Twierdzenie, że uniwersytet jest właściwym miejscem dla osób zaburzonych psychicznie jest przecież dokładnie realizacją ideałów Lenina, który podobno uważał, że kucharka może rządzić państwem. Niektórzy twierdzą, że wymyślił to i Leninowi przypisał Leszek Kołakowski gdy w intelektualnych konwulsjach rozstawał się z marksizmem. To właśnie Kołakowski (miedzy innymi wraz z Zimandem) usuwali kiedyś profesorów z uczelni.
W Święta o piątej rano awantura rodzinna u sąsiadów i interwencja policji. Policjanci nie mają kodu wejściowego do bramy ani na klatkę schodową. Zmuszeni są dzwonić pod pierwszy lepszy numer i trafiają na mnie. Po prostu mieszkam na parterze. Podobno policjanci nie są uprawnieni do używania kodu. To dziwne bo swobodnie dysponują kodem choćby śmieciarze, dozorca i pracownicy administracji. Za czasów przebrzydłej komuny milicjanci jak pamiętam zawsze używali kodu do bramy. Wolność przyniosła nam zatem przywilej budzenia nas w nocy. W nocy budzą nas zresztą nie tylko policjanci. Za komuny w bramie wisiała lista lokatorów i ich goście nie błąkali się bezradnie po klatkach schodowych. Co ważniejsze bez problemów trafiało do pacjenta pogotowie. Kiedyś o drugiej w nocy obudzili mnie waląc w szybę sanitariusze poszukujący dotkniętej zawałem pani Kowalskiej (autentyczne). Nie mogłam im pomóc choć miałam świadomość, że w tym przypadku liczą się minuty. Nie identyfikowałam osoby o tak rzadkim nazwisku. Nie wiem i nie chcę wiedzieć jak to się skończyło. Zdjęcie tablicy lokatorów z bramy jest efektem histerycznego stosunku administracji do tak zwanego RODO. W przychodniach zdrowia też nie wolno wywoływać pacjentów po nazwisku. Byłam świadkiem wywoływania przez rejestratorki pacjentów po imieniu co powoduje nieuchronnie konflikty gdy przed gabinetem lekarskim spotka się kilka osób o tym samym imieniu. Alternatywą jest wywoływanie pacjentów według dolegliwości, jak w znanym dowcipie: pierwszy wchodzi pan z kiłą, a następny z rzeżączką.
Skarżyli mi się znajomi, którzy poszukiwali zaginionej starszej osoby, że nie tylko nie chciano im udzielić żadnej informacji w szpitalach lecz jak im powiedziano w komisariacie, szpitale nie udzielają podobnych informacji nawet policjantom. Zdarza się że osoba z demencją utyka na dłuższy czas w jakimś domu opieki podczas gdy rodzina bezskutecznie jej poszukuje.
Ustawa psychiatryczna, która powstała zapewne w dobrych intencjach, również utrudnia rodzinie zaopiekowanie się chorym. Jeżeli chory nie udziela na to zgody rodzina nie może nawet zapoznać się z diagnozą ani otrzymać epikryzy przy odbieraniu go ze szpitala. Przyczyną jest trend w psychologii i psychiatrii zgodnie z którym najchętniej obciąża się odpowiedzialnością za chorobę pacjenta jego rzekomo toksyczną rodzinę. Oczywiście zdarzają się naprawdę toksyczne rodziny, a przeżycia z dzieciństwa mają ogromny wpływ na psychikę dorosłego, lecz odcinanie chorego od rodziny często powoduje zepchnięcie go na margines życia społecznego. Szpital psychiatryczny nie zapewni przecież pacjentowi utrzymania, nie zapłaci za niego czynszu ani nie opłaci leczenia stomatologicznego. Bez opieki rodziny chory nieuchronnie wyląduje w noclegowni, na dworcu lub w najlepszym przypadku w jakimś domu opieki. Stosowanie wobec chorych demokratycznych zasad i procedur ma dokładnie taki sam sens jak powierzenie pacjentom szpitala psychiatrycznego demokratycznego wyboru ordynatora drogą głosowania.
Nasze zdobyte wraz z niepodległością prawa i przywileje to nie tylko prawo do ukrywania swego nazwiska i adresu przed lekarzem pogotowia, prawo do odmowy leczenia psychiatrycznego gdy nam odbija szajba oraz prawo do odmowy pomocy ze strony rodziny, która jedyna chce i może nam pomóc. Jednostka ludzka uzyskała w katalogu niezbywalnych praw ludzkich również prawo do głupoty. Nie w takim sensie, że każdy ma prawo sobie myśleć co chce lecz, że głupi ma prawo narzucać swoje głupie poglądy innym. Również nie w sensie, że dla każdego powinno się znaleźć jakieś miejsce w społeczeństwie lecz, że każde miejsce w społeczeństwie powinno być dostępne dla każdego. Rektorzy uczelni są nagminnie nękani skargami studentów, którym nie odpowiadają treści wykładów czy też poglądy wykładowców. Ci młodociani troglodyci twierdzą, że wykładowca sceptyczny w stosunku do dogmatu globalnego ocieplenia lub nie uznający istnienia przeszło pięćdziesięciu arbitralnie wybieranych płci zagraża ich poczuciu mentalnego bezpieczeństwa. Co gorsza utrwala się a nawet egzekwowany prawnie jest pogląd, że uczelnia to miejsce gdzie każdy powinien czuć się jak w domu i mieć prawo do swobodnej ekspresji. Przykład dają niektórzy wykładowcy ( jak pewna pani profesor z uniwersytetu szczecińskiego) raczący słuchaczy słowami nadającymi się wyłącznie do wykropkowania. Natomiast inni profesorowie tacy jak profesor Piotr Nowak z Białegostoku, który ośmielił się żądać usunięcia z zajęć notorycznie zakłócającego ich przebieg awanturnika są przywoływani do porządku przez uczelniane władze, a nawet zagrożeni utratą pracy.
Twierdzenie, że uniwersytet jest właściwym miejscem dla osób zaburzonych psychicznie jest przecież dokładnie realizacją ideałów Lenina, który podobno uważał, że kucharka może rządzić państwem. Niektórzy twierdzą, że wymyślił to i Leninowi przypisał Leszek Kołakowski gdy w intelektualnych konwulsjach rozstawał się z marksizmem. To właśnie Kołakowski (miedzy innymi wraz z Zimandem) usuwali kiedyś profesorów z uczelni. Tyle, że Zimand gorąco tego żałował i uczciwie się do tego przyznawał. W naszych nie stalinowskich przecież czasach profesor Nalaskowski był zawieszony w prawach wykładowcy na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika za wypowiadanie krytycznych uwag na temat LGBT a profesor Budzyńska z Uniwersytetu Śląskiego była nękana przez uniwersyteckie władze za głoszenie niezgodnych z ideologią gender poglądów na aborcję.
Podsumowując: pani Lempart ma niezbywalne prawo lżyć przechodniów i policjantów. Profesor akademicki nie ma prawa formułować poglądów niegodnych z obowiązującym ideologicznym paradygmatem Możemy tłumnie i bez masek uczestniczyć w politycznych awanturach. Nie wolno nam bez maski wejść do sklepu i tramwaju. Mamy prawo ukrywać swój adres przed policją i lekarzem pogotowia. Bez potwierdzenia zaszczepienia się eksperymentalną szczepionką tracimy prawa publiczne=nie możemy podróżować, pracować czy studiować.
Oto zdobycze liberalnej demokracji.
Zdobycze będą jeszcze lepsze jeśli socjaliści spokojnie będą działać dalej…pod obojętnie jakim szyldem… nawet jak będą się kazali nazywać neokonserwatystami ;)
W dodatku ludzie ulegają bez gadania sanepidowi, który na podstawie fałszywych wyników fałszywych testów kierują ich na kwarantannę. Podają bowiem bezwzględnym urzędasom swój numer telefonu, za pomocą którego ci faszyści kontrolują, czy delikwent się przemieszcza czy nie, ZAMIAST ZASTOSOWAĆ RODO i nie podawać numeru telefonu żadnemu urzędasowi. Przecież telefon to sprawa prywatna, za prywatne pieniądze, a jak sanepid chce nas śledzić, niech zatrudni sobie człowieka, albo wyśle jakąś swoją urzędniczkę – niech pilnuje zamkniętego w kwarantannie.
Sądzę, że ten sposób postępowania należy natychmiast rozpowszechnić, szczególnie wobec zjawiska nagłego wzrostu liczby testów, zapewne zleconych przez wariatów z pałacu Paca przy ul. Miodowej w Warszawie. Te setki tysięcy testów i fałszywych “zakażeń” mają uzasadniać “przewidywaną 5. falę, którą minister zdrowia dr-ekonom Niedzielski zaplanował na najbliższy czas.
Wyobraźmy sobie, że tylko połowa przetestowanych z wynikiem pozytywnym i skierowanych na kwarantannę nie poda numeru telefonu (przecież nikt nie musie mieć komórki, a tym bardziej stacjonarnego). Sanepid roześle swoich ludzi po “zakażonych”, wyśle policjantów, a może i obronę cywilną. No i co? I tak będzie tych wszystkich za mało. Dopiero wówczas każdy zobaczy jakie to jajco! Kiedy służby państwowe, za nasze podatki, będą pilnować zdrowych ludzi, żeby siedzieli bezczynnie w domach, zamiast łapać przestępców czy badać jakość wody, żywności i co tam jeszcze sanepid powinien badać!
Dziwi mnie, że ober premier Jarosław Kaczyński nie widzi tego całego oszustwa, czy może jest beneficjentem, który dostaje dolę od każdego testu? Jeśli dostaje, to niczym nie różni się od Tuska, który za zdradę interesu Polaków dostaje co miesiąc niezły jurgielt, a jak tylko przejdzie na emeryturę za parę miesięcy, to ten jurgielt będzie brał z naszego ZUS-u. Czyli wszyscy ci co płacili składki ZUS będą teraz utrzymywać zdrajcę.
Gdybyśmy faktycznie odzyskali niepodległość w 1989 roku, to nie mogłoby istnieć prawo, na mocy którego zbrodniarze i zdrajcy byli opłacani przez swoje ofiary. Skoro takie prawo wciąż istnieje, to znaczy, że nie odzyskaliśmy żadnej wolności. CBDO.