Pandemia to nie jest problem naukowy, biologiczny, ale polityczny. Kluczowe nie jest to, kogo szczepić, jak, czym i dlaczego, ale jak dużo kasy można wyciągnąć od frajerów, którzy na to wszystko płacą. A płacą tylko dlatego, że ich państwa do tego zmuszają siłą – dobrowolnie nikt by na ten przekręt kowidowy nie dał nawet złamanego grosza.
Arystoteles definiował politykę jako troskę o dobro wspólne. No ale władca, który nie dba o dobro wspólne, tylko swój interes, albo interes swojej oligarchii, nadal uprawia politykę.
Więc teorie Arystotelesa o tym dobru wspólnym to pobożne życzenia filozofa, a nie właściwy ogląd rzeczywistości. O dobro wspólne nigdy nie można się zatroszczyć poprzez inicjowanie aktów przemocy, co jest immanentną cechą państw, a zatem polityki. Polityka to to, czym zajmują się państwa. Polityka to hodowanie ludzi jak bydło z użyciem przemocy. Polityka to walka o władzę i korzystanie z niej. Czy jest to zgodna, czy nie, z moralnością, czy to egoizm, czy altruizm, nie ma znaczenia dla definicji.
W praktyce zawsze polityka jest niemoralna. Czasem władza pozoruje to, że chodzi jej o dobro wspólne, ale zawsze jest to oszustwo, by otumanić zabobonny lud.
O dobro wspólne można się troszczyć tylko i wyłącznie tak, że wszyscy, którym na tym dobru zależy, dobrowolnie się porozumieją i wynajmą zarządców, by się o nie troszczyli przy pomocy normalnych, pokojowych pertraktacji i działań. Wtedy to nie będzie polityka, ale biznes.
Przekręt kowidowy jest metodą na utrwalenie władzy politycznej i jeszcze lepsze wykorzystanie jej do wyzyskania i ograbienia obywateli. Pandemia to tylko propagandowy mechanizm, by ludzi zastraszyć i zniewolić. Te przekręty polityczne robi się poprzez powoływanie się na naukę czy biologię, ale z prawdziwą nauką nie ma to nic wspólnego. Rzetelne badania naukowe przeczą wszystkim sloganom pandemicznej narracji rządów. Bo nauka to troska o dobro wspólne.
Niemniej z tej polityki pandemicznej korzystają w dużym stopniu prywatne, duże korporacje, czyli biznes, w tym też naukowcy w ten biznes uwikłani. Głównie to banki i inne instytucje finansowe oraz koncerny farmaceutyczne. Mogą to robić tylko i wyłącznie dlatego, że posługują się państwem i władzą polityczną.
Bez tego politycznego narzędzia każdy biznes to właśnie troska o dobro wspólne. Nauka to też biznes. Ta troska to biznes i nauka, a nie polityka. Biznesmeni i naukowcy dbają o dobro wspólne (czyli odkrywają tajemnice przyrody oraz tworzą technologie, by pokojowo produkować dobra i się nimi wymieniać na wolnym rynku) tak długo, aż spikną się z politykami, a wtedy wraz z nimi zaczynają używać przemocy, by czerpać zyski. Wtedy przestają być biznesmenami i naukowcami, i sami stają się politykami. Biznesmeni i naukowcy uczestniczący w walce o władzę polityczną i czerpanie z niej zysków są politykami.
Dobrowolna, pokojowa współpraca biznesmenów i naukowców to gra o sumie dodatniej, bo wywołuje efekt synergiczny. Naukowcy powodują to, że więcej wiemy, a biznesmeni to, że więcej i taniej produkujemy i sprawniej się tym wymieniamy. Wspólnie tworzą dobra i o nie się troszczą. A polityka to gra o sumie ujemnej, to redystrybucja ze stratą, to zabieranie jednym, by dawać innym i napaść na tym przy okazji darmozjadów, którzy to wszystko organizują, stosując przemoc. Polityka powoduje niszczenie dóbr. Po intensywnych działaniach politycznych zostają zgliszcza i ruiny – dobra wspólnego ubywa.
Więc to, co Arystoteles nazywał „polityką”, to w istocie jest „biznes”. Dobro wspólne jest chronione i tworzone przez biznes, w tym naukę, a polityka to dobro niszczy. Istotą tego, co odróżnia te dziedziny, jest inicjowanie aktów przemocy ze strony polityki i dobrowolna współpraca ze strony biznesu i nauki. Polityka to po prostu wyższy poziom bandytyzmu. Bandytyzm nie jest troską o wspólne dobro.
Grzegorz GPS Świderski
PS. Notki powiązane:
Dodaj komentarz