Szanowni Państwo.
Wesoło nie jest. Wiadoma sprawa. Ale czasem stanie się taka rzecz!…
Razu pewnego, ostatniego, przechadzałem się ulicą wielkiego miasta.
W porze mocno nocnej. W porze zabaw hucznych.
Na ulicy tej żakowie się bawili. Dużo tych żaków było. I dużo się tamże piło.
Rzut oka pierwszy: Sodoma i Gomora.
O jakże mylne są pierwsze rzuty!
Bowiem podczas ostatniego rzutu, opuszczając już to biblijne miasto zobaczyłem obraz następujący:
Starszy człowiek. Na wózku. Na piersiach karteczka. Że potrzebuje, że prosi.
Żwawym krokiem gna ku niemu nasz żak.
Wręcza mu dyskretnie i z subtelną gracją kubek z piwem.
Starzec równie sprawnie chowa go za pazuchę.
Ale uwaga! To nie koniec.
Młodzieniec zdążył napisać jeszcze kropkę nad i.
Czule i solidnie położył swą pachnącą dłoń na śmierdzącym ramieniu spragnionego.
Wszystko bez słowa. Na dużej prędkości.
A powiedział wszystko. I zatrzymał czas.
Szturchnąłem mojego towarzysza: Patrz! To jest chrześcijaństwo co się zowie.
Szanowni Państwo!
Ja się Państwa zapytuję – czy ja nie miałem racji? Czy nie zobaczyłem tego samego, co widział van Rijn?
I niech mi ktoś powie, że Polska kiedykolwiek zginie.
Dodaj komentarz