Niemal połowa oddziałów położniczych w Polsce przyjmuje mniej niż dwa porody dziennie”, wynika z analizy opublikowanej przez „Dziennik Gazetę Prawną”. Biorąc pod uwagę, że według wytycznych Ministerstwa Zdrowia „optymalna liczba porodów”, to 600 rocznie, najprawdopodobniej część oddziałów położniczych zostanie zamknięta jako nierentowna. „Gazeta Prawna” opisuje również nową strategię ministerstwa zdrowia w sprawie znieczulenia przy porodzie. Znieczulenie ma być dostępne wszędzie. W tych miejscach, w których co najmniej 10 procent kobiet skorzysta ze znieczulenia przy porodzie naturalnym wycena porodu będzie wyższa. Stawka ma wzrastać proporcjonalnie do liczby znieczuleń. To teoretycznie ma zachęcić większe szpitale do przyjmowania rodzących.
Może to doprowadzić jednak do zamknięcia mniejszych porodówek, których nie stać na opłacanie etatu anestezjologa i dla których znieczulenia są zbyt drogie. Przy jednym porodzie dziennie pieniądze z NFZ nie wystarczą na utrzymywanie w gotowości personelu.
Logika tego wszystkiego jest następująca. Obecne władze forsują ze wszystkich sił aborcję na żądanie. Logicznie spójna z tym jest likwidacja oddziałów położniczych. Oznacza to pogłębiającą się katastrofę demograficzną. Nie będzie komu pracować na wypracowane emerytury starzejącego się społeczeństwa. Zaradzi temu wprowadzenie eutanazji. Już nie tylko na żądanie lecz na przykład zaleconej przez sąd lub nawet przez trzyosobową komisję, która uzna, że komfort życia starego czy chorego człowieka jest zbyt niski aby pozwolić mu nadal żyć, należy więc go dla jego własnego dobra uśpić, realizując w ten sposób plan depopulacji globu. Ktoś jednak musi pracować na nieustannie rosnącą liczebnie klasę próżniaczą. Ma temu zaradzić sprowadzanie „najeźdźców” czyli przyjętych w ramach relokacji przybyszy z krajów afrykańskich oraz z ogarniętej wojną Ukrainy. Lecz oni na ogół nie mają zamiaru pracować natomiast chcą korzystać z przywilejów socjalnych wypracowanych przez społeczność danego kraju, w tym przypadku Polski. To na nich trzeba będzie pracować biorąc pod uwagę fakt, że masowo będą uzyskiwać prawa do emerytury nie wypracowanej w Polsce oraz korzystać z przywilejów wprowadzonych po to w Polsce aby zapobiec katastrofie demograficznej. W ten sposób koło się zamyka. Czy klasa rządząca czyli klasa w Polsce wyjątkowo próżniacza zaoszczędzi na zamykaniu oddziałów położniczych? W ekonomii i w socjologii stosuje się tak zwany rachunek ciągniony ale to raczej zbyt skomplikowane dla naszych (p)osłów. Dobrym przykładem jest sprawa leczenia kilkanaście lat temu tak zwanej stopy cukrzycowej ( aktualnych danych nie znam). Otóż większość szpitali decydowała się wówczas „leczyć” chorego, a raczej zapobiegać gangrenie przez amputację części jego stopy gdyż amputacja kosztowała wówczas szpital czyli społeczeństwo 3000 złotych natomiast leczenie zachowawcze kosztowało powyżej 12000. Lekarze decydujący się na obcięcie pacjentowi stopy czy nawet całej nogi wydawali się nie rozmieć, że generują w ten sposób o wiele większe koszty społeczne. Inwalida staje się niezdolny do pracy, przysługuje mu dożywotnia renta i droga przecież proteza, rana po amputacji wymaga na ogół dalszego pielęgnowania i wizyt u specjalistów, protezę trzeba naprawiać i zmieniać. To wszystko obciąża ZUS oraz NFZ czyli nas podatników. Pikanterii temu rachunkowi ciągnionemu dodaje fakt, że ubezpieczenie zdrowotne jest przecież przymusowe. Każdy z nas- szczególnie ludzie starsi- wydał na to ubezpieczenie ogromną sumę. I właśnie tych starszych ludzi najczęściej poddaje się eutanazji po polsku czyli eutanazji przez zaniechanie.
Epidemia covid19 – prawdziwa czy fałszywa- pozwoliła zrealizować w sporym zakresie światowy plan depopulacji powodując w Polsce jak wiadomo przeszło 200 000 (albo więcej) tak zwanych nadmiarowych zgonów. Byli to pacjenci, którym pod pretekstem pandemii odmówiono operacji ratującej życie, na przykład operacji usunięcia rozlanego wyrostka robaczkowego, czy operacji onkologicznej, albo opóźniano termin tej operacji tak długo, że pacjent jej nie doczekał. Byli to pacjenci wymagający na ogół długiej i kosztownej opieki i w dodatku już nie czynni zawodowo czyli generujący obciążające społeczeństwo koszty natomiast nie przynoszący zysków. Argument, że ci kłopotliwi pacjenci zapłacili z nawiązką za swoje leczenie zbierając składkę zdrowotną jako część przymusowego ubezpieczenia i że gdyby im choćby część tej składki zwrócić byłoby ich stać na opłacenie sobie kuracji w prywatnej placówce trafia wyłącznie do różnych liberałów pokroju Korwina-Mikke i pozwala im snuć przez długie lata utopijne wizje idealnego społeczeństwa liberalnego, w świecie zachodnim całkowicie passé.
Istotną choć nie dostrzeganą cechą rodzącej się na naszych oczach cywilizacji śmierci jest całkowita zmiana statusu społecznego lekarza. Lekarz stał się sędzią i to uprawnionym do wydawania wyroków śmierci, do których wydawania nie są uprawnione w naszym rzekomo cywilizowanym świecie sądy. Lekarz ma prawo skazać na śmierć zupełnie niewinnego człowieka jakim jest z definicji małe dziecko natomiast sąd nie może skazać na śmierć nawet najbardziej brutalnego i okrutnego przestępcy. Poza tym w wielu przypadkach lekarz staje się obecnie katem wykonującym wydany przez samego siebie wyrok śmierci. W każdej kulturze te społeczne role były rozłączne. W wielu kulturach kat i jego rodzina byli dotknięci infamią, żyli poza społeczeństwem, byli jak indyjscy pariasi czyli niedotykalni. Z wyjątkiem oczywiście sytuacji zawieszających piąte przykazanie i wszelkie ludzkie cywilizowane prawa. Na przykład doktor Mengele był jednocześnie sędzią, katem a nawet cenionym naukowcem. Mengele może być patronem współczesnych transplantologów. Usprawiedliwiał swe wyjątkowo okrutne czyny wyższymi racjami, z jego badań na temat mrozodporności człowieka korzystają do tej pory morskie służby ratownicze i w przeciwieństwie do innych twórców nazistowskiej cywilizacji śmieci uniknął stryczka.
Dodaj komentarz