Opisywałam sprawę polskiego turysty który w wypadku samochodowym doznał ciężkiego urazu czaszki. We włoskim szpitalu w oparciu o definicję śmierci mózgowej uznano go za zmarłego i przeznaczono do pobrania narządów. Wentylowano tylko jego ciało nie zajmując się mózgiem, nie próbowano usunąć krwiaka. Rodzina postanowiła przenieść pacjenta do innej kliniki, a potem transportować do Polski w nadziei, że doktor Talar, któremu udało się przywrócić do normalnego życia przeszło tysiąc osób ze stwierdzoną przez lekarzy tak zwaną „ śmiercią mózgową” zechce się nim zająć. Ordynator jednak stanowczo odmówił zgody na przewiezienie pacjenta do innej placówki oświadczając, że prawo nie tylko mu pozwala lecz każe odłączyć go od respiratora. Następnego dnia o określonej przez samego siebie godzinie lekarz wyrwał choremu z tchawicy rurkę respiratora. Zaszokowana rodzina widziała jak chory umiera dusząc się.
Nie sposób ustalić czy ofiara wypadku samochodowego we Włoszech mogła być uratowana. Przyjmijmy, że lekarze mieli rację i stan pacjenta był beznadziejny. Jakim prawem jednak zatrzymali go siłą i zamordowali. Wyjęcie rurki respiratora nie oddychającemu samodzielnie pacjentowi to wykonanie wyroku śmierci wydanego nie przez sąd lecz przez przypadkowych lekarzy zapewne zainteresowanych finansowo uzyskaniem od chorego narządów.
Na karę śmierci sąd nie może skazać w Europie żadnego, nawet najbardziej okrutnego przestępcy, natomiast sąd brytyjski skazał na śmierć malutkiego Alfiego Evansa zezwalając na odłączenie dziecka od aparatury podtrzymującej życie i zalecając w razie konieczności podanie mu zastrzyku z trucizną.
Rodzicom, którzy dali dziecku klapsa odbiera się w Europie prawa rodzicielskie. W tym przypadku to rodzicom odebrano prawa rodzicielskie, bo nie godzili się na zabicie dziecka, a policja nie dopuszczała ich do synka. Rodzice mają przecież konstytucyjne prawo do decydowania o sposobie leczenia dziecka, w tym mają prawo przenieść je do innej placówki zapewniającej ich zdaniem lepszą opiekę. Co więcej- pielęgniarka szkolna nie może bez zgody rodziców podać dziecku nawet aspiryny. Brytyjscy lekarze uznając, że chłopiec jest nieuleczalnie chory, choć nie potrafili go jednoznacznie zdiagnozować, nie pozwolili przewieźć go do kliniki, która deklarowała chęć leczenia Alfiego, a w razie konieczności bezpłatną opiekę nad nim do końca życia. Odmowę przewiezienia dziecka do innej kliniki uzasadniono stwierdzeniem, że transport może zaszkodzić jego zdrowiu co w tej sytuacji brzmi jak okrutny żart.
Zdaniem katów, którzy ośmielają się nazywać lekarzami chłopiec miał po odłączeniu od respiratora oddychać tylko trzy minuty. Oddychał jednak samodzielnie przez kilkanaście godzin. W tym czasie nie podawano mu żadnych kroplówek, skazując na powolną śmierć z głodu i odwodnienia. Przetrzymywanie dziecka siłą w szpitalu, głodzenie, odmowa podania tlenu to po prostu zwykłe morderstwo. Poparte decyzją sądu, a więc morderstwo sądowe.
Morderstwem było również zatrzymanie siłą we włoskim szpitalu polskiego pacjenta i odłączenie go od respiratora. Cywilizacja śmierci nie dba o jakąkolwiek logikę. W szkole nie można podać dziecku bez zgody rodziców nawet witamin czy aspiryny natomiast pigułka poronna ma być udostępniana dzieciom bez zgody rodziców i bez recepty . Rodzicom nie wolno siłą zatrzymać niesfornego nastolatka w domu natomiast szpital może siłą zatrzymać pacjenta tylko po to, żeby go zabić.
Podczas poświęconej transplantacji konferencji, w której uczestniczyłam lekarze zapewniali, że definicja śmierci mózgowej jest jak najbardziej poprawna, a kwestionują ją tylko – tacy jak ja – medyczni laicy. Kiedy zapytałam dlaczego znieczula się rzekomo martwego pacjenta przed pobraniem od niego narządów najpierw zarzucono mi kłamstwo, a potem ktoś cynicznie powiedział, że tylko po to żeby pacjent nie fikał w czasie zabiegu bo to rozprasza chirurga i może on zepsuć pobierany narząd.
Potwierdzeniem tej brutalnie wyrażonej prawdy jest historia 36-letniego Thomasa TJ Hoovera, u którego lekarze szpitala Baptist Health Richmond w Kentucky (USA). stwierdzili śmierć mózgową w wyniku przedawkowania narkotyków. Gdy rozpoczęli operację wycinania serca, mężczyzna zaczął miotać się na stole operacyjnym i płakać. Koszmar rozegrał się w październiku 2021 roku, lecz dopiero teraz poinformowała o tym amerykańska stacja NPR. Jak ustalili dziennikarze w wyniku rozmów z rodziną i personelem medycznym za pobranie narządów – w tym przypadku serca – odpowiadała KODA (Kentucky Organ Donor Affiliates).
Pracownica szpitala Natashy Miller, zdecydowała się zeznać, że widziała jak rzekomo martwy mężczyzna zaczął się ruszać i płakać. Natomiast inna pracownica Nyckoletta Martin twierdziła, że było to efektem podania pacjentowi środków uspokajających. Siostra Hoovera Donna Rhorer, zobaczyła, jak jej brat, wieziony z oddziału intensywnej terapii na salę operacyjną, nagle otworzył oczy lecz personel uspokajał ją, że to po prostu normalny odruch. Jednak gdy Hoover zaczął się ruszać i płakać, chirurdzy podjęli decyzję o zaniechaniu pobrania narządów do przeszczepu.
Hoover miał wiele szczęścia. Przeżył, mieszka ze swoją siostrą, której obecność w szpitalu być może uratowała mu życie, cieszy się tym życiem choć walczy z poważnymi problemami zdrowotnymi.
Ze szpitala w związku z tą historią musiała odejść kilka osób, a sprawą zajął się prokurator generalny stanu Kentucky.
Ktoś mógłby mi zarzucić, że się powtarzam. Jest to jednak jeden z objętych omertą temat. Lobby transplantologiczne jest bardzo silne, za tym procederem- jak na razie zupełnie legalnym -stoją ogromne pieniądze a zwykły człowiek nie rozumie, że coś takiego może go też dotyczyć. W XIX wieku bano się powszechnie pochowania żywcem od czasu gdy w 1844 roku Edgar Allan Poe opublikował nowelę pod tytułem „Premature Burial” ( Przedwczesny pogrzeb) . Podobno Poe nie fantazjował. Czyżby w XXI wieku ludzie nie bali się nawet pokrojenia żywcem?
Milczenie na ten temat to grzech zaniechania.
Czy jeśli mam podpisany w Polsce sprzeciw pobierania moich narządów to będzie on działał we włoszech?