W dniach 11-13 marca 2016 r. odbyła się w Bydgoszczy ważna masońska impreza: Konferencja Klubów Rotary International. Dlaczego właśnie w Bydgoszczy? Być może dlatego, że pionierem działalności rotariańskiej w Polsce po 1989 r. był – i jest nadal – psychiatra bydgoski dr Włodzisław Giziński, w latach 1992-3 wojewoda kujawsko-pomorski a także wieloletni radny Bydgoszczy z ramienia PO http://www.rotary.bydgoszcz.pl/bydgoski-klub-rotary/ Szarą eminencją ruchu rotariańskiego w Polsce jest też drugi bydgoszczanin, Józef Herold: wieloletni red. naczelny bydgoskiego oddziału „Gazety Wyborczej” i red. naczelny „Herolda Rotariańskiego” – jednego z pierwszych wcieleń obecnego organu prasowego rotarian, dwumiesięcznika „Rotarianin”.
Na koncercie otwierającym konferencję był obecny N., człowiek głębokiej wiary. Oto jego relacja.
Koncert odbył się – uwaga! – w piątek Wielkopostny o g. 19.30, w reprezentacyjnym bydgoskim kościele p.w. Świętej Trójcy. Złożyły się nań w większości, i zapewne „przez przypadek”, utwory kompozytorów masońskich m.in. Karłowicza, Haendla, Mendelssohna czy nieodłącznego w takich sytuacjach, Mozarta. Do tej imponującej świątyni – wzniesionej w czasach pruskich, ze składek ludności polskiej w Bydgoszczy – przybyły ze dwie setki rotarian płci obojga, mówiących różnymi językami, pachnących dobrymi wodami toaletowymi, z których zaledwie trzech przyklękło przed ołtarzem, zaś jeden się przeżegnał czymś w rodzaju węzełka, uczynionego zaciśniętą pięścią na wysokości fularu, w rozcięciu eleganckiego płaszcza.
Tabernakulum nie wyniesiono, a publiczność spacerowała między nawami jak w sali recepcyjnej i rozmowom towarzyskim, powitaniom nie było końca. Brakowało tylko lampki wina na powitanie. Józef Herold – gospodarz wieczoru – przemówił od pulpitu umieszczonego przed Tabernakulum, serdecznym „dobry wieczór”. Zaznaczył, że koncert odbywa się „ku czci naszej organizacji”. Następnie zachwycił się jakością tutejszych organów, jakoby „najlepszych w Bydgoszczy” i zapewnił, że muzyka wybrana na dzisiejszy wieczór prezentuje się najlepiej w kościele. Równie dobrze prezentowała się wykonawczyni wszystkich sześciu numerów wokalnych, Katarzyna Matuszak – absolwentka tutejszej Akademii Muzycznej, popularna w Bydgoszczy dzięki spektaklowi o filmowej seks-bombie Marlenie Dietrich, napisanemu dla niej przez Józefa Herolda. http://www.infobydgoszcz.pl/artykul,wiat_movie___niemcy,3722
Proboszcz parafii Świętej Trójcy, ks. Bronisław Kaczmarek, pełniący w diecezji bydgoskiej urząd wikariusza generalnego przy biskupie Janie Tyrawie, zapewne poinformował swego szefa o tych uroczystościach i otrzymał jego pozwolenie – trudno pomyśleć, aby mogło być inaczej. Jednak lawina telefonów od wzburzonych parafian, a także oficjalny protest wystosowany przez Stowarzyszenie Unum Principum do ks. Bronisława Kaczmarka, do Komisji Duszpasterstwa Konferencji Episkopatu Polski i do Sądu Biskupiego Diecezji Bydgoskiej (opublikowany w bydgoskim dodatku do „Gazety Wyborczej” pod szyderczym tytułem „Unum Principum grozi klątwą…”( http://bydgoszcz.wyborcza.pl/bydgoszcz/1,48722,19751327,unum-principium-grozi-klatwa-nie-wpuszczac-rotary-do-kosciola.html ) być może wywołały w wikariuszu generalnym wątpliwości, czy na pewno postąpił słusznie, bo na wszelki wypadek na ten wieczór ewakuował się do Gniezna. Za to zostawił na warcie swego wikarego, ks. Damiana Pawlikowskiego, który z dumną miną rozdawał przybyłym ulotki z wizerunkiem kościoła Świętej Trójcy – będącego dla paru pokoleń bydgoszczan symbolem trwania polskiej Macierzy na ziemiach okupowanych – tym razem z rotariańską zębatką, kulą ziemską opasaną tęczową flagą (!!!) i hasłem „Rotary Serving Humanity”.
Nawet nie przyszło mu do głowy, że to nie on jest gospodarzem tego miejsca, nawet nie dygnitarz diecezjalny ks. Bronisław Kaczmarek ani sam biskup Tyrawa, ale Jezus Chrystus. Zamknięty w Tabernakulum, na oczach tego targowiska ateizmu i pychy – jakby na szyderstwo w dzień Jego Męki – i żadnemu z Jego „rycerzy” nie zaświtało w głowie, aby przed rozpoczęciem tej szopki – której zapewne nie mogli odwołać – powiedzieć od pulpitu choćby to święte pozdrowienie: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. I że koncert zatytułowany „Musica sacra”, w którym ten i ów mógłby nawet dopatrzyć się intencji religijnej – jak choćby w Agnus Dei z Mszy Koronacyjnej Mozarta – nie odbywa się w Domu Bożym „ku czci” żadnej sekty, ale Świętych Patronów tej świątyni: Jezusa Chrystusa i pozostałych Osób Trójcy Świętej.
Niestety, nic takiego się nie stało. Kolejna świątynia rzymsko-katolicka została w Polsce sprofanowana. I to z premedytacją – nie, nie przez masonów, bo oni są jak skorpiony: mają jadowite żądła, więc atakują. Ten kościół sprofanowali ci, których Bóg powołał do obrony Swoich świątyń: Jego kapłani.
Módlmy się za ks. Damiana Pawlikowskiego, za wikariusza generalnego ks. Bronisława Kaczmarka, za ks. biskupa Jana Tyrawę i powierzoną mu Diecezję Bydgoską, aby „wrota piekielne nie przemogły jej”.
Pokutujący Łotr
POSTSCRIPTUM dla tych, którzy mieliby ochotę postawić zarzut, że „ruch rotariański nie ma nic wspólnego z masoństwem”:
„…wielu chrześcijan, w swojej niewiedzy czy naiwności dostało się pod wpływy masońskie, głównie za przyczyną organizacji paramasońskich, jak Lions’s Club czy Rotary Club. Ta ostatnia została określona przez Caillet’a mianem „łodzi podwodnej masonerii…” – pisze dr Teresa Tyszkiewicz w nr. 9-10/1999 pisma „Miłujcie się”. Według niej, są to „przedszkola masońskie, umożliwiające obserwację osób, które potem zaprosi się do loży…”. Przywołany przez nią dr Maurice Caillet to francuski eks-mason, który był przez 15 lat członkiem wysokiego stopnia loży Wielkiego Wschodu Francji. Nawrócił się na wiarę katolicką, gdy zrozumiał, że (cyt.): „nie sposób pogodzić wierności Chrystusowi i Jego nauce z przynależnością do loży masońskiej”.
Inny znany mason, polski marksista prof. Ludwik Hass – członek ekskluzywnej loży brytyjsko-amerykańskiej Universala Framasona Ligo (nosi ona nazwę w języku esperanto) i autor wielotomowej monografii dziejów masonerii w Europie Środkowo-Wschodniej od XVIII w. po czasy współczesne – czyli ktoś, komu trudno odmówić najwyższych kompetencji – wprost nazywa kluby rotariańskie „najmłodszą formacją wolnomularstwa w szerokim tego słowa znaczeniu” (L. Hass „Zasady w godzinie próby. Wolnomularstwo w Europe Śr.-Wsch. 1919-41, Wwa 1987, s. 46). W innym miejscu, indeksuje je jako „organizację parawolnomularską” (ibidem, s. 351). W tym świetle, usilne zabiegi rotarian, aby zdjąć z siebie odium przynależności do sekty wolnomularskiej, należy uznać za strategię wyprzedzającą, mającą uśpić podejrzliwość zwłaszcza środowisk związanych z Kościołem Katolickim. Niestety, wielu kapłanów jest ślepych na ten podstęp – mający na celu wniknięcie „swądu szatana” do środowisk katolickich niejako tylnymi drzwiami i rozkład ich od środka, przez pozyskiwanie jawnych sympatyków, jak wyżej wymienieni księża, a także rzesz ludzi „oswojonych” z tym tematem, którzy będą „uciszać” innych, dostrzegających zagrożenie i obezwładniać ich wyświechtanym epitetem „teoretyków spiskowych”.
Ludzie doskonale wiedzą kim są “kaczyści”, kim są “faszyści”, “antysemici”, ale kim są masoni -? Tutaj niestety kończy się ich wiedza (telewizyjna).
Media milczą na temat sekty masońskiej, bo może im nakazano, a poważni publicyści też, bo się boją epitetu „teoretyków spiskowych” – tej obelgi używa się zresztą wobec osób, które są zanadto inteligentne i dociekliwe. Ciekawe, że ten lęk jest bardzo duży w Polsce, a znikomy w np. w USA czy Wielkiej Brytanii. Tam pisze się o tych sprawach z o wiele większą otwartością. Wskazuje to, jak chwiejne intelektualnie i zaszczute przez funkcjonariuszy kontroli myśli, z Michnikiem i jego szczujnią z Czerskiej na czele, jest polskie społeczeństwo. Trudno nie dopatrzyć się w tym wszystkim jakiegoś scenariusza, napisanego gdzie indziej. Bo pewnie chodzi właśnie o to, abyśmy tak sobie powierzchownie dzielili świat na partie, partyjki, na zajadłych stronników żółtego sera i jeszcze zajadlejszych wrogów ciepłych bamboszy, aby ta jałowa corrida polityczna całkiem pożerała nasz czas i energię i abyśmy broń Boże nie schodzili głębiej. Tam, gdzie nawiązują się prawdziwe stronnictwa między ludźmi ze świecznika, mającymi realny wpływ na zdarzenia. Bo wtedy ukazałby się nam prawdziwy splot tej tkaniny, jakby doszedł jeszcze jeden wymiar.
//abyśmy broń Boże nie schodzili głębiej//
Raczej “broń diable” :) i właśnie w tych kłótniach i ślepocie mamy wejść głębiej – najlepiej do samego piekła!
W Radiu Maryja trochę więcej się wspomina o masonerii. W innych mediach albo cisza albo cieplutko – jak na przykład w “prawicowym” dzienniku Rzeczpospolitej, w któreym zapraszano na wystawę “Masoneria – pro publico bono” w Muzeum NARODOWYM (!) w Warszawie: http://www.mnw.art.pl/wystawy/masoneria-ipro-publico-bonoi,19.html. “Pro publico bono”? – Też mi coś! – jak dla mnie to już raczej “pro publico domo” :/
Masoneria aktualnie kontroluje proces rekrutacji tzw. polityków do agend NWO – Nowego (czytaj diabelskiego) “porządku światowego”. Migorr przed chwilą wkleił interesujący link. Myślę, że to mieści się w powyższym kontekście, dlatego postanowiłem wkleić. Nie weryfikowałem wszystkich informacji tam zawartych, ale warto znać mechanizm powiązań.
GRUPA WINDSOR – WAŻNIEJSZE EKSPOZYTURY RZĄDU ŚWIATOWEGO W POLSCE
Tutaj jest najwcześniejsze źródło publikacji, które udało mi się znaleźć
Zawarte w nim są: fakty, ich interpretacje oraz hipotezy. Do wszystkiego należy podejść z dystansem, lecz bez bagatelizowania lub bezmyślnego łyknięcia całości.
Też mi się flaki przewracały – dosłownie, proszę wybaczyć wyrażenie! – gdy na lewo i prawo obracano w gębach ten tytuł “Masoneria Pro Publico Bono”!!! Bo sekta masońska ma tyle wspólnego z dobrem publicznym, co dżuma. Oczywiście, publicznie uprawiają pic na wodę dla gawiedzi, w postaci “wspomagania staruszków” (gdy zarazem wspierają eutanazję) czy “wspomagania sierotek” (a zarazem wspierają pedalską karykaturę rodziny). Do produkcji tych szyldów służy im właśnie masońska “formuła light”, czyli Lions Kluby i Rotary. Oni robią masonom to “publico bono”, na które dają się nabrać naiwniacy, że nie powiem: głupcy.
Droga Limuzyno, dzięki za bezcenny link! Artykuł o Grupie Windsor i nie tylko ten, zjeżyłyby mi włos na głowie – gdybym od dawna nie podejrzewał większości z wymienionych panów, że pod garniturem noszą fartuszek. Cenne, że autor bardzo fachowo i przejrzyście zebrał “do kupy” to, o czym tylko stąd czy stamtąd się słyszało. Co więcej, analizuje też zapomniane już nieco wczesne lata 1990., gdy wykuwał się przecie sam stalowy trzon liberalnego młota, który miał ubić narodową i katolicką Polskę, a który do dziś dzierżą niektórzy z ówczesnych “bojowników Tajemnej Prawdy”, np. Michnik. Szczęśliwie, ich Rada Mędrców mocno się przerzedziła, np. o Mazowieckiego, Geremka, Bartoszewskiego, odpadły też na margines psychiki niezrównoważone, np. o.Zięba, Krzysztof Piesiewicz, Tomasz Wołek, na pewno jednak połów nowego narybku trwa w najlepsze, czego wyrazem choćby powyższy artykuł o imprezie w Bydgoszczy. Z dawnych lat pamiętam skromne czarno-białe, za to liczne plakaty rozlepiane na murach Warszawy w tamtych właśnie latach 1990., aby “ludzie inteligentni, niezależni, buntowniczy, niepospolici” zgłaszali się na zebrania sobie podobnych – tu podane miejsce i data – a podpisane były po prostu: A.M.O.R.C. (Ancient Mystical Order Rosae Crucis, czyli w skrócie po polsku: Zakon Różokrzyżowców).
Nie mam, co do tego najmniejszych wątpliwości. Trwa rutynowa rekrutacja na członków, a także wyznaczanie na różne stanowiska w światowej sieci mniej wtajemniczonych – młodych i ambitnych janczarów, którzy być może do końca pozostaną niewtajemniczeni, ale swoje zarobią i zrobią – to, co im kazano.
…teraz nam bezczeszczą Świątynie, następnie będą przerabiać na Sale inicjacji masońskich…co bardziej oporne zburzą…jeśli ta dobra część naszego Kościoła nie zidentyfikuje wewnętrznego wroga w KK, to marny nasz los…pozdrawiam
W Orędziach Anioła Stróża Polski jest mowa o tym okresie, który teraz przeżywamy. Jest to dla nas czas próby i oczyszczenia, a więc czas wielu dopustów Bożych, bo inaczej nie ujawni się wolna wola człowieka, który wybiera teraz albo Boga, albo przeciw Niemu. A sanhedrynowi spod znaku kielni tylko się wydaje, że są tacy silni: to jest łudzenie się szatana, że zwycięży Boga. Kosmaty może tylko tyle, na ile dozwoli mu Pan, jest przecież tylko jego stworzeniem, jak anioły, jak my wszyscy. Dlatego – nie traćmy wiary. I mówmy głośno o ich knowaniach i krętactwach – bez lęku i bez dreszczyku sensacji, ale ze spokojem i pogardą. Na nic innego nie zasługuje ta plugawa sekta. Plan Boży toczy się dalej.
“30 kwietnia na Placu Świętego Piotra w Rzymie odbędzie się specjalna jubileuszowa msza dla Rotarian celebrowana przez Jego Świątobliwość Papieża Franciszka. Dla członków RI, a także ich rodzin i przyjaciół zarezerwowanych jest 8000 miejsc” – ogłaszają na swojej stronie uroczyście Rotarianie. Jak na razie jest to jedyne źródło tej informacji, powielanej w różnych miejscach w internecie (kluby Rotary odtrąbiły to na całym świecie).
Źródło
“Rotary to organizacja apolityczna i świecka, łączy ludzi wszystkich zawodów, narodowości i przekonań”.
Według informacji z tego źródła: Papież Franciszek jest honorowym członkiem Klubu Rotariańskiego w Buenos Aires.
Zwracam uwagę, że jest członkiem honorowym, czyli “członkostwo” zostało mu nadane w formie wyróżnienia honorowego.
Kim są Rotarianie?
Pewna część członków nie ujawnia publicznie swoich przekonań- politycznych.
Jednym z wyjątków jest p. Mieczysław Maciążek, Przewodniczący Podkomitetu ds. zarządzania RC Warszawa City, który na fb polubił KOD. Jeżeli ktoś ma ochotę pokusić się o napisanie dobrego artykułu niezbędna jest kwerenda :-) inny z kolei szeregowy członek ma zadeklarowane przekonania prawicowe i patriotycznie- na fb. Nie piszę tego z żadną tezą, lecz staram się zerknąć jak to wygląda w rzeczywistości. Wiem, że jest duża różnica pomiędzy szeregowymi członkami, a wyżej postawionymi w hierarchii w tego typu organizacjach- różnica w świadomości celów deklarowanych i tych nieujawnianych.
Tu są znani Rotarianie, którymi się chwali RC, a wśród nich na str.2 Papież Franciszek
Nie pierwszy, ale obawiam się, że i nie ostatni raz, Papież Franciszek wprowadza zamieszanie swoją niejasną postawą wobec wielu naszych ludzkich, ziemskich spraw. A przecież Papieżowi, zwłaszcza po Janie Pawle II i Benedykcie XVI, stawiamy b. wysokie wymagania: powinien on dążyć do świętości i w tym sensie – do doskonałości. Jeśli wysiłek w tym kierunku nie jest wyraźny i przekonujący, zostaje to natychmiast zauważone i przykro przeżyte. Mamy coraz częściej takie bolesne doświadczenia za tego pontyfikatu, np. ja osobiście wprost kurczę się z obaw, widząc kolejny nagłówek, że papież Franciszek coś “powiedział w samolocie…”. Potem musi ukazywać się dementi jego rzecznika, że “co innego miał na myśli”, że papieską wypowiedź “przekłamano” itd. Za tego pontyfikatu – pełnego wypowiedzi rozsiewanych bez umiaru tu i tam, “w locie” w różnych przypadkowych wywiadach – zacząłem czynić coś, co było nie do pomyślenia za poprzednich papieży (- ich wypowiedzi były jasne, prosto sformułowane, bez marginesu dla pokrętnych spekulacji). Oto zdarza mi się tłumaczyć sobie na własny użytek, wersję danej wypowiedzi opublikowaną przez Osservatore Romano, aby stwierdzić, czy rzeczywiście doszło do przekłamania.
Jednak ta niejednoznaczność zdaje się obejmować nie tylko wypowiedzi, ale i zachowania papieskie. Jego afiliacji z Rotary klubem nie można nazwać inaczej, jak skandalem. Wszyscy wiedzą, czym jest Rotary – nie żadną organizacją dobroczynną, bo to jest tylko przykrywka. Dekretem z 11 stycznia 1951 r. papież Pius XII zakazał osobom duchownym w Kościele Rzymsko-Katolickim przynależności do Rotary i Lions Club – niestety, o tym dekrecie papież Bergoglio zdaje się nie pamiętać. Dziękuje przewodniczącemu Rotary Klubu w Buenos Aires oficjalnym pismem z 26 lipca 1999 r. zaopatrzonym w pieczęć arcybiskupią, za przyznane sobie honorowe członkostwo w Rotary; oto oryginał po hiszpańsku i angielski przekład http://thewildvoice.org/wp-content/uploads/2014/07/rotary.jpg
Wiemy, że papież jest nieomylny w sprawach wiary, ale w sprawach przyrodzonych podlega, jak każdy z nas, zranieniom grzechu pierworodnego. Myślę, że jako owce mamy prawo, a może i obowiązek, wołać do naszego pasterza: dokąd idziesz? dokąd nas prowadzisz?
Pozdrawiam serdecznie (i trochę smutno).