Tajne przez poufne w Sądzie Okręgowym w Krakowie

 

Korus z Cichoniem

 
 

Bliskość najstarszego polskiego uniwersytetu powinna zobowiązywać do szczególnie wysokich standardów procesowych. Czy tak się dzieje obecnie w Krakowie? Sprawa Z. Korusa o odszkodowanie za represje polityczne nie napawa optymizmem.

 

Krystyna Górzyńska – Bliskość najstarszego polskiego uniwersytetu powinna zobowiązywać do szczególnie wysokich standardów procesowych. Czy tak się dzieje obecnie w Krakowie?

 

Na stronie internetowej Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego czytamy:

 

„Tradycje krakowskiego Wydziału Prawa sięgają początków Uniwersytetu Jagiellońskiego. W zamyśle fundatora Wszechnicy, króla Kazimierza Wielkiego, zakładane w Krakowie w 1364 r. pierwsze w Polsce studium generale miało być przede wszystkim uniwersytetem prawniczym. Na 11 katedr uposażonych ze skarbu królewskiego, 8 przyznano prawnikom. Królestwo Polskie potrzebowało wykształconych jurystów, zdolnych krzewić w społeczeństwie zasady dobra publicznego, porządku i sprawiedliwości”.

 

To piękne tradycje. Jak się jednak wydaje, dzisiejsi krakowscy prawnicy nie zawsze o nich pamiętają. Oto jeden z typowych przykładów:

 

 
Jak by tu sprawę totalnie utajnić?

 

Sąd Okręgowy w Krakowie prowadzi w Wydziale Karnym sprawę o sygn.. akt III Ko 360/13 (przedtem III Ko 179/10) o odszkodowanie z wniosku Zygmunta Korusa, przywódcy Międzyuczelnianego Komitetu Strajkowego w Krakowie w 1968 r. Korus był za tę działalność aresztowany w okresie 22-30.03.1968 r., a następnie został skazany. W późniejszym okresie był poddawany przez władze komunistyczne rozmaitym represjom, m.in. podaje, że nie mógł być zatrudniony na etacie jako dziennikarz, co spowodowało w efekcie skrócenie o 15 lat okresu odprowadzania składek na ubezpieczenie emerytalno-rentowe i utratę wynagrodzeń za pracę (Korus w tym czasie otrzymywał tylko honoraria autorskie).

 

Wyrokiem z dnia 7 kwietnia 2010 r. uniewinniono Korusa od zarzutów z 1968 r. (sygn. akt III Ko  1067/08), a przedtem w marcu 2010 r. otrzymał on Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Mimo upływu prawie 3 lat, sprawa o odszkodowanie za polityczne represje nie jest zakończona. Toczy się ona obecnie po raz drugi, gdyż Sąd Apelacyjny w Krakowie uchylił pierwszy wyrok Sądu Okręgowego.

 

Ponowne rozpoznawanie sprawy jeszcze się nie rozpoczęło, gdyż towarzyszą jej nieoczekiwane komplikacje. Mianowicie, rozprawa wbrew konstytucyjnej gwarancji jawności, zapisanej w art. 45 ust. 1, została utajniona. Publiczność i dziennikarze obywatelscy, którzy licznie stawili się na proces, z oburzeniem komentowali niewpuszczanie ich na salę rozpraw i kolejne, trzecie już odroczenie rozprawy, które miało miejsce w dniu 21 lutego.  W związku z tym zwróciłam się do Rzecznika Prasowego Sądu Okręgowego z następującymi pytaniami:

 

1) Z jakich powodów faktycznych i na jakiej podstawie prawnej niniejszy proces ma się toczyć z wyłączeniem jawności? 
2) Z jakich powodów na sali rozpraw  nie mogą być obecni nawet tzw. mężowie zaufania wnioskodawcy pana Zygmunta Korusa? 
3) Kto i dlaczego wydał nakaz rewidowania wnioskodawcy pana Zygmunta Korusa i jego adwokata mecenasa Zbigniewa Cichonia przed wejściem na salę rozpraw? 
4) Z jakich powodów pod salą rozpraw przebywa podczas procesu liczna grupa policjantów sądowych? 

 

W dniu 14 marca otrzymałam odpowiedź pani sędzi Beaty Górszczyk Rzecznik Prasowej Sądu Okręgowego w Krakowie. Wyjaśniła ona, że wyłączenie jawności rozprawy nastąpiło na podstawie art. 360 § 1 pkt 1 k.p.k, ponieważ: „Zdaniem Sądu w razie przeprowadzenia rozprawy z udziałem publiczności realnym jest niebezpieczeństwo zakłócenia spokoju publicznego, gdyż uzasadnioną jest obawa wywołania różnego rodzaju ekscesów.” 

 

Nadto podała, że: 1/ „W dniu 21 lutego 2014 r. na rozprawie, wnioskodawca złożył wniosek o odroczenie rozprawy celem przedstawienia na piśmie swojego stanowiska co do udziału w rozprawie mężów zaufania i  Sąd uwzględnił jego wniosek”;  2/ „Sąd zwrócił się do Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie o zabezpieczenie sali rozpraw, natomiast sposób jej zabezpieczenia, metody i środki zabezpieczenia należą do kompetencji Policji”.

 

Powyższe wyjaśnienia nie są wystarczające. Nawet gdyby przyjąć, że prowadzenie rozprawy z udziałem publiczności może stwarzać niebezpieczeństwo wywołania jakowychś ekscesów, to kompletnie niezrozumiałe jest, z jakich powodów niemożliwe jest obserwowanie procesu nawet przez  tzw. mężów zaufania.

 

Art. 361 § 1 kpk stanowi, że: „W razie wyłączenia jawności mogą być obecne na rozprawie, oprócz osób biorących udział w postępowaniu, po dwie osoby wskazane przez oskarżyciela publicznego, oskarżyciela posiłkowego, oskarżyciela prywatnego i oskarżonego. Jeżeli jest kilku oskarżycieli lub oskarżonych, każdy z nich może żądać po-zostawienia na sali rozpraw po jednej osobie”.

 

Możliwość ta jest wyłączona tylko w przypadku obawy ujawnienia przez „osoby wskazane” informacji niejawnych o klauzuli tajności „tajne” lub „ściśle tajne” (art. 361 § 2 kpk).

 

A zatem, skoro proces został utajniony wyłącznie z powodu obawy o niewłaściwe zachowanie publiczności, a nie z powodu nadania sprawie klauzuli tajności,  bo w tym znaczeniu proces nie jest tajny, to nie zachodzą podstawy do zakazu uczestnictwa podczas rozprawy dwóch obserwatorów – „mężów zaufania” pana Zygmunta. Korusa.

 

Bulwersujące są też inne okoliczności w tej sprawie.

 

 
Czy w Sądzie Okręgowym w Krakowie „rządzi” Policja?

 

Przed wejściem na salę rozpraw w dniu 21 lutego policja zrewidowała Zygmunta Korusa i jego pełnomocnika adwokata Zbigniewa Cichonia, byłego senatora PiS. Mecenasowi Cichoniowi nakazano odnieść telefony do depozytu.

 

Rzecznik prasowa Sądu Okręgowego nie odpowiedziała na pytanie, kto wydał nakazy rewizji. Stwierdziła jedynie, że: „sposób zabezpieczenia rozprawy, metody i środki zabezpieczenia należą do kompetencji Policji”.  Wydaje się w najwyższym stopniu zaskakujące, że policja z własnej inicjatywy dokonuje interpretacji celu utajnienia rozprawy (żąda oddania telefonów, które mogłyby służyć do nagrywania, gdy celem wyłączenia jawności – zgodnie z postanowieniem sądu – jest tylko „uniemożliwienie ekscesów”), a nadto posuwa się do szykan w postaci rewizji szanowanego mecenasa, a także wnioskodawcy, pokrzywdzonego wcześniejszymi represjami politycznymi.

 

Poprosiłam pana Zygmunta Korusa o skomentowanie dotychczasowego przebiegu rozprawy. Otrzymałam mail następującej treści:

 

„Nie mogę skomentować zaistniałej sytuacji, ponieważ podczas rozprawy 21 lutego b.r.  sędziowie zabronili mi oraz mojemu adwokatowi wypowiadania się o przebiegu rozprawy pod karą grzywny”.

 

Czyżbyśmy powracali stopniowo do niechlubnej tradycji „procesów kiblowych”? W Krakowie, mieście o pięknych, wielowiekowych tradycjach kształcenia prawników „zdolnych krzewić w społeczeństwie zasady dobra publicznego, porządku i sprawiedliwości”?

 

Mam nadzieję, że władze Sądu Okręgowego w Krakowie wyjaśnią wkrótce kwestie dziwnych procedur sądowych, zastosowanych w sprawie Zygmunta Korusa. Skład sędziowski orzekający w tej sprawie to: SSO Aleksandra Almert (przewodnicząca) oraz SSO Zygmunt Długogórski i SSO Bogdan Jędras.

 

 
/Artykuł opublikowany w “Warszawskiej Gazecie” Nr 13, 28 marca – 3 kwietnia 2014 r./
 

O autorze: Rebeliantka

Bona diagnosis, bona curatio. Bez Boga ani do proga. Zna się na zarządzaniu. Konserwatystka. W wieku średnim, ale bez oznak kryzysu. Nie znosi polityków mamiących ludzi obietnicami bez pokrycia (fumum vendere – dosł.: sprzedających dym).