Królestwo Boże_spełnienie twoich pragnień_Wtorek 25 października 2016r.

Chrystus siejący ziarna

Cytat dnia

 

Jezus przychodzi do naszego umysłu przez wiarę, do naszego serca przez miłość, do naszej duszy przez swoją łaskę, a do naszych uczynków przez cnoty, które w nas wlewa, czyniąc je godnymi raju.

Św. Albert

 

Wyobraź sobie, w jaki sposób mógłbyś opowiadać o szczęściu swoim i swoich bliskich. Posłuchaj, jak Jezus opowiadał o Królestwie Bożym.

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Łukasza
Łk 13, 18-21
Jezus mówił: «Do czego podobne jest królestwo Boże i z czym mam je porównać? Podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posadził w swoim ogrodzie. Wyrosło i stało się wielkim drzewem, tak że ptaki powietrzne gnieździły się na jego gałęziach». I mówił dalej: «Z czym mam porównać królestwo Boże? Podobne jest do zaczynu, który pewna kobieta wzięła i włożyła w trzy miary mąki, aż wszystko się zakwasiło».

Jezus opowiadał o królestwie Bożym w prostych przypowieściach, które działały na wyobraźnię słuchaczy. Mówił, że zalążek królestwa Bożego już jest wśród nas. Aby się rozwinęło i ogarnęło cały świat, trzeba je pielęgnować. Czy współpracujesz z Bogiem, aby Jego królestwo rozszerzało się tam, gdzie jesteś?

Królestwo Boże jest skutecznym, ale tajemniczym działaniem Boga we wszechświecie i pośród nas. Ono jest łaską, miłością Boga do świata, a dla nas źródłem pogody ducha i ufności. Ono rozszerza się nie przemocą i zgiełkiem, ale cierpliwością, i obejmuje coraz więcej osób.

Królestwo Boże jest jak największe z twoich pragnień. Zastanów się, jak ono wygląda. Czy jest jak wielkie drzewo, które wyrosło z małego ziarnka i jest schronieniem dla ptaków? Czy jak wielki bochenek chleba, który nakarmi wszystkich głodnych i nigdy się nie skończy? Tak, bo ono ma ogarnąć wszystkich, i to jest twoja rola – ogłaszać bliźnim, że już jest pośród nas w osobie Jezusa Chrystusa.

Poproś Jezusa, aby Jego Królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju rozszerzało się również przez twoje zaangażowanie.

Liturgia słowa na dziś

 

PIERWSZE CZYTANIE  (Ef 5,21-33)

Miłość Chrystusa i Kościoła wzorem małżeństwa chrześcijańskiego

Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Efezjan.

Bracia:
Bądźcie sobie wzajemnie poddam w bojaźni Chrystusowej. Żony niechaj będą poddane swym mężom jak Panu, bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus Głową Kościoła: On Zbawca Ciała. Lecz jak Kościół poddany jest Chrystusowi, tak i żony mężom we wszystkim.
Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo, aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany.
Mężowie powinni miłować swoje żony tak jak własne ciało. Kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje. Przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz każdy je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus Kościół, bo jesteśmy członkami Jego Ciała. „Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną, i będą dwoje jednym ciałem”.
Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła. W końcu więc niechaj także każdy z was tak miłuje swą żonę jak siebie samego. A żona niechaj się odnosi ze czcią do swojego męża.
Oto słowo Boże.


PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 128,1-2.3.4-5)

Refren: Błogosławiony, kto się boi Pana.

Szczęśliwy człowiek, który się boi Pana *
i chodzi Jego drogami.
Będziesz spożywał owoc pracy rąk swoich, *
szczęście osiągniesz i dobrze ci będzie.

Małżonka twoja jak płodny szczep winny *
w zaciszu twojego domu.
Synowie twoi jak oliwne gałązki *
dokoła twego stołu.

Tak będzie błogosławiony człowiek, +
który się boi Pana. *
Niech cię z Syjonu Pan pobłogosławi
i obyś oglądał pomyślność Jeruzalem *
przez wszystkie dni twego życia.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Mt 11,25)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi,
że tajemnice królestwa objawiłeś prostaczkom.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.


EWANGELIA  (Łk 13,18-21)

Przypowieści o ziarnku gorczycy i o zaczynie

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Jezus mówił: „Do czego podobne jest królestwo Boże i z czym mam je porównać? Podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posadził w swoim ogrodzie. Wyrosło i stało się wielkim drzewem, tak że ptaki powietrzne gnieździły się na jego gałęziach”.
I mówił dalej: „Z czym mam porównać królestwo Boże? Podobne jest do zaczynu, który pewna kobieta wzięła i włożyła w trzy miary mąki, aż wszystko się zakwasiło”.
Oto słowo Pańskie.

 

KOMENTARZ

Zasiewać ziarenko, które da plon obfity
Człowiek nie umie dokonać czegoś wielkiego, gdy ma niewiele. Co bowiem można zdziałać z tym, co Jezus obrazowo ukazał jako maleńkie ziarenko gorczycy albo łyżka zaczynu? W takich sytuacjach raczej oczekuje się, że nadejdzie kiedyś stosowna chwila, która przyniesie upragnioną odmianę. Jezus mówi, że może być zupełnie inaczej. Z tego, co niewielkie, jak owo przysłowiowe ziarnko gorczycy, może ostatecznie wyrosnąć coś niewyobrażalnie wielkiego, co przerośnie wszystkie inne drzewa. Tak samo niewielka ilość zaczynu może nadać właściwego smaku całemu ciastu. Takie ma być życie ucznia Jezusa. Każdym słowem i czynem ma on zasiewać ziarenko, które przyniesie plon obfity oraz zapewni właściwy smak.

Jezu, Twe królestwo nie jest z tego świata, a więc nie jest do niego podobne. Dlatego rozwija się całkiem inaczej. Błogosławiona jest niewielka ilość, która staje się wspaniałą wielkością.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2016” ks. Mariusz Szmajdziński/Edycja Świętego Pawła

_____________________________________________________________________________________________________________

Piękna perspektywa dla poddanych Jezusowi

komentarz Mieczysława Łusiaka SJ

 

Co znaczy “wziąć królestwo Boże i posiać w swoim ogrodzie”? Znaczy przyjąć Jezusa jako swego Pana i Zbawiciela, by On nas przemieniał. Pozwolić, by On kształtował nas w swych dłoniach. Wtedy w naszym życiu pojawia coś pięknego, jakaś nowa rzeczywistość, która wyraża się tym, że nie jesteśmy już tylko dla siebie, ale stajemy się jakby domem (gniazdem) dla innych. Stajemy się dobrzy jak chleb, który powstaje na skutek zakwaszenia mąki.
Czyż to nie piękna perspektywa? Czy nie warto w to pójść? To nie wymaga naszego wysiłku, tylko zgody, przyzwolenia na działanie Jezusa – poddania się Jemu.

______________________________________________________________________________________________________________

shutterstock_200969837

Toksyczne związki – w stronę dobrej relacji

Miłość i nienawiść – wobec siebie, bliskich i Boga

Wielu uważa, że miłość i nienawiść to dwie strony tego samego me­dalu. Powtarzamy nieraz: „Kto się lubi, ten się czubi”. Wydźwięk tych słów zmienia się jednak radykalnie w zależności od kontekstu, w którym zostaną wypowiedziane, a już to daje do myślenia i relatywizuje trafność przysłowia.

Inaczej zabrzmi ono w ustach męża, który znęca się fizycz­nie lub psychicznie nad żoną, a inaczej jako puenta przekomarzania się dorastającej młodzieży. W pierwszym przypadku to rodzaj wygodnego alibi dla przemocy w domu i to często akceptowanego także przez drugą stronę dramatu; ileż to żon zwykło dawniej powtarzać: „Bije to znaczy, że kocha”… W przypadku nastolatków zaś może to być pomyślna próba radzenia sobie z typową dla ich wieku burzą emocjonalną. Gdy w czasie dorastania odkrywa się własną indywidualność i intymność, gniewliwość czy złośliwość może być nieświadomą obroną przed niechcianą ingerencją ze strony najbliższych, próbą stawiania nowej granicy i przedefiniowania dotychczasowych relacji. W takim wypadku ludowa mądrość pomaga po­godzić obecność sprzecznych uczuć w ramach tej samej relacji.

Ambiwalencja uczuć

Sygnalizując powyższą ambiwalencję, chcemy podkreślić dwa stosun­kowo proste fakty. Po pierwsze, każdy człowiek stara się o spójność włas­nego postępowania i przekonań. Nawet rażące błędy i wyrządzone zło pró­buje się jakoś wytłumaczyć. W duchu powiedzenia „w tym szaleństwie jest metoda”, warto nazwać po imieniu owo szaleństwo, choćby wspomnianą przemoc w rodzinie, ale też wykorzystać i docenić poprawność metody, czyli dążenie do spójności. Naprawa krzywdy zaczyna się zazwyczaj od wykazania niespójności i uruchomienia twórczego myślenia.

Po drugie, przejawy miłości i nienawiści nie mogą być interpretowane w oderwaniu od relacji osobowej, w której występują. To relacja jest twar­dym rdzeniem – owym wspomnianym medalem o dwóch stronach – w którym osadzone są poszczególne przejawy emocjonalne, a nie na odwrót. Nie znając historii relacji i jej jakości, nie zrozumiemy całej subtelności sfery emocjonalnej i pogubimy się w różnorodności środków wyrazu zarówno miłości, jak i nienawiści.

Prosty przykład. To samo barwne wyrażenie „Ty wstrętny bandyto!”, które dociera przypadkiem do naszych uszu z mieszkania obok – pomijając oczywiście ton i sposób jego wypowiedzenia – może być wyrazem furii, na przykład reakcją żony na bicie dziecka przez męża, albo niezwykłej czu­łości, na przykład jako ciepły komentarz matki do łobuzerskich popisów synka, który próbuje zwrócić na siebie uwagę, udając rewolwerowca. De­cyduje nie zewnętrzna fenomenologia, ale wewnętrzna logika i głębia rela­cji międzyosobowych.

Jeśli chcemy więc lepiej rozumieć ten przedziwny taniec miłości i nie­nawiści w życiu, musimy trochę bliżej przyglądnąć się genezie i rozwojowi relacji międzyludzkich, a także wspomnianemu dążeniu do spójności po­staw i przekonań.

Korzenie antynomii miłości i nienawiści

Korzenie tak skrajnych postaw jak miłości i nienawiści sięgają samego początku życia i od początku są ze sobą ściśle splecione, choć jednocześnie wyraźnie oddzielone i zantagonizowane. Jak przekonuje psychologiczna teoria relacji z obiektem (obiekt oznacza najczęściej u początku postać mat­ki lub pierwszego opiekuna), dziecko przechodzi kolejne stadia rozwoju (według Otto Kernberga są to fazy: autyzmu, symbiozy, różnicowania i in­tegracji) i stopniowo osiąga poczucie własnej tożsamości oraz odrębności drugiej osoby (obiektu). W ramy tego rozwoju wpisane jest dojrzewanie sfery emocjonalnej, choć dokonuje się ona wolniej i później niż na przykład sfera poznawcza. Co ważne, emocje zmieniają się stopniowo, przechodząc od bardziej prymitywnych i niezróżnicowanych stanów emocjonalnych do bardziej subtelnych i zróżnicowanych emocji i uczuć.

Różnice między poszczególnymi stadiami są nie tylko ilościowe, ale przede wszystkim jakościowe, choć wspomniana wcześniej fenomenolo­gia emocji może być zbliżona. Przykładowo, płacz głodnego niemowlaka i płacz czterolatka, który nie dostał ulubionych słodyczy, może brzmieć dość podobnie w uszach kogoś stojącego z boku, ale jest czymś radykal­nie różnym. Gdy potrzeba pierwszego absolutnie musi być zaspokojona, to życzenie tego drugiego może zostać niespełnione. Niemowlak wystawiony na zbyt długą frustrację podstawowych potrzeb traci nie tylko potrzebne kalorie, ale sprzyjające warunki do właściwego rozwoju psychicznego, choćby do wykształcenia się – jak mówił Erik Erikson – podstawowego zaufania do otaczającego świata. Czterolatek natomiast owszem traci tro­chę kalorii, ale jednocześnie uczy się akceptowania granicy stawianej jego złudnej, dziecięcej wszechmocy, a tym samym utrwala w sobie podstawy dyscypliny i moralności.

Niemowlak nie poradzi sobie sam z frustracją, natomiast czterolatek tak, ponieważ dysponuje już wystarczającymi zdolnościami poznawczymi i emocjonalnymi. Choć czterolatek w pierwszej chwili może z frustracji nie tylko płakać, ale tupać nogami, krzyczeć i gryźć, to gdy miną gwałtowne emocje, przypomni sobie, że ta sama mama, która odmówiła mu słodyczy, przygotuje mu kolejny posiłek i nie odmówi czułej miłości. Czterolatek jest już zdolny do integracji dwóch sprzecznych emocji – miłości i nienawiści – w ramach tego samego obrazu drugiej osoby i siebie. Niemowlak do tego nie jest zdolny, dlatego to matka (obiekt) musi wyjść naprzeciw jego po­trzebom i stworzyć warunki rozwoju, w których pozytywne doświadczenie przeważy nad tym negatywnym.

W tym bardzo uproszczonym obrazie rozwoju relacji międzyludzkich ważne byłoby podkreślenie faktu, że wspomniane fazy rozwoju nie tyle przechodzą jedna w drugą, ile raczej współistnieją i nadkładają się na sie­bie, niczym kolejne warstwy tortu. Oznacza to, że zawsze jest możliwy po­wrót – regresja do bardziej prymitywnego sposobu funkcjonowania. I nie­koniecznie chodzi tu o sprawy z zakresu patologii psychicznych. Najczęś­ciej spotykaną formą swoistej regresji jest stan zakochania dwojga ludzi. Nierzadko zakochana para przypomina symbiotyczną fazę relacji z obiek­tem – swoistą fuzję dwojga w jednym. Zakochani spędzają ze sobą każdy możliwy czas, ciągle myślą o sobie i intensywnie przeżywają każde słowo i gest, zdolni do niezwykle silnych emocjonalnych przeżyć z całą możliwą ich gamą, od nieomal mistycznych uniesień fuzji z ukochanym obiektem po czarną rozpacz i ataki złości, gdy go zabraknie.

Wiadomo jednak, że to stan przejściowy, a symbiotyczna wspólnota zo­stanie wcześniej czy później poddana fazie różnicowania i dopiero po niej nastąpi bardziej realistyczna integracja obrazu siebie i drugiego w tej nowej relacji. Mówiąc prozaicznie, wyidealizowany w fazie symbiotycznej obiekt miłości zwykle z czasem zaczyna odsłaniać nieco mniej idealne strony. Do­prowadzą one do pierwszych sprzeczek i kłótni, ale dzięki nim możliwe stanie się pełniejsze poznanie obiektu i przyjęcie go takim, jakim jest, a nie takim, jakim chciałoby się, żeby był. Warto przy okazji nadmienić, że gdy zakochaniu towarzyszy pełne zaangażowanie w sferze seksualnej, to okres tej swoistej symbiozy trwa znacznie dłużej, ale też następne fazy są znacznie boleśniejsze i trudniejsze. Seks, zamiast być zwieńczeniem dojrzewającej stopniowo miłości oraz wyrazem odpowiedzialności małżeńskiej i rodzi­cielskiej dwojga ludzi, staje się zakładnikiem namiętności i nieuporządko­wanych uczuć. Owszem, często ułatwia łagodzenie trudności i konfliktów, ale nie pomaga w ich dojrzałym przeżywaniu i rozwiązywaniu, a tym sa­mym hamuje zdrowy rozwój relacji.

Droga ku dojrzałości

Jeśli trudną prawdą jest, że od własnych niedojrzałości w relacjach nie sposób uciec, ponieważ wcześniej czy później nas dopadną i to w najmniej oczekiwanym momencie, to jeszcze ważniejszą prawdą, którą warto pod­kreślać, jest to, że regresja daje też szansę na nowe, dojrzalsze rozwiązanie. To podstawa każdej poważnej terapii czy kierownictwa duchowego. Nie jesteśmy niewolnikami własnej przeszłości, zwłaszcza jeśli świadomie pró­bujemy nad sobą pracować. Gwałtowną zmianę emocji w relacjach z bli­ską osobą należy więc przyjmować nie tyle z bezradną akceptacją, jako niezrozumiały i narzucający się bagaż przeszłości, ile raczej z ciekawością i dociekliwością, jako kolejny intrygujący moment własnego życia. Warto zadawać sobie dwa proste pytania: „Co ta sytuacja mówi o mnie?” i „Co mówi ona o drugiej osobie?”. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Emocje są niczym wiatr, nad którym nie mamy władzy i nie zawsze wiemy, skąd przy­chodzi ani dokąd prowadzi. Nasza osobowość przypomina jednak jacht, który zdolny jest wykorzystać siłę każdego wiatru, by płynąć tam, gdzie chce tego sternik – czyli osobowe „ja”. Nawet gdy nasz cel znajduje się dokładnie w przeciwnym kierunku niż wieje wiatr, choć – co wiedzą do­świadczeni żeglarze – wymaga to już nie lada kunsztu.

Rozważmy banalną sytuację małżonka z kilkuletnim stażem, który przy śniadaniu słyszy z ust żony zdawkową uwagę typu: „Siwiejesz, kochany!”. Patrząc z boku – ot, prosta konstatacja faktu wypowiedziana neutralnym to­nem. A jednak małżonek reaguje natychmiast i to dość agresywnie: „To co, już mnie nie kochasz?!”. I zarzewie kolejnej sprzeczki gotowe. Neutralny obserwator od razu odnotowałby nieproporcjonalność bodźca i reakcji, ale protagoniści zwykle tego nie widzą i odgrywają kolejny akt małżeńskiego dramatu, powielając schematy, których się dopracowali. Schematy można jednak zmienić, jeśli podejmie się wysiłek refleksji i szczerej komunikacji z drugą stroną.

Małżonek po całym zajściu mógłby zadać sobie dwa wspomniane wy­żej pytania. Po pierwsze: Co ta sytuacja powiedziała o nim? Jeśli emocja wzbudzona uwagą żony była dla niego bolesnym zaskoczeniem, to nie­wątpliwie odsłoniła jakąś ukrywaną lub nieświadomą prawdę, na przykład o wrażliwości na punkcie własnego wyglądu. A idąc jeszcze głębiej, o kru­chości jego miłości własnej, którą dotknął nawet taki banalny drobiazg. Trafność tej uwagi potwierdzają jego własne słowa („To co, już mnie nie kochasz?!”), które, gdyby mężczyzna zachował spokój i rozwagę, można by przełożyć na bardziej szczere i bliższe wewnętrznej prawdy: „Zabolało mnie to, co powiedziałaś, bo czuję się ostatnio mniej wartościowy i mniej kochany!”. Agresywny ton jego wypowiedzi – wynik zranionej miłości własnej – zmarnował jednak tę okazję, bo nie tylko nie skłonił jego mał­żonki do czułości i wyjścia naprzeciw jego potrzebom, ale przeciwnie – niejako zmusił do obrony przed tym niezasłużonym atakiem.

Ważne jest jednak także pytanie, co ta sytuacja powiedziała o drugiej osobie – małżonce. Neutralny ton jej uwagi o siwiejących włosach nie zmienia faktu, że je dostrzega. Wiadomo, że zdolności percepcyjne wią­żą się ściśle ze stanem wewnętrznym osoby. Jak to potocznie zwykło się mówić: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Dostrzega się to, na co samemu jest się wrażliwym. Obserwacja żony o włosach męża powiedzia­ła więc coś między wierszami o jej własnej sytuacji. Być może chodzi tu o jej potrzebę bycia dostrzeżoną i pochwaloną („A ty ciągle kochanie jesteś młoda!”) lub dowartościowaną za troskę o męża („Tobie nic nie umknie, kochanie!”). Ponieważ jednak zabrakło tej refleksji i komunikacji, zamiast wzajemnego wsparcia dwóch potrzebujących się osób mamy kolejne nie­porozumienie i pogłębianie dystansu. Gdyby każde z nich zadało sobie oba pytania i podzieliło własnymi spostrzeżeniami, nie tylko mogliby bardziej zbliżyć się do siebie, ale pogłębiliby też wzajemną komunikację i miłość. W intymnej relacji bowiem często jest się świadkiem swoistych paradok­sów – to, co najbardziej kruche i wystawione na zranienie, staje się naj­bardziej mocnym ogniwem relacji i intymnym językiem bliskości. Czyż nie o czymś takim mówi św. Paweł: Ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny (2 Kor 12, 10)?

W relacji do Boga

Nie inaczej dzieje się w naszej relacji do Boga. Często w kwestiach, któ­re są ciężkim krzyżem, jaki przychodzi nam nieść, w sercu rodzi się bunt, a nawet złość na samego Boga: Dlaczego mnie to spotkało? Dlaczego nie zabierzesz tego ode mnie? Czemu tyle niezawinionego cierpienia? Złość, agresja, bunt i cała gama innych negatywnych emocji, które – mniej lub bardziej świadomie – żywimy wobec Boga, zwykle nie mieszczą się w ka­nonach potocznej religijnej ortodoksji, ale to błąd. Bóg może być obiektem takich emocji, zwłaszcza gdy dotykamy odwiecznych kwestii, które wciąż pozostają bez odpowiedzi, na przykład cierpienie niewinnych, śmierć bli­skich. To ważny element naszego dojrzewania duchowego. Zakłamywanie go i przybieranie postawy pokory jedynie odwleka ten proces w czasie.

Tylko ten, kto niczym biblijny Hiob staje z całym bagażem swoich emo­cji wobec Boga, kto nie boi się zadać Mu odwiecznych pytań, kto do końca i świadomie pije kielich własnej goryczy oraz bezradnego gniewu i złości, jest w stanie usłyszeć głos Boga i przyjąć Jego sposób widzenia rzeczy. Czyż krzyż nie jest tym, co wyrywa nas z autyzmu naszych egoizmów, co rozrywa nasze symbiotyczne przywiązanie do pewnego obrazu Boga, co różnicuje nasze spojrzenie na świat, innych i Boga, by znaleźć ostateczną odpowiedź w pokornym przyjęciu prawdy, że Bóg jest Bogiem, a człowiek tylko człowiekiem?

Bogu trzeba ufać bezgranicznie, nawet gdy wydaje się, że nas bezpo­wrotnie opuścił. Taka była postawa Josela Rakowera, Żyda z warszawskie­go getta, który przed śmiercią napisał wstrząsające słowa: „Panie, przyszed­łem na świat, / Abym w Ciebie wierzył, / I wypełniał Twoje przykazania, / I wielbił Imię Twoje, / Ty jednak wszystko uczyniłeś, / Abym w Ciebie nie wierzył. // Ale nie odwiedziesz mnie z drogi mojej, / Boże mój, / Boże moich praojców! / To Ci się nie uda! / Odebrałeś mi żonę / I dzieci, / I dom, / I majątek, / Uczyniłeś mnie ochłapem mięsa / Rzuconym między wściekłe wilki, / Naznaczyłeś mnie piętnem hańby, / Ale ja w Ciebie nie przestanę wierzyć / I będę Cię miłował / Na przekór Tobie samemu, / Na przekór Twojej woli, / Boże, / Który wszystko uczyniłeś, / Abym o Tobie zwątpił! // Szema Israel, Adonaj Elochenu, Adonaj Ehad!”.

Stanisław Morgalla SJ /jakprzebaczyc.pl

_____________________________________________________________________________________________________________

Grafika na początku wpisu: http://www.parafiapawlowice.waw.pl/duszpasterstwo/oikos/Krolestwo-Boze-w-przypowiesciach;282.html

O autorze: Słowo Boże na dziś

Brak komentarzy

Skomentuj notkę, rozpoczynając dyskusję...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*