Dlaczego nie biorę udziału w ankiecie.

widok z okna - tecza 005

 

Dlaczego nie biorę udziału w ankiecie? Otóż próbowano mnie kiedyś wciągnąć do neokatechumenatu. Nie mam zamiaru tu polemizować z założeniami tego ruchu ani wytykać jego sekciarskiego – lub nie –  charakteru. Odpychała mnie od tego ruchu przemądrzałość animatorów, kręgi wtajemniczenia, ale najbardziej tak zwane świadectwa wiernych. Nie da się opisać jakie brednie ludzie opowiadali. Wielu z nich godzinami relacjonowało swoje wzloty i upadki. Robiło to wrażenie rozkoszowania się nimi. Można powiedzieć nasładzania się grzechem. Prawie jak alkoholicy podczas swych słynnych mitingów.

Zrozumiałam wtedy dlaczego KK nie przewiduje publicznej spowiedzi. W ludziach, szczególnie w niewygadanych kobietach,  budzi się coś dziwnego. Przypomina to syndrom Munchausena,  przypisywany matkom z prymitywnych środowisk, które wymyślają choroby swoich dzieci, bo szpital jest jedynym miejscem, gdzie mogą się wygadać i gdzie są poważnie traktowane. Im ciężej jest dziecko chore tym uwaga lekarzy jest większa i jego matka czuje się ważniejsza.

Tutaj podobnie- im poważniejsze są wykroczenia, tym delikwent wydaje się być ważniejszy i więcej poświęca się mu uwagi.

Byłam również świadkiem praktyki, która nazywa się bodajże scrutinium, polegającej na publicznym przepytywaniu delikwenta z jego wiary i życia.  Brr… Nigdy tam więcej nie poszłam.

Wobec ich pytań , pytania naszej legionowej ankiety są delikatne, czasami wręcz naiwne. Na przykład samoocena w skali od 1 do 100.

Z zasady nie uczestniczę jednak w żadnych praktykach tego typu.

O autorze: izabela brodacka falzmann