Nadchodzi moment, w którym Polacy będą musieli wreszcie zdecydować, co zrobić ze zdrajcami…
Ze zdumieniem przeczytałem ostatnio wynurzenia niektórych „prawicowych” publicystów, którzy krytykując 17-letnią Marysię Sokołowską, ujawnili jednocześnie egoistyczne przywiązanie do monopolu kreowania opinii w prawym, po części koncesjonowanym, buforze wolnego słowa.
Dystansujący się od głosu młodego pokolenia „niezależni publicyści” zrobili jeszcze jedną rzecz – wyrazili zaniepokojenie przekroczeniem granicy, za którą… czai się potwór dwuwartościowej logiki i gdzie słowo „zdrada” pasuje jak ulał do desygnatu „Tusk”. Po przekroczeniu tej granicy ich teksty uległyby bowiem dramatycznemu skróceniu.
Tam gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta
Tym trzecim jest publicysta – niezaangażowany lub zaangażowany pozornie, który zbija fortunę na opisywaniu politycznych przepychanek i wychwytywaniu niuansów oraz publicystycznych puent.
Dowcip jednak polega na tym, że owe przepychanki to nie walka o Polskę, lecz o lepszy wizerunek na politycznym ringu, gdzie sędzią i arbitrem absolutnym jest 30–40 % społeczeństwa. Oczywiście, gdy „niedojrzała do demokracji” publiczność zawodzi, zawsze można dokonać drobnych, sumujących się korekt; vide wybory do PE /2014/.
Stan względnej równowagi na tablicy wyników jest dla niektórych korzystny, zapewnia bowiem mnogość drugorzędnych i trzeciorzędnych tematów, za których opisywanie dostaje się pieniądze. Jest to zajęcie na pewno bardziej uczciwe niż plugawy proceder medialnej prostytucji w dziale propagandy.
Istota sprawy leży jednak gdzie indziej. Publicysta to przecież też Polak, a ten od 25 lat ma nie lada kłopot z nazwaniem rzeczy po imieniu. Część nie robi tego z głupoty, część ze strachu.
Nadchodzi moment, w którym Polacy będą musieli wreszcie zdecydować co zrobić ze zdrajcami
Jak pokazuje historia, uzbrojona ochrona targowicy może się w chwili dziejowej próby mocno przerzedzić i uciec. Tym jednak co najbardziej dziś chroni zdrajców jest głupota i konformizm.
Recydywa targowicy jest faktem i była możliwa dzięki gwarancjom bezkarności, jakie dostali 25 lat temu komunistyczni zbrodniarze. Pokażcie mi drugi kraj, gdzie ci, którzy odpowiadają moralnie lub nawet osobiście za wymordowanie 50 tys. obywateli w czasach stalinowskich, depczą (w przenośni i dosłownie) groby polskich żołnierzy na warszawskim cmentarzu, uczestnicząc w państwowej celebracji swojego idola, który wybrał drogę bandyty i zdrajcy, pomagającego sowietom mordować i terroryzować Polaków.
Współczesna targowica w jawny sposób zachwala ekonomiczne korzyści, jakie odniesie Polska stając się najemnym niewolnikiem w folwarku zarządzanym przez Niemców. Ta codzienna, bezczelna jawność powoduje przyzwyczajenie do nikczemności i zobojętnienie dużej części społeczeństwa oraz jego samozwańczych reprezentantów – polityków i publicystów.
To co jawne i po części akceptowane nie przestaje jednak być zdradą. Słowo „zdrada” budzi w u niektórych zakłopotanie, bo wyzwala męczące wyrzuty sumienia, aby ją wreszcie ukarać. Na pewno nie dokona tego pokolenie dzisiejszych polityków, skoro nie byli w stanie ukarać komunistycznych zbrodniarzy. Mam nadzieję, że uczyni to młode pokolenie (13–19 lat) popierające w 54% KP, PiS i RN.
Oceniając „taśmy Wprost” warto pamiętać, że rzeczywistość III RP, to spektakl, w którym widzimy tylko to, co przedstawiają nam na scenie – właśnie jak w teatrze – pisze Wojciech Sumliński.
http://www.fronda.pl/a/wojciech-sumlinski-mowiac-wprost-to-tylko-gra,38525.html