Przedwczoraj, 28.01.2016, w portalu RMF24.pl znalazłam informację: “Nikt nie odpowie za katastrofalny wyciek na Węgrzech” {TUTAJ}. Dowiedziałam sie z niej, że:
“Węgierski sąd uniewinnił wszystkich 15 oskarżonych członków dyrekcji i personelu huty aluminium w Ajka na zachodzie Węgier, w której jesienią 2010 roku doszło do toksycznego, katastrofalnego w skutkach wycieku. Zginęło 10 osób. Była to najpoważniejsza katastrofa ekologiczna w historii kraju.
Przed sądem w Veszprem stanął m.in. szef spółki MAL, do której należała huta w Ajka. Zarzucano im doprowadzenie do wypadku o skutku śmiertelnym, spowodowanego zaniedbaniem, a także wykroczenia przeciwko mieniu publicznemu, naruszenia w procesie gospodarowania odpadami i spowodowanie poważnych szkód dla środowiska. Po trwającym ponad trzy lata procesie sąd pierwszej instancji postanowił uniewinnić wszystkich oskarżonych od wszystkich zarzutów.
Oskarżeni nie mieli rzeczywistej i obiektywnej możliwości odkrycia zagrożenia, które stworzyli- uznał sąd, podkreślając, że wadliwy zbiornik był regularnie sprawdzany przez kompetentne organy władz i dysponował wymaganymi atestami.Władze nie wykryły żadnych niedociągnięć ani nie zaleciły dodatkowych testów- uzasadnił sąd.
4 października 2010 roku przerwany został wał zbiornika osadowego, w wyniku czego setki tysięcy metrów sześciennych toksycznego czerwonego szlamu wyciekło na obszarze o powierzchni 10 kilometrów kwadratowych. W następstwie wycieku śmierć poniosło 10 osób, a ponad 150 odniosło obrażenia.
Żrący wyciek spustoszył trzy wioski i zanieczyścił okoliczne rzeki, w tym wpływającą do Dunaju Rabę. (…) Szlam ten składał się głównie z nadających mu czerwoną barwę tlenków żelaza; miał właściwości żrące ze względu na pozostałości rozpuszczonego wodorotlenku sodu (…) Likwidacja skutków katastrofy trwała lata i kosztowała ok. 140 mln dolarów.”.
Pamiętam tę sprawę – w październiku 2010 napisałam na jej temat notkę “Czerwony szlam” {TUTAJ}. Pod artykułem w RMF24.pl ukazał się komentarz głoszący, iż na ławie oskarżonych powinni byli zasiąść kontrolerzy przyznający atesty zbiornikowi. Wegierskiemu wymiarowi sprawiedliwości nie przyszlo to jednak do głowy. Zaczęłam się więc zastanawiać nad tym, jak w Polsce traktuje się sprawców straszliwych katastrof. Poszperałam w sieci i natrafiłam na wiadomość z portalu Radiozet.pl {TUTAJ} z 16.09.2015 : “Wyrok na urzędników za tragiczny pożar w Kamieniu Pomorskim”. Przeczytałam w niej:
” Kary więzienia w zawieszeniu i zakaz pełnienia funkcji kierowniczych – to prawomocny już wyrok sądu w sprawie dwojga urzędników z Kamienia Pomorskiego, w Zachodniopomorskiem. Byli oskarżeni o niedopełnienie obowiązków w związku z głośnym pożarem budynku socjalnego. 6 lat temu zginęły 23 osoby.
Na ławie oskarżonych zasiedli były dyrektor Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej w Kamieniu Pomorskim Krzysztof G. i jego była podwładna Barbara K. Według prokuratury nie dopełnili oni swoich obowiązków. (…)
G. sąd wymierzył karę dwóch lat więzienia w zawieszeniu na cztery, a K. jednego roku w zawieszeniu na dwa lata. Oboje przez sześć lat nie będą mogli również pełnić funkcji kierowniczych w instytucjach publicznych, ani prowadzić działalności gospodarczej dotyczącej zarządzania nieruchomościami.
Sąd Apelacyjny tym samym złagodził obojgu kary wymierzone w lutym br. [2015] przez szczeciński sąd okręgowy. Wtedy Krzysztof G. i Barbara K. dostali wyroki bez zawieszenia.” [Pożar w Kamieniu Pomorskim mial miejsce w poniedziałek wielkanocny 2009 r.].
Zdumiewa mnie łagodność, z jaką traktowane są osoby, które przyczyniły się do tragicznych katastrof. W Polsce przynajmniej skazano kogoś, ale kara więzienia została zawieszona. Na Węgrzech – nikt nie jest odpowiedzialny za nieszczęście. A przecież skutki głupoty i niedbalstwa powinny być dotkliwe nie tylko dla ofiar nieszczęśliwych wypadków, ale i dla tych, którzy wypadki te spowodowali.
Mam takie nieodparte wrażenie że łagodnie traktuje się sprawców katastrof ekologicznych (i innych) bo “góra” niestety niezaleznie od konkretnej barwy politycznej słusznie (choć może podświadomie) obawia się że bardziej surowe wyroki w tych sprawach to byłby po prostu niebezpieczny precedens i pierwszy krok do ostrego potraktowania sprawców katastrof gospodarczych (dyplomatycznych, politycznych itp.) a to byłoby z “ich” punktu widzenia działanie samobójcze …
Bardzo surowo to można dla zaspokojenia opinii publicznej karac pijanego rowerzystę albo menela z puszką piwa na ławce w parku – bo od takich spraw to “oni” maja immunitet.
W sumie sprowadza sie to do ukarania za picie produktu piwopodobnego lub winopodobnego zamiast single malt whisky lub Grand Cru zagryzanego ośmiorniczkami … A to jest bezpieczne – ewentualnie można uzupełnic o pokazowe karanie pedofilii (zwłaszcza w KK, bo gdzie indziej to już byłaby przesada). Też się spodoba …
A to że jakakolwiek opinia pseudoekspertów, pseudonadzoru czy pseudobiegłych (trochę znam to z energetyki i z górnictwa) traktowana jest jako niepodważalna i niedyskutowalna świętość nad swiętosciami – byleby była pod tym odpowiednia pieczątka (oczywiście najlepiej “kruglaya peczat’ “), to już zupełnie inna sprawa. Po prostu “im więcej papieru tym czystszy tyłek …” to taka ogólna zasada funkcjonująca w społeczeństwach biurokratycznych a nie merytokratycznych. Zreszta akurat to powiedzenie przyszło do nas z Rosji i to chyba nawet nie sowieckiej tylko carskiej. Ale to już tradycja mandaryńsko-turańsko-bizantyńska.
Gdyby jednak ci autorzy “dupochronów” zaczęli być karani za “lewe” ekspertyzy lub opinie, to te praktyki szybko by się skończyły.