Mały anarchista

Nasza bacówka pod Turbaczem w zimie.  Po śmiecie będzie chyba przyjeżdżała terenowa śmieciarka z łańcuchami na kołach i wyciągarką zakupiona w tym celu przez gminę.

DSCF0462Jakiś czas temu spotkałam w tramwaju byłego ucznia. Elegancko ubrany, z laptopem w teczce. Ku memu zdumieniu niespokojnie się rozglądał i wysiadł, a raczej wyskoczył z tramwaju na moim przystanku. „Właśnie wsiadł kanar, ja tych s.. rozpoznaję na kilometr” – wyjaśnił po przywitaniu. Wyraziłam zdumienie, że nie płaci za bilety. Nie wyglądał na klienta opieki społecznej. Poszliśmy na kawę i opowiedział mi swoją historię. Jako student został zatrzymany przez pijanego kontrolera. Kontroler chciał się dogadać, mój uczeń nie chciał. Kontroler zniszczył prawidłowy bilet chłopaka, który trzymał w ręku  i wezwał policję. Sąd oczywiście dał wiarę kontrolerowi nie studentowi i chłopak musiał zapłacić sporą sumę łącznie kosztami sądowymi. Jak powiedział,  poprzysiągł sobie, że do końca życia nie zapłaci w Warszawie za żaden bilet i jest w tym konsekwentny.  

Nie wypowiadam się na temat racjonalności jego postawy, która może wpakować go w poważne kłopoty. Pomyślałam sobie, że został skrzywdzony przez system i jest teraz jego zaciekłym wrogiem. Na pewno będzie unikał płacenia podatków i kombinował ze zwrotem VAT. Tak rodzi się anarchista.

Zawsze troszczyłam się o tak zwane środowisko. Znosiliśmy śmiecie z bacówki pod Turbaczem do gminnego pojemnika w Waksmundzie. Zwoziliśmy śmiecie z wysp na których biwakujemy do gminnego śmietnika w Matytach. Zapewniam, że wiezienie w bakiście łódki  śmieci, szczególnie w upalne dni wymaga pewnego samozaparcia. Teraz podobno gminy zabierają śmietniki. Czy można sobie wyobrazić, że śmiecie będą pływały z nami przez dwa tygodnie, a potem pojadą samochodem do Warszawy? Albo, że zabierzemy śmiecie z bacówki i będziemy je wieźli pociągiem?

Aby opanować wprowadzany obecnie, bezsensowny system wprowadza się rozwiązania, które nie przyszłyby nikomu do głowy nawet za Stalina. W Sycewicach na Pomorzu odpadki można wyrzucać tylko od 7 do 9 w dni powszednie i od 18 do 20 w niedzielę. Nad przebiegiem segregacji ma czuwać specjalnie zatrudniony pracownik. Zsypy w blokach są spawane, żeby mieszkańcy nie mogli korzystać z nich zgodnie z przeznaczeniem. Słoiki przed wyrzuceniem mają być wymyte pozbawione etykiety i zakrętki.

Powiem z cała otwartością- nawet do przetworów nie odmaczam ze słoików etykiet , bo nie mam ochoty i czasu. Żadna siła nie zmusi mnie również do mycia buteleczek po kefirze. Jestem osobą bardzo zajętą i nie zatrudniałam się w MPO. Powiem więcej- jestem przekonana, że te działania nie mają sensu. Buteleczki i tak zostaną pomieszane z niemytymi i będą oczyszczane chemicznie a potem płukane pod ciśnieniem. Zużywanie wody na bezsensowne mycie jest szkodliwe dla środowiska. Elektroniczne czipy montowane na pojemnikach z czytnikiem na śmieciarce, urzędnicy wchodzący do mieszkań z kontrolą dotyczącą segregowania śmieci- to wszystko jest częścią współczesnego totalitaryzmu, na który nie ma mojej  zgody.

Nowa ustawa to klasyczny efekt odwrócenia. Jej efekt będzie całkowicie przeciwny do zamierzonego. Już teraz mieszkańcy podwarszawskich miejscowości rejestrują wzrost odpadów wyrzucanych do lasu.

We mnie też budzi się powoli mały anarchista.  

O autorze: izabela brodacka falzmann