Grenlandia Tybetem Ameryki

Odsłuchałem (skandynawski angielski warto trenować – mówią b. wyraźnie)  i przeczytałem spicz Duńczyka w polskiej transkrypcji (dobrej) i natychmiast doszedłem do wniosku, że Duńczyk nie zna rosyjskiego powiedzenia, które ma wartość uniwersalną, by nie powiedzieć – szytą na miarę dla USA:
siła jest’ – uma nie nada! (сила есть ума не надо).

***
Duńczyk, jak to Duńczyk nie musi wiedzieć (a z pewnością pamiętać nie może), jak to w 1951 Chiny Tybet połknęły i trawią go jak pyton – powoli, systematycznie, ale ze skutkiem wiadomym.

Tybet (ten historyczny) miał powierzchnię nieco większą od Grenlandii, a ten obecny – stanowi Grenlandii połowę.

Mieszkało w Tybecie 1 000 000 ludzi, na Grenlandii raptem 58 tysięcy.

Tak czy inaczej, prawda jest arcyboleśnie prosta (to nie ja – to Komorowski):
Mocarstwo ma pod nosem wielki i niemal bezludny obszar.
Mocarstwo jest mocarstwem po to, by być jeszcze bardziej mocarstwowym, bo w przeciwnym  wypadku czeka je los mocarstwa upadłego i w końcu – byłego.

Mocarstwa się nie patyczkują, bo im wolno (nie patyczkować się)

O, takie USA zwielokrotniły swoje terytorium dzięki
a/ wojnom napastniczym:
z Meksykiem (zabrały mu 2/3 terytorium), z Hiszpanią (z zajumanych jej kolonii, do dziś dzierżą Puerto Rico)
b/wyrzynce  rdzennych mieszkańców (Indian).
c/zakupom – od Francji Luizjany i od Rosji Alaski

***

Prawo powszechnego ciążenia występuje nie tylko w fizyce, ale i w polityce.
I tak, jak w fizyce, jakieś słabe polityczne twory ciążą ku mocarstwom  – a mocarstwa ciążą nad słabeuszami.
Tyle tylko, że ciążą jak nawis skalny, który w każdej chwili może się urwać.

Takim nawisem, wiszącym nad Tybetem były Chiny, a są USA, tyle, że za Tybet robi Grenlandia, ze swoimi Eskimosami.

Greps Duńczyka, że na Grenlandii panują silne nastroje nacjonalistyczne jest interesujący, bo oznacza, że nacjonalizm nie boi się mrozu i ciemności.
Ale że nacjonalistyczni Eskimosi chcą się oderwać od Danii, ale nie chcą się przyłączyć do USA – to już brzmi naiwnie.

Bo im się wydaje, że USA będą się ich pytały o zgodę, gdy zechcą Grenlandię przyłączyć?
Mają ci Eskimosi poczucie humoru, oj mają.

Gdy USA był potrzebny przesmyk panamski, oderwały od Kolumbii potrzebny im kawałek, stworzyły zeń posłuszne sobie pseudo państwo i… i teraz zdają sobie sprawę z tego, że to udawanie z panamską niepodległością nie jest im do szczęścia potrzebne.

***
W jednym się z Duńczykiem zgadzam: gdy raz się przyłączysz do USA to nie da się ich opuścić, ale to akurat konstatacja niezbyt odkrywcza, ale przypominam że z Duńczykiem mamy do czynienia.

Owszem, ma rację, że projekt Trumpa jest beznadziejny, ale tylko w tym sensie, że dla Grenlandzkich mrzonek o  niepodległości – nadziei nie ma.

***
Teraz będzie optymistycznie (jak to u mnie w zwyczaju):

Grenlandczyków jest niecałe 57 tysięcy. W tym 90% Eskimosów.
Eskimosi chcą żyć wygodnie, bo przez wieki żyli niewygodnie i to bardzo – wszak na Grenlandii jest zimno i ciemno.
Miejscowym Duńczykom zresztą też.

Z kolei, wbrew powszechnie i uporczywie lansowanej hagadzie, Trump wcale  nie jest „nieprzewidywalny” – wręcz przeciwnie.
Jako biznesmen jest przewidywalny na maksa.

Do tego stopnia, że jest w stanie zaoferować Eskimosom (i miejscowym Duńczykom) po MILIONIE (tak, 1 z 6 zerami) zielonych na głowę, a nawet niemowlęcą główkę
Nie żadnej „Danii” czy „Grenlandii”, ale Grenlandczykom.
Po milionie na głowę i główkę.
Pokażcie mi Eskimosa, który odrzuciłby taką ofertę. Duńczyka zresztą też.
Zwłaszcza, gdy ma taki Eskimos albo Duńczyk żonę i 2 dzieci – czyli dostaje za zgodę na przyłączenie do USA  4 (CZTERY) miliony.
Dolarów.

57 miliardów zielonych za przyłączenie Grenlandii do USA, to jest raptem ileś tam godzin pracy drukarki, na której zwykły, zielony papier, przemienia się w 100 dolarówki.

Proponuję zatem niniejszym Donaldowi Trumpowi, przedstawienie oferty handlowej konkretnym Grenlandczykom, z imienia i nazwiska, na kwotę sumaryczną 57 miliardów dolarów.

Tym sposobem, załatwi sprawę przejęcia Grenlandii w swoje ulubione 24 godziny.

***

Winieniem jeszcze tylko wyjaśnienie, dlaczego upieram się przy zaoferowaniu po milionie nie tylko Eskimosom, którzy przecież stanowią aż 90% ludności Grenlandii i ich entuzjastyczne YES! YES! YES! wystarczyłyby do przyjęcia Trumpowej oferty?

To proste: czyż to nie byłoby piękne, gdyby Trump miał fanaberię, że chciałby uzyskać dla swej oferty 100% poparcia? (a kto bogatemu zabroni fanaberię mieć?)
I jeszcze uzyskałby to 100% poparcia dzięki miejscowym Duńczykom (cóż za modelowy przykład integracji, którym mógłby się chwalić w całym, demokratycznym świecie?)

I bez obawy: Duńczycy też nie odmówią, bo, jak wytłumaczyłem wyżej,  miejscowym Duńczykom też jest tam zimno. I ciemno. A matuszka Dania – daleeeeko!

A co to dla Trumpa 6 miliardów wte czy wewte?

PS. Ja za swoją, doskonałą poradę, nie chcę nic, bo ja nie jestem wyznania handlowego.
No, może prawie nic:
chcę (i to bardzo)  żeby przysłał nam tu jakiegoś sensownego guberna… pardon – ambasadora, który całą tę, Magdalenkową ferajnę, rozegna na 4 wiatry.

I to powinno być bezproblemowe, bo warszawskie wróbelki ćwierkają, że Ciocia Magdalenka została spłodzona przez niejakiego Frieda Daniela, a on jest z tej samej sitwy, co Kamala, Sleepy Joe i ten no – Barrack.

A Trump się w czasie kampanii najdobitniej przekonał, że oni Trumpa nie lubią, i to bardzo (eufemizm)

 

https://www.youtube.com/watch?v=GlK3f1cs_l4&t=1s

O autorze: Ewaryst Fedorowicz