Norweskie media od wczoraj rozpisują się na temat niezwykłego zdjęcia wykonanego przez fotografa-amatora Jacka Lihauga. Na fotografii przedstawiającej zorzę polarną nad norweskim miasteczkiem Bo widać twarz człowieka. Znajomi fotografa uznali, że przypomina ona twarz… Jezusa.
Lihaug przyznał w rozmowie z portalem nrk.no, że zorza sama w sobie nie była spektakularna, ale to, co zobaczył na zdjęciu, zaskoczyło go. – Nie widziałem nic na niebie, twarz zobaczyłem dopiero, kiedy przeglądałem zdjęcia w aparacie – powiedział.
Burza rozpoczęła się, kiedy fotograf pokazał zdjęcie swoim znajomym. – Większość uważa, że twarz widoczna na zdjęciu przypomina twarz Jezusa. Moim zdaniem to bardziej grecki piosenkarz Demis Roussos – twierdzi.
Fotograf-amator zaznacza również, że zdjęcie jest autentyczne. Nie obrabiał go cyfrowo, bo, jak twierdzi, słabo radzi sobie z obsługą programów graficznych.
eMBe/Onet.pl/nrk.no/mojanorwegia.pl
Jeżeli to tylko prawdziwe, to ciekawy znak. Czy wiecie czy jest wiarygodna historia sprzed 3 lat, kiedy podczas cyrku z wulkanem w 2010 ukazała się też twarz, ale demoniczna raczej w chmurach? To było wtedy jak “dotknięcie zła” po Zamachu Smoleńskim, kompromitacji zwanej pogrzebem. Wtedy to były na pewno znaki. Trudno takie coś weryfikować, zwykle nie ma świadków, foto mogło być zrobione w innym czasie, miejscu, albo zgrabna manipulacja jakaś niekoniecznie tylko w komputerze.
Też to widziałam, ale nie zamierzałam wklejać.
Dla mnie jeżeli już – to SZOKUJĄCYM znakiem był piorun, który walnął w Watykan. Znakiem mówiącym więcej, niż komentarze, które się potem pojawiły…
Malowałam wielokrotnie i maluję oblicze Chrystusa z Całunu. Jest mi bliskie, bardzo bliskie. Chmury do tego niezbyt są mi potrzebne.
Pozdrawiam, Izo.
Widzę, że zachowałaś realizm, aż do bólu i o to w tym wszystkim chodzi, bo przecież pamiętać trzeba o fałszywych znakach, które mają Nas uwieść.
Pozdrawiam Serdecznie:))))
Pani Circ.
Się Pani coraz mocniej dziwię.
Jeszcze raz Pani opowiem o moim znaku.
Spotkałem kolegę. Na dniach rodzi mu się syn.
Spotkałem go idąc po chlebek i mleczko. Nie musiałem jechać do żadnej Norwegi, i spoglądać w niebo.
czego i Pani życzę
…spokojnie circ …żydki bawią się projektorem…pozdrawiam
http://stopnwopoznan.wordpress.com/projekt-blue-beam-–-planowany-przekret-wszechczasow/
Ludziska jakieś dziwne są. To co dookoła nich się dzieje nie za bardzo ich rusza, bo wolą swój święty spokój.
KK i jego dzień codzienny też nie zawsze jest zmusić ich do czegoś wielkiego, ale niech w szybie ktoś zauważy nienaturalne rozszczepienie światła to przyjmują to za obraz Madonny i już walą tłumy i modlą się. Gdzieś tam z kolei wzór na korze drzewa przypomina twarz Jezusa i znowu powtarza się to samo. A teraz ktoś na zdjęciu zobaczył znowu Jego twarz.
Gdzieś tam figura Matki Boskiej zaczyna płakać kwawymi łzami i znowu tłumy.
Co ciekawe po jakimś czasie ustają procesje i sprawa popada w niebyt.
KK doświadczony wiedzą ponad dwóch tysięcy lat zachowuje daleko idącą wstrzemięźliwość i proces uznawania takich zjawisk za cud trwa dość długo, bo wszelka pochopność w takich sprawach nie jest wskazana.
Czyżby głęboko w psychice ludzkiej nie została zagrzebana atawistyczna wiara w magię, gusła i zabobony? A tu dochodzi jeszcze sprawcza moc pewnej nacji. :)
A jeśli idzie o projektor to dykteryjka.
Byliśmy z jakieś 15 lat temu na Sylwestra w Strzesze Akademickiej. Wiadomo, schronisko przypomina raczej stodołę i dlatego chodziliśmy w pozostałe dni na piwo do Samotni. Kiedyś wracaliśmy około 23, gdy wtem przemknęło coś nisko po niebie. Zauważyła to tylko znajoma. Zatrzymaliśmy się, a ja dla podgrzania atmostery powiedziałem zupełnie poważnie, że to pewnie NOL. Oberwałem kuksańca w bok od żony.
Po pewnym czasie ów NOL znowu przemierzył niebo, na dodatek było ich kilka i jeszcze wirowały. Zjawisko było cykliczne. W schronisku dowiedzieliśmy się, że jakiś klub w Karpaczu zafundował sobie reflektor, który puszcza takie światła w niebo; widoczne były dobrze wtedy gdy na nocnym niebie były chmury. Ciekawe jakie nazwisko nosił właściciel klubu?
Znam Blue-Beam.
Uważam, że napisał to jakiś pisarz science -fiction. Takie pomysły zawsze przychodzą ludziom do głowy, bo czemu nie, ale już z realizacją jest trudniej.
Jak działają takie publikacje? By podważyć wszelkie prawdziwe znaki i by ”znaków” było tyle, byśmy nie umieli odróżnić prawdy od nieprawdy.
Patrzę i rozważam w sercu. Nie ma innego wyjścia.