Opublikowane ostatnio przez „Wprost” nagrania były już komentowane, analizowane i interpretowane na wszystkie możliwe sposoby. Tak może się wydawać, ale czy na pewno na wszystkie?
Jest zupełnie oczywiste, że odpalając tą bombę podsłuchową, ktoś realizuje jakieś cele. W pełni zasadne jest też poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, kto i dlaczego to zrobił? Jednak w żadnej czytanej lub słuchanej przeze mnie analizie nie znalazłem sensownej odpowiedzi na pytanie, dlaczego zdjęto parasol ochronny z PO i ekipy rządzącej? Od początku istnienia III RP jest regułą, że wszystkie wielkie afery są badane i opisywane tylko do pewnego poziomu, a do odpowiedzialności karnej są pociągani tylko podrzędni wykonawcy. Dalej zawsze rozciągała się strefa mroku z liderami politycznymi, bez których te afery nie byłyby możliwe i grupami interesów, które z tych afer czerpały korzyści (pieniądze tracone w ten sposób przez państwo i naród, nigdy nie wracały do właścicieli). Ludzie, którzy próbowali zagłębiać się w ową strefę mroku, byli odsuwani od śledztwa, zasypywani fałszywymi oskarżeniami (vide przypadek Mariusza Kamińskiego), lub tracili życie w bardzo podejrzanych okolicznościach. Mimo to kilka razy mrok został na chwilę rozświetlony ukazując, jak bardzo procesy decyzyjne w państwie mijają się z ramami konstytucyjnymi i jaka jest rzeczywista hierarchia władzy (np. afera Rywina, afera orlenowska, poboczne wątki afery gruntowej, afera hazardowa).
Czy wyobrażacie sobie tego typu publikacje, jak ta „Wprost,” w 2010 lub 2011-ym roku? Wtedy wszystkie media reżimowe, jak i te, pozorujące niezależność, zgodnie zamiatały wszelkie afery i skandale związane z PO i rządem pod dywan, lub starały się je przykryć różnymi „wrzutkami”. Teraz nastąpiła wyraźna zmiana i nie mam tu na myśli tylko tego skandalu, ale także rewelacje Piskorskiego dotyczące finansowania KLD przez Niemców, aferę informatyczną, czy krytykę niektórych ministrów, skutkującą personalnymi zmianami w rządzie. Na marginesie warto zauważyć, że rozświetlane są tylko obrzeża strefy mroku (sami politycy, ale już nie grupy interesów, które za nimi stoją), i że wyraźnie oszczędzany jest sam Tusk, chociaż jest to sztuka godna najlepszych iluzjonistów, skoro finansowanie KLD i polityczny deal z Belką nie były możliwe z pominięciem Tuska jako szefa KLD i premiera. Ale do tego wrócę później, a na razie pozostanę przy kwestii częściowego zdjęcia parasola ochronnego z PO i rządu (rozgrywanie przy tej okazji różnych szemranych interesów poprzez odpalanie bomb typu afera nagraniowa, to zupełnie inna sprawa).
Uważam, że aby zrozumieć ten fenomen, należy popatrzeć na całą sprawę w o wiele szerszym kontekście, niż czynią to komentatorzy i publicyści opozycyjnych mediów, którzy postrzegają życie polityczne wyłącznie jako grę między partiami politycznymi i potężnymi grupami interesu, a społeczeństwo jako malejące lub rosnące słupki poparcia dla tych partii. Kilka miesięcy temu, w nawiązaniu do przegranego przez opozycję referendum warszawskiego, opisałem tę zawężoną optykę i jej konsekwencje w tekście „Strategia porażki, czyli nie tylko o warszawskim referendum” (http://www.blogpress.pl/node/17795 ). Ja proponuję zupełnie inną perspektywę.
Bez względu na to, jaką grę toczą między sobą wewnętrzne i zewnętrzne pasożytnicze grupy interesów, oraz w jakim celu któraś z nich odpaliła bombę nagraniową, wszystkie są zainteresowane eksploatacją wszelkich zasobów naszego kraju, a ta zawsze wymaga nadzoru i zarządzania. Dlatego trudno sobie wyobrazić, by któraś z tych grup dążyła do likwidacji sytemu zarządzania w Polsce, natomiast zupełnie oczywiste wydaje się dążenie do przejęcia, lub zwiększenia kontroli nad pozyskiwaniem i transferem korzyści płynących z tej eksploatacji (to właśnie jest możliwe pole konfliktu między tymi grupami). Wszystkie te grupy są też zainteresowane tym, by żywy inwentarz (naród) w żadnym razie nie przejął kontroli nad własnymi zasobami.
Tym czasem w Polsce rośnie bezrobocie, poszerza się sfera ubóstwa i wykluczenia społecznego, którą prof. Piotr Gliński na kongresie Polska Wielki Projekt oszacował na około 25% społeczeństwa (jeśli dobrze pamiętam), rosną koszta utrzymania, gwałtownie rozrasta się biurokracja, zadłużenie państwa i społeczeństwa, oraz liczba barier dla rozwoju przedsiębiorczości. Krótko mówiąc, w ostatnich latach (zwłaszcza w tym roku) gwałtownie pogorszyła się sytuacja bytowa dużej części społeczeństwa, a wraz z tym rosną nastroje protestu, których nie są już w stanie wyhamować opowiastki o zielonej wyspie, skoku cywilizacyjnym i rozwoju. Do tego wydarzył się bardzo niebezpieczny dla imitujących demokrację systemów oligarchicznych (taki mamy w Polsce) precedens, czyli bunt społeczny na Ukrainie, a wszystko to dzieje się w gorącym okresie wyborczym. W takiej sytuacji stabilizacja systemu eksploatacji wymaga nadzwyczajnych działań zapobiegawczych. Putin, by zażegnać niebezpieczeństwo rewolty w Rosji, wybrał ucieczkę do przodu, jaką było zajęcie Krymu i agresja wobec Ukrainy.
Nasi władcy sięgają przede wszystkim po wielokrotnie sprawdzoną metodę kreowania „całkiem nowych partii”, które dając złudną nadzieję na pozytywne zmiany, przyciągają do siebie były elektorat rządzącej partii. Zasada tworzenia takich „całkiem nowych partii” jest bardzo prosta: zmieniają się szyldy partyjne, zmieniają się konfiguracje personalne, a na liderów awansują politycy z drugiego lub trzeciego szeregu, ale pozostają ci sami ludzie, oraz ich powiązania i zależności. Jednak te partie wymagają uwiarygodnienia w oczach wyborców. Takiego uwiarygodnienia potrzebują też reżimowe media imitujące niezależność, a wobec radykalizacji postaw społecznych, musi być to ostra i radykalna argumentacja. Jak sądzę, właśnie dlatego został zdjęty z PO parasol ochronny, by można było budować wiarygodność tych środowisk kosztem zasobów wizerunkowych partii rządzącej (należy się spodziewać odpalania kolejnych bomb).
Jednak, jak wspomniałem wcześniej, sam Tusk jest wyraźnie oszczędzany. Mam na ten temat swoją hipotezę. Projekt pod nazwą PO już w dużym stopniu się zużył i zużyła się propaganda sukcesu, na której w znacznej mierze był ten projekt oparty. Jednak ta partia nadal zachowała poważny potencjał wyborczy, który oparty jest na retoryce antypisowskiej, a PO to Tusk, o co zadbał metodycznie eliminując kolejnych potencjalnych konkurentów do władzy w partii (Płażyński, Olechowski, Piskorski, Rokita, Gilowska, Schetyna). Chociaż rywalizacja partyjna jest rzeczywistą walką o władzę między grupami interesu stojącymi za partiami, to sprawą nadrzędną dla wszystkich tych grup jest to, by bezwzględną większość w sejmie miały partie gwarantujące utrzymanie istniejącego w Polsce systemu kastowo-kolonialnego. Przy tym nie ma większego znaczenia, czy tą większość będzie zapewniała jedna, czy wiele partii. Dlatego, dopóki jakaś partia nie przejmie skutecznie antypisowskiej retoryki (inne partie też się nią posługują) i reagującego na nią elektoratu, zużywanie wizerunku PO będzie ograniczane do niezbędnych rozmiarów, Tusk będzie oszczędzany, a jego partia się nie rozpadnie.
Puszczenie w ruch korowodu politycznych i medialnych przebierańców, którzy będą mamić Polaków iluzorycznymi wizjami zmian, nie jest jedynym działaniem naszych władców w celu ochrony i stabilizacji systemu. W przeciwieństwie do opozycyjnych mediów, nasi władcy bardzo uważnie przyglądają się temu co się dzieje w społeczeństwie, monitorują nastroje i aktywność społeczeństwa, oraz prowadzą działania prewencyjne i to już od kilku lat. Stopniowo wprowadzane są regulacje prawne, z jednej strony ograniczające prawa obywatelskie, a z drugiej zwiększające możliwości władzy w inwigilowaniu społeczeństwa i stosowaniu przemocy w przypadku rewolty społecznej. Śmiem jednak twierdzić, że chociaż możliwości użycia siły przez władzę nie można całkiem wykluczyć, to jednak jest to absolutna ostateczność. Dlatego nasi władcy koncentrują się na innych działaniach prewencyjnych, które mają neutralizować niebezpieczną dla systemu społeczną energię protestu. Starają się kanalizować tą energię na walkę z podrzędnymi urzędnikami, których zawsze można wymienić, bez żadnej szkody dla systemu. Temu właśnie służą programy interwencyjne, których tak wiele pojawiło się w ostatnich latach we wszystkich reżimowych telewizjach i taki też jest cel wspierania organizacyjnego, finansowego i medialnego przez naszych władców niektórych organizacji i ruchów społecznych, których aktywność pasuje do wyżej wzmiankowanego profilu, przy równoczesnej blokadzie medialnej dla wszelkich inicjatyw społecznych, potencjalnie niebezpiecznych dla systemu. Pisałem o tym już kilka lat temu: http://marcowe.neon24.pl/post/58480,wentyl-bezpieczenstwa , http://marcowe.neon24.pl/post/65526,niepokonani-czy-wkreceni .
Kreowani są fałszywi dysydenci (kolejni przebierańcy), którzy w przyszłości mogą stać się liderami ruchów protestu społecznego i kierować ich aktywność w bezpieczne dla systemu obszary. Oni także uwiarygodniają się korzystając z ze stopniowego zdejmowania parasola ochronnego z partii Tuska. Spektakularnym przykładem takiego „dysydenta” jest Balcerowicz, który ostatnio nawet wziął udział w drugim kongresie „Niepokonanych” jako jeden z głównych mówców. Zważywszy na to, jest on jednym z współtwórców systemu III RP i jego beneficjentów, byłoby to nawet dość zabawne, gdyby nie to, że jest tak niebezpieczne.
Jest jeszcze jedna metoda neutralizowania ruchów protestu, skutecznie stosowana od początku III RP, a polegająca na wciąganiu liderów takich ruchów w krąg korzyści i przywilejów związanych z władzą (np. Solidarność w roku 1989, Solidarność w czasach AWS i Samoobrona). Tak forma swoistej korupcji liderów jest możliwa tylko w odniesieniu do organizacji mających strukturę hierarchiczną (kontrola centrów decyzyjnych daje kontrolę nad całą strukturą). Ta metoda jest jednak nieskuteczna w przypadku struktur sieciowych, których jestem gorącym orędownikiem.
Tego wszystkiego uniesposób jest dostrzec i zrozumieć, gdy społeczeństwo postrzega się tylko jako słupki poparcia wyborczego.
Szeroką ławą ruszył korowód różnej maści kuglarzy i przebierańców i będzie mu towarzyszył szum informacyjny, który dodatkowo będzie nam utrudniał ich rozpoznanie. Niestety, piszę to z prawdziwą przykrością, media opozycyjne raczej nam nie pomogą w rozpoznaniu tych przebierańców, zwłaszcza tych, którzy są ulokowani w sferze pozapartyjnej, bo nimi się na ogół nie interesują (chyba, że chodzi o Owsiaka), ale i z rozpoznaniem przebierańców politycznych mają czasem problemy. Możemy więc liczyć tylko na samych siebie. Jeśli jednak nie zachowamy czujności i nie nauczymy się samodzielnie rozpoznawać tych wszystkich politycznych, medialnych i społecznych przebierańców, to możemy się pewnego dnia obudzić z pięknego snu o naprawie Rzeczypospolitej, z ręką zanurzoną jeszcze głębiej w nocniku niż obecnie.
Świetna diagnoza. Daję na FB.
Dziękuję.
Nie wiem czy dobrze odczytuję, ale czuję aluzję do do lidera Nowej Prawicy, który de facto ma świetne kontakty z postkomunistami, takimi jak Urban.
Sądzę, że dla lichwiarskiej międzynarodówki byłby idealnym kandydatem na przyszłego premiera Polski, jako głosiciel haseł typu “kapitał nie ma narodowości” i podobnych.
Można by wtedy było zedrzeć Polaków ze skóry i majątku jeszcze bardziej.
Moim zdaniem Korwin-Mikke został świadomie napompowany w reżimowych mediach, by zostać wentylem bezpieczeństwa systemu, kanalizującym niezadowolenie młodych.
Mnie także trochę dezorientuje szum informacyjny, dlatego czasem miewam kłopoty z odróżnieniem przebierańców od autentyków, ale intensywna promocja jakiejś osoby, organizacji, albo wydarzenia w mediach reżimowych, zawsze budzi moją podejrzliwość.
Tak samo widzę sprawę obecnych taśm i moralne wzmożenie, takich “autorytetów”, jak Monika Olejnik. Nie wierzę w czystość intencji tych osób.
Odnoszę wrażenie, że Tusk dla oligarchów stał się zbyt samodzielny albo nie jest w stanie spełnić ich wszystkich zachcianek. Stąd, trzeba go zastąpić, jakimś Tuskiem w wersji 2.0 (jest na to cały rok, stąd taśmy ujawniono dopiero po wyborach do europarlamentu). Nie zdziwię się, jak za chwilę PO stanie się “partią tą samą, ale już nie tą samą” pod przywództwem Grzegorza Schetyny i Bronisława Komorowskiego.
Nie wykluczam takiej możliwości, ale przyznam szczerze, że się nad nawet nie zastanawiałem, bo uważam rozgrywki personalne w koncesjonowanych partiach, za rzecz mało istotną. To takie przestawianie wymienialnych kukiełek na scenie politycznej, które niczego w istocie nie zmienia.