Ileż to milionów Polaków śniło swój amerykański sen. Czy aby na pewno jest to piękny sen-marzenie…? Czasem piękny sen może zamienić się w koszmar z ulicy Wiązów…posłuchajcie mojej opowieści…
Hamaryka…hamaryka (góral.) kojarzyła się zawsze z jakimś rajem na ziemi z łatwymi i szybkimi pieniędzmi, dobrobytem, ustawieniem się do końca życia…wielu młodym rozpalała wyobraźnie do czerwoności. Wielu, którzy “zjeżdżali” ze Stanów do końca nie gadało prawdy, że tam trzeba ostro zapieprzać na chleb powszedni, a często rozłąka doprowadzała do rozbicia małżeństwa i rodziny…ale jeszcze dolewali oliwy do ognia krytykując sytuację w Polsce, a wychwalając pod niebiosa zalety północnoamerykańskiego kontynentu i szpanując zielonymi prostokącikami.
Jestem z reguły wnikliwym obserwatorem i często udaje mi się rozpoznać pozerów, czyli ludzi tzw. dupolejów (nie mylić z gawędziarzami), którzy proporcjonalnie do wypitej wódki, opowiadają coraz bardziej “wypasione” opowieści z tysiąca i jednej nocy spędzonych w hamaryce…
Bedąc jeszcze szczylem w podstawówce, mój Tata postanowił też wyjechać do Stanów w celu poprawienia bytu swojej rodzinie…długie przygotowania do wizyty u Jaśnie Pana Konsula…kto zna temat, to wie, że przed Jaśnie Panem Konsulem trzeba było odegrać nadzianego forsą bambra i tym sposobem udowodnić Jaśnie Panu Konsulowi, że jedzie się do Stanów jako beztroski turysta, który niesamowicie pragnie nadwyżkę swego szmalu beztrosko wyszastać gdzieś w Czikago, lub innym Lesie Vegas…trzeba było pożyczyć od bogatszego znajomego trochę pieniędzy i przelać na do tego specjalnie otworzone konto w banku, by na okres wizyty u J.P.K. udowodnić, że konto pęka w szwach…”złośliwi” nawet stwierdzali, że “bracia hamarykany” , chcą wiedzieć co Polacy mają w szafach…udawadnianie mojego Taty pewnie nie było profesjonalne…w sumie brak własnego domu, kilkunastoletni Moskwicz 412 niczym legendarny Mustang i zmęczone kilkunastogodzinną pracą dziennie oblicze mojego Taty nie “przekonywały” J.P.K. Co roku Tata słyszał to samo… J.P.K. łamaną polszczyzną wykrztuszał to samo …”nie przekonał mnie pan…”. Było tych podchodów kilka razy, aż wreszcie Tata po którymś już razie powiedzał, że serdecznie pier…oli całą amerykę i już nie będzie się przed ciulami kłaniał…jeszcze było tego więcej, lecz oszczędzę tych gorzkich słów…
Dodam, że Paniska Konsule nie życzyły sobie już potem, by kolejki, które ustawiały się pod drzwiami Konsulatu robiły im czarny PR i kazały się ustawiać po drugiej stronie ulicy pod takim krużgankiem…kto z Krakowa to wie o co chodzi…
Swego czasu wielu młodych chłopaków w moim wieku i młodszych wyjechało do Stanów…zaczęli śnić swój “the american dream” w realu…pamiętam ich jak dziś młode, przystojne chłopaki z werwą i zapałem do życia…niestety to było ich zderzenie z inną rzeczywistością, inny świat, inna mentalność, brutalność życia…pamiętam ich twarze…Sławek dostał nożem, Krzysiek zastrzelił się ze strzelby, jego brat został zastrzelony, Marek…został zastrzelony przez gangstera, Jurek ochraniał dyskoteki, ktoś wbił mu nóż…Arek zastrzelony na swojej posesji…Edek, zastrzelony, jego brat zmarł na raka…najbardziej żal mi Wojtka, kawał chłopa…przypakowany, pod pachami nosił spokojnie dwa worki po 50 kg…nazywaliśmy go Kurczak, ale dusza chłopak…miał dobre serce…zaparł się i powiedział, że albo się w Stanach dorobi (kasy), albo przyjedzie w plastikowym worku…niestety dostał nóż w żebra, był ochraniarzem w dyskotece…przyjechał w plastikowym worku…krążyły opowieści, że wyjechał w kontenerze, czy jakiś kojot go przeprawiał przez meksykańską granicę, ale teraz to już i tak nie ważne…tak wielu chłopaków, w tak krótkim czasie, wszyscy nie przekroczyli trzydziestki…czasem nie mogę tego pojąć…
Kiedyś, w międzyczasie i ja zacząłem troszeczkę śnić …przechodziłem w któreś wakacje koło poczty w Nowym Targu i zobaczyłem plakat i na nim informację, że jest losowanie wiz na pobyt stały…z głupia wszedłem na pocztę i za niewielką opłatę pani z okienka pomogła mi wypełnić druk zgłoszeniowy…po tym “incydencie” wróciłem do normalnego polskiego życia, zapominając o tym mini senku, który mi się beztrosko przyśnił owego dnia…
Kończyłem właśnie pomaturalne Studium Budowlane…w głowie lekkość życia i szczera chęć by dobrze się zabawić…taka młodzieńcza sielanka, choć uboga…sen znów dał o sobie znać…przyjeżdżając do domu na weekend, zobaczyłem dziwne, tajemnicze miny Rodziców…Tata z wyraźnym błyskiem w oczach i z dziwnym uśmieszkiem zagaił, że “…no i po co trzymasz takie tajemnice…” machając dziwną kopertą z dziwnymi znaczkami i dziwnym napisem “congratulations”, dał mi do zrozumienia, że tam jest jakiś szczęśliwy los, wielka wygrana…myślałem, że robi sobie jaja…często żartował…myślałem, że jest to jakiś akwizytorska lipna loteria, jaką zaczęto zasypywać wówczas Polaków.
Otwarłem kopertę i znów sen zaczął mi się śnić…faktycznie, wylosowałem wizę na stałe do Stanów…teraz tylko formalności, badania lekarskie i …
…no właśnie to “i”…jako młody gość, dla którego nic nie było nie do przeskoczenia i nic nie stanowiło przeszkody w dążeniu do celu…poczułem…strach.
Strach przed tym, że wyjeżdżając do USA, mogę nie wrócić, mogę tam być długo i zostawię moją małą ojczyznę, (tak nazywałem moją rodzinną miejscowość) …strach, że już mogę nie oglądać Rodziców i pożegnać się z moją dziewczyną i pozostawić ją…(wtedy jeszcze nie wiedziałem, że będzie moją żoną )…strach przed nieznanym.
Olałem wizę …tzn. nie od razu…miałem chyba parę miesięcy na załatwienie formalności…druki nie wypełnione leżały do ostatniego dnia…po ostatnim dniu poczułem jakby ulgę…może wielu zarzuci mi, że jestem chyba zdrowo walnięty, zaprzepaszczając taką okazję…z perspektywy czasu jestem pewien i mogę śmiało napisać, że podjąłem wtedy najlepszą decyzję w moim życiu.
Zacząłem śnić mój “polish dream”…bardzo biedny “ polish dream”…w pokoiku z małą kuchnią i małą łazieneczką…z czwórką małych dzieci, ale paradoksalnie ten 11-to letni okres wspominam najlepiej…były to najpiękniejsze chwile mojego i nie tylko mojego życia…zauważyłem, że człowiek nie potrzebuje wiele, by być szczęśliwym.
Dzisiaj mogę spokojnie stwierdzić, że Pan Bóg jak kogo stworzy to go nie umorzy, jak prawi stare, góralskie porzekadło…po 11 latach przenieśliśmy się do nowego domu.
Z perspektywy czasu mogę wyciągnąć wiele wniosków, mogę wyjechać do USA w każdej chwili, ale żeby tylko pozwiedzać i tylko wtedy, kiedy Jaśnie Panowie Konsulowie nie będą upokarzać ludzi, kreując się na nadludzi…zresztą decyzje amerykańskich władz izolujące Polaków od rzekomej Ziemi Obiecanej, są z perspektywy czasu śmieszne…izolować wyższą, chrześcijańską kulturę, jaką reprezentują Polacy, a wpuszczać latynosów i innych murzynów, którzy mnożą tylko swoje roszczenia i z reguły pragną siedzieć tylko na socjalu. Nie ma się co teraz dziwić, że USA staje się już teraz kolorowym gettem…dokładnie gettem, gdyż zauważyłem, że Polacy tam mieszkający już nie przyjeżdżają tak szumnie do kraju (zawsze co wakacje u nas byli) …bo niestety dolar, jako pieniądz jest tak słaby, że w Polsce nie idzie nim już zaszpanować… i tym sposobem skończył się już dla Polaków “the american dream”…
PS. Tutaj nawiąże do dyskusji na NE, dotyczącej najazdu Islamu do Europy… Francuzi woleli Algierczyków niż Polaków, Niemcy woleli Turków, a Polaków wyzywali od świń…niestety państwa te są już pod ścianą, jeśli chodzi o zachowanie swojego kraju nieskażonego inną mentalnością…sytauacja już wymknęła się spod kontroli. Czy znów w sytuacji podbramkowej Polska będzie ratować biedną bo głupią Europę, czy znów trzeba będzie Jana III Sobieskiego, aby rozgromić innowiercze hordy…?? Czas pokaże, ale jedno jest pewne Naród Polski jest dużo mądrzejszy od innych narodów europejskich, o ile postępuje według Dekalogu i nie da sobie odebrać tego dziedzictwa narodowego, jakim jest ponad tysiącletnia tradycja chrześcijańska…
Bardzo ciekawa i poruszająca notka. Od razu przypomniał mi się mój nieodżałowany kuzyn z dzisiejszej emigracji, który tak jak ci biedni chłopcy wrócił z niej w trumnie. Jest to notka, która daje jednak nadzieję i utwierdza w przekonaniu, że nie samymi pieniędzmi człowiek żyje. Że są od nich w życiu wartości zupełnie droższe i nieprzeliczalne. I co najważniejsze, że życie nie kończy się na młodzieńczych szaleństwach. Że dopiero w Bogu, prawdzie, małżeństwie, dzieciach, prawdziwej miłości i poświęceniu można odnaleźć szczęście, niezależnie od warunków w jakich przychodzi nam żyć. A gdy ta harmonia rodzinna jest zachowana, to i z czasem sprawy materialne idą w lepszym kierunku.
Gratuluję Panu tych życiowych wyborów. Przede mną podobne dylematy.
Trybeusie, dziękuję za ten wspaniały przykład zwycięstwa prawdziwych wartości nad pokusami materialnego i często iluzorycznego dobrobytu. Można powiedzieć, że stanąłem w podobnej sytuacji tylko już z żoną i małymi dziećmi, ale nie byłem tak silny jak Ty, bo chciałem jechać, jednak nieoczekiwane osobiste problemy mi to uniemożliwiły. Z początku tego żałowałem i biłem się z myślami, ale dzisiaj, gdy już odrobinę zmądrzałem, jestem wdzięczny Bogu, że mnie zatrzymał w Polsce. Czytając Twoją historię utwierdzam się tylko w przekonaniu, że tutaj jestem wśród swoich, mającej tego samego ducha bliskiej i dalszej wielkiej Rodziny. Tym, którzy wyjechali, mogę dedykować słowa ojca Klimuszki “Niech Polacy z całego świata wracają nad Wisłę. Tu się im nic nie stanie”.
Drogi Robercie!
Po pierwsze super, że wpadłeś do nas.
Po drugie to super wpis.
Cholernie mądry i gęsty, trzeźwy, szczególnie końcówka.
Zobacz jaka reakcja. Stare wygi – tak Chłopie, masz rację. Młodzież – “Przede mną podobne dylematy.”
Ludzie, jakie dylematy?!
Czy być panem czy parobkiem?!
Mi też się część rodziny i znajomych rozjechała. Konsekwencje są przerażające. Byle kot czy pies ma bardziej sensowny i celowy żywot.
cześć Migorr…po pierwsze nie jestem żaden Pan…jeśli to Robert …nie uznaję w blogosferze panów, tak jak we wspólnotach chrześcijańskich..tam nie ma panów…jesli już to bracia i siostry…co do emigracji…emigracja jeszcze dla kawalera może nie być toksyczna (choć różnie to bywa), ale już dla rodziny , to i owszem…ale jeśli już to rodzina razem na emigracji musi przebywać..wszystko razem …na dobre i złe ..wtedy ciężary są lekkie…pozdrawiam niepoprawnie
…witam Cię Poruszycielu..o. Klimuszko jako boży człowiek dobrze wiedział co to jest Polska ..Polskę Bóg najbardziej umiłował ze wszystkich krajów …znasz historię Kundusi Siwiec…w Siwcówce Pan Jezus powiedział Kundusi, ze tam najbardziej wypoczywa…nawet w wojnę podobno nie zginął z Siwcówki żaden człowiek…
http://www.milujciesie.org.pl/nr/milosierdzie_boze/boza_goralka_i_herold.html
..byłem tam ..naprawdę Pan Jezus miał rację ..tam można wypocząć ..pozdrawiam niepoprawnie
…nooo drogi Karolujózefie …wpadam czasem, ale bardzo brak mi czasu i ciężko mi pisać …choć na NE parę postów wkleiłem, nie opuszczam Legionu…przecież jest tutaj mój odział GROM-u :)))))…dobrze dowodzony przez Polonię…co do emigracji…uważam, że jest to bardzo duży cios dla rodzin …przede wszystkim trzeba rozważyć na chłodno co sie bardziej opłaca, ale nie ze względu na mamonę…wiele mam przykładów przyjaciół z emigracji…niektórzy nie wrócili…rozbite rodziny…to jest zmora naszej Ojczyzny..pozdrawiam niepoprawnie
Trybeusie (nie uznaje Pan formy oficjalnej, więc dostosuję się do Pana zwyczajów, ba bardzo cenię Pana wpisy). Cieszę się, że Pan do nas zagląda i publikuje.
Tak Naród Polski jest dużo mądrzejszy od innych narodów europejskich, dlatego nasza Królowa Maryja woła coraz głośniej, byśmy wytrwali w łasce, jaką jest wiara w Jezusa Chrystusa:
Fragment jednego z ostatnich Orędzi przekazanych Adamowi-Człowiekowi przez Maryję (28.04.2013)
Wracając do treści notki, pamiętam słowa kolędy, którą śpiewali moi krewni:
My Sarmaci nie porzucim nigdy swej ziemi,
bo my Sarmaci dobrze wiemy,
że choć głodno i chłodno,
ale między swemi.
Nie wiem czy dobrze pamiętam, ale tak mniej więcej brzmiało.
Trybeusie (nie uznaje Pan formy oficjalnej, więc dostosuję się do Pana zwyczajów, ba bardzo cenię Pana wpisy). Cieszę się, że Pan do nas zagląda i publikuje….”
..jestem Robert …nie jestem pan …najwyżej brat…jestem z Wami cały czas …zależy mi na Intronizacji…Viva Cristo Rey!
Nam też, to naprawdę ratunek dla nas wszystkich. Wczoraj szukałam artykułów o św. Urszuli Ledóchowskiej, wspaniałej przedwojennej wychowawczyni. Znalazłam tyt. artykułu z tygodnika Niedziela: bł. Urszula Ledóchowska o Intronizacji Chrystusa Króla i co? Zaglądam do archiwum, a tam poza tytułem artykułu już nie ma.
Króluj Nam Chryste!
Zatem, Bracie – skomentowałem Twój wzruszający wpis tutaj:
http://trybeus.noweblogi.pl/spoleczenstwo/the-american-dream,102.htm#comment_id_688
Moża czas wziąć się gromadnie za budowanie The Polish Dream – tu w naszej Ojczyźnie.
Jest nas przecież wielu… kto nam zabrania się zorganizować w społeczność ludzi chcących żyć uczciwie, po Bożemu? Przecież to tylko od nas zależy…
:) pozdrawiam