Trzeba sobie wreszcie otwarcie powiedzieć, że nie ma możliwości bezkonfliktowej koegzystencji pomiędzy świadomymi chrześcijanami, a ateistami i wyznawcami wywiedzionych z ateizmu ideologii tworzenia „nowego, doskonałego” człowieka, bez względu na to, czy będzie to komunizm, nazizm, gender, czy jakiś inny „izm”. Nie ma też możliwości stworzenia kompromisowego systemu prawnego, który mogłyby zaakceptować obie strony, bo obydwie odwołują się do zupełnie różnych systemów wartości i zupełnie inaczej rozumieją naturę człowieka, jego właściwości i podmiotowość. Ateistyczni „postępowcy” będą więc nadal uważać, że na przeszkodzie urzeczywistnienia ich „świetlanych” wizji ideologicznych stoi ciemnota i zacofanie chrześcijan, a zwłaszcza katolików, zaś my, chrześcijanie będziemy uważali, że są to ideologie irracjonalne, antyludzkie i zbrodnicze, którym trzeba się stanowczo przeciwstawiać. Żadna ze stron tego sporu nie jest i nigdy nie będzie w stanie przekonać drugiej strony do swoich racji, zwłaszcza, że każda z nich zupełnie inaczej rozumie podstawowe pojęcia, takie jak wolność, prawda, dobro, prawa człowieka, tolerancja, rodzina, płeć, nauka i inne. Tą niespójność semantyczną dodatkowo pogłębia fakt, że lewacy zmieniają rozumienie tych pojęć wraz ze zmianą ideologicznej wizji „nowego, doskonałego” człowieka, którą starają się wcielić w życie. Niezależnie od tego, kto ma rację, ateistyczni „postępowcy” są ciężarem dla chrześcijan, a chrześcijanie są i zawsze będą nieznośnym ciężarem dla ateistycznych „postępowców” i nigdy nie będziemy w stanie przekonać się wzajemnie do swoich racji, ani wypracować jakiegoś kompromisu.
W tej sytuacji, krwawy konflikt wydaje się nieuchronny. Lewacy będą starali się narzucić ludziom swoje wizje ideologiczne za pomocą indoktrynacji, propagandy, działań socjotechnicznych, oraz przemocy psychicznej (szyderstwa, obelgi i różne formy cenzury) i fizycznej, której charakter (od rozbijania spotkań inaczej myślących, jak ostatnio w Poznaniu, przez pobicia, aż po krwawy terror i fizyczną eliminację „wrogich elementów’) będzie zależny od ich aktualnych możliwości i poczucia bezkarności. Z drugiej zaś strony, chrześcijanie będą się starali powstrzymać lewackie ideologie pokojowymi metodami (do tego zobowiązują nas nasze normy moralne), dopóki nie będą zmuszeni bronić swojego życia przed agresją „postępowców”. Nie spekuluję na ten temat, bo od czasów Oświecenia ten sam scenariusz, z udziałem tych samych aktorów, regularnie powtarza się w różnych miejscach na świecie.
No właśnie, czy jest to nieuchronne? Czy istnieje inna możliwość rozwiązania tego problemu? A gdyby tak na terenie naszego kraju wydzielić zamknięty obszar , na który przesiedleni zostaliby wszyscy zwolennicy lewackich ideologii, negujący i odrzucający ograniczenia, jakie postępowi i ludzkiej wolności nakłada prawo naturalne, natura i podmiotowość człowieka, oraz wynikające z tego prawo moralne, zapisane także w dekalogu. W ten sposób, w ramach jednego państwa, powstałyby dwa, rządzące się własnymi prawami opartymi na własnych zasadach, obszary autonomiczne: ateistyczno-lewacki „Jasnogród” i nasz, chrześcijański „Ciemnogród”. Rozmiary terytorium „Jasnogrodu” byłyby zależne od zasiedlającej go populacji i byłyby zgodne z średnim zaludnieniem na terenie całego kraju, co znaczy, że zmieniałyby się wraz ze zmianą zaludnienia. W „Jasnogrodzie” byłby przynajmniej jeden ośrodek miejski (miasto jest naturalnym lęgowiskiem lewactwa) i infrastruktura (szkoły, szpitale, transport, węzły energetyczne itd.) jak w innych częściach kraju, zwolennicy życia w „Nowym Wspaniałym Świecie”, przesiedlani do „Jasnogrodu” dobrowolnie lub siłą, przenosili by się tam wraz z wszystkimi swoimi ruchomościami i kapitałem, oraz na miejscu otrzymywaliby ekwiwalent swoich nieruchomości. W ten sposób, zarówno „Ciemnogród”, jak i „Jasnogród” startowałyby z tego samego poziomu. Do „Jasnogrodu” dobrowolnie przenosiliby się ludzie, chcący żyć według obowiązujących tam zasad (albo braku jakichkolwiek zasad, ale to już ich sprawa), a przymusowo byliby przesiedlani ci, którzy żyjąc w „Ciemnogrodzie”, działają na rzecz zmiany obowiązujących tam zasad, według wzorów „jasnogrodowych”. Każdy mieszkaniec „Jasnogrodu” miałby możliwość ponownego przeniesienia się do „Ciemnogrodu”, ale tylko raz, bo ludzką rzeczą jest się mylić, ale recydywa oznacza już złą wolę, która powinna skutkować ostatecznym, dożywotnim przesiedleniem do „krainy powszechnego szczęścia”.
Myślę, że byłoby to rozwiązanie uczciwe i logiczne, my moglibyśmy żyć na swoich zasadach i nikt by nas więcej nie „uszczęśliwiał” na siłę, a oni mogliby wreszcie zrealizować swoje „świetlane” wizje bez przeszkód z naszej strony, przy tym swoje eksperymenty ideologiczne przeprowadzaliby na własny koszt („Ciemnogród” nie ściągałby podatków z „Jasnogrodu”, ale też go nie finansował) i na ludziach, którzy tego chcą. Przy okazji, taki eksperyment pozwoliłby, na drodze doświadczenia, ostatecznie rozstrzygnąć wiele kwestii, które obecnie są tylko w sferze spekulacji, bardzo często opartych na sofizmatach, fałszerstwach semantycznych i przeróżnych formach manipulacji. Byłaby to bezcenna lekcja nie tylko dla Polski, ale i dla całego świata, który mógłby obserwować na żywo, jak się rozwijają (lub zwijają) społeczeństwa funkcjonujące na tak przeciwstawnych zasadach.
Już na samym wstępie, na poziomie akceptacji tego projektu, mielibyśmy prawdziwy test szczerości. Moglibyśmy się przekonać, czy ludzie propagujący lewackie ideologie wierzą w to, co głoszą? Jeśli tak, to entuzjastycznie powinni przystać na ten pomysł. Jeśli zaś będą przeciw, będzie to znaczyło, że mają pełną świadomość absurdalności i kłamliwości propagowanych przez siebie poglądów, i że kieruje nimi głupawa przewrotność i złośliwość, cyniczny koniunkturalizm (korzyści materialne wynikające z bycia lewackim aktywistą), żądza władzy i płynących z niej korzyści, albo są po prostu opętani.
Czy poglądy propagowane przez ateistycznych „postępowców” są rzeczywiście tak powszechne i popularne w Polsce, jak to przedstawiają media głównego nurtu i sami lewacy? Liczba chętnych do zamieszkania w „Jasnogrodzie” da na to pytanie jednoznaczną odpowiedź.
Czy rzeczywiście, jak twierdzą lewacy, propagowana przez nich obyczajowość jest czynnikiem rozwojowym i Polska dlatego jest tak zacofana gospodarczo i technologicznie, a przeciętny poziom życia Polaków jest tak niski, bo zbyt wolno przyjmujemy „postępowe” poglądy i wzorce obyczajowe? Jeśli tak jest, to „Jasnogród” błyskawicznie wyprzedzi „Ciemnogród” cywilizacyjnie, a nawet będzie mógł stać się przykładem dla całego świata (jeśli będzie odwrotnie, w co nie wątpię, to i tak stanie się przykładem).
Czy postęp, na który od czasów Oświecenia nieustannie powołują się ateistyczni uszczęśliwiacze ludzkości, jest postępem cywilizacji, praw człowieka, rozumu i nauki, czy też głupoty, ignorancji, kłamstwa i zbrodni?
Czy prywatni sponsorzy, tak ochoczo i szczodrze finansujący wszelkiej maści lewackie organizacje, robią to, bo szczerze wierzą w ich zbawienny wpływ na ludzkość, czy też czynią to z cynicznego wyrachowania, inwestując w destrukcję podstaw naturalnych więzi społecznych i zniewalanie całych społeczeństw, co jest konsekwencją lewackich ideologii (polecam książkę „Libido dominandi” Michaela Jonesa), a z czego owi „inwestorzy” czerpią krociowe zyski, wielokrotnie przewyższające ich nakłady na wspieranie lewackich organizacji? Czy będą skłonni inwestować w „Jasnogród”, zwłaszcza jeśli okaże się, że konieczne nakłady są o wiele wyższe niż obecnie, a propagandowy sukces „Jasnogrodu” i związane z tym korzyści inwestorów są mało prawdopodobne?
Wreszcie najważniejsza kwestia: czy jakakolwiek, wywiedziona z ateizmu, „postępowa” ideologia (zapewniam, że poprawność polityczna i ideologia gender nie są ostatnim słowem ateistycznych „postępowców”) może uszczęśliwić ludzkość, czy też wszystkie, bez wyjątku, są antyludzkimi, zbrodniczymi utopiami?
Jest zupełnie oczywiste, że w obecnych warunkach ustrojowych i przy tak daleko posuniętej niesuwerenności państwa, takie rozwiązanie nie jest możliwe do zrealizowania, bo ani nasi lokalni władcy, ani ci ponadnarodowi, ukryci za instytucjami unijnymi, nie dopuszczą do kompromitacji, a tym samym utraty tak skutecznego narzędzia zniewalania poddanych, jakim są lewackie ideologie. Jednak gdy kiedyś uda nam się zmienić system państwa (wierzę, że wcześniej, czy później to się stanie) i zdołamy przywrócić jego suwerenność, to może warto by taki pomysł wziąć poważnie pod rozwagę?
W I RP było kilkanaście religii. Rządzili “katole” – i to jeszcze jacy, była tolerancja, wszyscy byli zadowoleni.
Katolicyzm stworzyłby system niekompatybilny z lewackim systemem który króluje na całym świecie- inne prawo, pieniądz, ekonomia. W skupieniu stalibyśmy sie łatwym łupem dla międzynarodowych bandziorów, gettem. Oni nie daliby nam spokoju.
Obywatele I RP posługiwali się tym samym systemem pojęć i zbliżonymi systemami wartości, dlatego możliwe było między nimi wypracowanie porozumienia i kompromisu, oraz definiowanie dobra wspólnego. Z ateistami jest to niemożliwe, oni zawsze będą dążyli wszelkimi ddostępnymi środkami do narzucenia innym swoich ideologii.
Z lewakami zawsze jest rozgrywka z gatunku wszystko, albo nic, bo oni zawsze takie warunki narzucają. Czy to znaczy, że mamy się podporządkować ich ideologicznym idiotyzmom, skoro jakikolwiek kompromis nie wchodzi w grę?
Pozdrawiam serdecznie autora. Muszę napisać, że “ukradł” mi Pan pomysł na notkę. Życie wśród lewactwa, antyklerykałów, ludzi bez zasad, nizin kulturowych oraz tych co nic nie obchodzi, staje się powoli męczące wewnętrznie. Też czasem miałem myśli, aby nasz cały ciemnogród oderwał się od obecnej Polski i stworzył odrębny byt państwowy. Ale z drugiej strony dostrzegam też zagrożenia wynikające z zamknięcia się w getcie, jak i techniczną niemożliwość stworzenia takiego rezerwatu. Temat jak najbardziej płodny intelektualnie, sądzę, że jeszcze nie raz ktoś go postawi. Ludzie, komentujcie, jak to widzicie!
Zamiast przekroju pionowego i podziału majątku proponuję współwłasność w częściach ułamkowych, czyli dwa państwa współdzielące jedno terytorium. A może od razu trzy? To trzecie – wirtualne byłoby administratorem kopalin i dóbr naturalnych. Nadzorowane przez komisję (międzynarodową?) z obowiązku dzieliłoby wydobyte surowce proporcjonalnie do aktualnej wielkości populacji poszczególnych państw. Widzę tylko problem ze ściganiem przestępstw pospolitych. Może organy ścigania także powinny być zarządzane przez to trzecie państwo “techniczne”?
Sądy i prokuratury byłyby oczywiście oddzielne.
Tego nie da się przeprowadzić.
Jedynym wyjściem jest katastrofa wszystkiego, chyba, że Bóg ma lepszy Plan.
Drogi Autorze.
Bardzo fajny pomysł.
Odstąpi mi Pan połowę Swojej Żony, Matki czy Córki?
Wydrwić można wszystko, ale nie ma to nic wspólnego z rzeczową, racjonalną argumentacją. W tym pomyśle nie chodzi o oddanie im czegokolwiek, lecz przeniesienie ich własności w jedno miejsce i utworzenie autonomicznej enklawy. Byłaby to forma dzierżawy. Istnienie takich enklaw nie jest niczym nowym, że przypomnę San Marino, Watykan, Monaco, Andorę, Hongkong, czy Makau. Celem takiej operacji byłoby doprowadzenie do naturalnego zużcia się tych ideologii, bez ponoszenia zbędnych kosztów ekonomicznych, kulturowych, intelektualnych i biologicznych przez resztę społeczeństwa. Nie tylko Panu chcę zwrócić uwagę, że od samego początku, od czasów Oświecenia, lewactwo jest pasożytniczą formacją społeczną. Nie tworzą wartości dodanej, a właściwie wogóle niczego nie tworzą, lecz zawsze żerują na pracy innych, równocześnie niszcząc organizm swojego żywiciela. Dlatego sądzę, że taka enklawa istniałaby ledwie kilka, lub kilkanaście lat, bo przypuszczam, że tyle czasu wystarczy, by lewacy, zdani sami na siebie, urządzili sobie piekło na ziemi.
Mam pełną świadomość swojej omylności i naprawdę można mnie przekonać, że się mylę, ale tylko za pomocą rzeczowej, racjonalnej i uczciwej argumentacji, a nie za pomocą drwin, czy innych zabiegów Erystycznych.
Aha, to ja sobie drwię.
No więc właśnie.
To jakim prawem chce Pan oddać tym diabłom naszą świętą ziemię?!
Słusznie Pana spytałem, czy skoro jest Pan pewien swego genialnego pomysłu, to czy odda Pan pół Małżonki. No którąś trzeba. To się Pan obrusza, racjonalnie.
Kiedyś w Polsce (słownie: POLSCE) mówiło się – nie oddamy nawet guzika z munduru.
Ale narodzili się nowi Polaczkowie.
Czyli to ma być coś jak namówienie pcheł do życia w separacji z psem? Przekonanie solitera, by poszedł “na swoje”?
Powodzenia ;-)