Stopa w drzwiach

Obejrzałam sobie wczoraj jeden z odcinków Animal Cops. Wiele osób zazdrości Amerykanom tak świetnie zorganizowanej służby dla zwierząt. Wydaje mi się, że osoby te ujęte ofiarnością funkcjonariuszy, którzy w upał i  deszcz pędzą na ratunek jakiemuś zabłąkanemu kotkowi nie słuchają uważnie tego co się w tym programie naprawdę dzieje i mówi.

Pracownica schroniska przedstawia młodego psa odebranego właścicielom za to, że był trzymany na zbyt krótkim łańcuchu. Pies spędził w schronisku trzy tygodnie i właśnie ma przejść próbę decydującą czy pójdzie do adopcji czy zostanie uśpiony. Próba polega na tym, że laborantka usiłuje odebrać mu miskę za pomocą protezy ręki zamocowanej na kiju od szczotki. Oczywiście pies z warkotem atakuje to urządzenie. Nie trzeba być znawcą, żeby rozumieć, że każdy zdrowy na umyśle pies musi coś takiego dziwacznego zaatakować. Jeżeli tego nie zrobi to tylko dlatego, że jest chory albo skrajnie zastraszony i uległy.

Pracownica decyduje. Przykro nam, ale pies nadaje się tylko do eutanazji. I pociesza. Spędził z nami trzy tygodnie i były to najpiękniejsze tygodnie w jego życiu. Jego komfort życia na łańcuchu był bardzo niski.

Program ten oglądają na ogół dzieci. Proszę się zastanowić jakie podprogowe przesłanie niesie taka scena. Po pierwsze, że można kogoś uśpić dla jego własnego dobra. A jeżeli uśpić to zapewne i  wyskrobać. Poza tym na pewno słuszne jest usypianie starych osób, których komfort życia jest niski, oczywiście też dla ich własnego dobra. No i to pełne troski mordowanie nazywa się eutanazją.

Moje pokolenie było wychowywane na takich książkach jak „ Roczniak”. Bohater Roczniaka , młody chłopiec, musi zastrzelić ukochanego jelonka, który niszczy zasiewy. Ojciec każe mu to zrobić osobiście. Żeby stał się mężczyzną i nie kierował się w życiu tanim sentymentalizmem. A raczej żeby rozpoznawał właściwą hierarchię spraw.

Ale nikt nie twierdzi, że robi to dla własnego dobra jelonka.

Taka strategia rozchwiewania kręgosłupa moralnego  nazywa się „ stopa w drzwiach”. Była stosowana wobec jeńców amerykańskich w Wietnamie. Proszono jeńca żeby napisał na pozór neutralne zdanie. Na przykład : „ Ameryka nie jest doskonała”. Potem następowałaś eskalacja wymagań. Wreszcie Amerykanin przechodził na stronę wroga. Można taką taktykę bardziej swojsko nazwać :” od rzemyczka do koniczka”.

Nie bez przyczyny jednym z punktów programu wychowawczego Hitlerjugend było okrutne mordowanie przez elewa własnego, domowego zwierzęcia.

Inne przesłanie, które niesie program Animal Cops to to, że prawo do przeżycia maja tylko psy uległe, wręcz  głupkowate. No i że panem ich życia i śmierci jest funkcjonariusz systemu.

 Dokładnie taka sama pedagogika społeczna jest stosowana wobec młodzieży na przykład w Norwegii. Ludzie uczeni są, że monopol na użycie przemocy mają wyłącznie struktury państwowe, a im w żadnym wypadku nie wolno się nawet bronić.

Wyuczona bezradność spowodowała, że podczas masakry na wyspie Utoya młodzi Norwegowie zamiast uciekać do lasu i próbować rozprawić się z napastnikiem, chowali się jak małe dzieci w namiotach i budynkach i czekali biernie na śmierć. A potem ich koledzy maszerowali po ulicach stolicy, bezmyślnie machając  białymi tulipanami.

Prawo do odbierania właścicielowi, a potem usypiania psa czy kota to właśnie „ stopa w drzwiach” .

Wychowany w ten sposób „ człowiek bez właściwości” uważa potem, że system ma prawo odbierać dzieci rodzicom za to, że ich dom wygląda inaczej niż sobie urzędnik życzy.

 

Wychowywany w ten sposób dziennikarz bez chwili zastanowienia relacjonuje, że jakaś kobieta ukradła własne dziecko z domu dziecka i dodaje , że jest to bardziej oburzające niż kradzież dziecka cudzego. Nie przychodzi mu do głowy, że ukraść własne dziecko to oksymoron.

Zarówno ten dziennikarz jak i panie kurator, które zadecydowały o odebraniu rodzicom  Różyczki za kruszki na podłodze na pewno nie czytały Derridy i Jose Ortegi y Gasset.

Ale ich wieloletnie wychowanie w duchu obrzydzenia do wszystkiego co naturalne,  w przeświadczeniu, że największym zagrożeniem dla dziecka jest rodzinny dom wystarczy, że mówią Derridą[1] nic o tym nie wiedząc, jak Monsieur Jourdain z  “Le Bourgeois gentilhomme”, który  nie wiedział, że mówi prozą .

 

Wbrew pozorom ten tekst nie jest o pieskach i kotkach. I trzeba dużej dozy złej woli albo naiwności, żeby tego nie widzieć. Rozchwiewanie stereotypów życia społecznego- choćby dotyczących ochrony zwierząt, czy opieki nad dziećmi to nasza „ stopa w drzwiach”, wstawiana w nadziei, że  poddawany poprawnościowej tresurze „człowiek bez właściwości” wreszcie się zbuntuje.

 


[1] Niczego takiego jak naturalne braterstwo nie ma – twierdzi Derrida – tak jak nie ma “naturalnego” macierzyństwa. Wszystkie tego rodzaju „naturalne” kategorie, podobnie jak pochodne pojęcia wspólnoty, kultury, narodu i granic, są zależne od języka, a więc konwencjonalne.

stopa

O autorze: izabela brodacka falzmann