Przeczytałam właśnie ciekawą notkę Coryllusa ” Od Rotschilda do Hochschilda” /TUTAJ/ będącą polemiką z artykułem Hochschilda z “Historii do Rzeczy” /nr 7/2013/ o belgijskim ludobójstwie w Kongo na przełomie XIX i XX w. To, co tam wtedy się działo, opisał Conrad w “Jądrze ciemności”. Trwająca od 1885 do 1908 masakra tubylczej ludności pochłonęła kilka milionów ofiar. A co dzieje się tam dziś?
Prawdę mówiąc – wciąż to samo, tyle, że sprawcami /przynajmniej bezpośrednimi/ nie są tym razem Europejczycy, ale miejscowe plemiona. Dowiedzieć się o tym możemy z depeszy PAP z 31.08.2013 zatytułowanej “Wojna “błękitnych hełmów” nad afrykańskimi Wielkimi Jeziorami” /TUTAJ/. Czytamy w niej:
“Od 14 lat w Demokratycznej Republice Konga stacjonuje prawie 20 tys. żołnierzy ONZ. Zaczęto ich tam posyłać w 1999 r., by przerwać najkrwawszą wojnę współczesnej Afryki, która od połowy lat 90. pochłonęła ponad 5 mln ofiar. (…) Wielka wojna, wywołana w połowie lat 90. przez kongijskich Tutsich, wspieranych przez Rwandę, Ugandę i Burundi została przerwana rozejmem w 2003 r. W kongijskiej stolicy, Kinszasie, zapanował spokój, za to na wschodzie kraju, w krainie Kivu, kongijscy Tutsi, niezadowoleni z pokojowych ustaleń i wyborczych rozstrzygnięć, podnosili kolejne rebelie.
Najnowsza wybuchła wiosną 2012 r., a powstańcza armia Tutsich przyjęła nazwę Ruchu 23 Marca (M23). Rebeliantów, jak zawsze, wspiera Rwanda, rządzona od 1994 r. przez byłych partyzantów Tutsich, którzy wygrywając wojnę domową z dawnym reżimem Hutu, przerwali ludobójcze pogromy swoich rodaków. (…) Nie zważając na obecność wojsk ONZ, żołnierze rządowi i partyzanci prześcigali się w mordach, gwałtach i grabieżach, dokonywanych na ludności cywilnej. Czara goryczy przelała się, gdy w listopadzie 2012 r. partyzanci z M23, bez jednego strzału, zajęli stolicę Kivu, milionową Gomę, strzeżoną przez wojska pokojowe ONZ. Partyzanci wycofali się z miasta, ale Kongijczycy uznali żołnierzy ONZ za darmozjadów i oznajmili, że jeśli mają dalej unikać walk i nie bronić ludności cywilnej, to lepiej, by zostali wycofani.
W marcu ONZ postanowiła, że do 17 tys. żołnierzy wojsk rozjemczych, mogących użyć broni tylko w samoobronie, dołączy 3-tysięczna brygada, mająca prawo podejmować operacji zbrojne, by przymuszać do pokoju.
W lipcu, składająca się z żołnierzy z RPA i Tanzanii brygada (mają dojechać jeszcze żołnierze z Malawi) wyznaczyła granice strefy bezpieczeństwa wokół Gomy, a przed tygodniem wraz z kongijskim wojskiem zaatakowała oddziały M23 okupujące wzgórza wokół miasta. Po kilkudniowych walkach “błękitnym hełmom” udało się odeprzeć partyzantów o 1-2 km, ale stracili jednego poległego żołnierza z Tanzanii i siedmiu rannych.”.
Przypomnę jeszcze że cała ta wojna zaczęła się od wielkiej rzezi w Rwandzie, w 1994, gdzie bojówki Hutu wymordowały około miliona Tutsi. To wydarzenie przebiło się jeszcze do światowej opinii publicznej, natomiast późniejsza wojna w Kongu z lat 1995 – 2003, która pochłonęła pięć razy wiecej ofiar, została starannie przemilczana. Czemu tak sie stało? Ano, jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze, a konkretnie o cenne surowce znajdujace sie w Kongo. Niektore z nich sa niezbedne do rozwoju wspólczesnej elektroniki.
Pisałam o tym ponad trzy lata temu w notce “Czy ktoś wie, co to jest koltan?” /TUTAJ/:
“Rudy tantalu znajdują się w Australii, Brazylii oraz w Kongo /Kinszasa/. Rejony górnicze tego ostatniego kraju są objęte nigdy nieustającą wojną domową, w której ścierają się rebelianci pod dowództwem różnych watażków, armia kongijska, która jest równie okrutna, jak oni, oraz zwykli bandyci. W cytowanym artykule czytamy: “Dzięki sprzedaży cennych rud pieniądze zarabiają rebelianci i żołnierze, którzy polują na cywili, Nigdzie indziej na świecie ofiarami gwałtów nie pada tyle kobiet i dzieci. (…) Poza tym, w żadnym innym miejscu na świecie w ciągu ostatnich 14 lat nie zginęło tyle ludzi. Ich liczba szacowana jest na ponad pięć milionów.” Dalej możemy się zapoznać z reportażem z kopalni koltanu, gdzie w ciężkich warunkach pracują ograbiani wciąż przez wszystkich górnicy.
ONZ nałożyła wprawdzie rodzaj embarga na wywóz surowców z tego regionu, ale jest on całkowicie nieskuteczny. Mimo opisanych wyżej okoliczności rudy z Afryki Środkowej są konkurencyjne na rynkach światowych, a ich głównymi odbiorcami sa Chińczycy. Obecnie ponad połowa światowej produkcji tantalu pochodzi z Afryki, głównie z Kongo.
Jest w tym wszystkim coś zadziwiającego. Przemysł elektroniczny jest powszechnie uważany za symbol nowoczesności i domenę krajów rozwiniętych, a tymczasem ponad połowa dostaw jednego z kluczowych surowców, jest uzależniona od jakichś watażków z kongijskiej prowincji. Problem ten nie dotyczy wyłącznie tantalu. Do wytworzenia przeciętnego telefonu potrzebny jest ponadto kobalt /też z Kongo/…”.
No cóż , historia lubi się powtarzać. Na przełomie XIX i XX wieku w Kongo zmuszano tubylców /w niezwykle okrutny sposób/ do dostarczania kauczuku i kości słoniowej. Teraz podsyca się wojny, by opanować źródła cennych surowcow mineralnych. Skala ludobójstwa jest w obu przypadkach mniej więcej taka sama. Giną miliony.
ONZ liczy się już nie więcej niż Liga Narodów w 1938, zawsze było zresztą narzędziem silnych by niszczyć słabych, zresztą ze zbrodni powstało, uformowane kosztem polskiej niewoli. Pozdrawiam
ONZ jest nieskuteczne w Kongo, bo brak mu środków. Ale w kwestii Syrii może odegrać istotną pozytywną rolę, bo ONZ nie składa się WYŁĄCZNIE ze służebnych Izraelowi podmiotów.
Nie sądzę. ONZ w tej chwili to juz tylko poligon różnych wywiadów i centrum konferencyjne.
Zgadzam się. Rezolucje Rady Bezpieczeństwa ONZ służą też jako coś w rodzaju listków figowych.
Nie widzę sprzeczności. USraelowi przeszkadza – w tej chwili- ONZ, bo nie jest całkowicie podporządkowane wybranej grupie interesów, ale zdanie w centrum konferencyjnym może wyrazić każda grupa. Rosja ma interesy sprzeczne z interesami Izraela, więc będzie używała racjonalnej argumentacji (“żądamy dowodów”), aby – jeśli to możliwe – uniknąć agresji, która zaszkodziła by interesom Rosji w jej strefie wpływów. Jeśli niemożliwe byłoby powstrzymanie agresji, należałoby medialnie potępić bezprawne postępowanie USA, aby zyskać przynajmniej trochę poparcia społecznego, a konkurentom w regionie doprawić odpowiednią gębę. W tej konkretnej sytuacji Rosja może przyczynić się do pozytywnego przebiegu sprawy i unaocznienia światu niewygodnej dla USA prawdy o kłamstwach i haniebności polityki oraz postępowania władz USA.
Nie doszukuję się tu dobrej woli Putina, czy ONZ w ogólności. Nie można jednak wykluczyć, że w ONZ znajdują się osoby, którym faktycznie zależy na pokoju i to w każdym regionie świata. Nie ma natomiast środków, by ich wspierać – bo nie ma stojącego za nimi interesu – by aktywnie włączyć się w rozwiązywanie problemów – np. w Kongo.