza biskupa Dom Wilson Jung. Procesja zatrzymała się w trzech punktach: przy szpitalu Policji, przy areszcie śledczym oraz przy szpitalu chorób nowotworowych. Poprzez swoja modlitwę wierni podkreślali swoje zaangażowanie w problemy wszystkich mieszkańców Rio de Janeiro.

Przy Katedrze o godzinie 17:00 – na zakończenie procesji rozpoczęło się przedstawienie teatralne ukazujące epizod z wojny francusko-portugalskiej podczas której to dzięki wstawiennictwu świętego Sebastiana miasto zostało uratowane. W tym dniu 256 parafii mających swoje siedziby w Rio de Janeiro zbierały żywność, która zostanie rozprowadzona wśród biednych mieszkańców miasta.

http://www.kosciol.pl/content/article/20050121192931252.htm
Modlitwa do św. Sebastiana[1]

Napisana przez św. Teresę dla s. Genowefy na obrazku przedstawiającym żołnierza (w którym upatrywała św. Sebastiana) przychodzącego z pomocą Tarsycjuszowi i dwóch aniołów przynoszących palmę i koronę

Z prawej strony obrazka:

O Niewinni Święci! Niech moja palma i moja korona będzie podobna do waszej!

O święty Sebastianie! Wyjednaj mi twoją miłość i twoją waleczność, abym potrafiła walczyć, jak ty, o chwałę Boga!…

Na odwrocie:

O chwalebny żołnierzu Chrystusa, który za sprawąBoga zastępów tak zwycięsko walczyłeś, zdobywając palmę męczeńską – zawierzę ci moją tajemnicę: Jak anielski Tarsycjusz, i ja noszę Pana w moim sercu. Jestem słabą dzieciną, a jednak codziennie walczyć mi trzeba dla zachowania tego nieocenionego Skarbu, ukrytego w mej duszy.

Częstokroć krwią mego serca zabarwiać muszę pole walki… O chwalebny wojowniku, bądź moim opiekunem. Podtrzymuj mnie twym potężnym ramieniem, a nie będę się obawiać mocy nieprzyjacielskiej. Wsparta przez ciebie, walczyć będę aż do schyłku życia. Wtedy przedstawisz mnie Jezusowi i z ręki Jego otrzymam palmę z pomocą twoją zdobytą! Amen.



[1] Modlitwa ta nie jest oznaczona żadną datą, lecz została ułożona zapewne po wstąpieniu Celiny Martin – s. Genowefy do Karmelu, to znaczy nie wcześniej jak w ostatnich miesiącach roku 1894.

***********************
20 stycznia
Święta Eustachia Calafato, dziewica

Święta Eustachia Calafato Urodziła się 25 marca 1434 r. w Annunziata na Sycylii w szlacheckiej rodzinie. Na chrzcie otrzymała imiona Szmaragda Bernarda. Ojciec pragnął, by córka wyszła za pewnego kupca, jednak ta chciała oddać życie Chrystusowi. W wieku 15 lat udała się do klasztoru klarysek w Messynie, jednak rodzina wymusiła na niej powrót do domu. Jej bracia zagrozili, że jeśli opuści dom, spalą klasztor. Jednak pod wpływem uporu i zdecydowania Szmaragdy, ustąpili i pozwolili jej wstąpić do klarysek. Przyjęła tam imię Eustachia.
W 1457 r., widząc zbyt rozluźnioną dyscyplinę w klasztorze, założyła nową fundację Santa Maria Accomandata. Zaprowadziła tam surową regułę, została przełożoną nowej wspólnoty. Dołączyły do niej jej dwie siostry – Małgorzata i Franciszka – oraz ich matka, Matylda. Wkrótce Eustachia musiała przenieść klasztor do Montevergine z powodu wielkiego napływu kandydatek do wspólnego, surowego życia.
Eustachia wielokrotnie doznawała wizji mistycznych; nierzadko przeżywała też duchowe udręki. Zawsze jednak przyjmowała je z pokorą. Żywiła szczególne nabożeństwo do Najświętszego Sakramentu i Matki Bożej. Jej klasztor był miejscem schronienia podczas trzęsień ziemi.
Zmarła 20 stycznia 1491 r. w Montevergine i w tamtejszym kościele znajduje się do dzisiaj jej ciało – zachowane w stanie nienaruszonym. W 1782 r. jej beatyfikacji dokonał Pius VI; 11 czerwca 1988 r. św. Jan Paweł II ogłosił ją świętą.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/01-20c.php3

**************

 

20 stycznia
Błogosławiony
Euzebiusz z Ostrzyhomia, prezbiter

Błogosławiony Euzebiusz z Ostrzyhomia Euzebiusz urodził się w Ostrzyhomiu (dzisiaj to węgierskie miasto nosi nazwę Esztergom) około roku 1200. Pochodził z bogatej, chrześcijańskiej rodziny. Już w dzieciństwie i wczesnej młodości stronił od pustych zabaw, dowcipów i ucztowania, pamiętając o słowach proroka Jeremiasza: “Dobrze jest dla męża, gdy dźwiga jarzmo w swojej młodości” (Lm 3, 27). Naukę rozpoczął w szkole katedralnej w swoim mieście. Tam też otrzymał święcenia kapłańskie, a potem był kanonikiem katedralnym. Już wtedy wyróżniał się pobożnością i niezwykłą hojnością wobec biednych.
Podczas najazdu Tatarów w roku 1241 ratował swoje życie ukrywając się w lasach Pilisium (Pecs), gdzie spotkał wielu świętych mężów, żyjących samotnie. W 1246 r., rozdawszy cały swój majątek biednym, za zgodą biskupa z kilkoma towarzyszami rozpoczął życie pustelnicze w pobliżu Szanto. Było ono wypełnione pokutą i kontemplacją. Wspólnota w klasztorze pod wezwaniem Świętego Krzyża przyjęła tę samą surową regułę, co eremici z drugiego klasztoru św. Jakuba, założonego w 1215 r. przez biskupa Bartłomieja z Peczu, na górze Patacs. Wkrótce Euzebiusz doprowadził do połączenia tych klasztorów i został przełożonym pustelników naddunajskich. Nadał nowemu zgromadzeniu nazwę Zakon Braci św. Pawła, Pierwszego Pustelnika, i już jako prowincjał zabiegał o jego zatwierdzenie przez Stolicę Apostolską. W 1263 roku na kapitule przyjęto tę nazwę. Papież Klemens V zatwierdził zakon paulinów w 1308 roku.
Euzebiusz z Ostrzyhomia zmarł 20 stycznia 1270 r. Jego ciało pochowano ze czcią w klasztorze Św. Krzyża. Niestety, podczas najazdów Turków na Węgry w XIII w. jego grób uległ zniszczeniom. Mimo to kult Euzebiusza w zakonie paulinów nadal się rozwijał. Szczególnie bogata jest ikonografia powstała w kościołach i klasztorach paulińskich w XVI oraz XVII w. Mimo że nigdy nie był beatyfikowany, paulini przypisywali mu tytuł błogosławionego. Uznając racje tego zakonu, Kongregacja Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów zatwierdziła 16 listopada 2004 r. nowy Kalendarz Liturgiczny paulinów, w którym zezwoliła na włączenie do niego pod datą 20 stycznia święta bł. Euzebiusza z Ostrzyhomia – kapłana i Założyciela Zakonu.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/01-20d.php3

Skalna kaplica

Szent Gellért-sziklatemplom
Gellért rakpart 1

W południowo-wschodnim zboczu góry Gellérta, na wysokości około 25 m nad poziomem Dunaju, znajduje się wejście do naturalnej jaskini skalnej nazywanej grotą Ivána (lub błędnie – grotą Istvána). Nazwa pieczary pochodzi od imienia pustelnika, który w średniowieczu znalazł w niej schronienie i wyspecjalizował się w leczeniu okolicznych mieszkańców wodą źródlaną wypływającą u podnóża wzniesienia (tych samych, które obecnie wykorzystywane są do zasilania basenów w hotelu Gellért). Kanonizowany po śmierci eremita nie był jednak pierwszym mieszkańcem groty. Na podstawie śladów znalezionych w materiale skalnym zalegającym w głębszych patiach jaskini szacuje się, że pieczara wykorzystywana była przez ludzi już w epoce kamiennej. Obecnie znajduje się tu rzymskokatolicka kaplica pozostająca pod opieką braci paulinów.

Paulini (Szent Pál Első Remete Szerzeteseinek Rendje) są jedynym rdzennie węgierskim, męskim, chrześcijańskim zgromadzeniem zakonnym. Historia zakonu sięga epoki średniowiecza, gdy na obszarze pobliskich gór Pilis działał pustelnik Euzebiusz, urodzony w Ostrzyhomiu (Esztergom) około 1200 r. Pochodził z bogatej rodziny i pobierał nauki w miejscowej szkole katedralnej, gdzie wkrótce otrzymał święcenia kapłańskie i zajął stanowisko kanonika. Zafascynowany kontaktami z pustelnikami zamieszkującymi wzgórza nad Zakolem Dunaju, wraz z kilkoma towarzyszami w 1216 r. otrzymał zgodę biskupa na rozpoczęcie życia w odosobnieniu w celu pokuty i kontemplacji. Osiadł na wzgórzach Pilis, a po trzech dekadach ostatecznie zrzekł się kanonii i za przyzwoleniem arcybiskupa Ostrzyhomia przeniósł się w okolice miejscowości Szanto. W 1246 r. w miejscowym klasztorze Świętego Krzyża założył wraz z innymi pustelnikami wspólnotę eremitów, przyjmując regułę obowiązującą wówczas w innym węgierskim zgromadzeniu założonym przez biskupa Peczu (Pécs) – Bartłomieja. Wkrótce rozpoczął starania o zatwierdzenie grupy o nazwie Zakonu Braci św. Pawła Pierwszego Pustelnika przez stolicę apostolską. Aprobata papieska została wydana w 1308 r., t.j. blisko czterdzieści lat po śmierci bł. Euzebiusza.

W 1786 r. wszystkie zgromadzenia zakonne, w tym paulini, zostały rozwiązane mocą dekretu cesarza Józefa II. Bracia udali się na emigrację – głównie do Polski, gdzie w Częstochowie na Jasnej Górze znajdował się drugi po madziarskim największy i najważniejszy klasztor wspólnoty. Po zakończeniu I wojny światowej paulini rozpoczęli starania o powrót do ojczyzny. W 1924 r. kilku z nich wybrało się na wycieczkę do Lourdes, gdzie zainspirowani wystrojem i atmosfera panującą w skalnej kaplicy postanowili stworzyć podobne miejsce modlitwy na Węgrzech. Opuszczona i ciesząca się złą sławą jaskinia św. Ivána w Budapeszcie wydawała się wymarzonym miejscem pod lokalizację nowego przybytku.

Po zyskaniu zgody władz Budapesztu rozpoczęto prace mające na celu przystawanie pieczary do nowej funkcji. Wejście zostało poszerzone przy zastosowaniu materiałów wybuchowych, pogłębiono korytarze, a w ścianach wydrążono nowe nisze dostosowane kształtem i wymiarami do planowanych ołtarzy. Całej grocie nadano kształt przypominający wyglądem kaplicę z Portugalii. Nowa świątynia, nazywana Barlangkápolna, Gellérthegyi-barlang, Gellérthegyi sziklakápolna, Iván-barlang, Lourdes-i Barlang, Lourdesi kápolna, Szentiván-barlang lub Sziklakápolna, została poświęcona w 1926 r. Pięć lat później ruszyła budowa klasztoru zaprojektowanego przez wybitnego węgierskiego architekta Klina Luxa. Budowla w stylu neoromańskim nawiązującym do stylu pobliskich Baszt Rybackich (Halászbástya) stanęła po wschodniej stronie góry Gellérta tuż nad brzegiem Dunaju. Prace konstrukcyjne prowadzono pod nadzorem Károlya Weichingera ukończono w 1934 r., a w ich wyniku pomieszczenia klasztorne uzyskały bezpośrednie połączenie ze skalną kaplicą. Wkrótce obiekt stał się domem dla czternastu zakonników przybyłych na Węgry z Jasnej Góry, wśród których znajdował się ówczesny przełożony całej wspólnoty – Pius Przeździecki.

Podczas II wojny światowej kościółek wykorzystywano jako schron przeciwlotniczy w czasie bombardowań Budapesztu, a w głębiej położonych korytarzach działał niewielki szpital polowy. Po 1945 r. przez kilka lat świątynia funkcjonowała bez przeszkód, póki władze komunistyczne nie uznały jej istnienia za godzące w bezpieczeństwo aparatu państwowego. Pod zarzutem działania na niekorzyść reżimu jako miejsce zgromadzeń elementu wrogiego wobec władzy ludowej, w 1951 r. kaplica została zamknięta. W poniedziałek wielkanocny przed porannym nabożeństwem tajna policja AVH (Államvédelmi Hatóság) skonfiskowała wszystkie nieruchomości i ruchomości należące do paulinów, a członków zgromadzenia aresztowano. Przełożony wspólnoty, Ferenc Vezér, został skazany na śmierć, a pozostali mnisi z klasztoru – na 10 lat pozbawienia wolności. Znad drzwi prowadzących do kaplicy zdjęto drewniany krzyż wiszący tam od 1936 r., a następnie, za pomocą betonowego bloku o grubości 2,25 m, zamurowano całe wejście do jaskini. Pomieszczenia klasztorne przekazane zostały Narodowemu Instytutowi Baletowemu (Állami Balett Intézet, obecnie Węgierska Szkoła Główna Sztuk Tanecznych / Akademia Tańca Magyar Táncművészeti Főiskola).

Po zmianie ustroju politycznego nowe władze Budapesztu zdecydowały się ponownie otworzyć kaplicę. 17 sierpnia 1989 r. betonowy czop usunięto pozostawiając po bokach wejścia niewielkie fragmenty ściany jako pomnik komunistycznej dyktatury. Nad wejściem zawieszony został nowy, granitowy krzyż wykonany według projektu Győzego Sikoty i poświęcony przez nuncjusza papieskiego. 6 czerwca 1992 r. jaskinia ponownie została konsekrowana, a święceń dokonał biskup Endre Gyulay. Patronem kaplicy został opiekun zakonu paulinów – św. Paweł Pierwszy Pustelnik. Obecnie przybytek pozostaje pod opieką dziesięciu braci.

Sziklatemplom składa się z dwóch komór: przedsionka (obejmującego skalną wnękę będącą dawną jaskinią Ivána) i głębiej położonej groty przekształconej w miejsce modlitwy. Wewnątrz, niezależnie od pory roku, panuje stała temperatura 21°C. Ciepło utrzymuje się dzięki gorącym źródłom przepływającym pod wzniesieniem i stale ogrzewającym masy skalne. Nad wejściem do jaskini, zabezpieczonym żelazną kratą, zawieszony jest herb zakonu paulinów, a wchodzących wita niewielki posąg patrona zakonu umieszczony w skalnej niszy po prawej stronie (na ramieniu figury siedzi kruk). W przedsionku płonie też święty ogień sprowadzony do Budapesztu bezpośrednio z groty w Lourdes. Wystrój przedsionka dopełniają postać św. Euzebiusza z Ostrzyhomia (Esztergomu) i herb kardynała Józsefa Mindszentiego, który podczas pełnienia posługi kapłańskiej wielokrotnie modlił się w kaplicy i celebrował tu msze święte, podczas których wygłaszał płomienne i patriotyczne kazania dla wiernych. Rzeźby wykonała madziarska artystka Edit Barabás.

Wewnętrzna kaplica zajmuje korytarze, których część wypłukana została w sposób naturalny przez podziemne strumienie, a część – wydrążona w sposób sztuczny przez człowieka. Ołtarz główny, wykonany z zielonego pyrogranitu z fabryki w Zsolnay, otwiera się na najszerszą część świątyni. Powstał w latach 90-tych XX w. według projektu Sikota Győző z okazji wizytacji kaplicy przez nuncjusza apostolskiego Angela Acerbiego. Liczne płaskorzeźby nawiązujące do symboliki chrześcijańskiej dopełniają ceramiczne dekoracje. Wśród ołtarzy bocznych uwagę zwraca kapliczka poświęcona dziewicy Maryi patronce Węgier, gdzie obok postaci Matki Boskiej z tulącym się do nóg dzieciątkiem Jezus umieszczono popiersie króla Stefana I Świętego (pierwszego władcy państwa). Rzeźby wykonały Edit Barabás i Mária Majzik. Inna z kaplic stylizowana jest na miejsce modłów wczesnych chrześcijan odnalezione w okolicach Teb przez madziarskich archeologów.

Wystrój skalnej kaplicy posiada wyraźne konotacje z Polską i dokumentuje wielosetletnią przyjaźń istniejącą między naszymi narodami. Jedna z kaplic została w całości poświęcona naszej ojczyźnie. W 1994 r. stanął w niej wizerunek częstochowskiej Czarnej Madonny, podarowany zakonowi przez Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Węgierskiej (Lengyel-Magyar Baráti Társaság) z okazji 60-tej rocznicy otwarcia świątyni. Obraz znajduje się w otoczeniu figury orła białego oraz tarczy, na której uwidoczniono połączone ze sobą symbole Polski, Węgier i zakonu paulinów. Niewielki ołtarz ozdobiono detalami wskazującymi na wspólne elementy historii naszych państw, m.in. osoby Ludwika Węgierskiego i św. Jadwigi. Ponadto w jednej z nisz skalnych umieszczono relief z obliczem ojca Maksymiliana Kolbego, zamordowanego w obozie zagłady w Oświęcimiu. Dekoracje nawiązują do wydarzeń z okresu II wojny światowej, gdy przebywający na Węgrzech Polacy (w tym żołnierze) tłumnie odwiedzali kaplicę, by modlić się za zwycięstwo Polski wraz z paulinami – w szczególny sposób związanymi z Jasną Górą. 3 grudnia 2008 r. w siedemsetną rocznicę oficjalnego zatwierdzenia zakonu paulinów przez głowę kościoła katolickiego, w Budapeszcie odbył się konwent zakonu z udziałem kardynała Węgier Pétera Erdő, nuncjusza apostolskiego Juliusza Janusza i generalnego przełożonego klasztoru – Izydora Matuszewskiego.

Odwiedzając skalną kaplicę warto zwrócić uwagę na występ skalny ponad grotą, gdzie stoi biały kamienny krzyż w sąsiedztwie postaci króla Stefana I Świętego. Rzeźba powstała w 2001 r. według projektu Andrása Pomsára i stanęła w miejscu pomnika zburzonego pół wieku wcześniej przez komunistów.

http://www.budapeszt.infinity.waw.pl/joomla/index.php?option=com_content&task=view&id=919&Itemid=26

*******

bł. Euzebiusz

Litania do Św. Euzebiusza

Kyrie, elejson. Christe, elejson. Kyrie, elejson.
Chryste, usłysz nas. Chryste, wysłuchaj nas.
Ojcze z nieba, Boże, – zmiłuj się nad nami.
Synu, Odkupicielu świata, Boże,
Duchu Święty, Boże,
Święta Trójco, Jedyny Boże,
Święta Maryjo, Matko Boża, – módl się za nami.
Królowo Pustelników,
Ojcze Euzebiuszu, chwało paulińskiego Zakonu,
Ojcze Euzebiuszu, w młodości wzorze nabożeństwa,
Ojcze Euzebiuszu, kochający milczenie i samotność,
Ojcze Euzebiuszu, adorujący na osobności Najświętszy Sakrament,
Ojcze Euzebiuszu, powołany do pustelniczego życia,
Ojcze Euzebiuszu, mający cudowne wizje,
Ojcze Euzebiuszu, kapłanie Matki Kościoła,
Ojcze Euzebiuszu, kanoniku ostrzyhomski,
Ojcze Euzebiuszu, chlubo narodu węgierskiego,
Ojcze Euzebiuszu, wielki skarbie ubogich,
Ojcze Euzebiuszu, wielki aniele czystości,
Ojcze Euzebiuszu, gorejący płomieniu miłości,
Ojcze Euzebiuszu, żywe źródło pokory,
Ojcze Euzebiuszu, wzorze całkowitego ubóstwa,
Ojcze Euzebiuszu, niestrudzony w czynieniu pokuty,
Ojcze Euzebiuszu, prawdziwy czcicielu Bogarodzicy Dziewicy,
Ojcze Euzebiuszu, wierny uczniu św. Pawła i Antoniego,
Ojcze Euzebiuszu, kwitnąca lilio na pustyni,
Ojcze Euzebiuszu, rozmiłowany w Słowie Bożym,
Ojcze Euzebiuszu, jedności wśród mnichów i eremitów,
Ojcze Euzebiuszu, odnowicielu życia pustelniczego,
Ojcze Euzebiuszu, wielki wzorze wytrwałości,
Ojcze Euzebiuszu, porzucający wszystko dla Boga,
Ojcze Euzebiuszu, kochający każdego człowieka,
Ojcze Euzebiuszu, doskonały w naśladowaniu Chrystusa,
Ojcze Euzebiuszu, święty życiem modlitwy,
Ojcze Euzebiuszu, skruszony za grzechy w godzinie śmierci,
Ojcze Euzebiuszu, wzorze jedności z Wszechmogącym,
Ojcze Euzebiuszu, będący radością aniołów,
Ojcze Euzebiuszu, klęczący przed Obliczem Pańskim,
Abyśmy naśladowali pokorę, posłuszeństwo i sprawiedliwość Pana Jezusa, – uproś nam u Boga.
Abyśmy osiągnęli doskonałość w odróżnianiu dobra od zła,
Abyśmy codziennie odprawiali dobrze rachunek sumienia,
Abyśmy współczuli biednym i cierpiącym,
Abyśmy często odnawiali serce i ducha w Najświętszym Sakramencie,
Abyśmy dobrze wykorzystywali swoje talenty,
Abyśmy umieli odnajdywać wartość modlitwy i ofiary,
Abyśmy w przyszłości mogli oglądać Boga,

Módlmy się Boże, Ojcze Wszechmogący, Ty który okazałeś bezmiar miłosierdzia i łaski błogosławionemu Euzebiuszowi i pozwoliłeś mu służyć Tobie w samotności i kontemplacji, prosimy Cię, umocnij nas niebieskim płomieniem miłości, abyśmy na jego wzór mogli Cię wielbić całym życiem. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

Hymn ku czci bł. Euzebiusza

 

Euzebiuszu, mężu Boży,
Przyodziany szatą cnoty;
Śnieżna lilio, pełna wdzięku,
Coś ozdobą jest eremu.

Pan namaścił Cię kapłanem,
Wlał w Twe serce żar miłości,
Abyś Jego Krwią i Ciałem
Sycił głód wiernego ludu.

Jako dobry sługa Mistrza
Wywyższyłeś krzyż nad wszystko;
Nie zwątpiłeś w bliskość Pana,
Nawet wśród pożogi zniszczeń.

Grot Miłości Ciebie zranił,
Więc wybierasz dzikie knieje;
Na modlitwie i w ascezie
Stajesz się pawłowym synem.

Nowy cud Pięćdziesiątnicy,
Duch gromadzi licznych braci;
Czyni z nich promienne słońce,
By rozproszyć mroki Złego.

Czyny Twe, Założycielu,
Niech obudzą w nas pragnienie
Kontemplacji, jak i służby,
Bez nich gaśnie święty płomień.

Bądźmy wdzięczni Wszechmocnemu:
Uwielbiajmy Ojca z Synem,
Niech nas moc Ducha kształtuje,
W szkole Dziewicy Maryi. Amen.

http://powolania.paulini.pl/119,Blogoslawiony-Euzebiusz

******

Częstochowa, 19 czerwca 1983

Przemówienie do członków zakonu paulinów

 

Drodzy Synowie św. Pawła, pierwszego pustelnika!

Przed błogosławieństwem końcowym — kilka słów do was, jest to bowiem nie tylko sześćsetlecie Obrazu Pani Jasnogórskiej, nie tylko sześć wieków Jasnej Góry, ale także i sześć wieków waszego powołania i waszej służby w tym sanktuarium. Wasze jasnogórskie sześćsetlecie ukryte jest niejako w tym wielkim jubileuszu Kościoła w Polsce i całego narodu, tak jak wasze życie, życie całych pokoleń mnichów, zakonników, było ukryte w tych sześciu wiekach Jasnej Góry na ziemi polskiej.

Pragnę, dziękując wspólnie z Kościołem i z moim narodem za te sześć wieków Jasnej Góry, podziękować wspólnie z wami i za wasze sześć wieków: za wszystkie pokolenia sług Bożych, synów św. Pawła, pierwszego pustelnika, paulinów, którzy tutaj na Jasnej Górze pełnili swoją duszpasterską straż przy Jasnogórskim Wizerunku — strzegli tego sanktuarium, służyli mu, a gdy trzeba było, to go również bronili, tak jak wielki Augustyn Kordecki. Jest to, moi drodzy bracia, wielka łaska Boża. Można powiedzieć, że ta łaska Jasnej Góry stała się wspólnym charyzmatem całego waszego zakonu, bo jakkolwiek znajdujecie się i poza Jasną Górą, w Polsce i poza Polską, to wydaje się, że posługa jasnogórska najpełniej wyraża charyzmat waszego zakonu w Kościele na ziemi polskiej, a pośrednio i w Kościele powszechnym.

Pragnąłem spotkać się z wami w tym dniu, w którym mam szczęście być na Jasnej Górze i dziękować za sześć wieków obecności Bogarodzicy w Jasnogórskim Wizerunku na ziemi polskiej.

Pragnąłem się spotkać z wami i wspólnie z wami za tę wielką łaskę, która stała się udziałem waszego zakonu, podziękować. Podziękować Bogarodzicy, podziękować Trójcy Przenajświętszej przez Bogarodzicę. Jest to naprawdę wielka i wyjątkowa łaska, jest to z pewnością także i wielka, trudna i odpowiedzialna służba. Jasna Góra bowiem jest chyba najbardziej newralgicznym punktem duszpasterstwa na całej ziemi polskiej, zwłaszcza gdy chodzi o duszpasterstwo konfesjonału.

A więc służba. Służba odpowiedzialna, służba niełatwa. Ta wielka kapłańska i duszpasterska służba domaga się także od każdego z was szczególnej duchowej dojrzałości, wielkiego życia wewnętrznego, wielkiej doskonałości zakonnej. Wiemy dobrze, że doskonałość ta nie jest sama dla siebie celem, ale celem jej jest miłość. Otóż jesteście tu szczególnie powołani do miłości, do wielkiej miłości dusz ludzkich, która ma swoje źródło w wielkiej miłości Boga. Macie być szafarzami, wyrazicielami tej miłości, którą Bóg Przedwieczny przez Matkę swego Syna na tym miejscu, zwłaszcza na tym miejscu, chce obdarzać synów i córki narodu polskiego, a także jakże licznych pielgrzymów spoza granic Polski, z daleka i z bliska.

Macie być więc wyrazicielami tej miłości, sługami tej miłości. Ażeby tak było, ażebyście mogli ją wyrażać, ażebyście mogli jej służyć, musicie się nią sami wciąż napełniać. I to jest wasza paulińska doskonałość zakonna. Tej doskonałości musicie od siebie wymagać, w tej doskonałości z dnia na dzień się ćwiczyć, w tej doskonałości znajdować treść, program i cel waszego powołania. To wielkie powołanie, wyjątkowe powołanie — powołanie paulińskie, a w szczególności powołanie jasnogórskie. Ja wam tego powołania gratuluję na sześćsetlecie, bo i to znaczy dziękczynienie: gratulować!

Ale nade wszystko na to sześćsetlecie z całego serca życzę wam, ażeby to powołanie i ten charyzmat waszego zakonu przedłużał się w nowe pokolenia, żeby przez waszą posługę rosła Jasna Góra, rosła i promieniowała. Rosła tym wzrostem wewnętrznym, działaniem Ducha Bożego, działaniem Służebnicy Bożej, Oblubienicy Ducha Świętego. Tak bardzo tego działania potrzeba w naszych czasach, bo są to czasy wielkich zmagań. Nieraz dawał temu wyraz zmarły kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski, który przecież był także waszym duchowym konfratrem. Nieraz dawał temu wyraz, gdy mówił, używając nawet czasem łacińskich słów: Non est nobis colluctatio adversus carnem et sanguinem, sed adversus principes tenebrarum harum (Ef 6, 12) [Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw rządcom świata ciemności — red.]. Właśnie w okresie tych wielkich zmagań, w których Maryja dana jest nam jako znak: „Niewiasta obleczona w słońce, księżyc pod Jej stopami, a na głowie Jej korona z gwiazd dwunastu” (Ap 12, 1) — tak Ją widzi Jan w Apokalipsie. Właśnie w czasach tego wielkiego zmagania z owymi principes tenebrarum harum potrzebne jest potężne, potężniejsze niż kiedykolwiek, promieniowanie mocy Ducha Świętego przez Najczystszą Oblubienicę.

I wy, drodzy bracia, znajdujecie się jak gdyby na drodze tego promieniowania: ono przez was przechodzi, ono się włącza w waszą posługę, stanowi tej posługi codzienną treść, zarówno w życiu waszym klauzurowym, zakonnym, jak też w życiu waszym duszpasterskim.

Drodzy moi bracia i synowie, paulini, Bóg wam zapłać za sześćset lat posługi jasnogórskiej i zarazem szczęść wam Boże na dalsze lata tej jasnogórskiej posługi waszego zakonu. To wam pragnąłem powiedzieć tutaj, przy tym umiłowanym Wizerunku, sprawując Mszę św. za cały Kościół, tak jak to jest powinnością mojego urzędu i powołania. Wiem, że tu, na Jasnej Górze, wiele się modlicie za mnie i wielu się modli za mnie, za papieża. Zresztą prosili o to moi poprzednicy. Prosił o to zmarłego Prymasa Jan XXIII, prosił o to Paweł VI. Ja oczywiście prosiłem o to w sposób szczególny i dzisiaj również proszę, bo w centrum owych zmagań, o których mówi św. Paweł w Liście do Efezjan, w centrum owych zmagań, jest Stolica Apostolska, jest Piotr i jego posługiwanie, i jego posłannictwo. Razem służymy, razem zmagamy się i razem miłujemy, bo przecież to jest zmaganie się przez miłość. Chrystus o to pytał Piotra: „Czy Mnie miłujesz?” (por. J 21, 15). To jest zmaganie się przez miłość. I siłą, jaką mamy w tym zmaganiu, jest miłość. I dlatego tak bardzo się wiążemy z Tą, która najbardziej umiłowała i wciąż najbardziej miłuje, ażeby w tym zmaganiu przez miłość — sprostać przez miłość.

Przyjmijcie te słowa jako wprowadzenie do błogosławieństwa, którego pragnę przy okazji mojej pielgrzymki udzielić waszej wspólnocie zakonnej na Jasnej Górze, a także poza Jasną Górą, w Polsce i gdziekolwiek jesteście.

Udzielam tego błogosławieństwa wszystkim obecnym, ale w sposób szczególny wam.

Jan Paweł II

http://mateusz.pl/jp99/pp/1983/pp19830619a.htm

***************************

Benedykt XVI

Świadectwo życia kapłanów budzi nowe powołania

Rozważanie przed modlitwą “Regina Caeli” 25 kwietnia 2010

Drodzy bracia i siostry!

W dzisiejszą, czwartą niedzielę wielkanocną, nazywaną Niedzielą Dobrego Pasterza, obchodzony jest Światowy Dzień Modlitw o Powołania. Jego temat w tym roku brzmi: «Świadectwo budzi powołania», i jest on «ściśle powiązany z życiem i posłannictwem kapłanów oraz osób konsekrowanych» (Orędzie na 47. Światowy Dzień Modlitw o Powołania, 13 listopada 2009 r.). Pierwszą formą świadectwa, która budzi powołania, jest modlitwa (por. tamże), jak pokazuje nam przykład św. Moniki, która dzięki pokornym i usilnym modlitwom do Boga otrzymała tę łaskę, że jej syn Augustyn został chrześcijaninem. On sam napisał: «Nie mając wątpliwości, wierzę i twierdzę, że za sprawą jej modlitw Bóg usposobił mnie do tego, bym niczego nie przedkładał nad dotarcie do prawdy, niczego innego nad to nie pragnął, o niczym innym nie myślał, niczego innego nie miłował» (De Ordine II, 20, 52, CCL 29, 136). Dlatego zachęcam rodziców do modlitwy o to, by serce ich dzieci otworzyło się na słuchanie Dobrego Pasterza i by «każde, najmniejsze nawet ziarno powołania (…) stało się kwitnącym drzewem, pełnym owoców dla dobra Kościoła i całej ludzkości» (por. Orędzie na 47. Światowy Dzień Modlitw o Powołania). Jak możemy usłyszeć głos Pana i go rozpoznać? W nauczaniu apostołów i ich następców: w nim słyszalny jest głos Chrystusa, który nawołuje do jedności z Bogiem i do pełni życia, jak czytamy dzisiaj w Ewangelii św. Jana: «Moje owce słuchają mojego głosu (…). Idą one za Mną, a Ja daję im życie wieczne. Nie zginą na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki» (10, 27-28). Tylko Dobry Pasterz troszczy się z ogromną czułością o swoją owczarnię i broni jej przed złem, i jedynie w Nim wierni mogą pokładać całkowitą ufność.

W tym Dniu, poświęconym specjalnej modlitwie o powołania, zachęcam w szczególności kapłanów, aby zainspirowani przez Rok Kapłański, czuli się zobowiązani do dawania «silniejszego i bardziej wyrazistego świadectwa ewangelicznego we współczesnym świecie» (por. List na rozpoczęcie Roku Kapłańskiego). Aby pamiętali, że kapłan «kontynuuje dzieło odkupienia na ziemi»; aby chętnie przebywali «przed tabernakulum»; aby «całkowicie zjednoczyli się ze swoim powołaniem i misją poprzez surową ascezę»; aby byli gotowi do słuchania i przebaczania; aby w duchu chrześcijańskim formowali powierzony im lud; aby starannie pielęgnowali «braterskie więzi kapłańskie» (por. tamże). Aby brali przykład z mądrych i gorliwych pasterzy, jak czynił to św. Grzegorz z Nazjanzu, który napisał do serdecznego przyjaciela i biskupa św. Bazylego: «Naucz nas twojej miłości do owiec, twojej troski i twojej zdolności zrozumienia, twojego czuwania (…) surowości w łagodności, pogody ducha i łagodności w działaniu (…) walki w obronie owczarni, (…) odnoszenia zwycięstw w Chrystusie» (Oratio IX, 5, PG 35, 825 ab).

Dziękuję wszystkim obecnym oraz tym, którzy modlitwą i miłością wspierają moją posługę Następcy Piotra, i proszę o niebieską opiekę nad każdym Maryję Dziewicę, do której teraz zwracamy się w modlitwie.

Beatyfikacja dwóch kapłanów

Dziś rano zostali beatyfikowani dwaj kapłani, jeden w Rzymie, drugi w Barcelonie: Anioł Paoli, karmelitanin, i Józef Tous y Soler, kapucyn. O tym ostatnim powiem za chwilę. Odnośnie do bł. Anioła Paolego, pochodzącego z Lunigiany, który żył na przełomie xvii i xviii w., pragnę przypomnieć, że był w Rzymie apostołem miłosierdzia i został obdarzony przydomkiem «ojciec ubogich». Z poświęceniem służył zwłaszcza chorym w Szpitalu św. Jana, troszcząc się także o rekonwalescentów. Siłę do swojego apostolatu czerpał z Eucharystii i nabożeństwa do Matki Bożej z Góry Karmel, a także z intensywnego życia pokutnego. W Roku Kapłańskim pragnę go wskazać jako przykład wszystkim kapłanom, w szczególności tym, którzy należą do instytutów zakonnych życia czynnego.

po hiszpańsku:

(…) W tę niedzielę, nazywaną Niedzielą Dobrego Pasterza, kiedy Kościół obchodzi Światowy Dzień Modlitw o Powołania, w Barcelonie odbyła się beatyfikacja kapłana kapucyna Józefa Tousa y Solera, założyciela Zgromadzenia Sióstr Kapucynek Matki Boskiego Pasterza. Pomimo licznych prób i trudności nigdy nie ulegał rozgoryczeniu, nie żywił urazy. Wyróżniał się nadzwyczajną miłością i zdolnością znoszenia i rozumienia uchybień innych. Niech jego przykład i wstawiennictwo pomagają wszystkim, a w szczególności kapłanom dochowywać w życiu wierności Chrystusowi. Que el nou Beat Josep Tous i Soler us beneeixi i us protegeixi. Feliç diumenge (Niech nowo błogosławiony Józef Tous y Soler błogosławi nas i otacza opieką. Miłej niedzieli). Bardzo dziękuję i życzę miłej niedzieli.

po polsku:

Pozdrawiam serdecznie wszystkich Polaków, a szczególnie uczestników «Marszu dla życia», jaki dzisiaj odbywa się w Szczecinie. Łączę się duchowo z tą szlachetną inicjatywą. Niech budzi ona w każdym sercu potrzebę troski o poczęte życie. Niech będzie wsparciem dla rodzin oczekujących potomstwa. Dzisiejsza niedziela jest nazywana Niedzielą Dobrego Pasterza. Módlmy się za powołanych do kapłaństwa i życia zakonnego, aby idąc za głosem Dobrego Pasterza, świętością życia i posługi dawali przekonujące świadectwo wiary.

 

opr. mg/mg

Copyright © by L’Osservatore Romano (6/2010) and Polish Bishops Conference

Poniżej publikujemy list Przeora Generalnego Zakonu Braci Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel o. Fernando Millana Romerala do Rodziny Karmelitańskiej z okazji beatyfikacji o. Angelo Paoli.

 

Wprowadzenie

Karmel, z jego licznymi grupami i gałęziami, jest
dzisiaj obecny na wszystkich kontynentach. Obok konwencjonalnych form
posługi wiernym (parafie, szkoły, domy rekolekcyjne), wielu karmelitów
jest zaangażowanych w różnego rodzaju prace na rzecz pokoju,
sprawiedliwości i rozwoju społecznego, na rzecz ludzi ubogich i
marginalizowanych. Od dawna już w naszym Zakonie działa międzynarodowa
komisja “Pokoju, Sprawiedliwości i Integralności Stworzenia.” Karmel
zawsze był świadomy profetycznego wymiaru swojego charyzmatu i
tożsamości, który prowadzi nas do odkrywania znaków Bożej obecności w
ludziach ubogich i bezbronnych. Ponieważ czasami obecność ta przejawia
się jako sub contrario (w opresji, w nieszczęściu, w
cierpieniu.), musimy zbliżyć się do niej ze spojrzeniem
kontemplacyjnym, oświeconym przez wiarę i przepełnionym dobrocią. Musimy
zbliżyć się do niej z łagodnością i zaufaniem tych, którzy mają wiarę
mistyka oraz zaangażowanie proroka.
Wierzę, że to zaangażowanie na rzecz najbardziej ubogich i
potrzebujących członków naszych społeczności zostanie jeszcze bardziej
zintensyfikowane przez beatyfikację czcigodnego Angelo Paoli, która
będzie miała miejsce 25 kwietnia na Lateranie w Rzymie. Stanie się ona z
pewnością powodem wielkiej radości i dumy dla całej Rodziny
Karmelitańskiej, która będzie świadkiem wywyższenia do chwały ołtarzy
kolejnego już swojego członka.

Ostatnio cieszyliśmy się z beatyfikacji i kanonizacji: matki
Curcio i matki Scrilli, założycielek dwóch karmelitańskich kongregacji
we Włoszech, grupy hiszpańskich męczenników XX wieku, matki Candelari
od św. Józefa, założycielki wenezuelskich sióstr karmelitanek i św.
Noniusza od Najświętszej Maryi Panny. Każda z tych postaci podkreślała
różne aspekty charyzmatu karmelitańskiego przez co dostarczają nam one
wskazówek jak powinniśmy przeżywać nasz charyzmat. Są one również
przykładami i darami dla Karmelu w naszych czasach.

Świadectwo jakie o. Angelo Paoli złożył w XVII i w XVIII wieku
jest bardzo inspirujące i prowokuje do myślenia. Ma ono wielkie
znaczenie także dziś, pomimo wielkiej różnicy czasowej oddzielającej
nas od jego czasów. Jak wspominaliśmy już wielokrotnie przy różnych
okazjach, procesy beatyfikacyjne nie powinny być traktowane tylko jako
wspomnienie wspaniałej przeszłości, ani też jako pewnego rodzaju
aktywność “archeologiczna” (jakbyśmy wykopywali skamieniałości). Winien
to być “żyjący” znak, który wzywa nas do czujności, zadaje nam pytania
dotyczące teraźniejszości i prowadzi ku przyszłości.

Oto dlaczego chciałbym zaprosić cały Zakon Karmelitański oraz
Karmelitańską Rodzinę do przeżycia tej uroczystej beatyfikacji w
radości. Chciałbym zaprosić Was do podziękowania Bogu za to oficjalne
rozpoznanie świętości jednego z naszych braci. Pragnę zaprosić Was do
studiowania biografii tego świętego i świadectwa, które dla nas
zostawił. To właśnie jemu w sposób szczególny polecam wszystkich tych
Karmelitów (zakonników, świeckich, itd.), którzy pracują z ubogimi i
starają się polepszyć los najbardziej potrzebujących. Za
wstawiennictwem tego przyszłego błogosławionego niech Bóg błogosławi
oraz towarzyszy Wam w tej trudnej lecz jakże pożytecznej pracy.

*****

1. Otwartość brata

O. Angelo Paoli urodził się 1 września 1642 roku w
Argigliano, wiosce wchodzącej w skład samorządu miejskiego w Casol w
Lunigiana, w pobliżu Fivizzano. Na chrzcie świętym – niemalże jako znak –
otrzymał imię Franciszek, tak jak powszechnie znany poverello
z Asyżu. Podobnie jak on Angelo był bardzo pobożnym i oddanym
człowiekiem. Już od wczesnych lat przejawiał skłonności do życia
zakonnego. Postanowił on wstąpić do Karmelu, przyciągnięty Jego
pobożnością maryjną.

Pierwsze lata jego zakonnego życia związane były z różnymi
miastami Toskanii w środkowych Włoszech. Był on posyłany do różnych
miejscowości, gdzie wykonywał rozmaite funkcje, m.in., mistrza
nowicjatu we Florencji, księdza posługującego w Corniola, nauczyciela w
Montecatini, zakrystiana w Corniola, aby w końcu być wezwanym przez o.
Generała do Rzymu, gdzie objął obowiązki mistrza nowicjatu. Zaprzestał
pełnienia tej funkcji w 1698 roku, aby całkowicie poświęcić się służbie
ubogim. Jest on słusznie nazywany viandante e girovago
dell’ubbedienza
(pielgrzymem i tułaczem z posłuszeństwa).

W tym właśnie należy zauważyć pierwszą cechę jego osobowości,
którą pragnę podkreślić. Paoli był człowiekiem posłusznym, otwartym na
działanie Boga, zawsze gotowym spełniać polecenia swych przełożonych. W
porównaniu z rozbudowaną organizacją współczesnych kongregacji, w
porównaniu ze zgromadzeniami i organizacjami pełniącymi specyficzne
funkcje (edukacja, zdrowie, misje), w porównaniu ze stabilnością
zakonów mniszych, czy ze związkami księdza diecezjalnego z terytorium
diecezji, my mendykanci jesteśmy często oskarżani o brak
długowzrocznego planu, o dezorganizację oraz improwizację. Należy
szczerze przyznać, że ludzie mają w tym wielokrotnie rację. Lecz zakony
żebracze mają również swoją duchowość. Członkowie tych zakonów są
bardziej otwarci na zmiany, na konkretne wezwania życia, które domagają
się przenoszenia z miejsca na miejsce. Zakony mendykanckie, z ich
duchowością “podróżniczą” zachowały tę elastyczność oraz zdolność
adaptacji z prostotą i zaangażowaniem do potrzeb różnych czasów i
miejsc. Czcigodny Paoli przypomina nam dzisiaj o czymś bardzo ważnym –
nie możemy zamknąć się i zredukować do pewnych form apostolatu, miejsc,
czy też konkretnych sytuacji. My – mendykanci powinniśmy być otwarci
na powiew “Ducha”, który będzie prowadził nas do nowych socjalnych i
eklezjalnych rzeczywistości, gdzie potrzebna jest nasza obecność.

Poza tym jego przykład może posłużyć za ostrzeżenie dla
wszystkich karmelitów XXI wieku, aby nie zamykać się na urządzaniu
sobie życia opartego na przesadnym poszukiwaniu pieniądza, czy na braku
chęci służenia Kościołowi. Jego przykład stanowi dla nas wyzwanie do
odnowienia naszej zakonnej konsekracji.

Niech postawa błogosławionego Angelo wpłynie na poprawę jakości
naszych projektów duszpasterskich, niech pomoże nam pogłębić nasze
mendykanckie powołanie oraz wzywa nas do otwartości na innych ludzi
oraz hojności.

2. Cześć dla krzyża i miłość do Ukrzyżowanego

Misterium męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa
Chrystusa jest największą tajemnicą naszej wiary, która może być
porównana do osi, wokół której obraca się historia naszego zbawienia.
Krzyż jest jednocześnie pytaniem i odpowiedzią, ciemnością i światłem,
symbolem męki i śmierci oraz symbolem życia dla człowieka wierzącego.
Misterium krzyża przenika nasze życie w bardzo intensywny i szczególny
sposób poprzez tajemnicę “ukrzyżowanych”: ofiar grzechu w jego różnych
formach, ofiar zła, przemocy i niesprawiedliwości. Przez wieki Karmel
zawsze przejawiał głęboką i serdeczną pobożność do Krzyża. Wystarczy
wspomnieć św. Jana od Krzyża, który przypomina nam w swoim Little
Shephard-lover
Chrystusa “na krzyżu, na którym rozciąga swoje
kochające ramiona” (P 10); św. Teresę od Jezusa, która nieustraszenie
“wita krzyż” zapraszając nas do przypatrywania się Ukrzyżowanemu tak,
aby wszystko inne “mogło stać się dla nas niczym” (7M 4,8); Jana od św.
Samsona i św. Marię Magdalenę de Pazzi, którzy uczą nas, że krzyż jest
najlepszym punktem obserwacyjnym, z którego można kontemplować niebo;
Franciszka de la Cruz, karmelitę kastylijskiego z przełomu XVI i XVII
wieku, pielgrzyma do Jerozolimy, który nosił ciężki drewniany krzyż;
św. Teresę od Dzieciątka Jezus, która płonęła pragnieniem udania się do
krajów misyjnych, aby “zasadzić” tam “wspaniały krzyż” (MS B, IX, 3r);
św. Edytę Stein, która była zanurzona w “Nauce Krzyża”; czy też
błogosławionego Tytusa Brandsmę, który stojąc na brudnej skrzyni
wygłosił swoją homilię w Obozie Koncentracyjnym w Amersfoort w Wielki
Piątek 1942 roku, na krótko przed ukończeniem w więzieniu w Scheveningen
swojego sławnego poematu “Przed obrazem Jezusa w mojej celi”. W swoim
poemacie wyznaje on, że “krzyż jest moją nadzieją, a nie smutkiem.” Do
tej listy powinniśmy bez wątpienia dodać Angelo Paoli, który był
zakonnikiem zakochanym w Krzyżu Chrystusa.

Błogosławiony Angelo Paoli żył w pobożności Krzyża oraz
propagował ją we wszystkim co robił. W czasach swojej młodości, kiedy
przebywał wśród pasterzy, rozmawiał z nimi na temat Krzyża oraz
zachęcał ich do ustawiania krzyży na szczytach górskich. Później, kiedy
był księdzem pracującym w Corniola, głosił potrzebę pogłębienia tej
pobożności. Powszechnie znanym faktem jest, że po przybyciu do Rzymu,
ustawił on krzyże w wielu częściach tego miasta, jak na przykład na
Monte Testaccio, czy też w Koloseum. Wykorzystując fakt, że nasz
klasztor w San Martino ai Monti był położony bardzo blisko
Kościoła Santa Croce w Gerusalemme, regularnie odwiedzał ten kościół,
aby w drodze powrotnej nawiedzać chorych, przebywających w szpitalu w San
Giovanni w Lateranie
. Przynosił im pożywienie i troszczył się o
ich najbardziej podstawowe potrzeby, aby ulżyć ich cierpieniu.
Uwzględniał w tym różne spontanicznie odgrywane przedstawienia oraz
dużo muzyki. Ojciec Angelo umarł całując krzyż, co bardzo często jest
przedstawiane w ikonografii.

Dzisiaj Karmel widzi w tym nowym Błogosławionym wspaniałe źródło
inspiracji. Nasze kontemplacyjne powołanie często prowadzi nas na
głębokości najbardziej bolesnych i krwawych z ciemnych nocy naszych
czasów, gdzie napotykamy obecność Pana Życia. Ojciec Angelo zawsze
wiedział jak rozpoznać różne formy biedy, które były ukryte i ignorowane
przez ówczesne społeczeństwo. Był wystarczająco wrażliwy, aby dostrzec
cierpienie młodych kobiet, które nie mając pieniędzy nie mogły wyjść
za mąż, co skazywało je na życie w rozpaczy i biedzie. Widział
cierpienia i ból ludzi, którzy opuszczając szpital potrzebowali czasu
na rekonwalescencję, cierpienia rodzin, których domostwa zostały
zniszczone przez wylewy Tybru, ból tych, którzy po udanej walce z
chorobą, cierpieli z powodu samotności, smutku czy też porzucenia.
Posiadamy historyczne świadectwa jego troski o tych ludzi. Jego postawa
pozwala nam słyszeć ledwo słyszalny szept naszych czasów i zachęca nas,
aby na niego odpowiedzieć w solidarności z nowymi formami ubóstwa i
marginalizacji, powstającymi w naszych społecznościach.

W ostatnich kilku dekadach zarówno teologia jak i praktyka
podkreśliły znaczenie jakie ludzie ubodzy mają dla Kościoła. Uważa się
nawet, że są oni jednym z “teologicznych locus.” W pierwszym
rzędzie pod pojęciem  “ubodzy” rozumie się przede wszystkim ludzi
ubogich “ekonomicznie”, używając w tego rodzaju klasyfikacji kryteriów
socjologicznych i ekonomicznych. Później teologie wyzwolenia
rozszerzyły swoje koncepcje “ludzi ubogich” o różne inne, równie bolesne
formy ubóstwa (ubóstwo kultury, wrażliwości, szacunku, godności,
horyzontów, zdrowia .). Być może w naszych czasach powinniśmy zwrócić
uwagę na niebezpieczeństwo pobłądzenia w drugą stronę, tzn. na
niebezpieczeństwo zbytniego “prze-duchowienia” (“overspiritualize”)
pojęcia ubóstwa. Mimo pojawiania się rozmaitych form ubóstwa, nie
powinniśmy zapomnieć, że ubóstwo ekonomiczne nadal pozostaje
najbardziej przygnębiającą i wstrząsającą jego formą. Destytucja
materialna generuje różne inne formy ubóstwa. Dlatego właśnie ubóstwu
ekonomicznemu zawsze towarzyszy cały szereg różnego rodzaju cierpień,
braków, nieszczęść, itd.

Przykład bł. Angelo skłania nas do ucieczki od form
sentymentalnej pobożności do krzyża, które spontanicznie nie
przekładają się na postawę służby, szacunku, miłości i wrażliwości,
odpowiedzialnego zaangażowania na rzecz “ukrzyżowanych” mężczyzn i
kobiet naszych czasów. Odizolowana (nie wcielona w życie) duchowość,
która systematycznie ignoruje cierpienia ludzi naszych czasów, nie jest
duchowością prawdziwie chrześcijańską i nie należy ani do charyzmatu
karmelitańskiego, ani do karmelitańskiej tradycji.

Niech świadectwo tego nowego Błogosławionego przyczyni się do
tego, iż staniemy się prawdziwymi czcicielami i przyjaciółmi
Chrystusowego Krzyża oraz uczyni nas wrażliwszymi na cierpienia naszych
braci i sióstr, coraz bardziej zaangażowanymi w przemienianie naszego
świata, bardziej ludzkimi i otwartymi na potrzeby naszych braci i
sióstr.

3. Ubodzy są braćmi i siostrami Jezusa

Jak to już powyżej zauważyliśmy, postawa o. Angelo
Paoli charakteryzowała się troską i miłosierdziem, bo dzięki nim
zajmował się potrzebującymi jego czasów. Miłosierdzie oraz pomoc
okazywana ubogim zawsze były i są najbardziej istotnymi cechami
charakteryzującymi Kościół od zarania jego dziejów, nawet do tego
stopnia, że dawanie jałmużny, miłosierdzie i dawanie siebie ubogim
stawało się cechą wyróżniającą Chrześcijaństwo.

Także w czasach Angelo Paoli działało w Kościele wiele
organizacji, stowarzyszeń i osób, które poświęciły swoje życie na
służbę bezdomnym. O. Angelo wyróżniał się w tej posłudze, ponieważ oddał
się jej w sposób całkowity. Można tutaj wyszczególnić takie rysy jego
służby, które, albo wskazują na coś nowego, albo też są
charakterystycznymi znamionami pomocnymi w określeniu specyficznej
natury jego życia.

Przede wszystkim o. Angelo poświęcił swoje życie ubogim ze
szczególną pasją. Pomimo wielu rodzajów aktywności, które przejawiał
wewnątrz i na zewnątrz swojego klasztoru – jak o tym wspomnieliśmy
powyżej – to jednak tylko pomoc okazywana tym, którzy byli w potrzebie,
napełniała go prawdziwym entuzjazmem. Być może u korzeni jego pasji na
rzecz ubogich znajdowała się głęboka i odważna duchowość. Paoli był
człowiekiem głębokiej i nieustannej modlitwy, zakonnikiem
przejawiającym nieustanną i autentyczną pobożność, mistykiem, który
poszukiwał ciszy i umartwienia. Nie starał się on zbliżać do ubogich
jak to czyni polityk, idealista, albo też filantrop. Dla niego ubodzy
nie byli metaforą, zagadnieniem do dyskusji czy statystyką. Zbliżał się
do nich jak człowiek kontemplujący, który widział w nich Chrystusa
ubogiego, cierpiącego i ukrzyżowanego, któremu starał się służyć z tak
wielką pobożnością. Z takiej właśnie postawy zrodziła się wypowiedź,
którą powtarzał z pokorą: ktokolwiek kocha Boga, musi szukać Go
między ubogimi
.

Duchowa postawa naszego brata przełożyła się na szczęście, które
nie opuszczało go nawet w najtrudniejszych chwilach życia i którym
dzielił się z chorymi i bezdomnymi; niewzruszoną wiarę w Boga;
łagodność i troskę, którą dzielił się z podopiecznymi tak, aby nie czuli
się poniżeni. Oni są – jak to powiedział nasz nowy Błogosławiony – braćmi
Jezusa
, dlatego też muszą być traktowani “tak jak gdyby byli tą
samą osobą co Jezus.” Ponieważ o. Angelo złożył swoją nadzieję w Bogu,
nigdy nie utracił spokoju czy uśmiechu na swojej twarzy i miał w
zwyczaju mówić: Io ho una dispensa dove non manca mai nulla.
(“ja mam spiżarnię, w której nigdy niczego nie brakuje”). I tak było w
rzeczywistości, Angelo zawsze miał czym ugościć tych, którzy pukali do
jego drzwi prosząc o pomoc.

Aby to zrobić, Angelo wiedział jak zaprzyjaźnić się z potężnymi
ludźmi swoich czasów. Powszechnie wiadomo, że ten biedny brat, którego
przeor musiał “zmuszać”, aby założył nowy habit i który był
przyjacielem najbiedniejszych i najbardziej obdartych ludzi w Rzymie
czasów baroku, miał również dobrych przyjaciół wśród najpotężniejszych
ludzi swoich czasów. Niektórzy szlachcice, wysocy dygnitarze,
ambasadorowie i kardynałowie nie tylko prosili tego karmelitańskiego
zakonnika o radę, ale także pomagali mu w jego dobroczynnej
działalności. Chociaż kiedyś wspominał, że związek ze szlachcicami i
bogatymi ludźmi był dla niego wielkim krzyżem, wiedział jak traktować
każdego człowieka z taką samą godnością i szacunkiem: bez służalczej
emocjonalności okazywanej bogatym, czy też bez wyniosłości, czy
złośliwości okazywanej biednym. Angelo Paoli umiał również odkryć ten
rodzaj ubóstwa, który chowa się za ekonomicznym bogactwem.

Jego przykład staje się również lekcją dla nas, karmelitów XXI
wieku, jak odkrywać różne formy ubóstwa nie tylko w krajach
niewłaściwie nazywanych “trzecim światem,” lecz również w zachodnich
społecznościach, w których karmelici są tak licznie obecni i w których,
pomimo ekonomicznego bogactwa, są ukryte inne rodzaje ostrego ubóstwa.

Czcigodny Angelo zawsze okazywał tę samą pokorną, trzeźwą,
szczerą i przyjacielską postawę zarówno w stosunku do ubogich i
nędznych jak również bogatych i potężnych. Bez osądzania zdobył sobie
szacunek ludzi bogatych i skłonił ich do wsparcia jego projektów
socjalnych. Wzywał ich, aby się nawrócili i okazali ludziom ubogim
dobre serce żyjąc w świecie luksusu i ostentacji tak bardzo różnym od
świata materialnej nędzy i nieszczęścia, w którym żyli ubodzy.

Angelo Paoli przyjaźnił się również z niektórymi papieżami, w
sposób szczególny zaś z Klemensem XI, który był bardzo poruszony jego
śmiercią. O jego wielkiej przyjaźni z tym karmelitańskim zakonnikiem
może świadczyć fakt, że Ojciec Święty zdecydował się wysłać swojego
osobistego lekarza do Angela w czasie jego choroby. Papież upierał się
również, aby tytuł “ojciec ubogich”, którym nazywano Angela od czasów
jego młodości, był wyryty na jego grobie.

4. Integralna Służba ubogim

Ostatnia cecha osobowości naszego nowego
błogosławionego, która przejawiała się w jego pracy z ubogimi, ma dla
nas znaczenie do dzisiaj. Już na początku XVIII wieku o. Angelo
zrozumiał, że to co robimy dla ubogich, powinno mieć charakter
integralny, a nie tylko ograniczony do troszczenia się o ich podstawowe
potrzeby materialne. Kiedy nasz brat zbliżał się do ubogich, nie tylko
przynosił im żywność, ubrania, czy też inne podstawowe artykuły
potrzebne im do przetrwania, lecz również oferował im wskazania
katechetyczne i coś, co nazwalibyśmy dzisiaj pomocą psychologiczną,
szczególnie chorym, którym sprowadzał muzyków, aktorów, starając się w
ten sposób przynieść im szczęście i nadzieję.
Na tym miejscu warto również wspomnieć o jego działalności
cudotwórczej. W czasie jego procesu beatyfikacyjnego dowiedzieliśmy
się, że miał tego rodzaju reputację, której jednak nigdy nie szukał i
zawsze próbował ukryć. Podobnie jak i przy studiowaniu innych
hagiografii barokowych, musimy być pod tym względem bardzo ostrożni.
Zamiast koncentrować się nad dowodzeniem historyczności tego lub
tamtego szczegółu jego biografii, my – karmelici XXI wieku powinniśmy
pozwolić, aby jego świadectwo zainspirowało nas do zastanowienia się
nad sensem dokonywanych przez niego cudów, którymi były pomoc chorym,
bandażowanie rannych, rozwiązywanie trudnych sytuacji, osuszanie łez,
ulżenie biedzie i nieszczęściu, otwieranie okien na nowe horyzonty,
jednym słowem, powinniśmy dokonywać naszych małych cudów z Bożą pomocą.

Moglibyśmy podkreślić bardzo wiele różnych aspektów duchowego
profilu naszego nowego Błogosławionego. Wspomnimy tutaj tylko surowość
jego życia (wystarczy tylko zobaczyć reprodukcję jego celi w San
Martino ai Monti
); roztropność i rozwagę, którą okazywał w
najbardziej trudnych sytuacjach swego życia; jego wysiłki zmierzające do
uwzględnienia w formacji karmelitańskiej zagadnień związanych z opieką
nad ubogimi (co jest wielkim wyzwaniem dla procesu formacji, o którym
wielokrotnie wspomina nasze Ratio Institutionis Vitae Carmelitanae);
jego upór i stałość w służbie ubogim, dzięki którym nie poddawał się
zniechęceniu i zmęczeniu nawet w obliczu okazywanego mu niezrozumienia i
cynizmu; oraz głębokie poczucie sprawiedliwości, które łączył ze swoją
pracą dla ubogich.

Mam nadzieję, że Zakon Karmelitański zachowa tę postawę pełnego
zaufania Bożej Opatrzności oraz entuzjazm i kreatywność okazywaną w
służbie ubogim tego świata. Mam również nadzieję, że nasza “spiżarnia”
zawsze będzie napełniona wiarą, nadzieją i miłosierdziem. Niech nasza
solidarność oraz współczucie dla wszystkich tych, którzy cierpią nigdy
się nie zachwieje.

5. Karmelita

O. Angelo głęboko przeżywał swoje powołanie
karmelitańskie. Powołanie to zostało dobrze przez niego rozpoznane o
czym świadczy fakt, że wstąpił on do Zakonu dopiero po okresie długich
rozważań dotyczących innych form życia konsekrowanego oraz po
otrzymaniu tonsury. Jak twierdzą jego biografowie, na wybór Karmelu –
Zakonu Maryjnego – mogła mieć wpływ jego pobożność do Najświętszej
Maryi Panny, którą przejawiał już od wczesnej młodości. Dowodem tego są
jego częste wizyty w pustelniach poświęconych Najświętszej Maryi
Panny, gdzie spędzał całe godziny na modlitwie.

W późniejszych latach swojego życia pogłębił on jeszcze swoją
pobożność do Maryi poprzez szkaplerz. W wolnych chwilach szył
szkaplerze, które później stały się “sławne”. Zachowały się zapiski,
według których kiedy założył on szpital dla chorych w Rzymie, notariusz
i pracownicy, którzy pomogli mu założyć księgi finansowe, nie chcieli
od niego żadnych pieniędzy, tylko poprosili go o zrobione przez niego
szkaplerze.

Jak przystawało pobożności karmelitańskiej, o. Angelo był bardzo
żarliwym miłośnikiem życia wspólnotowego, poprzez które wyrażał swoją
miłość do Zakonu Karmelitańskiego, jego duchowości i tradycji. Był
zakochany w karmelitańskim habicie, w którym widział raczej symbol
ubóstwa niż wyróżnienia. Pomimo swoich różnorodnych zajęć zawsze był
wierny zakonnej obserwancji, posłuszny swoim przełożonym, braterski i
życzliwy swoim braciom we wspólnocie. O. Angelo był wzorowym karmelitą,
który nie traktował swojego karmelitańskiego powołania jako jakiejś
przeszkody czy też brzemienia, lecz jako bodziec i źródło inspiracji
dla jego pracy z ubogimi.

*****

Jego biografia okazuje się wyjątkowa. Niejednokrotnie
wskazywano pewne podobieństwa sylwetki naszego błogosławionego z
sylwetką św. Filipa Neri. Ostatnie godziny jego życia były również
bardzo poruszające – Angelo umierał otoczony przez braci ze swej
wspólnoty, będąc świadomy zbliżającej się śmierci, z prawdziwym duchem
wiary i pobożności. Na zewnątrz klasztoru zgromadzili się ludzie biedni
i potrzebujący wsparcia, żebracy i chorzy, aby pożegnać tego, który
był dla nich prawdziwym ojcem na tej ziemi. Ich Brat Miłosierdzia, i
Ojciec Ubogich, tytuły, które zostały mu nadane już we wczesnej
młodości, umierał.

Umierał, lecz pozostawiał za sobą właśnie tam, w tym mieście
męczenników, które chrześcijańscy poeci nazywali purpurata pretioso
sanguine
, wspaniałe świadectwo. O. Angelo od czasu swojego
przyjazdu do Rzymu podziwiał męczenników, a teraz właśnie umierał jako
jeden z nich, jako męczennik, jako świadek wiary, jako prorok nadziei,
jako prawdziwy znak Bożego miłosierdzia dla najmniejszych tego świata.

Dzisiaj jego głos rozbrzmiewa z wielką mocą dla nas wszystkich,
jak to było w trakcie owej niezapomnianej rozmowy z jego przyjacielem
księciem Girolamo Altieri, w czasie której książę poprosił go, aby
powierzał jego rodzinę Bogu. Umierający Angelo odpowiedział mu z wielką
pokorą i z poczuciem humoru: “. a ja powierzam tobie moich ubogich i
chorych.” Niech te słowa (które pozwoliliśmy sobie zaadoptować jako
tytuł tego listu) będą usłyszane przez wszystkich członków Zakonu
Karmelitańskiego i Karmelitańskiej Rodziny: “Powierzam Wam moich
ubogich i chorych.” Jeśli okażemy się wierni tym słowom, bez wątpienia
jego beatyfikacja stanie się dla nas owocnym czasem refleksji,
entuzjazmu i nowej energii w naszej służbie ubogim naszego czasu.

o. Fernando Millán Romeral, O.Carm.
/przeor generalny/

19 marca 2010 Uroczystość św. Józefa

/tłum. o. Janusz Janowiak O.Carm,
korekta Anna Socha, o. Maciej Guzik O.Carm/

Za: www.karmelici.pl.

http://www.zyciezakonne.pl/karmelici-list-z-okazji-beatyfikacji-o-angelo-paoli-3836/

20 stycznia
Błogosławiony Angelo Paoli, prezbiter
Błogosławiony Angelo Paoli

Angelo (Anioł) Paoli urodził się 1 września 1642 r. jako pierwsze z sześciorga dzieci w miejscowości Argigliano di Casola w Toskanii. Na chrzcie otrzymał imię Franciszek. Od najmłodszych lat odznaczał się wielką pobożnością, wrażliwością na ubogich oraz umiłowaniem liturgii i życia sakramentalnego. Wartościom tym pozostał wierny przez całe swoje życie.
W 1660 roku wstąpił do zakonu karmelitów dawnej obserwancji w Sienie i po siedmiu latach przyjął święcenia kapłańskie. Do 1687 r. posługiwał jako kapłan w różnych miejscach (Florencja, Pistoia, Siena), dając się poznać jako gorliwy kapłan i nauczyciel, a przede wszystkim – jako troskliwy opiekun biednych. Był słabego zdrowia i często musiał się leczyć. W marcu 1687 r., po długiej i pełnej przygód podróży, przybył na polecenie generała zakonu do Rzymu, gdzie pozostał już do końca życia. Miał z sobą jedynie brewiarz, trochę chleba i strój zakonny.
Przez 33 lata pobytu w Wiecznym Mieście troszczył się o materialne i duchowe potrzeby biednych, chorych, opuszczonych, samotnych, więźniów i ich rodziny. Pomimo swej pokory i unikania rozgłosu nawiązał kontakty z wieloma wpływowymi osobistościami kurialnymi, zawsze jednak po to, by lepiej służyć potrzebującym. Zaprzyjaźnił się z papieżem Klemensem XI, który dał mu środki na niektóre dzieła miłosierdzia. Z wdzięczności ustawił w Koloseum pierwsze w historii trzy krzyże, przed którymi jeszcze dzisiaj odprawiana jest Droga Krzyżowa. W ten sposób Anioł wyraził wielkie umiłowanie krzyża jako największego znaku miłości Bożej.
Zmarł 20 stycznia 1720 r. jako powszechnie szanowany ojciec ubogich, a jego pogrzeb – z udziałem kardynałów, biskupów, arystokracji i wielkiej rzeszy zwykłych ludzi – był wspaniałym hołdem złożonym mu w dowód wdzięczności. Beatyfikował go – na polecenie papieża Benedykta XVI – kard. Agostino Vallini w niedzielę Dobrego Pasterza, 25 kwietnia 2010 r.

 http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/01-20e.php3

 

O autorze: Judyta