Kilka dni temu odwiedziłam przepiękny kościółek w Dębnie. Po mszy ksiądz proboszcz przypomniał zebranym turystom historię kościoła, oraz historię walki o uratowanie tego zabytku najwyższej klasy.
Według góralskiej legendy górale na dwanaście długich lat przygarnęli do Dębna Świętą Rodzinę prześladowaną przez złego Heroda. To właśnie Święty Józef nauczył górali ciesiółki. Gdy Jezus skończył 12 lat, a Herod zmarł, Archanioł Michał odwiózł Świętą Rodzinę do Ziemi Świętej. Na pociechę zostawił góralom obrazek przedstawiający Boże Narodzenie. Aby uhonorować Michała Archanioła górale zbudowali kościół z ozdobną polichromią i nadali mu imię Michała Archanioła.
Po raz pierwszy nazwa Dębno ( Dambno) pojawiła się w dokumentach w 1254 roku. Wówczas to Marek i Klemens, synowie wojewody krakowskiego, biorąc na świadka Bolesława Wstydliwego potwierdzają nadanie tego terenu opactwu Cystersów przez ich stryja Teodora Cedrona. W 1335 roku Dębno jest już osadą na prawie magdeburskim zwolnioną na 20 lat z wszelkich podatków ( wolnizna) z własnym kościołem pod wezwaniem Michała Archanioła. Jeszcze w 1480 roku Długosz pisał o Dębnie jako o posiadłości cysterskiej.
Do II wojny światowej w Dębnie mieszkało około 500 osób, obecnie mieszka około 900. Była to zawsze parafia biedna, kościół od 1630 roku do 1995 był filią parafii Maniowy i tym tłumaczy się graniczący z cudem fakt, że wystrój kościoła pozostał nie zmieniony od II połowy XV wieku. Polichromia kościoła powstała około 1500 roku jest najstarszą w Europie zachowaną w całości polichromią na drewnie. Tego typu zdobienie zachowało się jedynie w szczątkowej postaci w XI wiecznym pałacu Chiaramonte na Sycylii . Konserwatorzy odnaleźli w Dębnie 77 motywów w 12 układach i 33 wariantach kolorystycznych. Są wśród nich elementy roślinne, zwierzęce, geometryczne, rycerze na koniach, Św. Jerzy ze smokiem, Orzeł Jagielloński. Jak powiedział ksiądz proboszcz -cud autentyczności tego kościoła związany jest z ubóstwem mieszkających tu ludzi. Ozdobili swój kościół jak umieli i nikomu nie przyszło do głowy przemalowywać go i poprawiać. Podobny kościółek w Łopusznej był dzięki zamożności Tetmajerów wielokrotnie przemalowywany ze szkodą dla jego wartości. Kościółek w Dębnie wpisany jest na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego UNESCO. Jest bezcenny jak freski w grocie Lascaux, jak Mona Lisa, jak ołtarz Wita Stwosza. Bezcenny -to znaczy, że nie da się go wycenić. Bezceremonialni Amerykanie ofiarowywali kiedyś za kościółek 60 milionów dolarów. Chcieli go przenieść do Pensylwanii. To dobry argument w dyskusji z prymitywami, którzy widzą w tym kościele tylko kupę spróchniałych desek i chętnie zbudowaliby na jego miejscu nowoczesną murowaną świątynię, najlepiej w kształcie arki.
„Dlaczego nasz kościół jest tak wartościowy?” -zadał nam pytanie ksiądz i sam na nie odpowiedział. „ Bo w tej polichromii zaklęty jest czas.” Kościół jest czynny, odbywają się w nim nabożeństwa. Zwiedzają go turyści z całego świata. Jednak w wilgotne zimowe dni ludzie nie są do kościoła wpuszczani. Największym zagrożeniem dla jego, jedynej w swoim rodzaju, polichromii są grzyby rozwijające się na wilgotnym drewnie. Najbardziej jednak ksiądz obawia się jakiegoś współczesnego Herostratesa.
Zbyt często mamy niestety do czynienia z ludźmi, którzy nie potrafią docenić tajemnicy czasu zaklętego w budowlach i dziełach sztuki. Jak twierdzą historycy i architekci zniszczenia Warszawy dokonane przez ludowe władze, czyli przez okupanta sowieckiego są porównywalne ze zniszczeniami dokonanymi przez Niemców. Cudem ocalałe kamienice rozbierano, żeby w ich miejsce postawić ohydne bloki z wielkiej płyty. Jeżeli kamienice były remontowane, bardzo często usuwano ich oryginalny wystrój na rzecz wszechwładnej farby olejnej i lastriko. Zrywano intarsjowane podłogi żeby zastąpić je wykładziną z lenteksu. Usuwano drewniane okna i niszcząc fasadę budynku wstawiano okna plastikowe. Fatalna w skutkach dla naszego dziedzictwa kulturowego jest również prostacka pasja niszczenia wszystkiego co stare i wartościowe cechująca obecne władze stolicy. Przykłady można mnożyć w nieskończoność. Przy placu Zbawiciela w trakcie tak zwanej rewitalizacji to znaczy praktycznie rozbiórki pięknej secesyjnej narożnej kamienicy ( dla zachowania pozorów pozostawiono fragmenty jej fasady), pocięto na złom niepowtarzalne kręcone metalowe schody z roślinnymi ornamentami. Nie wiem czy podobne schody istniały gdziekolwiek w Europie i z całą pewnością można je było drogo sprzedać.
Doskonałym przykładem głupoty i barbarzyństwa władz miasta jest wojna wypowiedziana torowi wyścigowemu na Służewcu. Tor wyścigowy na Służewcu powstał w 1938 roku jako dzieło czołowych polskich architektów. Był to wówczas najpiękniejszy tor w Europie. Do tej pory na światowych wydziałach architektury, na przykład w Sydney, omawia się plany i rozwiązania toru wyścigowego w Warszawie jako wzorcowe i godne podziwu. Tyle, że większość z tych urządzeń pod zarządem Totalizatora Sportowego dawno przestała działać . Tor wyścigowy powinien być w całości zaliczony do zabytków klasy zero. Wyścigi to nie tylko unikalna architektura. To setki lat tradycji i sztuki hodowlanej, to struktura organizacyjna i ludzie związani z torem. Proponowana przez miasto likwidacja toru roboczego oraz pomysł zbudowania na terenie tego toru hoteli, kasyna czy basenu jest równie absurdalny jak pomysł urządzenia w filharmonii baru mlecznego. Toru nie da się wycenić. Jak kościółka w Dębnie, jak stadniny w Janowie Podlaskim, jak fresków w grocie Lascaux. Sprzedanie terenu wyścigowego pod zabudowę, oznaczające praktycznie likwidację wyścigów, to barbarzyństwo porównywalne z pomysłem aby w grocie Lascaux urządzić przechowalnię serów, a kościół z Dębna sprzedać do Pensylwanii.
Będę powtarzać to przy każdej okazji. Wyścigi muszą być uratowane. Dla przyszłych pokoleń. Jak grota Lascaux. Jak kościółek w Dębnie. Jak ołtarz Wita Stwosza.
tekst drukowany w Warszawskiej Gazecie
______________________________________________________________________________________________________________
/Tor wyścigowy na Służewcu
Niestety żyjemy w czasach w których dla współczesnych decydentów przechowalnia serów to biznes wart więcej niż jakieś tam prehistoryczne (tzn. przestarzałe) graffiti. A kościółek w Dębnie rzeczywiście piękny jest … zawsze się tam zatrzymuję po drodze w Bieszczady. Życzę sukcesów w walce o zachowanie Służewca i pozdrawiam z Katowic – miasta w którym mieścił się kiedyś nowoczesny tzw. Dom Służewca czyli zbudowany w latach 30-tych XX w. modernistyczny pawilon w którym Ślązacy mogli obstawiać wyniki gonitw na warszawskim torze. Potem bar “Galop” a obecnie ruina …
Właśnie, i komu to przeszkadzało? Oczywiście, że obstawianie gonitw to hazard ale ściśle powiązany z emocjami sportowymi. Teraz Wyścigami nieudolnie zarządza Totalizator czyli został czysty hazard. A tak naprawdę chodzi o teren na Mokotowie na którym można zarobić. Jak powiedział architekt Borowski broniąc Wyścigów- Łazienki Królewskie też można przenieść gdzieś za Skierniewice i to świetny teren deweloperski.