Słowo Boże na dziś – 19 października 2014 r. – Niedziela – bł. ks. Jerzego Popiełuszki – Dzień Misyjny

Myśl dnia

Oddajcie więc cesarzowi to, co jest cesarskie, a Bogu, to co boskie.

Ewangelia wg św. Mateusza 22, 21b

XXIX NIEDZIELA ZWYKŁA, ROK A

Wprowadzenie do liturgii

 POLITYKA, BÓG I WIARA

Pieniądze i władza wzajemnie się uzupełniają w dobrym, oraz w złym. Ale dzisiejsze słowo Boże nie mówi ani o naturze pieniądza, ani nie pokazuje granic legalności władzy. Ono obnaża serce człowieka, w którym niezmiennie ożywa pokusa używania zarówno władzy, jak i pieniędzy dla egoistycznych celów.
Powrót z niewoli babilońskiej za panowania Cyrusa jest dla Żydów znakiem mocy i dobroci Boga. On sam zaś, pogański król, podbijając Babilon i zezwalając na powrót z wygnania oraz wspierając odbudowę świątyni jerozolimskiej, jest dla Żydów Bożym wysłańcem. Bóg rządzi narodami. A my łatwo zgadzamy się z tą tezą pod warunkiem, że władza chroni i wspiera religię, jak to było za Cyrusa. Wówczas religia z łatwością legitymizuje władzę.
Zgoła inaczej dostrzegamy więź władzy z pieniędzmi w Ewangelii. Faryzeusze pragną rękami okupantów pozbyć się Jezusa, bo Jego nauczanie ujawnia ich grzechy. Jeśli dowiodą, że odwodzi On od płacenia podatków, będzie skazany. Ale wierności Bogu nie można sprowadzać do tego, komu płaci się daniny. Człowiek stworzony na obraz Boga ma żyć według Jego woli, a jego serce ma być wolne od chciwości.
Nauki Jezusa nie można zredukować do alternatywy: „albo Bóg, albo Rzym”. Kościół pierwszych wieków rozumiał to i niczego nie ujmując z posłuszeństwa Bogu, nakazywał respekt władzy świeckiej. Nieprzekraczalną granicą tego respektu było prawo do wyznawania Chrystusa i życia według Jego nauki. I dlatego źródłem radości apostolskiej nie są sukcesy ekonomiczne czy polityczne chrześcijan z Tesalonik, ale jest to wiara, miłość i nadzieja.

ks. Maciej Warowny

Wydaje się, że świat zależy od tych, którzy nim rządzą. W rzeczywistości to Bóg kieruje jego losami. Pomimo iż żyjemy w społeczeństwach kierujących się ludzkimi, często niesprawiedliwymi prawami, naszym Panem i Władcą jest Bóg. Wypełniając więc wszystkie powinności społeczne, powinniśmy czynić to ze świadomością, że nasze życie jest w Jego rękach i On jest naszym najwyższym punktem odniesienia.

PIERWSZE CZYTANIE (Iz 45, 1.4–6)

Bóg powołuje perskiego króla Cyrusa, aby uczynić go narzędziem wyzwolenia narodu wybranego. I rzeczywiście, gdy Cyrus zwycięża Babilończyków, pozwala mieszkańcom Judy na powrót do ojczyzny. Bóg objawia się w tej sytuacji jako Pan świata, kierujący jego losami. Nic nie dzieje się bez Jego wiedzy i jedynie Bóg z każdej negatywnej sytuacji potrafi wyprowadzić dobro.Król Cyrus narzędziem BogaCzytanie z Księgi proroka Izajasza.

To mówi Pan o swym pomazańcu Cyrusie: „Ja mocno ująłem go za prawicę, aby ujarzmić przed nim narody i królom odpiąć broń z pasa, aby otworzyć przed nim podwoje, żeby się bramy nie zatrzasnęły.
Z powodu sługi mego, Jakuba, Izraela, mojego wybrańca, nazwałem cię twoim imieniem, pełnym zaszczytu, chociaż Mnie nie znałeś, Ja jestem Pan i nie ma innego. Poza Mną nie ma boga. Przypaszę ci broń, chociaż Mnie nie znałeś, aby wiedziano od wschodu słońca aż do zachodu, że beze Mnie nie ma niczego. Ja jestem Panem i nie ma innego”.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 96,1 i 3.4-5.7-8.9-10ac)

Bóg zostaje przedstawiony jako władca nieba i ziemi. Psalmista wzywa wszystkich ludzi, aby uwielbiali Go, oddawali Mu chwałę i ogłaszali całemu światu wszystkie Jego dobrodziejstwa. Bóg jest sprawiedliwy, Jego wyroki wprowadzają w życie ludzi pokój i harmonię.Refren: Pośród narodów głoście chwałę Pana.Śpiewajcie Panu pieśń nową, *
śpiewaj Panu ziemio cała.
Głoście Jego chwałę wśród +
wszystkich narodów, *
rozgłaszajcie cuda pośród wszystkich ludów.Wielki jest Pan, godzien wszelkiej chwały, *
budzi trwogę najwyższą, większą niż inni bogowie.
Bo wszyscy bogowie pogan są tylko ułudą, *
Pan zaś stworzył niebiosa.

Oddajcie Panu, rodziny narodów, *
oddajcie Panu chwałę i uznajcie Jego potęgę.
Oddajcie Panu chwałę należną Jego imieniu, *
przynieście dary i wejdźcie na Jego dziedzińce.

Uwielbiajcie Pana w świętym przybytku. *
Zadrżyj ziemio cała przed Jego obliczem.
Głoście wśród ludów, że Pan jest królem, *
Będzie sprawiedliwie sądził ludy.

DRUGIE CZYTANIE (1 Tes 1,1–5b)

Święty Paweł dziękuje Bogu za wielkie dzieło nawrócenia pogan z Tesaloniki. Wszystko to zawdzięcza łasce Chrystusa i mocy Ducha Świętego. Przepowiadanie Apostoła było jedynie narzędziem, które Pan wykorzystał w dziele ewangelizacji. To Boże dzieło rozwija się nadal, co święty Paweł zauważa we wzroście wiary, nadziei i miłości w sercach chrześcijan.Paweł dziękuje Bogu za wiarę, nadzieję i miłość TesaloniczanCzytanie z Pierwszego Listu Świętego Pawła Apostoła do Tesaloniczan.

Paweł, Sylwan i Tymoteusz do Kościoła Tesaloniczan w Bogu Ojcu i Panu Jezusie Chrystusie. Łaska wam i pokój.
Zawsze dziękujemy Bogu za was wszystkich, wspominając o was nieustannie w naszych modlitwach, pomni przed Bogiem i Ojcem naszym na Wasze dzieło wiary, na trud miłości i na wytrwałą nadzieję w Panu naszym, Jezusie Chrystusie. Wiemy, bracia przez Boga umiłowani, o wybraniu Waszym, bo nasze głoszenie Ewangelii wśród Was nie dokonało się przez samo tylko słowo, lecz przez moc i przez Ducha Świętego, z wielką siłą przekonania.

Oto słowo Boże.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Mt 22,21)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Oddajcie cezarowi to, co należy do cezara,
a Bogu to, co należy do Boga.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA (Mt 22,15–21)

Próba doprowadzenia do kompromitującej wypowiedzi Jezusa po raz kolejny nie powiodła się. Chrystus nie występuje oficjalnie przeciwko ustanowionej władzy. Podkreśla jednak wyraźnie konieczność właściwej hierarchii. Jedynie to, co należy do Cezara, należy oddać Cezarowi, czyli wypełnić powinności dotyczące kwestii państwowych. Jednak w rzeczywistości cały świat wraz z tymi, którzy rządzą, podlega Bogu. A przede wszystkim człowiek i jego serce ma być przestrzenią Bożego panowania. Oddać Bogu to, co należy do Boga, znaczy oddać Mu całe swoje życie.
Oddajcie cezarowi to, co należy do cezara, a Bogu to, co należy do BogaSłowa Ewangelii według świętego Mateusza.

Faryzeusze odeszli i naradzali się, jak by podchwycić Jezusa w mowie.
Posłali więc do Niego uczniów razem ze zwolennikami Heroda, aby Mu powiedzieli: „Nauczycielu, wiemy, że jesteś prawdomówny i drogi Bożej w prawdzie nauczasz. Na nikim Ci nie zależy, bo nie oglądasz się na osobę ludzką. Powiedz nam więc, jak Ci się zdaje? Czy wolno płacić podatek cezarowi, czy nie?”.
Jezus przejrzał ich przewrotność i rzekł: „Czemu Mnie kusicie, obłudnicy? Pokażcie Mi monetę podatkową”. Przynieśli mu denara.
On ich zapytał: „Czyj jest ten obraz i napis?”.
Odpowiedzieli: „Cezara”.
Wówczas rzekł do nich: „Oddajcie więc cezarowi to, co należy do cezara, a Bogu to, co należy do Boga”.

Oto słowo Pańskie.

*****************************************************************************************************************************

KOMENTARZ
http://youtu.be/mSoQXFEherQ
Co i komu?

Bóg jest absolutną prawdą, prostotą i przejrzystością, w obliczu Boga nasze myśli są często zagmatwane, przewrotne i przebiegłe. Jego słowo pozwala nam porządkować nasze poplątania. Cezarowi, czyli światu, władzy świeckiej, życiu materialnemu mamy oddać to, do czego się zobowiązujemy jako obywatele. Bóg natomiast pragnie zobaczyć odciśnięty w naszej duszy obraz umiłowanego Syna. Bogu trzeba oddać to, co należy do Niego. To wszystko, co otrzymaliśmy od Niego w darze, czyli całe nasze życie i całą naszą osobę: nieśmiertelną duszę, umysł, uczuciowość, wolę, ciało. Oddać Jemu znaczy żyć nimi jak najpełniej, jak najlepiej, realizując i rozwijając Jego dar dla dobra własnego i innych.Jezu, proszę Cię o zawsze taką samą szczerą postawę wobec Ciebie. Uwalniaj mnie z postawy dwulicowego faryzeusza, który raz Cię chwali, a innym razem wystawia na próbę.

 

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

Rozważanie

Jezusowi stawiano często przewrotne pytania. Miały one Go zaskoczyć, ośmieszyć, wykazać Jego nieudolność i być podstawą do oskarżenia Go przed trybunałem religijnym bądź politycznym. Także dzisiaj chrześcijanie poddawani są podobnym próbom. Czy zatem powinno się szukać sposobów, aby z takich sytuacji wychodzić obronną ręką? Trzeba pamiętać o dwóch rzeczach. Po pierwsze – nie możemy się łudzić, że ominą nas cierpienia. Wszak idziemy po śladach naszego Boskiego Mistrza, który został fałszywie oskarżony, niewinnie skazany na śmierć i ukrzyżowany. Po drugie – cierpienia i upokorzenia, które musiał znieść Jezus, nie doprowadziły Go do porażki, ale do zwycięstwa. Drzewo krzyża okazało się drzewem odkupienia, a wykuty w skale grób znakiem triumfu Syna Bożego nad śmiercią. Zatem i nasze cierpienia nie pozostaną bezowocne i przyniosą duchowe owoce.

Faryzeusze odeszli i naradzali się,
jak przyłapać Jezusa na słowie.

Mt 22, 15

 

Rozważania zaczerpnięte z terminarzyka “Dzień po dniu”

wydawanego przez Edycję Świętego Pawła

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/880/part/4

 

*************************************************************************************************************************
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
19 PAŹDZIERNIKA
********************

Święci męczennicy Ameryki Północnej Święci męczennicy Jan de Brebeuf,
Izaak Jogues, prezbiterzy, oraz Towarzysze
Święty Paweł od Krzyża Święty Paweł od Krzyża, prezbiter
Błogosławiony Jerzy Popiełuszko Błogosławiony Jerzy Popiełuszko,
prezbiter i męczennik

Jerzy Popiełuszko urodził się 14 września 1947 r. na Podlasiu we wsi Okopy, w parafii Suchowola, z rodziców Władysława i Marianny z domu Gniedziejko. W dwa dni po urodzeniu, 16 września, został ochrzczony w parafialnym kościele pod wezwaniem świętych Apostołów Piotra i Pawła w Suchowoli i otrzymał imię swojego stryja, Alfonsa (zmienił je na Jerzy Aleksander dopiero w okresie nauki w seminarium, w 1971 r.). W tym samym kościele 17 czerwca 1956 r. przyjął bierzmowanie z rąk biskupa Władysława Suszyńskiego. Wybrał sobie wówczas imię patrona archidiecezji wileńskiej – Kazimierza.
W latach 1954-1965 Alek Popiełuszko uczęszczał do Szkoły Podstawowej oraz Liceum Ogólnokształcącego w Suchowoli. W kościele parafialnym, odległym od domu o kilka kilometrów, od 11. roku życia był ministrantem i służył do Mszy św. codziennie przed lekcjami w szkole. Uzyskawszy świadectwo maturalne, zgłosił się 24 czerwca 1965 r. do Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego św. Jana Chrzciciela w Warszawie, gdzie przez siedem lat przygotowywał się intelektualnie i duchowo do przyjęcia święceń kapłańskich. Podczas tych studiów musiał odbyć dwuletnią służbę wojskową w specjalnej jednostce dla kleryków w Bartoszycach. Z tego okresu znany jest fakt mężnej postawy alumna Popiełuszki, który nie pozwolił odebrać sobie medalika i różańca, za co był szykanowany przez tamtejsze władze wojskowe. Celem tych szykan i obostrzeń w służbie było zniechęcanie żołnierzy-kleryków do kontynuowania drogi powołania kapłańskiego.
Po powrocie do seminarium musiał poddać się operacji tarczycy, leczył się też z powodu choroby serca. W pewnym momencie był w tak ciężkim stanie, że koledzy kursowi całą noc modlili się w jego intencji (18 kwietnia 1970 r.). Przeżycia w wojsku, choroba i pobyt w szpitalu bardzo zbliżyły go do kolegów oraz w szczególny sposób uwrażliwiły na potrzeby, cierpienia i krzywdy bliźnich. Stał się opiekuńczy i zatroskany, zwłaszcza o chorych.
W dniu 12 grudnia 1971 r. otrzymał święcenia subdiakonatu, a 12 marca 1972 r. – diakonatu. Święcenia kapłańskie przyjął z rąk kardynała Stefana Wyszyńskiego dnia 28 maja 1972 r. w bazylice archikatedralnej św. Jana Chrzciciela w Warszawie. Jako neoprezbiter został skierowany do pracy duszpasterskiej i katechetycznej najpierw w parafii Świętej Trójcy w Ząbkach koło Warszawy, gdzie pracował trzy lata (1972-1975), a następnie do parafii Matki Bożej Królowej Polski w Warszawie-Aninie. Po kolejnych trzech latach, 20 maja 1978 r., został przeniesiony na wikariat do parafii Dzieciątka Jezus w Warszawie na Żoliborzu, skąd 25 maja 1979 r. władza archidiecezjalna skierowała go do pracy duszpasterskiej przy kościele akademickim św. Anny w Warszawie. Prowadził tam konwersatoria dla studentów medycyny, organizował rekolekcje i obozy o charakterze rekolekcyjnym oraz kierował duszpasterstwem pielęgniarek w kaplicy Res Sacra Miser. Był członkiem Krajowej Konsulty Duszpasterstwa Służby Zdrowia, a na terenie archidiecezji warszawskiej – diecezjalnym duszpasterzem środowisk medycznych. Dnia 6 października 1981 r. podjął się także opieki duszpasterskiej nad chorymi w Domu Zasłużonego Pracownika Służby Zdrowia w Warszawie przy ul. Elekcyjnej 37, urządzając tam własnym sumptem kaplicę i stając się na mocy nominacji kurialnej kapelanem.
Ostatnim miejscem zamieszkania i pracy ks. Jerzego Popiełuszki od 20 maja 1980 r. była parafia św. Stanisława Kostki w Warszawie na Żoliborzu, gdzie jako rezydent pomagał w pracy parafialnej i zajmował się duszpasterstwem specjalistycznym. Między innymi kierował zebraniami formacyjnymi grupy studentów Akademii Medycznej, był duszpasterzem średniego personelu medycznego (pielęgniarek) oraz co miesiąc urządzał dla lekarzy spotkania modlitewne.
Na podkreślenie zasługuje udział ks. Jerzego Popiełuszki w przygotowaniu dwóch wizyt papieskich w Ojczyźnie (w 1979 i 1983 r.). W obydwu przypadkach, wbrew sprzeciwom władz komunistycznych i Służby Bezpieczeństwa, był faktycznym przewodniczącym Sekcji Sanitarnej Komitetu Przyjęcia Jana Pawła II w Warszawie i ze swoją kilkusetosobową grupą medyczną roztaczał z ramienia Kościoła opiekę zdrowotną nad uczestnikami pielgrzymek.
Oddzielną kartę życia ks. Jerzego, która doprowadziła go do palmy męczeństwa, było jego bezkompromisowe zaangażowanie się w duszpasterstwo świata pracy, zarówno w okresie tworzenia się “Solidarności”, jak i później, gdy trwał stan wojenny w Polsce oraz po jego zniesieniu. Pomimo szykan ze strony czynników państwowych i esbeckich oraz pomówień i oszczerstw w środkach masowego przekazu, był rzecznikiem i obrońcą godności człowieka, praw ludzkich do wolności, sprawiedliwości, miłości i prawdy, a także heroldem Pawłowego i papieskiego nauczania, że zło należy zwyciężać dobrem. Prawdy te głosił wraz ze swym proboszczem – ks. prałatem Teofilem Boguckim – przede wszystkim podczas nabożeństw za Ojczyznę, urządzanych w kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu od czasu ogłoszenia stanu wojennego we wszystkie ostatnie niedziele miesiąca. Pierwsza taka Msza św. została odprawiona 28 lutego 1982 r.
Serdeczne więzy ks. Popiełuszki ze światem pracy, zwłaszcza z pracownikami Huty Warszawa, zadzierzgnięte zostały w sposób niemal przypadkowy, ale opatrznościowy i nieodwracalny. Gdy w sierpniu 1980 r. doszło do strajku w Hucie Warszawa, pięciu przedstawicieli tej Huty przybyło do rezydencji arcybiskupów warszawskich, prosząc kardynała Stefana Wyszyńskiego, ażeby przyjechał do nich lub wyznaczył im jakiegoś kapłana do odprawienia Mszy świętej. Twierdzili, że prawie wszyscy strajkujący wewnątrz Huty są katolikami i pragną uczestniczyć w niedzielnej liturgii mszalnej, ale ze względu na sytuację – nie mogą opuścić miejsca pracy. Była to pierwsza niedziela, około godziny ósmej, kiedy strajkowały już Gdańsk, Szczecin i śląskie kopalnie. Prymas Polski, nie mogąc ze względu na inne zaplanowane zajęcia osobiście odprawić tej Mszy świętej, zlecił swojemu kapelanowi – ks. prałatowi Bronisławowi Piaseckiemu: “Poszukaj księdza”. Ks. kapelan udał się niezwłocznie na pobliski Żoliborz, do kościoła św. Stanisława Kostki, i propozycję pójścia do Huty przedstawił pierwszemu napotkanemu kapłanowi – ks. Jerzemu Popiełuszce. Ks. Jerzy chętnie przyjął propozycję i, po porozumieniu się z proboszczem, wyruszył do Huty. Był to początek kolejnej formy jego duszpasterstwa – duszpasterstwa, które zakończyło się jego męczeńską śmiercią.
Kiedy w 1981 roku strajkowały uczelnie wyższe, ks. Jerzy Popiełuszko roztoczył opiekę duszpasterską nad studentami warszawskiej Akademii Medycznej i jednocześnie nad słuchaczami Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej, gdzie protest miał dramatyczny przebieg. Kiedy 2 grudnia 1981 r. władze dokonały pacyfikacji WOSP w Warszawie przy użyciu helikopterów i sprzętu bojowego (co stanowiło swoiste preludium do wprowadzenia za kilka dni stanu wojennego), ksiądz Jerzy był w gmachu uczelni.
Władze komunistyczne nasiliły szykanowanie kapłana. Był wielokrotnie przesłuchiwany w prokuraturze, zatrzymywany i aresztowany. Przedstawiono mu nawet akt oskarżenia, w którym zarzucano mu, że działał na szkodę interesów PRL, ponieważ nadużywając funkcji kapłana czynił z kościołów miejsce propagandy antypaństwowej (sąd umorzył postępowanie w sierpniu 1984 r.). Prasa reżimowa nasiliła ataki drukując liczne oszczercze artykuły, mające skompromitować kapelana Solidarności (opisywano rzekome nadużycia finansowe i skandale obyczajowe).
Ksiądz Jerzy nie zaprzestał swojej działalności. Oprócz Mszy św. za Ojczyznę, zainicjował w 1982 r. pielgrzymkę robotników Huty Warszawa na Jasna Górę, która przerodziła się wkrótce w Ogólnopolską Pielgrzymkę Ludzi Pracy. W końcu władze zdecydowały się na ostrzejsze działania. 13 października 1984 r. milicja usiłowała doprowadzić do wypadku drogowego, w którym ks. Jerzy miał zginąć; akcja ta nie powiodła się. Kolejną próbę podjęto kilka dni później.Błogosławiony Jerzy Popiełuszko Kiedy późnym wieczorem dnia 19 października 1984 r. ks. Jerzy wracał samochodem z posługi duszpasterskiej w Bydgoszczy, został zatrzymany przez trzech funkcjonariuszy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych (Wydział do walki z Kościołem) i uprowadzony. Stało się to na szosie w Górsku niedaleko Torunia. Niemal cudem ocalał kierowca – pan Waldemar Chrostowski, jedyny świadek bandyckiego porwania, który, chociaż skuty kajdankami, wyskoczył z pędzącego samochodu i niezwłocznie powiadomił władze kościelne i społeczeństwo o dokonanym przez przedstawicieli władz komunistycznych bezprawiu. Nastało wtedy dziesięć dni modlitewnego oczekiwania na powrót kapłana w wielu świątyniach kraju, zwłaszcza w kościele św. Stanisława Kostki w Warszawie. Niestety, w dniu 30 października 1984 r. ze sztucznego zbiornika wodnego przy tamie na Wiśle koło Włocławka milicja wyłowiła ciało ks. Jerzego Popiełuszki. Sekcja zmasakrowanego ciała została przeprowadzona w Białymstoku, ale pogrzeb, zgodnie z wolą katolickiego społeczeństwa, odbył się w Warszawie 3 listopada 1984 r. Ks. Jerzy Popiełuszko został pochowany w grobie przy kościele św. Stanisława Kostki. Obrzędom pogrzebowym przewodniczył i okolicznościowe kazanie wygłosił kardynał Józef Glemp, Prymas Polski. W pogrzebie uczestniczyło wielu biskupów, kilkuset kapłanów oraz prawie milion wiernych, w tym setki pocztów sztandarowych spod znaku “Solidarności” z całego kraju.
Przekonanie duchowieństwa i wiernych o męczeńskiej śmierci ks. Jerzego Popiełuszki za wiarę spowodowało, że kardynał Józef Glemp, arcybiskup metropolita gnieźnieński i warszawski oraz Prymas Polski, wystarał się o potrzebne zezwolenie Stolicy Apostolskiej i powołał archidiecezjalny trybunał, który zajął się procesem beatyfikacyjnym ks. Jerzego. Proces ten na szczeblu diecezjalnym trwał od 8 lutego 1997 r. do 8 lutego 2001 r. Następnie akta procesu zostały przewiezione do Stolicy Apostolskiej i poddane dalszym badaniom w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. 6 czerwca 2010 r. w Warszawie odbyła się beatyfikacja ks. Jerzego Popiełuszki. Jego liturgiczne wspomnienie wyznaczono na 19 października – w dniu jego narodzin dla nieba.
opracowano na podstawie tekstu ks. Grzegorza Kalwarczyka
Święty Piotr z Alkantary Święty Piotr z Alkantary, prezbiter
Ponadto dziś także w Martyrologium:
św. Akwilina, biskupa (+ ok. 690); św. Etbina z Kildare, opata (+ VII w.); św. Frideswindy, dziewicy (+ ok. 750); świętych Ptolemeusza i Lucjusza (+ ok. 160); św. Warusa, męczennika, żołnierza (+ IV w.); św. Werana, biskupa (+ 585)
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/10-19.php3
*************************************************************************************************************************
Listy z wojska do ojca duchownego ks. Czesława Mietka oraz do rodziców.

Ks. Jerzy – Listy z wojska

LISTY Z WOJSKA

Ksiądz Jerzy Popiełuszko jako kleryk seminarium duchownego w Warszawie odbył dwuletnią zasadniczą służbę wojskową w Bartoszycach (1966-1968). Zachowały się jego listy z tego okresu, pisane do ojca duchownego księdza Czesława Mietka, oraz list do rodziców.

P. J. Ch. 19.01.67 r.

Czcigodny Ojcze,
Tak dawno do Ojca nie pisałem, ale na pewno ojciec wie, jak nasze życie się układa i jak tu się czujemy, z opowiadań kolegów, którzy odwiedzali już Seminarium.
Ostatnio tak czas wolny jest ograniczony, że nie można listu napisać.
Ostatnio mieliśmy sporo egzaminów, zupełnie jak na Uniwersytecie. Utarło się tu powiedzenie, że „tu nie Uniwersytet, tu trzeba myśleć”. Nie wiem, co wpłynęło na to, ale i ostatnio przełożeni nasi obrali w stosunku do nas metodę „przez nogi do głowy”. Dają w kość, ale nie zdają sobie sprawy, że tym samym przyczyniają się do lepszego zgrania bractwa. Stajemy się bardziej jednomyślni.

Ja osobiście czuję się dobrze. Zahartowuję się zarówno pod względem duchowym, jak i zdrowotnym. Jeszcze nie byłem ani razu na przepustce, ale wczoraj pod pretekstem włożenia pieniędzy na książeczkę PKO, poszedłem po południu do miasta. Byłem w kościele i po raz pierwszy od miesiąca przyjąłem Komunię Świętą. O godzinie 18.15 była Msza święta i Nowenna do M. B. Nieustającej Pomocy. Potem odwiedziłem Siostry i na 21.00 wróciłem do koszar.

Bardzo Ojcu dziękuję za „Naśladowanie Chrystusa”. Jest to bardzo wygodna książeczka, dlatego noszę zawsze w kieszeni, bo na politycznym, którego mamy po same uszy, można z niej korzystać i śledzić piękne myśli, w niej zawarte. Bardzo prosiłbym, jeżeli Ojciec może, albo niech któryś z kolegów to uczyni, aby przysłać mi w liście od czasu do czasu jakąś konferencję czy kazanie, żebyśmy mogli sobie wspólnie przeczytać, przemyśleć.
Wspólną modlitwę praktykujemy w dalszym ciągu, wspólny różaniec, wieczorna modlitwa, w piątek droga krzyżowa – a w święta recytowana Msza święta. Można powiedzieć, że już nie przeszkadzają tak w modlitwie chociaż może to być tylko okresowe, jako eksperyment.
Na razie kończę. Serdecznie Ojca pozdrawiam i proszę o modlitwę.
Z Bogiem

Alek P.

Modlimy się wspólnie o zdrowie dla Ojca. Proszę bardzo napisać, jak się teraz Ojciec czuje na zdrowiu.

02.1967 r. Czcigodny Ojcze,

Bardzo dziękuję za list i słowa otuchy. Tak, słowa otuchy, bo nieraz miałem pewne wątpliwości, czy rzeczywiście dobrze robię, stawiając czoło, cierpiąc za innych. Czy to nie jest jakaś lekkomyślność? Okazałem się bardzo twardy, nie można mnie złamać groźbą ani torturami. Może to dobrze, że akurat jestem ja, bo może ktoś inny by się załamał, a jeszcze innych wkopał.
Ostatnio zaszły pewne fakty, które pozostaną mi w pamięci, które nawet zanotowałem. Pierwszy z nich to sprawa różańca wojskowego. Różaniec ten, jak się potem okazało, był tylko pretekstem. Zaczęło się od tego, że dowódca plutonu kazał mi zdjąć z palca różaniec na zajęciach przed całym plutonem.

Odmówiłem, czyli nie wykonałem rozkazu. A za to grozi prokurator. Gdybym zdjął, wyglądałoby to na ustępstwo. Sam fakt zdjęcia to niby nic takiego. Ale ja zawsze patrzę głębiej. Wtedy tenże dowódca rozkazał mi, żebym poszedł z nim do wyższych władz, a swemu pomocnikowi rozkazał, aby na 20.00 przyprowadził mnie na rozmowę służbową. Ponieważ nie było władz wyższych, rozmawiał ze mną sam. Straszył prokuratorem. Wyśmiewał: „Co, bojownik za wiarę”. Ale to wszystko nic. O 17.45 w pełnym umundurowaniu jak do ZOK’u stawiłem się na podoficerce. Tam sprawdzian trwał do 20.00 z przerwą na kolację. O 20.00 zaprowadzono do dowódcy plutonu. Tam się zaczęło. Najpierw spisał moje dane. Potem kazał mi zdjąć buty, wyciągnąć sznurówki z butów i rozwinąć onuce. Stałem więc przed nim boso. Oczywiście cały czas na baczność. Stałem jak skazaniec. Zaczął się wyżywać. Stosował różne metody. Starał się mnie ośmieszyć. Poniżyć przed kolegami, to znów zaskoczyć możliwością urlopów i przepustek. Na boso stałem przez godzinę (60 minut). Nogi zmarzły, zsiniały, więc o 21.20 kazał mi buty założyć. Na chwilę wyszedł z sali i poszedł do chłopaków (moich kolegów z plutonu). Przyszedł dla mnie z pocieszającą wiadomością: „Tam w sali w twojej intencji się modlą”. Rzeczywiście, chłopaki wspólnie odmawiali różaniec. Ja zbywałem go raczej milczeniem odmawiając modlitwy w myśli i ofiarując cierpienia, powodowane przygniatającym ciężarem plecaka, maski, broni i hełmu, Bogu, jako przebłaganie za grzechy. Boże, jak się lekko cierpi, gdy się ma świadomość, że się cierpi dla Chrystusa. Jak powiedziałem, różaniec był tylko pretekstem do tego, żeby się ze mną spotkać w formie służbowej, bo normalnie to już byłem na rozmowach. O różańcu wspomniał mi tylko pod koniec rozmowy. A tak, cały czas mówił o różnych rzeczach, że przedtem miałem autorytet na sali, a teraz jestem narzędziem w ręku innych, tchórzy, którzy sami się boją narażać. Oczywiście zmyślone. Chęć pokłócenia z kolegami. Ale na takich chwytach się znamy. O 22.20 przyszedł polityczny (politruk), kazał mi zdjąć różaniec przy nim. A niby z jakiej racji? Nie zdjąłem, bo przecież nikomu nie przeszkadzał, a nie będę zdejmował dlatego, że ktoś nie może na to patrzyć. Zwolnił mnie o 23.00. Wiesiek Wosiński miał w tę noc służbę, więc pomógł mi zdać broń do magazynku. Poszedłem na salę do spania. Ale nie zdążyłem się położyć, gdy dowódca drużyny ogłosił alarm mojej drużynie za mnie. Na alarmie zamiast 8-9 min. Wybieraliśmy się 18 minut. Potem ustawiliśmy się w dwójki i poszliśmy pod magazynek broni. A więc byliśmy zgrani.

Dowódca plutonu rozkazał dowódcy drużyny, aby następnym razem przyprowadził mnie na taką rozmowę z RKM-em na szyi, który waży 15 kg. I rozmowa będzie trwała nie 3 godziny, ale od 4-5 godz. z zastosowaniem odpowiednich metod. Mam być poddany pod sąd koleżeński, jako buntownik. Ale mam na szczęście dobrych kolegów, którzy w tym sądzie zasiadają. Do Seminarium mają wysłać pismo z moją opinią. Obawiam się, że nie będzie ona zbyt pochlebna i żeby Władza nie była zaskoczona, bo to też będzie tylko eksperyment.

Ojciec pyta, kiedy przyjadę na urlop. Hm. Trudne pytanie. Bo jeżeli Bóg zechce mnie i w ten sposób doświadczyć, to zgodzę się na to bez wahania. Otóż powiedziano mi na rozmowie, że nie ma siły, żebym kiedykolwiek pojechał na jakikolwiek urlop. Programowy też mi zabiorą. A gdyby nawet mama umarła, to mnie nie puszczą do domu. A dla pewności, żebym nie uciekł, za zgodą dowódcy kompanii zamknie mnie na ten czas do aresztu. Na przepustkę też nigdy nie pójdę. A służba tak mi się będzie dłużyła, jakbym służył nie 2, ale 16 lat. Na przepustce właściwie jeszcze nie byłem. Raz bez wiedzy dowódcy plutonu poniosłem (niby) pieniądze na PKO i za to dostałem ochrzan. Ale opłaciło się, bo wykorzystałem ten czas na pójście do Kościoła. Najbardziej wkurzyłem p. porucznika, gdy po 2 i półgodzinnej jego gadce do mnie zacząłem głupio ziewać. Pokazałem mu, że mnie jego gadanie mało obchodzi. To go poniosło.
Sprawy modlitwy układają się w moim plutonie najlepiej. Ale to nie nasza wina, bo oni sami dobrali do tego plutonu grupę buntowników. Różaniec wspólnie odmawiamy codziennie. Przy każdej dziesiątce ktoś inny podaje intencję, a jedna intencja, jedna tajemnica jest w intencji własnej. W niedzielę Msze święte recytujemy, a w piątek drogę krzyżową odprawiamy. Wieczorem krótka, wspólna modlitwa. Ostatnio zaczęliśmy praktykować czytanie jednego rozdziału z jakiejś książki do rozmyślania. Jest to coś w rodzaju wspólnego rozmyślania. W ostatnią niedzielę tj. 29.01.67 r. urządziliśmy na sali dzień skupienia. Na czym on polegał, bardzo proste. Jak najmniej rozmawiać, a jak najwięcej czasu spędzić na modlitwie. I trzeba przyznać, że to nam się bardzo udało i wyjątkowo bardzo dużo mieliśmy czasu wolnego, prawie cały dzień żeśmy spędzili na modlitwie. Przerecytowaliśmy Mszę św., odmówiliśmy różaniec, zrobiliśmy rozmyślanie. Po południu wspólnie odmówiliśmy nieszpory (wprawdzie beze mnie, bo byłem zaprowadzony do oficera inspekcyjnego). Czas obowiązkowo spędzony na świetlicy wykorzystaliśmy do czytania pobożnej lektury. Z całego tego dnia byliśmy zadowoleni, każdy duchowo umocniony. W ten sam dzień, kiedy byłem na trzeciej kompanii, jakiś kapralina chcąc się przylizać oficerowi, kazał mi zdjąć różaniec. Powiedział, to nie obrączka, żeby nosić w wojsku. Powiedziałem: „jak dla kogo”. Zaczął się rzucać i na siłę chciał zaprowadzić do oficera. Chłopaki się rzucili na niego, myślałem, że go zbiją. Kazałem, żeby oficer do mnie przyszedł
boja do niego nie pójdę. Bo niby z jakiej racji, dlatego tylko, że tak mu się podoba? Przecież on nie był moim przełożonym. Poszedłem potem do oficera, kazał mi zrzucić, ale to już stara historia i teraz nie mogę się cofać, więc nie zdjąłem. Kapral naskarżył, że się z nim szarpałem i mam być ukarany w rozkazie. Ale już drugi dzień i żadnej kary nie ma.

Żeby mi nie mogli nic zarzucić, to dzisiaj egzaminy zaliczyłem na bardzo dobre oceny. Nie będą mi zarzucali, że wszystkim się zajmuję, tylko nie tym, co trzeba.
Pod względem fizycznym czuję się dobrze. Zahartowałem się. Apetyt mam nie najgorszy, a niedomiar jedzenia uzupełniam w kantynie.
Zdjęcie zrobione w pośpiechu nie bardzo udane i nie wiem, czy je Ojcu wysyłać.
Nie wiem, kiedy ten list Ojciec otrzyma, bo będę się starał przesłać go za pośrednictwem czyichś rąk.
Przepraszam za chaotyczne myśli i niestaranne pismo, ale to wszystko z pośpiechu.
Wiele rzeczy ciekawych tu się dzieje, ale nie sposób wszystko opisać, bo trzeba by było tylko tym się zajmować.
Serdecznie pozdrawiam i proszę o modlitwę.
My zapewniamy ze swej strony o modlitwie. Z Bogiem wdzięczny

Alek P.

26.06.67 r. Kochani Rodzice

Dzisiaj pierwsze moje słowa w tym liście kieruję do Tatusia, jako solenizanta – Władysława z dnia 27.06.67 r.
A więc: Kochany Tatusiu, z okazji Imienin, przesyłam moc szczerych, serdecznych życzeń. Dużo szczęścia, radości, uśmiechu i wiele radosnych chwil w życiu, Niech Bóg Wszechmocny i Matka pięknej Miłości, błogosławi Ci, Tatusiu w życiu. Proszę się nie przejmować, nie zniechęcać się, gdy przyjdzie nieraz i pocierpieć. Gdy przyjdzie nieraz przeżyć przykre chwile. Trzeba pamiętać, że kogo Bóg bardziej doświadcza w cierpieniach, tego bardziej też kocha. W każdym utrapieniu trzeba szukać woli Bożej, dlatego w Bogu trzeba szukać spokoju. Najlepiej w cichej modlitwie, w poleceniu wszystkiego, co się czyni Bogu. W świecie, na tym padole łez, jest już tak, że każdy cierpi. Nie ma ludzi, którzy by nie mieli jakichś przykrości, jakichś zmartwień. My mamy zmartwienia w wojsku, Wy macie w domu. I dlatego nie trzeba się nigdy złościć z żadnego cierpienia. Teraz są już wakacje. Byłbym już w domu, całe trzy miesiące, gdyby nie to wojsko. Ale widocznie Bogu się podobało, żebym był razem z innymi w wojsku. Za to również trzeba dziękować Bogu. Bo nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Czas u mnie leci szybko, już się zaczął dziewiąty miesiąc służby.
Pieniądze 200 zł otrzymałem w dniu, kiedy wysłałem do Was list. Ale list już miałem zaklejony, więc nie mogłem napisać.

Jeżeli ma ktoś do mnie jechać, to może niech przyjedzie później, jak już będą ogórki i inne rzeczy, to będzie mógł mi coś przywieźć. Wysyłam Wam zdjęcie, które zrobiłem przy pracy.
Cieszę się, że Staś zdał do klasy siódmej. Gdybyście mogli go przysłać do mnie, niech przyjedzie.
Ostatnie trzy niedziele byłem na przepustce, a więc w kościele na dwu Mszach świętych.
Serdecznie wszystkich pozdrawiam

Pamiętam o Was w modlitwie i proszę Was o modlitwę w jej intencji.

Bartoszyce, 7.03.68 r.

Drogi Ojcze,
Nie pisałem do Ojca długo, ale nie wiem, czemu to przypisać. Najlepiej chyba będzie, jeśli przypiszę to swemu lenistwu. Po pro stu się zaniedbałem, za co bardzo Ojca przepraszam.
Ostatnio na kompanii zaistniała pewna sprawa, która nas cię szy, chociaż nie powinna, bo tak nieładnie cieszyć się z cudzej biedy. Otóż zachorował na żółtaczkę zastępca do spraw politycznych W związku z tym mamy na kompanii spokój, nie ma tylu konkursów, nie ukulturalniamy się tak, jak było jeszcze przed tygodniem. Zarządzono także kompanii kwarantannę, która polega na odizolowaniu nas od innych żołnierzy, gdyż grozi niebezpieczeństwo przeniesienia zarazków na inne kompanie. Ale zarazki te mają dziwną własność, bo zagrażają innym tylko na posiłkach (na posiłki chodzimy w ostatniej kolejności, gdy nikogo nie ma na stołówce), bo na filmy czy zajęcia polityczne chodzimy razem z innymi żołnierzami. Dzisiaj mieliśmy polityczne z niejakim panem Chorążewiczem. Przez całe siedem godzin mówił o stosunku państwa do Kościoła i perspektywach na przyszłość. Księdza Prymasa przedstawił w najbardziej czarnym świetle. Wszystkiemu, co tu jest złe, winien jest ks. Kardynał Wyszyński. Że papież nie przyjechał do Polski – ks. Wyszyński winien. Gdy Kliszko chciał zawrzeć konkordat z Watykanem, zareagował ostro i powiedział, że nie może być konkordatu – ks. Wyszyński. Najlepszym ustrojem dla Polski jest królestwo – mówi ks. Wyszyński. Zabronił biskupom spotkać się z De Gaule’em – ks. Wyszyński. Najmniejszej przyszłości nie ma polityka ks. Wyszyńskiego. Dobrą pożywką dla NRF-u jest działalność ks. Wyszyńskiego. Nie chce porozumienia między państwem a Kościołem ks. Wyszyński. Dąży do zmiany ustroju w Polsce – ks. Wyszyński. Nie będę wszystkiego przytaczał, bo zanotowałem dzisiaj tego czterdzieści stron, ale myślę, że te parę cytatów pozwoli Ojcu wyobrazić chociaż trochę przebieg wykładów politycznych.
Jedno jest chyba tu ważne, że ten Chorążewicz wyjechał od nas zmyty. Kiedy został przyparty do muru, przyznał nam wiele racji, bo nie umiał odeprzeć naszych zarzutów. Okazało się, że jest to „chudy literat” i magisterek, który nie orientuje się w tych sprawach poza tematem, jaki przygotował.

U mnie nic ciekawego. Czuję się doskonale i ciągle mi na wadze przybywa. Obawiam się, że sutanna, którą zostawiłem w domu, po powrocie będzie mała.
Przepraszam Ojca za bazgranie.

Łączę serdeczne pozdrowienia. Z Bogiem

wdzięczny Alek P.

http://kspopieluszko.blogspot.com/2010/05/ks-jerzy-listy-z-wojska.html
Homilie (wybrane) ks. Jerzego Popiełuszki

Przez krzyż do Zmartwychwstania

Ks. Jerzy Popiełuszko, wrzesień 1982 r.

Chrystus umiera na krzyżu za całą ludzkość, pokonuje śmierć i otwiera drogę do zmartwychwstania. Dlaczego zbawienie ludzkości musiało dokonać się na tak okrutnym narzędziu, jakim był krzyż?
Śmierć krzyżową wymyślili Fenicjanie dla ludzi najbardziej pogardzanych, dla ludzi niemających żadnych praw, dla niewolników. Może gdyby Chrystus umarł od kamieni, umarłby tylko jako jeden z Żydów. Gdyby położył głowę pod miecz, umarłby jako Rzymianin. Ale umierając jak niewolnik, na krzyżu, stał się bratem całej ludzkości, bo śmierć niewolników była śmiercią ludzi różnych narodowości. Niewolnik mógł być Żydem, Grekiem czy Germaninem. Niewolnik mógł być analfabetą, lecz czasem też i człowiekiem wykształconym.
Dzięki śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa symbol hańby i poniżenia stał się symbolem odwagi, męstwa, pomocy i braterstwa. W znaku krzyża ujmujemy dziś to, co najbardziej piękne i wartościowe w człowieku. Przez krzyż idzie się do zmartwychwstania. Innej drogi nie ma. I dlatego krzyże naszej Ojczyzny, krzyże nasze osobiste, naszych rodzin muszą doprowadzić do zwycięstwa, do zmartwychwstania, jeżeli łączymy je z Chrystusem, który krzyż pokonał.
(…) Od chwili, gdy Chrystus poniósł śmierć na krzyżu, już nas nie może hańbić żadne cierpienie ani poniżenie. Hańba przechodzi na tych, którzy są jej przyczyną.
Tak jak Chrystus nie zawrócił z drogi krzyżowej, ale szedł aż do zwycięskiego końca, tak i naród nasz, umocniony przez Chrystusa, nie zrezygnuje, choćby do zmartwychwstania miał iść na kolanach zbolałych od wysiłku. Prosimy Boga o nadzieję, bo tylko ludzie silni nadzieją są zdolni przetrwać wszelkie trudności. Prosimy o wewnętrzną radość, bo jest ona najgroźniejszą bronią przeciwko szatanowi, który smutny jest z urodzenia. Prosimy o wolność od zemsty i nienawiści, o tę wolność, która jest owocem miłości.

Polskie krzyże

Ks. Jerzy Popiełuszko

Naród polski, od ponad tysiąca lat zjednoczony z Chrystusem i Jego nauką, zawsze był wierny Bogu, Kościołowi i Ojczyźnie. Hasło: „Bóg i Ojczyzna” było nierozdzielnym elementem dziejów naszego Narodu. Polski lud zawsze potrafił ofiarę cierpienia łączyć z Ofiarą Jezusa Chrystusa, aby dzięki temu zjednoczeniu nic nie zginęło, ale by stawało się ożywczą substancją dla przyszłych pokoleń. A wielkie były cierpienia polskiego Narodu i wiele krwi przelano w jego dziejach. Zwłaszcza w czasie zaborów, różnych powstań i zrywów narodowych. Wielkie były cierpienia polskiego Narodu podczas drugiej wojny światowej, a zwłaszcza w Powstaniu Warszawskim.
Cierpienia naszego Narodu nie skończyły się po drugiej wojnie. Nie skończyły się po latach gehenny, po obozach zagłady, po utracie milionów istnień ludzkich w obozach hitlerowskich i sowieckich. Naród zaczął odbudowywać ze zgliszcz i zniszczeń wojennych dom ojczysty. Spoglądał z nadzieją, chociaż przez łzy, ku lepszej przyszłości. Przez łzy, nie tylko dlatego, że Polska, która w tak wielkim stopniu przyczyniła się do zakończenia wojny, jako jeden ze zwycięzców utraciła jedną trzecią swoich ziem, do których zawsze pozostanie tęsknota. Wielką ofiarę krwi i cierpienia złożył nasz Naród po drugiej wojnie światowej. Tym większą, że była ona dopełniana rękami współczesnych Kainów, których ta sama matka, ziemia ojczysta, wykarmiła. Nie sposób wymienić wszystkich powojennych cierpień Narodu. Wszystkie zna tylko miłosierny Bóg…

Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II

Ks. Jerzy Popiełuszko

Ojcze Święty, tak bardzo pragniemy w słowa listu pisanego serdecznym atramentem wpleść naszą podziękę za Twoją dobroć, za mądrość, za wiarę, nadzieję i bezgraniczną miłość. Za to, że jesteś najlepszym Synem naszego Narodu. Chcemy Ci ofiarować to, co nas w tej świątyni co miesiąc gromadzi.
Chcemy Ci ofiarować naszą miłość do Boga i Ojczyzny.
Chcemy Ci podziękować za to, że już w pierwszym dniu pontyfikatu wezwałeś świat, aby otworzył na oścież drzwi Chrystusowi.
Za tchnienie Ducha Świętego na ojczystą ziemię, które dokonało się podczas pierwszej pielgrzymki przez Twoją modlitwę i słowa wypowiedziane w Warszawie, słowa, które wszyscy dobrze pamiętamy: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!”
Za Twoje bierzmowanie dziejów i narodowe rekolekcje, po których nastąpiła odnowa moralna. Odnowa, która mimo różnych doświadczeń trwa do dzisiaj. (…) Najwspanialszym wyrazem Twojej troski o sprawy Ojczyzny była wielka modlitwa stanu wojennego do Królowej Polski, Pani Jasnogórskiej.
Troszczyłeś się o wszystkich. Odpowiadałeś na listy internowanych, którzy pisali do Ciebie, prosząc, byś był z nimi, jak Oni są z Tobą. (…)
Jesteśmy Ci wdzięczni, że pielęgnowałeś tak drogie nam słowo „Solidarność”. Że dostrzegałeś je zawsze, gdy ukazywało się na transparentach. (…)
Nie ma drugiego człowieka, który by tak odważnie piętnował zło i mechanizmy jego działania. Kto by tak bardzo przeżywał sprawy Ojczyzny jak Ty, Ojcze Święty.

Troska o męstwo

Ks. Jerzy Popiełuszko

Podstawowym warunkiem wyzwolenia człowieka ku zdobywaniu prawdy i życia prawdą jest zdobycie cnoty męstwa. Oznaką chrześcijańskiego męstwa jest walka o prawdę. Cnota męstwa jest przezwyciężeniem ludzkiej słabości, zwłaszcza lęku i strachu.
Bo bać się w życiu trzeba tylko zdrady Chrystusa za parę srebrników jałowego spokoju.
Chrześcijaninowi nie może wystarczyć tylko potępienie zła, kłamstwa, tchórzostwa, zniewalania, nienawiści, przemocy. Ale chrześcijanin musi być prawdziwym świadkiem, rzecznikiem i obrońcą sprawiedliwości, dobra, prawdy, wolności i miłości. O te wartości musi odważnie upominać się dla siebie i dla innych. „Prawdziwie roztropnym i sprawiedliwym może być tylko człowiek mężny” (Jan Paweł II).
„Biada społeczeństwu, którego obywatele nie rządzą się męstwem! Przestają być wtedy obywatelami, stają się zwykłymi niewolnikami… Jeżeli obywatel rezygnuje z cnoty męstwa, staje się niewolnikiem i wyrządza największą krzywdę sobie, swej ludzkiej osobowości, rodzinie, grupie zawodowej, narodowi, państwu i Kościołowi, chociaż byłby łatwo pozyskany dla lęku i bojaźni, dla chleba i względów ubocznych…”. Ale także: „Biada władcom, którzy chcą pozyskać obywatela za cenę zastraszenia i niewolniczego lęku!
Jeśli władca rządzi zastraszonymi obywatelami, obniża swój autorytet, zubaża życie narodowe, kulturalne i wartość życia zawodowego…” (kard. Stefan Wyszyński).
Troska więc o męstwo powinna leżeć w interesie zarówno władcy, jak i obywateli. W dużej mierze sami jesteśmy winni naszemu zniewoleniu, gdy ze strachu albo dla wygodnictwa akceptujemy zło, a nawet głosujemy na mechanizm jego działania. Jeśli z wygodnictwa czy lęku poprzemy mechanizm działania zła, nie mamy wtedy prawa tego zła piętnować, bo my sami stajemy się jego twórcami i pomagamy je zalegalizować.
Egzamin z męstwa zdali robotnicy w sierpniu 1980 r., a wielu z nich zdaje go nadal. Okazali męstwo uczniowie szkoły w Miętnem, którzy odważnie stanęli w obronie krzyża Chrystusowego. Egzamin z męstwa zdali w ostatnim czasie nasi więzieni bracia, którzy nie wybrali wolności za cenę zdrady swoich i naszych ideałów.
Niech będzie nam ostrzeżeniem świadomość, że Naród ginie, gdy brak mu męstwa, gdy oszukuje siebie, mówiąc, że jest dobrze, gdy jest źle – gdy zadowala się tylko półprawdami. Niech na co dzień towarzyszy nam świadomość, że żądając prawdy od innych, sami musimy żyć prawdą. Żądając sprawiedliwości, sami musimy być sprawiedliwi w stosunku do najbliższych. Żądając odwagi i męstwa, sami musimy być na co dzień mężni i odważni.

Nauczyć się odróżniać kłamstwo od prawdy

Ks. Jerzy Popiełuszko

Świadectwa różańcowe

 

„Przyszedł polityczny, kazał zdjąć różaniec”

Listy ks. Jerzego Popiełuszki z wojska

Wspólną modlitwę praktykujemy w dalszym ciągu, wspólny różaniec, wieczorna modlitwa, w piątek droga krzyżowa – a w święta recytowana Msza święta. Można powiedzieć, że już nie przeszkadzają tak w modlitwie, chociaż może to być tylko okresowe, jako eksperyment.
[datowano 19.01.1967 r., do Ojca Duchownego w seminarium duchownym].

Sprawy modlitwy układają się w moim plutonie najlepiej. Ale to nie nasza wina, bo oni sami dobrali do tego plutonu grupę buntowników. Różaniec wspólnie odmawiamy codziennie. Przy każdej dziesiątce ktoś inny podaje intencję, jedna tajemnica jest w intencji własnej. W niedzielę Msze święte recytujemy, a w piątek drogę krzyżową odprawiamy. Wieczorem, krótka wspólna modlitwa. Ostatnio zaczęliśmy praktykować czytanie jednego rozdziału z jakiejś książki do rozmyślania. Jest to coś w rodzaju wspólnego rozmyślania. W ostatnią niedzielę, tj. 29.01.67 r. urządziliśmy na sali dzień skupienia. Na czym on polega – bardzo proste. Jak najmniej rozmawiać, a jak najwięcej czasu spędzić na modlitwie. I trzeba przyznać, że to nam się bardzo udało i wyjątkowo bardzo dużo mieliśmy czasu wolnego, prawie cały dzień żeśmy spędzili na modlitwie. Przerecytowaliśmy Mszę świętą, odmówiliśmy różaniec, zrobiliśmy rozmyślanie. Po południu wspólnie odmówiliśmy nieszpory (wprawdzie beze mnie, bo byłem zaprowadzony do oficera inspekcyjnego) [datowano 02.1967 r.].

Ostatnio zaszły pewne fakty, które pozostaną mi w pamięci, które nawet zanotowałem. Pierwszy z nich to sprawa różańca wojskowego. Różaniec ten, jak się potem okazało, był tylko pretekstem. Zaczęło się od tego, że dowódca plutonu kazał mi zdjąć z palca różaniec na zajęciach przed całym plutonem.

Odmówiłem, czyli nie wykonałem rozkazu. A za to grozi prokurator. Gdybym zdjął, wyglądałoby to na ustępstwo. Sam fakt zdjęcia to niby nic takiego, ale ja zawsze patrzę głębiej. Wtedy tenże dowódca rozkazał mi, żebym poszedł z nim do wyższych władz, a swemu pomocnikowi rozkazał, aby na 20.00 przyprowadził mnie na rozmowę służbową. Ponieważ nie było wyższych władz, rozmawiał ze mną sam. Straszył prokuratorem. Wyśmiewał: „Co, bojownik za wiarę”. Albo wszystko, albo nic. O 17.45 w pełnym umundurowaniu jak do ZOK-u stawiłem się na podoficerce. Tam sprawdzian trwał do 20.00 z przerwą na kolację. O 20.00 zaprowadzono do dowódcy plutonu. Tam się zaczęło. Najpierw spisał moje dane. Potem kazał mi zdjąć buty, wyciągnąć sznurówki z butów i rozwinąć onuce. Stałem więc przed nim boso. Oczywiście był czas na baczność. Stałem jak skazaniec. Zaczął się wyżywać. Stosował różne metody. Starał się mnie ośmieszyć. Poniżyć przed kolegami, to znów zaskoczyć możliwością urlopów i przepustek. Na boso stałem przez godzinę (60 minut). Nogi zmarzły, zsiniały, więc o 21.20 kazał mi buty założyć. Na chwilę wyszedł z sali i poszedł do chłopaków (moich kolegów z plutonu). Przeszedł do mnie z pocieszającą wiadomością: „Tam, w sali, w twojej intencji się modlą”. Rzeczywiście, chłopaki wspólnie odmawiali różaniec. Ja zbywałem go raczej milczeniem, odmawiając modlitwy w myśli i ofiarowując cierpienia, powodowane przygniatającym ciężarem plecaka, maski, broni i hełmu Bogu, jako przebłaganie za grzechy. Boże, jak się lekko cierpi, gdy się ma świadomość, że się cierpi dla Chrystusa. Jak powiedziałem, różaniec był tylko pretekstem do tego, żeby się ze mną spotkać w formie służbowej, bo normalnie to już byłem na rozmowach. O różańcu wspominał mi tylko pod koniec rozmowy. A tak cały czas mówił o różnych rzeczach, że przedtem miałem autorytet na sali, a teraz jestem narzędziem w ręku innych, tchórzy, którzy sami się boją narażać. Oczywiście zmyślone. Chęć pokłócenia z kolegami. Ale na takich chwytach się znamy. O 22.20 przyszedł polityczny (politruk), kazał mi zdjąć różaniec przy nim. A niby z jakiej racji? Nie zdjąłem, bo przecież nikomu nie przeszkadzał, a nie będę zdejmował dlatego, że ktoś nie może na to patrzeć. Zwolnił mnie o 23.00.

Listy ks. Jerzego Popiełuszki z wojska

http://www.rozaniec.eu/index.php?m=RosaryArticles&a=ShowRosaryArticle&ra_id=6&cPage=14

Bł. ks. Jerzy Popiełuszko patronem “Solidarności”

Błogosławiony ks. Jerzy Popiełuszko został ustanowiony patronem Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność” – powiedział ks. abp Sławoj Leszek Głódź podczas Mszy św. z okazji 34. rocznicy powstania „Solidarności”.

Kapelan warszawskiej „Solidarności” w latach 1980-1984, zamordowany przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, błogosławiony Kościoła katolickiego Jerzy Popiełuszko został ustanowiony patronem NSZZ „Solidarność” Dekretem Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów z upoważnienia Papieża Franciszka. Decyzja została podjęta 25 sierpnia br.

Dekret został odczytany podczas nabożeństwa w bazylice św. Brygidy w Gdańsku przez metropolitę gdańskiego ks. abp. Sławoja Leszka Głódzia. Dokument odebrał przewodniczący związku Piotr Duda. Decyzję o złożeniu wniosku o ustanowienie patronatu do Watykanu za pośrednictwem Episkopatu Polski podjął Krajowy Zjazd Delegatów w październiku 2010 roku we Wrocławiu.

W Eucharystii, która rozpoczęła uroczystości z okazji 34. rocznicy Sierpnia ’80 i powstania NSZZ „Solidarność” oraz 26. rocznicy strajków z 1988 roku zorganizowane przez Zarząd Regionu Gdańskiego NSZZ „Solidarność”, uczestniczyli wszyscy dotychczasowi przewodniczący związku: Lech Wałęsa, Marian Krzaklewski, Janusz Śniadek i Piotr Duda. W nabożeństwie wzięli też udział przedstawiciele władz samorządowych, parlamentarzyści, ambasadorowie USA i Portugalii w Polsce oraz delegacja z Białorusi. Podczas Mszy św. do bazyliki św. Brygidy wprowadzone zostały relikwie świętego Jana Pawła II i błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki.

Metropolita gdański ks. abp Sławoj Leszek Głódź podczas Mszy św. zwrócił uwagę, że „historyczna droga »Solidarności« trwa”. – „Solidarność” nie zwinęła swoich sztandarów, choć tego jej nieraz życzono, nie zakończyła swej historycznej drogi w ciszy muzeum przechowującego pamiątki minionych wydarzeń – mówił. Przekonywał, że to „Solidarność” niesie wiano Sierpnia 80 roku; stanowi najważniejszy podmiot realizujący tamte postanowienia, kontynuujący tamten etos.

Zaznaczył, że stała się wielkim symbolem dla Europy i wielkim, pokojowym ruchem ku wolności; wyzwalała walkę, ale nie taką, która niszczy, traktuje człowieka jak wroga, tylko walkę pokojową. Jak powiedział, długi jest katalog spraw, problemów, z którymi boryka się dziś związek, kiedy brakuje autentycznego dialogu społecznego. – Szukacie dziś u Chrystusa wspomożenia w podejmowaniu tych trudnych spraw, w dopominaniu się o prawa należne ludziom pracy, w realizowaniu dziedzictwa „Solidarności”, którego jesteście depozytariuszami i które wzbogacacie waszą pracą i działalnością – powiedział ks. abp Głódź. Zaapelował o modlitwę o pokój społeczny w wymiarze polskiej wspólnoty. – O pokój w polskiej polityce, w elitach władzy – mówił.

za: Nasz Dziennik

Życie za życie

To niezwykła historia. Ksiądz, który oddał życie w intencji sióstr, po swojej śmierci wstawił się za życiem jednej z nich. Ona z kolei otworzyła mu drogę na ołtarze.
Ksiądz Józef Tymoteusz Giaccardo (1869-1948) był najbliższym i najwierniejszym współpracownikiem bł. Jakuba Alberionego, założyciela Rodziny Świętego Pawła. Jednocześnie był pierwszym kapłanem ze zgromadzenia Towarzystwa Świętego Pawła, który został ogłoszony błogosławionym.
W ostatnich latach swojego życia ks. Giaccardo w sposób szczególny poświęcił się opiece duchowej nad nowo powstałym instytutem Uczennic Boskiego Mistrza. Pewnego dnia wyznał: „Pragnę ofiarować życie Chrystusowi, aby tylko to zgromadzenie miało swoje miejsce w życiu Kościoła. Jestem pewny, że Bóg mnie wysłucha”. Pan przyjął jego ofiarę. Gdy 12 stycznia 1948 r. ks. Tymoteusz odprawiał swoją ostatnią Mszę św., papież Pius XII zatwierdził zgromadzenie sióstr uczennic.
Opatrzność nieoczekiwanie powiązała pośmiertne losy tego kapłana z jedną z sióstr umiłowanego przez niego instytutu.

Śmiertelna choroba
Luciana Lazzarini jako nastolatka wstąpiła do zgromadzenia Uczennic Boskiego Mistrza w Albie, już po śmierci ks. Giaccarda. Niedługo potem odkryto u niej objawy gruźlicy. Na szczęście lekarzom udało się zapobiec rozwojowi choroby. W roku 1952, tuż po złożeniu ślubów zakonnych, s. Luciana wyjechała do Japonii. Po 2 miesiącach posługi w złym klimacie i powojennej biedzie ponownie zachorowała na gruźlicę. W lutym 1954 r. s. Luciana rozpoczęła intensywny proces leczenia. Pomimo jednak zastosowania wszystkich możliwych środków leczniczych stan siostry się pogarszał.
Na początku lipca podjęto decyzję o powrocie s. Luciany do Włoch na dalsze leczenie – a właściwie po to, aby mogła umrzeć w ojczyźnie. Przełożona wspólnoty przekazała siostrom wiadomość: „Teraz s. Luciana musi wrócić do Włoch. Prośmy wszystkie ks. Giaccarda o cud jej uzdrowienia, aby nie odjeżdżała”. „Tak, ks. Giaccardo musi sprawić ten cud!” – z wiarą odpowiedziały siostry.
7 lipca 1954 r. s. Luciana kończyła 26 lat i tak opisuje ten dzień: „Wstałam i szybko udałam się do kaplicy. Uklękłam przed tabernakulum i modliłam się: «Jezu, nigdy nie prosiłam Cię o uzdrowienie, bo byłam szczęśliwa, że mogłam cierpieć dla Ciebie, dla kapłanów, dla rozwoju sióstr uczennic w Japonii. Teraz pod ślubem posłuszeństwa mam prosić Cię o uzdrowienie, więc jestem posłuszna i proszę, abyś i Ty mnie wysłuchał: uzdrów mnie przez wstawiennictwo ks. Giaccarda». Ani przez chwilę nie wątpiłam i wierzyłam mocno, że będę uzdrowiona”.
8 lipca 1954 r. cała wspólnota modliła się w czasie Mszy św. o uleczenie s. Luciany za wstawiennictwem ks. Giaccarda. Po Mszy, zanim chora udała się do szpitala na badania, przełożona powiedziała jej: „Idź z wiarą. Musisz wrócić uzdrowiona”.

Cud uzdrowienia
Dwa dni później, 10 lipca, około godziny 15.00, zadzwonił telefon. Lekarz prowadzący przekazał radosną wieść, że płuca s. Luciany wyglądały na całkowicie zdrowe. Stwierdził, że naukowo jest to niewytłumaczalne.
Choroba nigdy już nie powróciła i s. Luciana przez wiele lat służyła w Japonii jako mistrzyni ponad 130 japońskich nowicjuszek, a dziś żyje we Włoszech. Cud ten został w pełni uznany przez komisje lekarzy i teologów. Ukoronowaniem tych decyzji była beatyfikacja ks. Giaccarda, którego Kościół wspomina 19 października.

Br. Zbigniew Gawron – paulista 

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/880/part/3

O autorze: Judyta