Hitler! Ty złodzieju!!!
Każdy z Was ma 10 PLN w portfelu (no może nie każdy, ale sporo z Was na pewno). Na odwrocie banknotu jest moneta, to jest moneta Mieszka Pierwszego. Niestety jest tam tylko strona monety z koroną i krzyżem. Istnieją dwie wersję tej monety (sprzed chrztu i po chrzcie). Różnią się imieniem Mieszko. Na poniższej jest napisane po łacinie: MISICO, a w drugiej (ta co jest na banknocie) jest jeszcze w polskich literach sprzed łaciny (to tak gdyby ktoś twierdził, że to chrześcijanie dali nam alfabet). Wykonałem brudną robotę i pokażę teraz obie strony oryginału:
Ja się teraz grzecznie pytam, czy tam jest jakiś orzeł? Biały, czerwony, niebieski… jakikolwiek? No nie ma! A co jest? I to 4 razy? Swastyka! Symbol Państwa Polskiego. Czy jest to identyczna swastyka, która widać u Ariów z Chin? Tak, jest to identyczna Swastyka jaką widać u Ariów z Chin. A co z Indiami? A oto Indie, a nawet Himalaje, żeby było dokładniej:…..
Więcej tutaj, szalenie ciekawe.
http://wspanialarzeczpospolita.pl/2014/11/18/samskrta-sloveniska/
http://www.swastika.cba.pl/news/amfor.htm
Znak swastyki jest bardzo stary i połączenie go z tzw. rasą aryjskiej (lub, używając nowszej terminologii, rasą “kaukaską”) jest jasne, choć wydarzenia 2giej wojny światowej, zwłaszcza przywłaszczenie sobie tego symbolu przez nazistów w Niemczech, na trwałe obarczyło swastykę „współodpowiedzialnością” za okropności hitleryzmu. Jednak uczeni, antropologowie, językoznawcy itp. Zdają sobie sprawę z tego, że naleciałości języka sanskrytu jak i tu, i ówdzie obecny znak swastyki – np. u Słowian, u starożytnych Rzymian czy Greków – jest dowodem na obecność w Europie w zamierzchłej przeszłości również ludów o innej kulturze, niż te, które zwykło się wymieniać, np. Germanów, Celtów czy Słowian, i która przywędrowała tu być może z Persji, gór Kaukazu lub Tybetu. Według wielu pisarzy, m.in. Nietzschego, byli to tzw. Ariowie,– w każdym razie rasa odrębna od rasy semickiej, która zdominowała obszar między Egiptem i Persja, odróżniając się wyraźnie od tez tu obecnej kultury turecko-arabskiej. Na to wszystko, wlało się przed 2 tys. lat chrześcijaństwo, które zanegowało obie tradycje, i w rezultacie – został…o serdecznie znienawidzone tak przez „ariów’, jak i Żydów, którzy się na wiarę Chrystusowa nie nawrócili.
Swastyka, jako dawny „aryjski” znak słońca, siły, do dziś przetrwała tu i ówdzie w Europie, , np. w ornamentyce niektórych wczesnoromańskich kościołów, a także, jak widać na monecie Mieszka I. Jej nawrót w Europie współczesnej datuje się z końcem 19 w., na fali wrogości wobec religii chrześcijańskiej, zwłaszcza katolicyzmu, i oddawania się przez elity różnym „wiarom modnym” na przełomie 19/20 w, , np., teozofii. Także, na skutek narastających wpływów lóż masońskich na kształt życia politycznego i kulturalnego w epoce pary, elektryczności i masowych pism codziennych. Wiele przedstawicieli warstw „wyższych” obnosiło się wtedy ze znakiem swastyki, wręcz powstała moda na swastykę, która nosiły nawet ówczesne „boginie” srebrnego ekranu, np. Clara Bow. (W Polsce, widnieje on np. na kamieniu postawionym w miejscu, w którym zginął w Tatrach kompozytor Mieczysław Karłowicz). Był to najczęściej znak odrzucenia chrześcijańskich „przesądów” i powrotu do źródeł kultury „białego człowieka o nie-semickich korzeniach” czyli – do kultury Ariów. W domyśle – był to znak odrzucenia Chrystusa. Krótko po tym, tezy te przyswoił sobie niejaki Adolf Hitler, z wiadomym skutkiem.
Jeżeli porywasz się na pisanie o takich niezwykle złożonych problemach, a do tego polecasz link do strony ewidentnie teozoficznej, która kosztem chrześcijańskich przekonań i przez sianie zamętu próbuje przywrócić nam dawnych bogów – warto szukać nie tylko w tym jednym, niezbyt czystym źródełku, ale wśród poważniejszych opracowań. Jest tego dużo w Internecie – o ile chce się komuś zagłębiać w poważne artykuły, a nie bełtać się w teozoficznych sensacyjkach i sprzedawać je maluczkim jako „prawdy objawione” Robiła to kiedyś ulubiona przez Hitlera autorka monografii o Ariach, niejaka Helena Bławatska. Poczytaj sobie o niej – ku przestrodze.
A co do znaku orła białego, jako symbolu państwa polskiego – to należy uściślić, że od swego zarania był on znakiem heraldycznym dynastii Piastów, a nie państwowości polskiej. Zaczęto go bić na monetach dopiero od 12 w., więc na denarach Mieszka nie mógł być obecny.
Mylisz się, Nitsche nie miał racji, jak i póżniejsza nauka i Towarzystwo Thule- swastyka to nie symbol starożytnych Hindusów, a Ariowie to nie semici, ale Słowianie. Swastyka zawędrowała do Indii z terenów Słowiańskich i jest częścią naszej historii przed przyjęciem chrześcijaństwa. Przed chrztem czciliśmy symbole solarne i tym znakiem wyrażaliśmy kult jednego Boga, byliśmy monoteistami.
Wszystkie starożytne wierzenia były monoteistyczne czego dowiodła już nauka, a symbole solarne spotykamy wszędzie.
Jak mówi Katechizm Kościoła i Sobór II w każdej religii są ziarna prawdy, a ”człowiek zawsze szukał Boga jakby po omacku”.
Wazy z symbolem swastyki znalezione w Rębkowie mają 3,5 tys lat.
http://rebkow.siudalski.pl/archeologia.html
http://dlibra.umcs.lublin.pl/dlibra/plain-content?id=4093
http://rebkow.siudalski.pl/files/piramidy.pdf
Genetyka to potwierdza.
Genetyka to też gnoza?
Uważasz, że nie należy badać naszej historii bo jest pogańska?
Czy greccy chrześcijanie mają wymazać swoją historię bo nie znała Chrystusa?
Czasem nie mogę pojąć twojej ciasnoty.
Weź zmień myślenie, bo wstyd.
…
Pani też to odnalazła?…
Ja jakiś miesiąc temu.
Facet jest ewidentnie neopogański. No ale te słynne mapki R1A1 mocno demolują głowę…
No i wykładnie lingiwstyczne. Aż chce się jechać do Indii, żeby sobie pogadać z miejscowymi. Krajanami…
Droga Circ, duby smalone pleciesz, jakby cię opętało. Cytat:
„Mylisz się, Nietzsche nie miał racji, jak i późniejsza nauka i Towarzystwo Thule…”
– ależ ja właśnie o tym piszę, że nie mieli racji! Zarówno Nietzsche, jak i Hitler (będący członkiem Thule Gesellschaft jeszcze w Monachium, w latach 1920-ych). Również nigdzie nie piszę, że swastyka to „symbol starożytnych Hindusów” ale wyraźnie mówię o tzw. Ariach, a to nie to samo co Hindusi. Znajdź też w mojej odpowiedzi miejsce, gdy twierdzę, że „Ariowie to są semici”. Wręcz odwrotnie: napisałam, że ci tzw. Ariowie to była na pewno rasa „odrębna, niż semici”. Poplątałaś, biedactwo, wszystko ze wszystkim Chyba czytasz szybciej niż myślisz, bo jakbyś niczego z mej odpowiedzi nie zrozumiała, choć jest napisane czarno na białym i do tego po polsku. Ciekawa też byłabym poważnych źródeł – podkreślam „poważnych”, a nie jakichś kolejnych stroniczek rozmaitych neopogan i panslawistów, czy innych opętanych „aryjskością” – które potwierdziłoby Twoją sensację, że swastykę wymyślili Słowianie. Cytuję:
„Swastyka zawędrowała do Indii z terenów Słowiańskich i jest częścią naszej historii przed przyjęciem chrześcijaństwa…”
Owszem, swastyka zapewne była maleńką cząstką naszej przedchrześcijańskiej historii, ale jako naleciałość, które potem zanikła i twierdzenie, iż Swastyka zawędrowała od Słowian do Indii – które do dziś uważają ją za swój starodawny, uświęcony znak – to rewelacja, którą powinnaś jak najszybciej przedstawić katedrom antropologii co najmniej na Yale. Będą musieli wycofać ze swych bibliotek większość dzieł napisanych na temat tego starodawnego symbolu. Masz więc szanse na światowy sukces, co powinno Cię ucieszyć zwłaszcza w ten deszczowy weekend i uspokoić stargane nerwy, będące zapewne powodem, dla którego obdarzasz innych – w tym przypadku niżej podpisaną – impertynencjami w rodzaju „niepojęcie ciasnego umysłu”. Zaprzestań też proszę zmyśleń, jakobym zalecała „nie badać naszej historii, bo jest pogańska”. Również i tego nigdzie nie napisałam. Po prostu odniosłam się podejrzliwie do tandetnego portalu, który poleciłaś nam do zgłębiania tematu swastyki. Ale wybaczam Ci, w myśl zasady, że „nie wiedzą, co czynią”.
:)
Na to że swastyka przywędrowała do Indii wraz ze Słowianami są dowody naukowe w takich dziedzinach jak archeologia, badania porównawcze prajęzyków i genetyka. To jest też pogląd podzielany przez samych Hindusów.
To, że informacje naukowe są wykorzystywane przez oszołomów czy gnostyków nie podważa ich wiarygodności.
A to, że Hitler posłużył się swastyką do niecnych celów nie może mieć wpływu na prawdę historyczną, wręcz przeciwnie.
A ciebie co tak śmieszy?
Genetyka pokazuje naukowo wędrówki ludów w historii świata.
Genetyka to nie gnoza. Tu jest strona która pokazuje w skrocie najnowsze osiągnięcia genetyki;
http://www.tropie.tarnow.opoka.org.pl/polacy.htm
A tu badania etymologiczne;
http://pl.scribd.com/doc/14180564/INDO-ARYAN-AND-SLAVIC-LINGUISTIC-AFFINITIES
Co do hinduskiej populacji R1a1a1 trzeba wiedzieć i brać pod uwagę, że na podstawie tekstów hinduskiej świętej księgi Rygwedy i innych badań, zwłaszcza archeologii i językoznawstwa, światowa nauka dotąd uważa indoeuropejski lud Ariów, który dał początek kastom braminów hinduskich i hinduskim Indoeuropejczykom, raczej za najeźdźców z północy w połowie II tysiąclecia p.n.e., co potwierdza genealogia genetyczna. Dlatego Genetyka na portalu Eupedia podkreśla: “Kapłańska kasta braminów składa się niemal wyłącznie z haplogrup R1a1, R2 i J2a (chociaż R1a1a stanowi dwie trzecie z linii), przybyłych w ramach indoaryjskiej migracji z zewnątrz w epoce brązu 3500 lat temu”. Genealogia Y-DNA w badaniach A.K. zdaje się potwierdzać pochodzenie językowo indoeuropejskich Ariów od Prasłowian wschodnich, o czym niżej, w rozdziale o ekspansji Prasłowian.
Sam zauważyłem tę kwestię z Semitami i jak zaprzeczałaś czemuś, co nie było powiedziane.
Rozbawiło mnie, że znów jesteś tak kategoryczna, choć sama nieuważnie czytasz, więc jesteś kategoryczna bezpodstawnie. Nie pierwszy to raz! A co mam, płakać? :)
No dobra, ale nie o semitów czy Persów idzie, ale o to, że cywilizacja ”indoeuropejska” powstała w środku Europy dawniej niz nas uczono i że swastyka urodziła się tu, była wirującym ognistym krzyżem symbolizującym słońce i szczęście. Piękne podłoże pod chrześcijaństwo.
nie no dobra tylko przepraszam Judyto. Reszty nie kwestionuje bo brak mi danych. oraz czasu. bądźmy strawnymi rybami. pozdrowienia
w Jezusie Chrystusie Panu naszym i Zbawicielu
To ty mnie przepraszaj za każdym razem kiedy czytasz po łebkach, albo mi przypisujesz czego nie mówiłam.
W każdym razie wersja Germańska o której pisze Judyta jest błedna.
I o to mi szło, a że nie doczytałam mignęli mi semici, bo i takie teorie były odnośnie Ariów.
W Europie nie było Ariów przed Słowianami, ale to ”Ariowie” wyszli stąd, bo i skąd ludzie o cechach słowiańskich znaleźliby się w Indiach?
Powtarzanie więc po Germanach że Ariowie wyszli z Indii jest szkodliwe i ma żródła właśnie w germańskiej gnozie.
To my więc daliśmy kulturom znak słońca swastykę i są na to mocne dowody naukowe;- znaleziska archeologiczne, genetyka, etymologia.
Było to glebą dla chrześcijaństwa;
Łukasz, 1
Jezus był więc zapowiedziany nie tylko w ST, ale i w starozytnych kultach solarnych i innych, wieszczony przez proroków i mędrców, stąd mędrcy pogańscy którzy pojawili się przy narodzeniu.
Rzymowi Mesjasza zapowiadał Wergiliusz w IV eklodze;
Wraca na ziemię Dziewica, wraca proroctwo Saturna
I pokolenie nowe z bezkresnych zstępuje przestworzy
Tylko ty, boska Lucyno, wyciągnij rękę nad Chłopcem
Który się zrodzi, by zniszczyć na ziemi wieki żelazne
I złote wieki przywrócić!2
Skąd u Wergiliusza Saturn?
Żydzi z Jezusem włącznie, czcili Sobotę -dzień Saturna, a “poganie” niedzielę – dzień Słońca (Sunday po ang. i Sonntag po niem.). Niedziela była dniem Boga Mitry – bo to bóstwo Solarne.
Czyli Wergiliusz przeczuwał/wiedział, że Mesjasz przyjdzie od żydów.
: Christopher A. Ferrara
12.01.2015.
Narodziny „bergoglianizmu”
Christopher A. Ferrara, Zawsze wierni, nr. 1(176) styczeń 2015
Niezaprzeczalnym faktem który niepokoić powinien każdego świadomego katolika, jest to, iż Franciszek, jako pierwszy papież w historii Kościoła, jest powszechnie wychwalany przez “władców świata tych ciemności, duchy nieprawości w przestworzach” (Ef 6,12). Pod “silnym wrażeniem” jego osobowości pozostaje nawet sam Barack Obama, prawdziwy zwiastun Antychrysta.
Nie ma potrzeby przytaczać tu po raz kolejny wyrazów bezprecedensowego zachwytu świata nad osobą obecnego biskupa Rzymu. O tym jak postrzegany jest jego “romans” ze światem współczesnym świadczą dobitnie wyniki, jakie otrzymujemy po wpisaniu w dowolną wyszukiwarkę internetową wyrazów “papież Franciszek” oraz “rewolucja”.
“Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym prorokom”.
Ekwilibrystyka neokatolików, usiłujących przypisać ten fakt powszechnemu brakowi zrozumienia dla “tradycyjnego w istocie” papieża budzić może jedynie śmiech. W swej książce Spustoszona winnica (1973) Dietrich von Hildebrand ostrzegał, że “trucizna naszej epoki powoli przenika do samego Kościoła i wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy z apokaliptycznego charakteru naszych czasów”.
Późniejszy papież Benedykt XVI pisał niegdyś: “Jestem osobiście przekonany, że kiedy w przyszłości napisana zostanie intelektualna historia Kościoła katolickiego w XX wieku” osoba Dietricha von Hildebranda uznana zostanie za jedną z najwybitniejszych postaci naszych czasów” (Soul of a Lion, s. 12). Postawa obecnych neokatolickich komentatorów pozostaje jednak w rażącej sprzeczności z intelektualną uczciwością von Hildebranda: będąc świadkami programowego zatruwania Kościoła ideami światowymi, z determinacją serwują oni swym odbiorcom środek znieczulający w postaci fałszywego optymizmu posuwając się do blokowania komentarzy na prowadzonych przez siebie blogach, aby nie mogły przeniknąć tam żadne prawdziwe informacje, mogące rozwiać tworzone przez nich iluzje.
Abp Bergoglio, puste seminaria i “Msza z Pinokio”
Rzeczywistość przedstawia się jednak następująco: w wyniku konklawe z roku 2013 liberalny latynoski jezuita zastąpił Benedykta XVI po jego tajemniczej, w kuriozalny sposób uzasadnianej i absolutnie bezprecedensowej “renuncjacji” z “aktywnej posługi” jako następca św. Piotra.
Pomimo faktu, iż jego “autentycznie duszpasterska postawa” jest obecnie powszechnie wychwalana, były abp Jorge Bergoglio w znaczący sposób przyczynił się w latach 1998-2013 do upadku wiary katolickiej diecezji Buenos Aires, w której liczba kapłanów diecezjalnych, zakonnych oraz członków zgromadzeń zakonnych systematycznie topniała.
Mogliśmy się dowiedzieć o przewodniczeniu przez niego “Mszy z Pinokiem”, “Mszy z tangiem”, o zapalaniu przez niego świec menory w synagogach (na zdjęciach z tego obrzędu widać, iż ma on na głowie jarmułkę), o udostępnianiu jego katedry w imię dialogu międzyreligijnego protestantom, muzułmanom, żydom, a nawet grupom partyzantów oraz o świętowaniu w tej katedrze 10-lecia popieranej przez ONZ a utworzonej przez George’a Sorosa oraz Billa Gatesa United Religions Initiative, która – podobnie jak sam Franciszek – odrzuca “prozelityzm”.
Dowiedzieliśmy się również o jego udziale w zgromadzeniu pentakostalnym w Luna Park, gdzie razem z kaznodzieją Domu Papieskiego Raniero Cantalamessa przyjął on “błogosławieństwo” od duchownych protestanckich, uznając przez to de facto ważność “święceń” kaznodziejów telewizyjnych. Nie może więc dziwić, że abp Bergoglio pozostawił po sobie nie tylko puste seminaria i zdezorientowanych wiernych, ale i pamięć o iście diabolicznych inicjatywach, m.in. ceremonii “pobłogosławienia” przez pewnego kapłana w kościele parafialnym “małżeństwa” pary transseksualno -homoseksualnej oraz publicznym chrzcie dziecka urodzonego przez kobietę twierdzącą, że obecnie jest mężczyzną oraz mężczyzny, który utrzymuje że jest kobietą.
Doktryna Kościoła, czyli “małostkowe regułki”…
Jednak ten sam prałat, wywodzący się ze sprotestantyzowanego Kościoła Ameryki Łacińskiej, tracącego miliony dusz na rzecz sekt, których duchownych nazywa “braćmi” i “nie ma zamiaru ich nawracać”, objaśnia nam obecnie – już jako papież Franciszek – że postawa jego stanowi w istocie konsekwencję śmiałej i nowej wizji Kościoła, którą on, w odróżnieniu od swych poprzedników, ma zamiar urzeczywistnić. Realizując to zamierzenie, minionych osiemnaście miesięcy poświęcił na deprecjonowanie każdego niemal aspektu Tradycji Kościoła.
Nieustannie wyrażał swą pogardę dla nieomylnych definicji doktrynalnych (dyskredytowanych przez niego jako “sztywne formułki, których uczy się na pamięć lub które ujmowane są w słowa wyrażające absolutnie niezmienną treść”); jego tradycyjnych reguł dyscyplinarnych ustanowionych dla ochrony doktryny (wyszydzanych przez niego jako “małostkowe normy postępowania”, “drobnostki”, “małostkowe regułki”); jego spójnej teologii (“wykrochmaleni chrześcijanie, zbyt grzeczni, którzy rozmawiają o teologii spokojnie przy herbatce”); jego starożytnej liturgii rzymskiej (określanej przez niego jako “rodzaj mody”, od której pewni ludzie “są uzależnieni”); dla życia kontemplacyjnego członków zgromadzeń zakonnych (wyśmiewał zakonnice klauzurowe jako “zbyt uduchowione”, o “uśmiechu stewardesy”); a nawet jego homiletyki (lekceważąco wyrażając się o “wybitnych kaznodziejach”, których kazania są “jedynie przejawem próżności”, jako że “nie sieją oni nadziei, współczucia i poczucia bliskości” tak, jak to czyni on sam).
Choć twierdzenie takie może być uznane za zuchwalstwo, Franciszek sprawia wrażenie, jak gdyby chciał poprzez swe antypatyczne odczytywanie Ewangelii zdeprecjonować samo Objawienie. Według Franciszka, “Kościół ma naśladować Jezusa, a nie dawać wykładów o miłości, miłosierdziu; nie szerzyć w świecie jakiejś filozofii czy drogi mądrości. .. Oczywiście, chrześcijaństwo jest także i tym, ale w konsekwencji [swej zasadniczej misji – przyp. tłum.]. Matka Kościół, podobnie Jezus, naucza przykładem, a słowa służą [jedynie] do wyjaśnienia znaczenia jego gestów”.
Pompatyczne pustosłowie…
Ale prawda jest dokładnie przeciwna. Chrystus Pan jest nade wszystko Boskim Nauczycielem, ilustrującym czynami (w tym również cudami) głoszoną przez siebie naukę. Franciszek odwraca ten porządek. W rzeczywistości Odwieczne Słowo poprzedza i motywuje działanie Kościoła w porządku miłości: nauczanie Kościoła nie jest konsekwencją “refleksji” nad dobrymi uczynkami. Franciszek jednak – w iście pelagiański sposób – redukuje wiarę do uczynków, a całą doktrynę katolicką do “refleksji” nad nimi. Magisterium zawiera jednak objawione prawdy, wyrażone słowami Chrystusa i apostołów, wiernych nakazowi Zbawiciela: “Idźcie i nauczajcie wszystkie narody, ucząc je zachowywać wszystko, cokolwiek wam przykazałem”.
Ewangelia pełna jest tego, co Franciszek wyśmiewa jako “wykłady” choć sam nie potrafi powstrzymać się od wygłaszania wykładów o rzekomych niedoskonałościach i błędach Kościoła.
Zakres ambicji Franciszka wyzierający z kart adhortacji Evangelii gaudium jest tak szokujący, że nasuwa podejrzenie o obłędzie. Deklaruje on w swym rozwlekłym manifeście: “Marzę o «opcji misyjnej», zdolnej przemienić wszystko, aby zwyczaje, style, rozkład zajęć, język i wszystkie struktury kościelne stały się odpowiednią drogą bardziej dla ewangelizowania współczesnego świata, niż do zachowania stanu rzeczy”.
Treść tego dokumentu zdaje się sugerować, że jego autor nosi się na poważnie z planem całościowego niemal “zreformowania” tak Kościoła, jak i świata. Znajdujemy w nim takie sformułowania: “nowy rozdział ewangelizacji”, “nowe drogi podróży Kościoła”, “nowe narracje i paradygmaty”, “nowy porządek stosunków międzyludzkich”, “nowy sposób życia wspólnego w wierności Ewangelii”, “nowy wkład do refleksji teologicznej”, “nowe kierunki dla ludzkości”, “nowe znaki i nowe symbole, sposoby przekazywania Słowa”, “nowa mentalność, kierująca się pojęciami wspólnoty, prymatu życia wszystkich wobec przywłaszczenia dóbr przez niektórych”, “nowa mentalność polityczna i ekonomiczna”, “nowe syntezy kulturowe”, “nowe procesy społeczne”, “nowe horyzonty myśli”, “nowa sytuacja społeczna”.
Całe to pompatyczne pustosłowie może budzić śmiech i nie jest jasne, jak dokument ten może być zaliczony w ogóle do magisterium papieskiego. Jak powiedział dość dyplomatycznie kard. Burke, Evangelii gaudium „jest innym rodzajem dokumentu i osobiście nie wiem, jak go scharakteryzować. Nie sądzę jednak, że pomyślany on został jako element magisterium papieskiego. Takie jest przynajmniej moje wrażenie”.
Szyderstwa z katolików
Dokumentu tego nie da się jednak po prostu zignorować i odłożyć na półkę, jest on bowiem najpełniejszym i spójnym wyrazem ideologii, z jakim mieliśmy do czynienia w burzliwej epoce posoborowej. Jest prawdziwą apoteozą niestrudzonego ducha “reformy” uwolnionego przez II Sobór Watykański i prowadzącego do pełnej syntezy Kościoła oraz “świata współczesnego”. Jeśli potraktować ten tekst poważnie, realizacja przedstawionych w nim planów wymagałaby w Kościele kolejnej rewolucji, w porównaniu do której Vaticanum II jawiłoby się jako wydarzenie w istocie mało znaczące. Z właściwą sobie przenikliwością Antonio Socci pisze o zjawisku “bergoglianizmu”, opisując je jako “dokonującą się w Kościele przemianę, która bardzo dezorientuje wiernych, a równocześnie wywołała zadziwiające zjawisko nagłych «konwersji» wśród duchownych i intelektualistów”.
Niezależnie jednak od tego, jak bardzo utopijny i nierealistyczny byłby “bergoglianizm”, stanowi on poważne wyzwanie dla jedności Kościoła i zachowania Tradycji – czego dowodzą skutki jego wdrażania w diecezji Buenos Aires. Powagę problemu uświadomić możemy sobie wówczas, gdy rozważymy programowe i całkowicie bezpodstawne oczernianie przez Franciszka resztek katolików wciąż przywiązanych do wszystkiego, co on sam deprecjonuje – tzn. do tradycyjnego rzymskiego katolicyzmu w całej jego integralności.
We wspomnianym dokumencie Franciszek fałszywie oskarża tradycyjnych katolików o “pochłonięty sobą prometejski neopelagianizm” oraz o to, że “stawiają siebie wyżej od innych, ponieważ zachowują określone normy, albo ponieważ są niewzruszenie wierni pewnemu katolickiemu stylowi czasów minionych”. Ich “domniemane bezpieczeństwo doktrynalne czy dyscyplinarne” – szydzi papież – “prowadzi do narcystycznego i autorytarnego elitaryzmu, gdzie
zamiast ewangelizowania pojawia się analiza i krytyka innych”.
Zwróćmy uwagę, że słowa te wyszły spod pióra papieża, który niemal od samego początku swego pontyfikatu nieustannie ocenia, krytykuje i obraża członków Kościoła. Niestrudzone ataki Franciszka na tradycjonalistów są w istocie klasyczną taktyką demagoga, który stara się wywołać niechęć do niewygodnej grupy ludzi, by mogli oni zostać zneutralizowani i nie przeszkadzali w realizacji jego własnych planów.
Biskup Rzymu, który obraża swoich wiernych
Przyglądając się nagonkom, jakie rozpętał Franciszek przeciwko wszystkim i wszystkiemu, co go w Kościele irytuje – nie wspominając ani słowem o herezji, heretykach oraz tych, którzy odrzucają nauczanie Kościoła o małżeństwie, prokreacji i homoseksualizmie wydaje się, że wszystko zostało “pozamiatane”, przynajmniej retorycznie. Pozostaje nam jedynie “bergoglianizm”: “codzienne rozważania papieża Franciszka”, jego konferencje prasowe oraz spontaniczne wywiady dla różnych periodyków i mediów, zawierające tak zdumiewającą gmatwaninę improwizowanych i mętnych wypowiedzi, że nawet o. Dwight Longenecker przyznaje, iż “wywołują one wśród wiernych dezorientację, konsternację i oszołomienie” i “mogą jedynie podkopać autorytet urzędu nauczycielskiego”.
Niemal odbiera się wrażenie, jak gdyby naczelną władzę w Kościele sprawował nie biskup Rzymu, którego głównym obowiązkiem jest strzeżenie i przekazywanie tego co otrzymał, podporządkowując swą własną osobowość i opinie swemu urzędowi, ale ktoś w rodzaju prezesa partii, którego deklaracje
rządzić muszą życiem wszystkich jej członków. Człowiek, który mówi o decentralizacji władzy papieskiej i wydaje się być przeciwny używaniu słowa “papież”, paradoksalnie przyczynia się do utrwalania najgorszej formy papolatrii w historii Kościoła. Od katolików oczekuje się obecnie, by wyczekiwali w skupieniu na kolejną papieską “myśl dnia”, przekazywaną natychmiast na cały świat przez media świeckie i liberalną prasę katolicką, pełne zachwytu dla “rewolucji papieża Franciszka”.
“Poczuć zapach swoich owiec”…
Nawet gdyby “bergoglianizm” był jedynie retoryką, to i tak szkody, jakie wyrządza, byłyby trudne do oszacowania. Jednak papież, który wobec świata okazuje niespotykaną wyrozumiałość – poza sytuacjami, gdy przy dzikim aplauzie mediów potępia tradycyjnych katolików i ich “małostkowe normy” – prywatnie rządzi Kościołem żelazną ręką. To właśnie on nakazał zniweczenie
dzieła Franciszkanów Niepokalanej w związku z tym, co jego bezwzględny pełnomocnik o. Volpi postrzega jako niewybaczalne “zbrodniomyśli”: “kryptolefebvryzm” i “zdecydowanie tradycjonalistyczny odchył”.
To właśnie Franciszek, przygotowując grunt pod demontaż kolejnego autentycznie katolickiego zgromadzenia, zarządził “wizytację” u Franciszkanek Niepokalanej, gdy kard. Braz de Aviz odkrył tak u nich, jak i “u pewnej liczby nowych instytutów – które dają nie tylko przedsoborową, ale nawet antysoborową formację” – “rzeczywiste odchylenia”. O jakie dokładnie chodzi “odchylenia” i czym konkretnie jest “przedsoborowa” czy “antysoborowa formacja”?
Pierwsze doniesienia wskazują, że wizytatorzy kwestionowali odprawianie w tej wspólnocie tradycyjnej Mszy, mówili zakonnicom, że modlą się za dużo, za dużo się umartwiają, są “zbyt odizolowane” i że muszą przejść program “reedukacji” zgodnie z kryteriami Vaticanum II – cokolwiek to miałoby oznaczać.
Tradycyjne normy, praktyki i ideały katolickiego życia zakonnego, jeśli wręcz nie sama idea klasztoru, postrzegane są obecnie najwyraźniej jako niewybaczalne odchylenia od “bergogliańskiej” wizji Kościoła, zgodnie z którą wszyscy opuścić mają “peryferie”, by móc poczuć “zapach owiec” – cokolwiek to oznacza.
Ideologia papieża Franciszka
Sam kard. Braz de Aviz posługuje się językiem ideologa przeprowadzającego czystkę partyjną na polecenie jej przewodniczącego. A ideologią, która kryje się za tą czystką, jest właśnie “bergoglianizm”. Jest to ta sama ideologia, w oparciu o którą rehabilituje się marksistowskiego kapłana zasuspendowanego przez Jana Pawła II, podczas gdy świątobliwy założyciel Franciszkanów Niepokalanej, o. Stefano Manelli, którego rodzicom za pontyfikatu Benedykta XVI przyznano tytuł sług Bożych, umieszczony został w areszcie domowym przez tego samego “komisarza”, któremu Franciszek polecił zniszczyć to znajdujące się w stanie rozkwitu zgromadzenie zakonne, obfitujące w zdrowe powołania.
Jest to ta sama ideologia, która wychwala heretyckie, neo-modernistyczne twierdzenia kard. Kaspera jako wyraz “głębokiej teologii”, zakazując równocześnie Franciszkanom publikacji ich wszystkich całkowicie ortodoksyjnych książek i artykułów. Jest to ta sama ideologia, która doprowadziła do zwołania synodu niebezpiecznych radykałów, w celu przedyskutowania niepoczytalnej propozycji kard. Kaspera (jej prezentacja spotkała się z aprobatą Franciszka) – by pozwolić rozwiedzionym katolikom, którzy zawarli nowe związki, przystępować do spowiedzi i Komunii św. w sytuacji, gdy będą oni w dalszym ciągu utrzymywać swe cudzołożne stosunki.
Jest to wreszcie ta sama ideologia, która stoi za planem usunięcia kard. Burke’a ze stanowiska zwierzchnika Sygnatury Apostolskiej w tym samym czasie, gdy Franciszek powołuje specjalną komisję, mającą opracować, już bez udziału kard. Burke’a, przyspieszoną procedurę stwierdzania nieważności małżeństw, stanowiącą dla każdego rozważającego małżeństwo katolika wyraźny sygnał, że pod “rządami miłosierdzia” papieża Franciszka w razie czego łatwo będzie o drogę ucieczki. Przyszłe małżeństwa, zawierane ze świadomością możliwości skorzystania z zatwierdzonej przez Watykan “przyspieszonej procedury unieważniającej”, łatwo będzie domniemywać za nieważne, przez co podkopane zostaną same fundamenty tego sakramentu.
“Fałszywe wyobrażenia i fantazje” biskupów
Podsumowując: “bergoglianizm” da nam Kościół, który w imię “miłosierdzia” nie tylko brać będzie ludzi takimi, jakimi są (co Kościół czynił zawsze), ale też pozostawi ich takimi – ograniczając swą rolę do “zaznajamiania” ludzi z Bogiem i pozwalając im traktować Go wedle własnego upodobania.
Trudno w to uwierzyć? Przeczytajmy co powiedział Franciszek niedawno w mowie do nowo mianowanych biskupów: “Błagam was, byście nie ulegali pokusie zmieniania ludzi. Kochajcie ludzi, których Bóg wam powierzył, nawet kiedy «popełnili ciężkie grzechy», nie zanudzając ich naleganiami, by «zwracali się do Pana» o przebaczenie i nowy początek, nawet kosztem odrzucenia waszych fałszywych wyobrażeń o Bożym obliczu czy własnych fantazji na temat tego, jak doprowadzić ich do komunii z Bogiem”.
Dlaczego Franciszek ujmuje w pogardliwy cudzysłów sformułowanie “popełnili ciężkie grzechy” i co rozumie poprzez “fałszywe wyobrażenia o Bożym obliczu” oraz “fantazje” na temat doprowadzenia tych ludzi do komunii z Bogiem? Niezależnie od odpowiedzi jasne jest, że “bergogliańskie” pojęcie miłosierdzia bardzo różni się od tego, co rozumiała przez to słowo św. Katarzyna ze Sieny, doktor Kościoła: “To o Krew tę spragnieni słudzy Twoi błagają u tych drzwi, prosząc Cię przez nią o miłosierdzie dla świata oraz o to, by święty Twój Kościół rozkwitał wonnymi kwiatami dobrych i świętych pasterzy, których zapach unicestwi odór odrażających kwiatów grzechu”.
Misja Kościoła polega właśnie, na “zmienianiu ludzi”, na usuwaniu odoru
grzechu, na prowadzeniu ich do stanu łase przez udzielanie sakramentów, co Dietrich von Hildebrand nazywa “przeobrażeniem w Chrystusa”. Czyż św. Paweł nie uczył Efezjan, że powinni “przyoblec się w człowieka nowego, stworzonego według Boga, w sprawiedliwości i prawdziwej świętości”? Czyż nie pisał do Koryntian: “Jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto stało się nowe”? Na tym właśnie polega nowość, o której pisze .Ewangelia, nowość wiecznego Boga, będącego, jak pisał w swych Wyznaniach św. Augustyn “tak odwiecznym, a jednak tak nowym”.
Jest to nowość istniejąca poza czasem, nie mająca nic wspólnego ze “światem współczesnym”, nową liturgią, “nową ewangelizacją” czy też czymkolwiek innym, co uznane zostało za nowe w ograniczonym w czasie ujęciu “bergoglianizmu”.
Koniec tej walki jest znany – Tradycja zwycięży!
Wyjaśniając przyczyny, dla których zarządzona została wizytacja Franciszkanek Niepokalanej, kard. Braz de Aviz stwierdził, że dawanie kapłanom i siostrom “przedsoborowej formacji” oznacza “stawianie się poza historią”. Jest to prawda. “Bergoglianizm» w szczególności i “duch Vaticanum II’ w ogólności stanowią wyraz ideologicznego postulatu, by Kościół poddać historycyzmowi w swej doktrynie i praktyce, dostosowując go do zmieniających się czasów”.
Znajdujemy się w obliczu bitwy, być może rozstrzygającej, pomiędzy ideologicznymi zwolennikami Kościoła uwięzionego w czasie, których pogoń za nowinkami nie ustanie, aż ostatecznie nie zleje się on w jedno ze światem (to dokonuje się na naszych oczach), a obrońcami Kościoła, który zawsze był prawdziwie nowy, ponieważ jego tradycyjna doktryna oraz praktyki są ponadczasowe.
Wiemy, jak zakończy się walka z Tradycją, która to walka wyniszcza Kościół od niemal 50 lat: przyniesie ona ostatecznie pełny triumf Tradycji dzięki bezpośredniej interwencji Boga i Niepokalanej w momencie, kiedy wszystko wydawać się już będzie stracone.
Wiemy jednak również, ponieważ mamy oczy do patrzenia, że pojawienie się owej ideologii, słusznie określanej mianem “bergoglianizmu”, stanowi punkt zwrotny w konflikcie, od którego zależy los świata.
Jedyne, czego nie wiemy to, czy ktoś dożyje tego nieuniknionego zwycięstwa, a jeśli tak – to kto… .
tłum; Tomasz Maszczyk
Ten tekst jest niewart komentowania, bo jest to tekst złej woli, a zła wola jest w naszej wierze objawem działania złego.
Już na wstępie zaczyna się kłamstwem, lub nieznajomością prawdy.
Nie jest to prawdą, że że Franciszek był pierwszy którego wychwalali ‘władcy ciemności”. Pierwszy był Jan XXIII, którego chwalili żydzi, nawet Chruszczow chciał się z nim spotkać, ale kardynałowie byli niechętni, doszło jednak do spotkania z rodziną Chruszczowa i biskupem Canterbury, a na Sobór przyjechali wyznawcy innych wyznań.
Taka jest misja Kościoła by spotykać się z poganami i ze wszystkimi którzy chcą.
Kto tej misji nie rozumie, nie rozumie w ogóle Ewangelii.
Ten tekst od samego początku zalatuje bolszewicką retoryką. Jest nachalny i nieuczciwy. Zniechęca do czytania. Nie interesują mnie opinie wrogów Kościoła, albo ludzi głupich. Takich rzeczy na Legionie nie powinno w ogóle być. Śmieci.
Kościół ma misję apostolską i prorocką. Już w ST to widzimy -Bóg daje Izraelowi proroków spoza kasty kapłanów,z ludu, kapłani proroków prześladują.
Do Soboru II w KK było podobnie, była misja apostolska i Kongregacja ds. Wiary, nie było Kongregacji ds. Świętości, a współpraca teologa z mistykiem była cicha, na uboczu, często lekceważona do tego stopnia, że mistyków w XX wieku wysyłano do psychiatrów, jak i opętanych.
Sobór II to zmienił, otwarł KK na charyzmaty Ducha św. i misję prorocką, uzdrowicielską, uwalniającą.
Wrogom to się nie podoba.
Ja się pytam gdzie u lefebrystów są znaki, święci, uzdrawianie, uwalnianie?
Lefebryzm jest jak judaizm rabiniczny-tradycja liturgiczna i nauczanie.
Prostaczkowie lgną do gnostyckich spisków i wszelkich sensacji o Kościele.
To się dobrze nie skończy dla tych dusz.