Max Scheler jest uważany za twórcę nowej koncepcji fenomenologii. Rzeczą kluczową w jego filozofii jest twierdzenie, że wartości mogą być poznawane w sposób emocjonalno-intuicyjny. Innymi słowy za pomocą aktów uczuciowych człowiek jest w stanie uchwycić pewne idealne jakości (wartości). Koncepcja Schelera jest uznawana za koncepcją teistyczną.
Naczelną kategorią przeżyć emocjonalnych była, według Schelera, miłość, stąd też twierdził on, że człowiek to ens amans (byt miłujący). Na uwagę zasługuje także przekonanie Schelera, że ostateczna podstawa etyczna wartości jest tylko w Bogu (stąd tę koncepcję traktuje się jako teistyczną).
prof. dr hab. Paweł Bortkiewicz
“Według Schelera najdoskonalszą formą życia emocjonalnego są uczucia duchowe. Uczuciem najważniejszym jest miłość, będąca podstawowym przeżyciem aksjologicznym, skierowanym na wartości. Max Scheler twierdził, że nadmierny rozwój poznawczy sił jednego rodzaju powoduje degradację sił poznawczych innego rodzaju, a tym samym prowadzi do degradacji człowieka jako istoty poznającej otaczającą ją rzeczywistość.
Człowiek Schelera to, jak już wcześniej wspomniano, przede wszystkim ens amans (istota kochająca), a dopiero później ens cogitas (istota myśląca) i ens volens (istota kierująca się wolą)”. Magdalena Wędzińska/ Człowiek na drodze do wartości/ Myśl etyczna Maxa Schelera
W tym momencie dochodzimy do mojej osobistej refleksji dotyczącej błędów poznawczych i związanych z nimi długoletnich fiksacji w obrębie koncepcji filozoficznych i quasi teologicznych.
Jak wiemy, ludzie różnią się miedzy sobą dominującymi funkcjami psychicznymi związanymi z aktywnością poznawczą i życiową. Jeden z wielu schematów typologii, objaśniający nam owe różnice może wyglądać tak:
- Typ intelektualny z dominującym myśleniem
- Typ uczuciowy z dominującym uczuciem
- Typ zmysłowy z dominującą percepcją (poznanie zmysłowe)
- Typ intuicyjny z dominującą intuicją
Istotną zmienną w ostatecznym określeniu danego typu jest ekstrawersja lub introwersja, czyli wektor nadający kierunek naszym zasobom psychicznym i duchowym. I tak na przykład intelektualno-intuicyjny ekstrawertyk może być psychologiem, a intelektualno- intuicyjny introwertyk filozofem. Z racji swoich osobistych obserwacji- kontaktów polemicznych, uważam dużą liczbę z tych typów za typy błądzące, zafiksowane w zamkniętym obszarze jedynie słusznych koncepcji, a co charakterystyczne koncepcji antykatolickich i w pewnym sensie nieludzkich (współczesna psychoanaliza).
Dla odróżnienia introwertyk uczuciowo-intuicyjny może być religijnym mistykiem.
Oczywiście ludzie różnią się i zawsze będą się różnić i nigdy nie będzie idealnej równowagi pomiędzy opisanymi dominantami. Chodzi jednak o to, aby nie było dysfunkcji i degradacji słabiej działających funkcji poznawczych. Stąd właśnie postulat FIDES ET RATIO. Wiemy przecież, że wiara i wspólnota jest tym co pozwala człowiekowi rozwinąć w sobie swój potencjał. (Jeżeli dobrze pamiętam z jednego wykładu, to religia dla Schelera była rodzajem poznania i myślenia, szczególnym rodzajem czucia wartości). Kluczowym jest także doświadczenie religijne, czego bardzo często nie ma w przypadku ateistów.
Moją osobistą konkluzją jest to, że osoby bez rozwiniętego czucia ( Max Scheler rozróżniał uczucie od poznającego czucia) nie są w stanie ruszyć z miejsca w sensie poznawczym, są również mało zdolne do miłości. Tak jak wspomniałem, chodzi mi głównie o współczesnych nieczujących filozofów i np. psychologów marksistów.
______________________________________________________________________________________________________________
Wykorzystałem schemat zaczerpnięty z Psychologii Integralnej Junga, tylko i wyłącznie jako ilustrację obrazującą dane funkcje. Takich typologii jest multum.
Sądząc z powyższego: Ja nie lubię Maxa Schelera.
Co więcej uważam, że dokucza nam nie brak czucia, ale jego nadmiar. (“Wiara i czucie więcej mówią do mnie niż mędrca szkiełko i oko”). To nie z braku uczucia narodziła się czasem tylko głupia, a czasem aż zbrodnicza filozofia, ale stąd, że wiedzę o rzeczywistości zaczęto budować wyłącznie na uczuciu.
Przykład: Jeżeli ktoś “czuje się” kobietą, to nie ważna jest jego budowa biologiczna (czyli realia) tylko to, co czuje.
Oczywiście całkowita ignorancja uczuć, udawanie że nie mają żadnego wpływu na zachowanie jest postawą, delikatnie mówiąc, nierozsądną, ale uczucia nie należą do procesu poznawczego, chociaż są poznawalne. Uczucia nie niosą informacji o obiektywnym świecie zewnętrznym, ale o tym, co dzieję się wewnątrz ludzkiego ducha i to tylko tego, który uczuciom podlega. Jeżeli ktoś jest “zafiksowany” na własnych uczuciach, wówczas nie będą doń docierały żadne argumenty z realnej rzeczywistości.
Nie brak uczuć, nie ignorancja uczuć nam doskwiera, ale nadanie im nadmiernego znaczenia.
Pewien kłopot może stanowić intuicja, ale czy intuicja jest uczuciem czy sprawnością, umiejętnością rozpoznania na pierwszy rzut oka, bez konieczności szczegółowych badań.
:-)
Pan pisze, mówiąc wprost, o patologii, a to jest zupełnie inna kategoria, której nie rozważamy, bo nie mieści się w normie. W tej kategorii może szwankować bardzo dużo rzeczy.
Zacytuję:
Ponadto Scheler różnicował uczucie od czucia
Nie jestem tego pewien, zresztą słowo czucie nie jest w tej kwestii jednoznaczne: “czuję ciepło”, “czuję zimno”, ale również “czuję się kobietą”, “czuję się pasikonikiem”, albo nawet “uczucie ciepła”, “uczucie zimna”. Jeżeli więc rzeczywiście Scheler różnicował uczucie od czucia, trzeba by sięgnąć do tego, jak te słowa definiował.
Cytowana powyżej Magdalena Wędzińska też chyba tego nie różnicuje:
“Według Schelera najdoskonalszą formą życia emocjonalnego są uczucia duchowe.Uczuciem najważniejszym jest miłość…”.
Ale wróćmy do Schelera:
Czego zupełnie nie rozumiem. Nie rozumiem mianowicie, o jakie siły poznawcze chodzi, czy o przedstawioną powyżej typologię: intelekt, uczucie, zmysły, intuicja.
Z taką typologią zgadzam się jedynie w połowie. To znaczy do “sił” poznawczych nie zaliczam uczucia, natomiast intuicję traktować można jako szczególny przypadek zmysłu (szósty zmysł).
Pozostają zatem dwie “siły” poznawcze: intelekt i zmysły. To, co odbieramy zmysłami można nazwać czuciem:
czuć zimno, czuć gorąco ale jeśli nieco uogólnić “czuć muzykę” w odniesieniu do odbieranych dźwięków czy “czuć obraz” dla widzenia. Zabieg taki pozwala w dalszych rozważaniach posługiwać się jednym określeniem dla wszystkich zmysłów, niezależnie czy użyję słowa “czuć”, “widzieć” czy “słyszeć” dla oznaczenia wrażeń zmysłowych.
Co jednak z wadami zmysłów? Czy ślepy jest w stanie poznać kolory? Na podstawie własnych wrażeń zmysłowych – Nie. Jeśli jednak usłyszy o kolorach (“zobaczy” innym zmysłem) wówczas jego rozum jest w stanie poznać (dowiedzieć się o) istnienie kolorów.
Chodzi mi o pokazanie, że intelekt (rozum) jest “siłą” poznawczą, która nawet mimo wad zmysłów ma możliwość poznania rzeczywistości, a także jest w poznawaniu nieodzowny.
Jak już napisałem, nie ignoruję uczuć, ale nie uważam ich za “siły” poznawcze, a nierzadko są siłami, które wręcz uniemożliwiają poznanie istniejącej rzeczywistości.
Zatem proces poznawczy to “uchwycenie” rzeczywistości zmysłami, a potem analiza tego wrażenia przez rozum. (rozumowanie, aż do zrozumienia).
Scheler (albo tylko jego tłumacz) nie używa pojęcia rozum ani rozumowanie, ale myślenie, co może być tożsame, ale nie musi, (myślenie o niebieskich migdałach). Ale nawet jeśli myślenie i rozumienie/rozumowanie są u Schelera tożsame, to nadal stawia on miłość przed rozumem, co jest bezsensowne, bo czy można miłować coś, czego się nie zna chociaż w tak nikłym stopniu, żeby przynajmniej wiedzieć, że przedmiot miłości istnieje.
A jeśli, jak chcą fenomenolodzy, “zawiesimy” przekonanie o istnieniu rzeczywistości (swoją drogą na czas obiadu to chyba trzeba to przekonanie jakoś “odwieszać”) to co zostaje takiemu człowiekowi do miłowania? Tylko on sam.
I tak dochodzę do konkluzji, że to co opisałem w komentarzu poprzednim to nie jest wypaczenie idei, ale jej sedno.
Pozwolę sobie na polemikę, mam inne zdanie.
Zdecydowanie – miłość przed rozumem.
Miłość, do której jako ludzie jesteśmy powołani.
Powołani do życia w MIŁOŚCI i PRAWDZIE.
Miłość i Prawda są nierozłączne.
Miłość to stan ducha będący Bożym Darem, trudny do opisania słowami.
Miłość jest naśladowaniem Chrystusa Pana.
Miłość to nie uczucie – to postawa.
Miłość to stan ducha – odzwierciedlony w postawie, w działaniu
– to stanie w prawdzie.
Miłość kieruje “rozpoznaniem”, naszymi uczuciami – od radosnego uniesienia po najboleśniejsze cierpienie.
Miłość kieruje wszelkim naszym działaniem, aż po złożenie z siebie ofiary.
Pozdrawiam.
Być może niejasno się wyraziłem.
W cytowanym fragmencie tego wprawdzie nie ma wprost, ale w innych miejscach używam zamiennie rozum/rozumienie/poznanie [w tym poznanie tej najwyższej Prawdy].
Proszę zatem rozumieć używane w tym fragmencie przeze mnie słowo rozum nie tylko jako narzędzie poznania, ale także na skutek, którym jest poznanie.
Zgadzam się, że miłość to nie uczucie, to akt woli. [nie tylko uczucie], ale pisze Pani:
Proszę odpowiedzieć na pytanie, czy można naśladować Chrystusa Pana, jeśli się nie wie, kim On jest, czy można naśladować Chrystusa, jeśli się nie pozna co mówił, co czynił?.
Czy potrafi Pani naśladować Kjutnymjika?
Wykorzystałem Maxa Shelera jako pretekst, ale będę bronić jego “intuicji”, bo przeżywanie religijne polega na czuciu, na przeżywaniu.
Proszę tez uprzejmie zauważyć, że wspomniałem o FIDES ET RATIO. Osobiście cenię umiejętność myślenia, rozumowania logicznego.
Prócz tego pojawiają się w nas doznania emocjonalne w reakcji na zło lub dobro.
Miłość jest naszym motorem – kieruje naszą wolą w postawie wyrażoną.
.
Nieładnie odpowiadać pytaniem na pytanie.
Ponieważ rozmawiamy o Miłości… przepraszam, pozwolę sobie pytanie zadać:
CO, KTO jest Źródłem Miłości?
Nie neguję i nie ignoruję doznań emocjonalnych, uczuciowych, ale nie uznaję ich za narzędzie poznania.
Napisałem już, że intuicji nie traktuję jako uczucie, ale jako zmysł (szósty zmysł). Pan natomiast, jeżeli dobrze rozumiem: (“będę bronić jego “intuicji”, bo przeżywanie religijne polega na czuciu”) traktuje intuicję jako emocje, moim zdaniem błędnie.
Wujek wiki podpowiada [a ja pogrubiam]:
Wiara również nie jest uczuciem, co nie wyklucza tego, że przeżyciom religijnym towarzyszyć mogą uczucia.
Podobnie jak miłość jest aktem woli, podobnie wiara wymaga aktu woli (“kto chce mnie naśladować niech weźmie swój krzyż i idzie za mną” – tu nie ma nic o uczuciach, jest za to wezwanie do czynu).
Jeszce raz, nie neguję uczuć i nie twierdzę jakoby nie istniały, nie twierdzę, że nie mają żadnego znaczenia, uważam jednak, że współcześnie zyskały one [uczucia] nadmierne znaczenie.
Przepraszam, może nieco niezręcznie sformułowałem odpowiedź.
Czy forma:
Byłaby przez Panią akceptowalna.
Zarzucając mi niecne zamiary zmienia Pani jednocześnie temat. Nie rozmawiamy o Miłości, ale o tym czy można miłować coś, czego się nie zna.
Jestem pewien, że jeśli będę pytał przypadkowych przechodniów: “Miłujesz Ktuiopedy?”
To 99 na 100 osób odpowie: “A kto/co to jest Ktuiopedy”.
Drogi Panie,
baaardzo proszę nie traktować naszej rozmowy w ten sposób, jakobym zarzucała Panu niecne zamiary.
Po drugie – nie zmieniam tematu, ponieważ zabierając głos w tej dyskusji, pozwoliłam sobie odnieść się się do Pana słów i tego staram się trzymać.
Przepraszam, że w poprzednim komentarzu zaznaczyłam tylko część zdania i w odniesieniu do tego zadałam Panu pytanie, na które Pan nie odpowiedział.
A szkoda, ponieważ “miłość” NIE pochodzącą od Pana Boga nie można miłością nazywać.
Jeżeli jesteśmy przez Pana Boga Miłością obdarowani, odzwierciedla się Ona w naszej postawie. (O tym pisałam wyżej).
Wtedy też Miłość jest motorem naszego każdego działania.
Wtedy też dążymy do Źródła Miłości, do Jego poznawania i do naśladowania Chrystusa Pana.
W ślad za tym miłość rozumna się pojawia, której tak bardzo potrzeba w dzisiejszym świecie.
Jeszcze raz pozwolę sobie powtórzyć:
Zdecydowanie – miłość przed rozumem.
.
Przyjmuję z pokorą i szacunkiem pana zdanie w tej kwestii. Mogę na koniec przytoczyć przykład z własnego podwórka. Otóż dawno temu, kiedy byłem jeszcze nieopierzonym młodzieńcem po prostu czułem, że coś jest złe lub coś jest dobre. Ten rodzaj czucia mnie nie zawodził, bo się to potem potwierdzało – po jakimś czasie, lub po latach.Jako ciekawostkę dodam, że dla Schelera a priori jest emocjonalne.
Samą wzmiankę o filozofii Schelera pamiętam z jednego wykładu oraz teraz ze sprawdzenia na użytek tego wpisu.
Generalnie mam podobne, co Pan odczucia (sic!), ale powyższe zdanie jest chyba przesadzone.
Poznaniem rządzi rozum, ale poznajemy to, co chcemy. Czasem poznajemy też to, czego nie chcemy, ale na tym, co leży w polu naszego zainteresowania skupiamy uwagę; studiowanie tego odrywa nas od snu i nawet czasem – obowiązków. Nazywamy taki stan pasją.
W metafizyce Gogacza jest coś takiego jak mowa serca, która kieruje nas ku poznawaniu drugiego bytu. Osobiście identyfikuję to właśnie z odczuwanym przez nas i uświadomionym przez rozum uczuciem pragnienia by poznawać. Nasz nieoceniony Marek Prokop pewnie poczułby potrzebę wytargania mnie za uszy i wyprowadzenia z błędu.
Ukłony.
Rozmyślam nad tym zdaniem.
Bardziej pasuje mi – miłość wraz z rozumem, albo – na miarę posiadanego rozumu.
Czy miłość osoby upośledzonej umysłowo jest uboższa, albo mniej warta?
Ale jeśli w miłowaniu uczucie kieruje działaniami, a rozum zostaje gdzieś z boku, to najczęściej mamy jakieś błędy, jakąś ułomność miłości i jej owoców.
Znajomy ksiądz powiedział mi kiedyś: rozum jest przed wiarą, bo bez rozumu silna wiara mogłaby wierzyć w cokolwiek. Rozum rozeznaje prawdę i musi podać wierze, co jest jej godne.
Inny ksiądz, który uczył kandydatów na lektorów o miłości właśnie, mówił że składa się na nią:
– Poznanie: miłość, która nie wie, kogo kocha, co to oznacza, czego w oczach Boga ta miłość ode mnie wymaga – byłaby raczej miłością potencjalną, a nie – realną.
Dalej:
– Odpowiedzialność,
– Służba,
– Troska.
POST – łatwo zapamiętać.
Miłość to postawa – to chyba najlepsza definicja, jaką słyszałem.
Pozdrawiam
Jeśli wybaczy Pan, że jeszcze wtrącę moje trzy grosze – jest coś takiego jak wiara, której towarzyszy uczucie (poczucie) pewności. Jest też wiara pełna wątpliwości – ruszam w drogę, chociaż prześladuje mnie myśl, że lepiej było zostać, wychodzę z łodzi, chociaż jestem przekonany, że raczej nie utrzymam się na wodzie.
Nie jestem pewien, czy można identyfikować wezwanie Chrystusa do wzięcia krzyża ze stwierdzeniem, że wiara jest błogosławieństwem i, że “gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście górze: rzuć się w morze, i ona by to zrobiła”. Z wezwaniem: “nawróćcie się i uwierzcie w Ewangelię” – już zdecydowanie tak.
Ja to sobie tak układam: możemy aktem woli podążyć za wezwaniem Chrystusa, ale nie musimy mieć pewności (szczególnie, że na ogół brak nam nawet zrozumienia) na temat wszystkich jego słów i zapowiedzi. To jest taka wiara realna. Trudna, niewdzięczna – czasem bardzo, pełna posłuszeństwa ale i niepewności. Uczucie przekonania – to już raczej łaska, to nie zależy od nas, ale jeśli to dostajemy – wszystko staje się łatwe. Taka wiara właściwie zastępuje wolę, bo nasze serce samo rwie się i pociąga nas ku dobru.
Drogi Marku,
Skoro przywołałeś mnie do tablicy, to trochę wytarmoszę Twoje intelektualne uszy :
Pan Ywzan Zeb ma rację – posiadamy tylko dwie władze poznawcze : zmysły i intelekt.
Wolna wola jest tylko władzą pożądawczą, a nie poznawczą.
Uczucia, emocje niczego nie poznają; są naszą reakcją na informacje przekazane nam przez zmysły (biernie je odbierają, odczuwają), a gdy w nie ingeruje intelekt (odbiera biernie i czynnie rozumie i rozumuje), wtedy dzięki woli możemy podjąć sensowne lub mniej sensowne działania. Wywołać w sobie dobre lub złe emocje.
Pasja to też jest emocjonalna czy uczuciowa reakcja na to, co proponują zmysły i/lub intelekt.
Swoją drogą należało by też odróżnić emocje od uczuć (sensacje zmysłowe od pragnień zmysłowo-intelektualnych ?). Mam taką potrzebę, ale w tej chwili nie bardzo wiem, jak to zrobić.
Scheler (tematem jednego z pierwszych opublikowanych moich artykułów filozoficznych był problem istoty według M. Schelera) w swoich koncepcjach nie rozpoznawał porządku bytowania i porządku poznawania, gdyż używał metody fenomenologicznej redukcji eidetycznej czy redukcji transcendentalnej, która nie odróżnia tych porządków jako że wychodzi z kantowskiego założenia, że wszystko jest tylko poznawaniem – człowiek nie może wyjść poza poznanie, proces poznawania.
Tomasza z Akwinu « verbum cordis » Gogacz rozwinął w teorię poznania odrębną od teorii bytowania. Ale to nie « słowo serca » kieruje nas do poznania drugiego bytu. To drugi byt, ponieważ istnieje, wywołuje w nas « słowo serca » i na bazie tego « słowa » możemy mówić o nieskonceptualizowanej, niespojęciowanej jeszcze « mowie serca » jako odebraniu istotowych pryncypiów spotkanego bytu.
Pragnienie poznawania też jest wywołane przez poznawany byt jako jakieś dobro dla nas (Arystoteles). A nie dlatego, że mamy jakieś uczucia; uczucia są wtórne do poznawania.
Miłość można rozumieć jako uczucie. Najczęściej tak ją rozumiemy. Ale miłość jest przede wszystkim własnością transcendentalną bytu jako istniejącego. Nie można przecież kochać czegoś, co nie istnieje.
Dobrego dnia
.
Ale jeśli w miłowaniu uczucie kieruje działaniami, a rozum zostaje gdzieś z boku, to najczęściej mamy jakieś błędy, jakąś ułomność miłości i jej owoców.
Tak, jeżeli uczucia kierują działaniami, to bardzo często rozum zostaje gdzieś z boku. Skutki bywają opłakane…
Miłość powinna kierować naszymi uczuciami, naszym działaniem.
Tak być powinno zgodnie z Przykazaniem Miłości danym nam przez Chrystusa Pana. Wtedy świat wyglądałby inaczej.
Jeszcze jedna bardzo ważna kwestia… jeżeli poprzez grzech nie odstąpimy od Pana Boga, to raczej trudno jest o to, żeby …rozum został gdzieś z boku… ponieważ wraz z Bożą Miłością spływają na nas i inne Łaski, pośród Nich te, które nazywamy Darami Ducha Świętego… wśród nich ROZUM.
Dlatego m.in. tak ważne jest życie w stanie Łaski uświęcającej, czyste serce, czyste miejsce Zaproszeniem dla Ducha Świętego, jak również poddanie naszej woli Świętej Bożej Woli. I tu pojawia się znów pragnienie przebywania z Panem Bogiem w modlitwie… poprzez czytanie lektury duchowej… z pragnienia rozpoznawania Woli Bożej w zapatrzeniu się w Chrystusa Pana i w naśladowaniu Go. W przypatrywaniu się też Matce Bożej, jaką Ona przyjmowała postawę, jak postępowała wobec Pana Boga i wobec bliźniego każdego.
Dziękuję za pozdrowienia… i odwzajemniam…:)
.
* * *
Jeszcze nie istniałam
a już byłam przez Miłość kochana.
*
Zostałam Miłością obdarowana
ZANIM Ją poznałam.
* * *
Miłość
jest Źródłem Stworzenia
Miłość
jest Źródłem
naszego Istnienia
Miłość
jest Dawcą
Dobra wszelkiego
Miłość
Ofiarą
Siebie samego
Miłość
jest Źródłem
naszej Wiary,
którą TA sama Miłość
nam objawiła…
* * *
Wyrządzamy krzywdę miłości, sprowadzając ją do uczucia.
Miłość nie jest uczuciem. Może inaczej na nią spojrzymy, kiedy powiemy, że miłość jest cnotą otrzymaną z Łaski Bożej.
Uczucia… towarzyszą miłości.
Uczucia są zmienne. Jedne się pojawiaj, inne znikają.
Miłość, w której powinniśmy wzrastać, jest wieczna. Miłość nie jest uczuciem.
Taka jest moja wiara i przekonanie.
Oczywiście, można się ze mną nie zgadzać.
Pozdrawiam…:)
Zamknęła Pani tym komentarzem sklepienie gotyckiej katedry swoich wcześniejszych wypowiedzi. Nie umiem tego skomentować ani uzupełnić.
Mogę tylko podziękować za umieszczenie tu tak mądrych słów.
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, Bóg w Trójcy jedyny, który jest miłością.
Niech będzie uwielbiony Bóg w Trójcy Przenajświętszej Jedyny!
Cześć Niepokalanej!
Pisząc tę notkę wiedziałem, że nie wszyscy się z nią zgodzą.
Max Scheler różnicował uczucie i poznające czucie.
“Cała sprawa” w głębszy sposób wiąże się ze specyficznym rodzajem wrażliwości, bez której inteligencja emocjonalna, empatia i wreszcie miłość są utrudnione. Bez której filozofowie są jak brzmiące cymbały
Filozofię Schelera rozwijał m.in.Dietrich von Hildebrand z którego pozwolę sobie zacytować kilka racjonalnych refleksji:
Bardzo na czasie w kontekście toczonych ostatnio sporów.
:-)))
Dziękuję za komentarz załączony powyżej:
Bardzo na czasie w kontekście toczonych ostatnio sporów
Pozdrawiam…:)
Genialna – moim zdaniem – interpretacja Zbigniewa Preisnera:
Dziękuję za ucztę duchową…
:)
w kontynuacji
Wszystkich, którzy tutaj dotrą
zapraszam w dalszą PODRÓŻ…
.
Przepraszam najmocniej, ale napisałem w tym zdaniu głupstwo :
« Ale miłość jest przede wszystkim własnością transcendentalną bytu jako istniejącego. »
Oczywiście miłość nie jest jakąś « cegłą » czy « własnością cegły ».
Miłość jest relacją; relacją między osobami.
Owszem, opartą na własności transcendentalnej jaką jest realność, ujawniającą istnienie danego bytu.
Niekiedy mówimy, że « uwielbiamy » jakiś obraz, rzeźbę, kotka. Wyraża to naszą potrzebę przebywania w relacji z kimś lub czymś. Ale to jest iluzja relacji miłości; pragnienie, żeby ktoś nas kochał, nawet jak kotek nas podrapie pazurami. Jest to relacja jednostronna, gdyż obraz, ani kotek nas nie pokocha. Trochę na siłę « wciskamy » kotu naszą miłość, chcąc go widzieć jako osobę, czyli rozumną i posiadającą wolną wolę do pokochania.
Bóg jako nasz Stwórca i Osoba kocha nas jednostronnie, czy tego chcemy, czy nie, bo z Miłości nas stworzył. I my jako osoby albo podejmiemy z Nim tę relację miłości, albo ją odrzucimy.
« Max Scheler różnicował uczucie i poznające czucie. »
Dawno temu czytałem Schelera, ale wydaje mi się, że z tym rozróżnieniem się zgadzam. « Uczucie » rozumiem jako sentyment wywołany we mnie jakimś zjawiskiem, a “poznające czucie » (w/g Schelera rodzaj intuicji), jako odebrane przez zmysły czy intelekt własności bytów.
Scheler zasługuje na uznanie, gdyż rozważał ważny problem osoby. Pewnie to zagadnienie zainspirowało K. Wojtyłę, żeby napisać pracę o nim, ale osobę rozumiał już w perspektywie tomistycznej, a nie fenomenologicznej. Chociaż Tymieniecka chciała widzieć w Papieżu fenomenologa.
Przyznam się, że nie czytałem żadnej pracy von Hildebranda, ale te cytaty wydają mi się bardzo sensowne.
Czy relacja, to nie jest coś bardzo ogólnego? Jakikolwiek związek?
Np. wykwintne danie i kawałek granitu zbudowane są z tych samych atomów. To jest jakaś relacja. W zasadzie nawet niewiedza (przynajmniej przy matematycznym poziomie abstrakcji) może być relacją:
o pewnych rzeczach wiem – i jestem w relacji wiedzy o nich, o innych – nie wiem, i jestem w relacji niewiedzy o nich.
Dużo lepszym określeniem czy kategorią dla miłości jest – jak pisała pani Intix – postawa. Zawiera się w tym wola, bez której możemy mówić co najwyżej o instynktach lub odruchach.
Co do miłości kotka – straszne herezje opowiadasz. Jasne, że jego wola, świadomość i rozum są o wiele uboższe niż u człowieka. Ale przywiązanie, ofiarność, troska – nie są zwierzętom obce.
Marku,
Ty rozumiesz relację jako coś bardzo ogólnego, a ja zawężam jej znaczenie do arystotelesowskiego pojęcia jako jednej z 9-ciu przypadłości substancji. Chociaż jeden taki, co się Arystotelesem zajmował, chciał mnie kiedyś przekonać, że wszystko u Stagiryty (każdy jego opis bytu) można sprowadzić do relacji; relacji koniecznej, niekoniecznej, transcendentalnej, mniejszości, większości, symetryczności.…
Gdy pytam o strukturę bytu, a w niej czym może być miłość między osobami, to wychodzi mi, że nie jest to substancja (cegła, danie, kamień), nie jest to przypadłość czasu, ani przestrzeni, ilości, jakości, położenia, doznawania …, ale że jest to jakiś związek, odniesienie, które zachodzi między dwoma bytami i które ma początek w jednym bycie i kres w drugim, czyli tak właśnie Arystoteles zdefiniował relację.
Postawa to jest pojęcie jeszcze bardziej ogólne niż relacja, dlatego pewnie Arystoteles nie uwzględnił jej w swym opisie bytu.
No pewnie, możesz mieć relacje z niewiedzą; heideggeryści mają relacje z niebytem. Można sporo rzeczy … Masz umysł abstrakcyjny, więc widzisz relację niczego do niczego. Ja mam z czymś takim spore trudności, tzn. miłość jest relacją realną opartą na realnie istniejącym bycie, a relacja bytu do niebytu czy niebytu do niebytu jest tylko relacją myślną.
Pewnie opowiadam herezje o kotku, natomiast Ty antropomorfizujesz własności kotka ponad miarę i jeszcze tworzysz z nich jakąś hierarchię (kotek uboższy od człowieka o coś tam). Eeeeh, idź do kąta.
.
* * *
C O D Z I E N N I K… SENTENCJE ZE SKARBCA KARMELU:
* * *
* * *
Codziennik… publikuję za zgodą… dzięki uprzejmości i dobroci
Wielebnych Adminów Strony >karmel.pl, dla Których serdeczne Bóg zapłać…
Ok, wystęþowanie słowa “pomiędzy” w Twoich opisach wzbudziło moje podejrzenie, że może chodzi o prawie tak abstrakcyjne rozumienie relacji, jak w matematyce. Bo tam można określić, że np. 2 oraz liczba pi są ze sobą w relacji i ta relacja jest całkowicie “pomiędzy”: ani “2”, ani “pi” nic o niej nie wiedzą i nie mają na nią wpływu. A miłość zdecydowanie nie jest w “pomiędzy” ale w tym bycie początkowym.
Pozdrawiam z kąta.
.
Też myślę nad tym… relacja… relacje…
Dobrym przykładem na nie jest (pozwolę sobie podać tytuł jednego z moich wpisów)
Dobra zmiana, wręcz ZNAKOMITA… w relacjach pomiędzy Warszawą a Tel-Awiwem…
Po owocach widać wyraźnie, że władze warszawskie mają zdecydowanie lepsze relacje z Żydami niż z Polakami – katolikami… a przede wszystkim lepsze niż z Panem Bogiem.
Kolejnym dobrym przykładem relacji jest D I A L O G …
W powiązaniu z treściami zawartymi w TYM komentarzu
wszystko wskazuje na to, że dzisiejsi E k u m e n i ś c i…
są w lepszej r e l a c j i z wierzącymi inaczej.. niż z Panem Bogiem.
Kolejnym dobrym przykładem jest pociąg (pojazd) relacji np. Łódź – Warszawa.
Konkluzja:
Módlmy się w tej intencji…
aby Wszystkich Nas… i wokół Nas…
łączyły z Panem Bogiem
NIE relacje…
ale niczym NIErozerwalne – przede wszystkim grzechem – WIĘZI…
Pozdrawiam…:)
No dobrze, już wyjdź z tego kąta.
Nie wiem czy dobrze zrozumiałem przykład z 2 i π , który wykazuje, iż nie każda relacja jest relacją miłości, ale każda miłość osobowa jest relacją.
To nie jest w/g mnie dobrze sprecyzowane twierdzenie :
« A miłość zdecydowanie nie jest w “pomiędzy” ale w tym bycie początkowym. »
Jeżeli zgodzisz się, że miłość jest relacją, to ona nie może być w « bycie początkowym », ale musi być zapoczątkowana przez jakąś własność tego bytu. I tą własnością jest realność. Każda relacja jest zapoczątkowana przez jakąś własność bytu.
Jeżeli rozumiesz miłość jako uczucie, to owszem, uczucie będzie w Tobie i jak nie nawiążesz relacji miłości z inną osobą mówiąc o tym uczuciu, to zadręczysz się na śmierć. Możesz też mieć to wewnętrzne uczucie miłości tylko w stosunku do samego siebie i też marnie skończysz jak Narcyz.
Tymczasem Biblia nakazuje miłować bliźniego jak siebie samego. Czyli nawiązywać relację z bliźnim, tak jak realizujesz pewne działania w stosunku do siebie, tzn. dbasz o swoje zdrowie, troszczysz się o swój intelekt np. czytając gogaczowe « Istnieć i poznawać », by już nie popełniać odwiecznych błędów w rozumowaniach filozoficznych etc. Krótko, bronisz istnieniowych relacji osobowych w stosunku do siebie i do innych osób, także do Boga, jakimi są wiara, nadzieja i miłość. I to wystarczy, by dobrze żyć.
Też pozdrawiam ze słonecznego jak na razie Paryża.
Pozwolę sobie podłączyć – łącząc obustronnie wpisy – i serdecznie zapraszam Szanownych Państwa i zachęcam do wysłuchania:
Szczęść Boże!