A teraz w moim blogu druga odsłona opowieści z cyklu o tym, że…
… przerzucanie kanałów telewizyjnych spowodowane przez nudę czasem bywa pożyteczne. Więcej… to opowieść o tym, że czasem i w mainstreamie można trafić na wartościowe produkcje.
Jeżeli mnie pamięć nie myli, w drugi dzień świąt zainteresowałem się reportażem wyemitowanym w Polsat News, na który przypadkowo trafiłem. Miałem się pobawić pilotem i pójść spać, ale coś mnie zatrzymało i obejrzałem audycję do końca.
Pokazano w niej dramat polskich rodziców mieszkających w Norwegii, którym zabrano własne dzieci. Tak tylko w telegraficznym skrócie:
-Dzieci zabiera “Barnevernet”, organizacja będąca państwem w państwie, bez jakiejkolwiek kontroli prawnej czy sądowej.
-Rodziny pod kuratelą “Barnevernet”, nazwijmy je “zagrożone”, są inwigilowane przez urzędnika obserwującego życie rodziny w ich własnym domu.
-Dzieci są zabierane rodzinie pod błahymi pretekstami. Potem tułają się od jednej rodziny zastępczej do drugiej. Choć one same na dołączonych filmach amatorskich mówią “chcę do domu”.
-Rodzice mają prawo widzieć się z dziećmi tylko kilka razy w roku.
-Podczas takich odwiedzin własnych dzieci, rodzice nie mają prawa okazywać jakichkolwiek emocji (np. wzruszenie, płacz). W razie nie zastosowania się do tych poleceń, rodzicom grozi redukcja ilości widzeń lub koniec szans na powrót pociech do rodziny. Nad zachowaniem procedur podczas widzenia czuwa osobiście obserwator “Barnevernet”.
-Rodzice nie mają prawa zadawać prostych pytań swoim dzieciom (np. w jakiej rodzinie zastępczej przebywają, gdzie mieszkają, co lubią jeść, itp.). Konsekwencje, patrz wyżej. Powód: bo takie pytania są dla dzieci… stresujące. W rezultacie rodzice nic wiedzą o swoich dzieciach, poza tym, że… żyją.
-Polskie dzieci zabrane rodzicom przestają władać językiem polskim.
To tylko moje najważniejsze wnioski na gorąco. Polecam jednak obejrzenie filmu w całości. Link pod notką.
Film pokazuje dramat zwykłych ludzi dotkniętych przez machinę lewackich trybów. Nie chcę oceniać, czy rodzice dzieci pokazanych w filmie są osobami krystalicznie czystymi. Ale wiem jedno, metody przedstawione przez norweskich ideologów nie mają nic wspólnego z dbaniem o dobro dziecka. Bo tym podobno się kierują. Bardziej to wygląda na eksperyment społeczny w duchu neomarksistowskim. Coś na kształt budowy nowego genderowego człowieka. Szokowało mnie też niewyobrażalne cierpienie bohaterów reportażu, nieprzespane noce, ciągły stres. To musi być straszne wiedzieć o swoich własnych dzieciach, z którymi do niedawna się bawili, że żyją. Ale gdzie, to nie wiadomo. Może w “patchworkowej” rodzinie, może w homoseksualnym związku partnerskim, może daleko, może blisko. I co gorsza, czy jest tym dzieciom dobrze, czy źle.
Nie to było jednak najsmutniejsze w tym reportażu…
Autorzy filmu dokonali przerażającego porównania. Problem zabierania dzieci rodzinom w Norwegii nie dotyczy tylko Polaków, ale też innych imigrantów w Norwegii. Pokazano zatem, w jaki sposób dba się o interesy obywateli własnego państwa na emigracji dotkniętych przez “Barnevernet” w innych krajach. Pierwsze strony gazet, tu król oburzony, tam prezydent wkurzony, gdzie indziej ktoś apeluje, tutaj naciski na rząd norweski w tonie:
Oddajcie dzieci obywatelom naszego państwa!
Po czym pokazano Radosława Sikorskiego odpowiadającego na pytania dziennikarzy w tej sprawie:
“Jak obywatel jedzie do innego kraju to musi przestrzegać tamtejszego prawa”.
Wiecie Państwo co poczułem? Sikorski miał wtedy szczęście, że był w telewizorze, a nie przede mną. Potem w filmie przedstawia się taśmę z rozmowy telefonicznej jednego rodziców z polską placówką dyplomatyczną w Norwegii. Mniej więcej: “Nic nie możemy zrobić, nie mamy wpływu na norweskie prawo. Jest jedynie możliwość wysłania obserwatora z naszego ramienia do “Barneververnet”, który będzie miał wgląd do wszystkich państwa dokumentów. Ale to i tak nie będzie miało żadnego wpływu na ich decyzje”.
No to do cholery, po kiego grzyba nam MSZ? Po co setki placówek zagranicznych, skoro dbanie o interes obywateli Polski zamyka się w stwierdzeniu “nie mamy wpływu na prawo w kraju X”. Zresztą, to samo powiedziano też wolnemu od niedawna Dziemianczukowi, który próbował się “włamać” na rosyjską platformę wiertniczą. Nie popieram takich akcji, Greenpeace to dla mnie ekoterroryści, ale obywateli własnego kraju MSZ ma obowiązek chronić za granicą za wszelką cenę. Nawet takich Dziemianczuków wierzących w ekologię.
To są sprawy małe, ale tak samo się postępuje w sprawach wielkich. No bo, jak nasze władze potraktowały polskich obywateli, którzy zginęli w Smoleńsku? Identycznie. Cytat pierwszy z brzegu: “Nic nie możemy zrobić. Wrak zostanie oddany po zakończeniu rosyjskiego śledztwa”.
Cały film:
Norway – Poland. “Barnevernet – Polowanie na dzieci” (2012) znajduje się pod linkiem:
http://www.youtube.com/watch?v=nl1TXmqpc8o
Podobnie w Niemczech. Horror.
W Niemczech w 2011 roku zabrano rodzicom jakieś 38500 dzieci. To tak jakby zabrać wszystkie dzieci od 0 do 18 lat z miasta wielkości 100 tys., (np Kalisz).
I to tylko w jednym roku! W ciągu dziesięciu lat to jest prawdziwa armia nieszczęśliwych ludzi, skrzywdzonych przez państwo i wydanych na pastwę nieludzkiego systemu.
Horror, niewyobrażalny horror, to słowo tutaj niestety bardzo dobrze pasuje.
Przypomina to janczarów: przyjęty przez Turków sposób tworzenia lojalnych formacji wojskowych z porywanych dzieci chrześcijan.
Czy Państwo nareszcie zauważą w jak cudownej jesteśmy sytuacji?!!!
I jakże ciężkiej. Bo na naszych barkach wiesza się cały kontynent.
No ja wiem, że nie pierwszyzna. Ale tym razem jest bezprecedensowa skala. I nie powiem, robi to wrażenie. Nawet na Polaku…
Jak to jednak zrobić, aby więcej ludzi zrozumiało?
Mówić prawdę.
I mówić o dobrych rzeczach. Bo to jest prawdziwa proporcja. A i z Wiarą naszą licuje takie podejście, powinno…!
Ludziska lubią jak usłyszą co dobrego. Złych rzeczy to i tak mają w nadmiarze.
Szczególnie w swojej świadomości. Całe zastępy diabłów pracują na to, żeby tak było. Żeby zapchać umysły i serca złem, marazmem, beznadzieją.
Powróćmy do tytułowej Norwegii.
Patrzy się na takie coś z zazdrością i podziwem. Kurcze. Wszystko cholery mają. Gazu, ziemi, spokoju. Bogaci są bezgranicznie. No i te tunele pod górami, z rondami…
I co z tego?!
To wszystko jest nic nie warte.
Jeśli jest ich mało, i nadal będzie. Jeśli dużo i coraz więcej jest u nich emigrantów.
No i jeszcze to lewactwo.
Są głupsi od trollów co to po ich lasach hasają.
Po prostu wyginą.
Więc czego zazdrościć, z powodu czego popadać w kompleksy?!
Ja jeszcze uzupełnię swoje przemyślenia w wątku dotyczącym olewania nas Polaków, przez polski MSZ.
Nie dalej, jak wczoraj wieczorem, dostałem pewną sugestię, dlaczego tak się dzieje.
Otóż, słuchałem wypowiedzi Pana Sommera w telewizorni zwanej Superstacją. Ów zacny jegomość zrobił mały “product placement” na antenie, mówiąc o książce “MSZ polski czy antypolski”.
http://www.kanon24.pl/3859,msz-polski-czy-antypolski-.html#product_desc
Sommer przedstawił nam jedną z głównych tez tej pozycji. Czyli, że 80% kadry MSZ stanowi “Mniejszość Eskimoska”. No wiadomo, te Rothfeldy i spółka…
To by dużo tłumaczyło. Gdybym był w MSZ Grenlandii, sam nie przejmowałbym się losami Eskimosów.
Zresztą, o co się martwić, skoro ta nacja radzi sobie nawet w najtrudniejszych warunkach :)
Do tego niebywała szczerość Pana Sommera w stosunku do interlokutora Szumlewicza z Lewica dwadzieścia coś tam, czy, jak to szło.
“-Pan ma w sobie dużo buty. A Od buty niedaleko do buta”
-?
-Czyli, że taka osoba jest najczęściej głupia, jak but”.
Karolek się obija objedzony poświątecznie, to ja go zastąpie.
A co Ty się Drogi Migorrze tak dziwujesz, że władze okupacyjne się nie przejmują obywatelami podbitego państwa?
Jeśli już czymś się martwić, to głupotą i lekkomyślnością rodziców, którzy tak wiele ryzykują dla mamony; jeśli już nad czymś pomstować, to nad kiepskim kojarzeniem u poczciwych Polaków, którzy oczekują czegoś dobrego od namiestników zaborcy.
Przepraszam wszystkich zainteresowanych, jeśli uraziłem czyjeś dobra osobiste.
Sam bym lepiej tego nie wykrzyczał. Dzięki!
Panie Migorrze.
Pisz Pan prawdę, ale dopisz Pan, że se Pan robisz jaja.
polski MSZ – nie ma obecnie, w terażniejszości, czegoś takiego, taki byt istniał do czasu wojny
ergo
olewania nas Polaków – właśnie dlatego jesteśmy olewani bo to żadne nasze, polskie MSZ
To jest struktura, używająca w swym działaniu języka polskiego i działająca na polskim terenie, i na niekorzyść Polaków. Tyle to ma wspólnego ze słowem “polski”.
proponuję: “polskojęzyczna ekspozytura”…
* * *
Dzięki za wyrozumiałość ;-)
to ja dziękuję za pulsotrzymalność!