Konspiracje, czyli społeczeństwa wielopartyjne są realnie jednopartyjne, tylko że tajnie

MOTTO

1. “Historyk, który mówi krytycznie o tak zwanej spiskowej teorii dziejów, jest historykiem niepoważnym, hołdującym historii dla idiotów lub prostaczków, którzy wierzą w to, co widzą w telewizji i czytają w gazetach. Jest bowiem historia prawdziwa i historia medialna, fasadowa. Ta prawdziwa w dużej mierze toczy się za kulisami. A za nimi działają przede wszystkim tajne służby.

[Prof. P. Wieczorkiewicz]

 

2. „Nie uwzględniając działań i wpływu tajnych związków, można być może, zrozumieć historię dynastii i rządów, ale nie historię ludów, z towarzyszącymi jej wielkimi przeobrażeniami dziejowymi, które urzędowa historia kładzie zwyczajnie na karb jakiegoś nieokreślonego fermentu.”

[Z. Balicki]

 

Znakomity, inspirujący kompleksowy tekst Adama Doboszyńskiego na temat rzadko poruszany a po II wojnie prawie że zamilczany. Rzeczy zamilczane znikają z horyzontu dysputy społecznej ale nie nikną z realności, tyle że skryte zasłoną przemilczania  jeszcze silniej tę realność modelują. Kto nie rozumie “szaleństwa” ścieżki, którą obrał od paru lat świat (plandemia, Wielki Reset, klimatyzm zabójczy dla Europy, ekspansja dewiacji z pórkami w sempiternach) musi z namysłem przeczytać poniższy tekst. To co się dzieje to nie jest szaleństwo, to jest  m e t o d a. To nie jest bezhołowie – to ściśle określone grupy, choć skryte w półcieniu niczym w półświatku.

 

Quinten Massys,  Tax Collectors, late 1520s, Liechtenstein Collection, Vaduz/ Vienna

Fragmenty książki Adama Doboszyńskiego pt. Konspiracje

Link do skanu książki – plik PDF

Konspiracje - Adam Doboszyński

 

Z góry jedno zastrzeżenie: mówić będę o konspiracji dobrowolnej, stosowanej w warunkach, w których krycie się nie stanowi konieczności, jak w wypadku np. spisku, lecz jest formą organizacyjną obraną świadomie ze względu na wrodzoną ludziom skłonność do otaczania się atmosferą tajemniczości. Spiski, sprzysiężenia, konspiracje zawiązywane celem obalenia władzy, względnie przeprowadzenia jakiejś akcji wbrew woli czynników rządzących, zawsze na świecie były i będą; bywają w życiu często sytuacje, w których tajemnica stanowi nieodzowny warunek działania. Konspiracje tego rodzaju mogą być etycznie dodatnie lub ujemne, zależnie od celu, który sobie stawiają. Spisek zawiązany celem obalenia wybitnie krzywdzącej władzy należy nieraz oceniać bardzo wysoko pod względem moralnym.

Tego rodzaju spiski stanowią jeden z ustrojowych wentylów bezpieczeństwa; dają one ludziom możliwość działania, wprawdzie pozalegalną, ale tym nie mniej w niektórych wypadkach nieodzowną.

Przeciwieństwem sprzysiężenia, w którym tajemnica stanowi warunek życia i śmierci, jest konspiracja dobrowolna (którą w dalszych mych rozważaniach nazywać będę krótko konspiracją). Przykład: Francja; w której wszystkie sprężyny władzy, a przede wszystkim policja (słynna Sûreté Générale) i administracja polityczna, są w stu procentach oddane masonerii, zachowuje konspiracje nadal jako bazę ustroju. To samo Anglia, w której Wielkim Mistrzem masonerii jest zawsze członek rodziny królewskiej , a do loży należy każdy prawie sklepikarz i podoficer. Konspiracja wydaje się tu chyba zbyteczna, a jednak podniesiona jest do godności niewzruszalnej zasady. To samo w Stanach Zjednoczonych” itd. Jeśli chodzi np. o polskie stosunki, to nie tylko tzw. Obóz Niepodległościowy zachował po odzyskaniu niepodległości swą strukturę konspiracyjną (co jest zrozumiałe ze względu na silne kontakty tego obozu z masonerią), ale tą samą drogą poszła również Liga Narodowa , której działalność nastawiona była zdecydowanie antymasońsko. Jak wiadomo Liga Narodowa była organizacją tajną; jej jawną ekspozyturą była przed Wielką Wojną i w czasie tej wojny Narodowa Demokracja. Rzecz zrozumiała, że póki Polska nie odzyskała Niepodległości, Liga Narodowa działać musiała tajnie. Ale powstała Polska, Liga Narodowa wyłoniła jawny Związek Ludowo-Narodowy, który przeprowadził ponad stu posłów do Sejmu. Zdawałoby się, że tajna organizacja stała się już zbyteczna i powinna się była zaraz rozwiązać. Tymczasem rozwiązała się dopiero w r. 1928! Aż do tego czasu decyzja utrzymała się po staremu przy konspiracyjnej Lidze, a Związek] Ludowo – Narodowy trwał w roli jawnej fasady maskującej kulisy konspiracyjne.

O tym typie konspiracji dobrowolnej, nie narzuconej żadną zewnętrzną koniecznością, obecnie pomówimy.

Konspiracja jako problem etyczny

 

Czy konspiracja ma jakiś związek z etyką?

Rozpatrzmy sprawę na chłopski rozum. Przeciętny człowiek należący do konspiracji jest uwikłany stale w sieci kłamstw. Opowiada żonie, że był na brydżu — a był w loży. Głosi jakiś pogląd jako własny — a kazano mu go głosić. Popierając jakiegoś człowieka twierdzi, że czyni to dla jego zdolności — w rzeczywistości popiera go jako „brata”. Kłamstwo jest niewątpliwie grzechem

—   członek konspiracji zupełnie na ten grzech tępieje. Rychło i ósme przykazanie traci u niego walor, podporządkowuje się zleceniom konspiracji. Szczerość, otwartość, prawdomówność — to cechy prawdziwie męskie, cenione wysoko w ciągu tysiącleci. Co więcej — są to niewątpliwie cnoty. Z cnót tych konspirator rezygnuje. Wręcz przeciwnie wytwarza się u niego z biegiem czasu, poprzez ciągłe drobne kłamstewka i wybiegi, obłuda. Każdy konspirator jest obłudnikiem. Nie uważam bynajmniej za przypadkowy zbieg okoliczności faktu, że obłuda uważana jest przez cały świat za typową cechę anglosaską. To nie przypadek. Przecież to społeczeństwa anglosaskie wykształciły nowoczesny system masoński, i u nich doszedł ten system do największej potęgi. Anglik — z warstw wykształconych — od dwustu lat żyje w konspiracji. To niewątpliwie

—   obok purytanizmu — źródło jego obłudy.

A więc konspiracja jest źródłem stałych potknięć przeciw prawdzie. Niejeden zauważy, że to raczej grzeszki niż grzechy. Możliwe. Ale konspiracja ma drugą, znacznie poważniejszą wadę. Wytwarza mroki, w których mogą się lęgnąć już nie tylko grzechy, ale nawet zbrodnie. Jeśli uprzejmy gospodarz zostawi obok sali balowej kilka gościnnych pokoi otwartych, lecz nieoświetlonych, skutki nie dadzą długo na siebie czekać . Konspiracja stwarza sposobność do korzystania z mroku, i człowiek nie byłby człowiekiem, gdyby się nie rzucał na taką okazję. Konspiracja staje się w tych warunkach pułapką na słabe charaktery. Niejeden grzech, niejedna zbrodnia, które w świetle dziennym nie byłyby doszły do skutku, dojrzewają w mroku.

 

Ale konspiracja jest przede wszystkim czymś jeszcze innym. Jest namiętnością. Tragicy greccy, i ich naśladowcy w późniejszych wiekach, wprowadzili do literatury pewną ilość zasadniczych namiętności ludzkich: miłość, zazdrość, chciwość, fanatyzm polityczny i religijny, mściwość, ambicję, potrzebę poświęcenia się dla innych i sadyzm, hedonizm i ascetyzm, żądzę sławy i żądzę krwi. Wprowadzili również na deski teatru typ konspiratora, który przychodzi w czarnej masce na zebranie spiskowców i rzuca losy o to, czyj sztylet zgładzi tyrana. Banalny to typ, którego wstydzi się szanujący się autor współczesny. Ale typ konspiratora nowoczesnego, konspirującego z namiętności do tajnego działania, czeka jeszcze na swego Szekspira. Może dlatego nie znalazł się jeszcze w literaturze, że mówić o nim nie jest bezpiecznie, a dyrektorzy teatrów i wydawcy nie są bohaterami. Może i dlatego, że dopiero jego tak szerokie rozpowszechnienie w naszej epoce daje dostateczny materiał do jego obserwacji, do uchwycenia jego cech istotnych, jego profilu i klimatu.

Pociąg do konspiracji stanowi niewątpliwie jedną z zasadniczych namiętności człowieka. Wchodzącego w życie chłopca czekają różne silne emocje: pierwszy papieros, pierwszy kieliszek, pierwszy pocałunek, pierwsza mowa — ale i pierwsze zebranie konspiracyjne. Spróbuj, czytelniku, zebrać kilkunastu jałowych „szarych ludzi” i nakłonić ich, by się schodzili raz czy dwa razy w miesiącu i pletli trzy po trzy. Przyjdą raz i drugi, ale rychło im się to znudzi: Zrób żywcem to samo, ale zwiąż ich węzłem konspiracji, przysięgą i tajemnicą. Będą ci przychodzili latami całymi, i będziesz mógł obserwować zachodzące w nich przemiany. Konspiracja stanie się nieodzowną koniecznością ich życia, jak opium czy morfina, jak dobrze dopasowana kobieta, jak tytoń dla palacza, jak wódka dla alkoholika. Oczywiście, że niejeden będzie szukał w konspiracji możności do ukrycia swych brudnych zamierzeń i brudnych postępków, będzie szukał protekcji i kariery. Od takich ludzi roi się w masonerii . Ale jest dużym błędem przypuszczenie, że są tam tylko tacy. Główny trzon konspiratorów stanowią niewątpliwie ci, którzy w ten sposób dają folgę wrodzonej im namiętności do konspirowania. Jest wśród nich wielu takich, którzy by się tej namiętności oparli, gdyby im kto wytłumaczył jej szkodliwość. Lecz nikt im tego nie tłumaczy. Ludzie wierzący dostosowaliby się do wskazań Kościoła. Lecz Kościół  nie tylko że w tej sprawie milczy, ale sami księża tworzą konspiracje i wiernych do nich kierują8. Przeto nic nie stoi na przeszkodzie, by konspirator z upodobania nie hołdował swej skłonności. Bez przesady można powiedzieć, że dla milionów ludzi życie pozbawione konspiracji straciłoby na zainteresowaniu. Jedni czują się dobrze z wędką nad rzeką, inni w kawiarni, inni w domu publicznym. Konspirator potrzebuje dokoła siebie atmosfery tajemniczości, choćby konspiracji do żadnych celów nie potrzebował i żadnych korzyści z niej nie ciągnął.

Takich bezinteresownych konspiratorów jest sporo. Wśród nich wyodrębnia się grupa ludzi, dla których konspiracja staje się z biegiem lat czymś więcej niż narkotykiem, którzy zaczynają wkładać w nią nie tylko upodobania, ale i umiłowanie, a w końcu całą duszę. Od konspiracji krok tylko jeden do mistyki, związanej zawsze z elementem tajemniczości. A mistyka sprowadza nas już w kompleksy psychologiczne, w których z tajemnicą łączy się wiara. Toteż nie zdziwi nikogo, rozumiejącego wewnętrzny mechanizm człowieka, fakt, że każdy żarliwy konspirator nabiera z biegiem lat cech mistyczno-religijnych. Sto razy już to powiedziano i napisano, że masoneria jest religią. Konspirator nie może być katolikiem takim samym, jak katolicy nie należący do konspiracji9. Przypuśćmy nawet, że byłby to członek loży pro-katolickiej. W praktyce zdarza się to rzadko. Ale przypuśćmy, że w pewnej epoce stałoby się to nawet regułą: Jeśli ten człowiek będzie dobrym konspiratorem, jeśli całą duszą da się ponieść konspiracyjnej mistyce, katolicyzm jego będzie na pewno daleki od ortodoksji.

I tu wyłania się pytanie: czy jakakolwiek działalność konspiracyjna, choćby jak najdalsza od masonerii, da się pogodzić z katolicyzmem?

Oto pytanie naszej epoki.

Konspiracja a katolicyzm

 

Trudny to temat. Trzeba by do niego wielkiego teologa i ogromnej erudycji Trzeba by prześledzić element tajemniczości w historii wierzeń religijnych, poprzez misteria eleuzyjskie i kult Mitry, którego wierni utworzyli w II. i III. wieku po Chrystusie coś w rodzaju masonerii rządzącej imperium rzymskim. Niewątpliwie miała większość religii — a może wszystkie poza chrześcijań¬stwem — swe zakamarki tajemnicze. Falliczne pierwiastki, tak częste w religiach starożytności, łączyły się z zasady z elementem konspiracji. Nie wątpię, że z biegiem czasu nauka, wyzwoliwszy się z dzisiejszej kurateli masońskiej, rzeczy te przestudiuje i opisze. Dojdziemy wtedy zapewne do wniosku, że konspiracja zdarzała się we wszystkich epokach i u wszystkich ras. Dowiemy się ciekawych rzeczy o przemożnej roli konspiracji u wszystkich szczepów murzyńskich, u Chińczyków, u ludów Ameryki sprzed Kolumba, u mieszkań¬ców Australii i Polinezji. Dowiemy się zapewne, że konspiracja nie jest dowodem kultury, ale prymitywizmu, może nawet zacofania’”. Uwypukli się wówczas niesłychana predylekcja narodu żydowskiego do wszelkich form konspiracji . Stanie się jasne, dlaczego wbrew prawom tego świata jeden jedyny naród żydowski potrafił zachować w rozproszeniu swą więź i swą odrębność narodową. Uwypukli się żydowski geniusz do konspiracji. Ale okaże się przede wszystkim, że w świat starożytny, przetkany tysiącem wierzeń i związanych z nimi konspiracji, wkroczył chrystianizm jako pierwsza może religia, stawiająca na ołtarzu tajemnice, ale wykluczająca ze swych obrzędów tajemniczość. I jeśli będziemy obserwować w ciągu wieków zmagania chrystianizmu z podmywającymi go wciąż falami herezji, judaizmu i odszczepieństwa, to będziemy u wszystkich wrogów katolicyzmu niezmiennie widzieli element konspiracji, aż ujrzymy wreszcie w czasach nowych jak największa schizma, protestantyzm, wyda największą konspirację — masonerię.

Nie tylko wyda, ale się z nią zidentyfikuje do tego stopnia, że kraje protestanckie, będące kolebką masonerii (Anglia, Holandia, Szwajcaria, Niemcy) zdają się już dzisiaj przekształcać swój zniekształcony chrystianizm w zupełnie nową religię — w deizm masoński14. W Anglii można tę ewolucję uważać za fakt już dokonany, choć nie nazwany jeszcze po imieniu. Piewca tego wyznania — Rudyard Kipling — doskonale uwydatnił cechy mistyczno-religijne masonerii angielskiej, będącej przy tym doskonałym narzędziem nie tylko do trzymania w kupie imperium, ale i do tworzenia „Anglików kolorowych”. Odpowiednikiem Galla czy Syryjczyka, obdarzonego zaszczytnym tytułem civis romanus, jest Hindus lub Malajczyk przyjmowany do loży brytyjskiej. Daleko idący upadek protestantyzmu w Anglii jest jasny dla każdego uważnego obserwatora. Ale gmach oficjalny protestantyzmu stoi silnie, dzięki intymnemu związaniu się z masonerią i z niesłabnącą siłą odpiera ponawiane od stu lat (kard. Maning, kard. Newman) ataki katolicyzmu. Nie odważyłbym się prorokować rychłego triumfu katolicyzmu w Anglii. Na miejsce protestantyzmu weszła tam już masoneria jako religia. Ewolucja ta będzie się zapewne rozwijała dalej. Może Kościół katolicki potrafi jej zadać cios śmiertelny. A może za tysiąc lat historycy będą konstatowali wytworzenie się w Anglii pod koniec drugiego tysiąclecia po Chrystusie nowego systemu moralno-religijnego, pośredniego między chrystianizmem a judaizmem, czegoś analogicznego do Konfucjanizmu, którego cechą fundamentalną będzie konspiracja.

Religia ta przeciwstawia się już dziś religii katolickiej, której zasadniczą cechą są tajemnice wiary przy jawności obrzędów.

Istota masonerii

W tym miejscu musimy zrobić pewną dygresję i zastanowić się nad pytaniem, po czym poznajemy, czy dana konspiracja ma charakter masoński? Jakie są cechy charakterystyczne masonerii? Jakie są znaki rozpoznawcze takiej konspiracji, do której pasuje etykieta „masonerii”?

Utarło się, że znakami takimi są: wrogi stosunek do katolicyzmu, kierownic¬two żydowskie i działanie zbieżne z interesem Żydów, organizacja lożowa i tradycyjny rytuał.

Wszelkie bardziej precyzyjne lub dalej idące definicje rozbijają się o to, że wśród rozlicznych form masonerii znajdzie się zawsze ta lub owa, do której dana definicja nie pasuje. A nawet i wyżej wymienione bardzo ogólnikowe znaki rozpoznawcze w praktyce nieraz zawodzą. Np. szeroko rozpowszechnione zdanie, że Żydzi kierują15 masonerią, budzi w każdym Angliku uśmiech politowania. Znając dumę Anglików nie można wątpić, że przemożny (nie¬wątpliwie) wpływ Żydów na politykę angielską nie odbywa się w tej prymitywnej formie, by w najwyższym stopniu hierarchii masońskiej po prostu komenderowali Żydzi. Wpływ żydowski zaznacza się w sposób o wiele subtelniejszy, zapewne przez to, że w kierujących ośrodkach znajdują się jednostki żydowskie, górujące nad swymi aryjskimi kolegami rasowymi zdolnościami do konspiracyjnego działania, jak również tym, że otrzymują instrukcje z zewnątrz i skutkiem tego konsekwentnie dążą w pewnym kierunku, zbieżnym z interesem narodowym żydowskim. To samo można powiedzieć i o lożach staropruskich, silnie wprawdzie zażydzonych, ale kierowanych przez Żydów tylko bardzo pośrednio, i wyłamujących się nieraz spod ich wpływu, jak to się stało np. wtedy, gdy loże te zdecydowały się poprzeć Hitlera.

Podobnie ostrożnie należy rozumować gdy się chce wnioskować o stosunku pewnej konspiracji do masonerii na podstawie jej stosunku do religii. Twierdzenie, że masoneria zwalcza katolicyzm, rzadko daje praktyczne kryteria rozpoznawcze. Mówiąc z grubsza, Wielki Wschód i afiliowane do niego loże reprezentują ateizm, loże anglosaskie deizm. Stąd krok już tylko do masonów-praktykujących katolików, których sporą ilość obserwujemy w Polsce. Jest między nimi niewątpliwie część, która robi to cynicznie, ale są również i ludzie, którzy rozgrzeszają się na tym punkcie sami od bulli papieskich, grożących ekskomuniką za przynależność do masonerii, i szczerze łączą w sobie tak sprzeczne pojęcia jak katolicyzm i masoneria. Pamiętając o tym, do jakich wewnętrznych kompromisów zdolna jest natura ludzka, musimy się więc liczyć i z tym, że nawet kryterium działalności antykatolickiej, o ile je stosować powierzchownie, również nieraz w praktyce zawodzi i nie pozwala zdemaskować masońskiego charakteru danej konspiracji.

Podobnie możemy zejść na manowce, o ile pojęcie masonerii łączymy z pojęciem „loży”. System lożowy, wraz z przynależną do niego obrzędowością nie stanowi bynajmniej nieodzownego atrybutu wszelkiej masonerii. System lożowy, to forma konspiracji powiedziałbym burżuazyjna, dobra tam, gdzie masoneria nie potrzebuje się kryć  i opiera się na warstwach zamożnych. Ale obok systemu lożowego istnieją o wiele poufniejsze formy konspiracji, o obrzędowości mocno uproszczonej, lub w ogóle tej obrzędowości pozbawione. W szczególności odnosi się to do wyższych stopni masońskich. Poza tym istnieją przeróżne formy poufnych organizacji operujących „na przedpolu” masonerii, mających na celu ułatwiać kierowanie społeczeństwem, a zarazem przygotowywać narybek masoński. W takich poufnych ugrupowaniach kryteria antykatolickie i prożydowskie ustępują nieraz miejsca pozornym tendencjom wprost nawet przeciwnym. Wytyczenie granicy między konspiracją „masońską” a niemasońską jest niesłychanie trudne i w praktyce życia całkowicie zawodne.

Jedyną cechą niezmienną wszystkich masońskich form organizacyjnych jest ich konspiracyjność. Jak napisał trafnie Bernard Fay „masoneria, pogardzająca dogmatami, niezależna od królów i religii, lecz spowita w swój sekret, który ją opromienia jak aureola, z najwyższą zręcznością w miejsce tajemnicy Bóstwa ustanawia bóstwo Tajemnicy”.

Tajemnica podniesiona do godności bóstwa — oto istotna cecha rozpoznawcza masonerii. Wszelka konspiracja, bez względu na jej cele i założenia, przygotowuje wyznawców bóstwa Tajemnicy.

Wnioski

Nie wątpię, że epoka nasza otrzyma kiedyś w historii miano „epoki konspiracji”. Niemało się napocą uczeni, zanim oczyszczą dzieje naszych czasów z naiwnych bajeczek i dojdą da tego, jak się to działo naprawdę — za kulisami. Ich punktem wyjścia będzie niewątpliwy fakt, że w roku, powiedzmy, 1920 cała ludzkość kierowana była metodą konspiracji, nawet Japonia, nawet Sowiety . Pierwszą reakcją antykonspiracyjną był faszyzm, którego program, słabo sprecyzowany jeszcze w epoce marszu na Rzym, miał jeden tylko wyraźny punkt: walkę z masonerią. Punkt ten został wykonany, Wielka Loża włoska rezyduje od r. 1922 w Londynie. O wiele mętniej przedstawia się sprawa z antykonspiracyjnąpostawąhitleryzmu, skoro mimo głoszonych haseł antymasońskich jeszcze w trzecim i czwartym roku rządów Hitlera czytaliśmy o roz-wiązywaniu lóż w III—ej Rzeszy, i nigdy nie dodano, że rozwiązana loża była ostatnią . Pokrywa się to z poglądem, że jeśli nie genezy hitleryzmu, to w każdym razie inicjatorów dopuszczenia go do władzy należy szukać w staro- pruskich lożach junkierskich, które, jak się zdaje, istnieją dalej i potrafiły nawet narzucić Hitlerowi walkę z katolicyzmem, stanowiącą przecież główny postulat każdego masona . Zabójstwo Róhma i tow. miało również typowe cechy zniszczenia konspiracji. Porównując dzieje faszyzmu i hitleryzmu spostrzegamy od razu zasadniczą różnicę, dzielącą naród katolicki — a więc z natury antykonspiracyjny — od narodu protestanckiego, współtwórcy nowożytnych form masońskich. Ten trójlistek koniczyny — protestantyzm-antykatolicyzm-masoneria, wydaje się nierozdzielny, i dlatego to, co tak stosunkowo łatwo udało się Mussoliniemu, wydaje się zadaniem ponad siły narodu niemieckiego.

I tu wracamy do postawionego uprzednio pytania: czy konspiracja niema- sońska da się pogodzić z katolicyzmem? Albo, mówiąc inaczej, czy konspiracja może być w ogóle pozbawiona cech masońskich?

Z tego, co powiedzieliśmy dotychczas, wypływa podwójna odpowiedź:

1)   najistotniejszą cechą wszelkiej masonerii jest konspiracja;

2)   konspirowanie wyzwala mistykę, współzawodniczącą w duszy katolika z religią, przeto każda konspiracja stanowi przygotowanie do masonerii.

Wniosek: udział we wszelkiej konspiracji  jest zasadniczo sprzeczny z obowiązkami katolika.

W tym wniosku leży niewątpliwie jeden z kluczy do zrozumienia naszych czasów. Przyjęcie zasady, że bez konspiracji nie może się obyć żadna działalność organizacyjna — prowadzi automatycznie do zmasonizowania społeczeństwa. Wszelka konspiracja, to swoista masoneria. Nie róbmy kierownikom świata masońskiego przyjemności, wdając się w pożądane przez nich rozważania na temat różnych odłamów masonerii, ich mniejszego lub większego zażydzenia, mniejszej lub większej pointy antykatolickiej. Każdy praktyczny polityk staje co chwila wobec dylematu: czy ta lub owa konspiracja jest rzeczywiście antymasońska, czy też z ukrycia jest kierowana przez masonerię? Odpowiedź bywa niezmienna: Jeśli nawet jakaś konspiracja jest szczerze antymasońska, to jednak wychowując ludzi przy pomocy metod konspiracyjnych przygotowuje grunt pod masonerię.

Nie ma pod tym względem bardziej pouczających dziejów, niż historia Ligi Narodowej w Polsce. Od lat trzydziestu, regularnie co kilka lat, odłamuje się jakiś fragment od konspiracji narodowych i rzuca się w objęcia masonerii. Tragiczny błąd, polegający na tym, że Obóz Wielkiej Polski (tak już manifestacyjnie antymasoński) utworzono również według tego samego szablonu konspiracyjnego, doprowadził do utraty większości przywódców tej organizacji na rzecz kół obracających się w orbicie wpływów masońskich. Trudno o lepszy przykład, jak dalece forma organizacji łączy się z treścią ideową29. Organizacje oparte na kośćcu konspiracyjnym będą stale wychowywały przyszłych masonów, choćby akcentowały Bóg wie jak silnie hasła katolickie i antymasońskie.

Demoralizujące skutki konspiracji wezmą zawsze górę nad najbardziej nawet wzniosłą ideologią.

Luka w nauczaniu Kościoła

 

Niestety nie zrozumiał tego jeszcze —jak się zdaje — Kościół katolicki, i przez najtrudniejszy okres swego istnienia, od XV po XIX wiek, tolerował w świecie swych wyznawców istnienie konspiracji, które miały się stać dźwignią Kościoła, a na skutek zawartej w nich contradictio in adiecto — konspiracji jako narzędzi prawdy i światła — przyniosły bodajże więcej szkody niż pożytku, mimo olbrzymich zasług indywidualnych i najlepszych chęci ich uczestników. W szczególności zasadniczym błędem taktycznym wydaje się oparcie życia katolickiego w Anglii i Stanach Zjednoczonych] na „masonerii katolickiej”. Są to niewątpliwie pewne ustępstwa, na które poszedł Kościół, podobne do ustępstwa w sprawie pobierania odsetek, o czym pisałem w mej „Gospodarce Narodowej”. Jestem głęboko przekonany, że włączenie przez Kościół do swego nauczania zasady, iż konspiracja jako stała forma organizacyjna (a nie dla celów ściśle doraźnych) jest sprzeczna z etyką katolicką, stałoby się początkiem wielkiej akcji, z której masoneria wyszłaby ostatecznie pokonana. Przeprowadzenie tej zasady w Polsce pozwoliłoby nam przełamać wreszcie ten zaczarowany krąg, w którym bezwładnie kręcą się czynniki katolickie i narodowe, oddając masonerii co chwila wartościowe jednostki, wychowane w tych konspiracjach, które, mając być sztabami akcji antymasońskiej, są w rzeczywistości przedsionkami Świątyni Hirama, przedszkolami dla przyszłych „dzieci Wdowy”.

Fragment z rozdziału „Katolicka koncepcja ustroju”

Zasada ustroju bez konspiracji nie znalazła do tej pory uwzględnienia w nauce Kościoła. Znajdzie się wielu sceptyków, którzy wysnują stąd wniosek, że Kościół nie zdecyduje się nigdy na wysunięcie takiej zasady. Nie podzielam tego zdania, lecz rozumiem, że będzie jeszcze trzeba pewnego czasu przygotowawczej pracy myśli, nim Kościół zdecyduje się poprzeć tę zasadę całą powagą swego autorytetu. Podobnie było z zasadami społecznymi, sformułowanymi w Encyklice „Rerum Novarum”, których ogłoszenie poprzedziło kilkadziesiąt lat solidnej pracy intelektualnej myślicieli katolickich.

Mam tu na myśli konspiracje humanistów w wieku XV i XVI, konspirację kierowaną przez Tow. Jezusowe, „Rycerzy Kolumba” itp.

Konspiracja jako narzędzie selekcji

 

We wszystkich społeczeństwach, w których u podstawy wszelkich zbiorowych poczynań leżą konspiracje (jak np. w Polsce do ostatnich czasów), awans społeczny prowadzi z konieczności poprzez konspirację.

Przez to sito przedostają się w górę:

1)   urodzeni konspiratorzy,
2)   karierowicze i hochsztaplerzy,

3)   ludzie mniej podatni do konspiracji, którzy się jednak do niej naginają inaczej mówiąc, którzy pozwalają konspiracji przerobić się na jej kopyto.

Sito eliminuje najwartościowsze jednostki, nie chcące iść na kompromis ze swym sumieniem.

 

Tak zrekrutowana elita wyciska na życiu społecznym specyficzne piętno. Przede wszystkim narzuca swe obyczaje organizacyjne. W społeczeństwach antykatolickich, gdzie wszystkie konspiracje są jednokierunkowe, łączą się one rychło w jeden schemat, co ułatwia zadanie rządzących. Natomiast w społeczeństwie katolickim, istnienie równoległe konspiracji prokatolickich i antykatolickich oraz form pośrednich prowadzi do praktycznego uniemożliwienia konsolidacji całego Narodu, do rozbicia go na kliki i mafie, do wytworzenia nieprzebytych zapór (pod postacią przysiąg i tajemnic) między ludźmi, którzy skądinąd mogliby się łatwo z sobą porozumieć. Pisząc te słowa miałem lat trzydzieści trzy, a zdążyłem już stracić szereg kolegów i przyjaciół przez to, że z chwilą ich wstąpienia do takiej czy innej konspiracji z naszych stosunków wzajemnych znikała od razu nuta szczerości, bez której nie ma mowy o prawdziwej przyjaźni i owocnej współpracy. Jeśli mimo szybkiego rozszerzania się idei narodowej w Polsce rozbicie Narodu nie maleje, to zawdzięczamy to tej uranii konspiracyjnej, skutkiem której przypominamy Czerwonoskórych tropiących się nawzajem na ścieżce wojennej i polujących — w żydowskim interesie — na skalpy swych najbliższych.

Drugi skutek tej selekcji konspiracyjnej, to sztuczny rozdźwięk między elitą narodu a głębiej pojętym katolicyzmem, i chroniczna niemożność wyprowadzenia katolicyzmu w życie społeczne i gospodarcze poza tradycyjną ambonę. Człowiek, który uformował się w łonie konspiracji i przez jej sito przedostał się do hierarchii rządzącej, nie nadaje się na lidera katolickiego społeczeństwa, choćby był nawet żarliwym katolikiem. Jest spaczony, instynkty jego grają inaczej, zawodzi intuicja. Społeczeństwo kierowane przez takich ludzi nie znajdzie w sobie siły do oporu przeciw ukrytym siłom, podgryzającym jego korzenie.

Owocem konspiracyjnej selekcji jest osobliwy typ działacza społecznego, którego zasługi są niewidoczne dla ogółu, który może kroczyć od gafy do niepowodzenia, od niepowodzenia do wpadki, od wpadki do skandalu, a mimo to awansuje: w hierarchii jawnej z tajnej, w nagrodę za ślepe wykonywanie poleceń otrzymywanych od nieznanych zwierzchników.

Jeśli widzimy kogoś, kto fatalnie nie dorasta do powierzonych mu funkcji, a mimo to wydaje się nieusuwalny ze stanowiska w oczywisty sposób przerastającego jego zdolności, to możemy być pewni, że jest to człowiek, którego talenty konspiracyjne równoważą jego ujawnione braki. W społeczeństwie opanowanym przez konspiracje odwraca się hierarchia zdolności: jawne uzdolnienia ważą mało wobec tajnych znakomitości: Zupełnie inni ludzie wybijają się, inne są kryteria zasługi u geniuszu. Możliwe, że za sto lat nasi prawnukowie dowiedzą się o rządzących światem w naszej epoce znakomitościach, nieznanych swym współczesnym nawet z nazwiska. Świat konspiracji ma swych wodzów i proroków, swych Mahometów i swych Napoleonów; oni to piszą naszą historię. Zbyteczne dodać, że historia ta pisze się na naszej skórze.

Jednorodność konspiracyjna

Istnienie i działalność konspiracji wyciska piętno na naszej epoce. Był moment (przed rewolucją faszystowską) kiedy dogmat tajnego organizowania ludzi, który uznaliśmy za istotę masonerii, zatriumfował już był na całej kuli ziemskiej. Wszelka zorganizowana działalność ludzka miała, bezpośrednio po Wielkiej Wojnie, swą podszewkę konspiracyjną. Dlatego nie ma bardziej uciesznej lektury, niż grube tomy, traktujące o ustrojach liberalno-parlamentarnych naszych czasów, w których słowo konspiracja nawet nie figuruje. Jest to zwykłe „bujanie gości”, sport, któremu oddaje się wielu mądrych ludzi, dla celów łatwo zrozumiałych. Jeśli ktoś zachwala czysty system parlamentarny w tej formie, w jakiej funkcjonuje np. jeszcze w Anglii, Francji, krajach skandynawskich itd., a nie dodaje, że system taki nie doprowadza automatycznie do rozbicia społeczeństwa tylko dzięki silnej podbudowie masońskiej — ten albo jest niezmiernie naiwny, albo świadomie wprowadza ludzi w błąd. Każda konstytucja tego typu, jak chociażby polska z roku 1921, ma tylko wówczas jakiś sens, jeśli założyć istnienie wspólnoty masońskiej, na której podłożu mogą się rozgrywać bezkarnie walki partyjne, przyjęte już niejako malum necessarium, ale jako alfa i omega ustroju.

W oparach frazeologii, przesłaniającej sprawy ustrojowe, można łatwo zbłądzić, o ile nie mieć stale na uwadze pewnych prawd zasadniczych. Do takich prawd należy zasada — komunał, że społeczeństwo oparte jest przede wszystkim na współdziałaniu. Rzecz prosta, że współdziałanie to nie powinno nabierać cech wzajemnej adoracji ani mechanicznego posłuchu, i z tego względu ścieranie się z sobą ludzi i opinii jest wskazane; lecz walka taka powinna przebiegać na podobieństwo fal, tworzących się jedynie na powierzchni morza, ale nie wprowadzających w ruch całej masy jego wód, jak się to na przykład dzieje, gdy zaczniemy huśtać wodę w miednicy, co może się rychło skończyć katastrofą — wylania tej wody. Walki ideowe w społeczeństwie nie mogą przekraczać granic takiej właśnie powierzchniowej fali na zasadniczym podłożu współdziałania, bo inaczej społeczeństwo po prostu się rozleci.

Rozumieją to społeczeństwa anglosaskie, Anglia i Stany Zjednoczone, oparte w zasadzie na dwupartyjnym parlamentaryzmie. System ten funkcjonuje (przynajmniej w Anglii) świetnie, lecz po prostu dlatego, że zarówno wszyscy Anglicy, jak wszyscy Amerykanie, są jednomyślni co do — powiedzmy 95% problemów życia zbiorowego, i jednomyślność ta wyraża się we wspólnym należeniu do masonerii ludzi obu partii. Dlatego jest typowo „żydowskim kawałem” przeciwstawianie społeczeństwa jawnie jednopartyjnego, ale za to bezmasońskiego (faszyzmu, hitleryzmu, bolszewizmu) — społeczeństwom jakoby wielopartyjnym, a w rzeczywistości również jednopartyjnym, tylko że tajnie. Fakt przynależności przywódców konserwatywnych i laburzystów do tej samej konspiracji umożliwia Anglikom rozgrywkę jawną o dzielące ich poglądy na sprawy podrzędnej wagi. Gdyby nie zasiadali przy sobie w loży, a jedynie tylko naprzeciw siebie w parlamencie, Połączone Królestwo (wzgl. Zjednoczone Stany) rozleciałyby się w szybkim czasie.

Stwierdzenie, że społeczeństwo nie może istnieć bez dużego stopnia jednorodności organizacyjnej i ideowej, odnosi się do wszystkich krajów i wszelkich epok. Np. Polska przedrozbiorowa. Jakże ciekawe śledzić żmudne wysiłki królów, dążących do „absolutum dominium”, od Zygmunta III po Augusta II; jak usiłują stale tworzyć swą partię i oprzeć się na niej, przeciw reszcie Narodu, i jak kończy się zawsze na tym, że w gruncie rzeczy i regaliści i rokoszanie, Żółkiewski i Zebrzydowski, Sobieski i Lubomirski zapatrują się jednakowo na konstytucję narodową i nie udaje się Narodu skłócić dalej w głąb poza różnice taktyczne i personalne. Jednorodność ówczesnego Narodu polskiego (tzn. szlachty) była rzeczywiście tak przemożna, że najdziksza swawola właściwie w niczym tej jednorodności nie osłabiała33. Dopiero gdy udało się tę jednorodność zerwać — a to przez zmasonizowanie części elity w epoce króla Stasia34 — Polska upadła. Ale o tym pomówmy w innym miejscu.

Nie ma nic ciekawszego, jak obserwacja niesłychanych perturbacji, jakie w społeczeństwach opartych na jednorodności masońskiej wprowadza zjawienie się jakiejś grupy anty masońskiej. Zdawałoby się, że to partia jak każda inna; tymczasem okazuje się, że można rządzić przy istnieniu dwudziestu innych partii (kontrolowanych przez masonerię) — a z tą jedną ani rusz. Nie ma spokoju, póki się jej albo nie usunie poza nawias ustroju, albo ona nie połknie całego społeczeństwa. Pierwszy wypadek usunięcia poza nawias ustroju przydarzył się we Francji Action Française [Akcja Francuska], w Belgii reksistom; natomiast faszyści i hitlerowcy połknęli całe społeczeństwo. Nawet bolszewicy mieli swój okres walki w ramach ustroju masońsko-parlamentarnego, w okresie marzec-listopad 1917, podobnie jak hitlerowcy przed rokiem 1933, jak faszyści przed marszem na Rzym; wszystkie te ruchy paraliżowały całkowicie funkcjonowanie systemu masońsko-parlamentarnego. We Francji tzw. prawica jest tak samo masońska jak i tzw. lewica, przeto ustrój funkcjonuje nieźle. Action Française nie mogła się w tym zaczarowanym kręgu pomieścić — ze swym antymasoństwem i nie umiejąc zwyciężyć musiała ustąpić.

Wielką jednorodność — tyle że nie ściśle masońską, lecz konspiracyjną — obserwujemy dziś w Polsce. Wszystkie bez wyjątku organizacje ideowo-polityczne oparte były u nas do niedawna na zrębie konspiracji35. Już w ostatnich klasach gimnazjalnych dostaje się przeciętny uczeń do konspiracji *’. W ramach konspiracji przechodzi studia wyższe, wchodzi do organizacji ideowo-politycznej partii czy kliki, i zostaje w niej do grobowej deski (awansując po drodze z niektórych konspiracji do oficjalnej masonerii). Działacz robotniczy czy rzemieślniczy; nawet lokalny lider chłopski ląduje rychło w konspiracji. Oczywiście stan to przejściowy; wprawdzie wspólność struktury konspiracyjnej całego życia w Polsce wytwarza pewien surogat jednorodności organizacyjnej, dostatecznie wiążący, by społeczeństwo się nie rozsypało, lecz w braku monoidei społeczeństwo nie może harmonijnie żyć.

Ten stopień jednorodności, który by pozwolił społeczeństwu normalnie funkcjonować, możemy — w teorii — osiągnąć na dwa sposoby: albo

1) wlewając w jednorodność konspiracyjną jednolitą odpowiadającą jej treść ideową mówiąc inaczej masonizując całe społeczeństwo; albo

2) stwarzając jednorodność antykonspiracyjną organizacyjnie i ideowo (patrz ustęp następny).

Stan obecny może trwać jeszcze długo (ze względu na swą — mimo wszystkich różnic ideowych — jednorodność konspiracyjną) i, o ile rzeczywiście dłużej potrwa, doprowadzi niechybnie Polskę do monoidei masońskiej. O ile natomiast któreś z większych działających u nas ugrupowań zdecyduje się stanąć na platformie antykonspiracyjnej, wówczas będzie musiała rychło zapaść decyzja, gdyż nastąpi stan niejednorodności, w którym Naród ani żyć, ani działać nie może.

Czym zastąpić konspiracje?

Czym zastąpić masonerię? Czym zastąpić konspiracje?

Chcąc odpowiedzieć na te pytania należałoby im poświęcić grubą książkę. Nie mogąc tego uczynić, muszę się ograniczyć do paru zdań, których celem będzie zorientowanie czytelnika, w jakim kierunku należy — moim zdaniem — szukać odpowiedzi.

Czym zastąpić masonerię? Oczywiście katolicyzmem. Masoneria jest religią (w której cieniu żeruje wielu karierowiczów, ale dzieje się to w cieniu każdej religii). Masoneria jest religią może być przeto zastąpiona tylko przez inną religię. W odwiecznej walce — masoneria contra katolicyzm, Izrael contra Rzym — decyzja musi zapaść na korzyść Rzymu.

Czym zastąpić konspiracje? Tu musimy rozróżnić dwoistą funkcję konspiracji: jako praktycznej metody organizowania ludzi, oraz jako dostarczycielki wzruszeń i dreszczów, swoistej mistyki. Jeśli chodzi o to pierwsze zadanie, to znam wielu ludzi, którzy uważają formy konspiracyjne za niezastąpione. Nie podzielam ich zdania: przecież Średniowiecze potrafiło dojść do swych wspaniałych wyników właśnie w ramach form organizacji jawnych. Natomiast nie ulega wątpliwości, że metody organizowania ludzi muszą być inne, jeśli ograniczamy się do form jawnych, niż przy użyciu form tajnych.

A więc, po pierwsze: organizacja bez podszewki konspiracyjnej musi być rządzona bardziej autorytatywnie , musi w niej panować większa dyscyplina, obyczaje muszą być mniej „parlamentarne”, głosowania mniej „mechaniczne” (patrz rozdział „Wola zbiorowa”). W niektórych wypadkach odda tu dobre usługi „Fuhrer-prinzip” (zasada przywództwa jednostkowego), w innych nieliczny, a silnie związany zespół kierowniczy.

Po drugie: koniec z tłumnymi organizacjami, które trzyma w ryzach zręcznie zarzucona „siatka” konspiracyjna. W jej braku należy liczniejsze organizacje rozczłonkowywać na mniejsze grupy i zespoły, budować piramidę tam, gdzie była dotąd „równa” masa, zastąpić konspirację nową i jawną hierarchią.

Po trzecie: organizator mający przed sobą zadanie zorganizowania pewnego odcinka społecznego (np. gminy, miasta, województwa) w formy jawne, powinien położyć wielki nacisk na dostosowanie swej organizacji do naturalnych linii podziału społecznego, a więc przede wszystkim do istniejących podziałów regionalnych i korporacyjnych. Sztucznie wycięty region potrzebuje kierownictwa konspiracyjnego; naturalnemu wystarczy hierarchia jawna. Niezmierną wagę ma organizacja korporatywna (patrz rozdział „Korporacjonizm”). W pewnej mierze można powiedzieć, że o ile w płaszczyźnie metafizycznej przeciwieństwem masonerii jest katolicyzm, to w płaszczyźnie organizacyjnej przeciwieństwem masonerii jest korporacjonizm [dzisiaj – żeby uniknąć skojarzeń z obecnym sojuszem antynarodowych korporacji – powiedzielibyśmy: korporatywizm, ang. corporatism, niem. Korporatismus) – doktryna społeczno-gospodarczo-polityczna o charakterze samorządu (stanowego, zawodowego, branżowego),  przedstawiany jest jako naturalna alternatywa wobec indywidualistycznego liberalizmu i kolektywistycznego  socjalizmu, przyp. mój, wawel]
Nic dziwnego, że rozrost masonerii szedł w parze z zanikiem korporacji; vice versa, wzrost korporacji ułatwi wypieranie konspiracji.

Cenną bardzo formą organizacji „antykonspiracyjnej” jest ród (oparty na licznych rodzinach); w społeczeństwie katolickim musi się odrodzić znaczenie rodu, dając jednostce to oparcie, którego szuka dziś nieraz w loży. Trudno mi tu wymienić wszystkie płaszczyzny organizacyjne, zdolne wiązać ludzi w sposób naturalny i odciągać ich tym samym od konspiracji; mogą tu oddać duże usługi i korporacje studenckie z ich związkami filistrów, i organizacje koleżeńskie byłych] wojskowych, i związki sportowe, i kluby towarzyskie itd.

Po czwarte: spotkałem się nieraz z takim zdaniem: „Moja organizacja funkcjonuje sprawnie, bo poza oficjalnymi imprezami poświęcam trzy wieczory tygodniowo na poufne zespoły. Co będzie, jak te zespoły zlikwiduję? Wszystko się rozprzęgnie…”

Odpowiedź: „Jeśli po zlikwidowaniu konspiracji poświęcisz te trzy wieczory na chodzenie do kina, to organizacja ci się rozlezie w palcach; ale jeśli umiejętnie organizację swą rozczłonkujesz, powołasz w niej do życia nowe działy, nowe hierarchie i nowe zespoły, i będziesz w nie wkładał tę samą sumę wysiłku osobistego, którą wkładałeś uprzednio w organizację jawną plus tajną, to organizacja na pewno się utrzyma, i w ogólnym bilansie (trzeba tu mierzyć na lata) da ci rezultaty o wiele bardziej wartościowe”.

Uwaga: Istnieją rzeczywiście organizacje, które się nie utrzymają bez konspiracyjnej podszewki: to organizacje nieszczere. Np. organizacje afiszujące głośno swój katolicyzm, a faktycznie kierowane przez ludzi wrogich katolicyzmowi. Albo organizacje z oblicza i haseł „narodowe”, a sterowane ku celom sprzecznym z interesem Narodu. Takie organizacje nie mogą się obyć bez konspiracyjnego kierownictwa.

Wreszcie ostatnie pytanie: czym zastąpić tę specyficzną „atmosferę”, ten „klimat” konspiracji, tę swoistą mistykę, ten „smaczek”, ten narkotyk, bez którego pewni ludzie po pewnym czasie już żyć nie mogą? Średniowiecze wytwarzało ten „klimat”, nieodzowny dla niektórych jednostek ze względu na ich psychofizyczną strukturę, w Trzecich Zakonach (Franciszkanów i Dominikanów) i w Bractwach religijnych, związanych często z korporacjami zawodowymi. Nie wątpię, że i nasza epoka wytworzy odpowiednie organizacje, gdy tylko wyłoni się ich potrzeba, z chwilą wyzwolenia się społeczeństwa z więzów konspiracyjnych. Potrzeba rodzi zaspokojenie. Lecz póki to nie nastąpi (a tym bardziej skoro już nastąpi) musi ludzkość zrezygnować z niezdrowej rozkoszy konspirowania w myśl nakazu etycznego. Tak jak zrezygnowała z mężobójstwa, z wielożeństwa, z ludożerstwa, z kazirodztwa i tylu innych drogich wielu ludziom zboczeń, które w każdym pokoleniu zwalczane są w imię starych, nudnych, ale nieuniknionych zawołań moralności.

Czytałem w pewnej powieści francuskiej opis spowiedzi jakiegoś poczciwego starowiny, notariusza z zapadłej prowincji. Z czasów młodości został mu nałóg, niezmiernie szeroko rozpowszechniony na prowincji francuskiej, chodzenia na karty i plotki do miejscowego domu publicznego. O niczym więcej nie ma mowy: wiek kazał mu już dawno zrezygnować z właściwych przyjemności udzielanych w tej instytucji. Spowiednik zna jego tryb życia i nalega na niego, by się przeniósł ze swą partią „belotki” do kawiarni. A nasz staruszek tłumaczy się, że przyzwyczaił się do tego „klimatu”; ze jak wchodzi do owego zakładu, to odczuwa zawsze pewien specyficzny dreszczyk; że karty nie będą mu w kawiarni ani przez pół tak smakowały. Lecz spowiednik jest nieugięty i żąda od niego wyrzeczenia się dla wyższych celów.

Tego samego musimy i my żądać od konspiratorów z zamiłowania i nałogu.

Fragment z końcowego rozdziału

Taki stan rzeczy, w którym wielki Naród uzależniony był całkowicie od zagranicznego kierownictwa, nie mógł się utrzymywać w nieskończoność. Toteż w r. 1893 następuje pierwsza — od czasów Baru — poważna próba wyłonienia organizacji zdolnej do kierowania Narodem niezależnie od jakichkolwiek wpływów postronnych. Próbą tą było wyłamanie się pewnej ilości osób — z Balickim, Popławskim i Dmowskim na czele — z Ligi Polskiej, i założenie Ligi Narodowej.

Czym była Liga Polska? Była to organizacja konspiracyjna, założona w 1886 r. w Szwajcarii przez Zygmunta Miłkowskiego , „pułkownika” z 1863 roku, wysoko wtajemniczonego masona3”. Miłkowski, po długoletniej burzliwej włóczędze po Bałkanach, której perypetii nie zrozumie nikt, kto spuści z oka konspiracyjne związki karbonariusza Miłkowskiego z podziemnym światem rewolucjonistów bałkańskich, osiadł w Szwajcarii, będącej wówczas, jak i dzisiaj, centralą masońską na światową skalę. Działając niewątpliwie na polecenie wyższych władz masońskich założył Miłkowski w r. 1886 Ligę Polską, mającą ująć w karby i poddać komendzie masońskiej tę część młodego, popowstaniowego pokolenia polskiego, która nie chciała iść do konspiracji „czerwonej”40, związanej z narastającym w tym czasie ruchem socjalistycznym. Stara to i wypróbowana metoda „braci w fartuszkach”: prowadzić stale robotę swą dwutorowo, by obejmować zasięgiem swych wpływów prawe i lewe, czyli mówiąc ówczesnym stylem, „białe” i „czerwone” skrzydło społeczeństwa. W roku 1830 masonami byli zarówno Czartoryski jak i Mochnacki .

W r. 1863 Wielopolski i Mierosławski na równi słuchają komendy lóż. W dwadzieścia lat po powstaniu styczniowym, gdy naród już ochłonął po niedawnej klęsce i podrosło nowe pokolenie, zdecydowane ponowić zbrojny wysiłek o niepodległość, powołuje masoneria do życia nowy dwutorowy schemat konspiracyjny. Zgodnie z duchem czasu: tor międzynarodowy i tor „narodowy”.

I oto staje się rzecz niespodziewana: w r. 1893 następuje w Lidze Polskiej rozłam, i secesjoniści zakładają Ligę Narodową. Okoliczności tego rozłamu pozostają do dziś niewyjaśnione, zapewne ze względu na dawne przysięgi masońskie, wiążące niektórych secesjonistów, wśród których nie tylko Balicki — co do którego poszlaki są bardzo poważne — był masonem ; byli masonami może i inni. Nie wiemy również, czy bezpośrednim powodem rozłamu była chęć wyzwolenia się spod wpływów masonerii; może działały początkowo motywy inne. Tak czy owak staje się Liga Narodowa w niedługim czasie organizacją świadomie stawiającą sobie dobro Narodu za wyłączny cel, z wykluczeniem ingerencji zagranicznej w sprawy tyczące Narodu polskiego. Nie wiemy również, czy początkowo nie przyświecała twórcom Ligi Narodowej myśl stworzenia masonerii „narodowej”, tzn. niezależnej od zagranicy, lecz zachowującej zasadniczą antykatolicką i „postępową” ideologię masońską. Na takie właśnie początkowe nastawienie twórców Ligi Narodowej zdawałoby się wskazywać choćby sztandarowe dzieło Balickiego pt. „Egoizm narodowy” , którego toku rozumowania nie powstydziłby się najprawowierniejszy mason. Możliwe zresztą że Balicki już w chwili tworzenia Ligi Narodowej definitywnie zerwał z masonerią i że po prostu przy pisaniu „Egoizmu narodowego” odezwały się w nim jeszcze te resztki ideologii masońskiej, którymi zakaził gasnący wiek XIX wskrzesicieli narodowego sposobu myślenia w Polsce. Tak czy owak, już na długo przed wojną światową stała się Liga Narodowa, według świadomej woli jej kierowników, polską antymasonerią.

Walkę z lożami o rząd dusz nad Polakami postanowiono prowadzić własną metodą masonerii, tj. ścisłą konspiracją. W tak obranej metodzie walki leżał zarodek wielu niepowodzeń Ligi Narodowej. Przypominam twierdzenie, znane czytelnikom z poprzednich naszych rozważań, że wszelka konspiracja, choćby w swym założeniu antymasońska, stanowi sprzyjające podłoże dla rozwoju bakcyli masońskich. Tak było i z Ligą Narodową. Aż do chwili odzyskania niepodległości, walka z masonerią przypominała u nas błędne koło: walka ta musiała się toczyć konspiracyjnie, jak wszelka w ogóle poważniejsza akcja polityczna podbitego Narodu; w konspiracji „antymasońskiej” zagnieżdżała się z niesłychaną łatwością masoneria, bijąc „antymasonów”, przeważnie aryjczyków, na głowę w zdolności do konspirowania, będącej atrybutem rasowym kierujących masonerią Żydów.

Twórcy Ligi Narodowej, w szczególności Dmowski, strawili życie całe na tropieniu masonów w szeregach swej konspiracji i na ich usuwaniu. Mimo to wpływy masonerii w Lidze były zawsze silne, chwilami (jak np. w 1926 roku) przemożne, a ciągłe rozłamy , wywoływane za poduszczeniem masonerii, stanowią namacalny dowód, jak dalece podkopy te były skuteczne. Co gorzej: wielu ludzi, wychowanych przez Ligę Narodową, z biegiem czasu znalazło się w masonerii. Nie zdziwi nas to, skoro zważymy, że niejeden, przyzwyczaiwszy się żyć w konspiracji, szedł potem po prostu do tego sklepu, w którym sprzedawano ten tajemniczy towar w lepszym gatunku. A gdzież znaleźć lepszą reżyserię jak w konspiracji sterowanej przez Żydów?

Heroiczne zmagania twórców Ligi Narodowej wewnątrz własnej organiza¬cji dały jednak ten rezultat, że w przełomowych dla Narodu polskiego latach wojny światowej istniał wreszcie — po raz pierwszy od półtora wieku — niezależny od zagranicy ośrodek polskiej myśli politycznej. Znaczenie tego faktu było ogromne, bezpośrednio i pośrednio, gdyż musiała się z nim liczyć i masoneria, dając zależnym od siebie konspiracjom „niepodległościowym”, stojącym w ostrej walce z Ligą Narodową z konieczności również dyrektywy zgodne przeważnie z interesem narodowym polskim. Udaremnienie powstania antyrosyjskiego w Królestwie w latach 1905 i 1914, Komitet Narodowy we Francji, armia Hallera oraz odzyskanie Pomorza i części Śląska w traktacie wersalskim, to wielkie sukcesy Ligi Narodowej, których dalszym ciągiem będą pierwsze wybory do Sejmu w r. 1919, dające trzecią część głosów narodowych, oraz wybory z r. 1922, dające głosom narodowym47 większość w Sejmie. Na wiosnę 1923 r. dochodzi wreszcie do rządów gabinet narodowy (tzw. Chjeno- Piasta) pod wodzą Witosa, którego to gabinetu członkiem jest przez krótki czas i Dmowski. Wydaje się, że Liga Narodowa, narzuciwszy Polsce granice i strukturę państwa według koncepcji własnej, potrafi obecnie definitywnie usunąć masonerię od wpływów na życie wewnętrzne Polski.

Niestety stało się inaczej. Dlaczego? Przyczyna leży w grzechu pierworodnym, którym obciążona była polska „antymasoneria” — w jej konspiracyjnej strukturze, tak podatnej na penetrację masońską. Z początkiem XX stulecia wyłoniła Liga Narodowa jako swą jawną ekspozyturę Stronnictwo Narodowo-Demokratyczne , mając również swych ludzi w Narodowej Partii Robotniczej , w ugrupowaniach chrześcijańsko-społecznych i w niektórych konserwatywnych. W czasie wojny wciągnięto do Ligi Witosa. Tego rodzaju schemat — konspiracja, kierująca szeregiem ugrupowań jawnych — był oczywiście zapożyczony od masonerii. Po wojnie, kiedy powstało niepodległe państwo polskie, odpada potrzeba konspirowania się. Mimo to kierownicy Ligi Narodowej utrzymują konspirację nadal, w przeświadczeniu, że walka z masonerią wymaga w dalszym ciągu istnienia tajnej antymasonerii. Rezultat był łatwy do przewidzenia: wpływy masońskie w Lidze Narodowej wzrastają gwałtownie, kierownictwo jej obejmuje Stanisław Grabski, zacięty wróg Dmowskiego. Nowe kierownictwo Ligi Narodowej dopuszcza do upadku „Rozwoju”, co staje się symbolem faktycznego zawieszenia walki antyżydowskiej. Zakulisowa rola prof. Stanisława] Grabskiego w epoce przygotowań do zamachu majowego czeka jeszcze na swego historyka . W rezultacie misternych zabiegów, w pamiętnych dniach maja 1926 roku wszystkie siły narodowe w Polsce zostały jak najdokładniej sparaliżowane przez masonerię, zagnieżdżoną wewnątrz Ligi Narodowej i inspirowanych przez Ligę jawnych organizacji politycznych, jak Związku Ludowo-Narodowego (utworzonego w miejsce dawnej Narodowej — Demokracji), Narodowej Partii Robotniczej, Chrześcijańskiej- Demokracji], Piasta itp. oraz organizacji bojowej zwanej „Straż Narodowa”. Maj 1926 r. to klasyczne fiasko idei zwalczania masonerii — konspiracją.

I wówczas to popełniono poważny błąd, gdy, zamiast wykorzystać doświadczenia ostatniego czterdziestolecia i porzucić wreszcie formy konspiracyjne, zakładając na jesieni 1926 r. O.W.P. dano mu z góry tradycyjną formę organizacji jawnej, opartej o podszewkę konspiracyjną.

Po wypadkach majowych udało się wreszcie Dmowskiemu odsunąć od wpływów Stanisława] Grabskiego. W r. 1928 rozwiązano Ligę Narodową (w której walka z masonerią była już zupełnie beznadziejna) oraz jawną ekspozyturę Ligi — Związek] Ludowo-Narodowy, i utworzono na ich miejsce nową konspirację z jawną fasadą ochrzczoną mianem Stronnictwa Narodowego. W ten sposób młode pokolenie narodowe, wychowane już w niepodległej Polsce i powołane do budowy nowego państwa (które to zadanie okazało się ponad siły pokolenia wychowanego w niewoli), otrzymuje nadal, poczynając od ławy gimnazjalnej, ortodoksyjne przeszkolenie konspiracyjne. Rezultat nie dał długo na siebie czekać: w osiem lat po założeniu O.W.P. katastrofalny rozłam usuwa spod komendy Dmowskiego elitę narodowej konspiracji we Lwowie, Warszawie i Poznaniu . Od tej chwili konspiracja ta nie wraca już do dawnej świetności. Przez chwilę wydaje się, że O.N.R. położy główny nacisk na robotę jawną. Jednak masoneria rozgrywa partię po mistrzowsku, uniemożliwiając O.N.R.-owi jawne działanie, lecz tolerując dobrotliwie jego tajne istnienie i zmuszając tym samym jego członków do „masonizowania się” w kręgu organizacji wyłącznie tylko konspiracyjnych.

W roku 1939 masoneria może być spokojna o przyszłe losy Polski, skoro poczynając od ławy gimnazjalnej  wszystko, co bardziej w Polsce rozgarnięte, należy do konspiracji. Po staremu nie ma u nas organizacji ideowej bez podszewki konspiracyjnej. Konspiracyjną podbudowę otrzymało w ostatnich latach nawet harcerstwo (starsze), nawet robotnicze związki zawodowe.

W tych warunkach masoneria, mimo pozornych sukcesów jej przeciwników, nie ma powodu do poważniejszych obaw o przyszłość, gdyż wie, że młode pokolenie polskie, wychowane w całości w szkole konspiracyjnej, musi z biegiem czasu przyjść na jej podwórko.

Centralnym problemem polityki wewnętrznej Polski jest od szeregu lat dziwna impotencja Obozu Narodowego do uchwycenia władzy. Póki w tym Obozie nie weźmie góry zrozumienie, że zasadniczym powodem tej impotencji jest konspiracyjne wychowanie elity narodowej, póty Mędrcy Syjonu mogą spać spokojnie.

 

 

Konspiracje – Adam Doboszyński [audiobook]

O autorze: wawel