Gdy obserwuję podróże Ewy Kopacz po naszym kraju, podczas których nasza władczyni „wsłuchuje się potrzeby i problemy” poddanych, przypomina mi się jedna z legend o kalifie Harunie al-Rashidzie, wedle której wypuszczał się on w przebraniu na ulice Bagdadu, by poznać problemy swoich poddanych i móc je skutecznie rozwiązywać. Tyle tylko, że nasz rodzimy wariant jest jakby Harunem al-Rashidem na opak.
Legendarny pierwowzór występował incognito by poznać prawdę o sytuacji poddanych i państwa, a nasza rodzima podróbka dba przede wszystkim o to, by wszyscy widzieli jak się pochyla nad losem maluczkich i wsłuchuje w ich głos.
Według legendy, spotkania kalifa Bagdadu z poddanymi skutkowały poprawą losu tych ostatnich, zaś jedynym wymiernym efektem gospodarskich wizyt naszej władczyni są koszta, które ponoszą poddani, finansując te eskapady ze swoich podatków.
Pod rządami historycznego Haruna al-Rashida państwo Abbasydów osiągnęło szczyt swojego rozwoju, zaś pod rządami Donalda Tuska, Ewy Kopacz i ich partii, Polska sięgnęła dna upadku.
Jednak tylko wężowe języki mogą sączyć jad nienawiści twierdząc, że te gospodarskie objazdy naszej władczyni są przejawem obłudy i hipokryzji , oraz są hucpą wyborczą, a nie wyrazem troski dobrej władczyni o los poddanych. Cóż z tego, że ona sama i jej wielki poprzednik przez całe lata nie dostrzegali popartych setkami tysięcy, a nawet milionami podpisów, społecznych wniosków referendalnych i projektów ustaw, ani też nie słyszeli społecznych protestów. Przecież z wyżyn władzy trudno niektóre rzeczy dostrzec, zwłaszcza gdy ktoś ma kłopoty ze wzrokiem (okulary), a być może także ze słuchem.Nic więc dziwnego, że w tej sytuacji nasz Harun al-Rashid w spódnicy ruszył spotkać się z poddanymi. Oczywiście, to czysty przypadek, że ta podróż wypadła akurat podczas kampanii wyborczej, zaś te liczne obiektywy kamer i aparatów fotograficznych, oraz mikrofony ekip radiowych i telewizyjnych towarzyszą jej w tej podróży tylko dlatego, by lepiej widziała i słyszała problemy poddanych.
Harun al-Rashid to nie jedyna legendarna postać, do której upodabnia się Ewa Kopacz. Dostrzegam też w niej wiele wspólnego z mitycznym królem Midasem, który, jak zapewne wszyscy wiedzą, wszystko czego dotknął, zamieniał w złoto. Różnica jest tylko taka, że czego się tknie nasza władczyni, zamienia się w błoto, albo jeszcze bardziej plugawą substancję, która w żaden sposób ze złotem się nie rymuje. Takiej nadprzyrodzonej mocy nie można zmarnować, dlatego należy życzyć naszej władczyni, by jej moce osiągnęły swój szczyt podczas trwającej obecnie kampanii wyborczej, skoro tak intensywnie się jej tknęła.
__________________________________________________
Grafika w ikonie wpisu: Materiał ilustracyjny z tygodnika “Wprost”/PAP/
Dodaj komentarz