Wpadła mi w ręce wspomnieniowa książeczka Kiry Gałczyńskiej pod tytułem: „Jak się te lata mylą..” Faktycznie dużo się moim zdaniem Kirze pomyliło. Nasze drogi wiele razy się przecięły choć nie znam jej osobiście. Ostatni raz spotkałyśmy się 25 lat temu gdy odprowadziwszy konno ( miałam kontuzję kolana i nie mogłam przejść 15 km.) wycieczkę szkolną z Koczka (gdzie biwakowaliśmy po spływie Krutynią) do leśniczówki Pranie poprosiłam ją o napojenie mego konia i spotkałam się z wrogą odmową. Nie odważyłam się sprowadzić konia w ręku stromą ścieżką do jeziora Nidzkiego, więc zrezygnowałam z napojenia go i ruszyłam z powrotem konno do Koczka przez lasy. Napoił klacz po drodze przy stacji w Karwicy napotkany robotnik kolejowy. Dla niego, w przeciwieństwie do Kiry, było oczywiste, że przy upale takiej prośbie po prostu nie można odmówić. Kira natomiast wydawała się wręcz urażona, że ktoś ośmiela się naruszyć powagę sanktuarium, które wybudowała swemu ojcu Konstantemu Ildefonsowi Gałczyńskiemu w Praniu. Jasne stało się dla mnie, że należymy ( w sensie Konecznego) do zupełnie różnych cywilizacji.
Tak się złożyło, że spotykałam się z jej rodzicami u wspólnych znajomych. Natalia Gałczyńska, jak zawsze piękna i grająca pierwsze skrzypce i Konstanty ścielący się u jej stóp, trzeźwy czy pijany, odgrywali nieodmiennie swój popisowy spektakl. Czy Natalia, jak twierdziła, faktycznie była gruzińską księżniczką czy konfabulowała? Nie wiem i właściwie mnie to nie interesuje. Byli częścią uprzywilejowanego przez komunistów literackiego towarzycha, obdarowywanego cudzymi mieszkaniami, meblami i obrazami, które to dary przyjmowali z rąk choćby Cyrankiewicza bez najmniejszych skrupułów. Jak pisze Kira Gałczyńscy mieszkali przez całe lata obok komunistycznych prominentów w Alei Róż. Bezrefleksyjnie bawiąc się w arystokrację grzali się również w cieple cudzych pałaców Nieborowa i Obór. Dla mnie, niezależnie od talentu Konstantego, byli zwykłymi kolaborantami.
Kira ukończyła to samo co ja liceum imienia Narcyzy Żmichowskiej w Warszawie i wspomina tych samych nauczycieli. Choć poznałam ich później, bo edukacja licealna starszej ode mnie Kiry przypadła na lata stalinowskie, nasze obserwacje się pokrywają. Kira we swych wspomnieniach wysoko ocenia niezależność świetnej polonistki pani Michałowskiej. „ Pani Michałowska miała cięty dowcip, nie schylała głowy, mówiła co myślała” – pisze. Za moich czasów, gdy podczas obozu w Giżycku jakaś koleżanka popisywała się lewackimi frazesami pani Michałowska powiedziała: „Moja droga, oszczędź nam wszystkim tej brukowej filozofii”. Taka właśnie była, odważna i nieprzekupna. Kira doceniła również dobroć profesora Krügera , który postawił jej na wyrost trójkę z matematyki. „ Byłam klasycznym matematycznym jełopem” -pisze. Profesor Krüger faktycznie był bardzo dobrym nauczycielem matematyki i szlachetnym człowiekiem, a jego córka Halina Krüger-Syrokomska to jedna z najwybitniejszych polskich alpinistek.
Z niejasnych dla mnie przyczyn Kira nie tylko zapisała się do ZMP lecz uczestniczyła w rozkułaczaniu rolników. „ Z pełnym oddaniem walczyłyśmy z polskim kułakiem” (-) w zwalczaniu kułactwa brałam jeszcze udział na I roku studiów”-pisze. Jak na wnuczkę gruzińskiej księżniczki to raczej kiepsko.
Wspominając z nostalgią Aleję Róż Kira pisze że obecnie ulica ta jest „ pozbawiona swej niepisanej pryncypialności, elegancji i znanych postaci z pierwszych stron gazet”. Te postaci to „ premier Cyrankiewicz z żoną znaną i piękną Niną Andrycz. (-) Matwinowie, Motykowie, Artur Starewicz z żoną Marią Rutkiewicz (-) Maria Rutkiewiczowa była łączniczką radzieckiego skoczka, zwiadowcy i radiotelegrafisty..”. Faktycznie prawdziwa elita przywieziona na sowieckich tankach , instalująca w Polsce stalinizm i bawiąca się w cudzych mieszkaniach i pałacach. A wśród nich literaccy kolaboranci. Aby nie było wątpliwości co do atmosfery tego środowiska przytoczę w jaki sposób Kira opisuje pogrzeb Bolesława Bieruta: „ Pogrzeb Bieruta zgromadził tysiące osób, które w milczeniu przechodziły przed trumną. Kronika Filmowa utrwaliła rozszlochaną twarz młodej ślicznej Hanki Skarżanki”. Hanna Skarżanka już nie żyje ale chyba wstydziłaby się takiej rekomendacji. Podobno pochodziła z rodziny ziemiańskiej, podobno należała do Kedywu Okręgu Wileńskiego AK. Jeżeli nie są to tylko mity( a mam nadzieję, że nie) trudno mi sobie wyobrazić, żeby osoba z ziemiańskiej rodziny szlochała po Bierucie. Chyba, że należała do grupy oportunistycznych kolaborantów, którzy zdarzali się również i w tej sferze, skłonnych dla kariery podeptać wyniesione z domu ideały i zasady.
Trudno dziś zrozumieć specyficzną atmosferę warszawki gdyż ludzie którzy bywali na literackich salonach nie chcą na ogół pisać wspomnień z tego okresu, które zawierałyby prawdziwą charakterystykę kolaboranckich środowisk. Jak powiedział mi kiedyś Marek Nowakowski nie jest bezpiecznie i miło pluć pod wiatr, bo zawsze plwocina trafi ci prosto w twarz. Dlatego Marek wolał opisywać warszawski margines. Ludzie marginesu byli bardziej autentyczni niż pupile komuny czyli grzęznący w swoim zakłamaniu pisarze, poeci i intelektualiści. Dlatego historycy mogą chyba liczyć tylko na wspomnienia takich naiwnych panienek jaką w młodości była Kira Gałczyńska. Pomimo charakterystycznej minoderii nie potrafi ona ukryć fascynacji przywilejami którymi szafowali wobec wybranych komuniści, poczucia wyższości wobec reszty społeczeństwa, czyli typowych rysów komunistycznych kolaborantów. Czy wyjątkowy talent Gałczyńskiego usprawiedliwia jego przyjaźnie z komunistycznymi prominentami? Czy nie rozumiał, że w ten sposób legitymizuje ten zbrodniczy ustrój? Czy był tak spragniony luksusów, że w ogóle się nad tym nie zastanawiał?
Faktem jest, że wszystkie zbrodnicze reżimy mogły zaistnieć tylko dzięki oportunistom i idiotom. I bardziej niż komunistyczne przyjaźnie Gałczyńskiego szokujące jest dla mnie uczestnictwo młodziutkiej Kiry w rozkułaczaniu chłopów.
Nie ma w polskiej historii terenu równie gnilnego, bagnistego, gdzie w oparach kłamstwa dokonywał się pochówek prawdziwej polskiej literatury, jak to powojenne bajoro literackie. Rozmiaru tego upadku można tylko domyślać się z urywków przemykających czasem jednym-dwoma zdankami w pamiętnikach i wspomnieniach uczestników tamtego żałosnego spektaklu.
Wyreżyserowany i dyrygowany on był przez rasowych politruków sowieckiego chowu: Bermana, Cyrankiewicza, Bieruta i ich następców w późniejszych dekadach, którzy znali bezmiar miłości własnej tych narcyzów i nie szczędzili im przyjęć, nagród, wycieczek zagranicznych, wysokich nakładów. Do dziś prominenci “literackiej warszawki” tamtych lat i ich potomkowie dbają, aby prawda o duchowej i moralnej nędzy większości tych “luminarzy” nie przedostała się do trwałych nośników pamięci zbiorowej narodu. Pozostały tylko okruchy np. o płaszczeniu się przed polskimi gauleiterami Kremla takich tuzów literatury jak Nałkowska, Iwaszkiewicz, nawet Marii Dąbrowskiej – pozującej na niezależną – zdarzyło się w swych pamiętnikach umieścić pełną urazy notkę, że spóźnia się po nią limuzyna od premiera. To domaga się wielkich monografii, wielkiego oczyszczenia, bo zatruty obraz literatury i opar tamtego kłamstwa nadal unosi się nad obecnymi polskimi “elitami” i ich opiekunami politycznymi, którzy biorą z tamtych wzór.
Co trzeba zrobić by zostać członkiem Związku Literatów Polskich ?
Trzeba wydać jedną książkę i dwóch kolegów.
Ten dowcip z tamtych lat jest niezwykle trafny.
A dzisiaj ?
Dzisiaj jest to samo tylko bardziej i niekoniecznie w ZLP.
Wszędzie.
Plaże Dominikany,Zanzibar kusi…
To niektórych zaskoczy. Kogo znany żongler i smakosz prof. Bralczyk uważa za najlepszego współczesnego pisarza…
I dostał brawa. Może nie owacje, ale zawsze. Tokarczuk, Twardoch… Plejada.
Załamka… :)
Może i chciałbym poznać odpowiedź na to pytanie, ale w tym celu musiałbym przebrnąć przez ponad godzinę gadaniny Bralczyka, która znajduje się pod załączonym przez Ciebie linkiem. Jest to ponad moje siły.
Film ustawiony jest na ten właściwy moment. 30 sekund wystarczy. :)
Wymienił też Piątka. A co może się z tego podobać smakoszowi?
…także tych, którzy przetrwają, m.in. Brunona Schulza, który opisywał swoje reminiscencje i podobne podróże poetycką polszczyzną. Piękne i bujne zdania, a wśród nich niemoc dojrzewającej do rozpaczy udręczonej duszy samego autora. Na fotografiach wyglądał jak cierpiętnik- masochista lub szaleniec. Ciekawostką są jego freski (kilka z nich zostały zagrabione przez Żydów i wywiezione do Izraela). Ukraińskie śledztwo zostało taktownie umorzone. Schulz był też grafikiem i rysownikiem.
„od młodzieńczych lat był zafascynowany mistrzem technik graficznych Felicienem Ropsem, łączącym w twórczości elementy pornograficzne z satanistycznymi”./Anna Kaszuba-Dębska/
Xięgi Bałwochwalczej nie wkleję, ale za to jego freski wraz z historią: