Myśl dnia
Zwracamy zbyt mało uwagi na esencję życia, na zupełnie zwyczajne codzienne sprawy.
Phil Bosmans _Esencja Życia
SOBOTA XXXII TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II
PIERWSZE CZYTANIE (3 J 5-8)
Pomagać głosicielom prawdy
Czytanie z Trzeciego listu świętego Jana Apostoła.
Oto słowo Boże.
PSALM RESPONSORYJNY (Ps 112,1-2.3-4.5-6)
Refren: Błogosławiony, kto się boi Pana.
Błogosławiony człowiek, który boi się Pana *
i wielką radość znajduje w Jego przykazaniach.
Potomstwo jego będzie potężne na ziemi, *
dostąpi błogosławieństwa pokolenie prawych.
Dobrobyt i bogactwo będą w jego domu, *
a jego sprawiedliwość będzie trwała zawsze.
On wschodzi w ciemnościach jak światło prawych, *
łagodny, miłosierny i sprawiedliwy.
Dobrze się wiedzie człowiekowi, który z litości pożycza *
i swymi sprawami zarządza uczciwie.
Sprawiedliwy nigdy się nie zachwieje *
i pozostanie w wiecznej pamięci.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (2 Tes 2,14)
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Bóg wezwał nas przez Ewangelię,
abyśmy dostąpili chwały naszego Pana Jezusa Chrystusa.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
EWANGELIA (Łk 18,1-8)
Wytrwałość w modlitwie
Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.
W tym samym mieście żyła wdowa, która przychodziła do niego z prośbą: «Obroń mnie przed moim przeciwnikiem». Przez pewien czas nie chciał».
Lecz potem rzekł do siebie: «Chociaż Boga się nie boję ani z ludźmi się nie liczę, to jednak ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, żeby nie przychodziła bez końca i nie zadręczała mnie»”.
I Pan dodał: „Słuchajcie, co ten niesprawiedliwy sędzia mówi. A Bóg czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?”
Oto słowo Pańskie.
*******************************************************************************************************************************
KOMENTARZ
Obroń mnie
Modlitwa rodzi się z wiary. Bóg pragnie, abyśmy wytrwale, z zaufaniem powierzali Mu nasze troski i potrzeby. Modlitwa rodzi się także z pokory, czyli ze świadomości, że sami nie wygramy ze złem, kłamstwem, grzechem. Potrzebujemy Kogoś silniejszego, kto nas po prostu obroni przed przeciwnikiem. Jezus, aby uwolnić nas spod władzy zła, oddał za nas swoje życie. Poprzez swoją śmierć i zmartwychwstanie pokazał nam, że Bóg to Ojciec troszczący się o swoje dzieci, a nie bezlitosny sędzia. Tylko czy my mamy wystarczającą wiarę i pokorę, aby przyjść do Boga i prosić z ufnością: „Obroń mnie”.
Jezu, obroń mnie przed moją pychą i samowystarczalnością. Obroń przed egoizmem i chciwością. Obroń przed wszelkim złem.
Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła
http://www.paulus.org.pl/czytania.html?data=2014-11-15
***************
Phil Bosmans – Drogi do Serca
Możemy wysyłać rakiety na odległe planety,
satelity błyskawicznie przekazują wiadomości
z jednego krańca Ziemi na drugi.
Ale coraz trudniej jest nam znaleźć drogę
do duszy i serca tych, których kochamy.
Uściśnięcie dłoni, pieszczota, delikatne dotknięcie,
a już rodzi się atmosfera zaufania
i sympatii głębsza niż osiągana za pomocą słów.
Bliskość, kontakt, delikatność to rzeczy,
których często są pozbawieni właśnie ludzie
najbardziej ich potrzebujący.
Czuły dotyk zdziała o wiele więcej
niż cały potok pięknych słów.
Uważaj jednak, by z dotyku
nie powstała chęć całkowitego zagarnięcia kogoś.
Darz sympatią, ale nie rękoma, by posiadać,
lecz sercem, by dawać.
https://homilezycie.wordpress.com/category/poezja-indeks/phil-bosmans-poezja/
********************
Karol Wojtyła – Nad studnią w Sychem
Popatrz – tam łuską srebrzystą nieustannie się woda
odrywa, oto głębi brzemieniem drży
jak źrenica czując dno obrazu.
Woda jednak miejsca zmęczone wokół twych oczu przemywa,
gdy odbiciem szerokich liści dosięga twojej twarzy.
Tak daleko do źródła –
Te oczy znużone to znak,
że ciemne wody nocy płynęły w słowach modlitwy
( nieurodzaj, nieurodzaj dusz )
a teraz światło studni pulsuje głęboko w tych łzach,
które – pomyślą przechodnie – wycisnął podmuch snu…
A tymczasem –
ta studnia otwiera w twym wzroku tylko migot liści i łuską odbitej zielem zasnuwa
miękko twą twarz tam – w głębi.
Czy daleko jeszcze do źródła?
Przecież w Tobie drży tylu ludzi
prześwietlonych blaskiem Twoich słów –
jak źrenice prześwietla blask wody…
Tych ludzi znużeniem zarazem i światłem znasz.
****************
Poprzez modlitwę Bóg może nas wciąż na nowo obdarowywać, przy czym owoce naszej modlitwy zależą od naszych pragnień i wiary. Modlitwa nas przemienia, po niej zawsze jesteśmy inni. Chroni nas przed kompromisami ze złem, oczyszcza serce, uzdalnia do przebaczania. Niewiele trzeba, by modlitwa była dobra. Wystarczy, żeby była szczera i regularna. Znalezienie na nią czasu może być trudne; wymaga konkretnej decyzji, a nawet walki. Stawką w tej walce jest jakość naszego życia tu i w wieczności.
Hieronim Kaczmarek OP, „Oremus” listopad 2008, s. 68
WZDYCHANIA OCZEKUJĄCEGO
„Usłysz, Panie, głos mój — wołam: zmiłuj się nade mną i wysłuchaj mnie” (Ps 27, 7)
„Nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany” (Rz 5, 5). Nie jest rzeczą daremną oderwać się od wszelkiego dobra stworzonego i szukać jedynie Boga, by żyć nadzieją doskonałego zjednoczenia z Nim, Bóg bowiem miłuje człowieka i dał mu swoją miłość właśnie w tym celu, by uczynić go zdolnym do zjednoczenia z sobą przez osobistą przyjaźń.
Miłość, cnota, która wieńczy i doskonali wiarę i nadzieję, jest również cnotą, która doprowadza do końca oczyszczenie rozpoczęte właśnie przez wiarę i nadzieję, opróżniając wolę z wszelkiego uczucia, które nie jest Bogiem. „Gdzie jest prawdziwa miłość Boga — mówi św. Jan od Krzyża — tam nie ma miłości własnej ani swoich spraw” (N. II 21, 10). Bóg nie przyjmuje miłości cząstkowej, nie dopuszcza współzawodników; On sam rozkazał: „Będziesz miłował twojego Boga, Pana, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił” (Pwt 6, 5). Taka całkowicie wyłączna miłość wymaga, aby wola została oczyszczona i opróżniona ze wszystkich uczuć, które rozpraszają jej siły, przeszkadzając wypełnić wielkie przykazanie miłości Boga. Dlatego Jezus oświadcza bez niedomówień: „Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto miłuje syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien” (Mt 10, 37). Bóg uczynił człowieka zdolnym kochać, dlatego żąda dla siebie pierwocin jego miłości, nie ustępuje innym pierwszego miejsca w sercu swojego stworzenia. Im bardziej zaś człowiek wzrasta w miłości Bożej, tym bardziej miłość ta ześrodkowuje i pochłania wszystkie siły woli, odrywając ją i opróżniając z wszelkiego innego uczucia. Lecz wzrastać w miłości Bożej nie znaczy kosztować jej radości; owszem, w nocy ducha Bóg pozbawia tych smaków, ponieważ chce, aby człowiek nauczył się Go miłować, nie szukając własnej pociechy i pokrzepienia. Dusza wówczas „jest oschła i zimna, a tylko czasem gorliwa. Nie znajduje również w niczym ulgi, nie ma żadnej myśli pocieszającej, nie może nawet podnieść serca do Boga” (J.K.: Ż.pł. 1, 20). To nie znaczy, że nie umie kochać, nawet wzrasta w miłości i jeśli mimo tylu utrapień trwa w wierności Bogu, jej miłość stanie się czystsza i mocniejsza. Człowiek, postępując w wierze, nadziei i miłości, oczyszcza się i przechodzi noc ducha, nie błądząc w ciemnościach i w oschłości, cnoty te bowiem mocno zakotwiczają go w Bogu.
- O Boże, dopomóż mi! O Boże, nie opuszczaj mnie w tej ostatniej chwili! O Boże, udziel mi mocy, bo wszystkie moje siły ustają. Nie potrafię już nic: podtrzymuj mnie swoją łaskawą dłonią! O Boże, Ty zasnąłeś w lodzi duszy mojej, a burza morska ogarnia mnie… Panie Jezu, bez Ciebie nie może tam być uciszenia.
O słodki Jezu, jak twarde są te słowa nakazujące mi, abym wzięła krzyż!… Czyż nie wiesz, jak bardzo jestem słaba w cierpieniu? Jak jestem biedna? Jeśli Ty, będąc jasnością światła wiecznego… zostałeś ukrzyżowany, ja, będąc ziemią i prochem, czyż będę wolna od tego krzyża? Ty nie popełniłeś grzechu, a zostałeś ukrzyżowany dla mnie, to czyż ja odmówię ukrzyżowania dla Ciebie? Daj mi, Panie, tę wielkość ducha oraz wdzięczność. Niechaj pragnę z całego serca cierpieć dla Ciebie, być ukrzyżowaną dla Ciebie (bł. Kamila da Varano).
- Oko, które wszystko widzisz, Boże życia, dobroci, nadziei, wysłuchaj wzdychań mojej zbolałej duszy!
Panie Jezu… który dla nas przyjąłeś ciało i naszą naturę, aby nas uczynić uczestnikami swojej boskiej natury… racz — błagam Cię o to, o Miłosierny, abyś na nowo stworzył mnie, naczynie gliniane, rozbite i zniszczone, zaklinam Cię, abyś raczył ulać mnie na nowo… w ogniu Twojego słowa, Twój obraz zniekształcony przez grzech… Oczyść mnie, błagam Cię o to, o mój Dobroczyńco!… Nie odpłacaj mi złem za zło z powodu moich złych czynów… Ty dajesz życie wszystkim dzięki swej woli zbawienia.
O Królu nieba… spraw, abym zakotwiczył się w nadziei położonej w Tobie w sposób niezłomny i abym przyodział się, według słowa Izajasza, w siłę Twojego potężnego ramienia i pierwotną czystość, aby okazała się chwała i słodycz Twojego Bóstwa, dawcy wszelkich darów (św. Grzegorz z Narek).
O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. III, str. 455
http://www.mateusz.pl/czytania/2014/20141115.htm
*******************
REWOLUCJA JEZUSA
głodni spragnieni
bezdomni obcy
więźniowie chorzy
wyklęci
oto nowa klasa Ewangelii
arystokracja Jezusa
oto jego wcielenie
na dzień sądu
najbardziej ostateczni
Janusz St. Pasierb
***********************
OGRÓJEC
już objawiłem im Boga
w blasku i mocy
jeszcze objawię im człowieka
dzisiejszej nocy
ujrzą obojętność oliwek
nieruchomość świateł i cieni
doświadczą ile można nabrać sił
leżąc z twarzą przytuloną do ziemi
dam im posłuchać milczenia Boga
gdy się Go woła
zobaczą zimny blask kielicha
w ręku anioła
objawię im ostatnią prawdę
najwstydliwszą z tajemnic człowieka
nie umie być sam póki żyje
i gdy umiera
trzy razy obudzę śpiących
sercem bijącym o żebra
człowiek wzywający człowieka
żebrak
Janusz St. Pasierb
***********************************************************************************************************************
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
Święty Albert Wielki, biskup i doktor Kościoła |
Albert urodził się prawdopodobnie między 1193 a 1200 r. w Lauingen w Niemczech. Jego ojciec był rycerzem i pełnił obowiązki naczelnika miasteczka. Dzięki swemu pochodzeniu Albert mógł studiować w Padwie i w Bolonii. W Padwie w 1221 r. spotkał bł. Jordana z Saksonii i z jego rąk otrzymał habit dominikański. Skierowany do konwentu dominikanów w Kolonii, tu zapewne złożył profesję zakonną, ukończył studia teologiczne i otrzymał święcenia kapłańskie. W latach 1234-1242 był lektorem w klasztorach: Hildesheim, Fryburgu, w Ratyzbonie i w Strasburgu. Potem udał się do Paryża, gdzie kończył i uzupełniał swoje studia wyższe. Tam też został profesorem – jako pierwszy Niemiec (1245). Wykładał tam do 1248 r. W 1248 r. zorganizował w Kolonii dominikańskie studium generalne, gdzie wykładał do 1260 r., z przerwą w latach 1254-1257. Prawdopodobnie w Kolonii spotkał św. Tomasza z Akwinu, dla którego stał się nauczycielem i mistrzem. Albert jako pierwszy rozpoznał w młodym Tomaszu przyszłego wielkiego uczonego. Tradycja dominikańska przypisuje mu proroczą wypowiedź o Akwinacie: “Nazywamy go niemym wołem, ale on jeszcze przez swoją naukę tak zaryczy, że usłyszy go cały świat”.
W roku 1254 kapituła prowincjalna wybrała Alberta prowincjałem około 40 klasztorów niemieckich. Jako prowincjał Albert uczestniczył w kapitułach generalnych zakonu: w Mediolanie (1255) i w Paryżu (1256), gdzie zetknął się ze św. Ludwikiem IX, królem Francji, od którego otrzymał cząstkę relikwii Krzyża świętego. W roku 1255 udał się do Anagni, gdzie wobec papieża Aleksandra IV bronił Zakonu, przeciwko któremu Uniwersytet Paryski, a za nim inne uczelnie, wytoczyły walkę, której rzeczywistą przyczyną była konkurencja kleru diecezjalnego z zakonnym. Zdumiony wiedzą Alberta papież zaprosił go z wykładami do Anagni, Rzymu i Viterbo. W roku 1257 Święty zdał urząd prowincjała i powrócił do wykładania w Kolonii. W roku 1260 mianowany został przez papieża Aleksandra IV biskupem Ratyzbony. Zadziwił wszystkich jako doskonały administrator rozległej diecezji; wydawało się bowiem, że uczony tej miary nie nadaje się do pracy duszpasterskiej. Albert uzdrowił finanse i gospodarkę majątków kościelnych, zreorganizował parafie, ożywił ducha gorliwości wśród swoich kapłanów. W dwa lata później, po śmierci Aleksandra IV, uzyskał od Urbana IV zgodę na rezygnację z funkcji rządcy diecezji, uznając się niegodnym tego urzędu.
W latach następnych spełniał niektóre poruczenia papieskie – zwłaszcza mediacyjne. Urban IV mianował go kaznodzieją papieskim na rzecz krucjaty. Powierzył mu także zbiórkę środków na jej zorganizowanie w Niemczech i w Czechach. Do pomocy przydał mu słynnego kaznodzieję, franciszkanina, Bertolda z Ratyzbony. Papież zlecał mu też misje specjalne, np. dla rozsądzenia i załagodzenia sporu pomiędzy metropolitą kolońskim a miastem Kolonią. Kazał mu również dopilnować, by wybory biskupa Brandenburga odbyły się w sposób kanoniczny.
W roku 1264 zmarł Urban IV. Korzystając z okazji, Albert poprosił następcę, Klemensa IV, o zwolnienie z obowiązków. Wrócił do Kolonii i Strasburga, gdzie powstał nowy, silny dominikański ośrodek naukowy. Po 6 latach papież znowu wysłał go dla załagodzenia antagonizmów w Meklemburgii. W 1277 r. generał zakonu, bł. Jan z Vercelli, powierzył mu misję, by bronił Zakonu i św. Tomasza z Akwinu. Znów bowiem podniosły się głosy, że należy usunąć z uniwersytetów franciszkanów i dominikanów, bo stanowili zbyt silną konkurencję dla kleru świeckiego. Papież następnie polecił Albertowi ponownie zająć się sporem, jaki się odnowił pomiędzy metropolitą Kolonii, Engelbertem Falkenbergiem, a miastem. Odebrał także przysięgę w imieniu papieża od nowego cesarza, Rudolfa. Wreszcie instalował nowego opata w Fuldzie. Wziął także udział w soborze powszechnym w Lyonie w roku 1274. Te wszystkie misje publiczne świadczą o tym, jak bardzo Albert był ceniony, jak wielki miał autorytet i dar jednania ludzi.
Św. Albert był jednym z największych umysłów chrześcijańskiego średniowiecza. Przedmiotem jego naukowych zainteresowań były niemal wszystkie dziedziny ówczesnej wiedzy. Nie było dziedziny, której by nie znał, o której by nie pisał, począwszy od wzniosłych prawd teologii i filozofii, poprzez nauki przyrodnicze. Słusznie papież Pius XI nadał mu tytuł doktora uniwersalnego, a potomność od dawna nazywała go Wielkim. Można powiedzieć, że nie byłoby św. Tomasza, gdyby mu nie utorował drogi – na tym właśnie polu – św. Albert. On pierwszy usiłował stworzyć syntezę wszystkich nauk. Sam napisał: “Intencją naszą jest, by wszystkie części (fizykę, matematykę, metafizykę) połączyć w jedną całość, dla łacinników zrozumiałą”. Albert znał wszystkich dostępnych wówczas pisarzy: żydowskich, greckich, rzymskich, jak też teologów kościelnych. Jego dzieła wydano aż w 40 tomach. Jednocześnie posiadał umiejętność łączenia wiedzy z dobrocią, dlatego był nazywany “doktorem powszechnym” i “sumą dobroci”.
Zmarł 15 listopada 1280 r. w Kolonii. Wbrew przyjętemu w Zakonie zwyczajowi pochowano go w chórze kościoła zakonnego i wystawiono mu duży pomnik. W roku 1383 za zezwoleniem papieża Sykstusa IV przełożony generalny dokonał podziału relikwii św. Alberta: ramię podarowano konwentowi dominikańskiemu w Bolonii, a relikwie mniejsze rozesłano po innych kościołach Zakonu. Dom rodzinny w Lauingen zamieniono na kaplicę. Papież Innocenty VIII zezwolił dominikanom Kolonii i Ratyzbony na odmawianie oficjum o błogosławionym, co w roku 1670 papież Klemens X rozszerzył na cały Zakon i na szereg diecezji we Francji i w Niemczech. Beatyfikował go Grzegorz XV w 1438 r. W 1459 r. został zaliczony przez Piusa II do grona doktorów Kościoła. Kanonizował go Pius XI 6 grudnia 1931 r. Jego następca, Pius XII, ogłosił go w 1942 r. patronem studiujących nauki przyrodnicze. Albert jest ponadto patronem górników.
W ikonografii św. Albert przedstawiany jest w habicie dominikańskim, czasami w mitrze lub jako profesor. Jego atrybutami są: księga, krzyż, lilia jako symbol wiernej duszy, mitra, ptasie pióro.
Święty Leopold III
Leopold urodził się ok. roku 1075 w Gars w Austrii. Był synem margrabiego Leopolda II Bamberga, zwanego Pięknym, i jego żony Idy. Jego wychowawcą był biskup Passau, św. Altmann (+ 1090). Po śmierci ojca Leopold objął samodzielne rządy nad Austrią w 1095 r. Wyróżniał się wielką troską o potrzeby Kościoła, dlatego budował świątynie i sprowadzał zakonników, aby powiększyć skromną liczbę tamtejszego kleru. Założył słynne opactwo w Melk i niemniej głośne potem opactwo w Klosterneuburg pod Wiedniem, istniejące do dziś. Przyjaźnił się też z bł. Hartmannem, późniejszym biskupem Bressanone. Kiedy wybuchł spór między cesarzem a papieżem, św. Leopold opowiedział się po stronie papieża. Ten w dowód wdzięczności obdarzył go tytułem “syna św. Piotra”.
Leopold był powinowatym cesarza Henryka V, gdyż pojął za żonę jego siostrę, Agnieszkę, z którą miał 18 dzieci. Przy założonym przez siebie opactwie ufundował obok swojej rezydencji w Klosterneuburgu słynną na całą Austrię szkołę, którą oddał wraz z klasztorem i kościołem kanonikom regularnym św. Augustyna. Ufundował ponadto opactwo cysterskie w Heiligkreuz i słynne opactwo w Mariazell, najsłynniejsze austriackie sanktuarium maryjne.
Gdy w 1125 r. umarł Henryk V, niektórzy z elektorów pragnęli dać koronę cesarską Leopoldowi. On jednak nie przyjął jej, wolał pozostawać w spokoju w swym kraju. Zyskał sobie przydomek Pobożnego.
Zmarł w czasie polowania 15 listopada 1136 r. Został pochowany w krypcie kościoła w Klosterneuburgu, gdzie spoczywa do dziś. W roku 1485 Innocenty VIII dokonał jego formalnej kanonizacji, a w 1663 r. cesarz Leopold I ogłosił go patronem Austrii.
Ikonografia przedstawia go najczęściej w koronie władcy z kościołem w ręku, a często także z koszem chleba, by przypomnieć, że święty był budowniczym kościołów i wyróżniał się miłosierdziem.
Święty Dydak z Alcali, zakonnik
W swoim kraju nazywany San Diego de Alcalá, Dydak urodził się w 1400 r. w San Nicolás del Puerto w Andaluzji. Pochodził z bardzo biednej rodziny, dlatego musiał wcześnie opuścić dom. Był tercjarzem franciszkańskim, pracował w swoim kościele parafialnym w ogrodzie. Zarobionymi pieniędzmi dzielił się z ubogimi. Przez pewien czas był pustelnikiem.
Wstąpił do Zakonu Braci Mniejszych, gdzie złożył śluby wieczyste i jako brat zakonny pełnił proste posługi i zadania w klasztorze w Arizal koło Kordoby. W 1441 roku wyjechał na misje na Wyspy Kanaryjskie. Do Hiszpanii wrócił w 1449 r., a rok później przybył do Rzymu na kanonizację swojego współbrata, św. Bernardyna ze Sieny. Tam nawiązał kontakt z promotorami reformy zakonów franciszkańskich. Odtąd włączył się gorliwie w nurt obserwancki.
Podczas epidemii dżumy przebywał w klasztorze w Aracoeli (Alkali) na Kapitolu. Uzdrawiał chorych, namaszczając ich rany oliwą, która pochodziła z lampek płonących przed ołtarzem Matki Bożej.
Posiadał dar mówienia o Bogu i głębokiego rozumienia prawd wiary, dzięki któremu przyciągał wielu nawet uczonych teologów. Wiele osób prosiło go o modlitwę, ponieważ miał też dar wypraszania łaski powrotu do zdrowia. Wzorował się na św. Franciszku w ubóstwie, posłuszeństwie, pokorze i miłości do wszystkich ludzi i stworzeń. Zasłynął z gorliwości, mądrości i świętości życia. Przez osiem lat pełnił obowiązki przełożonego klasztoru, co było niecodziennym wydarzeniem, nie zdarzało się bowiem, żeby prosty zakonnik pełnił obowiązki gwardiana.
Zmarł 12 listopada 1463 r. w Alcalá de Henares, w założonym przez siebie konwencie reformatów, trzymając w dłoniach krucyfiks. Jego ciało nie ulega rozkładowi i nadal wydziela przyjemną woń.
Kanonizował go papież franciszkanin Sykstus V 2 lipca 1588. Dydak jest patronem braci zakonnych. Od jego imienia wzięła swą nazwę misja franciszkańska w Kalifornii, która rozwinęła się i stała się podwalinami dzisiejszego miasta San Diego.
Błogosławiona Magdalena Morano, dziewica
Magdalena przyszła na świat 15 listopada 1847 roku w Chieri jako szóste dziecko. Miała jeszcze dwoje młodszego rodzeństwa. Wkrótce jej ojciec zgłosił się na ochotnika w czasie walk o zjednoczenie Italii. Służył w wojsku sześć lat. Mama sama musiała radzić sobie z ósemką dzieci. Rok po powrocie, w 1855 roku, ojciec Magdaleny zmarł z powodu gruźlicy. Rodzina nigdy nie była zamożna, ale teraz sytuacja stała się bardzo trudna. Magdalena przerwała naukę w szkole podstawowej i pomagała zarobić na utrzymanie, tkając płótna. Dziecko przestało się śmiać, bawić, posmutniało. Dostrzegł to kuzyn matki, który starał się pomagać rodzinie, na ile potrafił – kupował książki i przybory szkolne. Dzięki niemu Magda mogła wrócić do szkoły.
W wieku 10 lat przeżyła najważniejsze chwile dzieciństwa: Pierwszą Komunię świętą, śmierć siedmioletniego brata Józefa i rozpoczęcie nauczania jako mistrzyni w szkole. Powierzono jej opiekę nad najmłodszymi dziećmi. Dziewczynka bawiła się z nimi, pomagała w lekcjach. Pięć lat później, w Buttigliera, gdzie przeprowadziła się jej rodzina, miejscowy proboszcz otworzył przedszkole, w którym Magdalena została wychowawczynią. W latach 1864-1866 zdobyła odpowiednie dyplomy uprawniające do nauczania w szkole powszechnej.
Na zaproszenie władz miasta Montaldo Torinese objęła w nim stanowisko nauczycielki, choć miała dopiero 19 lat. Została niezbyt dobrze przyjęta przez mieszkańców, ponieważ zajęła miejsce miejscowej nauczycielki. Wkrótce jednak swoją dobrocią, życzliwością i zaangażowaniem zyskała serca wszystkich wychowanków, a potem także rodziców i całego miasteczka. Spędziła wśród nich 12 lat. Pochłaniała ją nie tylko praca; już wtedy odznaczała się głębokim życiem wewnętrznym: codziennie uczestniczyła we Mszy św., włączyła się w życie parafii. Przez 11 lat zebrała tyle oszczędności, że mogła zrobić matce niespodziankę – kupiła niewielki domek z ogródkiem i kawałkiem pola. Zwierzyła się jej przy okazji, że pragnie zostać zakonnicą. Nie przyjęły jej Córki Miłości ani dominikanki, ponieważ miała już skończone 30 lat. To jej jednak nie załamało.
W 1878 roku Magdalena przebywała w Turynie i wykorzystując nadarzającą się okazję, poszła na spotkanie z ks. Janem Bosko. Święty natychmiast dostrzegł jej duchowe talenty i charyzmat pedagogiczny. Przyjął ją z otwartymi rękami. Magdalena wstąpiła do sióstr w Mornese 15 sierpnia 1878 r. Bardzo polubiła ją św. matka Mazzarello, a nowa siostra ze zdumieniem stwierdziła, że salezjański system wychowania jest podobny do tego, jaki praktykowała od 16 lat. Zabrała się od razu do pracy. Uczyła w Nizza, gdzie w latach 1878-1879 przeniesiono Dom Macierzysty. W dniu 4 września 1879 r. złożyła pierwsze śluby zakonne; rok później złożyła śluby wieczyste.
Zaraz potem przełożona powołała ją do rady domu. Niebawem, w nocy 14 maja 1881 roku, zmarła matka Mazzarello. Magdalena jeszcze w tym samym roku wyjechała na Sycylię, gdzie w Trecastagni miejscowa ludność nie odnosiła się z sympatią do “obcych” sióstr. Błogosławiona cierpliwie oddała się pracy. Wkrótce siostry otworzyły oratorium świąteczne, kolegium, konwikt, kilka szkół. Przez cztery lata siostra Morano pracowała bez wytchnienia. Była dyrektorką domu, mistrzynią nowicjuszek, nauczycielką, katechetką, pomagała w zakrystii, portierni, pralni, kuchni i piekarni. Była wszędzie, ale zawsze znajdowała czas na modlitwę.
Praca sióstr wydała wspaniałe owoce. Miejscowi biskupi zabiegali, by siostry podjęły pracę także w ich diecezjach. Jakby w odpowiedzi na te prośby zgłaszało się coraz więcej kandydatek. Po czterech latach siostra Magdalena została przeniesiona do Turynu, gdzie zorganizowano główny zarząd zgromadzenia. Została przełożoną generalną. Tymczasem zmarła z nadmiaru pracy przełożona wspólnoty na Sycylii. Magdalena powróciła więc na wyspę i tam pracowała przez ostatnich 18 lat życia. Powstały wtedy domy w bardzo wielu miejscowościach.
W ogromie pracy, jaki wykonała przez całe swoje życie, Magdalena zawsze znajdowała czas, by codziennie rano wstać przed wszystkimi, odprawić Drogę Krzyżową, a potem po wspólnych modlitwach zacząć pracę, która dla wielu ludzi byłaby ponad siły. W 1900 roku, po miesiącach podróży w upale, jej zdrowie się załamało. Męczyły ją nieustanne kolki i mdłości. Zdiagnozowano chorobę nowotworową. Siostra Magdalena przyjęła wolę Bożą z radością. Cudownym zrządzeniem woli Bożej w połowie listopada Magdalena wstała z łóżka, żartując przy tym, że “czarne owce” nie umierają. W kolejnych latach bóle nie ustawały, ale uśmiech nie znikał z jej twarzy. Godziny przepełnione bólem spędzała na modlitwie.
Gdy w marcu 1908 roku matka Daghero z Turynu zapytała ją, czy byłaby gotowa opuścić Sycylię i podjąć obowiązki nowej inspektorki, Magdalena odpowiedziała z humorem: “A Matka nie ma litości dla moich 61 lat? Zdaję się na wolę Bożą, ale proszę, by Bóg dał mi łaskę dobrego przygotowania się na śmierć”. Zmarła rankiem 26 marca 1908 r. w Katanii.
Św. Jan Paweł II beatyfikował ją podczas swojej podróży do Katanii 5 listopada 1994 r. Powiedział wówczas: “Posługując się prostym, lecz wymownym porównaniem, Magdalena tak określała drogę do świętości: «Wstępuje się na wysoką górę doskonałości dzięki stałemu umartwieniu. Także duże domy są wykonane z małych kamieni ułożonych na sobie». Jej wskazówki oświecają, pocieszają, dodają odwagi: «Myślcie tak, jak myślałby Jezus». Tak właśnie m. Magdalena mówiła i tak żyła, samej sobie powtarzając: «Proś o łaskę, by każdego dnia nieść w pokoju twój krzyż»”.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/11-15.php3
********************************************************************
UZUPEŁNIENIE DO ŻYWOTÓW ŚWIĘTYCH
Katecheza Benedykta XVI podczas audiencji ogólnej 24 marca 2010 r
Drodzy bracia i siostry,
jednym z największych mistrzów średniowiecznej teologii jest św. Albert Wielki. Tytuł „wielkiego” (magnus), z jakim przeszedł on do historii, wskazuje na bogactwo i głębię jego nauczania, które połączył ze świętością życia. Już współcześni nie wahali się przyznawać mu wspaniałych tytułów; jeden z jego uczniów, Ulryk ze Strasburga, nazwał go „zdumieniem i cudem naszej epoki”.
Urodził się on w Niemczech na początku XIII wieku i w bardzo młodym wieku udał się do Włoch, do Padwy, gdzie mieścił się jeden z najsłynniejszych uniwersytetów w średniowieczu. Poświęcił się studiom tak zwanych „sztuk wyzwolonych”: gramatyki, retoryki, dialektyki, arytmetyki, geometrii, astronomii i muzyki, to jest ogólnej kultury, przejawiając owo typowe zainteresowanie naukami przyrodniczymi, które stać się miały niebawem ulubionym polem jego specjalizacji. Podczas pobytu w Padwie uczęszczał do kościoła dominikanów, do których przyłączył się później, składając tam śluby zakonne. Źródła hagiograficzne pozwalają się domyślać, że Albert stopniowo dojrzewał do tej decyzji. Intensywny związek z Bogiem, przykład świętości braci dominikanów, słuchanie kazań błogosławionego Jordana z Saksonii, następcy św. Dominika na czele Zakonu Kaznodziejskiego, były czynnikami decydującymi o rozwianiu wszelkich wątpliwości i przezwyciężeniu także oporu rodziny. Często w latach młodości Bóg mówi do nas i wskazuje nam plan naszego życia. Jak dla Alberta, także dla nas wszystkich modlitwa osobista, ożywiana Słowem Bożym, przystępowanie do sakramentów i kierownictwo duchowe oświeconych mężów, są narzędziami służącymi odkryciu głosu Boga i pójściu za nim. Habit zakonny otrzymał z rąk błogosławionego Jordana z Saksonii.
Po święceniach kapłańskich przełożeni wyznaczyli go do nauczania w różnych ośrodkach studiów teologicznych przy klasztorach ojców dominikanów. Błyskotliwe przymioty umysłu pozwoliły mu doskonalić studium teologii na najsłynniejszym uniwersytecie tamtych czasów – w Paryżu. Św. Albert rozpoczął wówczas tę niezwykłą działalność pisarską, którą miał odtąd prowadzić przez całe życie.
Powierzano mu ważne zadania. W 1248 roku miał otworzyć studium teologii w Kolonii – jednym z najważniejszych ośrodków Niemiec, gdzie wielokrotnie mieszkał i która stała się jego przybranym miastem. Z Paryża przywiózł z sobą do Kolonii swego wyjątkowego ucznia, Tomasza z Akwinu. Już sam fakt, że był nauczycielem św. Tomasza, byłby zasługą wystarczającą, aby żywić głęboki podziw dla św. Alberta. Między obu tymi wielkimi teologami zawiązały stosunki oparte na wzajemnym szacunki i przyjaźni – ludzkich predyspozycjach, bardzo przydatnych w rozwoju nauki. W 1254 roku Albert wybrany został na przełożonego „Prowincji Teutońskiej”, czyli niemieckiej, dominikanów, która obejmowała wspólnoty rozsiane na rozległym obszarze Europy Środkowej i Północnej. Wyróżniał się gorliwością, z jaką pełnił tę posługę, odwiedzając wspólnoty i wzywając nieustannie braci do wierności św. Dominikowi, jego nauczaniu i przykładom.
Przymioty jego nie uszły uwadze ówczesnego papieża Aleksandra IV, który zapragnął, by Albert towarzyszył mu przez jakiś czas w Anagni – dokąd papieże udawali się często, w samym Rzymie i w Viterbo, aby zasięgać jego rad w sprawach teologii. Tenże papież mianował go biskupem Ratyzbony – wielkiej i sławnej diecezji, która jednak przeżywała trudne chwile. Od 1260 do 1262 Albert pełnił tę posługę z niestrudzonym oddaniem, przywracając pokój i zgodę w mieście, reorganizując parafie i klasztory oraz nadając nowego bodźca działalności charytatywnej.
W latach 1263-64 Albert głosił kazania w Niemczech i Czechach na życzenie Urbana IV, po czym wrócił do Kolonii, aby podjąć na nowo swoją misję nauczyciela, uczonego i pisarza. Będąc człowiekiem modlitwy, nauki i miłości, cieszył się wielkim autorytetem, gdy wypowiadał się z okazji różnych wydarzeń w Kościele i społeczeństwie swoich czasów: był przede wszystkim mężem pojednania i pokoju w Kolonii, gdzie doszło do poważnego konfliktu arcybiskupa z instytucjami miasta; nie oszczędzał się podczas II Soboru Lyońskiego, zwołanego w 1274 roku przez Grzegorza X, by doprowadzić do unii Kościołów łacińskiego i greckiego po podziale w wyniku wielkiej schizmy wschodniej z 1054 roku; wyjaśnił myśl Tomasza z Akwinu, która stała się przedmiotem całkowicie nieuzasadnionych zastrzeżeń, a nawet oskarżeń.
Zmarł w swej celi w klasztorze Krzyża Świętego w Kolonii w 1280 roku i bardzo szybko czczony był przez swoich współbraci. Kościół wyniósł go do kultu przez wiernych przez beatyfikację w 1622 roku i kanonizację w 1931, gdy papież Pius XI ogłosił go Doktorem Kościoła. Było to niewątpliwie właściwe uznanie dla tego wielkiego męża Bożego i wybitnego uczonego nie tylko w dziedzinie prawd wiary, ale i w wielu innych dziedzinach wiedzy; patrząc na tytuły jego licznych dzieł zdajemy sobie sprawę, że jego kultura miała w sobie coś z cudu i że jego encyklopedyczne zainteresowania skłoniły go do zajęcia się nie tylko filozofią i teologią, jak wielu mu współczesnych, ale także wszelkimi innymi, znanymi wówczas dyscyplinami, od fizyki po chemię, od astronomii do mineralogii, od botaniki po zoologię. Z tego też powodu Pius XII ogłosił go patronem uczonych w zakresie nauk przyrodniczych i jest on nazywany też „Doctor universalis” właśnie ze względu na rozległość swoich zainteresowań i swojej wiedzy.
Niewątpliwie metody naukowe stosowane przez św. Alberta Wielkiego nie są takie, jak te, które miały się przyjąć w późniejszych stuleciach. Jego metoda polegała po prostu na obserwacji, opisie i klasyfikacji badanych zjawisk, w ten sposób jednak otworzył on drzwi dla przyszłych prac.
Może nas on wiele jeszcze nauczyć. Przede wszystkim św. Albert pokazuje, że między wiarą a nauką nie ma sprzeczności, mimo pewnych epizodów świadczących o nieporozumieniach, jakie odnotowano w historii. Człowiek wiary i modlitwy, jakim był św. Albert Wielki, może spokojnie uprawiać nauki przyrodnicze i czynić postępy w poznawaniu mikro i makrokosmosu, odkrywając prawa właściwe materii, gdyż wszystko to przyczynia się do podsycania pragnienia i miłości do Boga. Biblia mówi nam o stworzeniu jak o pierwszym języku, w którym Bóg, będący najwyższą inteligencją i Logosem, objawia nam coś o sobie. Księga Mądrości na przykład stwierdza, że zjawiska przyrody, obdarzone wielkością i pięknem, są niczym dzieła artysty, przez które, w podobny sposób, możemy poznać Autora stworzenia (por. Mdr 13, 5). Uciekając się do porównania klasycznego w średniowieczu i odrodzeniu można porównać świat przyrody do księgi napisanej przez Boga, którą czytamy, opierając się na różnych sposobach postrzegania nauk (por. Przemówienie do uczestników plenarnego posiedzenia Papieskiej Akademii Nauk, 31 października 2008 r.). Iluż bowiem uczonych, krocząc śladami św. Alberta Wielkiego, prowadziło swe badania, czerpiąc natchnienie ze zdumienia i wdzięczności w obliczu świata, który ich oczom – naukowców i wierzących – jawił się i jawi jako dobre dzieło mądrego i miłującego Stwórcy! Badanie naukowe przekształca się wówczas w hymn chwały. Zrozumiał to doskonale wielki astrofizyk naszych czasów, którego proces beatyfikacyjny się rozpoczął, Enrico Medi, gdy napisał: „O, wy, tajemnicze galaktyki …, widzę was, obliczam was, poznaję i odkrywam was, zgłębiam was i gromadzę. Z was czerpię światło i czynię zeń naukę, wykonuję ruch i czynię zeń mądrość, biorę iskrzenie się kolorów i czynię zeń poezję; biorę was, gwiazdy, w swe ręce i drżąc w jedności mego jestestwa unoszę was ponad was same, i w modlitwie składam was Stwórcy, którego tylko za moją sprawą wy, gwiazdy, możecie wielbić” (Dzieła. Hymn ku czci dzieła stworzenia).
Św. Albert Wielki przypomina nam, że między nauką a wiarą istnieje przyjaźń i że ludzie nauki mogą przebyć, dzięki swemu powołaniu do poznawania przyrody, prawdziwą i fascynującą drogę świętości.
Jego niezwykłe otwarcie umysłu przejawia się także w działalności kulturalnej, którą podjął z powodzeniem, a mianowicie w przyjęciu i dowartościowaniu myśli Arystotelesa. W czasach św. Alberta szerzyła się bowiem znajomość licznych dzieł tego filozofa greckiego, żyjącego w IV wieku przed Chrystusem, zwłaszcza w dziedzinie etyki i metafizyki. Ukazywały one siłę rozumu, wyjaśniały w sposób jasny i przejrzysty sens i strukturę rzeczywistości, jej zrozumiałość, wartość i cel ludzkich czynów. Św. Albert Wielki otworzył drzwi pełnej recepcji filozofii Arystotelesa w średniowiecznej filozofii i teologii, recepcji opracowanej potem w sposób ostateczny przez św. Tomasza. Owa recepcja filozofii, powiedzmy pogańskiej i przedchrześcijańskiej, oznaczała prawdziwą rewolucję kulturalną w owych czasach. Wielu myślicieli chrześcijańskich lękało się bowiem filozofii Arystotelesa, filozofii niechrześcijańskiej, przede wszystkim dlatego, że prezentowana przez swych komentatorów arabskich, interpretowana była tak, by wydać się, przynajmniej w niektórych punktach, jako całkowicie nie do pogodzenia z wiarą chrześcijańską. Pojawiał się zatem dylemat: czy wiara i rozum są w sprzeczności z sobą czy nie?
Na tym polega jedna z wielkich zasług św. Alberta: zgodnie z wymogami naukowymi poznawał dzieła Arystotelesa, przekonany, że wszystko to, co jest rzeczywiście racjonalne, jest do pogodzenia z wiarą objawioną w Piśmie Świętym. Innymi słowy, św. Albert Wielki przyczynił się w ten sposób do stworzenia filozofii samodzielnej, różnej od teologii i połączonej z nią wyłącznie przez jedność prawdy. Tak narodziło się w XIII wieku wyraźne rozróżnienie między tymi dwiema gałęziami wiedzy, filozofią a teologią, które we wzajemnym dialogu współpracują zgodnie w odkrywaniu prawdziwego powołania człowieka, spragnionego prawdy i błogosławieństwa: i to przede wszystkim teologia, określona przez św. Alberta jako „nauka afektywna”, jest tą, która wskazuje człowiekowi jego powołanie do wiecznej radości, radości, która wypływa z pełnego przylgnięcia do prawdy.
Św. Albert Wielki był w stanie przekazać te pojęcia w sposób prosty i zrozumiały. Prawdziwy syn św. Dominika głosił chętnie kazania ludowi Bożemu, który zdobywał swym słowem i przykładem swego życia.
Drodzy bracia i siostry, prośmy Pana, aby nie zabrakło nigdy w Kościele świętym uczonych, pobożnych i mądrych teologów, jak św. Albert Wielki i aby pomógł on każdemu z nas utożsamiać się z „formułą świętości”, którą realizował on w swoim życiu: „Chcieć tego wszystkiego, czego ja chcę dla chwały Boga, jak Bóg chce dla swej chwały tego wszystkiego, czego On chce”, to znaczy, aby upodabniać się coraz bardziej do woli Boga, aby chcieć i czynić jedynie i zawsze to wszystko dla Jego chwały.
ml (KAI Rzym) / Watykan
http://ekai.pl/biblioteka/dokumenty/x858/katecheza-benedykta-xvi-podczas-audiencji-ogolnej-marca-r/
************
Święty Albert Wielki OP – filozof i mistyk
Marek Wójtowicz SJ
Albert Wielki to genialny chrześcijański myśliciel żyjący w XIII wieku. Należy go zaliczyć do najwybitniejszych twórców średniowiecznej nauki. Postulował autonomię rozumu w budowaniu filozofii. Uważał, że właśnie w ten sposób może najlepiej przysłużyć się obronie chrześcijańskiej wiary.
Albert urodził się w 1200 roku w Szwabii, w rodzinie rycerskiej. Podczas studiów na Uniwersytecie w Padwie zetknął się z następcą św. Dominika, Jordanem z Saksonii OP. Zafascynowany duchowością i dynamicznym rozwojem dominikanów w 1223 roku wstąpił do nowicjatu zakonu kaznodziejskiego.
Najpierw prowadził wykłady w Kolonii i w wielu innych miastach niemieckich. Od 1240 do 1248 roku nauczał w Paryżu. To m.in. dzięki Albertowi Wielkiemu jego najwybitniejszy uczeń, św. Tomasz z Akwinu, zapoznał się w Paryżu z filozofią Arystotelesa, a także z myślą filozofów żydowskich i arabskich.
Albert Wielki stworzył zręby syntezy myśli chrześcijańskiej, która do dzisiaj karmi i inspiruje filozofów oraz teologów. Interesował się także naukami przyrodniczymi. Jego pasja poznawcza obejmowała różne dziedziny wiedzy, od mineralogii i botaniki po teologię życia mistycznego. Wpłynął on także na dzieła wielu mistyków nadreńskich, takich jak Eckhard, Tauler i Henryk Suso. Wiek trzynasty w nowy sposób poszukiwał drogi, która prowadzi do szczęścia i zbawienia wiecznego.
Albert Wielki przez trzy lata rządził niemiecką prowincją dominikanów. W roku 1260 został mianowany biskupem Ratyzbony, ale po dwóch latach zrezygnował z kierowania diecezją i poświęcił się rozważaniom i badaniom naukowym. Przez jakiś czas, na prośbę papieża Urbana IV, głosił kazania w Niemczech oraz w Czechach, wzywając do krucjaty w celu odzyskania dla chrześcijaństwa Ziemi Świętej będącej w okowach mahometan. W roku 1274 brał udział w obradach Soboru Liońskiego, zaś w roku 1277 bronił w Paryżu nauk swego ucznia, Tomasza z Akwinu, przed niesprawiedliwymi oskarżeniami ze strony niektórych profesorów. To właśnie Akwinata, z elementów wiedzy nagromadzonych przez Mistrza Alberta, zdołał stworzyć syntezę myśli ogólnoludzkiej i chrześcijańskiej, podobnej w swej strukturze i wewnętrznej harmonii do wspaniałej gotyckiej katedry.
Ten średniowieczny geniusz został beatyfikowany w 1622 roku, natomiast świętym i doktorem Kościoła ogłosił go w 1931 roku papież Pius XI. Do powrotu do tej właśnie wielkiej tradycji scholastycznej, która w centrum stawia nie tylko Boga, lecz także rozum ludzki i jego możliwości poznawcze, nawoływał Jan Paweł II w encyklice Fides et ratio. Tę ścieżkę kontynuuje Benedykt XVI.
http://www.deon.pl/religia/swiety-patron-dnia/art,50,swiety-albert-wielki-op-filozof-i-mistyk.html
**************
Ciemniak ze średniowiecza – św. Albert Wielki
dodane 2008-11-11 20:00
GN 45/2008
Średniowiecze było ciemne – każdy o tym wie, prawda? Trudno więc przekonać, że żyjący w XIII w. Albert Wielki naprawdę był wielki.
Średniowieczny patron ewolucjonistów
ks. Tomasz Jaklewicz
W „ciemnym” średniowieczu, i to w kręgu myśli teologicznej, rodziły się zręby współczesnego przyrodoznawstwa.
Przenosimy się dzisiaj do średniowiecza, a dokładniej w najjaśniejszy wiek tej opoki, czyli wiek XIII. Wtedy właśnie żył i tworzył św. Albert, któremu jako jedynemu spośród scholastyków nadano przydomek „Wielki”. W pamięci potomnych pozostał głównie jako mistrz św. Tomasza z Akwinu. Kim był nauczyciel tak genialnego ucznia? Pochodził z rycerskiego rodu Bollstadt, kształcił się w Padwie, tam też został dominikaninem. W Kolonii ukończył studia, przyjął święcenia i rozpoczął wykładanie filozofii i teologii. Nauczał w różnych miastach niemieckich, a przez kilka lat w Paryżu, gdzie spotkał się ze św. Tomaszem.
Wielokrotnie powoływano go na kościelne urzędy, przez jakiś czas był nawet biskupem Ratyzbony. On jednak zawsze starał się jak najszybciej powrócić do swojej ulubionej pracy naukowej. Nazwano go doctor universalis (powszechny), ponieważ interesowało go właściwie wszystko.
Zostawił po sobie 40 tomów. Jego zasługą było „ochrzczenie” Arystotelesa”, czyli wprowadzenie filozofii Arystotelesa do teologii chrześcijańskiej, która dotąd szukała wsparcia raczej u Platona. Tą drogą poszedł później św. Tomasz. Albert zajmował się nie tylko teologią, ale także dziedzinami wiedzy, które dopiero się rodziły, a mianowicie: anatomią, botaniką, chemią, embriologią, geologią, optyką, rolnictwem, zoologią. Jako pierwszy twierdził, że inne są zasady teologii, inne przyrodoznawstwa.
Teologia i biologia zajmują się tym samym światem, lecz z odmiennych punktów widzenia. Był zwolennikiem stosowania obserwacji i doświadczenia, które mają służyć do sprawdzania słuszności teorii. Głosił rewolucyjne na owe czasy poglądy z dziedziny antropologii. Wspomniał o morfologicznym podobieństwie człowieka do małpy. Opisał cechy odróżniające ludzi od zwierząt. Był najwybitniejszym biologiem od starożytności aż do XVI wieku. Można go uważać za kogoś, kto przeczuwał teorię ewolucji.
Jeśli dziś, po 8 wiekach, niektórzy chrześcijanie ciągle jeszcze próbują tłumaczyć prawa przyrody Pismem Świętym, mówi się, że to średniowiecze. To nieporozumienie! To właśnie w „ciemnym” średniowieczu, i to w kręgu myśli teologicznej, rodziły się zręby współczesnego przyrodoznawstwa.
Legenda powiada, że sędziwy ojciec Albert przerwał kiedyś swój wykład. Po raz pierwszy zawiodła go pamięć. Słuchaczom wyznał, że spełnia się to, co zapowiedziała mu Maryja. W młodości prosił Ją, aby zajmując się filozofią, nigdy nie odstąpił od prawdziwej wiary. Maryja obiecała, że Bóg zachowa jego wiedzę od błędu, ale pod koniec życia jego wiara stanie się niewinna i czysta jak u dziecka. Znakiem tego będzie utrata pamięci podczas wykładu. „Teraz więc, bracia moi, wiem – rzekł Albert – że zbliża się kres mojego życia. Jeśli zdarzyło mi się powiedzieć lub napisać coś przeciwnego wierze katolickiej, odmawiam temu wszelkiej wagi i znaczenia”. Po czym zakończył wykład i żegnając się rzewnie ze wszystkimi, zszedł z katedry. Odtąd cała wiedza filozoficzna zniknęła z jego pamięci. Pamiętał nadal tylko tekst Pisma Świętego. Zmarł i pochowany został w Kolonii.
Widzę więc w wyobraźni 87-letniego mędrca z Kolonii, pierwszego Niemca, który został profesorem paryskiej Sorbony. Widzę, jak stoi przed słuchaczami, których często było tak wielu, że nie mogli się pomieścić w żadnej sali wykładowej. Widzę, jak stoi przed nimi bezradny i płacząc, schodzi z profesorskiej katedry. Potrafi tylko powiedzieć, że wierzy we wszystkie i poszczególne artykuły wiary chrześcijańskiej, a jeśli zdarzy mu się powiedzieć lub napisać coś przeciwnego, odmawia temu wszelkiej wagi i znaczenia.
Jeśli coś mi się kojarzy z określeniem: „odejść z klasą”, to właśnie ta scena.
http://kosciol.wiara.pl/doc/490499.Ciemniak-ze-sredniowiecza-sw-Albert-Wielki
**********
Albert Wielki
The Cistercian Monks Of Stift Heiligenkreuz
Zakon Stift Heiligenkreuz (Świętego Krzyża) jest drugim najstarszym zakonem cystersów na świecie.
Heiligenkreuz leży w sercu Lasu Wiedeńskiego (Wienerwald), oddalonego od Wiednia tylko o 15 km. Prawie 900-letnie opactwo cystersów założone zostało w roku 1133 przez św.murgrabiego Leopolda III , z linii Babenbergów ; syn jego , Otto, wstąpił do klasztoru cystersów Morimond ,podczas swoich studiów we Francji.
Cystersi byli wtedy nowym, założonym w r.1098,ruchem reformatorskim Benedyktynów i cieszyli się wieloma powołaniami ze wszystkich warstw społecznych. Otto, później biskup miasta Freising, przekonał swojego ojca do założenia klasztoru cystersów tak , że już 11 września 1133 roku 12 mnichów z Morimondu mogło praktykować klasztorne życie w rytmie modlitwy i pracy (Ora et labora).
Heiligenkreuz jest dzisiaj jedynym klasztorem cystersów, który istnieje nieprzerwanie od chwili założenia. Wnuk Leopolda III , książe Leopold V. podarował klasztorowi w r.1188 fragment z drewnianego krzyża Chrystusa , o dł.23,5 cm; ta wielka relikwia czczona jest do dzisiaj.
Heiligenkreuz, w 9 wieku swojego istnienia pozostaje ze wszech miar , żywotnym klasztorem. Konwent składa się z wielu młodych braci a cystersi klasztoru , w liczbie ok.70,pracują jako księża i duchowni oraz prowadzą własną , powstałą w r.1802 , Wyższą Szkołę Filozoficzno-Teologiczną, kształcącą księży.
W r.1988 klasztor Heiligenkreuz założył w Bochum (Niemcy: Zagłębie Ruhr-y) nowy klasztor pod nazwą Stiepel.Od roku 2001 kształceni są w Heiligenkreuz młodzi mężczyźni ze Sri Lanki po to , aby również tam założyć klasztor cystersów. Szczególnie chętnie , zg. z wymogami 2-go Soboru Watykańskiego, kultywowane są przez cystersów z Heiligenkreuz – łacińskie modlitwy chóralne.
Jednak niezwykły talent braci tego zakonu został odkryty dzięki YouTube, za pośrednictwem którego braciszkowie wysłali w ostatniej chwili swoje zgłoszenie na konkurs organizowany przez Universal Classic & Jazz na najlepsze oryginalne wykonanie średniowiecznych chorałów gregoriańskich i mimo ogromnej konkurencji zostali niekwestionowanymi faworytami. Dla słuchaczy na codzień obcujących z inną muzyką krążek ten jest hipnotyzującym i oczyszczającym przekazem atmosfery klasztoru przynoszącym spokój i ulgę, dla śpiewających mnichów zaś zebrane tu utwory to nie tylko śpiewanie dla śpiewania, lecz ich modlitwa, i jak sami podkreślają – codzienne życie.
Albumu: Chant, Music for Paradise
Utwory:
1. Antiphon In Paradisum et Psalmus 121 (122)
2. Responsorium Subvenite
3. Responsorium Libera me
4. Stift Heiligenkreuz Bells
5. Missa pro defunctis: Introitus Requiem aeternam
6. Missa pro defunctis: Kyrie
7. Missa pro defunctis: Graduale Requiem aeternam
8. Missa pro defunctis: Tractus Absolve Domine
9. Missa pro defunctis: Offertorium Domine Iesu Christe
10. Missa pro defunctis: Sanctus
11. Missa pro defunctis: Post Elevationem: Pie Iesu Domine
12. Missa pro defunctis: Agnus Dei
13. Missa pro defunctis: Communio Lux aeterna
14. Ad Completorium – Deus in adiutorium
15. Ad Completorium – Hymnus Te lucis ante terminum
16. Ad Completorium – Psalmus 4
17. Ad Completorium – Psalmus 90 (91)
18. Ad Completorium – Psalmus 133
19. Ad Completorium – Lectio brevis
20. Ad Completorium – Responsorium breve
21. Ad Completorium – Canticum Simeonis Nunc dimittis
22. Ad Completorium – Kyrie
23. Ad Completorium – Oratio conclusive
24. Ad Completorium – Antiphona ad Beatam Mariam Virginem Salve Regina
25. Ad Completorium – Benedictio
26. Ad Completorium – Stift Heiligenkreuz bells
27. Ad Completorium – Hymnus Veni Creator Spiritus
28. Ad Completorium – Introitus Dominica Pentecostes Spiritus Domini
29. Ad Completorium – Communio Dominica Pentecostes Factus est repente
***********************************************************************************************************************
Błogosławiona Magdalena Morano
Ks. Ryszard Koper
Na początku adwentu słyszymy wezwanie do czujności. Mamy być gotowi na spotkanie z Chrystusem. Z pewnością nie chodzi tu w pierwszym rzędzie o przygotowania się na święta Bożego Narodzenia, które upamiętniają pierwsze przyjście Jezusa. Dzień tego świątecznego spotkania dobrze znamy. Zaś Ewangelia mówi o spotkaniu, którego daty nikt nie zna. A zatem chodzi tu o spotkanie z Chrystusem w czasach ostatecznych, przy końcu świata. Jak on będzie wyglądał, możemy tylko tonąć w domysłach. Łatwiej sobie wyobrazić nasz indywidualny koniec, który przyjdzie wraz z naszą śmiercią. Nie wiemy kiedy to nastąpi, dlatego winniśmy być gotowi o każdej porze na spotkanie z Chrystusem. Adwent ma nas przygotować do tego spotkania. W polskiej tradycji, w tym okresie częściej sięgano po lekturę Żywotów Świętych. Budujące przykłady świętych, chociaż nie zawsze były do powtórzenia w naszym życiu, to jednak kierowały w stronę Boga i dobra. Popatrzmy zatem jak wyglądała postawa czujności w życiu błogosławionej Magdaleny Morano.
Rodzina Morano należała do wpływowych rodów szlacheckich. Franciszek Morano popełnił mezalians, żeniąc się z piękną, ale ubogą tkaczką Katarzyną. Za to został pozbawiony przez ojca praw dziedziczenia tytułu szlacheckiego oraz dóbr rodzinnych. Aby zarobić na utrzymanie młodzi małżonkowie zajęli się handlem i tkactwem. Żyli skromnie pod względem materialnym, ale byli bogaci duchowo i to bogactwo starali się przekazać swoim dzieciom, których mieli ośmioro. Szóstym z nich była Magdalena, która przyszła na świat 15 listopada 1847 r. Rok później wybucha wojna o niepodległość Italii. Franciszek zgłosił się do wojska. Walczył o wolność Ojczyzny, a żołd jaki utrzymywał zapewniał rodzinie skromne środki do życia. Po sześciu latach, w roku 1854 Francesco opuszcza wojsko i schorowany wraca do domu. Rok później umiera na gruźlicę. W niedługim czasie umiera także najstarsza córka 18-letnia Francesca. Rodzina stanęła teraz w obliczu nędzy materialnej. Zrozpaczoną matkę pocieszała wtedy ośmioletnia Magdalena: “Mamo, nie płacz. Ja ci pomogę”.
Magdalena przerywa podstawową szkołę i zajmuje miejsce przy krośnie, gdzie dotychczas pracowała zmarła siostra. Jednak dzięki wsparciu, kuzyna matki księdza Franciszka, Magdalena może znowu wrócić do szkoły. Gdy kończy dziesięć lat przyjmuje I Komunię świętą. W radość tego wydarzenia wpisany jest smutny fakt śmierci siedmioletniego brata. Ważnym wydarzeniem w życiu dziesięcioletniej Magdaleny było podjęcie nauczania w szkole pani Rosa Girola. Przełożona szybko zauważyła niezwykły talent pedagogiczny, mądrość i odpowiedzialność Magdaleny i powierzyła jej opiekę nad najmłodszymi dziećmi. Maluchy były zauroczone młodziutką, inteligentną, dobrą i mądrą opiekunką. Magdalenie spodobało się uczenie, tak że zapragnęła zostać prawdziwą nauczycielką z dyplomem. Po uzyskaniu takowego, władze miejskie w Montaldo zaoferowały 19-letniej Magdalenie pracę w szkole.
Młodziutka nauczycielka całym sercem angażuje się w prace dydaktyczno-wychowawczą. Robi dla dzieci więcej aniżeli wymagają tego jej obowiązki. Przez pogodę ducha, życzliwość i miły uśmiech, radość i zaangażowanie zyskuje serca swoich wychowanków. Równocześnie prowadzi pogłębione życie religijne. Codziennie uczestniczy we Mszy świętej. Bierze udział w różnych nabożeństwach. Uczy dzieci katechizmu w parafii, włącza się czynnie w życie parafialne. W roku 1877, po 11 latach pracy zaoszczędziła trochę pieniędzy i chcąc mamie sprawić radość kupiła niewielki domek z ogródkiem, kawałkiem pola i winnicą. Uradowana początkowo matka zasmuciła się jednak, gdy Magdalena oznajmiła jej, że zamierza wstąpić do zakonu.
Magdalena zgłosiła się do dwóch zakonów, ale jej nie przyjęto z powodu wieku. Nie przyjmowano tam kobiet po trzydziestce. Magdalena jednak nie zrezygnowała. W roku 1878 udaje się do Turynu, gdzie spotyka świętego ks. Jana Bosko, któory przy pierwszym spotkaniu dostrzegł duchową głębię Magdaleny i jej zdolności pedagogiczne. Nie pytając o wiek przyjął ją do młodego zgromadzenia sióstr Córek Maryi Wspomożycielki. 15 sierpnia 1878 r., 31-letnia Magdalena wstępuje do zgromadzenia. Pierwsze rekolekcje do nowicjuszek wygłosił sam ks. Bosko. Powiedział wtedy do pierwszych sióstr: “Jest was na razie mało, lecz sytuacja się wnet zmieni. Będziecie miały tyle wychowanek i postulantek, że będą trudności z przydzieleniem im pracy”. Magdalena odbywając nowicjat uczy w szkole. Znów przez swoją serdeczność, pobożność i mądrość zdobywa serca swych wychowanek, które w szkole czują się, jak w domu. To wszystko jednak nie odrywa Magdaleny od szukania najgłębszego sensu życia. W czasie tych poszukiwań zapisała: “Szukaj prawdziwego pokoju nie na ziemi, ale w niebie, nie w stworzeniach, ale w Bogu. – Wszystko przemija. Czeka na nas niebo. – Ciężko ci pójść do tego zajęcia, spełnić to polecenie, przebaczyć? Pomyśl, kto cię posyła, pomyśl, kim jest ten, kto tego od ciebie oczekuje”.
4 września 1879 r. Magdalena składa pierwsze śluby zakonne, w rok później śluby wieczyste. Zaś 5 września 1881 r. jedzie na Sycylię, gdzie jest zakładany trzeci dom sióstr. Pierwszą dziewczynką, jaką spotyka na Sycylii jest Giuseppina, sześcioletnia sierota. Potem przybywa 11 innych bardzo biednych wychowanek. Ludność miejscowa nie odnosi się ze zbytnią sympatią do “obcych” sióstr. Sistra Magdalena swoją postawą bardzo szybko zjednuje sobie okolicznych mieszkańców.
Przez cztery lata siostra Morano pracuje bez wytchnienia. Jest dyrektorką domu, mistrzynią nowicjuszek, nauczycielką, katechetką, pomaga w zakrystii, w portierni, pralni, kuchni i w piekarni. Praca sióstr wydaje wspaniałe owoce. To czego dokonały nazwano “cudem sycylijskim”. Po czterech latach siostra Morano zostaje przeniesiona do Turynu, gdzie w związku z coraz większą liczbą sióstr organizowano zarząd zgromadzenia. Dom w Turynie staje się domem inspektorialnym, a siostra Morano jego przełożoną.
W niedługim czasie Magdalena musi wrócić na Sycylię, aby wspomóc siostry wyczerpane nadmierną pracą. Powierzono jej funkcję dyrektorki i inspektorki sycylijskiej prowincji. Pozostanie tu 18 lat, do końca swego życia. Pozostawi po sobie wspaniałe dzieło. Tak owocna działalność była wynikiem szczególnej łączności z Chrystusem. Każdego ranka siostra Magdalena wstawała przed wszystkimi, odprawiała Drogę Krzyżową, a potem uczestniczyła w modlitwach z innymi siostrami, po czym zaczynała pracę, której oddawała się bez reszty, bo jak sama pisała: “Na sądzie Bożym zdamy sprawę z dobra, które mogliśmy uczynić, a nie uczyniliśmy”. W roku 1900 r. wyczerpana pracą, podróżami matka Morano poważnie zapada na zdrowiu. Lekarz stwierdził zaawansowaną chorobę nowotworową. Mimo cierpienia, matka Morano zachowuje pogodę ducha i radość. Jednak choroba postępuje. Wysoka gorączka i bóle nie ustają. Na współczucie sióstr odpowiada: “Jezus cierpiał jeszcze więcej”.
Jeszcze długie lata matka Magdalena będzie znosić cierpienia i męki, ale to nie zbierze jej pogody ducha i uśmiechu na twarzy. Z listu jaki napisała do chorej siostry dowiadujemy skąd czerpała moc do takiej postawy: “Próbuj i ty modlić się o łaskę cierpliwego i spokojnego dźwigania krzyża z dnia na dzień, biorąc go z rąk dobrego Jezusa, a nie od stworzeń. Zobaczysz, że poczujesz się lepiej. Można się wypłakać wobec Jezusa, ale uczyniwszy to, trzeba pójść trochę pocierpieć radośnie dla Jezusa”.
Dla Matki Morano czas “czuwania” na spotkanie z Chrystusem zakończył się rankiem 26 marca 1908 roku. Umierając szeptała: “Jezu, nie opuszczaj mnie! Wszystko, jak Ty chcesz!”. Ojciec św. Jan Paweł II ogłosił Magdalenę błogosławioną 5 listopada 1994 r.
http://kurierplus.com/archiwum/?module=displaystory&story_id=1514&edition_id=71&format=html
Dziś patron dnia Św. Albert Wielki.
“Niewątpliwie metody naukowe stosowane przez św. Alberta Wielkiego nie są takie, jak te, które miały się przyjąć w późniejszych stuleciach. Jego metoda polegała po prostu na obserwacji, opisie i klasyfikacji badanych zjawisk, w ten sposób jednak otworzył on drzwi dla przyszłych prac.”
Benedykt XVI, papież w katechezie o św. Albercie. Warto zapoznać się z Żywotem tego Świętego, nauczyciela Tomasza z Akwinu.