Jeszcze nie tak dawno deklarował, że nie da się ubrać w buty Leppera i Palikota, a jednak bezwiednie dał je sobie nałożyć, a stojący za nim ruch społeczny ochoczo przywdział kubrak Samoobrony. Na negatywne konsekwencje nie trzeba było długo czekać (rozłamy w Ruchu) i jeśli w polityce wizerunkowej Ruchu Kukiza nie nastąpią żadne zmiany, to tych konsekwencji będzie więcej i to nie tylko dla samego Ruchu.
Ruch pierwotnie przyjął nazwę Federacja Obywatelskich Ruchów – Polska. Nazwa dobrze oddawała jego sieciowy i federacyjny charakter, jednak od chwili zgłoszenia kandydatury Pawła Kukiza w wyborach prezydenckich, we wszystkich mediach nie mówiono o tym ruchu społecznym inaczej jak o Ruchu Kukiza. Jak wiemy, ulegając sugestiom medialnym, całkiem niedawno Ruch oficjalnie przyjął nazwę Ruch Kukiza, opierając całą swoją kampanię wyborczą na wizerunku lidera. Z pozoru wydaje się, że przyjęcie takiej strategii wizerunkowej jest logiczne i zgodne z zasadami marketingu (także politycznego). Dzięki mediom nazwa „Ruch Kukiza” stała się rozpoznawalną marką (w przeciwieństwie do FORP), zaś powiązanie „produktu” (programu politycznego) z wizerunkiem znanej i popularnej postaci (Paweł Kukiz), teoretycznie powinno zapewnić popularność „produktu”. Rzecz w tym, że taka strategia nie uwzględnia specyfiki sieciowego, tworzonego oddolnie ruchu społecznego, a zwłaszcza specyfiki elektoratu, o który Ruch Kukiza powinien zabiegać.
Pierwsza konsekwencja, o której już wspomniałem, czyli rozłam wewnątrz Ruchu, była łatwa do przewidzenia. Jeśli wśród równych pojawia się „równiejszy”, który zyskuje większe możliwości decyzyjne, bo jest bardziej od innych znany i popularny, to musieli też pojawić się tacy, którzy nie zaakceptują takiej zmiany formuły Ruchu, nawet jeśli ma charakter czysto wizerunkowy, oraz tacy, którzy także chcą być „równiejsi”. W tej sytuacji konflikty wewnętrzne i rozłamy były nieuchronne.
Jednak inne konsekwencje, po części już widoczne, będą o wiele poważniejsze.
Wizerunek
W istniejącym w Polsce systemie medialnym, zdominowanym przez wielkie, budowane na przywilejach (np. koncesje) i silnie powiązanych z rabunkowym systemem państwa monopole medialne, wizerunek polityka jest kreowany i zarządzany przez media, a on sam ma na niego znikomy wpływ, mimo że ta kreacja medialna ma niewiele wspólnego z rzeczywistością, o czym chyba nikogo nie muszę przekonywać. Jeśli takim politykiem jest na dodatek bardzo aktywny i widoczny publicznie lider partii, to jego wykreowany przez media wizerunek staje się wizerunkiem jego organizacji (partii), którym także zarządzają media.
Wystarczy popatrzeć na sytuację polityczną PiS i PO, by dostrzec jak wielkie ma to znaczenie. Wizerunek medialny PiS był determinowany przez kreowany latami przez reżimowe media negatywny wizerunek Kaczyńskiego i Macierewicza, co w dużej mierze było przyczyną kolejnych porażek PiS i to mimo katastrofalnych rządów PO. Jednak ostatnio, chowając obu polityków na czas kampanii wyborczych, a wysuwając na pierwszy plan sympatycznego i elokwentnego Andrzeja Dudę, oraz kompetentną i rzeczową Beatę Szydło, PiS odzyskał kontrolę nad swoim wizerunkiem, co z kolei przełożyło się na sukces w wyborach prezydenckich i rosnące notowania partii przed wyborami parlamentarnymi.
Z kolei wizerunek PO oparty był na wykreowanym przez reżimowe media pozytywnym wizerunku Tuska. Ten wizerunek lidera PO był chroniony nawet podczas odpalania kolejnych części afery taśmowej, dzięki czemu partia potrafiła ciągle zachować wysokie notowania. Wszystko się zmieniło po przejęciu sterów partii, a zarazem jej wizerunku przez Ewę Kopacz, bo zabrakło czasu by media zdążyły wykreować jej pozytywny wizerunek i utrwalić go w świadomości wyborców, chociaż trzeba przyznac, że starają się jak mogą.
Tym czasem Ruch Kukiza całkowicie oparł swój wizerunek na jednej osobie, nie mając możliwości choćby częściowej neutralizacji manipulacji medialnych, jaką mają partie polityczne dzięki stałej obecności swoich przedstawicieli w mediach. Tym sposobem, Ruch dobrowolnie pozbawił się kontroli nad swoim wizerunkiem.
Elektorat
Pisałem już o tym wielokrotnie, ale okoliczności skłaniają mnie by powtórzyć to jeszcze raz: potencjalny elektorat to nie tylko grupa frekwencyjna (regularnie głosujący w wyborach, zwłaszcza parlamentarnych), licząca około 50 % uprawnionych do głosowania, ale także ukryty w grupie absencyjnej elktorat antypartyjny i antysystemowy. Ja szacuję ten elektorat na mniej niż 20 % uprawnionych do głosowania, ale spotkałem się z prognozą wyborczą, która przewidywała frekwencję w wyborach parlamentarnych sięgającą aż 74 %, z czego by wynikało, że ten elektorat może liczyć nawet około 25 % uprawnionych do głosowania. To olbrzymia siła, która może radykalnie zmienić sytuację polityczną w Polsce i stworzyć większość parlamentarną umożliwiającą zmianę konstytucji. Jednak jest to możliwe tylko wtedy, gdy komuś uda się aktywizować ten elektorat, a w tej chwili taką możliwość ma tylko Ruch Kukiza, który na razie robi wszystko, by ten elektorat do siebie zniechęcić, co zresztą już widać po malejących notowaniach Ruchu.
W mediach prawie wyłącznie Kukiz, na stronie internetowej Ruchu wyłącznie Kukiz, na profilu Ruchu na facebooku wyłącznie Kukiz. Gdzie w tym przekazie widać oddolny, sieciowy ruch społeczny, który gwarantuje antypartyjnemu elektoratowi radykalną zmianę jakości w polskiej polityce i zmianę systemu państwa? W tej sytuacji nie jest istotne, jaki jest stan faktyczny, lecz jaki obraz dociera do potencjalnych wyborców, a w tej chwili obraz Pawła Kukiza, JEGO Ruchu, oraz JEGO deklaracji i obitnic niczym się zasadniczo nie różni od obrazu Leppera i JEGO Samoobrony wraz z JEGO deklaracjami i obietnicami, czy Palikota z JEGO Ruchem, deklaracjami i obietnicami. Deklaracje i obietnice też dla tego elektoratu nie są tak istotne, bo przecież wszystkie partie przed wyborami przedstawiają takie programy i składają takie obietnice, że aż serce rośnie. To stały element gry wyborczej, któremu ten elektorat nie ufa. W ten sposób nie da się pozyskać tego elektoratu.
By nie być gołosłownym, odwołam się do doświadczenia , jakie niesie historia referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz z urzędu prezydenta Warszawy. Fatalne rządy HGW, które były (i są nadal) źródłem wielu udręk dla mieszkańców Warszawy, dawały w ręce wnioskodawców wszelkie atuty, by referendum zakończyło się powodzeniem. Jeśli pamiętacie, PO postawiło na na niską frekwencję, dzięki której wyniki referendum nie byłyby wiążące i przy silnym wsparciu reżimowych mediów, namawiała warszawiaków, by nie uczestniczyli w tym referendum. Zagranie było dość ryzykowne, bo próg frekwencyjny, gwarantuący ważność tego referendum, był o wiele niższy niż w referendach ogólnopolskich. Jednak ten manewr okazał się skuteczny, ponieważ główni adwersarze HGW, czyli Warszawska Wspólnota Samorządowa i PiS, popełnili dokładnie ten sam błąd, który w tej chwili popełnia Ruch Kukiza. Oba środowiska oparły swoją kampanię referendalną na wizerunkach swoich liderów – WWS postawił na Guziała, a PiS na prof. Glińskiego. Skutek był taki, że w referendum wzięli udział głównie zwolennicy PiS i chociaż przytłaczająca większość głosowała za odwołaniem HGW, to frekwencja okazała się zbyt mała, by wynik był wiążący.
Jeśli Ruch Kukiza nie zmieni sposobu prowadzenia kampanii wyborczej i swojej polityki wizerunkowej, to najprawdopodobniej nie przyciągnie antypartyjnego elektoratu z grupy absencyjnej i pozostanie mu rywalizacja z partiami politycznymi o względy grupy frekwencyjnej (antypartyjny elektorat, ukryty w grupie absencyjnej, jest dla partii politycznych niedostępny). W tej sytuacji warto się przyjrzeć strukturze grupy frekwencyjnej.
Składa się na nią twardy elektorat prosystemowy, który, wbrew temu jak jest przedstawiany, nie jest elektoratem partyjnym, lecz zawsze głosuje na partię, która w tym momencie jawi się jako najlepsza obrończyni rabunkowego systemu państwa, lub z którą jest powiązany rodzinnie, towarzysko lub biznesowo. Choć to w tym kontekście jest akurat mało istotne, to dla porządku wspomnę, że ten elektorat pospołu tworzą ludzie, którzy wiążą swój status społeczny i materialny z tym systemem (w tym także lewacy, których liczebność jest odwrotnie proporcjonalna do ich obecności w mediach reżimowych), oraz „lemingi”, które bezmyślnie podążają za wskazaniami reżimowych mediów, głosując na swoją szkodę.
Kolejną grupą jest elektorat prawicowy, który jest w tej chwili już właściwie jedynie elektoratem PiS-owskim. Jest grupa wyborców, która uporczywie w każdych wyborach głosuje na ugrupowania, które nie przekraczają progu wyborczego (np. zwolennicy JKM). Jest wreszcie grupa wyborców, którą ja nazywam elektoratem pływającym, bo przepływa między partiami. To właśnie ta grupa czyni różnicę w wyborach na korzyść którejś partii i wyłącznie u niej będzie mógł szukać poparcia Ruch Kukiza, jeśli w porę nie zmieni swojej polityki wizerunkowej i sposobu prowadzenia kampanii wyborczej. Będzie to też miało dwie bardzo poważne konsekwencje i to nie tylko dla Ruchu Kukiza.
1) Nadzieje na to, że nastąpi tu proste przeniesienie tych 20 % poparcia dla Kukiza w wyborach prezydenckich, na poparcie dla Ruchu Kukiza w wyborach parlamentarnych, jest całkowitym nieporozumieniem. O poparcie elektoratu pływającego będzie musiał Ruch Kukiza rywalizować z PiS-em, koalicją postkomunistów z lewakami (Zjednoczona Lewica), oraz organizacją Petru i Balcerowicz, która imituje reformatorski, a nawet antysystemowy ruch społeczny, i która jest lansowana w reżimowych mediach. Zważywszy na to, że najprawdopodobniej lwią część tego elektoratu zagarnie PiS, nie tylko można między bajki włożyć to dwudziestoprocentowe poparcie dla Ruchu Kukiza, ale może się nawet okazać, że będzie on miał kłopoty z przekroczeniem progu wyborczego. W tej sytuacji ,zwolennicy PiS, dla których najważniejszy jest interes popieranej przez nich partii, mogą już studzić szampany. Jednak u tych, którzy oczekują radykalnych, trwałych zmian systemu państwa, do których niezbędna będzie zmiana konstytucji, ta systuacja powinna budzić najwyższy niepokój.
2) Odkąd obowiązuje w Polsce obecna konstytucja i ordynacja wyborcza, przy takiej strukturze grupy frekwencyjnej, jak to wyżej opisałem, żadnej partii nie udało się samodzielnie ani wraz z koalicjantami uzyskać w sejmie większości dającej możliwość zmiany konstytucji. Takiej większości nie miała nawet koalicja SLD – PSL po miażdżącej wygranej postkomunistów w 2001-ym roku i nie ma żadnych podstaw by przypuszczać, że taka większość pojawi się w sejmie po najbliższych wyborach parlamentarnych, jeśli frekwencja pozostanie jak zwykle na poziomie zbliżonym do 50 %, lub będzie niższa, a na to się obecnie zanosi. Reformy przeprowadzane przez zwycięską koalicję (najprawdopodobniej z PiS-em na czele), najpierw będą sabotowane przez administrację państwową, zwłaszcza, że odchodząca ekipa zostawiła w niej wiele trudno usuwalnych (kosztowne odprawy) „kukułczych jaj”, a później będą łatwo cofane i likwidowane przez następców, tak jak to robiła PO po 2007-ym roku.
Bez aktywizacji antypartyjnego elektoratu, ukrytego w grupie absencyjnej, i wyraźnego zwiększenia frekwencji wyborczej, trwałe i głębokie zmiany systemu państwa nie będą możliwe.
Jak wydostać się z pułapki?
Jeśli Ruch Kukiza chce stworzyć warunki do zmiany konstytucji, musi pozyskać i aktywizować antypartyjny elektorat z grupy absencyjnej. Jest to bardzo specyficzny elektorat, niewrażliwy na standardowy marketing polityczny, stosowany przez partie i polityków. Nie ma więc żadnych racjonalnych podstaw by przypuszczać, że zamiana nazwisk i haseł w tych schematach w jakikolwiek sposób wpłynie na zmianę postawy tego elektoratu.
Rozumiem, że odejście od sprawdzonych schematów wymaga odwagi, a wypracowanie w krótkim czasie (czasu zostało naprawdę niewiele) skutecznej, niestandardowej, dopasowanej do profilu grupy docelowej polityki wizerunkowej, na której można oprzeć kampanię wyborczą, wymaga dużo wyobraźni i kreatywności, jednak jest to niezbędne, jeśli działaczom Ruchu faktycznie zależy na zmianie systemu państwa, a nie tylko na wprowadzeniu kilkunastu lub kilkudziesięciu swoich przedstawicieli do sejmu.
Jest już za późno by ponownie zmieniać nazwę Ruchu, ale jestem przekonany, że nawet bez zmiany nazwy nadal można się uwolnić od wizerunku wodza (watażki) ze swoją świtą, który jest odpychający dla tego elektoratu, bez względu na to, kto jest tym wodzem (watażką) i jaką ma ofertę programową.
Sugeruję by oprzeć kampanię wyborczą Ruchu głównie na internecie i przestrzeni publicznej, dbając o to, by przekaz docierający do wyborców nie był wyłącznie głosem Pawła Kukiza, lecz jednobrzmiącym wielogłosem organizacji współtworzących Ruch Kukiza. Prowadząc swoje działania w ramach kampanii wyborczej, organizacje powinny występować równocześnie pod dwoma szyldami: swoim własnym i Ruchu Kukiza. W ten sposób do wyborców będzie docierał powtarzalny obraz budowanego oddolnie ruchu społecznego, którego podmiotem jest społeczeństwo obywatelskie, a nie jakiś wódz ze swoją świtą. Tylko w ten sposób można przekonać ten antypartyjny elektorat, że Ruch wnosi do polityki całkiem nową jakość, gwarantującą podmiotowość także wyborcom.
Trzeba też zadbać, by ten jednobrzmiący wielogłos był widoczny także w mediach ogólnopolskich – trzeba narzucić im własną konwencję wizerunkową. W tym musi pomóc sam Paweł Kukiz, nieco się wycofując i dając dostęp do mediów innym działaczom Ruchu, którzy tam także powinni występować równocześnie pod szyldem swojej organizacji i Ruchu Kukiza.
By możliwy był taki jednobrzmiący wielogłos, konieczne jest usprawnienie komunikacji wewnętrznej Ruchu. Jako knał komunikacji wewnętrznej i zewnętrznej można wykorzystać już istniejącą stronę internetową Ruchu Kukiza, która chociaż dobrze pozycjonowana, jest obecnie zupełnie martwa i skutecznie zniechęca zaglądających tam internautów do kolejnych odwiedzin. Wystarczy poszerzyć jej funkcjonalność o narzędzia komunikacji (forum, czat, telekonferencja) i otworzyć ją na organizacje sfederowana w Ruchu Kukiza, by wypełniały ją informacjami o swojej bieżącej działalności w ramach kampanii wyborczej. Myślę, że w miarę sprawny programista jest w stanie takie przeróbki wykonać w ciągu 1-2 dni.
Jeszcze można wprowadzić te lub podobne zmiany do kampanii wyborczej Ruchu i skutecznie powalczyć o wyższą frekwencję i zbudowanie większości umożliwiającej zmianę konstytucji, ale czasu na to zostało naprawdę niewiele.
__________________________________________________________________________________
Grafika w ikonie wpisu: kadr z programu TVN
Ja muszę stwierdzić, że wydarzenia związane z Kukizem są jakimś dziwacznym fenomenem socjologicznym.
Bo otóż. W pierwszych sondażach po wyborach prezydenckich Ruch Kukiza wyprzedzał nawet minimalnie PiS oraz PO, co by wskazywało na to, że idzie po wygraną. Był na fali, miał świetny PR w mediach, jawił się jako a trzecia, nowa siła, która wszystko zmieni.
Minęły dwa miesiące i ten sam Kukiz zamiast iść po wygraną w wyborach… zbliża się niebezpiecznie do poziomu progu wyborczego i wydaje się, że może nawet nie wejść do sejmu.
To by wskazywało na to, że polscy wyborcy badani przez sondażownie są niespotykanie rozdygotani politycznie, bo takie wahania poparcia nie są czymś normalnym.
Ale ja bym stawiał jednak na to, że “Kukiz zrobił swoje, Kukiz może odejść”. Tak samo, jak sztucznie go napompowano w sondażach, tak teraz gra się sondażami, by do Kukiza wyborców zniechęcić. Podczas gdy realne poparcie dla niego może i nawet sięga tych 20% z wyborów prezydenckich.
Dlaczego system zaczął grać przeciwko Kukizowi? Jestem pewien, że od czasu, gdy Kukiz zaczął się uwalniać spod kontroli i zaczął zapraszać narodowców i prawicowców na swoje listy (Kowalski, Bosak, Wilk, Dziambor, Morawiecki). Od tego czasu stał się niebezpieczny dla lewactwa, które się pod niego podczepiło, ale od niedawna robi mu negatywny PR. No i sondaże jako narzędzie do wpływania na umysły Polaków właśnie są teraz używane jako broń do destrukcji niedawnego pupilka mediów, który w mniemaniu służb za bardzo związał się z niebezpiecznymi “faszystami”.
a propos Kukiza
Grzegorz Braun:
Źródło
http://wolna-polska.pl/wiadomosci/zacznijcie-sie-smiac-z-antysystemowego-kukiza-bo-za-chwile-bedziecie-plakac-2015-06
Kukiz nie dość, że porozbijał własne środowisko, teraz może jeszcze doprowadzić do rozłamu w RN. To koniec “antysystemu”, który okazał się parodią: