Zaczęła się ona trzy dni temu, 9.06.2019, kiedy to “Rzeczpospolita” ujawniła treść listu Marka Falenty do prezydenta Andrzeja Dudy {TUTAJ}. Falenta żądał w nim ułaskawienia, grożąc ujawnieniem kompromitujących materiałów na temat PiS. Pisał m.in.:
“Czekałem lata codziennie łudzony, że niebawem nadejdzie dzień, w którym zostanę przez Pana ułaskawiony. Nie widać nadziei na jego nadejście. Proszę potraktować ten list jako ostatnią szansę na porozumienie się ze mną. Nie zamierzam umierać w samotności. Ujawnię zleceniodawców i wszystkie szczegóły” – pisze.
W piśmie wymienia 12 osób – prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, ministrów Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, szefa CBA Ernesta Bejdę, oficerów biura i dziennikarzy piszących o aferze.
Falenta chce być świadkiem koronnym, ale sam dodaje: „oczywiście Zbigniew Ziobro mi tego statusu nie przyzna. Musiałby być katem własnej formacji”. „Już raz udowodniłem swoje możliwości. Po co to powtarzać?” – czytamy.
Co w zamian za ułaskawienie? Wstrzymanie działań. Falenta daje na to miesiąc.
Odręczny list ma osiem stron i datę 12 kwietnia.”.
Podawana przez Falentę wersja wydarzeń, według której to ludzie PiS zlecali nagrywanie rozmów polityków jest nieprawdopodobna. W 2013 i 2014 rządziła PO. Już więcej sensu ma hipoteza, że afera podsłuchowa była skutkiem porachunków między ludźmi PO {TUTAJ} lub działania obcych służb. Dlaczego więc Falenta napisał ten list? Najbardziej logicznie wyjaśnił to bloger Matka Kurka [Piotr Wielgucki] w swej notce “Z ogórkowej afery Falenty, tylko jeden wątek ma sens” {TUTAJ}:
“Jedyny dostrzegalny sens w próbie publicznego szantażowania Andrzeja Dudy i innych polityków związanych z PiS, jest taki, że Falenta w ten sposób zapewnia sobie ochronę w więzieniu. Od kapusiów w celi gorzej mają tylko pedofile i byli policjanci. Szacunku „we wieźniu” to Falenta mieć nie będzie i jeszcze musi się na każdym kroku rozglądać, żeby mu fachowiec od mokrej roboty nie wbił widelca w oko. Ucieczka za granicę przed odbyciem kary, też nie należała do rozsądnych, ale to pokazuje, że Falenta boi się pobytu wiezieniu. Gdy cała Polska się dowiedziała o kwitach, które są w posiadaniu Falenty, to każde zacięcie przy goleniu, nie wspominając o zbyt mocno zaciągniętym krawacie na szyi, pójdzie na konto PiS. Przekaz byłby dość prosty, Falenta chciał ujawnić brudy PiS, no to PiS-owski reżim wykończył „biznesmena”. Tym samym trzeba będzie Falentę strzec „we więźniu” jak oka w głowie. Tylko i wyłącznie ten wątek ogórkowej afery ma jakiś sens, cała reszta to dziecinada.”.
Przypuszczenia Matki Kurki potwierdziły się już dzisiaj [12.06.2019]. W portalu Wp.pl czytamy:
“Marek Falenta pod specjalną ochroną. Tak rozpoczął odsiadkę
Służba Więzienna podjęła szczególne kroki wobec bohatera afery podsłuchowej Marka Falenty. Ze względów bezpieczeństwa trafił on do jednoosobowej, monitorowanej przez całą dobę, celi. Szczegóły ujawnia “Rzeczpospolita”.
Marek Falenta, choć teoretycznie powinien odsiedzieć wyrok w zakładzie półotwartym, trafił do zamkniętego zakładu karnego. Z ustaleń dziennika wynika, że przesądziły o tym “szczególne okoliczności”, które wskazują, że ten osadzony musi wykonywać karę w warunkach zwiększonej izolacji i zabezpieczenia.
“Fakt” twierdzi, że kamera obejmuje nawet toaletę, choć obraz z niej na monitorze strażników jest zamazany.” {TUTAJ}.
Według TVN24.pl {TUTAJ} Falenta miał napisać w lutym list do Kaczyńskiego w którym twierdził, że:
“od początku przyszedłem z tymi informacjami, jeszcze przed aferą, do Pana byłego skarbnika Stanisława Kostrzewskiego, któremu jako pierwszemu pokazałem pozyskane nagrania u mnie w biurze. Zatrudniłem wtedy jego siostrzenicę” – czytamy w dzienniku. Falenta dalej miał pisać: “Potem spotkaliśmy się u Pana w siedzibie przy ul. Nowogrodzkiej. To on (Kostrzewski – red.) skontaktował mnie z agentami służb CBA z Wrocławia i ABW z Katowic, którym otwarcie pokazałem, jaki materiał pozyskałem. Poprosili o kontynuację tej operacji, co też wykonałem”. W cytowanym liście biznesmen miał także przekonywać, że “wszystko jest dokładnie opisane w tajnych raportach CBA”. (…)
We wtorek w “Kropce nad i” w TVN24 wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik przekonywał, że nie doszło do spotkania Falenty z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim. – Nie było takiego spotkania (…). Wiem, bo mam swoje źródła, jestem wiceministrem sprawiedliwości – zapewniał. – Nie doszło do takiego spotkania, to jest nieprawda, tak samo jak prokurator generalny i minister sprawiedliwości też nigdy się nie spotkał – dodał Wójcik. “.
No cóż, w roku 2014 w CBA pracowali ludzie Tuska. Falencie nie można więc wierzyć.
No,no, James Bond to mógłby temu Falencie buty czyścić, zmyślny facet tak pozakładać podsłuchy, podobno nawet w rezydencji Tuska założył i ma wiele godzin nagrań. A na poważnie, kto za tym stoi nie dowiemy się, nie podejrzewam naszych służb, a jeśli nawet to ze wsparciem “zaprzyjaźnionych” grasujących po Polsce, obserwujmy ten teatr wybory blisko, dowiemy się kto obstawiał wygranych.
Red Gadowski ma rację. Niech Falenta ujawni wszystkie nagania. Zobaczymy co się stanie.
Ujawnienie wszystkich nagrań Falenty to być tak jak odsunięcie szafy z trupem w celu pozbycia się i trupa i wszelkiego robactwa, które pojawiło się razem z trupem