Miałem zamiar pisać o uczuciu deja vu na widok tego, co wyprawia establishment III RP w reakcji na wynik ostatnich wyborów i działania nowego rządu, ale całkiem przypadkiem stałem się świadkiem zebrania Komitetu Obrony Demokracji (nie uczestnikiem) i temat sam mi się narzucił.
Dla porządku podam, że KOD zebrał się w czwartek 26.11 w małej salce konferencyjnej przy ulicy Olesińskiej na warszawskim Mokotowie. Organizatorem spotkania (zjazdu?) był, jak się zdołałem zorientować, Andrzej Miszk, właściciel antykwariatu „Tezeusz”. W zebraniu wzięło udział około 200 uczestników, co zaskoczyło samych organizatorów.
Mnie urzekł ich rewolucyjny zapał i malujące się na ich twarzach poczucie misji – oni traktują to całkiem serio i są szczerze przekonani, że muszą bronić zagrożonej demokracji.
Nie miałem możliwości przysłuchiwać się ich obradom, ale to, co później zaobserwowałem i usłyszałem „w kuluarach”, dało mi dość wyrazisty obraz KOD-u. Kompletnie nie zwracali uwagi na pracującego w ich pobliżu niewolnika (piszę to bez przekąsu i autoironii), dlatego mogłem spokojnie się im przysłuchiwać. Oni najwyraźniej nie mają świadomości, jak bardzo rozprzestrzenione są w „demokratycznej” Polsce niewolnictwo, lichwa, nierówność względem prawa, oraz ubóstwo będące konsekwencją tych patologii systemowych. Nie mają też świadomości, że miliony zdesperowanych i zdeterminowanych ofiar tych patologi, stanowi o wiele większe zagrożenie dla bronionego przez nich systemowego status quo, niż rządy PiS-u. Ale wróćmy do zebrania KOD-u.
Większość z uczestników to ludzie po pięćdziesiątce, w większości też mający jakąś przeszłość konspiracyjną w latach 80-ych i pewnie dlatego panowała tam atmosfera przypominająca strajki studenckie z lat osiemdziesiątych, w których zapewne spora część uczestników tego spotkania brała udział. Można powiedzieć, że w starych piersiach młody duch (a w starych głowach, infantylna myśl). Jest jednak coś, co ich odróżnia od byłych działaczy konspiracji, wśród których ja na co dzień się obracam – „kodowcy” to w większości ludzie, którzy się życiowo ustawili, na różne sposoby „podpinając” pod okrągłostołowe elity władzy. Oni sami do tych „elit” nie należą i nie biorą bezpośredniego udziału w rabunku naszych zasobów, oni tylko na uprzywilejowanych zasadach obsługują rabusiów. Uczciwie wykonują swoją pracę i nie mają sobie nic do zarzucenia, bo po prostu nie przyjmują do wiadomości, że pośrednio także w tym rabunku uczestniczą. Dlatego trzeba przyjąć, że ich poczucie zagrożenia ma też podłoże ekonomiczne, bo przecież pozbawienie establiszmentu III RP możliwości dalszego bezkarnego rabunku naszych zasobów, może także to establiszmentowe zaplecze boleśnie uderzyć po kieszeni.
Acha, bym zapomniał: na zebraniu pojawił się jeden z „czołowych demokratów”, Andrzej Celiński, przywitany przez zgromadzonych rzęsistymi brawami (bardzo wymowne).
Zauważyłem, że jest jeszcze coś co ich łączy, a jest nim jednolity zestaw poglądów, który jest dla nich czymś w rodzaju kodu wspólnotowego, pozwalającego im bez trudu rozpoznać swoich. Są zwolennikami PO; uznają wersję o złym przygotowaniu lotu do Smoleńska i błędzie pilotów jako jedyne akceptowalne wytłumaczenie Tragedii Smoleńskiej, a zwolenników wersji mówiącej o zamachu, uważają za niebezpiecznych oszołomów; modlący się ludzie z Krzyżem budzą w nich grozę; w rządach PiS widzą nie tylko zagrożenie dla demokracji i faszystowską dyktaturę, ale także groźbę cofnięcia Polski z drogi postępu. Mówiąc wprost, ich, nomen omen, kod wspólnotowy jest żywcem wzięty z Gazety Wyborczej.
Przyznam, że bardzo uważnie wsłuchiwałem się w to, co mówili owi „obrońcy demokracji”, w nadziei, że dowiem się, jak oni definiują demokrację i dlaczego uznali, że pod rządami PiS jest ona zagrożona lub wręcz niszczona, a pod rządami PO nie. Niestety, nie doczekałem się. Przysłuchując się im można odnieść wrażenie, że PiS z samego założenia narusza zasady demokracji i łamie prawo, a PO nie, chociaż wszystkie zarzuty kierowane pod adresem PiS, w tym samym lub większym stopniu są zasadne w odniesieniu do rządów PO i ich poprzedników, bo wszystkie rządy, korzystając z uprawnień nadanych rządzącej partii przez tą fatalną konstytucję, w taki sam sposób „zawłaszczały” wszystkie instytucje państwowe, służby, media publiczne i organy kontrolne, z Trybunałem Konstytucyjnym, NIK i urzędem Rzecznika Praw Obywatelskich włącznie.
„Kodowcy”, patrząc na rzeczywistość przez pryzmat Gazety Wyborczej, są przekonani, że właśnie inicjują wielki ruch społeczny, i że ich działania spotkają się z masowym poparciem społecznym, czym dają dowód, że kompletnie nie są świadomi, jakie są nastroje i oczekiwania przytłaczającej większości społeczeństwa (zapewniam, że wyniki wyborów w pełni tego nie oddają), ani jakie są tego przyczyny.
Chociaż ich postrzeganie rzeczywistości jest całkowicie fałszywe, a niektóre pomysły, formułowane zupełnie serio, jak choćby zejście do głębokiej konspiracji, oraz tworzenie funduszy pomocowych dla represjonowanych przez reżim PiS, są kompletnie groteskowe, to przestrzegam przed lekceważeniem KOD-u, bo zauważyłem w nim duży potencjał destrukcyjny.
To są na ogół ludzie wykształceni i posiadający wiedzę oraz umiejętności pozwalające organizować i prowadzić skuteczne działania. Są wśród nich prawnicy, właściciele firm, właściciele i pracownicy agencji reklamowych i piarowskich, a także ludzie działający w sektorze ngo-s, zaś większość planowanych przez nich działań, pomijając te żałosne dziwolągi, o których już wspomniałem, mógłbym uznać za wzorcowy model dla działań antysytemowych, gdyby nie były …pro-systemowe.
Planują spisywać, publikować i zaskarżać wszystkie przypadki naruszania przez PiS prawa, a zwłaszcza zapisów konstytucji. Zamierzają też blokować reformatorskie działania PiS, które przez „kodowców” są postrzegane jako zamach na demokrację, za pomocą zgłaszanych przez siebie i nagłaśnianych medialnie społecznych wniosków referendalnych i społecznych projektów ustaw.
Jeśli chodzi o drugi pomysł, to myślę, że spali on na panewce, bo ze względu na drastyczne rozmijanie się ich celów, z aspiracjami i oczekiwaniami większości społeczeństwa, ich ruch nie ma szans przybrać rozmiarów, których się spodziewają, a i zebranie stosownej liczby podpisów pod ich wnioskami też będzie baaardzo problematyczne. Za to punktowanie naruszania przez PiS zapisów konstytucji, powinno przebiegać bezproblemowo i to wcale nie dlatego, że PiS będzie celowo te zapisy łamał, lecz dlatego, że konstytucja jest niespójna i sprzeczna wewnętrznie, co daje możliwość dość dowolnego jej interpretowania i relatywizowania prawa. Weźmy choćby najbardziej oczywisty i często przywoływany przeze mnie przykład: odrzucenie przez sejm społecznego wniosku referendalnego, w zależności od tego, czy powołamy się na artykuł 4, czy artykuł 125 tej samej konstytucji, możemy zinterpretować jako złamanie konstytucyjnych zasad demokracji, albo działanie w pełni demokratyczne, zgodne z konstytucją. Jest też inny, bardzo spektakularny przykład. Nikt do tej pory nie zakwestionował konstytucyjności systemu koncesyjnego, rozbudowanego w naszym kraju ponad wszelką miarę, a przecież przywileje koncesyjne w oczywisty sposób naruszają artykuł 32 konstytucji, gwarantujący równość wszystkich obywateli wobec prawa.
KOD ma jeszcze jeden poważny atut, którego nie należy lekceważyć. Chociaż ma swoich establiszmentowych patronów i protektorów, to jednak nie oni, ale „zwykli, zatroskani obywatele” będą widoczni na pierwszej linii działań i jestem pewien, że będzie to umiejętnie wykorzystywane przez reżimowe media do tworzenia sugestywnej iluzji społecznego oporu przeciw pisowskiej „dyktaturze”. Także niewielkie rozmiary tej pro-systemowej inicjatywy nie powinny być dla tych mediów żadnym problemem, bo są one bardzo biegłe w skutecznym przeskalowywaniu zjawisk i wydarzeń społecznych: wielkie i znaczące potrafią zminimalizować i zmarginalizować, a małe, błahe i niszowe rozdąć do niebotycznych rozmiarów. Czy mam rację, przekonamy się już za kilka dni, bo na 3-ego grudnia KOD zaplanował „wielką” manifestację W Warszawie. Będziemy mogli zobaczyć jakie są rzeczywiste rozmiary tego wydarzenia, a jaka prezentacja medialna.
Skutecznym antidotum na tego typu pro-systemowe działania jest budowa autentycznych ruchów społecznych, działających na rzecz dobrze pojętego dobra wspólnego i prawdziwej demokracji – takich ruchów społecznych, jak choćby Ruch Kontroli Wyborów.
_______________________________________
Zdjęcia:
2)PAP/mem
Czynownicy SYSTEMU, tacy jak np. Zoll ,Rzepliński czy Stępień (tak mi się jakoś porobiło,że ciężko mi tu wymówić słowo profesor, ani chybi jakaś złośliwa infekcja) to reprezentanci “prawniczej” sitwy, która od dziesięcioleci uczonym bełkotem legitymizuje poczynania WAAADZY.
Ach jakże brakuje nieodżałowanego profesora Winczorka, wybitnego konstytucjonalisty !
Ten to umiał uzasadniać (ja wam wszystko uzasadnię…).
ONI
Reprezentanci gatunku “autorytet mianowany”.
Maluczkim mają transferować, że SYSTEM był, jest , będzie, są tego SYSTEMU kwintesencją.
Odpowiednikiem kapitalizmu kompradorskiego wśród prawników.
Dokładnym odpowiednikiem.
Trzymają fason, bo przecież nie godność .
Noszą wzorowe garnitury,pięknie skrojone togi.
Czynią to z upodobaniem acz widocznym wysiłkiem.
Być może nieszczególnie leżą, uwierają.
Frak jak wiadomo pasuje itd.
Ta rola, rola wyznaczona do odegrania, jest wymagająca, a tym bardziej trudna,że brak…naturalnych predyspozycji.
Bo czy profesor prawa powinien być np. pokorny ?
Czy “pokora” to pojęcie prawnicze ?
A porządność ?
A skromność ?
A przyzwoitość ?
Czy sędzia powinien być przyzwoity ?
A gdyby tak to jakie konsekwencje (prawne) to wywołuje ?
Bo jak nie wywołuje to znaczy, że może nie być przyzwoity ?
Brody do góry, patrzą z wyżyn na plebs, przekazują prawdy objawione do wierzenia.
Również studentom na wydziałach “prawa”.
Aby prawo zawsze prawo znaczyło.
Stabilne.
Za to mają płacone.
Dobrze płacone, bo “niezależność” i “obiektywizm”,a także “wiedza” mają wszak swoją wysoką cenę.
Jestem zupełnie pewny iż piastowane stanowiska uważają za coś zupełnie naturalnego ze względu na przyrodzone przymioty.
To się im po prostu należy.
A oprawa ?
Oprawa jest ważna.Tym bardziej im bardziej nikczemną i zgniłą treść skrywa.
Taki pan Zoll Andrzej na przykład jest wybitnym prawnikiem od czasów tak dawnych,że najstarsi ludzie nie pamiętają od kiedy.
Można powiedzieć bez szczególnego ryzyka,że od starożytności.
Co więcej, wybitność owa nie ogranicza się do przeszłości i teraźniejszości,ale sięga również w przyszłość przez znakomitą progeniturę,a zapewne również progeniturę progenitury, która, bez wątpienia, jest co najmniej równie wybitna, a wybierze, cóż za traf, profesję prawniczą.
Złośliwi zapewne nazwą to nepotyzmem,ale przecież nie dawajmy posłuchu złym językom.
W sytuacjach krańcowych nie staje ćwiczonej latami grzeczności,godności,ogłady, dystansu, “klasy” (“bułkę przez bibułkę”) i z ałtoryteta wyjdzie zwykły cham, prostak i mały, bardzo mały człowieczek.
http://wpolityce.pl/polityka/273102-nie … est-glucha
Cóż za podziwu godna “bezstronność”…
W życiu zazwyczaj tak jest ,że porządny trzyma z porządnym ,a kanalie z kanaliami.
W takich przypadkach jak ten o porządnych nie ma mowy.
Odwołam się do Chestertona.
Hm…Zolle,Rzeplińscy,Stępnie…
Dodam, że Pański wpis na stronie głównej Legionu opatrzony jest zdjęciem tałażysza Celińskiego Andrzeja.
Bodaj jednej z bardziej oślizgłych mend polityki w Polsce.
Zdjęcia ilustrujące wpis pochodzą od Redakcji, która zdecydowała się umieścić ów wizerunek ze względu na wzmiankę o pojawieniu się na zebraniu KOD, a także z powodu zasług jakie ma Andrzej Celiński w dziele budowy demokracji w całej historii 3RP.
Czy Redakcja przy słowach …budowy demokracji…nie zapomniała aby o cudzysłowach …?
:-).
Demokracja niejedno ma imię, a ta z 3Rp jest znakiem firmowym okrągłostołowego establishmentu. ;-)